Najpierw myślałem, że to parodia, później miałem nadzieję, że to parodia. W końcu modliłem się, żeby to była parodia.
I do teraz nie wierzę, żeby Carradine i Madsen sfinansowali tego gniota, nie będąc przekonanymi, że to ma być parodia. Parodia filmów Quentina, dodam, które same są już parodiami ALE CELOWYMI NA LITOŚĆ BOSKĄ! I do tego sami w nim wystąpili.
Tu wszystko jest złe - od bezsensownego pomysłu, przez nie trzymające się kupy "zwroty" akcji, bzdurne problemy bohaterów (rasista, którego przodkami byli Żydzi, Indianin i Murzyn), cieniutką grę (tenże rasista i jego matka, jakby żywcem skopiowana z "Klanu"), aż po wysiloną (choć w innych filmach tak charakterystyczną) chrypkę Michaela M.
Tak słabego filmu nie oglądałem od... wczoraj, kiedy przemęczyłem się przez "Diary of a Serial Killer"...