PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30595}

Fucking Amal

Fucking Åmål
7,1 17 652
oceny
7,1 10 1 17652
7,0 12
ocen krytyków
Fucking Amal
powrót do forum filmu Fucking Amal

Zabawa!!!

ocenił(a) film na 5

Uwaga! To jest temat, w którym swoje opinie na temat tego filmu będą
wyrażać uczestnicy naszej „Zabawy Filmowej 2008”.

Chcesz dowiedzieć się na czym polega zabawa? Patrz tutaj:
http://www.filmweb.pl/blog/entry/455665/ZABAWA+FILMOWA+2008.html

Dyskusje z uczestnikami zabawy i komentarze do ich opinii są mile
widziane.


---
Uwaga, poniższe komentarze mogą zawierać spojlery zdradzające treść
filmu!

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

Arcydzieło.

Wszystko co bym tu napisał - gdybym napisał - byłoby totalnie bzdurne i nawet w 1% nie oddawałoby tego co czuję.

To trzeba po prostu zobaczyć (dodałbym trzy wykrzykniki i jedynkę, ale i bez tego zabrzmiało to jakoś pretensjonalnie)

ocenił(a) film na 10
KYRTAPS


VÄLKOMMEN TILL FUCKING ÅMÅL

czyli 12/10


O tym filmie to ja mógłbym bez końca :) , więc muszę narzucić sobie jakąś dyscyplinę. Może na razie zwrócę tylko uwagę na parę rzeczy, które mogą być istotne przy oglądaniu. Generalnie lepiej najpierw obejrzeć film, a dopiero potem o nim czytać, ale o FA dobrze jest wiedzieć wcześniej 3 rzeczy. Bez spoilerów, kto chce, niech przeczyta:

1. Zacznijmy od tego, że film ten był w Szwecji sukcesem frekwencyjnym wszechczasów: w 8-milionowym kraju w ciągu roku obejrzało go blisko milion widzów (to tak jakby w Polsce 5 mln), dystansując zdecydowanie m. in. główny wyświetlany wówczas przebój światowy - „Titanica”.
FA zebrał w całej Europie ogromną ilość nagród, czego jednak z preferującego nagrody amerykańskie Filmwebu raczej się nie dowiemy. Oprócz nominacji do nagrody EAF za najlepszy film europejski, przede wszystkim 4 główne nagrody Guldbagge, zwane szwedzkimi Oskarami – za najlepszy film, reżyserię, scenariusz i dla najlepszej aktorki ex aequo dla Alexandry Dahlström i Rebecki Liljeberg; ponadto sukcesy w Karlovych Varach, Berlinie, Oslo, na Festiwalu Flanders i kilkunastu innych, w tym szczególnie dużo spontanicznych nagród publiczności wszędzie, gdzie tylko był pokazywany.
Film wyjątkowo zachwycił samego Ingmara Bergmana. Ten znany raczej z powściągliwości w chwaleniu innych reżyserów gigant kina o Lukasie Moodyssonie i jego debiutanckim FA wyraził się dosłownie: „arcydzieło młodego mistrza.”.
Last but not least – film stanowił inspirację do wymyślenia image’u rosyjskiego zespołu TATU, co opisano później w książce o powstawaniu tej grupy, a całkiem niezła (jak na ten gatunek i poziom) piosenka „Show Me Love” / „Pokazhi Mnie Lubow” stanowi swego rodzaju trybut i hołd dla FA.
(znacznie lepsza jest wersja rosyjsko-języczna http://www.youtube.com/watch?v=tSDdbBfj0lw - od 4:00 nie patrzeć - SPOILER)

2. Kiedy obejrzałem FA pierwszy raz w telewizji prawie dwa lata temu, dostałem regularnego fioła na jego punkcie. Uznałem go za ósmy cud świata i jedyny film wszechczasów, któremu należałoby dać ocenę 12/10, nie jakieś tam skromne 10/10, zarezerwowane dla zwykłych, przyziemnych arcydzieł. Nie posiadałem jeszcze wówczas szybkiego netu, a na dvd film był trudno osiągalny, więc zanim stałem się szczęśliwym posiadaczem płyty polowałem na niego w telewizji. Kanał Ale Kino puścił go kilka razy, lecz sugerując się zapewne tytułem robił to o dzikich porach - typu godzina 3:00 w nocy w środku tygodnia. Jednak, pomimo pracy, oglądałem za każdym razem. I mimo niewyspania, a nawet zawalenia przez to paru spraw, po każdym seansie humor poprawiał mi się co najmniej na tydzień.
Bo ten dziwny film właśnie taki jest. W zasadzie wydaje się, że nie ma w nim nic specjalnego, a poza tym opisy i trailery sugerują niezbyt miły, naturalistyczny dramat młodzieżowy (prowincja, sceny podcinania żył, rozpaczy, rzygania na imprezie itp.). Tymczasem głównym, podstawowym wyróżnikiem filmu „Fucking Amal” jest to, że jest on CHOLERNIE SYMPATYCZNY. Ciepły. Lekki. Wprowadza w dobry nastrój. Powoduje lepsze nastawienie do świata. Nie ma to nic wspólnego z samą fabułą, ani zakończeniem filmu, a jest chyba zasługą jego klimatu oraz dwóch zachwycających głównych bohaterek, nieśmiałej introwertyczki i rozwydrzonej ekstrawertyczki, których role zostały odegrane genialnie i bez żadnej przesady oscarowo (rzadko zdarza się jedna taka rola, a dwie naraz obok siebie to ewenement na skalę światową). Oraz oczywiście zasługą naprawdę pięknego, jak na dramat o młodocianych krypto lesbijkach ;), sposobu ukazania miłości (w krajach anglosaskich film nosił tytuł „Show Me Love”, w Rosji „Pokazhi Mnie Lubow”). A może i jeszcze czegoś innego, czego nie potrafię wytłumaczyć. W każdym razie nie dość, że ten film ma w sobie owo słynne filmowe COŚ, to na dodatek jest to coś bardzo miłego :D
Na pewno będą osoby, których FA nie zachwyci, nie poruszy u nich w środku tej odpowiedniej struny. Być może nawet nisko go ocenią, uznając że jest „zwykły” czy „nudny” i nie zawiera nic szczególnego. Natomiast dla osób, którym się spodoba, ostrzeżenie – jak napisał któryś fan: „ten film uzależnia” :D

3. FA opowiada o zabitej dechami szwedzkiej prowincji. O miasteczku z rodzaju tych, o których jakiś szwedzki rockman (nazwisko i grupa wyleciały mi akurat z pamięci) powiedział kiedyś, że zimą można się tam tylko urżnąć lub grać w zespole, bo jakichkolwiek innych alternatyw brak.
Zrealizowany został w formule udającej trochę fabularyzowany paradokument, z lekko ziarnistym obrazem, paroma ujęciami z ręki, sprawiając wrażenie realizmu i totalnej spontaniczności. Niezbyt składne rozmowy nastolatków na imprezach, potoczne dialogi, dosyć surowe zdjęcia wydają się świadczyć o naturalistycznym podejściu ekipy filmowej, która jakimś cudem uchwyciła po prostu prawdziwe zachowania szwedzkiej młodzieży. Jest to jednak wrażenie całkowicie mylne! Moodysson najpierw szczegółowo dopracowywał scenariusz swojego własnego pomysłu, którego ostateczną wersją była dopiero 9-ta z kolei ( a według innych źródeł nawet dopiero 17-ta :), zaś potem cyzelował do perfekcji każdą, nawet najmniej istotną scenkę, zmuszając młodocianych aktorów do wielkiego wysiłku. W szczególności krążyły legendy, jak to katował dwie główne aktorki wielokrotnymi dublami. Tak więc – pamiętajmy – silne wrażenie spontaniczności i prawdziwości w tym filmie wywołane zostało całkowicie SZTUCZNIE! i w sposób w pełni ZAMIERZONY.


Można jeszcze przed obejrzeniem polecić tę recenzyjkę http://fucking.amal.filmweb.pl/f30595/Fucking+Amal,1998/recenzje?review.id=244 - nie ma tam spoilerów, za to krótko i ładnie wyjaśniono na co trzeba zwrócić uwagę.


Aha. I Broń Boziu nie oglądać filmu z lektorem, albo w wersji angielskiej (gdzieś w necie kiedyś taką widziałem). Dosyć istotny dla specyficznego nastroju FA jest język szwedzki i jego dziwne, jakby śpiewne brzmienie.

ocenił(a) film na 9
Martinn

fajny ten link z YouTuba! :) film wydaje się j.e.s.z.c.z.e fajniejszy niż naprawdę jest :)))

masz rację z tym językiem szwedzkim (to "neij" albo "ho" czy coś w tym brzmieniu :), zresztą często w filmach nieanglojęzycznych język podkreśla klimat miejsca, zwłaszcza w Europie, czy w krajach latynoskich, bo przyznam, ze języków Azji już raczej nie lubię.

natomiast moim zdaniem te oscarowe kreacje, to trochę przesada. dziewczyny wypadły świetnie, ale dla mnie to coś innego niż nominacje akademii amerykańskiej, coś bardziej rzeczywistego - nie ma tu wyjątkowo dramatycznych czy ekspresyjnych kwestii, co tak ceni się przy Oscarach (swoją drogą słusznie) ale gra jest za to taka unikalnie naturalna, czy coś takiego...

ocenił(a) film na 10
sten44

Prawda? Wydaje się jeszcze lepszy :D – zasługa montażu i muzyki. Z tym że oficjalny soundtrack z filmu też jest niezły, a utwór otwierający i piosenka Robyn chyba nawet zostały małymi przebojami: http://video.filestube.com/video,9e21dfeb48b97b3a03e9.html

Odnośnie języka – nie wspominając o słynnym „Snalla” ;P


Co do oscarowych ról, to bym się upierał. Zwróć uwagę, po ile lat miały te dziewczyny. Popatrz, jak silne jest w filmie wrażenie realizmu, widzimy „prawdziwą” szkołę, „prawdziwe” domy nastolatków. A to właśnie dzięki nim. I nic nie było puszczone na żywioł, to nie są przypadkowo udane improwizacje – kręcono mnóstwo dubli każdej scenki (widać to np. po błędach w filmie, wiele razy uczesanie czy makijaż są inne na początku i na końcu ujęcia:).
Agnes: W sumie dosyć mało mówi (oprócz dwóch - trzech scen słowotoku z ojcem i przy urodzinach), a szczególnie mało mówi o swoich uczuciach. Jednakże z twarzy i zachowania dziewczyny przez cały film doskonale wiemy, co czuje. I są to emocje bardzo różne, zmieniające się jak w kalejdoskopie; nie jeden „twardy”, wyuczony sposób zachowania, który są w stanie perfekcyjnie opanować nawet średni aktorzy, ale cała plejada uczuć od rozpaczy po euforię. To jest dopiero wyższa szkoła jazdy.
Rebecca Liljeberg zdobyła tą rolą wielką popularność nie tylko w Szwecji, do dziś ma fankluby na całym świecie. I zawsze podkreśla się, jaka to była doskonała kreacja.
Elin: Początkowo uważałem rolę Dahlström za przeszarżowaną. Z czasem przekonałem się do niej, bo dotarło do mnie jak trudno zagrać taką postać, szczególnie osobie, która w rzeczywistości ma inny charakter. Aktorka Alexandra D. jest bardzo inteligentna (pomagała Moodyssonowi przy scenariuszu, wymyśliła tytuł filmu, obecnie ma swoim koncie produkcje i scenariusze do kilku filmów, choć na Filmwebie tego nie zobaczysz) i może nie nieśmiała, ale jednak w realu mniej ekstrawertyczna, niż jej postać. A jak świetnie i prawdziwie zagrała najpierw taką pieprzniętą nastolatkę, a zaraz potem nastolatkę mającą jednak ciekawe „życie wewnętrzne” ;P. I to wszystko w wieku 14 lat!

ocenił(a) film na 9
Martinn

i mnie to wcale nie dziwi, że dziewczyny zachwyciły tylu ludzi i mają nawet jakieś wierne fankluby. a pisząc co wyżej nie miałem na celu nic ujmować - po prostu chyba Oscary do tego nie pasują, bardziej to kochają sami widzowie niż krytyka, która jednak domaga się co do tych nieszczęsnych Oscarów czegoś bardziej "efektownego" niż zwykły dom i zwykła szkoła :) tak mi się wydaje, co nie znaczy, że muszę mieć rację...

ocenił(a) film na 10
sten44

Pewnie że w rzeczywistości Oskary w głównych kategoriach dostają inne filmy. Nie takie niszowe i niskobudżetowe. I anglojęzyczne. Chociaż czasami nie tylko za rzeczy "efektowne".
Poza tym szacowne gremium kieruje się różnymi przesłankami, bynajmniej nie tylko artystycznymi ;)

Chodziło mi bardziej o to, że są to role "teoretycznie zasługujące na Oskary", rzecz jasna bez szans w praktyce. FA było nawet zgłoszone za 1998 rok przez Szwecję w kategorii film nieanglojęzyczny - i gdyby nawet, to mogło najwyżej dostać nominację lub nagrodę dla filmu obcojęzycznego i tylko tyle.

(nawiasem mówiąc, widzę że "Lilja 4-ever" Moodyssona też była zgłoszona do oscara w 2002, a lepszy od niej "Tillsammans" nie)

ocenił(a) film na 9
Martinn

;D

nawet nie zauważyłem wcześniej żeśmy praktycznie taki sam tytuł nadali naszym reckom :)
nie zamierzałem plagiatować :)

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

VALKOMMEN TILL FUCKING AMAL

Z przyjemnością odpaliłem "Fucking Amal" po raz kolejny. To może nie to samo piorunujące wrażenie co za pierwszym razem, kiedy film mnie totalnie zaskoczył, ale do tego klimatu wracać przyjemnie.

Nie lubię banalnych schematów, a w filmach o nastolatkach o taki łatwo, więc tym bardziej cenię film Moodyssona. Można było iść na łatwiznę i robić z widzów idiotów przez wstawienie paskudnych rodziców, a tu mamy bardzo sympatycznych "starych" zarówno w sisters jak i u Agnes. Natomiast to nie tylko znakomity film dla nastolatek (na pewno znakomity film o nastolatkach) ale i dla starszych widzów, którym chyba przyjemnie odmłodzić się o te ładnych parę lat.

Temat jest intymny, ale bardzo łatwo pokazany - jednocześnie konkretnie, bez jakiegoś "rozmydlania". Do tego mamy jakieś zbliżenie dwóch osobowości, ale zbliżenie bardziej duchowe, a nie wcale seksualne. Uczucie jest pokazane bez specjalnego podkreślania, że to akurat lesbijskie uczucie.

Bardzo ciekawie zarysowane postaci. Agnes - zamknięta w sobie, indywidualistka ale i introwertyczka, chociaż bez większych kompleksów (jak jest niepełnosprawna koleżanka z klasy). Jessica i jej krąg to normalne nastolatki i normalne chłopaki - z tego typowego schematu wyrwać się chce Elin, której uważana za dziwną Agnes w jakiś sposób imponuje.

Zupełne zero patosu. To już zabrzmi trochę jak banały, ale wypada dodać przekazywane wartości, czyli relacje młodzież-rodzice, tabu małego miasta, samotność, zawistność i oczywiście miłość. Sporo jest symboli, i tak odwieczna chęć wydostania się z zadupia (za przeproszeniem) w stękaniu Elin oraz w spontanicznym autostopie do wymarzonego, upragnionego, wspaniałego i mitycznego wręcz "Sztokholmu", fajne smaczki mówiące nam nieco o charakterach bohaterów typu plakaty Nirvany i "Krzyku" w pokoju nieśmiałego Johana, plakaty sportowe w pokoju jego młodszego brata, plakaty młodzieżowych bandów w pokoju sióstr, a z drugiej strony plakat z "Casablanki" w pokoju Agnes

Oszczędność realizacyjna. Nie ma żadnych fajerwerków przez co można dużo lepiej wczuć się w klimat i przenieść w świat filmu, czyli do 10-tysięcznego, "pierdolon*** Amal". Scenografia jest bardzo oszczędna, przez co skupiamy się tylko i wyłącznie na bohaterach bo nic "superowego" nas nie "rozprasza". Bardzo nieliczne są miejsca akcji - trochę na ulicy nocą, trochę w szkole i trochę w domach bohaterów.

Bardzo fajne aktorstwo. Widziałem normalnych uczniów i szkołę. Trochę też to dzięki temu, że nie ma znanych twarzy, większość widzów poza Szwecją widziała aktorów po raz pierwszy na oczy.

Klimat jest bardzo fajnie "malowany" muzyką bardzo umiejętnie dobraną, podkreślającą emocje. Emocje mają w tym filmie naczelne miejsce. Niby nic efekciarskiego się nie dzieje, ale cały czas i tak coś się dzieje. Bo cały czas są emocje, w rozmowach z rodzicami, w rozmowach z rówieśnikami, w tuszowaniu odczuć prawdziwych i przede wszystkim, co najbardziej chyba mi się podobało w snach i fantazjach obu bohaterek.

Wyjątkowość wreszcie samego tytułu. Po pierwsze odważny, przez co gdzieniegdzie (dobrze że nie w Polsce) miał problemy z cenzurą (po angielsku mamy tytuł "Show Me the Love"). Po drugie znów wskazówka dla odbioru filmu, w wersji pesymistycznej "Pierdo***e Amal, dlaczego to miasto jest takie poje***e" a w wersji optymistycznej "pierd***ć to miasto i to wszystko, niech se mówią co chcą!". Po trzecie jest aluzja do tytułu w trakcie filmu - Elin wypowiada "fucking Amal!" gdy któryś raz z kolei narzeka, że chciałaby się wyprowadzić do większego miasta. Podobnie odnosi się w początku do tego miasta Agnes, która przeprowadziła się z większego miasta półtora roku temu i ciągle nie ma żadnych kumpli, jedno że jest dla rówieśników "dziwna", drugie że w małym mieście wszyscy znają wszystkich i każdy jest już w jakiejś zamkniętej "paczce", nie ma zaś nikogo podobnego do Agnes z kim mogłaby se zrobić swoją "paczkę". Jej koleżanka z klasy na wózku z którą się trochę "zadaje" to nie jest tak naprawdę przyjaźń tylko przyciąganie się dwóch osób odrzuconych przez innych rówieśników.

KYRTAPS

Może zacznę od tego, że za największe dzieło pana Moodysona uważam TILLSAMMANS. Jednak FA oglądałem, kiedy jeszcze pojęcia nie miałem, kim jest ten reżyser. Uwagę moją przykuł wtedy tytuł:), no i fakt, że to kolejna niszowa produkcja, tym razem ze skandynawii.
Co mogę powiedzieć dziś?Sam Bergman chwalił sobie ten film, samego reżysera również i ja uważam FA za całkiem udaną produkcję. Historia kręci wokół dwóch dziewczyn, które dorastają do tego by otwarcie, i sobie i innym oznajmić, że są lesbijkami. Reżyserowi udało się świetnie uchwycić tą małomiasteczkowość, zaściankowość Amal, tam też toczy się nasza historia. Co mnie najbardziej przeszkadzało, to stopniowe spłycanie fabuły. Jak sam Kyrtaps kiedyś oznajmił, a na co nie zwróciłem uwagi, to to,że reżyser stopniowo wycofuje emocje na rzecz płytkiego happyendu. Dalej, może ja jestem zboczony, ale najwięcej opinii słyszałem, że Lukas Moodyson to taki szwedzki Von Trier. Próbowałem się od tego uczucia uwolnić, ale chyba coś w tym jest. TillSammans to tacy Idioci, i nie wiem czemu strasznie mnie to irytuje. Chociaż nie powinno.Owe zachwyt nad tym filmem biorą się chyba stąd, że doskonała historia, nakręcona za niewielkie pieniądze, zyskuje popularność. Ze oto mamy kolejnego reżysera. Postanowiłem zagłębić się dalej w jego twórczość. Lilya4ever, dobry, całkiem dobry, ale już gdzieś to widzieliśmy. Dziura w sercu, na kształt niszowych, amatorskich produkcji, kontrowersyjny film, który mógłby mną zachwycić, niestety trąca wciąż tymi samymi sztuczkami. Brak pomysłu,tak jakby reżyser stopniowo wycofywał się z projektu. Wychodzi na to, ,że Modysson umie uchwycić moment, wie, jak zrealizować historię, ale wciąż brakuje mu doświadczenia scenarzysty.
Wracając do FA, ponieważ jest to jego pełnometrażowy debiut zyskuje ocenę nawet 6.5/10, jako, że reżyser niewiele się rozwinął od tego czasu, i wciąż jedzie na tym samym koniu
6/10
P.S.Czy ktoś widział Kontenera, proszę o kilka opinii o tym filmie, dzięki z górki

ocenił(a) film na 5
KYRTAPS

FUCKING ELIN



Moodysson - ten facet, choć zrobił dwa, trzy jako-tako znane filmy,
czytając niektóre wypowiedzi o nim mam wrażanie, że zdaje się urastać do
legendy. Niby chwalił go Bergman, niby robi nie wiadomo jak odkrywcze i
oryginalne kino. Jak pokazuje ten przykład – rzekomo wielki portret
współczesnej młodzieży - wszystko jest na niby.

To oszust i mistyfikator, który udaje ambitne i przemyślane kino
serwując nam wyrób filmopodobny. To pozorny intelektualista, bo poza
ambitnym charakterem filmu nie cechuje go nic, co jest wspólne do
wszystkich wielkich dzieł – z odkrywczymi przemyśleniami na czele. Dla
mnie to wyrobnik, który snobuje się na niszowca, stosując proste
sztuczki rodem z Hollowood.

Co my tu mamy. Dziewczynę, która jest diaboliczna. Gra w życiu osobę
odrzuconą, nieszczęśliwą, którą nikt nie lubi. Oj, biedactwo. Widzowie,
pomóżcie jej. Nikt do niej na imprezę nie chce przyjść. Nikt jej nie
kocha, każdy olewa. W szkole się z niej śmieją, nikt nie bierze jej
poważnie. Oj, biedactwo.
Tymczasem ta wredna małpa upozowana na niewiniątko opluwa każdy przejaw
miłości kierowany ze strony rodziców. Obrzuca błotem każdy przyjazny
gest ze strony rówieśników. Ma klapki na oczach i widzi tylko to, co jej
się podoba.

Do tego plastikowa blondynka, której największym życiowym problemem jest
wieczna nuda, a do depresji doprowadza ją fakt, że nie wie, jaką
sukienkę nałożyć na najbliższą imprezę. Ta wielka nuda, a raczej brak
prawdziwych problemów, doprowadza ją do tego, że szuka co raz to nowych
atrakcji. Tabletki z Colą nie chcą sprawić, że będzie na haju, więc
idzie na urodziny do odrzuconej lesbijki. Nowych doświadczeń szuka,
nowych doznań. A to tu się nawalić, a to tu poderwać chłopaka...
Wszystko jednak szybko się nudzi i pora szukać nowych doznań. W końcu
„zostaje” lesbijką, bo jej najgorszym koszmarem jest to, że w
przyszłości musi „mieć dzieci i samochód i dom i... to wszystko”. Dzięki
temu zwraca na siebie uwagę wychodząc z kibla wraz ze swoją dziewczyną.
Wszystkich szokuj i dzięki temu jest szczęśliwa – są nowe wrażenia, jest
skupienie na sobie całej uwagi.

Dużo w tym wszystkim telenoweli. Ona kocha ją, nikt o tym nie wie. Ona
nie zwraca na nią uwagi. Siostra myśli, że ta sypia z jej chłopakiem. W
końcu jej odbija. Upija się i chce uciec ze swoją dziewczyną do
Sztokholmu. Niestety samochód wysiada. Los, wcale nie pan reżyser :),
sprawia, że zamykają się razem w toalecie, wszyscy zbiegają pod drzwi.
Tworzy się show... one wychodzą w fanfarach, wszystkim robi się głupio,
dwie nastolatki, szczerze zakochane w sobie, triumfują i mogą spokojnie
pić kakao. Nie ma to jak dobry happy end słodki równie co miód pitny.

Co mam z takiego seansu? Figę z makiem z pasternakiem!
Kto nie widział, ten niewiele stracił poza 90 minutami przyjemnego,
bezproduktywnego gapienia się w ekran.
To jedna wielka pustynia intelektualna pełna półsłówek i prostackich
rozwiązań. Ledwo coś tam napomina o problemie seksualności, o
dojrzewaniu... nieudolnie próbuje pokazać jakieś oszukane reakcje
społeczeństwa, rodziny na informacje o tym, że dziewczyna jest
homoseksualna. Szybko jednak ucieka od poruszonych problemów na rzecz
spłaszczania wszystkiego, co mogłoby nieść za sobą jakikolwiek sens.
Moodysson zahacza tylko pewne sprawy nie biorąc żadnej odpowiedzialności
za to, co mówi... jakby bał się wyrazić swoje poglądy. Cechuje go w tym
wypadku niedojrzałość i brak jakiejkolwiek jasno sprecyzowanej drogi.
Nic dziwnego, że poza prostą opowiastką nie ma nam nic do zaoferowania.

Może jeszcze początek by uszedł w tłoku. Historia została nakreślona
nienagannie, uchwycona atmosfera małomiasteczkowości. Wszystko
elegancko, gdyby nie celowe i robione z premedytacją stopniowe usuwanie
emocji, unikanie problemów i uciekanie w tanie chwyty, które usuwają z
reżysera jakąkolwiek odpowiedzialność za to, co powie (więc nie mówi
nic).

Wszystko to przekonywać i sprawiać wrażenie realistycznego. Oświetla się
tu plan przy pomocy żarówek dających światło o niskiej temperaturze,
kręci ziarnisty obraz, używa obiektywów zmiennoogniskowych i myśli, że w
ten sposób – za pomocą tych prostackich, wyświechtanych sztuczek –
osiągnie odpowiedni stopień realizmu. Panie Moodysson, myślę, że sztuka
może dotknąć prawdy, ale tylko wtedy, gdy będzie szczera i czysta, wolna
od tricków i snobowania się.

Im dalej w las, tym grzybów mniej.

Bo czy jakiekolwiek wnioski płyną z tego filmu poza banałami takimi, jak
‘bądź tolerancyjny’, ‘szukaj swojej prawdziwej natury’, ‘nie patrz na
innych, bądź sobą’? Ble, ble, ble. Morał jak z dobranocki.


Dobrze, że w tym filmie w okno rzucają kamieniami, a nie śpiewają
serenady, bo wyszedłby Low Swedish Musical.

Żal tylko rodziców takich dziewczyn.... Tym bardziej, że nastolatkom,
które obejrzą ten film, również może odbić palma i pod wpływem tego, co
zobaczą, mogą zapragnąć być równie cool, co bohaterki filmu.


Tępić głupotę!
No, ale jak można źle mówić o filmie, za którym stoją tysiące fanów...
Ja się boję, więc wcale tego robić nie będę.


1 /10



P.S. Lukas Moodyson być szwedzkim zamiennikiem von Triera? Chyba jego
chińską podróbką ;-)
Moodyson nie zawsze próbuje grać na emocjach, Lars robi to mistrzowsko.

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

czyli jakie są konkretne minusy uzasadniające taką skrajną ocenę:

1. nie podobał Ci się film - bez wątpienia masz rację, dyskusja bezcelowa.
1.1. bezsensowna według twojej interpretacji fabuła - można by interpretować film w zupełnie inny sposób.

2. nie jest wielkim dziełem z odkrywczymi przemyśleniami.

3. reżyser ucieka od kwestii seksualnych i jest płaski.


cóż, można mówić o filmie źle nawet jeśli ma licznych fanatyków, z drugiej strony przydałoby się jakieś mocne uzasadnienie. mnie to akurat nie przekonuje.

dostrzegasz (trochę ironicznie) choć nie doceniasz wielkiej zalety - przyjemne gapienie się w ekran przez 90 minut, choć bezproduktywne. no cóż filmy w takim znaczeniu "produktywne" są mniejszością, podobnie zresztą jak filmy będące "wielkimi dziełami" więc to nie jest aż tak wielka ujma.

to, że reżyser nie akcentuje aż tak na kwestie seksualne, cielesne, a bardziej na duchowe, wewnętrzne to dla mnie niewątpliwy atut.

przedmiot filmu jest poniekąd kontrowersyjny, więc też IMO bardzo dobra jest koncepcja gdzie reżyser nie angażuje się w to, ale opowiada jakby z boku. świetnie to też zdało egzamin w filmie "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni". gdyby reżyser zrobił film lesbijski zaangażowany to paradoksalnie byłby IMO mniej wiarygodny.

co do "płytkości" daj Boże by wszystkie filmy o nastolatkach i dla nastolatek były równie "płytkie".

ocenił(a) film na 5
sten44

Właśnie! Czekam na interpretacje alternatywne dla mojej. Nie chcę już
więcej czytać puste słowa "arcydzieło", "12/10". To tylko cyferki i
frazesy, dlatego moim 1/10 chciałem sprowokować do odrobinę większego
zagłębienia się w treść.

KYRTAPS

Kino niejedną ma twarz. Filmy też. Ja wiem co jest z tobą nie tak. Naoglądałeś się już tyle filmów, że masz co porównywać, ja choć starzy o dekadę, nie wiem , czy widziałem połowę tego co ty. Wiedz, ze film można rozpatrywać na kilu płaszczyznach. Twoje wnioski są słuszne, ale chyba twoje oczekiwania przerosły produkt, stąd taka reakcja.
Nie jest to arcydzieło, nie są nimi tez Idioci,...co w takim razie jest? Niedługo Happy Together, jestem ciekaw twojej opinii, bardzo chwaliłeś ten film, może się do czegoś przyczepię:)

ocenił(a) film na 5
TURSKI

e tam ;)

A Happy together razem ze Świrem bronić będziemy własną piersią do
ostatniej kropli... potu.
Już zacieram rączki na dyskusję :)

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

ile będzie przed kim te piersi wypinać :)

tak to tez pachniało prowokacyjnie, bo Twoje zdanie nie jest wcale kontrowersyjne a zarys fabuły nie jest obiektywnym opisem lecz jak najbardziej ma charakter ocenny.

nie zgadza się tylko to "1/10", z tej opinii jeszcze wcale nie wynika ocena najgorsza z możliwych. ale przecież dyskusja o ocenach nie ma żadnego sensu, lepiej mówić o samym filmie.

a interpretacje przecież wszystkie dotychczasowe są alternatywne do tej skrajnej twojej :)

ocenił(a) film na 5
sten44

podobnie jak moje 10/10 przy "Ucieczce z kina..."
ale to tylko cyfry

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

wiem o tym :)

ocenił(a) film na 5
KYRTAPS

To jak już cofam się ze swojej prowokacji napiszę jeszcze, że bardzo
podobało mi się naturalne aktorstwo młodych dziewczyn oraz scenografia.

Dałem 5/10

Bardzo to przyjemne dla oka i ucha z ciekawym klimatem.

ocenił(a) film na 6
KYRTAPS

TYLKO NIE CHCĘ BYĆ TAKA JAK WSZYSCY INNI

Ależ się narażę swoim ulubieńcom, którzy pod niebiosa wychwalają ten film – choć nie aż tak bardzo jak KYRTAPS. :)
Szczerze mówiąc każdy dobrze zrobiony film o miłości wezmę w ciemno – a to jest dobry film o miłości akurat w jakimś tam szwedzkim Amal i akurat między nimi. Prawda - jest sympatyczny, ale niewiele ponad to. Uśmiechałam się na widok ładnych buziek dziewczyn, ale żeby zaraz tak wspaniale zagrały – kilka min przewracania oczami i oblizywania warg w wykonaniu jednej - rozrzucania włosów i półotwartych ust w wykonaniu drugiej. Fabuła przewidywalna od początku do końca, w sumie typowy młodzieżowy film – a to co najciekawsze wydarzy się dopiero po napisach końcowych. Za naiwnie, ale było miło :) 7/10

ocenił(a) film na 9
nawka

naiwne - fakt, za naiwne - kwestia subiektywne, według mnie "w sam raz naiwne" :)

ocenił(a) film na 7
sten44

Ja jakoś bardzo lubię skandynawskich reżyserów - nawet przy prostych (często schematycznych) historiach potrafią z tychże opowieści wykrzesać coś sympatycznego i przyjemnego dla (nawet wymagającego) widza. W przypadku tego filmu jest podobnie, choć synonimem owej "przyjemności" (w przypadku tego arysty) jest dla mnie przede wszystkim "Tylko razem" (które w pewnym sensie są ugrzecznionymi "Idiotami").

Problem z tym filmem jest taki, że pozostałem wobec niego emocjonalnie obojętny. Pod tym względem dużo lepsze wrażenie zrobiła na mnie ostra, można powiedzieć opozycyjna wobec tego dzieła - "Lilja 4-ever". Przyczyn tego trzeba szukać w tym, że temat ten jest silnie eksploatowany we współczesnym kinie, a film pana Lukasa raczej niczym szczególnym się nie wyróżnia. Oczywiście zgodzę się z twierdzeniem, że całość opowiada w dosyć charakterystyczny (unikając tanich chwytów z seriali - jakże często wykorzystywanych w podobnych produkcjach) sposób. I to jest chyba mój główny zarzut (dla mnie bardzo istotny) wobec tego dzieła. Brak jakiejkolwiek oryginalności, świeżości w temacie. Choć nie można odmówić mu pewnego rodzaju uroku i wdzięku:)

PS (do Kyrtapsa)
1. Ja rozumiem, że można mieć subiektywne zdanie (i jestem jak najbardziej za!), ale 1/10 !? Szokuje mnie to, że takim "Piratom z karaibów" dałeś wyższą notę. Ja po części nawet zgodzę się z Twoim zdaniem, ale zdrowy rozsądek należy zachować:D
2. "Happy together" jeszcze nie widziałem, więc nie wiem czy będę własną piersią bronił tego dzieła. Ale jeśli trzyma poziom "Chungking..." czy też "Upadłych aniołów" to jestem w stanie się poświęcić:D

ocenił(a) film na 5
swirOFF

Dobra... chciałem trochę przygrać, sprowokować, ale widzę, że mi nie
wychodzi. Może za słabo potrafię kłamać.

Tak na prawdę ten film ma u mnie 5/10 ;)






ocenił(a) film na 7
KYRTAPS

A kiedyś pytałem Cię, czy masz może neostrade? Odpowiedziałeś mi przecząco;)

ocenił(a) film na 10
KYRTAPS

... bo kłamstwo musi mieć jakieś pozory prawdopodobieństwa, a to co napisałeś nawet w najmniejszym stopniu nie pasowało do FA ;)

Z tym że obiektywnie film zasługuje na 7-9/10 (u mnie będzie miał 10 ze wzgledów sentymentalnych, 12 to oczywiście też prowokacja i zachęta dla ludzi). A że nie wykazalismy, że to arcydzieło? Po pierwsze, ja napisałem tylko małą notkę informacyjną. Nawet nie wiem, czy chce mi się robić recenzję z Amalu, ale jeśli, to nie zabiorę się za to przed weekendem – niestety, ostatnio pracowite czasy przyszły :(
Po drugie - to wcale nie miało być arcydzieło, manifest artystyczny, ani obraz który miał nam przekazywać jakieś wielkie prawdy. To po prostu świetny obyczajowy film, który o dziwo kiedyś bardzo mi się spodobał (choć generalnie nudzą mnie filmy obyczajowe i wątki życiowo-serialowe, nie cierpię propagandy homoseksualizmu, nie popieram nadmiaru wolności dla młodzieży lub wolnej miłości, nie lubię happy endów i mlecznych koktajli). Do tego zrobiony w dosyć ciekawy, nietypowy sposób i na pewno sporo lepszy od większości różnego „zaangażowanego” chłamu, nad którym nieraz piejecie z przesadnym zachwytem ...

A po trzecie, nie ma żadnego porównania - Moodysson jest utalentowanym reżyserem pełną gębą, von Trier ze swoimi drewnianymi wypocinami to obraza dla samego słowa "reżyser" ;)

ocenił(a) film na 9
Martinn

Marty, starczy już tych prowokacji, wiemy że to na końcu o von Trierze to taka ściema :)))

ocenił(a) film na 10
sten44

taaa, a kto pisał w tamtym temacie że jego twórczość jest cholernie nudna? ;)

ocenił(a) film na 9
Martinn

mówiłem tylko o "Europie" :)

ocenił(a) film na 10
sten44

naprawdę 5 razy wolę Moodyssona, chociaż i u niego jest się do czego przyczepić (von Triera mozna oceniać jako kontrowersjnego artystę, ale jako reżyser ustępuje Szwedowi na wszystkich polach)

zresztą w Amalu też jest się do czego przyczepić, nie oszukujmy się - ale ten film to klimat, jeśli komuś podejdzie, to wszytko inne można wybaczyć (mnie podszedł jak cholera), jeśli nie - to rzeczywiście, nic wielkiego w nim nie ma (poza fajnymi aktorkami i jakąś taką skandynawską manierą, którą od paru lat lubię, sam nie wiem dlaczego)

ocenił(a) film na 9
Martinn

nie chciałbym tego wątku ciągnąć, tylko FA widziałem Lukasa.

w każdym razie do czepiania i według mnie jest dużo więcej w "Idiotach" niż w Amalu (ale abstrahuje zupełnie od Dogville czy Tańcząc w... bo to jednak nie na temat). dla mnie osobiście w Amalu nie ma się czego czepiać :)

ocenił(a) film na 9
sten44

Również nie widzę żadnych błędów w Amalu. 10 nie dostało tylko z tego względu, że nie bardzo pasuje mu stać obok "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", czy "Siedmiu samurajów". Ale jeżeli oceniać tylko pod względem treści, realizmu, a odrzucić widowiskowość, artyzm, estetykę - robi się z tego ścisła czołówka.

ocenił(a) film na 10
Uzi

Nie napisałem „błędów”, stwierdziłem że to też nie jest absolutne arcydzieło i byłoby się do czego przyczepić. Na przykład nie jestem pewien, czy wybrano w końcu najlepsze zakończenie. Było wiele jego wersji, z tego kilka nakręcono (zwróć uwagę – najpopularniejszy fotos z FA, czyli dziewczyny w plenerze na tle zieleni, pokazuje scenę której w rzeczywistości w filmie nie było, bo Alexandra D. namówiła reżysera na takie zakończenie, gdzie kolejna scena po wyjściu ze szkoły następuje od razu w mieszkaniu – i to ona napisała tę ostatnią scenę, nie było jej w „ostatecznym”, 9-tym :) scenariuszu Moodyssona).
Ale my nie mamy się o co spierać. Ja daję 10/10, więc nie będę tu wskazywał niedociągnięć. Poprzekonuj lepiej Kyrtapsa, że to nie jest „średnio udany film” ;)

p.s. Akurat przypadkiem u mnie stoi (na półce;) nie obok, ale wręcz wyżej niż „Siedmiu samurajów”. Tak dokładnie to stoi dumnie pomiędzy „Niebezpiecznymi związkami” i „Zawieście czerwone latarnie”, a ”Sea of Love” i „Życiem Carlita” :D



Sten – no to wypada jednak polecić „Tillsammans” i nawet trochę słabszą „Lilję 4-ever” Moodyssona.
Przy okazji – w piątek na TVP2 film „Masz na imię Justine”, uchodzący za polską przeróbkę Lilji.

Martinn

A co można zarzucić Idiotom, jak się komuś coś nie podoba, zawsze znajdzie coś przeciw. A co w FA jest takiego, dla którego nie dałbym mu nawet 7/10?Po prostu poza pomysłem, aktorstwem tych dwóch dziewczynek film niewiele więcej oferuje. Dziwne, że nikt tutaj nie wypowiada się o innych produkcjach pana Moddysona, a ja powtórzę co pisałem powyżej. To niezłe kino, ale świata nie zbawi, można Modyssona nie znać i nic się na tym nie straci, ale nie znać Von Triera? Już trochę trudniej. Policzmy to:
Von Trier:
Epidemia,
Riget,
Przełamując Fale,
Idioci,
Tańcząc w ciemnościach,
Dogville

To tylko kilka pozycji, które warto znać tego pana, chociaż nie wszystkim przypadają do gustu, swoje w kinie europejskim zrobiły.

A teraz Lukas Moodyson

Fucking Amal-dobry,bardzo udany debiut, mały niedosyt w scenariuszu
Lilya4Ever- moim zdanie lepszy niż debiut, ale już takiego szumu nie zrobił,
Tillsammans-ugrzecznieni Idioci Von Triera, jak tu ktoś słusznie zauważył:) notabene Lilya to ugrzecznione Przełamując Fale:))
Dziura w sercu-no cóż,,.......żenująco nieudany, ale Kyrtapsowi by się spodobał:)
To właściwie cały dorobek pana LM.Poza Kontenerem którego nie widziałem. On powinnien nie tylko Von Triera odwiedzić, ale także z dziesięciu innych reżyserów, pouczyć się, wrócić do krótkiego metrażu, i nabrać wprawy jako scenarzysta.

ocenił(a) film na 9
TURSKI

jest akurat taka sprawa, że Moodysson od nikogo nie chce się niczego uczyć :) robi jak robi, komu się podoba to fajnie, komu nie to trudno.

co można zarzucić Idiotom - np. sceny pornograficzne tak wprost pokazane.

ocenił(a) film na 5
sten44

Sposób pokazania tych scen uznałbym za plus. Za minus to, że one tam w
ogóle są.

KYRTAPS

Kwestia dyskusji, wielkie mi co, parę minut sexu grupowego. Każdy przecież się onanizuje [prowokacja].
A Moodyson niech się nie uczy jak nie chce, tylko niech kręci lepsze filmy.

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

dla mnie odwrotnie, jak już są to dobrze, bo jednak bez film sporo traci.

ale trochę więcej smaku by się przydało, bo sposób pokazania tego ma chyba tylko obrzydzać, kontrowersje i wywoływać "sztuczny szum".

dl porównania - sceny seksu w "Ostrożnie, pożądanie!" Anga lee też niejednego pewnie obrzydziły, ale paradoksalnie może jednak miały w sobie jakieś piękno.

P.S.
na którym forum jesteśmy bo łatwo się zgubić ;)

ocenił(a) film na 7
sten44

Kwestia subtelności... Jednak tkwi tu pewna pułapka związana z wiarygodnością. Jeżeli ktoś robi filmy, które z założenia mają być mocno zakorzenione w rzeczywistości (a taka ma być Dogma), jednocześnie "upiększa" pewne sceny, sam sobie artystycznie przeczy (no chyba, że jest to jakiś eksperyment).

ocenił(a) film na 5
swirOFF

Dobra, bo robicie "temat wolny", a to forum "Fucking Amal".

Dzisiaj pojawiła się nowa recenzja "Idiotów" autorstwa Szymka. On piszę,
że scena orgii była w tym filmie niezbędna.

Może się ustosunkujecie w tamtym temacie?

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

stop cenzurze!

ale masz rację... :)

ocenił(a) film na 9
swirOFF

to też inna kwestia wychodzi od razu. czy naprawdę, aż tak zbliżony jest do rzeczywistości film von Triera? chyba nie do końca. albo w Danii klasa średnia jak amatorzy co chcieli kupić chałupę i burmistrz czy tam ktoś z urzędu są aż tacy ciemni, że można ich jak dzieci rolować i każda bajkę sprzedać...

sten44

Bo może Duńczycy to Idioci:)
zdecydowanie za krótki

ocenił(a) film na 5
Martinn

Dodam dla ścisłości, że prowokacją byłą cyfrowa ocena, a nie treść
recenzji, która jest absolutnie szczera i wyraża mój pogląd na ten
średnio udany film.

ocenił(a) film na 9
KYRTAPS

SKANDYNAWSKI FENOMEN

(po raz trzeci piszę na tym forum, tym razem skopiuję tekst zanim go coś zje!)

Dotąd wydawało mi się, że realizacja filmu z udziałem nastolatków jest nie lada przedsięwzięciem. Skandynawowie udowadniają, że nic łatwiejszego. Najlepszym dowodem na to jest "Fucking Amal", w którym grający młodzi aktorzy są wyjątkowo utalentowani, realistyczni i przekonywujący.
Film Moodyssona to ambitny i ciekawy obraz rewelacyjnie wprowadzający widza w świat nastolatków.

"Dużo w tym wszystkim telenoweli. Ona kocha ją, nikt o tym nie wie. Ona
nie zwraca na nią uwagi. Siostra myśli, że ta sypia z jej chłopakiem. W
końcu jej odbija. Upija się i chce uciec ze swoją dziewczyną do
Sztokholmu. Niestety samochód wysiada..."
"Co mam z takiego seansu? Figę z makiem z pasternakiem!"

Jak już zaczęłam wyżej, film jest świetnym wprowadzeniem do rzeczywistości widzianej oczami ludzi wkraczających w dorosłe życie, będących jeszcze na etapie największego pragnienia bycia takim samym, bycia cool, bycia wśród swoich. Świetnie ukazuje życie nastolatków, które jest nieustanną burzą, składającą się z miliona myśli na sekundę, setek podjętych decyzji, poczętych planów, powziętych decyzji i zaprzestanych działań. Wszystko to, by ułożyć sobie życie, by wkroczyć w świat dorosłych z głową podniesioną do góry.

"Ledwo coś tam napomina o problemie seksualności, o
dojrzewaniu..."

Myślę, że problem seksualności mógłby być potraktowany szerzej, jako symbol niedopasowania, odmienności, a osoba Agnes, jako dziewczyna walcząca o akceptację i prawo bycia w grupie. Elin zaś jest osobą, dla której wszystkim jest bycie w centrum, uznanie w oczach innych, a nawet ich zazdrość (plany zostania aktorką czy modelką - nie pamiętam - w celu wywołania zazdrości i podziwu).

"Bo czy jakiekolwiek wnioski płyną z tego filmu poza banałami takimi, jak
‘bądź tolerancyjny’, ‘szukaj swojej prawdziwej natury’, ‘nie patrz na
innych, bądź sobą’?"

Jeśli nie sprowadzać filmu tylko i wyłącznie do problemu homoseksualizmu, a potraktować całe tło jako treść przekazu, mogłaby się nasunąć myśl, że podejmujemy w życiu wiele wyborów, niektóre z nich sprawiają, że stajemy się konformistami - ale wcale nie jest nam z tym dobrze. Czasem ważny i dobry wybór - choć tylko dla nas dobry - może nas wiele kosztować, ale w zamian za akceptację otoczenia, otrzymujemy coś znacznie ważniejszego - siebie i swoje prawdziwe Ja, swoją prawdziwą tożsamość.

"Moodysson zahacza tylko pewne sprawy nie biorąc żadnej odpowiedzialności
za to, co mówi... jakby bał się wyrazić swoje poglądy. Cechuje go w tym
wypadku niedojrzałość i brak jakiejkolwiek jasno sprecyzowanej drogi. "

Pytanie: Który z bohaterów filmu był dojrzały i którego bohatera droga była sprecyzowana? Który z bohaterów miał odwagę wyrażać swoje poglądy? Może Moodysson chciał tylko wysunąć pewne sugestie?

Podsumowując: wielki podziw dla młodych aktorów i odwagi reżysera, bardzo dobrze dobrana muzyka, ciekawy scenariusz + świetne zakończenie.

(Fanom tego filmu polecam "Lilya 4 ever").

10/10

ocenił(a) film na 5
Kasyana

Jeśli to nazywasz portretem nastolatków to jest on strasznie
spłaszczony, uogólniony i pełen stereotypów.
Ale może moje oraz moich rówieśników dojrzewanie inaczej wygląda(ło)...
może w Szwecji to inaczej wygląda... może wygląda tak, jak w tym
filmie... i w MTV.


"potraktować całe tło jako treść przekazu"
czyli jeden wielki wór półsłówek i frazesów; wszystkie tematy
napomknięte, w żadnym nie padło nic konkretnego

I nie chodzi mi o to, że bohaterowie filmu byli niedojrzali - to
przecież jasne. Mówię o dojrzałości reżysera, który porywa się z motyką
na słońce (rzuca słowa seksualność, dojrzewanie psychiczne,
homoseksualizm), a następnie cofa się i robi uniki - tu napomknie, tam
coś pomruczy i przejdzie do słodzenia. Przepraszam, jednak nie miałem
nic ciekawego do powiedzenia, ja tak tylko sobie bełkoczę o niczym - to,
co powiedział do mnie przez "Fucking Amal".

ocenił(a) film na 10
KYRTAPS

>>> portretem nastolatków, to jest on strasznie spłaszczony, uogólniony i pełen stereotypów

Kyrtaps, jakikolwiek portret jakiejkolwiek grupy, czy to nastolatków, czy staruszków, czy budowlańców powiedzmy, jest zawsze spłaszczony, uogólniony i pełen stereotypów. Albo też nie jest żadnym portretem grupy, tylko portretem konkretnych indywiduów.
Zaszokuję Cię zapewne, ale nawet każdy model socjologiczny, oparty na solidnych naukowych podstawach, jest zawsze spłaszczony, uogólniony i pełen stereotypów – jeśli ma być dobrym modelem i coś dawać jego autorom.


>>> Ale może moje oraz moich rówieśników dojrzewanie inaczej wygląda(ło)... może w Szwecji to inaczej wygląda... może wygląda tak, jak w tym filmie... i w MTV

No to „moje oraz moich rówieśników dojrzewanie” mniej więcej w tym wieku nastąpiło już ładnych parenaście lat temu, a jednak wyglądało właśnie idealnie tak, jak w tym filmie i w Szwecji. A i teraz, kiedy patrzę na te scenki nastolatków wieczorem, to widzę realność, którą mam wszędzie dookoła. Znaczy się, chyba żyjemy na jakichś innych planetach (a już w czym ty tam widzisz MTV, to naprawdę nie rozumiem?).


>>> Mówię o dojrzałości reżysera, który porywa się z motyką na słońce (rzuca słowa seksualność, dojrzewanie psychiczne, homoseksualizm), a następnie cofa się i robi uniki ... Przepraszam, jednak nie miałem nic ciekawego do powiedzenia

Nareszcie rozumiem źródło nieporozumień. Otóż to nie jest film o homoseksualizmie, seksualności, czy nawet o dojrzewaniu. Za dużo ambitnych dzieł się naoglądaliście i już nie potraficie nie tylko docenić, ale nawet zrozumieć filmu „zwykłego” i w miarę prostego (który po drobnych przeróbkach mógłby równie dobrze opowiadać o osobach hetero, tylko wtedy byłby jeszcze mniej zauważalny).
Powtórzę się, to jest po prostu b. dobry obyczajowy film o miłości. Który ma sporo zwolenników przez to, jak ciekawie (dla niektórych pięknie, ale zostawmy subiektywną kwestię estetyki) to uczucie pokazuje, bardzo udanie krzyżując ze sobą realizm i pewną poetyczność. I żeby znów nie było nieporozumień: film o pierwszej młodzieńczej miłości niedojrzałych nastolatków, ale ani nie o dojrzewaniu, ani nie o żadnych głębiach i problemach miłości „prawdziwej”. Zapewne jednak rzeczywiście żyliśmy na jakichś innych planetach, bo ja znałem w realu wiele takich Elin i dziesiątki takich Agnes, choć może nie wszystkie tak atrakcyjne ;) i akurat większość z nich miała w tym wieku właśnie tego typu problemy.

Powiedz nam o filmach Nasfetera, że „bełkoczą o niczym”, albo o „Nad rzeką, której nie ma”, czy o „Dzikich trzcinach”, bo do takich właśnie rzeczy należy Amal porównywać. Jest on taki sam, jedynie o tę 1-2 dekady „nowocześniejszy”. I chyba tylko nieco więcej współczesności (boski motyw z pierwszym telefonem komórkowym:) może się tu komuś mylić z MTV.

ocenił(a) film na 5
Martinn

otóż to!
to jest "zwykły i w miarę prosty film"
jest to zarzut z mojej strony

To nie jest film "ani nie o dojrzewaniu, ani nie o żadnych głębiach i
problemach miłości „prawdziwej”" - to mu zarzucam

nie wiem, czym tu się zachwycać ;)

nie przeczę - jest na swój sposób fajny, daje się lubić i uwielbiać...
może sprawić, że pojawi się uśmiech na twarzy podczas seansu, ale to za
mało... dla mnie zdecydowanie kilka razy za mało


„Nad rzeką, której nie ma” deklasuje go i wcale nie mam zamiaru się nad
tym rozwodzić, takie jest moje zdanie, tak to widzę

chyba chodzi o to, że inaczej na kino patrzymy
czegoś innego od sztuki filmowej oczekujemy
w tym sęk





ocenił(a) film na 10
KYRTAPS

... ale za to jak zrobiony! - Bergman nie wyrażał podziwu za darmo lub z powodu starczego Alzheimera.

No wiec rzeczywiście, z mojej strony to nie może być zarzut, a w zalewie pseudoartystycznego shitu i generalnie "przekomplikowania" współczesnej sztuki - to jest dla mnie wręcz zaleta. Mało kto już dzisiaj umie zrobić dobry, prosty (a jednak niegłupi) film tak, żeby podobał się i krytykom i publiczności – przypuszczam, że znacznie mniej reżyserów, niż dziełka w stylu von Triera (które po paromiesięcznym przyuczeniu do techniki filmowej sam bym się podjął wytwarzać i zaręczam Ci, że dostrzegłbyś w nich głębię przemyśleń i artyzm – gdybyś nie wiedział że ode mnie pochodzą ;) .


A na pewno przeczytałeś wszystko, co wyżej napisałem?


P.S. Akurat jestem wielkim fanem „Nad rzeką, której nie ma”, lecz Amal stawiam jeszcze wyżej. Może kwestia gustu, może rozłożenia akcentów.
Nie wiem, czy widziałeś "Dzikie trzciny", film zupełnie innego rodzaju, ale też jakby na podobny temat. I odrzuciwszy „nowoczesność” (inne czasy) oraz 2-3 inne wątki, opowiadający w dosyć podobny sposób. Jeśli nie – polecam, mimo naszej różnicy zdań. I zobacz jego recenzje wśród krytyki ;)

ocenił(a) film na 10
Martinn

I jeszcze zapomniałem o jednej rzeczy, na którą zwróciła uwagę Kasyana. To jest film skandynawski pełna gębą.
Pisałem tu już o tym, ale do innych osób, wiec mogło umknąć – ja nie lubię filmów obyczajowych. Nawet większość tych uważanych za bardzo dobre zwyczajnie mnie nudzi. Jednak Skandynawowie mają coś takiego, że wiele ich filmów, pozornie o niczym lub o rzeczach wielokrotnie przerabianych, pozornie surowych i nieatrakcyjnych – cholernie mi się podoba. Akurat nie von Trier i „Idioci”, akurat nawet nie Bergman, którego rzecz jasna doceniam, ale nie zawsze trawię. Raczej rzeczy lżejsze – jak Amal, Dina, Tillsammans, Insomnia, kryminały z Wallanderem itp., z „cięższych” może Rekonstrukcja ;)
Wydaje się, że tamtejsi filmowcy mają jakieś specyficzne wyczucie kamery i widza. Takie właśnie wyczucie posiada moim zdaniem Moodysson (w przeciwieństwie zresztą do drewnianego von Triera, który – biedaczek – musiał się ratować marketingiem i podkładem ideologicznym, bo inaczej kariery by raczej nie zrobił) i to właśnie podkreślam.

Martinn

Z tym Von Trierem to już nie przesadzaj. Bo Moodyson, powtarzam to po raz wtóry, choć nikt wątku nie podejmuje nakręcił tylko kilka filmów, i są one co najwyżej dobre. OK, może dla kogoś Tańcząc w ciemnościach jest filmem drewnianym, a Dziura w Sercu filmem pełnym ciepła, albo może jeśli już porównujemy, to może filmy o podobnej tematyce.Bo co ma pieprzony duński piernik do szwedzkiego wiatraka, i co ma to że skandynawowie mają jakiś tam klimat. Większość państw jakiś tam klimat ma. FA może i jest proste, pełne ciepła i nawet fajnie zrobione, ale co ono do cholery wniosło?Zadnej rewolucji, żadnego trendu (poza Tatu, ale nie wiem czy jest się czym chwalić), dalej wszyscy piszą, ze to prosta historia o dojrzewaniu. No to co my właściwie oceniamy.A Bevrly Hills też jest o dojrzewaniu i może w pieprzonej Kaliforni takm właśnie życie wygląda.Za to Von Trier wykorzystuje dramat obyczajowy, żeby pewne rzeczy pokazać, uzmysłowić,zaszokować, wstrząsnąć, a tu wszyscy -och,-ach , że zrobił scenkę porno, a Moodyson nie? Dziura w sercu to już czysta chirurgia, i jakoś skandynawskiego klimatu tam za wiele nie dostrzegłem.

ocenił(a) film na 10
TURSKI

Akurat Dziury w sercu nie znam, wypowiadam się na podstawie Amalu, Tillsammmans, słabszej Lilji i wiedzy o Kontenerze, ktorego też nie widziałem.

Ale to nie ma znaczenia, nie obchodzi mnie ile kto filmów nakręcił, tylko jakie. Amal coś w sobie ma, do filmów von Triera można podchodzić intelektualnie, ale przyjemności z oglądania to one nie dają. I powtarzam, takich "Idiotów" sam bym potrafił zrobić po jakimś kursie kręcenia filmów (bo na razie w życiu nie miałem w ręku nic poza aparatem foto) - i zobacz co o tym napisałem do Kyrtapsa. "Amalu" bym nie potrafił nakręcić. I to jest ta różnica.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones