Czytam sześcioksiąg właśnie; razem z dodatkowymi tomami licząć, rzec można iż stron jest jak ziaren piasku na Arrakis,
choć brnie się przez nie z niekłamaną przyjemnością. Film niestety ugrzązł w piaskach tej pustyni.
Z dwóch perspektyw patrząc: po pierwsze, historia jest ułamkiem tej opowiedzianej w przez Herberta,
po drugie to co z niej zostało jest poprowadzone dość kiepsko; mimo tego, iż czytałem Diunę,
momentami zastanawiałem się, o co chodzi. Czuję niedosyt, miałem nadzieję, iż Diuna trafi do grona moich ulubionych filmów;
jest mi z tym źle, bo historia Atrydów ma ogromny "potencjał kinematograficzny" :-)
Dokładnie. Ja osobiście chciałbym, żeby wziął się za to Peter Jackson - zawsze uważałem Diunę za dzieło na poziomie Władcy Pierścieni, a z odpowiednim budżetem i reżyserem, który poświęciłby się nie tylko dla kasy, ale zachował wierność oryginałowi, można by nakręcić cały sześcioksiąg.
Fakt. Film ledwo się ociera o książkę. Ma liczne wady i błędy, jest niespójny montaż, pomylone i zdublowane ujęcia. No ale co się spodziewać po specjaliście od problemów egzystencjalnych. Ja stawiam mimo wszystko wysoką notę ze względu na muzykę i odwagę zabrania się zabrania za temat i film na którym padli inni jak Aleandro Jodorovsky czy Ridley Scot..