Do rozmyślań skłonił mnie fragment komentarza użytkownika amerrozzo --->
„Matis jawi mi się z jednej strony jako człowiek dobry i prostoduszny, z drugiej jednak jest lekkoduchem i osobą leniwą. Na propozycję Jana ("A teraz chodź, nauczę cię ścinać i korować drzewa"), która dałaby Matisowi pracę i zarobek, ten odpowiada: "Ja nie będę się uczył! Ja urodziłem się na przewoźnika!".”
Trochę się nad tym zastanawiałam, czy z Matisa faktycznie taki leniuch pospolity, ale coś mi tu nie pasowało; zbyt prosto ujmować to w kategoriach lenistwa – 'wolał spać niż zająć się porządnym fachem, ergo to nierób i obibok'. Wydaje mi się, iż jego niechęć do owej pracy wynikała jednak z trochę innych, może nie głębszych, ale odmiennych pobudek.
Jan jest Obcym, człowiekiem z zewnątrz i reprezentuje cywilizację. Opór przed nauką „zawodu” nie jest w tym wypadku zwykłym odruchem lenistwa, lecz wynika z istoty i wnętrza bohatera. To, do czego jest stworzony, to życie przewoźnika – zawód, który nie tyle jest bezużyteczny, co pozwala na życie w harmonii z naturalnym porządkiem – niczego nie przekształca, nie niszczy i nie marnotrawi – nie pozostawia „śladu” na powierzchni rzeczy. Matis jako przewoźnik wtapia się w krajobraz na zasadzie jakiegoś wrodzonego mimetyzmu. Jest, lecz jakby go nie było – nie kaleczy swoją obecnością natury, pozostawiając ją nietykalną.
Rąbanie drzew to działanie ingerujące w przyrodę i środowisko – to nie tyle destrukcja, co dekonstrukcja pierwotnego porządku rzeczy, przekształcenie zastanego, dziewiczego krajobrazu zgodnie ze swoją, człowieczą wolą i zaprzęgnięcie niewinnej natury do swoich celów.
Wg niektórych, tradycyjnych wierzeń oranie ziemi było działaniem występnym, zabiegiem raniącym naszą Matkę ziemię – przejście na rolnictwo jest niejako sprzeniewierzeniem się naturalnemu cyklowi przyrody i ingerencją weń. Mateusz także niemrawo zabiera się do działań na polu, widać, że robota niesłychanie go nuży, pomijając to, że jest w niej dość nieporadny… w pewnym momencie wznosi oczy ku niebu, (do Boga, Ojca niebiańskiego?) z wyrzutem mówiąc „pomóż mi”, jednak jest to wołanie w pustkę, bowiem bóstwo, tym razem, jest milczące i nieobecne (Deus absconditus).
Zawód drwala jest zawodem skażonym cywilizacją, pędem ku przekształceniu i reorganizacji natury, nie ma w nim zgody i kooperacji człowieka z przyrodą, (wręcz przeciwnie – to relacja Ja-To). Po jednej stronie mamy człowieka – wyzyskiwacza, dla którego reifikowana przyroda staje się tylko i wyłącznie celem do osiągnięcia doczesnego dobrobytu i mówiąc wprost – zarobku. Dla Matisa Natura ma wymiar mistyczny – przez nią objawia się sacrum (Ptak).
Trudno stwierdzić, żeby prostota Matisa zrodziła koncept „profanacji” – w jego reakcji na gwałt zadany naturze widzimy albo milczenie (po zabiciu Ptaka), albo odwrócenie się i negację „ja nie będę się uczył”, podobne dziecięcemu buntowi i tupaniu nogą. Jednak w tym prostym sprzeciwie przejawia się cała "filozofia"(?) Matisa.
Matis po prostu nie rozumie świata, tym co go prowadzi jest intuicja. Można powiedzieć, że jest człowiekiem świętym, wyzbytym potrzeby podporządkowywania sobie świata. Żyje w świecie wyobraźni a nie rozumu.Niejako złączony z Uniwersum. Ciekawy komentarz. Pozdrawiam
Bardzo trafne spostrzeżenia. Może własnie moja ''współczesność'' spowodowała, że do mnie ten obraz zupełnie nie trafia, mimo, że cenię sobie dobre polskie filmy z tego okresu (Zanussi, Kieślowski). Jednak ten film jest zupełnie inny, bardziej odbywa się w świecie emotio niz ratio. A to zdecydowanie nie jest trend, którego w kinematografii poszukuję.