Evans pisząc scenariusz nie włożył w to wystarczająco dużo czasu. Jest to miałka sklejka klisz gatunkowych, pozbawiona jakiegokolwiek waloru. Niby powinny być emocje ale stawka jest tutaj zbyt niska aby widz wziął stronę głównego bohatera. Gdyby Evans wpuścił więcej luzu w ten świat i nie było to wszystko tak nadęte do granic możliwości, to i lepiej by się szło za bohaterem. Hardy natomiast gra takiego mega smutnego, zdołowanego, pozbawionego kierunku bohatera, że nie jest jasne po co mamy mu kibicować. Dawniej bohaterowie kina akcji mieli więcej koloru w sobie a ten tutaj jest taki szary i styrany życiem jak detektyw z powieści noir. Bez celu, bez adresu, bez kierunku. Po co mu kibicować?