Film oczarował mnie od pierwszych scen: wspaniała ścieżka dźwiękowa i klimat. Dawno nie wczułem się tak mocno w świat s-f. Mimo wszystko jednak temat "braku uczuć" jest na tyle kłopotliwy, że film nie pozostaje w stu procentach logiczny, a przynajmniej zupełnie jasny. Np. ten podrzędny czarny charakter (drugi partner głównego bohatera) wielokrotnie uśmiecha się z triumfem, co wydaje się stać w sprzeczności z faktem, że jest on jedną z postaci, która reprezentuje bezuczuciową stronę konfliktu. Chyba że miała to być sugestia, że od uczuć nikt nie jest w stanie uciec - jeśli tak, to obawiam się, że została ona za słabo zarysowana.
Tak czy siak film oglądało mi się bardzo przyjemnie, ale... zakończenie było bardzo rozczarowujące. Ok, kulminacja, Preston zaraz weźmie udział w ostatecznej rozwałce... i co? bierze udział, rozwala wszystko, koniec. Hm. Zakończenie nic nie przekazuje, nie wnosi nic nowego, jest po prostu, w miarę efektownym (a i to nie do końca - przygnębiająco krótkie starcie z partnerem + nieco lepsza walka z Wielkim Złym) ucięciem wątku i tyle. Raczej żałosny (bo ledwo zarysowany) zwrot akcji pod tytułem "główny zły też ma uczucia, w dodatku nie jest tym, kim się wydaje" nie ratuje sytuacji. To był po prostu ostatni z epizodów z cyklu "sytuacja wydaje się patowa? dobrze, że główny bohater jest nieśmiertelny". Nuuuuda.
Bardzo rozczarował mnie też wątek dzieci Prestona - cały film budowane jest napięcie, podkreślane jest, jak system sprawił, że rodziny to grupy obcych sobie ludzi... nope, nie, wszyscy się kochają. Ech...
Masz rację jeśli chodzi o pierwszy akapit.
Dziś oglądałam ten film po raz kolejny i doszłam do wniosku że tak naprawdę co chwilę widać jakieś uczucia u bohaterów (tych którzy niby nie czują): uśmiechy, czasami krzyk (ze złości). Nawet tekst w stylu, że obywatele chętnie przyczyniają się do rozwoju cywilizacji... jest dziwny, bo "chęć" oznacza jakiegoś rodzaju entuzjazm, czyli uczucie. Po Prestonie widać było np. zdumienie gdy aresztowano jego żonę i gdy ona go pocałowała.
Właśnie o to chodziło, te gesty uśmiechy pokazują wiele. Jak się okazuje to "władze" pozwalały sobie na wiele, trzymając społeczeństwo na odpowiednim poziomie emocjonalnym kontrolując nieustannie.
Wszystkie uczucia były złudne i fałszywe. Uśmiechy a nawet radość czy wściekłość nie miały podłoża emocjonalnego. Odruchy których nie rozumieli. Kiedy Preson zastrzelił swojego partnera było mu przykro choć to archaiczne określenie uczucia którego nie znał.
Tak na prawdę nie wiadomo co i czy w ogóle coś czuli po zażyciu cudownego leku może doznawali jakiś emocji a ów lek pozwalał je stłamsić.
Właściwie to końcówka miała znaczenie. System który ówcześnie panował miał powstrzymywać od wojny poprzez "zabijanie" uczuć. Uważano że to uczucia są główną przyczyną wojen.
Pod koniec idealnie widać jak to uczucia znowu doprowadziły do kolejnej wojny.
Gdy główny bohater robi tą tak zwaną rozpierduchę w tle słychać jak "ojciec" opowiada jak to wojny wybuchały poprzez np. "miłość". Był tam przykład między innymi Aleksandra Wielkiego. W ostatniej scenie widzimy jak zemsta owładnęła umysłem Prestona. A to jak ściskał wstążkę tej babki tylko jeszcze utwierdza nas w przekonaniu, że właściwie doprowadził do tego, od czego próbował przez cały czas ochronić świat. Wygląda to tak jakby delektował się tym ,że doprowadził do wojny.
Walka z partnerem bardzo dobrze, że była krótka. Zazwyczaj trwają takie walki pół filmu, główny bohater przez cały czas przegrywa, by w końcu resztą sił wygrać. Bez sensu. Tutaj coś innego. Szybkie i efektowne zabójstwo.
Słuszna uwaga :O
Aż mi wstyd, że samemu nie zwróciłem na to uwagi. Teraz wszystko nabiera sensu i z pozoru banalne zakończenie okazuje się całkiem przewrotne i dające do myślenia.
Mnie interesuje jak w takim świecie ludzie tworzyli rodziny? Skoro nie było uczuć takich jak miłość, troska itp. to w jaki sposób?
Przecież w realnym świecie mnóstwo jest rodzin założonych z rozsądku i ponoć funkcjonują o wiele lepiej niż te założone z wielkiej miłości.
Co do opieki nad dziećmi - tez nie są potrzebne uczucia.
Jeśli chodzi o seks - były to bodźce fizycznie.
Owszem jest mnóstwo takich rodzin bez miłości, ale w tym wypadku mówimy o WSZYSTKICH.
"Owszem jest mnóstwo takich rodzin bez miłości, ale w tym wypadku mówimy o WSZYSTKICH."
Ty też jesteś zimna jak lód.
Film oglądałam z dużym zainteresowaniem. Dobra rola Bale'a, ciekawa fabuła, świetna muzyka, klimat, napięcie, rewelacyjne sceny walki.
Uważam, że film jest dobry, mimo kilku nielogiczności, np.:
- wspomniany przez Ciebie czarnoskóry partner Johna ciągle się uśmiecha, a przecież zażywa prozium
- główny bohater jest tak szybki i sprawny, że kilkunastu uzbrojonych po zęby żołnierzy nawet go nie draśnie :D:D (te sceny walki są super i robią wrażenie, ale są naciągane)
- słabe zakończenie
Sceny walki może i są naciągane, ale wytłumaczono to w filmie. Jest scena, w której instruktor opowiada o obliczonym matematycznie algorytmie walki nawet z uzbrojonym napastnikiem. Wdać tam również wykresy i mnie to przekonuje bo film to po prostu film i jak dla mnie nie wszystko musi się zgadzać, bez przesady rzecz jasna, ale mogą być niedociągnięcia.
Dla mnie film bardzo dobry od początku do końca (może za wyjątkiem fantazyjnych scen walki).
Pozytywne zaskoczenie, że tak szybko załatwił murzyna - bo to tylko potwierdza, że był faktycznie najlepszy, poza tym przełamano standard większości filmów - wyjątkowo nie było nudno.
Cieszę się, że dzieci świetnie udawały, a jednak wybrały człowieczeństwo. Opowiedziały się za wyborem swojej matki, jej historia dała im do myślenia, tak jak partner Mnicha dał jemu samemu do myślenia. To znaczy też, że nawet pozbawieni uczuć, jesteśmy rodzajem myślącym i niełatwo nas zniewolić. Wcale też nie jesteśmy posłuszni, stąd też zdziwiona bym była, gdyby wszyscy tak posłusznie przyjmowali swoje dawki.
Koniec filmu to znowu woja - i to też dobrze. Bo w tym wypadku wojna to bunt przeciwko zniewoleniu a to oznacza, że wojny bywają słuszne i tez są potrzebne - bo przecież cały układ pokazany w filmie był systemem czysto totalitarnym.
Pewnie o wielu rzeczach zapomniałam... i scena z psiakiem - wyciskacz łez jak dla mnie;)