Odniosłem wrażenie, że film miał głosić właśnie takie szczytne przesłanie... tylko, że jakoś nie mogę się z tym zgodzić. Bo moim zdaniem nikt nie powinien decydować o tym czy żyję i jak żyję, czy umrę i jak umrę. A już na pewno nikt nie ma prawa nikogo obarczać winą, za skutki jego samobójstwa! ...z drugiej strony samobójcy po fakcie nie zrobi to różnicy ;) problem w tym, że wg. mnie po prostu obie strony są egoistami ale racja znajduje się po stronie samobójcy, bo każdy powinien mieć prawo do decydowania o swoim życiu wedle własnego uznania. Oczywiście w kanonach praw społecznych należy dodać "byle nie szkodził innym" i wiele osób powie, że pośrednio swoim samobójstwem zaszkodzi np. swoim bliskim (tak jak to ukazuje powyższy film) ale jakim prawem takie osoby przedkładają swoje ego (własne dobro i uczucia) nad ego innych albo próbują im na siłę pomóc, jeśli ci tego nie chcą?!
Cóż... To chyba nie całkiem tak. Samobójstwo osoby bliskiej to, jak na to nie spojrzeć, gówniana sprawa. Tego typu tragedie są po prostu nieskończenie smutne i to wszystko. To niczyja wina, ale życie należy do żywych, to oni dalej ciągną ten wózek, więc siłą rzeczy film opowiada ich historię.
Wybaczcie banał, ale myślę, że właśnie o to tu chodzi. Bo życie to banał... Wdepnąłeś w gówno - jedziesz dalej... / Z tą różnicą, że happy end jest wątpliwy ;). Ale od czego mamy kino... Ekhem.
iacob pieknie powiedziane, zgadzam sie w 100% choc co do tego happy endu, uwazam ze nie byl on jakos bardzo razacy, byl stonowany i moim zdaniem przydatny