Na takim tytule trzeba poprzestać. Jeszcze jedno słowo, jeden znak i tekst mógłby zapaść się pod ciężarem, mocą, potęgą, nadmiarem, jakie uosabia Człowiek-Maszyna, Carlos Irwin Estevez, Good Time Charlie, Chuckles. Charlie Sheen. To nie jest, nie był i nie będzie cichy i spokojny człowiek. To petarda, nitrogliceryna, samolot F18. Ostrożnie, łatwopalne.
Tam, gdzie pojawia się
Charlie Sheen, robi się głośno. Poziom decybeli przekroczył dopuszczalny poziom gdzieś na przełomie lutego i marca. Skumulowały się wtedy wszystkie skandale, jakich nie powstydziłby się mistrz tej konkurencji, czyli
Mel Gibson, czempion w kategoriach seks, dragi, rock'n'roll i... antysemityzm. Nadszedł więc czas, by odsiać fakty od mitów. Nadszedł czas, by przypomnieć niezwykłą biografię
Charliego. Bez uprzedzeń, bez przekłamań, opartą na powszechnie dostępnych informacjach i wypowiedziach, chronologicznie ułożonych "faktach autentycznych" z życia gwiazdora. To historia życia w rzeczywistości, w której granica między prawdą czasu a prawdą ekranu nie istnieje. To historia życia w świecie
Charliego Sheena.
W roku 1977 ośmioletni
Charlie Sheen był świadkiem "Egzekucji szeregowego Slovika". Dziedzictwo krwi irlandzkiej i hiszpańskiej, płynącej w jego żyłach, pozwoliło mu szybko otrząsnąć się z tej traumy. Dało mu też siłę i odwagę, żeby w trzeciej wojnie światowej zawalczyć z groźbą
"Czerwonego świtu" (1984). Wtedy po raz pierwszy obronił świat, czyli swoje rodzinne miasteczko, przed zagładą. Poza tym był zwykłym amerykańskim dzieciakiem, chłopcem z sąsiedztwa (
"Chłopcy z sąsiedztwa" 1985), choć bardziej niż szkołę kochał baseball i szkolne przedstawienia. Dlatego parę lat później bez wahania wziął wolny dzień razem z Ferrisem Buellerem (
"Wolny dzień pana Ferrisa Buellera" 1986).
"Chłopcy z sąsiedztwa"
Jako nastolatek wyjechał na Filipiny, ale w ogóle nie podobało mu się w tej dżungli, do której ojciec wywiózł całą rodzinę. Aby lepiej poznać życie na ziemi, poszedł w ślady rodziciela i zgłosił się jako ochotnik do amerykańskiej armii. Wraz ze swoim
"Plutonem" (1986) został wysłany do Wietnamu. Nadal był wtedy zwykłym chłopakiem, na którym nikomu nie zależało, nie miał dziewczyny, a listy z pola bitwy wysyłał tylko do babci. Jednak to tam miało się okazać, że przeżyje, choć inni giną, bo w jego żyłach płynie tygrysia krew. Ocalał nawet mimo tego, że w dżungli, gdzieś przy granicy z Kambodżą, walkę o jego duszę stoczyło dwóch sierżantów. Przez to wszystko o mało nie wypadł z helikoptera - brat broni (
Keith David) złapał go w ostatniej chwili i uratował mu życie. To był początek pięknej przyjaźni. Kiedy parę lat później on i jego brat (tym z prawdziwego świata,
Emilio Estevezem) zostali
"Ludźmi pracy" (1990), dawny towarzysz z pola bitwy dołączył do nich. Wraz z dostarczycielem pizzy wozili śmieciarką trupa niedoszłego burmistrza. Wtedy
Sheen jeszcze nie znosił alkoholu, policji i mężczyzn, którzy biją swoje kobiety. Sam nie bił (jeszcze), za to jakiś czas później zdarzyło mu się... postrzelić narzeczoną, która odeszła w bezpieczniejsze ramiona
Johna Travolty.
"Pluton"
Jak kocha, to brutalnie. Swoją rodzinę kochał bardzo mocno. Wcześnie zrozumiał, że jest niebezpiecznym narkotykiem, którego zażycie niechybnie zakończy się śmiercią dla osoby o zwyczajnej konstytucji fizycznej. Jednak on jest zbudowany inaczej, ma inny mózg, inne serce. Dlatego miał później szansę zostać Batmanem (u
Tima Burtona). Ale zamiast tego, ze względu na umysł ostry jak brzytwa, został maklerem na nowojorskim
"Wall Street" (1987). Od starszego kolegi po fachu (
Michael Douglas) dowiedział się, że chciwość jest dobra. Idąc tym tropem i chcąc z wyciągnąć z życia jak najwięcej, postanowił zostać definicją dekadencji. Ale już wtedy wiedział, że pewnego dnia pisane mu będzie zostać gwiazdą rocka, i to z Marsa. Szalał tak, że Slash z
Guns'n'Roses łapał się za głowę i wysyłał go na odwyk. Ojcu
Martinowi Sheenowi (i na ekranie w
"Wall Street", i w życiu) udało się, przynajmniej na jakiś czas, naprowadzić go na dobrą drogę, na którą sam wstąpił po metafizycznych dyskusjach z
Terrence'em Malickiem na planie
"Badlands" (1973). Pomógł również brat, od którego dowiedział się, że nie taki z niego
Tom Cruise, jak mu się wydawało, więc nie będzie
"Urodzonym 4. lipca". Zdruzgotany wrócił do domu i z niewiele starszym, choć ciągle wyglądającym na młodszego,
Emiliem oraz jego kolegami ze słynnego Brat Pack przejął rządy w Hollywood. W 1988 roku razem (
Kiefer Sutherland,
Lou Diamond Phillips,
Casey Siemaszko,
Dermot Mulroney krążyli wokół Brat Packu w mniejszej lub większej odległości, a
Emilio był jego niepisanym królem) wzięli w ręce
"Młode strzelby" (1988), wsiedli na konie i odjechali w stronę zachodzącego słońca przy dźwiękach syntezatorowej muzyki najwyższej próby. To było prawdziwe wejście do
"Pierwszej ligi" (1989), gdzie
Charlie mógł zrealizować wreszcie swe wielkie dziecięce marzenie o byciu baseballistą. To również tutaj
Tom Berenger, czyli znajomy weteran z Wietnamu, sierżant Barnes (tym razem nazywa się Jake Taylor, ale co to za różnica?), mimo bólu kolan zagra z nim w tej samej drużynie. Wygrana to rzecz pewna, bo
Charlie Sheen wygrywa zawsze, wygrywa tu i tam, wygrywa na obydwu biegunach.
"Wall Street"
Po jakimś czasie, zmęczony spektakularnym życiem bratpackera, rewolwerowca i hulaki, stwierdził, że zabawa ma swoje granice i że on jednak bawi się za dobrze. Wrócił pod dyscyplinujące skrzydła armii i jako
"Komando FOKI" (1990) walczył z terrorystami w którymś z bliskowschodnich krajów. Wstąpił też do policji, gdzie z
"Żółtodzioba" (1990) w prawdziwego twardziela zamienił go sam
Clint Eastwood. Jednak znów wojenne zmory dały o sobie znać, więc uciekł od cywilizacji i z dala od ludzi zamieszkał w wigwamie (
"Hot Shots!" 1991). Wtedy zmienił imię na Puszysta Królicza Łapka i zaczął siłą woli leczyć swe skołatane nerwy. Szybko jednak zmęczyło go udawanie, że nie jest wyjątkowy. Na całe szczęście, wojsko sobie o nim przypomniało i wysłało go aż na dwie misje ratowania świata. Bywało niełatwo, czasem do wrogów musiał celować z zawiązanymi oczami, a zamiast strzał miał do dyspozycji kurczaki. I tak wygrał.
Po drodze imał się różnych prac, grał w czym popadło. Strzelał śmiechem (
"Strzelając śmiechem" 1993) albo wykraczał poza prawo (
"Poza prawem" 1992) w filmach głównie złych, a czasem tak złych, że aż dobrych. Brał w tym przykład z
Nicolasa Cage'a, którego zdążył już poznać w latach osiemdziesiątych, gdy wraz z innymi młodymi aktorami brylował w Hollywood. Chociaż było ich więcej niż trzech, tak naprawdę byli jak
"Trzej muszkieterowie" (1993).
"Trzej muszkieterowie"
Potem się zaczęło!
Charlie Sheen postanowił wejść na wyższy poziom eksplicytności i ostatecznie połączyć prawdę czasu z prawdą ekranu. Grał już tylko w złych-złych filmach i prowadził się już tylko źle-źle. Mignął w
"Przyjaciołach", mocą swego umysłu organizował
"Spotkanie" (1996) z Obcymi. W życiu zaczął grać już wyłącznie siebie. Czarnoksiężnika, superbohatera, człowieka ze stali, żelaza, marmuru, którego nie imają się prawa rządzące rzeczywistością. Przerzucił się na seriale. Najpierw było
"Spin City" przejęte po
Michaelu J. Foxie, potem najważniejsi –
"Dwóch i pół". Charlie Harper JEST, a raczej BYŁ
Charliem Sheenem.
Czerstwe teksty, mizoginia, niebezpieczne życie, uwielbienie milionów telewidzów, nagrody, najwyższe gaże w historii telewizji (do dwóch milionów dolarów za 25-minutowy odcinek), splendor, sława, gwiazdy porno, aresztowania, ciąganie po sądach, rozwód, ślub, kolejny rozwód, dzieci, imprezy, narkotyki – ten oto kalejdoskop twarzy i miraży przecinanych małymi gościnnymi rólkami tu i tam (drugie
"Wall Street",
"Zanim odejdą wody",
"Straszne filmy" 3 i 4) szczelnie wypełnił mu terminarze w latach 2003-2011. W tym czasie zyskał opinię szczerego do bólu (tego nauczył go ojciec), niezniszczalnego Warlocka, na którym tak narkotyki, jak zła prasa i internetowe memy nie zostawiają najmniejszego śladu. Dla niego to jedynie medialne tsunami, a on po takiej fali pływa na swojej desce surfingowej z łatwością i finezją.
"Dwóch i pół"
Sheen mógł się więc oddać swojej ulubionej czynności: wygrywaniu. Zdobył puchar Człowieka Niebezpiecznego dla Kobiet, Dzieci i Psów. Zdobył order Mam Miliony Obserwatorów na Twitterze Zdobytych w Jeden Dzień. Jest niepisanym patronem wszystkich Kolekcjonerów Sucharów. Pobił
Chucka Norrisa. Siłą swego umysłu. Owszem, pamiętamy, że Chuck Norris nie bał się ciemności, a to ciemność bała się Chucka Norrisa, ale przed
Charliem Sheenem oboje (ciemność i Chuck) zmykają w płochliwych podskokach. Wiadomo, bo z nim nikt nie wygra, on jest definicją wygrywania. I zna tylko jedną prędkość, jeden bieg: NAPRZÓD!
W tej historii nie ma epilogu. Nie ma epickiego finału, nie ma happy endu, bo życie
Charliego Sheena to happy end. Nie ma też żadnej śmierci, bo jak mawia
Charlie Sheen – śmierć jest dla głupców. Historia bynajmniej się nie kończy, choć Charlie Harper z
"Dwóch i pół" kupił bilet do Paryża, na razie w jedną stronę, i zamieszkał tam z serialową sąsiadką. Mimo wielkiej nienawiści ze strony producenta
Chucka Lorre'a (afera z antysemityzmem powiązana była z jego osobą, którą
Charlie określał jako Chaim Levine – żydowską wersją nazwiska twórcy
"Dwóch i pół") nie wiedzie mu się tam chyba najgorzej. Przede wszystkim nie zginął po drodze w katastrofie lotniczej, bo producentom szkoda było marnować swój cynizm i uśmiercać wirtualnych pasażerów, którzy mieliby to wielkie (nie)szczęście i wsiedli z nim na pokład samolotu. W serialu pojawi się nowy bohater, grany jednak nie przez
Hugh Granta, jak niosła plotka, lecz
Ashtona Kutchera. A co planuje
Charlie? Mieszka w swej hollywoodzkiej willi z dwiema "boginiami", aktorką porno i eks-nianią swoich dzieci. Planuje sprzedać dom. Kupcem chce zostać serwis YouPorn, który za niebagatelne 4 miliony planuje odkupić rezydencję, by realizować tam filmy pornograficzne. Jednocześnie gwarantuje
Sheenowi możliwość zamieszkania w domu na jak długo chce, z kim chce, i w jakiej roli chce. Obecnie nasz bohater donosi na Twitterze, że doskonale bawi się z kumplami w Las Vegas. I to wszystko, to dla odmiany, li tylko prawda czasu, a nie prawda ekranu.
PS. Wszelkie dane o życiu i filmach oraz opinie Charliego Sheena o nim samym, są powszechnie dostępne i nie zostały wymyślone na potrzeby tego tekstu.