Wymyslilem sobie inne zakonczenie i jestem ciekaw czy bylo by lepsze od tego oryginalnego:
Mianowicie Bruce chce sie powiesic i nagle ktos dzwoni.Drzwi sie otwieraja i babka ktora niedawno poznal rzuca sie na niego aby mu pomoc.Bruce zostaje zawieziony karetka i trafia do szpitala.Rano sie budzi i przy nim jest ta babka z dzieckiem,ktora uratowala mu zycie.
Wszyscy dowiedziawszy sie o tym co zrobil Bruce chca mu pomoc.Bruce idzie na odwyk , jest spokojny , spaceruje z ta kobieta.Postanawiaja wrocic do domu by zjesc kolacje.Bruce mowi ze zaraz ich dogoni i wsiada do auta.Otwiera schowek w aucie a tam jego proszek i alkohol.
Chwila ciszy, Bruce patrzy sie w ten schowek i ... siega reka.Czarny ekran i koniec
To jest zakończenie, którego wszyscy się spodziewali, dodałeś tylko element niedopowiedzenia na koniec, mimo wszystko pozwalając widzom wierzyć w happy end. Moim zdaniem ten film nie mógł i nie powinien się skończyć inaczej.
no tak jaka wielka szkoda, że film się nie kończy jak milion innych filmów :) a na poważnie to film powstał na podstawie książki dosyć popularnego na wyspach pisarza więc głupio by było gdyby adaptacja tak mocno odbiegała od oryginału.
oczywiscie moim pomyslem bylo to aby tak jakby wydluzyc meki glownego bohatera
zamiast tej smierci idzie na odwyk itp , niby wszystko pieknie ale widzi wode koks i wraca na swoje stare tory.
zawsze możesz napisać w tej sprawie do Irvina Welsha. zresztą mam wrażenie, że kończąc właśnie w tym momencie producenci zostawili sobie lekko uchyloną furtkę na wypadek sukcesu kasowego i ewentualnej kontynuacji. dla mnie jest dobrze tak jak jest, teraz czekam na tłumaczenie książki bo podobno jest dużo lepsza.
Serio? Szukałem tej książki w empiku, ale w takim razie musiałem przeoczyć :) Dzięki za cynk.
Rozejrzę się przy najbliższej okazji chociaż góra nieprzeczytanych książek rośnie niemal co tydzień.
Sukcesu kasowego specjalnie nie było - zdaje się, że film się zwrócił z leciutką tylko nadwyżką; ciągu dalszego też raczej nie będzie, biorąc pod uwagę, że film nie miał prawa mieć innego zakończenia (a i tak jest ono ciutek mniej negatywne, niż w książce). Książkę polecam - chociaż po obejrzeniu filmu kilka zaskakujących momentów już nie będzie takich szokujących.
Myślę, że "Mechaniczna Pomarańcza" jest tu dobrym przykładem jak mimo diametralnie zmienionej końcówki film był jednak kozacki.
Nie...to nie bylby juz ten sam shajt! A tak przy okazji to nie moge sie nadzwic dlaczego baffta pominela McAvoya.Aye, wee Laddie was great!
gdybym zajmowal sie tym filmem to bym to dodal bo chcialbym pokazac ze glowna postac mimo tej koncowej pomocy ktora opisalem dalej jest tym kim jest - zepsutym czlowiekiem
Jasne, fajnie, że masz na to swój pomysł :) Aczkolwiek, nie ujmując Twojemu zakończeniu, wydaje mi się być ono nieco..oklepane i naiwne - jakby dające nadzieję na przemianę bohatera. Ten film "jest zepsuty" od deski do deski, to jest Ohyda - dosłownie i w przenośni. Oprócz tego, o czym wspomniało już kilka osób powyżej (że jest to film oparty na fabule powieści i jak najlepiej powinien ją odzwierciedlać [***]), ja uważam, że zakończenie ekranizacji było świetne (z idealnie podkreślającą zepsucie swojego bohatera, mimiką McAvoya włącznie).
Ale ok, skoro Ty chciałbyś to widzieć inaczej, to czemu nie ;) Ważne by mieć na to twarde argumenty :D
[***] Nie twórzmy kolejnej "Mechanicznej Pomarańczy".
Jak dla mnie zakończenie przedstawione w filmie jest idealne. Jezu, cały film wstrzymywałam oddech i modliłam się, żeby Bruce'owi się udało, myślałam, że może jest szansa, że ułoży sobie życie z tą kobietą i jej synkiem, ale w zasadzie wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. Mimo to, element zaskoczenia był przeogromny, a sposób przedstawienia tego niby spodziewanego zakończenia, mistrzowski. Muszę przeczytać książkę. Ale sceny końcowe w tym filmie, to dla mnie naprawdę majstersztyk. Że z jednej strony jest się wściekłym, bo bohaterowi się nie udaje i nie ma happy endu, pomimo tego, że siłą woli próbowałam zmusić go, żeby wyszedł spod prysznica i odebrał telefon, potem, żeby odsłuchał wiadomość, a na koniec, żeby krzesło jednak się nie przewróciło, ale po tym jak krzyczę "nieeeeee!!!", przychodzi myśl, że paradoksalnie, to się nie mogło skończyć lepiej. Ten film zapamiętam na długo