Tyle razy się już nasłuchałem o klonowaniu Matrixa i przebieraniu Bale'a za Keanu, że aż mnie już od tego głowa boli. Za każdym razem, kiedy na FW pada słowo "Equilibrium", musi się znaleźć kolejny delikwent ze swoimi rewelacjami.
Postanowiłem założyć ten temat, żeby ogłosić wszem i wobec, że Equilibrium nie jest klonem Matrixa, ba, ma z nim niewiele wspólnego w ogóle. Umieszczę tu niniejszym kilka najpopularniejszych i (z pozoru) najsilniejszych argumentów przemawiających za słusznością przeciwnej tezy. Mam nadzieję, że rozmaici filmwebowicze przestaną mnie (i nie tylko mnie) zamęczać tymi śmiesznymi teoryjkami o zrzynkach z Matrixa.
"Matrix traktuje o ciemiężonym, utrzymywanym w błędzie społeczeństwie. W Equilibrium jest tak samo"
Ten zarzut jest raczej słabym dowodem na to, że jeden film jest zrzynką z drugiego z prostego powodu - Matrix nie jest wcale, ale to wcale oryginalny, jeśli chodzi o podjętą tematykę. Filmów (i książek) pokazujących okłamywane społeczeństwo totalitarnego państwa powstały już dziesiątki, każda ma swoją wizję takiego społeczeństwa, i wiele rozwiązań merytorycznych w takich dziełach pokrywa się z innymi. Matrix uraczył nas co prawda wizją dość oryginalną (o ile nie czepiać się powielonego pomysłu, że maszyny obracają się znowu przeciwko nam, i są w tym dziwnie skuteczne, jakby ludzie nagle zapomnieli, jak się wojny toczy), aczkolwiek dla niektórych nieco naciąganą - o ludziach, którzy stali się bateryjkami. Equilibrium jednak również miał własny pomysł i własną wizję, zgoła odmienną od tej w Matriksie.
Nie wspomnę o tym, że wizja takowego społeczeństwa odsunięta jest w Matriksie na dalszy plan, ustępując miejsca efektownym scenom akcji, natomiast w Equilibrium jest wręcz odwrotnie - totalitarne państwo jest na pierwszym planie, zaś walki (też znakomite swoją drogą) stanowią do niego dodatek.
"Matrix zachwycił widzów efektownymi sekwencjami akcji z licznymi akrobatycznymi sztuczkami bohatera, Equilibrium poszedł tą samą drogą"
Ten zarzut jest podobnie niedorzeczny, jak poprzedni - ileż to powstawało filmów z efektownymi walkami? Fakt, że obecna technika kinematografii pozwala na kreowanie efektowniejszych scen akcji, niż dawniej, nie powinien nikogo dziwić, ani też być pomijany w przemyśleniach. Nie pojmuję tego po prostu - to tak, jakby powiedzieć, że każda kolejna space-opera jest zrzynem ze Star Wars tylko dlatego, że w obu produkcjach tematyką są kosmiczne batalie.
Nie wspomnę już o kompletnej odmienności scen akcji w Matriksie i tych w Equilibrium. Poza samą efektownością różni je praktycznie wszystko - sposób realizacji i efekty specjalne (w Equilibrium nie znajdziesz takich rzeczy, jak bullet time, nie ma też sekwencji robionych na komputerze, a i ujęcia kamery ciężko ze sobą porównać), charakter sztuczek akrobatycznych bohaterów (w Equilibrium wszystko jest ukazane z umiarem, w Matriksie wręcz przeciwnie - bohaterowie biegają nawet po ścianach), używana przez nich broń (podstawą siły Neo i ferajny są kończyny, a Prestona - pistolety) czy też styl walki (nie dość, że kompletnie niepodobne, to jeszcze liczby się nie pokrywają - Neo zna kilkanaście rzeczywistych sztuk walki wręcz, Preston tylko jedną, fikcyjną, gdzie podstawą jest celność i pistolce). Gdzie tu podobieństwo?
"Neo i Preston są podobnymi ludźmi, niegdyś oszukiwanymi, teraz walczącymi dla "rebelii", w dodatku niesamowicie wyszkolonymi"
Też się nie zgadza. Przede wszystkim ci bohaterowie stoją po odmiennych stronach barykady - Preston był w poprzednim wcieleniu agentem rządowym, mordującym opozycjonistów, czego o Neo powiedzieć się nie da. Charaktery ich wyszkolenia też się ze sobą nie pokrywają - nie kończy się to na tym, że Neo wgrywał sobie sztuki walki do głowy, a Preston uczył się ich (jej) samodzielnie. Jak już wcześniej mówiłem, tych panów kompletnie różni styl i podejście do "pracy".
"Bale gra podobnie jak Keanu, ma podobnie kamienną mimikę, oraz zwięzły sposób wypowiedzi"
Jeśli ktoś to zauważył (ja osobiście nie - ale czytałem post kolesia, dla którego nawet głos Prestona był podobny do głosu Neo (!), co też miałoby być dowodem na ich powinowactwo), to grę Bale'a proszę zostawić w spokoju - była ona bowiem wymuszona charakterem granej przezeń postaci - bezuczuciowego mordercy. Jeśli czyimś zdaniem Keanu był podobnie pozbawiony emocji, to widocznie jest to wina jego kiepskiej gry (ja tak nie mówię - przecież to nie ja uważam, że ci panowie są do siebie podobni!). Osoby uparcie trzymające się tej teorii mogą się podczepić pod zachowanie tych panów w scenach walki, jako że obie omawiane postacie nie ujawniają w nich emocji (z drobnymi wyjątkami), ale znowu powraca tutaj kontrzarzut z pierwszych dwóch akapitów. Ciężko zresztą, żeby w takiej sytuacji bohaterowie humorem dla przykładu tryskali (wiem, wiem, są takie postacie w filmach, rzucające męskimi tekstami klasy B dla rozluźnienia akcji, ale ta kreacja nie pasuje ani do Neo, ani do Prestona).
"Preston nosi w Equilibrium czarny płaszcz, przypominający strój duchownego (a właściwie będący strojem duchownego), tak samo jak Neo"
To zostawiłem na koniec, bo jest najciekawsze :). Pominę już fakt, że odzienie bohatera jest jeno pomniejszym elementem otoczki i jego podobieństwo do słaby argument, że długi płaszcz to tylko element uniformu Prestona w filmie, a także fakt, że noszenie przez Neo takiego płaszczyka jest dużo mniej (a właściwie to wcale:P) uzasadnione, niż w przypadku Prestona.
Najważniejszy jest jednak fakt, że przecież Neo owego "płaszczyka duchownego" wcale w pierwszej części Matrixa (na fali popularności którego to podobno miało powstać Equilibrium) w ogóle nie nosił. Co bardziej zaszokowanym tą informacją polecam powtórne obejrzenie pierwszego filmu Wachowskich, dla stuprocentowego przypomnienia :).
A idąc dalej tym tropem - Neo zaczął nosić (ni z gruchy, ni z pietruchy, patrząc tak od strony merytorycznej) płaszczyk dopiero w filmie Matrix: Reaktywacja. Sequel Matrixa, który powstawał równolegle z Equilibrium, został ostatecznie wydany w rok po nim - Equilibrium pojawił się w kinach w roku 2002, Reaktywacja w roku 2003. U nas ten pierwszy film pojawił się z opóźnieniem i nigdy nie był wyświetlany na dużym ekranie, przez co teraz wiele osób zapomina o tym drobnym fakcie, że powstał przed Reaktywacją.
Gdybym miał zatem odpowiedzieć kretyńskim zarzutem na kretyński zarzut, powiedziałbym, że to raczej Matrix Reaktywacja jest zrzynką z Equilibrium, bo panowie Wachowscy podpatrzyli na wydany wcześniej film, spodobał im się ten uniform Kleryka, i postanowili w niego ubrać Keanu :D.
Tyle tego. Jeśli ktoś miałby jakieś inne argumenty, przemawiające za klonowaniem Matrixa, chętnie wysłucham i postaram się obalić, jeśli będę w stanie. Aczkolwiek poważnie wątpię, żeby ktoś mnie przekonał, że Equilibrium jest zrzynem z Matrixa.
"widze kolejny fan avatara... "
- że co? o_0
widze kolejny antyfan avatara...
"to nie chodzi czy rzeczywistosc wirtualna...czy nie...chodzi o 2 swiaty do ktorych podlanczaja sie jedni...jeden z gorszego do lepszego jak w matrixie... "
- to, czy który świat w Matrixie jest lepszy zależy od ciebie, dokładnie od tego, którą pigułkę byś wybrała ;) w Avatarze wszystko jest klarowne, w dodatku nie ma wirtualności, a Jake po prostu przeskakuje w nowe ciało. Nie ma też żadnych wtyczek ani manipulacji w układ nerwowy (o ile dobrze pamiętam). To nie jest to samo co w M.
"co z tego ze matrix czegos tam nie wymyslil?"
-chciałaś napisać `cyberpunku`...
"nie da sie ukryc ze od matrixa wyznaczyla sie pewna linia..byl nietuzinkowym odkryciem...i nadal nim jest...on sie zapisal w wyobrazni
a nie poprzednie od ktorych jak sugerujesz matrix zabral xD "
-odkryciem nietuzinkowym głównie dzięki nowoczesnym efektom specjalnym, nie zapominaj tego co nakręciło widownie Matrixa. Jak w Avatarze.
Fakt, że Matrix ma lepszą i złożoną fabułę, ale to magia efektów przyciągnęła do kina miliony.
Czy poprzednie się nie zapisały? Nie chodziło o filmy, tylko o prozę.
Wachowscy nie usiedli i nie wymyślili tego sami, jedynie zgrabnie połączyli różne elementy, głównie cyberpunkowe, w mieszankę jakiej wcześniej świat w kinie nie widział.
A filmy? Jest Johny Mnemonic, 13 piętro (wyszedł 2 tygodni po premierze Matrixa, a podobny jest wielce...), oprócz tego nie przypominam sobie filmów z rzeczywistością wirtualną do której trafia się umyślnie, ale są jeszcze takie filmy jak np: Tron etc.).
"a fabula no coz..tez nie chodzi o twierdzenie ze fabula idenyyczna jak w Pocahontas...tylko ze banalna przewidywalna bla bla...."
-Banalne jest wieczne narzekanie ludzi na nią i wytykanie tego jak jakiś grzech. Taka ma być, Cameron nie pominąłby tak ważnej kwestii, przynajmniej do tej pory nigdy o niej nie zapominał... ;)
Mało to filmów lekkich i przyjemnych? Mało to lekkich i przyjemnych które silą się na artyzm i głębię? To cieszmy się że Avatar tego nie robi.
Chciałbym nadmienić że pierwszy lepszy film z brzegu, typu... o! Equilibrium ;) też ma prostą i naprawdę przewidywalną fabułę... ale to już nie jest problem, bo ... nie jest Avatarem?
"klamstwo? no nie wiem...Avatar chocby w porownaniu do filmu Prestiz czy Skazani na Shawshank nie ma wogole fabuly... "
-Prestiz czy Skazani na Shawshank w porównaniu do Avatara nie mają w ogóle efektów specjalnych...
"a moze jestesmy fanami filmow poprostu na innym poziomie...stad problem ze zrozumieniem?"
-naprawdę BARDZO chcę żebyś napisała filmów na jakim poziomie jestem fanem, i na jakim poziomie filmów fanką jesteś ty. Ciekawe jak to ujmiesz... ?
:D :D :D
odnośnie tylko filmów - W "... Mnemonicu" o ile dobrze pamiętam nie ma wkraczania w świat wirtualny, tylko są implanty w mózgu. Śpieszę natomiast z kolejnym przykładem - "eXistenZ". Pan "Mucha" Cronenberg jako reżyser, Jude Law jako gwiazda oraz premiera miesiąc przed "Matrix". Niejako w podobnym duchu przenikających się rzeczywistości były utrzymane "Mroczne miasto" oraz kultowe "Oni żyją". Japończycy pewnie by zachrząknęli z cicha i subtelnie podsunęli jakieś mangi, może "Ghost in the Shell" lub "Serial experiments: Lain". Nie wiem jak było natomiast w "Kosiarzu umysłów", ale coś mi się wydaje, że również by się mógł w tej dyskusji pojawic.
"Prestiż"... :) Zastanawiam się czasem, co sprawia, że historia przestaje byc banalna. Taki "Prestiż" moim zdaniem był historią banalną, ale z nad wyraz skomplikowaną fabułą oferującą wręcz nadmiar zwrotów akcji. Z dotychczasowych filmów Nolana "Prestiż" oceniam najniżej (debiutancki, amatorski, krótkometrażowy "Doodlebug" moim zdaniem był jedynie gorszy). Taka luźna - brak mi słowa - dygresja.
Co do Mnemonica, to pewnie masz rację, niepotrzebnie tam go wymieniłem, zbyt słabo pamiętam. W każdym razie bardziej ufam tobie niż sobie ;)
O filmie eXistenZ zupełnie zapomniałem, a przecież też go widziałem. Znowu rzecz podobna do Matrixa, założenia zbliżone. Jednak to 13 Piętro może mieć łatkę brata bliźniaka filmu Wachowskich. Ich podobieństwo jest - cóż - szaleńczo duże i kropka.
Mrocznego miasta nie widziałem, ale jeśli piszesz o `Oni żyją` Carpentera, to nie mogę się zgodzić, bo on nie ma z Matriksem, 13p czy eXistenZ żadnej wspólnej linii. Co do animacji japońskich nie się nie wypowiem, nie znam ich niemal wcale.
Wydaje mi się, że kwestia premiery miesiąc w miesiąc trzech filmów o bardzo podobnej tematyce nie jest przypadkowa, a różne studia wiedząc że zbliża się premiera hitu często produkują coś w podobnym klimacie, by uszczknąć coś ze stołu lidera.
Ciekawie ma się kwestia Madagaskaru i Dżungli - nie umiem sobie wytłumaczyć tego, dlaczego w przeciągu 1 roku miały premierę dwa tak podobne filmy z dużych wytwórni filmowych.
Co do Prestiżu, to mocno cenię go za obraz, bo ma to dla mnie duże znaczenie. Jackman i Bale tworzą świetny duet. Fabuła jest jak piszesz - prosta - ale bardzo mocno zakręcona, przez co widz nie ma czasu się nudzić. Ja oceniam go wysoko, na pewno wyżej niż ostatniego Batmana, który zatracił klimat Gotham. Dlatego już skromniejszy w formie Begins oceniam wyżej niż B:DK.
Pozdrawiam
Fakt, "Trzynaste piętro" ma kilka niemal żywcem przeniesionych ujęć nawet. Zastanawiałem się podczas seansu, czy przypadkiem w klubie Hell w "... Rewolucjach" bracia Wachowscy nie chcieli nawiązać nieco wizualnie do piętra przy pomocy tych laserów - wyglądały niemal identycznie. :)
O "Oni żyją" wspomniałem odnośnie tych dwóch swiatów do ktorych podlanczaja sie jedni...jeden z gorszego do lepszego. W sumie mocno naciągane i to znacznie bardziej niż "Mnemonic". :)
"Mroczne miasto" z "Matrix" ma więcej wspólnego. Wspólna jest tonacja, scenografia i takie luźne podejście do rzeczywistości - naginanie praw fizycznych i różne wizualne szaleństwa w sztucznym świecie. Obraz nie jest wybitny (końcówka), ale szczerze polecam.
Animacje japońskie... Ja znam dwie - zgadniesz jakie? ;) A tak serio to oprócz tych dwóch widziałem jedynie dwa filmy Hayao Miyazakiego ("... Mononoke" i "Spirited Away"). Ale jak już znam, to się pochwalę, a co. :)
W kwestii podobnych tytułów w jednym roku jest znacznie więcej przykładów. Wśród animacji np. "Dawno temu w trawie" - "Mrówka Z"; "Gdzie jest Nemo?" - "Rybki z ferajny", a wśród filmów kinowych "Dzień zagłady" - "Armageddon", "Misja na Marsa" - "Czerwona planeta", "Straszny film" - "Piszcz, jeśli wiesz co zrobiłem w ostatni piątek trzynastego". Tyle kojarzę z pamięci, ale coś by się pewnie jeszcze znalazło.
I tak już mocno offtopujemy, więc zamiast pisać o tych filmach, może tylko linki do swoich wypowiedzi podam. O "Prestiżu" wypowiadałem się tutaj http://www.filmweb.pl/topic/1045318/Nie+wiem+jak+to+mo%C5%BCliwe%2C+%C5%BCe+ten+ film+ma+tak+dobr%C4%85+ocen%C4%99.html#2674623 i http://www.filmweb.pl/topic/1040255/Zatracenie+siebie.html a na temat "Mrocznego Rycerza" napisałem coś takiego http://www.filmweb.pl/topic/1277697/Arcydzie%C5%82o+bez+klimatu.html (PS. też wolę "... Początek", który jest moim zdaniem najlepszym filmem o Batmanie).
Również serdecznie pozdrawiam. :)
Z tym nawiązaniem do 13 Piętra w Matriksie to wszystko możliwe, Wachowscy i ich świta na pewno przy kolejnych częściach mieli oko na konkurencję - żeby zręcznie ominąć ewentualne fabularne powtórki albo żeby zręcznie coś zgapić. Wierzę, że takie praktyki w świecie filmu są standardem.
Mrocznego miasta nie widziałem, ale pewnie powinienem, zwłaszcza ze względu na moje zainteresowanie gatunkiem szeroko pojętego sf.
Japońskich klimatów nie trawię, choc nie neguję ich sensu. Rzesza fanów na pewno świadczy o ich sensowności. Sam widziałem ledwo Resident Evil Degeneration, Kasheern i FF:Advent children.
Ta lista powtórek którą podałeś całkiem ładna, dobre przykłady na to, że studia filmowe zgapiają od siebie tematy.
Co do Batmanów, to cenię tylko B1 oraz Begins. Dark Knight nie ma klimatu Gotham, B2 jest zbyt Burtonowski, Forever nieciekawy, a B&Robin to tylko kpina ;) Przy tym B2 i F nie odmawiam klimatu, choć sam takiego nie lubię. DK jest filmem dobrym, ale mało ma wspólnego z Batmanem.
Przyznam szczerze, że ja też nie przepadam za japońskimi klimatami, dlatego właśnie tylko tyle i właśnie te a nie inne tytuły widziałem.
Miyazaki tworzy fantasy, ale nie infantylne, ani też nie heroiczne. Kiedyś przypadkiem obejrzałem "Księżniczkę ..." i mi się spodobała, dlatego sięgnąłem po znacznie lepiej oceniany "Spirited Away", ale to już się nie mieściło w moim typie.
Natomiast "Ghost in the Shell" to ponoć najsłynniejsze anime SF (wierzę na słowo, bo w anime nie mam żadnej orientacji). Film utrzymany w klimatach cyberpunku i żadnych elementów nadprzyrodzonych nie posiadający. Reklamowany u nas jako film, który zainspirował braci Wachowskich. Reżyser później kręcił u nas "Avalon", ale tego z kolei jeszcze nie widziałem.
"Serial experiments: Lain" nawet nie wiem skąd wygrzebałem - chyba ktoś na forum "Ergo Proxy" (jestem po 6-ciu odcinkach i tu cyberpunku jest niewiele) uznał to za arcydzieło. Obejrzałem i z tym twierdzeniem się zgadzam. Jest to 13-odcinkowy serial, który ma sporo elementów cyberpunkowych, ale jednak zawiera też wątki nadprzyrodzone. Ale sama fabuła jest tu nieco umowna, zaś fani cyberpunku powinni tu znaleźć coś dla siebie.
Prócz tych dwóch jeszcze słyszałem pochwały pod kątem "Akiry" i "Texhnolyze", ale nie nadarzyła się jak na razie żadna okazja do ich obejrzenia. Z racji bycia japońskimi animacjami nie powiem, aby znajdowały się wysoko na mojej liście priorytetów. ;)
Podzielam Twoją wiarę w pilnowanie produktów konkurencji przez wielkie studia.
Żeby nie było offtopu - Wydaję mi się, że Wimmer braci Wachowskich także podpatrywałem. Raczej wątpię by czerpał inspiracje z japońskich animacji. ;)
o nie, w Mnemonicu jak najbardziej jest podłączanie się do wirtualnego świata i wkraczanie do niego, ale nie ma tak daleko idącej egzystencji jak w Matrix..
z kolei w Mrocznym Mieście nie było 'kablowego' połączenia tak jak w w/w filmach - tam byli obcy, miasto w kosmosie i manipulacja ludzkimi wspomnieniami.. imo, w ten sposób Equlibrium można by baaaardzo okrężną drogą porównać do tego filmu - tu też ludzie byli manipulowani i żyli w swoistej 'rzeczywistości'..
Cóż, będę musiał Mnemonica zobaczyć, bo ostatni seans gdzieś koło roku 2000 to zbyt dawno żeby pamiętać szczegóły :)
Myślę że motyw rugowania społeczeństwa za pomocą medycyny i warunkowania zachowań przed media/obraz/dźwięk sprawia że zachodzi podobieństwo do THX 1138.
@Diana6Echo, @Muszrom, zwracam Wam honor!
Obejrzałem "... Mnemonica" i to faktycznie ja byłem w błędzie, a się wymądrzałem. Johnny wkracza w świat wirtualny co najmniej dwa razy - raz w celu skomunikowania się z jakimś hakerem, raz w tej rzeczywistości toczy nawet walkę i to z pomocą pewnej kluczowej postaci.
Mój błąd.
Spoko. Jak napisałem wcześniej Mnemonica pamiętam słabo, bo widziałem bardzo dawno temu, i tak jak wcześniej zawierzyłbym że virtual reality nie ma, tak teraz również ufam, że vr jest ;) Będę musiał sobie obejrzeć po prostu ten film.
Co do Avalona, o którym piszesz do mnie w poście powyżej, to film jest słaby, ale warto go zobaczyć choćby z powodu intrygującej kooperacji japońskiego reżysera Ghost in the Shell, czyli rzeczy którą zna cały świat z polską, skromną kinematografią. Niestety film wygląda o wiele gorzej, niż prezentuje się na zdjęciach pojedynczych klatek (choćby na swojej stronie na Filmwebie). Warto zobaczyć i tak, bo rzecz bez precedensu w polskim filmie. Myślę, ze do sukcesu zabrakło przede wszystkim większego budżetu, choć wg Wikipedii i tak wynosił on jak na polskie warunki bardzo dużo, bo aż 8mln$...
Zeszłoroczny przebojowy Moon zrealizowany na zachodzie kosztował tylko 5mln$, a prezentuje się wspaniale.
Avalona, pod względem fabuły jest IMO całkiem dobrym filmem
wizualnie, tj efekty specjale też są niezgorsze - ot, po prostu inne niż te do których przywykliśmy, ale trzeba pamiętać, że film dzieje się na poły w rzeczywistości wirtualnej
to co sprawia, że Avalon wydaje się być kiepskim to aktorzy - powód jest prosty: grali pod angielski dubbing stąd też ich wypowiadane kwestie brzmią sztucznie..
Pff, be-ze-du-ra. Oczywiście że Equilibrium klonuje trochę z Matrixa, co nie oznacza że filmy są o tym
samym czy takie same. Jest poprostu dużo wyróżniających się elementów które się powtarzają.
Tak czy siak, klon czy nie klon, nie to świadczy o jakości tego filmu. Filmów o podobnej dystopijnej
tematyce jest sporo i na mnie Equilibrium nie wywarł dobrego wrażanie ani akcją ani fabułą. Niestety
tylko 5/10.
Kurde naprawde niewiem skąd te porównanie do Matrixa nawet przez sekunde nie przyszło do głowy takie porównanie.
Film bardzo dobry choć efekty nie powalają co dla innych jest wielkim minusem.
Der_SpeeDer!
Gratuluję pomysłu na temat i bardzo dobrego tekstu. Raz, jeszcze u początków mojej wizytacji na filmwebie, dodałem Cię do "ulubionych" (nie sprawdzałem, czy to pozostało). Według mnie angażujesz się w dyskusję o SF w sposób wyjątkowy - Twoje wypowiedzi zawsze są gwarancją solidności, itp.
Nie zamierzam oczywiście podważać Twojego przekonania o tym, że "Equilibrium" to film rewelacyjny, przynajmniej na razie. Wyrażę jedynie własną opinię.
Dla mnie czymś, co dyskwalifikuje ten obraz, jest np. motyw PODZIEMNEGO "PODZIEMIA". Cóż, cała amerykanizacja-debilizacja: skoro opozycja działa w konspiracji, inaczej w tzw. podziemiu, to siedziba tejże obowiązkowo powinna się znajdować... pod ziemią!
W moim odczuciu ten film jest właśnie na takim "podziemnym" poziomie.
Pozdrawiam!
"Dla mnie czymś, co dyskwalifikuje ten obraz, jest np. motyw PODZIEMNEGO "PODZIEMIA". Cóż, cała amerykanizacja-debilizacja: skoro opozycja działa w konspiracji, inaczej w tzw. podziemiu, to siedziba tejże obowiązkowo powinna się znajdować... pod ziemią!"
Hm. Ciekawy argument.
Sęk w tym, że zastanawiam się teraz, czy w związku z tym nie uważasz za zamerykanizowanych-zdebilizowanych naszych własnych rodaków z Polskiego Państwa Podziemnego za to, że rozliczne dziedziny swojej działalności (np. tajne komplety czy spektakle) prowadzili w piwnicach domów - czyli, de facto, w podziemiu - a naszych dzielnych żołnierzy prowadzili z reguły kanałami, czyli też podziemiem :).
święte słowa :) poza tym to stąd wzięło się określenie "podziemne" bo od wieków konspiratorzy kryli się w schowkach, piwnicach, kanałach, czyli miejscach, do których wejście można zamaskować. łatwiej ukryć zejście do piwnicy niż drzwi do pokoju ;P
Przyjacielu Der SpeeDer! A także Ty, nieznany mi bliżej kolego aaako!
Mam nadzieję, że nie spodziewacie się, iż w osławionych ostatnimi laty „gabinetach cieni” pracują ludzie, którzy są wyłącznie… cieniami, jak w tym amerykańskim komiksie i filmie na jego podstawie (albo jak w balladach Leśmiana, chociaż one niejedną prawdę o człowieku wyrażają). Mam też nadzieję, że kiedy Wasze dziewczyny/kochanki/narzeczone/żony (niepotrzebne skreślić) informują Was, że „mają niebo w gębie”, nie zaglądacie tam w poszukiwaniu Boga bądź też aby w ten sposób nawiązać kontakt z przodkami.
Dobra, koniec żartów. Cytuję jedną z Waszych wypowiedzi: <<poza tym to stąd wzięło się określenie "podziemne" bo od wieków konspiratorzy kryli się w schowkach, piwnicach, kanałach, czyli miejscach, do których wejście można zamaskować>>.
Wyrażenie „państwo podziemne” to w zasadzie związek frazeologiczny. Pochodzi z mitologii greckiej, gdzie oznacza krainę zmarłych (oczywiście nie tylko grecka kosmologia umiejscawiała ją pod ziemią, ale to nieistotne). Władał nią Hades, co znaczy – „niewidzialny”. Z czasem zaświaty zaczęto nazywać właśnie tak – hadesem, czyli podziemną, niewidzialną krainą; „podziemnym rejonem” czy „dolnym światem”. Był to świat równoległy do świata żywych, przez ludzi pobożnych uważany za ważniejszy od niego, o czym przekonuje m.in. zachowanie Antygony w słynnej tragedii Sofoklesa. Sam Hades bywał określany jako „Podziemny Zeus” (Homer, Hezjod) lub „drugi Zeus” (Ajschylos). Nie był poddany zwierzchnictwu swego brata, zamieszkującego Olimp. Oto podstawowe idee: opozycja świata i zaświatów; autonomia drugiego wobec pierwszego, samorządność; trudność dostępu do podziemi; ich tajemniczość i skrytość – „mglista ciemność”, jak Homer podaje; niewidzialność, itp.
Sformułowanie Polskie Państwo Podziemne (PPP), po raz pierwszy użyte na początku 1944 roku, jako frazeologizm (acz nie tylko dlatego) należy traktować metaforycznie, a nie dosłownie. Nie oznacza to bynajmniej, że w okupowanej przez hitlerowców (a później – sowietów) Polsce pod ziemią znajdowało się jakiekolwiek państwo, czy że ci, którzy działali w tzw. podziemiu, spotykali się pod ziemią. Nie oznacza to też, że tajne nauczanie, konspiracyjne szkoły czy uniwersytety (tzw. tajne komplety) znajdowały się w podziemnych tunelach, katakumbach czy piwnicach, jak sugerujecie. Nawet arsenały czy drukarnie rzadko mieściły się pod ziemią. I jeszcze jedno – najkorzystniejszym miejscem na radiostacje były poddasza, a nie podziemia!
Wyrażenie PAŃSTWO PODZIEMNE zostało zapożyczone, gdyż ze wszech miar wydawało się zasadne. Po pierwsze, nobilitowało to powstańców, zwłaszcza działaczy AK, którzy w ten sposób uważali się za jedynych prawowitych reprezentantów państwa. Po drugie, oznaczało, że władza „podziemna” jest równorzędna z władzą okupanta, a nawet odeń istotniejsza – bo polska, a nie hitlerowska czy sowiecka; że to z nią, za pośrednictwem rządu na emigracji, powinny pertraktować zachodnie mocarstwa. Po trzecie, sygnalizowało trudność dostępu – wszystko odbywało się w konspiracji, w ukryciu. Po czwarte – pełniło funkcję propagandową, bo podkreślało zasięg, powszechność i wszechobecność ruchu oporu. Po piąte wreszcie – na swój sposób wzbudzało grozę i skłaniało do powagi.
Owszem, zdarzało się, że Żydów, których usiłowano ocalić, przetrzymywano w piwnicach. Zdarzało się, że czasem siedziby ruchu oporu znajdowały się w podziemnych schronach, nade wszystko po 1945 na Podhalu czy w Bieszczadach. Zdarzało się, że powstańcy korzystali z kanałów, jak w czasie powstania warszawskiego, bo innego sposobu przedostania się z jednej dzielnicy do drugiej (konkretnie – do Śródmieścia) nie było. Zdarzało się, że broń albo coś równie ważnego zakopywano pod ziemią.
Wszystko to nie oznacza jednak, że taka była zasada. Tym podobne, podziemne lokalizacje stanowią nie więcej jak 10% wszystkich, z jakich korzystano. Polskie Państwo Podziemne nie znajdowało się pod ziemią!!! Z wielu względów było to niemożliwe. Pomyślcie – w Polsce zwyczajnie nie ma ku temu infrastruktury. To nie USA czy Wielka Brytania (a i tam byłoby to trudne)! W największych polskich miastach nawet dziś nie funkcjonuje metro. W większości kanalizacja posiada niewystarczającą przepustowość, o czym przekonujemy się na przykład podczas tzw. oberwania chmury, zatem manewrowanie „Nabuchodonozorem”, jak w innej bajce, wykluczone, he, he. W wielu piwnicach nie było prądu jeszcze za komuny, a co dopiero podczas II wojny, a zdarzało się, że dozorca – cieć – pytał o przyczyny podłączenia i zezwolenie. Zresztą, nawet gdyby w czasie okupacji było to możliwe, układ kabli naprowadzałby wroga lepiej niż radar. Natomiast te podziemne pomieszczenia, które były zelektryfikowane, szczególnie te największe, najbezpieczniejsze w przypadku ataku czy bombardowania, wykorzystywał nieprzyjaciel. Czy Wy myślicie, że nie dysponowali kompletnymi planami urbanistycznymi i architektonicznymi? Czy naprawdę wydaje się Wam, że odstąpiliby powstańcom kluczowe punkty strategiczne?
Nie zastanowiło Was, dlaczego za PRL-u, kiedy temat powstania warszawskiego stanowił tabu, Andrzej Wajda otrzymał zgodę na wyreżyserowanie „Kanału”? I skąd taki a nie inny tytuł? Bo widzicie, film ukazywał całą inicjatywę w takiej właśnie perspektywie – w perspektywie „wpuszczenia w kanał”. Mimom wszystko sugerował, że ten rozpaczliwy romantyczny zryw niepodległościowy był czymś równie niedorzecznym, jak perypetie bohaterów.
Proszę, nie lekceważcie gestapo. I szanujcie działalność Polskiego Państwa Podziemnego. Chociażby z „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego bądź „Akcję pod Arsenałem” (nie wspominam o innych dziełach literackich, reportażach, dokumentach czy filmach, np. o Karolu Wojtyle), powinniście wiedzieć, że tak harcerze z Szarych Szeregów, jak żołnierze AK zwyczajnie we własnych domach mieszkali, starali się żyć jak każdy przeciętny warszawiak, by nie rzucać podejrzeń ani na siebie, ani tym bardziej na własne rodziny. Wyobrażacie sobie, co uczyniłoby posiadające w zasadzie pełną ewidencję ludności Gestapo, gdyby rodzice nie potrafili odpowiedzieć, gdzie znajduje się ich syn, a żona – gdzie mąż, bo w domu ich nie ma i nie było od dłuższego czasu? Przecież konfidentów nie brakowało, a każda dłuższa nieobecność była jednoznaczna. Dlatego ci, którzy na konspirację się decydowali, w większych, tj. kilkunastoosobowych grupach kontaktowali się w prywatnych mieszkaniach – tam też najczęściej odbywało się tajne nauczanie czy planowanie akcji – albo w jakichś magazynach, budynkach fabrycznych, itp. Po kilku zaś, aby nie rzucać się w oczy, spotykali się w kościołach, jadłodajniach i knajpach, na dworcach, przystankach i targach, w parkach i podczas imprez o charakterze rozrywkowym. Meldunki, rozkazy, komunikaty przekazywali za pośrednictwem aptekarzy, zegarmistrzów, dentystów i in., ewentualnie telefonicznie! Wszystko w świetle dnia, pod pretekstem zwyczajnych ludzkich czynności – spotkania urodzinowego czy imieninowego, wyjścia do pracy, wizyty u lekarza, potrzeby zakupów bądź modlitwy, spaceru, starając się prowadzić w miarę normalne życie. To było zresztą mniej podejrzane i trudniejsze do zdemaskowania: wszak podejrzani byli wszyscy rodacy! Natomiast ci z powstańców/żołnierzy, którzy poza miastami działali, ukrywali się po wsiach i w lasach, stale przemieszczając się z miejsca na miejsce. Było to mądrzejsze niż schodzenie do piwnic czy katakumb – mimo iż ten motyw bardziej przemawia do masowego widza, bo z jakąś katabazą, czyli mitycznym zstąpieniem do podziemi się kojarzy. Cóż, tamci Polacy, którym tak wiele zawdzięczamy, nie naoglądali się głupawych amerykańskich filmów SF, więc inwencji im nie brakowało. Było to w końcu osławione „pokolenie Kolumbów”!
Mam nadzieję, że nie zagraża nam żadna III wojna światowa i kolejna okupacja, bo obawiam się o los własnej rodziny i własnych dzieci, jeżeli ktoś planujący konspirację będziecie zainspirowany przygodami Johna Prestona…
Bo też w „Equilibrium” mamy do czynienia z totalnym debilizmem. Oto ruch oporu, nazywany „podziemiem”, działa… pod ziemią („Welcome to the underground”, he, he). Nie byłoby w tym może nic niedorzecznego, gdyby – jak w filmie „Matrix” – był to jakiś kolejny Syjon/Zion (albowiem tym podobne, kolosalne projekty w SF można, mimo ich nieprawdopodobieństwa, zaakceptować). Problem w tym, że owa siedziba znajduje się tuż pod powierzchnią stolicy Librii, co więcej – pod przeszkloną podłogą: wyraźnie widzimy sylwetki i cienie postaci przemieszczających się na powierzchni. Dostać się tam można po zburzeniu półki z książkami, a następnie jakimś tajemnym (!) przejściem, do którego wrota są sterowane zdalnie. Jest ich zapewne wiele: widzimy, jak po zabiciu rzekomego Ojca, kilkoma innymi wydostaje się powstańcza hołota, która dotąd we wspomnianym „podziemnym” podziemiu przebywała. Co ważne, żyli tam spokojnie i bezpieczne przez wiele lat, „odczuwając” co tylko się dało na wszelkie możliwe sposoby i posiadając wszystko, czego tylko można zapragnąć (chociaż nie ma nic bardziej zdradliwego niż elektronika – że też nadprogramowego zużycia prądu nikt namierzyć nie zdołał). Natomiast wszechmocny Wicekonsul – dysponujący najnowocześniejszą technologią, osławionymi Mnichami Grammatonu i wielotysięcznymi oddziałami policji i wojska – tak długo bezskutecznie usiłował ich odnaleźć, że w końcu go John Preston wyręczył bez żadnego problemu: minutę „pomyślał” i wszystko odgadł. Ale też Wicekonsul miał poważne zadanie – długo zastanawiał się, jak wprowadzić do podziemia własnego prowokatora, aż w końcu zrozumiał, że tenże powinien „myśleć jak oni i czuć jak oni”, aby „pozostać nierozpoznany” (oczywiście, cała ta intryga to kolejny kretynizm, ale o tym przy innej okazji napiszę). Co ciekawe, to nie reżim wszystko kontroluje i obserwuje, jak przywykliśmy w antyutopiach w rodzaju „Roku 1984” czy „Brazil”, jak podpowiadałaby logika i doświadczenie historyczne, ale nasi konspiratorzy, dla całej bezpieki pozostając niewidzialni (notabene, baśniowy motyw czapki niewidki wywodzi się od hełmu Hadesa!), na wszystko mają oko: „Obserwowaliśmy cię, Preston”. Nawet po czterech mocnych browarach dostaję od tego wszystkiego „głupawki”, jakiej niejedna kobieta by mi pozazdrościła.
Nie jest problemem to, że Amerykanie ogłupiają współczesnego widza przy każdej nadarzającej się okazji. Problemem jest to, że przedstawiając totalitaryzm tak, a nie inaczej, po prostu wystawiają nas na niebezpieczeństwo zapoznania rzeczywistości: wszystko jedno – nazistowski czy stalinowski – w każdym razie aparaty represji były nadzwyczaj skuteczne. Wiele czynników złożyło się na to, że oba poniosły ostateczną porażkę. Skoncentrujmy się na tym drugim – zwracam uwagę na fakt, iż służby bezpieczeństwa jeszcze w latach 80-tych tak w PRL-u, jak w ZSRR posiadały wystarczające środki, by definitywnie spacyfikować opozycję. Nie byli tam zatrudniani ludzie, których byle imbecyl, wyglądający jakby stale pośladkami zaciskał żyletkę (vide Christian Bale), mógł wykiwać lub wystrzelać w najgłupszy z możliwych sposobów (prawdziwy cyrk!). Że wreszcie komunizm upadnie, to tego nie przewidzieli nawet jasnowidze z powieści Philipa K. Dicka. O różnych NATO-wskich ekspertach nie wspominając.
Przyjacielu Der_Spi_Der, obiecuję, że będę w kontakcie. To Tobie zadedykuję mój tekst na temat „Equilibrium”, zatytułowany „PODZIEMNE” PODZIEMIE I WIELE INNYCH NONSENSÓW. Mogę Cię zapewnić, iż znajdziesz tam niejeden „ciekawy argument” przemawiający na rzecz tego, że to film idiotyczny. Wszystko to czynię z szacunku do Ciebie – nie mogę zrozumieć, jak komuś tak inteligentnemu jak Ty nie przeszkadza taka kumulacja totalnej głupoty. Jak można poważnie traktować typ podobne widowisko i przekonywać, że ukazuje coś więcej niż KARYKATURĘ totalitaryzmu.
Pozdrawiam!
PS 1. Jedyną prawdziwie konspiracyjną działalnością, jaką powszechnie praktykowano za komuny w piwnicach, było pędzenie bimbru!
miło poczytać coś opartego na logicznej argumentacji ;) nie zgadzam się z tobą, ale fajnie, że nie jesteś oszołomem, który pisze coś w stylu "gupi jesteście, equlibrium śmierdzi" ;P pozdrawiam, a tak btw to jestem koleżanką :P hmm, dlaczego większość bierze mnie za faceta? mam męski sposób wypowiadania się? xP
<<fajnie, że nie jesteś oszołomem>> - dziękuję za komplement.
<<nie zgadzam się z tobą>> - szkoda, wolałbym Was przekonać, ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Z kolei ja przepraszam za posądzenie Cię o to, że jesteś lesbijką (por. fragment mojego wpisu: "Wasze dziewczyny/kochanki/narzeczone/żony"). Wprawdzie nie mam nic przeciwko, gdyby tak było (nie jestem uprzedzony do tzw. mniejszości [?] seksualnych), ale raczej wolę, jak kobiety interesują się mężczyznami.
Tak się składa, że pisałem dość szybko, kilka skrótów myślowych o tym świadczy, i przeoczyłem ten znaczek, który identyfikuje płeć. Teraz już wszystko wiem.
Też pozdrawiam.
Ufff, wreszcie odpisuję.
No więc... wszystko, co napisałeś o polskim państwie podziemnym, o działaniu naszych rodaków w konspiracji, itd. jest prawdą. Faktycznie, rozmaite spotkania, tajne komplety (wiem, co to były tajne komplety, nie musisz mi tego tłumaczyć) odbywały się w prywatnych domach i mieszkaniach. Moja babcia zresztą uczęszczała podczas wojny na zajęcia podstawowoszkolne do mieszkania pewnej pani (gdzie uczyło się notabene więcej dzieci, i gdzie była nawet "procedura" na wypadek wtargnięcia fryców, nakazująca dzieciom pochować książki i wyciągnąć przybory do szycia, tak, aby Niemcy broń Boże nie pomyśleli, że tu się dzieci naucza, jak we wzorcowej szkole). Niemniej, spotkania odbywające się w piwnicach czy podziemiach też swój udział miały.
Druga sprawa to fakt, że obejrzałem niedawno ponownie Equilibrium, i stwierdziłem, że kryjówka rebeliantów, w której znalazł się Preston, NIE JEST USYTUOWANA POD ZIEMIĄ. Nie wierzysz - sprawdź. Nie potrzeba sokolego oka, aby dostrzec w ścianach tego budynku okna (na przykład w tym korytarzu, w którym Jurgen rzecze "welcome to the underground"), które to okna pod ziemią nie mogłyby się znajdować (a światło już na pewno nie mogłoby przez nie prześwitywać - a prześwituje). To zaś, co wziąłeś za oszkloną ulicę, jest w rzeczywistości okratowanym otworem w suficie/podłodze na wyższym piętrze. Generalnie wygląd tego całego miejsca każe mi domniemywać, że jest to prawdopodobnie jakaś opuszczona fabryka (lub inna tego typu placówka) w Nether. Zresztą, to tylko jedna strona medalu, bo w filmie jasno wskazano, że ludzie z podziemia mają w Librii oraz w Nether całą siatkę takich placówek, i ta, w której znalazł się Preston, bynajmniej nie jest sercem ruchu oporu, tylko prędzej jedną z wielu kryjówek. Jurgen zaś i ferajna w żadnym razie nie byli sednem kierownictwa ruchu oporu, który wszczął rewolucję w sposób zorganizowany i bez nich (bo przypuszczalnie byli inni, a na stratę Jurgena można było sobie pozwolić). Tym bardziej więc mówienie o "podziemnym podziemiu" tu nie pasuje... no i nie zapominajmy o tym, że rebelianci w Equilibrium, podobnie jak nasi rodacy, w konspiracji odwiedzali Librię, udając wzorowych obywateli (Jurgen w przepisowym stroju pojawia się na przykład w tłumie słuchającym przemowy Ojca na początku filmu) i przypuszczalnie służąc za skrzynki kontaktowe. Są też tacy ludzie, jak Mary, którzy nie tylko odwiedzają okazyjnie miasto, ale także w nim mieszkają, współpracując potajemnie z ruchem oporu. Co w sumie nieznacznie odbiega od tego, co robili nasi rodacy z Szarych Szeregów i tym podobnych formacji, którzy na co dzień udawali, że normalnie mieszkają pośród normalnych obywateli, a potajemnie knuli. Zresztą, w Equilibrium twórcy najwyraźniej postanowili, że takie metody nie zawsze się sprawdzają, bo przecież Mary została odkryta.
Jest też kilka innych kwestii.
"Co ważne, żyli tam spokojnie i bezpieczne przez wiele lat, „odczuwając” co tylko się dało na wszelkie możliwe sposoby i posiadając wszystko, czego tylko można zapragnąć (chociaż nie ma nic bardziej zdradliwego niż elektronika – że też nadprogramowego zużycia prądu nikt namierzyć nie zdołał)"
Jeżeli panie i panowie z ruchu oporu sytuowali swoje placówki w Nether, to nie ma w ogóle o czym mówić, po prąd z Librii tam przecież nie docierał. Najpewniej wysługiwali się prywatnymi źródłami energii. Z kolei konspiratorzy pokroju Mary O'Brien żyli, jak żyli.
"Ale też Wicekonsul miał poważne zadanie – długo zastanawiał się, jak wprowadzić do podziemia własnego prowokatora, aż w końcu zrozumiał, że tenże powinien „myśleć jak oni i czuć jak oni”, aby „pozostać nierozpoznany” (oczywiście, cała ta intryga to kolejny kretynizm, ale o tym przy innej okazji napiszę)"
Wicekanclerz!!! "Wicekonsul" to wymysł kompetentnego inaczej tłumacza - tego samego, który kleryków zastąpił "mnichami".
Co się zaś tyczy samej kwestii - nic nie wyklucza, że byli inni klerycy, którym udawało się zajść równie daleko, co Prestonowi, po czym zostali skasowani. Przecież John, po tym, co zrobił w bibliotece, mógłby zostać po prostu zastrzelony przez Jurgena. Ten ostatni jednak uwierzył, że ma do czynienia z porządnym facetem, któremu zależy na rozpętaniu rewolucji. No i wszystko fajnie, bo Preston mniej więcej takie zamiary miał - tyle że ani on, ani Jurgen nie wiedzieli, że to wszystko zostało z góry ukartowane przez naszego wicekanclerza, który chciał, aby Preston uwierzył, że działa po właściwej stronie.
Z tego punktu widzenia, idea wprowadzania niczym nieuświadomionego podwójnego agenta, nie jest takim kretynizmem, jak może się zdawać. No bo czy Preston zaszedłby tak daleko, gdyby i on, i Jurgen z ferajną, nie uwierzyli, że wszystko to dzieje się bez wiedzy wicekanclerza?
Sęk w tym, że Dupont popełnił najwyraźniej zasadniczy błąd (podobny zresztą, co i twój:)) - przypuszczał mianowicie, że istnieje placówka podziemia, zawierająca sedno "władzy" konspiratorów. Tymczasem ich siatka była dużo bardziej rozgałęziona, i jedną tylko z ważniejszych placówek, oraz część tylko spośród ważnych ludzi, można było poświęcić.
"Co ciekawe, to nie reżim wszystko kontroluje i obserwuje"
Jak nie? Od początku przecież obserwowali Prestona, od początku wiedzieli, że nie bierze Prozium, od początku zaszczepiali mu fałszywe przekonanie, że panuje nad sytuacją. A zamiast tego zrobił to, czego oni chcieli.
"nasi konspiratorzy, dla całej bezpieki pozostając niewidzialni (...), na wszystko mają oko: „Obserwowaliśmy cię, Preston”. Nawet po czterech mocnych browarach dostaję od tego wszystkiego „głupawki”, jakiej niejedna kobieta by mi pozazdrościła"
Moim zdaniem grubo przesadzasz. Toż nawet nasi rodzimi konspiratorzy obserwowali co bardziej brutalne niemieckie kanalie, wydawali na nie wyroki śmierci, po czym planowali zamachy i mordowali. Z tego punktu widzenia, w stwierdzeniu "obserwowaliśmy cię, Preston" nie widzę kompletnie, zupełnie, totalnie, absolutnie nic śmiesznego.
"służby bezpieczeństwa jeszcze w latach 80-tych tak w PRL-u, jak w ZSRR posiadały wystarczające środki, by definitywnie spacyfikować opozycję. Nie byli tam zatrudniani ludzie, których byle imbecyl, wyglądający jakby stale pośladkami zaciskał żyletkę (vide Christian Bale), mógł wykiwać lub wystrzelać w najgłupszy z możliwych sposobów (prawdziwy cyrk!)"
Po pierwsze, Preston jednak aż takim imbecylem nie był, skoro mimo wszystko dotarł do tego ruchu oporu. Po drugie, to panowie z Tetragrammatonu przez cały film kiwali jego, a nie on ich, jak powiedziano w finale. Po trzecie, siły bezpieczeństwa w bardziej rzeczywistych systemach totalitarnych nie zatrudniali również morderców, szkolonych do rozprawiania się z wieloma przeciwnikami naraz. Preston zaś takim mordercą był, i to zadecydowało w krytycznym momencie. Ot, ryzyko zatrudniania tego typu funkcjonariuszy (zresztą, w niektórych państwach ludzie stojący u władzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego ryzyka, i były przypadki, że zbyt wpływowi funkcjonariusze publiczni byli mordowani - przez wzgląd właśnie na ich wpływy i na to, że byliby niebezpieczni, gdyby zwrócili się przeciwko władzy). No i jeszcze zła kalkulacja sił na zamiary w wykonaniu wicekanclerza Duponta, który najwyraźniej, wprowadziwszy już Prestona w błąd, nie docenił go jako zawodowego zabójcy. Po czwarte, nie zapominajmy, że Preston skasował tylko kilku ludzi, co zapoczątkowało jeno rewolucję. Nie było tak, że wpakowaniem kulki w łeb Dupontowi rozwalił system, jak gdyby palcami magicznie strzelił.
Ja wiem, czy cyrk? Grunt, że scena świetna :).
"Przyjacielu Der_Spi_Der, obiecuję, że będę w kontakcie. To Tobie zadedykuję mój tekst na temat „Equilibrium”, zatytułowany „PODZIEMNE” PODZIEMIE I WIELE INNYCH NONSENSÓW"
No, właśnie tak liczyłem, że ów temat w końcu się pojawi, bo miałem nadzieję wszystko to od razu przeanalizować i przemyśleć, a tu zonk... co cię zatrzymało.
"Wszystko to czynię z szacunku do Ciebie – nie mogę zrozumieć, jak komuś tak inteligentnemu jak Ty nie przeszkadza taka kumulacja totalnej głupoty"
To mnie rozbroiło i zamurowało, prawdę powiedziawszy. Nie, żebym nie miał w miarę wysokiego mniemania o własnej inteligencji, ale jak ktoś mi mówi, że AŻ TAK inteligentny jestem, że powinna mi przeszkadzać głupota skumulowana w filmie X... :).
No, nie wiem, może po prostu albo jestem głupszy, niż ci się z początku wydawało, albo to Equilibrium jest jednak bardziej składne i logiczne, niż z początku przyjąłeś. Albo też po prostu mniej lub bardziej świadomie traktuję ów film jako produkcję "lekką" w zestawieniu z Rokiem 1984 czy Fahrenheitem 451 (w którym, swoją drogą, parę głupot też jest), stąd moja tolerancja dla rozmaitych uproszczeń?
"<<fajnie, że nie jesteś oszołomem>> - dziękuję za komplement."
Tja, mnie też to rozwaliło.
Regards
Der_SpeeDer
PS. I skombinuj ten temat wreszcie, proszę! :)
Wow!
Nie pomyliłem się co do Twojej inteligencji. Cała reszta pozostaje: "Equilibrium" to wg mnie durny film i wciąż się dziwię, że to tak nieoczywiste.
Dziś będzie krótko.
Prosisz o mój tekst nt. ww. filmu? Tak, oczywiście. Zawsze dotrzymuję słowa. Będzie. Obiecałem kiedyś wypowiedź o "12. małpach" i skończyłem bodaj trzy miesiące później. Proszę, oto link: http://www.filmweb.pl/film/12+ma%C5%82p-1995-1210/discussion/NIESTETY%2C+JAMES+C OLE+NIE+OSZALA%C5%81%E2%80%A6,1401942
Inny przykład: http://www.filmweb.pl/film/Stalker-1979-30808/discussion/STALKER+ARCYDZIE%C5%81O %2C+KT%C3%93RE+JEST+ARCYDZIE%C5%81EM,1254104
Widzisz, piszę raczej dość obszerne teksty. I nie na filmweb, albo raczej - rzadko tutaj. Dużo czasu zajęło mi przygotowanie artykułu o "Stalkerze" - liczy sobie ok. 35 stron, w druku. Tekst o "Equilibrium" nie jest dla mnie priorytetem. Ale przygotowując się doń, staram się uporządkować argumenty. Na przykład znam Twoje, niestety błędne, wypowiedzi o architekturze i kwestiach językowych. I wiele innych. Zauważ też, że Tobie odpowiedź na jeden - raczej krótki, wg moich standardów - wpis zajęła niemal aż dwa miesiące. Mam zatem nadzieję, że okażesz wyrozumiałość i cierpliwość. Zresztą, trafił mi się wyjątkowy przeciwnik - wciąż jesteś w ulubionych!!!
Pozdrawiam serdecznie, marscorpio
PS. Jeżeli znajdziesz czas, poczytaj, co napisałem o tych filmach SF, do których załączyłem linki. Zarzuty mile widziane, he, he.
"Co ważne, żyli tam spokojnie i bezpieczne przez wiele lat, „odczuwając” co tylko się dało na wszelkie możliwe sposoby i posiadając wszystko, czego tylko można zapragnąć (chociaż nie ma nic bardziej zdradliwego niż elektronika – że też nadprogramowego zużycia prądu nikt namierzyć nie zdołał). Natomiast wszechmocny Wicekonsul – dysponujący najnowocześniejszą technologią, osławionymi Mnichami Grammatonu i wielotysięcznymi oddziałami policji i wojska – tak długo bezskutecznie usiłował ich odnaleźć, że w końcu go John Preston wyręczył bez żadnego problemu: minutę „pomyślał” i wszystko odgadł."
Nie wiem czy w filmie jest wprost powiedziane, że oni wszyscy tam sobie mieszkali i żyli. Ale jeśli by tak było, to mogliby się tam przenieść wszyscy uczuciowcy. I mogliby sobie tam bezpiecznie żyć. Zamast zbierać "sentymanetalne" przedmioty w swoich domach narażając się na złapanie...
He, he, dobre. Ja wolę w domu trzymać własne książki, chociaż stale narażam się na złapanie przez żonę, zwłaszcza jak kupuje nowe. Może i masz racje - powinienem swoją bibliotekę, filmotekę i płytotekę gdzieś przenieść, tak by nie raziło nikogo, ile pieniędzy trwonię.
Widzisz, podczas wojny naziści także argumentowali, że Żydów można będzie gdzieś przenieść - wpierw na kresy Polski, potem na Syberię. A jak to się skończyło, wiemy.
Tak się składa, że nie możesz na niewielkiej przestrzeni zgromadzić zbyt wielu osób. Spróbuj pomieszkać w pokoju 3*4 metry z 6 osobami. Dzień w dzień. Zobaczysz, ile "poodczuwasz". To dlatego tych kilku gości zamknęli na trzy lata w symulatorze przed wyprawą na Marsa. Bo widzisz, istnieje wysokie ryzyko, że niczego nie "poodczuwają", tylko sobie do gardeł skoczą.
Więc cóż, stwierdzenie "mogliby się tam przenieść wszyscy uczuciowcy" to trochę dziwne się wydaje. A jakby sześcioraczki naraz co druga kobieta zaczęła rodzić? Przecież tak by płakały, że nie ma bolca - Mnichów Grammatonu by sprowadziły. A jak wiemy, ci - stosując sie do rozporządzenia Wicekonsula - nie znali dlań tolerancji. Przecież o likwidację "odczuwania" rzecz się rozchodzi.
Der_SpeeDer, nie gniewaj się, ale konsekwentnie trzymam się jednego tłumaczenia. Tak aby bajzlu nie robić. Poza tym w ten sposób inni mogą to sprawdzić - to tłumaczenie z ogólnodostępnego dvd.
Teraz dopiero widzę, że cudowny edytor postów uciął mi mój edit... Trudno, napiszę jeszze raz... W każdym razie odnosiłam się również i do tego
"Natomiast wszechmocny Wicekonsul – dysponujący najnowocześniejszą technologią, osławionymi Mnichami Grammatonu i wielotysięcznymi oddziałami policji i wojska – tak długo bezskutecznie usiłował ich odnaleźć, że w końcu go John Preston wyręczył bez żadnego problemu: minutę „pomyślał” i wszystko odgadł."
John Preston nie był takim sobie pierwszym lepszym szarym człowiekiem, który przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń... Był Klerykiemi to najwyższej klasy! Całe życie szkolono go do tropienia i łapania uczuciwców. Poza tym nawet sam Wicekanclerz wspomina, że Preston jest wyjątkowy, bo mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy. W chwili gdy uczucia poznał to się tylko wzmocniło.
Wybacz, ale wiedząc, że jego partner zadawał się z uczuciowcami, znajdując w jego rzeczach fotografię na której uwieczniono go z wiadomą osobą, nie musiał mieć ponadprzeciętnego IQ by skojarzyć napis z tyłu zdjęcia z napisem w biblotece. Szczególnie, że wiedział, iż w "spisek" zamieszani są klerycy, więc pewnie i inni urzędnicy.
I jeszcze to:
"Co ciekawe, to nie reżim wszystko kontroluje i obserwuje, jak przywykliśmy w antyutopiach w rodzaju „Roku 1984”"
Tu też się nie zgodzę. Oprócz małych przyszłych kleryków z zakonu, którzy na ulicach obserwują przechodniów, by wyłapać uczuciowców, widać, że w mieście są kameryy. Sam ruch oporu zapewne "obserwował" Prestona przez uczuciowców znajdujących się w jego otoczeniu takich jak Patrige.
Przy okazji odniosę się do ostaniej odpowiedzi.
"Tak się składa, że nie możesz na niewielkiej przestrzeni zgromadzić zbyt wielu osób."
A kto powiedział, że to była niewielka przestrzeń? Nie będę się upierać, że jestem pewna, iż Jurgen mówi Prestonowi, że to ich Podziemie rozciąga się pod całą Librią, ale nie będę, bo film oglądałam jakis czas temu...
W filmie pokazane jest kilka pomieszczeń, w których egzystują uczuciowcy i o ile dobrze pamiętam tylko ten korytarz, którym na początku wchodzi Preston, reszta jest raczej dobrze ukryta.
"Może i masz racje - powinienem swoją bibliotekę, filmotekę i płytotekę gdzieś przenieść, tak by nie raziło nikogo, ile pieniędzy trwonię."
Nie chodzi wcale o to... Uczuciowcy zbierając przedmioty narażali się na ogromne niebezpieczeństwo. To znaczy, że były dla nich cenne, a jak coś jest cenne, to chce się to chronić... Skrytki za ścianami jak widać nie wystarczały.
"John Preston nie był takim sobie pierwszym lepszym szarym człowiekiem, który przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń... Był Klerykiemi to najwyższej klasy! Całe życie szkolono go do tropienia i łapania uczuciwców. Poza tym nawet sam Wicekanclerz wspomina, że Preston jest wyjątkowy, bo mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy. W chwili gdy uczucia poznał to się tylko wzmocniło."
Zwłaszcza ostatnie dwa zdania mi się podobają. Tak to jest z tymi Waszymi argumentami - to DLACZEGO, jeżeli "mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy. [a] W chwili gdy uczucia poznał to się tylko wzmocniło", NIE POTRAFIŁ PRZEJRZEĆ WICEKANCLERZA I PRZEWIDZIEĆ JEGO RUCHÓW? Miał tenże jakiś ekran ochronny?
Cholera, podkradłaś mi ważną informację, he, he. Otóż co do "małych przyszłych kleryków z zakonu, którzy na ulicach obserwują przechodniów, by wyłapać uczuciowców" mam własne plany...
Nie gniewaj się, ale nie będę się "rozbijał" na szczątkowe dyskusje. Jak skończę mój tekst, znajdziesz tam wszystko. Lub niemal wszystko, a to wystarczy...
O ile wiem Wicekanclerz tylko raz "stracił" nad sobą panowanie w obecności Prestona. ale wtedy John o mało sam się nie zdradził, więc to zapewne osłabiło jego czujnośc w drugą stronę. Nie zapamiętał tej rozmowy tak jak tej z partnerem i nie mógł jej potem analizować... Za pierwszym razem Dupont zachowuje stoicki spokój, potem pojawia się <o ile się nie mylę> tylko na wielkim ekranie jakby rzeczywiście w bezpośredniej rozmowie istaniało większe ryzyko rozpoznania.
Po drugie Preston jest tylko człowiekiem i należy pamiętać, że dopiero "uczy się czuć". Parę razy własne emocje go przytłaczają i popełnia błędy.
Teorii może być kilka np. Na końcu kiedy Preston badany jest wykrywaczem kłamstw doprowadza się do takiego stanu, że linia wykazuje brak jakichkolwiek emocji... Poza tamtą jedną wspomnianą sytuacją Dupont też mógł nauczyć się "oszukiwać", w koncu wysokie stanowisko piastował raczej nie bez powodu.
Odpowiadam na kilka postów naraz.
""Equilibrium" to wg mnie durny film i wciąż się dziwię, że to tak nieoczywiste."
Eee... ale to, że jednak nie ma "podziemnego podziemia", bierzesz pod uwagę?
"Zauważ też, że Tobie odpowiedź na jeden - raczej krótki, wg moich standardów - wpis zajęła niemal aż dwa miesiące. Mam zatem nadzieję, że okażesz wyrozumiałość i cierpliwość"
Nie pracowałem nad nim przez cały ten czas :). Po prostu przy pierwszym podejściu nie czułem, żeby miał dość argumentów, potem rzuciłem to i zwyczajnie zapomniałem o sprawie. Przypomniałem sobie o niej na wczasach w Chorwacji, podczas oglądania filmu na laptopie. Jak wróciłem, to po prostu siadłem i napisałem. Zajęło mi to jakieś pół godziny.
A co do wyrozumiałości i cierpliwości, to zastanowię się ;).
"Zresztą, trafił mi się wyjątkowy przeciwnik - wciąż jesteś w ulubionych!!!"
Tja, w końcu FW to strefa wojny, a zwykła wymiana zdań łatwo przeradza się w kłótnię... niemniej, parę dyskusji na poziomie tutaj też odbyłem (chociaż stoją w cieniu wobec licznych bitew z rozmaitymi oszołomami).
"PS. Jeżeli znajdziesz czas, poczytaj, co napisałem o tych filmach SF, do których załączyłem linki"
Postaram się, ale z drugiej strony, Stalkera nie widziałem (wiem tylko, co to Stalker, i słyszałem o książce Strugackich, ale na tym koniec), natomiast film Dwanaście Małp wydał mi się potwornie ciężki, i jakoś nie czułem się na siłach, żeby snuć na jego temat jakieś głębsze rozważania.
"Tak to jest z tymi Waszymi argumentami - to DLACZEGO, jeżeli "mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy. [a] W chwili gdy uczucia poznał to się tylko wzmocniło", NIE POTRAFIŁ PRZEJRZEĆ WICEKANCLERZA I PRZEWIDZIEĆ JEGO RUCHÓW? Miał tenże jakiś ekran ochronny?"
Z tamtym zdaniem z filmu to bym nie przesadzał. Przecież idzie tu z Prestonem, podobnie jak z innymi klerykami, generalnie o to, że oni potrafili rozpoznać, czy ktoś czuje, czy nie. A ty z tego zaraz wykrawasz całą telepatię, ze zdolnością odczytywania skomplikowanych planów włącznie? Oj, coś tu nie tak... No i nie zapominajmy, że Preston, mimo swoich umiejętności, nie był doskonały - skoro mógł nie połapać się, że jego żona nie bierze prozium, to mógł nie połapać się, że nie bierze go Dupont. Można domniemywać, że w obydwu przypadkach zadziałała jakaś namiastka estymy (nazwijmy to tak, bo przecież przyjmujemy, że Preston nic nie czuje) żywiona wobec podmiotu. W przypadku żony - bo to osoba, której zgodnie z ustalonym porządkiem powinien strzec, która zgodnie z ustalonym porządkiem jest w życiu jego partnerem. W przypadku Duponta - bo to przecież kleryk numer jeden, wzór tej doborowej formacji, zasiadający na dodatek u boku samego Ojca. Później zaś Preston zaczął sam odczuwać, co mogło nieco zatrząść jego umiejętnościami (podobnie jak czujnością - przecież bardziej się skupiał na tym, żeby samemu nie wpaść).
Odpowiadam na Twój, Der_SpeeDer .
1.
"Eee... ale to, że jednak nie ma "podziemnego podziemia", bierzesz pod uwagę?" - żartujesz, prawda? To, iż pozostawiam (na razie) tę kwestię bez odpowiedzi, nie znaczy, że ją zaakceptowałem w Twoim wydaniu. Tak łatwo to nie będzie, he, he. Nie łudź się nawet!!!
2.
Wiem, z tym czasem Twojej odpowiedzi, to nie był zarzut; przecież zwyczajnie mogłeś oczekiwać, aż mój "super" temat, dedykowany Tobie, zamieszczę, jak obiecałem (tytuł się nie zmienił!!!).
3. Tak, to będzie WOJNA między nami, prawdziwy ARMAGEDDON. Gwarantuję wszakże, że cała ta "wymiana zdań" między Tobą a mną nie powinna przeistoczyć się w coś wulgarnego i chamskiego; dyskutuję "ostro", ale raczej z szacunkiem dla kogoś, kto traktuje mnie i temat poważnie. Ale zapowiadam rzeź!!!
4.
"A ty z tego zaraz wykrawasz całą telepatię, ze zdolnością odczytywania skomplikowanych planów włącznie?"
Hmmm... Odnoszę wrażenie, że zyskuję przewagę, mimo że nie gram białymi figurami... Musisz uważniej czytać wypowiedzi swoich znajomych. To Kassandra_ powyżej napisała: "Poza tym nawet sam Wicekanclerz wspomina, że Preston jest wyjątkowy, bo mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy." Mój wpis to po części ironiczno-żartobliwa odpowiedź na jej wpis. Proszę, uwzględniaj kontekst dyskusji!!! Zastanawiam się, jak to z Wami jest: jako argument na plus to grało, jako argument na minus - zapożyczony od Was - nie gra! A dlaczego piszę o "Was"? Otóż cytuję: "W razie czego na mnie zawsze możesz liczyć;) Może dwie osoby zdołają ich oświecić...:)". Pamiętasz? Jak nie, odsyłam: http://www.filmweb.pl/film/Equilibrium-2002-32375/discussion/Co+to+ma+by%C4%87+i +sk%C4%85d+ta+wysoka+ocena,1016170
5.
Wow! Zapowiada się ciekawie. Pierwszorzędna rozrywka! Już odczuwam podniecenie. Tym niemniej wciąż muszę brać pod uwagę priorytety, a "Equilibrium" doń nie należy (chociaż aż tego żałuję).
Pozdrawiam najserdeczniej, jak potrafię!!!
Der_SpeeDer !
Jeszcze jedno. Tak na rozgrzewkę!
Temat:
http://www.filmweb.pl/film/Equilibrium-2002-32375/discussion/film+pe%C5%82en+b%C 5%82%C4%99d%C3%B3w+logicznych,1063075
ZARZUT:
grotesqa 14 marca 2010 15:44
- „setki kul z karabinu ktore latają w filmie jak szalone nawet nie drasnęły Johna”
KONTRARGUMENT:
Der_SpeeDer 14 marca 2010 22:32
- „Gun Kata robi swoje”
PRZYPIS:
http://paradoks.net.pl/read/4991
Katarzyna "Katya" Ulman: „[…] ”Klerycy” - wyspecjalizowani, perfekcyjni żołnierze na usługach rządu. Bronią posługują się jak nikt inny; styl walki, dzięki któremu są w stanie zmierzyć się z każdym, wszystkim i gdziekolwiek, to tzw. Gun Kata. Technika pomysłowa, wizualnie perfekcyjna – niemal jak taniec, i co za tym idzie niewiarygodnie szybka. Zabójcza – tak samo jak strażnicy.”
Temat:
http://www.filmweb.pl/film/Equilibrium-2002-32375/discussion/Preston+%3D+%3D+Neo !,1038572?page=2
WYPOWIEDŹ:
Der_SpeeDer 21.07.2010
- „Co się zaś tyczy samej kwestii - nic nie wyklucza, że byli inni klerycy, którym udawało się zajść równie daleko, co Prestonowi, po czym zostali skasowani. Przecież John, po tym, co zrobił w bibliotece, mógłby zostać po prostu zastrzelony przez Jurgena. Ten ostatni jednak uwierzył, że ma do czynienia z porządnym facetem, któremu zależy na rozpętaniu rewolucji.”
PYTANIE marscorpio:
Jakże to „mógłby zostać po prostu zastrzelony”??? Taka łachudra jak Jurgen mogła w pojedynkę naszego super-bohatera wyeliminować? A wcześniej zapewne połowę zakonu wybił: innych kleryków, którzy – cytuję – „zostali skasowani”. Chyba że mu te ślicznotki pomagały, co asystują, jak Prestona sprawdza. A przecież Mnisi Grammatonu są „w stanie zmierzyć się z każdym, wszystkim i gdziekolwiek”. Nawet z Aniołkami Charliego!!!
Zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno rozumiesz, co piszesz? Jeżeli setki kul się go nie imały, bo Gun Kata robiła swoje, to jak to „mógłby zostać PO PROSTU zastrzelony” (wersaliki – marscorpio)? Mam nadzieję, że nie z… grochówki?
Aha, łatwowierny ten Jurgen: „uwierzył, że ma do czynienia z porządnym facetem, któremu zależy na rozpętaniu rewolucji.” Czyżby był jakimś telepatą, bo najwidoczniej kogoś takiego z niego robisz, he, he? Albowiem takie ryzyko – na podstawie dopiero co zaistniałeś w Prestonie przemiany – podejmuje?! I w takim razie dlaczego w ogóle go sprawdzał, czy czuje, skoro UWIERZYŁ, że to PORZĄDNY mnisio?
PS. Masz nade mną przewagę, bo ja nie dość, że raz tylko „Equilibrium” widziałem (i ewentualnie drugi raz fragmenty, które postanowiłem zacytować), to jeszcze nie potrafię się zdobyć na ponowny seans. To aż taka TRAUMA mi po tym pozostała!!!
PS. Niektóre kwestie, tak jak ta wyżej, nie będą częścią składową mojego wywodu, zatem traktuję je wyłącznie w kategoriach rozrywkowych. Tym niemniej to poważna sprawa - jak to jest z Waszymi argumentami?!
"To Kassandra_ powyżej napisała: "Poza tym nawet sam Wicekanclerz wspomina, że Preston jest wyjątkowy, bo mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy." Mój wpis to po części ironiczno-żartobliwa odpowiedź na jej wpis."
Który został najwyraźniej opacznie zrozumiany, ale to pewnie bardziej z mojej winy...
Chodziło mi raczej o znajdywanie miejsc, gdzie składowali znalezione przedmioty, albo tego, gdzie mieli kryjówki... Nikt nie mówił tu o telepatii pełną gębą ani o poznaniu całego rokzładu dnia i wszystkich myśli uczuciowców... Może nie jest to szczególnie imponujące, ale jak na kogoś, kto nie czuje, a zatem nie jest do końca w stanie tego zrozumieć, to i tak dużo.
"Aha, łatwowierny ten Jurgen"
Raczej nie... Preston był szansą na dokonanie jakiegoś "przewrotu", więc ruch oporu obserwował go na tyle długo, że wiedział, iż odstawił prozium. Poza tym Preston popełnił kilka gaf, których ktoś kto tylko uczuciowca udaje tak by nie "zagrał".
"I w takim razie dlaczego w ogóle go sprawdzał, czy czuje, skoro UWIERZYŁ, że to PORZĄDNY mnisio?"
To był raczej taki wybieg, który miał uświadomić Prestonowi jak łatwo może "wpaść", bo własne uczucia muszą go zdradzić. O tym potem rozmawiają.
""Eee... ale to, że jednak nie ma "podziemnego podziemia", bierzesz pod uwagę?" - żartujesz, prawda? To, iż pozostawiam (na razie) tę kwestię bez odpowiedzi, nie znaczy, że ją zaakceptowałem w Twoim wydaniu"
W takim razie życzę powodzenia. Bo widziałeś w filmie tylko jedną rzekomo podziemną placówkę ruchu oporu, i się pokazało, że ona podziemna NIE JEST. Jak więc chcesz dalej dowodzić tej tezy? Zmyślać? Po mojemu, to ona już leży. Z wymarzonego tytułu musisz zrezygnować, i wymyślić inny. Bo podejrzewam, że jednak dla ciebie klecenie sofizmatów tylko po to, żeby tytuł został, nie jest dobrym pomysłem.
"Hmmm... Odnoszę wrażenie, że zyskuję przewagę"
Wrażenie absolutnie mylne. Również i na tym froncie twoja obrona pada. Podany w tej sytuacji argument (i cytat) można sobie interpretować na różne sposoby (patrz - są trzy osoby, i każda rozumie go inaczej!), pod warunkiem, że znajduje to odzwierciedlenie w filmie. W przypadku tej całej telepatii tak nie jest - w całym filmie nie ma ŻADNEGO motywu, ani zdarzenia, które uzasadniałoby wykrawanie z tamtego stwierdzenia telepatii.
Z naszymi argumentami wszystko w porządku, to ty je tendencyjnie - a przez to błędnie - interpretujesz :).
"Jakże to „mógłby zostać po prostu zastrzelony”??? Taka łachudra jak Jurgen mogła w pojedynkę naszego super-bohatera wyeliminować?"
W takiej sytuacji, jaką widzieliśmy w filmie? Bez trudu. Jurgen pojawił się przecież, jak ten duch, za plecami Prestona, a ten nie zdawał sobie w ogóle sprawy z jego obecności - do czasu, aż ten się odezwał. Gdyby, zamiast się odzywać, Jurgen zdradził swoją obecność, strzelając do Prestona, jakie ten miałby szanse? Przypominam, że Gun Kata nie sprawiała, że John był szybszy od kul, albo zyskiwał pajęczy zmysł, pozwalający mu wyczuć zagrożenie (tak, był ten rebeliant, który chciał go podczas jednej z jatek zastrzelić z pistoletu strzałem w głowę, ale on był tuż za nim, a nie w oddali, i na dodatek zdradził się, odbezpieczając broń w okolicy uszu Prestona).
"A wcześniej zapewne połowę zakonu wybił: innych kleryków, którzy – cytuję – „zostali skasowani”"
Primo, to przypuszczenie.
Secundo, nikt tu o połowie zakonu nie mówił. O paru delikwentach już prędzej.
Tertio, istnieją inne sposoby usunięcia człowieka, niż bezpośrednia walka.
"Zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno rozumiesz, co piszesz? Jeżeli setki kul się go nie imały, bo Gun Kata robiła swoje, to jak to „mógłby zostać PO PROSTU zastrzelony”"
Doskonale rozumiem to, co piszę. Nie wiem natomiast, czy ty rozumiesz. Gun Kata, jak widzieliśmy w filmie (a propos: ten tekst "Gun Kata robi swoje" to tak pół żartem był napisany), sprawdzała się doskonale w otwartej walce, w takiej sytuacji, do jakiej ją "zaprojektowano". Nie dawała zaś, jak już powiedziałem, swoim adeptom zdolności telepatii ani pajęczego zmysłu. I gdyby Jurgen w tamtej scenie tak po prostu strzelił - nie ma cudów, Preston nie uciekłby przed kulą w takiej sytuacji.
"Aha, łatwowierny ten Jurgen"
Zapomniałeś, że sam stwierdziłeś (z absolutnie zbędnym sarkazmem), że ów Jurgen jakiś czas go obserwował? Nie był więc tak całkiem łatwowierny.
"Tym niemniej to poważna sprawa - jak to jest z Waszymi argumentami?!"
Jak już powiedziałem, wszystko OK - to ty jakieś dziwy z nich wyciągasz przy interpretacji :).
Przyjacielu Der_SpeeDer!
1. Zacznę od Twojej wypowiedzi: „W takim razie życzę powodzenia”. A ja – dziękuję.
2. Mam urlop. Nie gniewajcie się, iż nie traktuję Was z należytą powagą. W zaistniałych okolicznościach zajmowanie się tak głupim filmem jak „Equilibrium” byłoby z mojej strony głupotą. I od razu zaznaczam – nie piszę tego po to, aby Was urazić, czy obrazić. Nie przeszkadza mi bynajmniej to, że film się Wam spodobał. Moje stanowisko jest niezmienne: „Equilibrium” to kretynizm do kwadratu i takie reprezentuję nie bacząc na sympatyków produkcji, nawet tak sympatycznych jak Wy. Twoja wypowiedź, iż to cóś „jest jednak bardziej składne i logiczne, niż z początku przyjąłeś” sprawiła jedynie, że się uśmiechnąłem. To ważne w naszej dyskusji – elementarne poczucie humoru. Potrafisz mnie rozbawić, a to wiele. Bo widzisz, moje zarzuty wobec tego filmu są cokolwiek innego gatunku niż to wszystko, co tu na FW wypisujecie. Na tak pogłębione rozumienie, jak to, które zaprezentuję (najpewniej), to chyba jeszcze nikt się nie zdobył.
Co do tego mojego tekstu. Zauważ, iż – tak jak informowałem – zawsze dotrzymuję słowa. Mniej więcej wiem, czym się zajmę i będzie to nie do podważenia. Nie zdecydowałem jeszcze, czy przedłożę tekst byle-jaki (takie zamieszczam na FW), czy bardziej solidny (taki zaoferowałbym jednej z poważnych stron zajmujących się filmami w sposób kompetentny i profesjonalny, a następnie podrzuciłbym tu link), czy wreszcie na tekst w moim stylu, czyli taki, który będę zamierzał opublikować. Po prostu – jak pisałem wcześniej, nie zajmuję się tym obecnie. Ponadto zniechęciły mnie dotychczasowe doświadczenia – co z tego, iż na temat mojego tekstu o „Stalkerze” są same pozytywne komentarze, skoro nikt nie podjął ze mną dyskusji w sprawie prawomocności interpretacji. Za stary jestem na to, by satysfakcjonowało mnie poklepywanie po ramieniu. A co do tekstu o „12 małpach”, to tam było jeszcze gorzej – na konfrontację zdecydowała się tylko jedna osoba i zrezygnowała, jak zacząłem się rozgrzewać!
Zatem cóż, to znów może być po prostu strata czasu. Chociaż kto wie, w Ciebie akurat wierzę…
3. Niedawno znalazłem temat:
http://www.filmweb.pl/film/Obcy+-+decyduj%C4%85ce+starcie-1986-994/discussion/Ob cy+to+komercyjne+dno,1412079
Gość przekonuje, że Cię rozłożył i odsyła do tematu:
http://www.filmweb.pl/film/Obcy+-+Przebudzenie-1997-134/discussion/%22Jak+zamord owa%C4%87+legend%C4%99%22+-+cz%C4%99%C5%9B%C4%87+pierwsza,1392762
Cóż, nie rozsądzę, który z Was zasłużył na laur czempiona, bo już nie pamiętam zbyt dobrze „A: R”. To był kretynizm do sześcianu. Żeby nie było, iż akurat teraz staję po Twojej stronie, odsyłam do mojej wypowiedzi z 4 lipca 2009 18:35:
http://www.filmweb.pl/serial/Przystanek+Alaska-1990-37531/discussion/Kt%C3%B3re+ sezony+by%C5%82y+warte+kupienia,1159386
Tyle w tym zakresie. W każdym razie ten temat przypomniał mi, iż winien Ci jestem odpowiedź.
4. Piszesz: „Z naszymi argumentami wszystko w porządku, to ty je tendencyjnie - a przez to błędnie – interpretujesz”. A w innym miejscu: „to ty jakieś dziwy z nich wyciągasz przy interpretacji”.
To bezpodstawny zarzut. Wskazuję jedynie, iż Wasze argumenty wzajemnie sobie przeczą i że argumentujecie w zależności od sytuacji, raz tak, raz inaczej. Udowodnię to. Nie mogę też poważnie potraktować wypowiedzi: „podejrzewam, że jednak dla ciebie klecenie sofizmatów […] nie jest dobrym pomysłem”. W moich tekstach nie znajdziesz sprzeczności, a w każdym razie są one innego rodzaju niż te, które obserwuję u Was.
Od razu podaję kolejny przykład dwóch Twoich wypowiedzi:
a) do mnie: „Albo też po prostu mniej lub bardziej świadomie traktuję ów film jako produkcję "lekką" […], stąd moja tolerancja dla rozmaitych uproszczeń?”
b) do innego rozmówcy: „No, szukałem w Equilibrium czegoś więcej, niż samej akcji” (gdzieś zatraciłem link, w razie potrzeby odeślę).
Jak to jest? Mnie przekonujesz, że być może traktujesz „Equilibrium” „jak produkcję <lekką>, […] stąd tolerancja dla rozmaitych uproszczeń”, podczas gdy kogoś innego przekonujesz, że szukałeś w tym filmie „czegoś więcej, niż samej akcji”, a zatem czegoś więcej niż rozrywki. Dlatego oponuję. Bo gdybyś przyznawał, iż w „Equilibrium” ukazano karykaturę totalitaryzmu, nawet bym nie interweniował. Ale Ty bezustannie szukasz analogii z naszym światem, z prawdziwą historią, z doświadczeniami ludzi, którzy przeżyli katorgę. To dla mnie nie do zaakceptowania. Jak znajdę czas, wyjaśnię, na czym te analogie u Ciebie polegają...
5. Zauważ też, jak wygląda Twoje rozumowanie, które dotąd zbywałem milczeniem. Otóż piszesz: „W przypadku tej całej telepatii tak nie jest - w całym filmie nie ma ŻADNEGO motywu, ani zdarzenia, które uzasadniałoby wykrawanie z tamtego stwierdzenia telepatii”. W innym miejscu: „ty z tego zaraz wykrawasz całą telepatię, ze zdolnością odczytywania skomplikowanych planów włącznie”.
Piszesz także: „Podany w tej sytuacji argument (i cytat) można sobie interpretować na różne sposoby (patrz - są trzy osoby, i każda rozumie go inaczej!), pod warunkiem, że znajduje to odzwierciedlenie w filmie”.
A teraz po kolei:
a) Ja w ogóle nie wiem, o jaką wypowiedź w filmie chodzi. Przecież pisałem, że oglądałem raz. Więc cóż, nie bardzo mnie to interesuje.
b) Skoncentrowałem się wyłącznie na wypowiedzi Kasandry, którą ponownie przytaczam: "Poza tym nawet sam Wicekanclerz wspomina, że Preston jest wyjątkowy, bo mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy".
Moje pytanie brzmi: gdzie, w którym momencie mojej wypowiedzi, pada słowo ‘telepatia”, którego stale używasz??? Nie dziwię się, iż „Equilibrium” uznajesz za film sensowny, jeżeli zwyczajowo naddajesz znaczenia tam, gdzie ich nie ma.
Przeanalizuj wypowiedź Kasandry pod względem językowym, a następnie moją odpowiedź. Albo inaczej – uczynię to za Ciebie, bo sobie dotąd nie poradziłeś.
Otóż częściami składowymi wywodu Kasandry są dwa związki frazeologiczne: „przeniknąć umysł(y)” oraz „przewidzieć […] ruchy”. Pierwszy oznacza, iż ktoś potrafi zgłębić czyjąś psychikę, pojąć jego sposób myślenia, odczytać intencje i ich motywację (np. terrorysty, mordercy itp.). Drugiego używamy w kontekście: przewidzieć ruchy np. przeciwnika – w szachach, w walce wręcz (jak to jest tu: http://www.ymaawarszawa.4me.pl/index.php?site=artykul02), ale także czyjeś plany, zamiary, działania.
Zatem moja riposta była jak najbardziej uzasadniona: „Tak to jest z tymi Waszymi argumentami – to DLACZEGO, jeżeli "mimo braku uczuć potrafi w pewien sposób potrafi przeniknąć umysły tych, którzy Prozium odrzucili i przewidzieć ich ruchy”, […] NIE POTRAFIŁ PRZEJRZEĆ WICEKANCLERZA I PRZEWIDZIEĆ JEGO RUCHÓW? Miał tenże jakiś ekran ochronny?”.
Widzisz, odwróciłem rozumowanie używając tych samych zwrotów. Do tego należy pamiętać, iż Preston jest wyszkolony w rozpoznawaniu tzw. „odczuwających” (to jedno z najgłupszych słów, jakie w życiu poznałem). A „ekran ochronny” oznaczał, iż Wicekanclerz był poza „przenikającą umysły” i „przewidującą ruchy” (w domyśle – osób „odczuwających”) percepcją. Tylko że to niemożliwe: NIE BYŁ.
Gdzie tu masz Twoją telepatię? Widzisz, gdyby Cię nie zawiodła intuicja językowa, rozumiałbyś, co piszę i dlaczego mam zastrzeżenia. Kasandra w końcu się zorientowała i sama przyznała, iż jej wpis – cytuję – „został najwyraźniej opacznie zrozumiany, ale to pewnie bardziej z mojej winy”.
Ja PO PROSTU wykorzystałem to, co sama mi umożliwiła. Tym podobna argumentacja nie jest przekonująca, bo można ją odwrócić. A co do samego Wicekanclerza – Wasze usprawiedliwianie Prestona jest dla mnie nie do przyjęcia, ale o tym innym razem.
6.
…
PS. Uff, na ciąg dalszy musisz poczekać… Teraz nie jestem w stanie dokończyć.
Der_SpeeDer!
Wredny smok - marscorpio - osaczył niewinną białogłowę - Kassandrę - w jej wieży z kości słoniowej. Przybądź, przybądź dzielny rycerzu, na swym siejącym postrach rumaku, o przybądź tej uciśnionej na ratunek. Jedno tylko powiesz słowo (no, może coś więcej), a paskudny smok, do zmutowanego skorpiona podobny, rzuci się w przepaść niczym ten Sfinks po odpowiedzi, udzielonej na jego pytanie przez Edypa. Albo nawet, zważywszy na inną wersję mitu, głoszącą, iż Sfinks sam się pożarł żywcem, marscorpio ukąsi się swoim jadowitym kolcem i pagibnie (chyba). A wszystko to zdarzy się i poeci o tym śpiewać na dworach filmwebu będą, jak tylko odpowiesz na pytanie, które marscorpio paskudnik zadał. Wyzwól Librię spod terroru poczwary. Wzywamy Cię!
Szczegóły dyskusji: http://www.filmweb.pl/film/Equilibrium-2002-32375/discussion/Ksiazki,1432306
A pytanie brzmi: Jak to możliwe, iż można przymknąć oko na scenę z podmianą broni i na to, że Preston tak bez zastrzeżeń to wykorzystuje? Dlaczego się nie zorientował z tą podmianą broni ten, który powinien?
Czekamy na Ciebie.
Z wyrazami szacunku, zawsze Ci wierni - mieszkańcy Librii.
PS. List może być sfałszowany, jako że marscorpio do podstępów się ucieka przeróżnych, aby tak dzielnych rycerzy w pułapkę zwabić...
Niniejszym tu i teraz ogłaszam, że poszło również - w skróconej wersji - jako prywatna wiadomość.
a ja czekam i czekam i czekam
i tylko ciebie wciąż wołam
Ciebie wzywam z daleka
więc ja leżę i leżę i leżę
bo tylko Tobie zaufam
więc ja czekam i czekam i czekam
i tylko ciebie wciąż wołam
Ciebie wzywam z daleka
więc ja leżę i leżę i leżę
bo tylko Tobie zaufam
tylko Tobie uwierzę
tylko Tobie uwierzę
tylko Tobie - Der_SpeeDer!
Po ponownym obejrzeniu filmu muszę trochę zrewidować moje wcześniejsze posty. Po pierwsze kryjówka ruchu oporu... W filmie pokazano raptem dwa pomieszczenia, które owszem miały kratki przez które widać było ulicę, ale <UWAGA> nie było w nich żadnych oznak (umeblowania itd.), że ci ludzie spędzali tam jakąś lwią część czasu. Raczej spotykali się tam od czasu do czasu...
"tak, był ten rebeliant, który chciał go podczas jednej z jatek zastrzelić z pistoletu strzałem w głowę, ale on był tuż za nim, a nie w oddali, i na dodatek zdradził się, odbezpieczając broń w okolicy uszu Prestona"
Odbezpieczania broni nie było. Przynajmniej nie w mojej wersji albo zwyczajnie mi umknęła ;) W każdym razie stał tuż za Prestonem, tamten mógł poczuć jego oddech, wyczuc zapach. A poza tym gostkiem było jeszcze z 5. Zorientować się, że sie na karku 6 gości to nie jest wcale jakaś wielka sztuka :P
Na początek odpisuję Tobie, Kasandro_
Chociaż część uwag, które w zaadresuję do Der_SpeeDera, możesz również traktować jako dotyczące Ciebie.
„W filmie pokazano raptem dwa pomieszczenia, które owszem miały kratki przez które widać było ulicę […]” itd. Pokazano coś jeszcze…
Hmmm Czyli nie wiadomo, czy w końcu rebeliant odbezpieczał broń, czy nie.
„W każdym razie stał tuż za Prestonem, tamten mógł poczuć jego oddech, wyczuc zapach. A poza tym gostkiem było jeszcze z 5. Zorientować się, że sie na karku 6 gości to nie jest wcale jakaś wielka sztuka”.
I tu, dziewczyno, masz rację. Zauważyłem bowiem, że te rebelianty to były straszne brudasy. Najwyraźniej na „odczuwanie” czas znajdowali, a na to, by się umyć, już nie. Bo przecież nie przekonacie mnie, iż im Libria wodę odcięła, skoro prąd pozostawiła? A nawet gdyby i jedno, i drugie nastąpiło, to i tak istniały metody, by o higienę zadbać. Zatem fakt – Preston nie miał żadnych problemów, by – jak piszesz – „wyczuc zapach”, tym bardziej że – jak piszesz – „poza tym gostkiem było jeszcze z 5”. Feee… Zaczynam rozumieć, dlaczego nasz super-bohater ma przez cały czas trwania filmu taką minę, jakby pośladkami żyletkę zaciskał (czyżbym się powtarzał, he, he?). Fetor rebeliantów pozwalał ich znaleźć nawet najmniej doświadczonym Mnichom Gramofonu (wow, to już nowy patent).
Jeszcze jedno. Interesuje mnie Twoja wypowiedź:
http://www.filmweb.pl/film/Matrix-1999-628/discussion/10+10+i+bezapelacyjny+kr%C 3%B3l+Akcja+SF+!+Jest+wiele+negatywnych+opini+TROLLI+!+Ale+Matrix+jest+filmem+WY BITNYM,1409925
CYTAT: „A z osią fabularną w Matrixie nie jest za dobrze. Już na początku wiadomo, że cokolwiek by się nie stało, główny bohater przeżyje, skopie tyłek swojemu najwiekszemu wrogowi i na dodatek poderwie dziewczynę...”
Hmmm… Jakże to? Toż z osią fabularną w „Equilibrium” nie jest za dobrze. Już na początku wiadomo, że cokolwiek by się nie stało, główny bohater przeżyje, skopie tyłek swojemu największemu wrogowi i na dodatek poderwie dziewczynę… Z tym, że dziewczynę utraci – to jeden z najbardziej skandalicznych momentów w tym filmie. Ciekawe, czy wiesz, dlaczego?
PS. Mam jeszcze jedno pytanie. Czy nie chciałabyś - nie powiem, zdradzić - "opuścić" obóz Der_SpeeDera? Twoja szczególna prekognicja powinna Ci podpowiedzieć, iż u jego boku czeka Cię porażka. Ratuj się dziewczyno, skoro Troi nie potrafiłaś uratować. Ucz się na błędach!
To ostatnie to oczywiście w konwencji żartu było... Taki ze mnie wesoły marscorpio (udaję takiego, zanim zacznę dyskusję na poważnie).
"Zauważyłem bowiem, że te rebelianty to były straszne brudasy. "
Takie przeinaczanie czyiś wypowiedzi pozostawię bez komentarza. To miało być utrzymane w żartobliwym tonie? Ironiczne? Wybacz, słabo ci to wychodzi...
"Toż z osią fabularną w „Equilibrium” nie jest za dobrze."
W każdym razie lepiej niż w osławionym filmie rodzeństwa Wachowskich... Nie mówię tu już o ilościach "zaskoczeń" w obu filmach, ale o samo roziwnięcie wątków dotyczących losów jednostki w otaczającej ją rzeczywistości itp. W Equilibrium jest to dość fajnie pokazane, a w "Matrixie" po macoszemu, bo wszystko skupia się na efektach...
Resztę też pozostawię bez komentarza, bo jak dotychczas wychodzi na to, że szkoda mojego czasu... Wszystkie twoje kontrargumenty polegają na uczepieniu się jednego/dwóch słów z wypowiedzi przeciwnika by przeinaczyć całą wypowiedź...
W każdym razie czekam na ten osławiony dłuuuuuuuuuuuuuuuugi tekst dotyczący Equilibrium. Może choć on będzie wart uwagi.
Przeinaczenie?
Dziewczyno, spójrz na gości w pierwszej strzelaninie. Niektórzy nie wyglądają najczyściej...
Bo tak, o modelkach nie piszę. Ani o kilku głównych aktorach, którzy NIGDY nie mogą być niechlujni. Tak to już jest w Hollywood.
"W każdym razie czekam na ten osławiony dłuuuuuuuuuuuuuuuugi tekst dotyczący Equilibrium. Może choć on będzie wart uwagi."
Nie obiecuję, że będzie wart uwagi. Ale się postaram...
Po tym błyskotliwym argumencie dotyczącym higieny bohaterów filmu pozostaje mi tylko czekać na kolejny piorunujący pt. "Dlaczego bohaterowie filmu Equilibrium nie korzystają z toalety? Czy wysoko rozwinęte społeczeństwo Librii stłumiło odruchy fizjolgiczne?"
Na serio się go po tobie spodziewam.
Zatem cóż, muszę Cię rozczarować. Wpisałem jedynie - NIECAŁY, bo na więcej nie mam czasu - tekst adresowany do DerSpeeDera.
I nie śmiej się z tego, co proponujesz, bym napisał. To bardziej istotne niż najwyraźniej Ci się wydaje. Takie filmy mogą stwarzać wrażenie sensu WYŁĄCZNIE dlatego, że nie koncentrują się na codziennym życiu bohaterów i/lub obywateli. Gdyby to usiłowały ukazać, rozsypałyby się w mgnieniu oka. Cóż, taki prowizoryczny totalitaryzm można utrzymać jedynie pod warunkiem, iż się nie zajmuje fizjologią i codziennością. To akurat powinno być dla Ciebie zrozumiałe? Przecież poza odpisywaniem na moje niezbyt mądre riposty wobec Twoich tekstów, zajmujesz się czymś jeszcze? Idziesz do ubikacji, spożywasz posiłek, zmieniasz podpaskę/tampon itd. Cóż, niektóre sprawy istnieją, i są nazbyt dojmujące. Jesteśmy ciałem i mamy ciało. Jeszcze nikomu nie udało się wyeliminować "odczuwania" (często - dyskomfortu) z tego powodu.
Zatem następnym razem pomyśl nad tym wszystkim, a dopiero potem - kwestionuj moje uwagi. He, he...
hahahahahahahaha nie ubawiłam się tak od czasu słynnych objawionych prawd autorstwa janko_bzykanta
I pewnie nie uwierzysz, ale do niczego cię nie zachęcałam. Więcej... Nie miałam pojęcia, że weźmiesz się za tłumaczenie tego zawiłego problemu... W każdym razie przekonałeś mnie ostatecznie i udowodnileś, że nie wiesz o co mi chodziło... Trudno...
No, w zasadzie to nie wiem. Kassandry mają to do siebie, że nie mówią zbyt klarownie. Gdyby ta starożytna potrafiła, Troja może by nie upadła. Zatem - jeżeli mogę prosić - wyjaśnij mi, by nie podzielił losu Trojan...