PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=816980}

1917

7,7 86 763
oceny
7,7 10 1 86763
7,1 52
oceny krytyków
1917
powrót do forum filmu 1917

To co tu napisałem zawiera drobne spoilery. Historia jest prosta jak drut, więc jeśli nie chcesz poznać jakichkolwiek szczegółów to nie czytaj dalej. Dlatego nie oznaczyłem wątku jako spoilerującego.

Idąc na film miałem nadzieję na film dobry, marzył mi się film bardzo dobry, nie brałem pod uwagę, że może być choćby w zbliżonym stopniu tak dobry jak Szeregowiec Ryan.

Film Spielberga bardzo sobie cenię. Jest to chyba najlepszy film wojenny jaki widziałem. Jakieś 2 lata temu sobie go przypomniałem w bardzo dobrej jakości, na dużym telewizorze z bardzo dobrym nagłośnieniem. Po dziś dzień robi wrażenie.

Zazwyczaj jak wychodzę z kina to buzia mi się nie zamyka, bo czy film zły czy dobry lubię się ze swoim, w danym momencie, kompanem seansu podzielić wszystkimi spostrzeżeniami. Sporo już filmów widziałem i dawno, tak jak dziś, nie wyszedłem z kina bez słowa. Przez dłuższą chwilę chciałem sobie wszystko ułożyć w głowie, przypomnieć i nie chciało mi się nawet gadać.

I moim zdaniem pan Spielberg w końcu został pokonany. Nie to że mi na tym zależało. Nie jest to nokaut. Bardziej różnica jednego punktu w walce na ringu, kilka centymetrów w wyścigu na torze. Dla mnie pan Mendes w tym momencie dzierży statuetkę najlepszego filmu.

Dlaczego?
Nie ma w filmie Mendesa tylu wybuchów, strzałów co u Spielberga, ale każdy wybuch i każdy strzał, mimo że jest ich 10 razy mniej to odbiera się je 10 razy mocniej, głośniej.
Co do mastershot-a: Nie wiedziałem, że ten film jest tak zrealizowany. Owszem: są filmy gdzie takowe WYSTĘPUJĄ. Niech będą Ludzkie Dzieci. Jeśli dobrze pamiętam tam są dwie sceny trwające po 10 minut może. Są świetne, owszem, ale to tylko 10 minut. Taka ciekawostka/perełka realizatorska. Dalej - Birdman. Jeden wielki mastershot. Jak dla mnie to Birdman może 1917 buty czyścić. Birdman był zlokalizowany bardzo lokalnie, w jednym budynku. Tutaj rozmach tego mastershot-a wprawia w osłupienie. Składa się na niego praktycznie wszystko. Synchronizację statystów, pracę kamery, synchronizację ludzi od scenografii, długość ujęć, pracę aktorów... Realizatorsko ten film wgniótł mnie w fotel. Nie dlatego, że nie pojmuję jak to zrobili. Miejsc gdzie były niewidocznie cięcia jest 5-7. Wprawne oko dostrzeże miejsca, gdzie mogło do nich dojść. Jednak jak w przypadku Birdman-a nie są to miejsca tak oczywiste (no może z pominięciem rzeki) jak w momencie kiedy kamera w Birdman-ie wyjechała poza teatr i pokazywała timelapse dzień-noc-dzień.

Tutaj dochodzimy do aktorstwa. Chylę czoła dla dwóch aktorów grających główne role. Ten film ma 20, 30 minutowe ujęcia gdzie aktorzy pomijając swoje kwestie, mimikę itp musieli myśleć o wszystkim. Gdzie iść, jak uważać na kamerę, co i gdzie powiedzieć, w jaki sposób, jak się przewrócić, gdzie coś wybuchnie. W innych filmach aktorzy mają ujęcia po kilka sekund i mogą sobie je powtarzać. Tutaj nie było takiej możliwości. Kłaniam się nisko, bardzo nisko. Mogę się mylić, ale nawet aktorzy teatralni nie mają tak trudnego zadania jak ci z tego filmu. W teatrze nie ma kamery z którą trzeba się zgrać, w teatrze jest zamknięta przestrzeń w której można sobie pozwolić na odrobinę improwizacji, nie trzeba się bać, że się wyjdzie poza kadr itp...

Wychodząc z kina moja lepsza połowa usłyszała jak jakaś młoda kobieta była zniesmaczona, mówiąc że w tym filmie nic się nie działo i był nudny. Absolutnie się nie zgadzam. Owszem. Jeśli ktoś się spodziewa zdetronizowania wszystkich wystrzelonych kul ze wszystkich części Rambo razem wziętych to będzie srogo zawiedziony. Owszem - historia/fabuła jest prosta jak drut. Widzieliśmy, czytaliśmy już o tym niezliczoną liczbę razy. Rzekłbym, że historia jest poniekąd bliźniacza do historii Szeregowca Ryan-a. Ot mamy żołnierzy, którzy muszą przejść niebezpieczny obszar, żeby przekazać wiadomość. W bardzo wielkim uproszczeniu oczywiście. W filmie Mendesa jednak wydaje mi się, że odbiera się wydarzania bardziej osobiście. Wcielamy się w skórę głównego bohatera wręcz dosłownie i nawet drobnostki, które w świecie filmów wojennych są normą - tutaj odbiera się ze spotęgowaną siłą, bo te sceny docierają jakby głębiej, bardziej sprawiają że rozumiemy/czujemy to co się dzieje i mimo, że widzieliśmy takie wydarzenia na ekranie setki razy to tym razem ich wydźwięk o wiele większy, bo bardziej je czujemy, bardziej je rozumiemy i bardziej się w nie wczuwamy. Może to być zasługa tego, że po pierwsze film jest skupiony na jednym, dwóch bohaterach i dzięki mastershot-owi się z nimi nie rozstajemy nawet na chwilę.

Kilka zaskoczeń i pięknych kontrastów:
Zaskoczenia:
- Ratowanie Niemca z samolotu. Kino przyzwyczaiło nas, że w takim momencie prawi alianci pomagają, a przeciwnik, jako zwykły żołnierz jest wdzięczny. Okazało się inaczej.
- Potyczka w nocy w zgliszczach miasta. Nasz protagonista chce uciszyć Niemca nie robiąc mu krzywdy. Ten kiwa, że ok. Jednak wiara naszego bohatera jak i widza spotyka się z brutalną rzeczywistością.
- Dostarczenie rozkazów do Mackenzie. Wcześniej zostaliśmy nastawieni przez postać odgrywaną przez Marka Stronga negatywnie do tej postaci i mimo, że w pierwszym momencie jego postać zdaje się pokrywać z naszym nastawieniem to okazuje się, że jednak w obliczu argumentów potrafi zachować zimną krew.
- Spotkanie Schofielda z ciemną postacią w palącym się mieście. Szło by się założyć, że scena skończy się jak choćby w ostatniej części Battlefield-a z kampanii dla jednego gracza. Ot dwóch zwykłych żołnierzy czytaj - ludzi w obliczu tragedii nie ma ochoty już walczyć. Nic bardziej mylnego!
Kontrasty:
- Dwóch głównych bohaterów. Różnice między nimi widać chyba najlepiej w rozmowie o medalach. Zupełnie inne podejście do życia, do symboli, do odwagi, do motywacji. Mimo tego każdy z nich jest dla siebie niesamowicie wartościowy, bliski i walczący o tę samą sprawę.
- Ciężarówka pełna wojaków, którzy mają wszystko w nosie. Myślą tylko jak przetrwać kolejny dzień, jak się najeść, opowiadają sobie śmieszne historie a w pomiędzy nimi nasz protagonista odłączony jakby od rzeczywistości, sam ze swoim dramatem i prawdziwą motywacją do działania. Był w tym momencie taką częścią obrazka, która tam w teorii nie pasowała. Jeden z reszty się tylko wyłamał i doszedł do wniosku, że na jaką cholerę my się tłuczemy o tę łąkę? A niech sobie ją mają - dla mnie to było piękna alegoria faktu, że dla zwykłych ludzi wojna niewiele znaczy, jest bezsensowna.
- Aktorzy grający żołnierzy a aktorzy grający dowództwo. Może na wyrost, ale wygląda to jak pewne przesłanie. Na wysokich stołkach w armii mamy gwiazdy, ludzi majętnych, z bezpieczną przyszłością. Zwykli żołnierze zaś, w tym nasi główni bohaterowie to ludzie nikomu praktycznie nieznani a odwalający całą brudną robotę w tej historii jak i jako aktorzy.

Jeszcze jedna sprawa:
Praktycznie cały film jest nagrany w chłodnych, lub ciemnych barwach. Dopiero w momencie na końcu, kiedy główny bohater siada przy drzewie barwy stają się o wiele cieplejsze. Kapitalne, podświadome pokazanie, że to już koniec. W pewien sposób dobry koniec, że teraz już jest lepiej.

OK. A teraz co nie zagrało:
- Ilość amunicji w jednym magazynku karabinu Schofield-a. Z tego co wiem, to ten karabin ma maksymalnie 2 albo 5 nabojów. Tutaj naparzał na luzie do 9 razy.
- Nocna ucieczka z miasta. Tylu Niemców do niego strzelało i żaden nie trafił. Chociaż w sumie można to zrzucić na karb faktu, że prawdopodobnie byli albo pijani, albo wielce zaspani.
- Wejście Schofielda do pokoju w którym był postrzelony przez niego Niemiec. Po wejściu nasz bohater strzela do przeciwnika, ale również dostaje kulkę i po upadku w sumie jego jedynym zmartwieniem jest rozbita głowa z tyłu. To chyba najbardziej rzuciło mi się w oczy.

Mimo tych błędów wystawiam filmowi dychę. Dawno nie wyszedłem z kina w takim nastroju. Ostanie swoje wypociny na filmwebie zostawiłem chyba z 10 lat temu a teraz musiałem się po prostu podzielić swoimi odczuciami.

Polecam szczerze!

PS. Do tych, którzy zajrzą na mój profil i zobaczą, że Rambo itp. dałem dychę. Tak, ale to bardziej chodzi o sentyment i to, że na tych filmach się wychowałem. Inna sprawa, że mimo swoich lat uważam, że jak na tamte lata są świetnie zrealizowane technicznie (montaż, muzyka itd.).

ocenił(a) film na 9

W momencie wejścia do pokoju, ten Niemiec strzelił pu w hełm, poszedł rykoszet, dość dobrze to było widać, więc strzał go pewnie tylko ogłuszył itd. :D

użytkownik usunięty
HitmanSon

Musiałem tego nie zauważyć. Dzięki za zwrócenie uwagę. Zapewne przy drugim seansie przyjrzę się temu bliżej.

Nie oglądałem filmu ale wypowiem się pod kątem broni, o której piszesz. Podczas I i II Wojny podstawową bronią piechoty brytyjskiej był powtarzalny karabin Lee Enfield. Miał magazynek na 10 nabojów, w odróżnieniu od rosyjskiego Mosina i niemieckiego Mauzera, które miały magazynki na 5 sztuk.
Ktoś kto oglądał i się zna trochę na broni, pewnie potwierdzi.

użytkownik usunięty
Czuper1000

Tego nie wiedziałem. Nie zajmuję się bronią na co dzień. Jednak zawsze dobrze dowiedzieć się czegoś nowego. W taki razie w sumie nie mam się do czego doczepić w tym filmie :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones