Spielberg należy do "klubu Cokolwiek-Nakręcę-Zawsze-Wokół-Mnie-Achy-I-Ochy" (kolejny taki przypadek : R.Scott). Niestety, bardzo nierówny to twórca: na każde "E.T" przypada jakieś "1941", na każdą "Listę Schindlera" - "Amistad", na (może jego najlepszy film?) "Monachium" - "Lista szpiegów" a teraz "Czwarta władza"... Film dosłownie na siłę/za każdą cenę-scenę zmusza widza do wciągnięcia, a to nie wychodzi... Historyja trąci zbyt miałkim dydaktyzmem nasączonym do granic absurdu "troską" o demokrację, Hanks gra Hanksa, a Meryl Streep....aż trudno mi to przechodzi przez gardło, ale niebezpiecznie zbliża się do kabotyństwa (sic!) w swej przeniuansowionej grze. O charakteryzacji nie wspomnę.... (Madame Tussaud byłaby dumna!)