SPOILER
Duuużo odpowiedzi i całkiem zgrabnie wykonany wg. mnie, choć jeśli chodzi o tempo to bije na głowę nawet Ab Aeterno (spierałbym się jednak, czy również poziomem). Za szybko jest to wyjaśniane, przyzwyczailiśmy się do skrajnie wolnego tempa a końcówka jest nam podawana z prędkością światła :/ No tak to wygląda, można to było rozłożyć na więcej odcinków, pokazać tamto plemie, pokazać iście makabryczny mord, nic z tego - za mało czasu do końca. Dodatkowo raziło mnie słabe aktorstwo kilku osób (w szczególności prawdziwej matki Jacoba).
"Sekret" wyspy, tajemnicza energia, źródło... dla mnie naprawdę ciekawie to wszystko wygląda. Pamiętam, jak nie mogłem się przekonać do tego miejsca z kołem kilka sezonów temu, tak teraz kupuje to bez zająknięcia.
Pytanie teraz: magia czy nauka? Wtedy za pomocą tego koła zaczęli podróżować w czasie, więc puszczony luzem brat Jacoba mógł "dryfować" w czasie, a właściwie odpłynął daleko w przyszłość. Yep - dymek to nie jest (wg mnie) żaden mistyczny twór, to jest raczej naukowy eksperyment, kto wie, może DHARMY? Pamiętacie odcinek, jak Ben za pomocą jakiegoś urządzenia w sekretnym miejscu "aktywował" dymka, żeby ten pozbył się ekipy Keamy'ego? Co byście powiedzieli na... sztuczna inteligencję, mechanizm obronny, samodoskonalący się, hm, cokolwiek w ten deseń. Mi to pasuje. I ten eksperyment wymyka się spod kontroli, w daleką przeszłość. I ten dymek jest nie tylko bratem Jacoba - jest każdym kogo "przejął" z wszystkimi wspomnieniami, marzeniami i myślami. Karkołomne to, ale jak na ten pokręcony serial ma to ręce i nogi.
Banda idiotów. Dobrze że Lost się kończy bo byście dalej byli prawiczkami i przeżywali te wymyślone na poczekaniu teorie.
Odniosę się do kwestii matki/macochy.
Zachowanie Jacoba jak i MiB w tym wypadku można uznać za racjonalne. Różnica między nimi jest taka, że MiB poznał swoją prawdziwą matkę i dowiedział się od niej, że została zabita przez ich opiekunkę.
Jacob za prawdziwą matkę miał kobietę, która zatłukła jego rodzicielkę. To przykre, jednak zupełnie zrozumiałe. Bowiem tak jak mówisz "matka to ta, która wychowa". Należy też wspomnieć, że chłopcy mieli zero pojęcia o takich rzeczach jak śmierć, nie rozumieli tego pojęcia.
Zachowanie dorosłego Jacoba i MiB też wskazuje, że MiB jest bardziej ludzki (tak jak mówisz, za tym terminem idą tak pozytywne jak i negatywne cechy), Jacob mimo wszystko ma poczucie, że jest coś ważniejszego od życia ich matki, czy ich samych. Jest to źródełko, którego należy chronić.
Byłbym też skłonny stwierdzić, że 'matka' ocaliła Jacoba i MiB zabijając ich rodzicielkę. Stworzyła z nich swoich następców tym samym dała im inny los niż wszystkich ludzi, którzy trafiają na tę wyspę, los, którym jest śmierć.
No niestety odcinek słaby,zadnych emocji podczas oglądania,odpowiedzi były,ale jakby takie kiczowate,zwłaszcza to zródełko.Ostatnie 10minut w miare ciekawe,wczesniej same nudy.Liczyłem ze chociaz pokazą jak został zbudowany posąg,a nie bylo go nawet pokazanego.Ogolnie jest chyba juz wiadome ze nie mieli zadnego pomyslu od początku,tylko teraz sobie to wymyslili,z marnym skutkiem.No niestety,moze zmienie znanie po ponownym obejzeniu.Cos mi sie zdaje ze zepsuli rewelacyjny serial,mam nadzieje ze nastepny odcinek bedzie dobry.
Nie, na pewno tak źle nie jest jak piszesz. Źródło jest po prostu jakąś konsekwencją tego, że wyspa posiada ukrytą moc a to było wiadome niemal od 1 sezonu.
Nie sądzę, że wszystko wymyślili na samym początku, chociaż gra Locka z Waltem w 1 odcinku wskazuje, że chyba tak.
Dobranoc.
jak dla mnie to nikt nie zamienił się dym, po prostu jak już tam kgoś wrzucono wyzwoliło to czyste zło - tym jest dym
To w takim razie jak i czemu Jacob się dowiedział o świecie zewnętrznym ?
No i jak podróżował z Wyspy do "rzeczywistości" ?
Parodia Jimmy'ego Kimmela
Nie wyłączajcie przed końcem. Nie pożałujecie :D . Video w rozwinięciu.
http://www.darlton.pl/lost/newsy/1214-lost-parodia-jimmyego-kimmela
Dobre...
a czemu Sun urodziła? Może to chodziło o to, że jej dziecko miało być następcą Jacoba? To by miało sens.
Sun urodziła tylko dlatego bo uciekła z wyspy.. gdyby została to ona i jej córka by zmarły.
Claudię zdecydowanie bardziej przypomina Claire.
Zaczynam uważać że MiB jest bardziej ludzki od Jacoba. Jedyną jego wadą jest uważanie ludzi za złych co jest winą wyprania mózgu przez macochę. To ona cały czas nim manipulowała i chciała by nie dostrzegał dobrych cech ludzi. Dlatego nie liczy się dla niego ludzkie życie pod postacią Locke'a. Z kolei Jacob wydaje się człowiekiem bez osobowości, bezwarunkowo posłusznym swojej macosze. Co jeśli ich skłamała? Nie zdziwiłbym się że opuszczenie wyspy przez MiBa nie jest wcale ''złe'', a Jocob to powstrzymuje myśląc że kieruje się dobrem, a w rzeczywistości może podtrzymywać coś złego. Wydawało mi się że ich macocha była bardziej czarna niż biała - niechęć do ludzi, zabicie kobiety po urodzeniu dzieci, manipulacja braćmi, wpojenie MiBowi że ludzie są źli. Gdyby spojrzeć na to z innej strony, on zabija dlatego ponieważ uważa ludzi za kłamców, intrygantów itp, jak to zaznaczył w rozmowie z Jacobem. Nie dostrzega u nich cech dobrych. Nie widział świata poza wyspą, nie zna innych ludzi poza rozbitkami. Chce się wydostać, ma ten cel od kiedy był chłopcem, dąży do niego. Z kolei Jacob zna świat zewnętrzny, jest kontynuatorem swojej macochy dla której zabicie (podobnie jak MiB) nie stanowiło problemu - liczył się cel. Jacob to kontynuuje. Zezwala na śmierć np. Nadia. Zaden z braci nie jest czarny ani biały. Kamyki i stroje (jeden czarny, drugi biały) mogą być mylące. Sami do końca mogą nie zdawać sobie sprawy po której stronie są. Ten serial zaskakuje, zakończenie nie może być banalne. Co jeśli to Jacob chroni czegoś co jest tym ''złem''? :)
Hmmm, wszystko ok, ale MiB nie uważa ludzi za złych jedynie ze względu na to co wpajała im macocha. Można powiedzieć, że on poznał ludzi żyjąc wśród nich, w przeciwieństwie do Jacoba, który obserwował ludzi zawsze z daleka i nie ingerował w ich działania za bardzo. Później prawdopodobnie to przekonanie co do ludzi utrwaliło się jak z czasem trafiały na wyspę kolejne osoby. Biorąc pod uwagę zdolności dymu do osądzania ludzi i analizowania ich można przyjąć, że choć dym jest surowy wobec ludzi to jednak nie każde spotkanie z nim musi skończyć się śmiercią. Ale faktem jest, że ludzie są dla niego narzędziami w drodze do celu, którym jest opuszczenie wyspy.
co do tej macochy.,.. może byla czymś podobnym do dymu, dlatego podziękowała synowi, że ją zabił, jak to było z tym Saydem? Nie wymów słowa, inaczej zawiedziesz
Była strażniczką taką jak Jacob. Żyła może kilkaset lat, więc podziękowała że nadszedł jej czas i kontynuował to będzie Jacob, którego wyznaczyła na następcę. Dymem nie mogła być gdyż zginęła. Chociaż mam pewną teorię... ale o tym później.
Po ponownym oberzeniu nie uwazam ze ten odcinek byl taki słaby,w koncu wyjasnili pare spraw.Moze troche kiczowato,ale z drugiej strony nie wiem jak by mogli to inaczej wyjasnic,chociaz napewno dało sie w lepszy sposób.Jednak odcinek nudny tylko koncowe 10 minut było w miare ciekawe.Mogli skrocic te poczatkowe sceny i pokazac cos np z budowy posągu,byłoby napewno ciekawiej.
MiB nie był zły? z premedytacją zabił swojego brata przecież! w końcu
klarowna stała się ich rozmowa na końcu 5tego sezonu.
Jacob (o Benie którym się wysłużył MiB): "Znalazłeś sobie furtkę", to
sprowadzało się do tego, że brat nie mógł zabić brata własnoręcznie.
Ostatnie słowa Jacoba to "oni nadchodzą"- chodziło o powrót naszych
bohaterów w 6 sezonie? no i moment w którym Jacob mówi do Bena, że może
wybrać- między dobrem, a złem(morderstwo).
Wydaje mi się, że wszystko sprowadza się do walki dobra ze złem
reprezentowanych przez braci, zwykła gra między obojgiem gdzie ludzie na
wyspie są pionkami.
a tak poza tym chyba nie rozumiem jednej dość zdaje się oczywistej rzeczy:
Jacob można powiedzieć oficjalnie zginął (mimo, że dzięki napojowi miał być
nieśmiertelny- praktycznie nie wiadomo czemu czai się pod postacią dziecka-
czy to zostało wyjaśnione w jaki sposób?).
Po co było go zabijać skoro nadal może sobie żyć tylko w innej postaci?
czemu to miało służyć?
tak więc nie mógł zginąć bo jeśli by zginął (został zabity przez Bena) to
nie znalazł kolejnego "opiekuna" wyspy...
Czemu tak stanowczo oddzielacie dymka od czarnego brata. On chyba raz już ożył po zabiciu przez matkę, czemu więc nie miałby ożyć ponownie po wyjściu ze światła w postaci dymu? Może taka była cena jego ponownego odrodzenia za zabicie matki?
Swoją droga nasunęła mi się jeszcze jedna myśl, czy przypadkiem nie dostaliśmy zakończenia historii właśnie już w pierwszym sezonie?
Jack i Kate oglądający czarny i biały kamyk. Jack wyrasta na głównego kandydata do zastąpienia Jacoba, ale czy ich przypadkiem nie musi być tam dwoje?
Kate nawet pasuje, by zastąpić dym. Tak jak on zabił swoją przybraną matkę, tak samo ona zabiła przybranego ojca. Ot taki zbieg okoliczności?
Może wyspa musi mieć strażnika i jasnej i ciemnej strony mocy?
Kate została wykreślona z listy kandydatów na zastępcę Jacoba i nie raz była o tym mowa w serialu, zupełnie jakby to miało jakieś dalsze znaczenie. Czarny brat też był kandydatem do zastępstwa matki na wyspie.
Według mnie brat Jackoba jest czarnym dymem, jego imię poznamy w ostatnim odcinku, a nazywać się będzie...Aaron. Przemawia za tym jedna scena. Pomyślcie chwilę.
W pierwszym sezonie, w retrospekcjach, Claire udała się do jasnowidza, a on patrząc w jej przyszłość nagle się przeraził i powiedział, że jej syna ogarnie ciemność, a ona koniecznie musi wsiąść do samolotu (nie pamiętam tego dokładnie, jeśli ktoś mógłby przytoczyć ten fragment byłabym wdzięczna).
Wiem, że to strasznie naciągane, i że jeden argument nie jest w stanie utrzymać przy życiu tej teorii, tym bardziej, że rodzi ona kolejne pytania, np. jak to możliwe, że Aaron, który urodził się w roku 2004, miałby być bratem Jackoba, itp. :|
Powiem szczerze: nie mam zielonego pojęcia, ale jednak coś mi podpowiada, że tak może być.
Aaron od samego początku był dość istotną postacią w Lost, aż tu nagle scenarzyści jak gdyby o nim zapomnieli. Może to celowy zabieg i w ostatnim odcinku zrobią nam wielką surprise, której nikt w życiu by się nie spodziewał. Poza tym, do tej pory nie znamy imienia brata Jackoba, więc być może jakiś cel scenarzystów również się za tym kryje.
Muszę przyznać, że zawsze ze śmiechem podchodziłam do tych forumowych gdybań, ale jak widać, po dzisiejszym odcinku to mnie poniosła wyobraźnia ;).
Ja cały czas podtrzymuję teorię że dym = brat Jacoba. Argumentów podałem wiele w tym temacie, w różnych postach.
Po prostu brat Jacoba stał się postacią niematerialną. Zginęło jego ciało, ale świadomość- dusza jest niematerialna.
Po pierwsze naprawdę świetnie się czyta wypowiedzi @Murdoca oraz @darka_sith
Przy Was koledzy czuję się jak kompletny amator, który zdaje się nie mieć większego pojęcia o tym, co się naprawdę dzieje, a któremu wydaje się, że jest wielkim fanem serialu.
No ale już bez słodzenia...
Odcinek z początku przybrał dla mnie klimat nieco baśniowy (jaskinia, światełko, dwoje młodych braci... - brakowało jeszcze tylko "dzwoneczka", Calineczki i ewentualnie paru elfów)
No ale gdy tylko objawił nam się dorosły Jacob i jego dorosły brat, no to od razu zrobiło się bardziej swojsko.
Pokrótce i może mało składnie....
Wątek Adama i Ewy mimo wszystko zgrabnie zatoczył koło.
Pomimo, iż było to oczywiste, to bardzo dobrze, że pokazano scenę z pierwszego sezonu, gdy Jack znalazł owe szkielety i kamienie.
Dzięki temu zrobiło się nieco sentymentalnie i od razu człowiek pomyślał o tym, ile już lat śledzi losy naszych bohaterów (kiedyż to było...) i że koniec już blisko... :(
Dużo razy padło w komentarzach odwołanie do Dharmy...
Ja akurat jestem zdania, że owa Dharma to tylko osobny wątek, nierzutujący na całość - jakkolwiek na pewnych etapach ważny, tak ogólnie nieistotny (ot po prostu dużo akcji wypełniającej treść serialu)
Co do Macochy Jacoba i CK...
Może nie tyle mam lekki mętlik, co i ona wydaje mi się jedynie epizodem - jakkolwiek istotnym - no bo co by nie powiedzieć tak a nie inaczej ukształtowała Jacoba i jego brata, jednakże tylko epizodem.
Wygląda na to, że była jedynie kolejnym strażnikiem.
Czy ostrzegając przed wchodzeniem do wnętrza "światła" była świadoma tego co się święci? ... - bo np. sama już przez to przeszła?
Wyrżnięcie ludzi w wiosce wskazywałoby na to, że była dymem.
Uważam, że możemy z czystym przekonaniem uznać - nie myląc się, ani o jotę, że to właśnie ona własnoręcznie pod postacią dymu zrobiła ową "czystkę". Wiele rzeczy i niuansów za tym przemawia i nawet to, że później Jacob ją zabił, a z niej po latach ostał się szkielet, wbrew pozorom wcale temu nie przeczy. (myślę, że chwila spokojnej dedukcji to wyjaśnia, nie mniej daruję sobie wyjaśnianie tego)
Co do samego Jacoba i jego brata...
Ani dobrzy, ani źli ... - po prostu ludzcy ze wszystkimi zaletami i wadami.
Postaci na swój sposób tragiczne :(
Jacob zabił brata, który zamordował Macochę, która "uciszyła" ich "pierworodną". Cóż za patologiczna rodzinka ;)
Powiem tak, że po tym odcinku, wiele spraw wydaje się zupełnie nieistotnych.
Dharma, Ben, "inni", "tamci", Ruso, Richard, posąg, "czarna skała", liczby, bunkry, Widmore, czy nawet nasi rozbitkowie lotu 815 (potencjalni kandydaci) .... - wszystko to nie ma większego znaczenia.
Cała rzecz sprowadza się do "dobra i zła", "grzechu i odkupienia", "życia i śmierci"....
...a wszystko inne to "progres", jak ujął to Jacob w pamiętnej rozmowie z CK.
Zaczynam co bardziej sądzić, że wiele z wydarzeń na Wyspie nie dzieje się faktycznie. Że jest to tylko gra. Że nikt tak naprawdę nie ginie.
A ta jaskinia - to "światełko" jest swoistym oknem/furtką do prawdziwego świata - do tej rzeczywistej strony lustra i chyba będzie on centralnym miejscem, na którym powinniśmy skupić naszą uwagę.
A może jest tak, że owa świetlista jaskinia jest niejako "czyśćcem" - miejscem, które "odfiltrowuje" osoby ze złej natury, która to następnie uwalniana jest pod postacią czarnego dymu.
Wpadając do owej jaskini wcale się nie ginie, tylko wydostaje z Wyspy.
Wydaje mi się, że każdy musi niejako dojrzeć, aby odważyć się tam wejść.
"Dojrzeć" w tym sensie, że uświadomić sobie wszystko to, co ma w sobie złego, czego chciałby się wyzbyć, co zrozumiał i boleśnie doświadczył i z czego wie jakie wyciągnąć wnioski.
Do wnętrza tego "światełka" wejdą tylko osoby naprawdę zdesperowane, szukające ratunku i wybawienia, które żyją jednocześnie błądząc i zarazem pokutując za popełnione grzechy.
Myślę, że to "źródełko" oczyści naszych bohaterów w momencie, gdy "odnajdą się" wewnętrznie i postanowią zmienić swoje dotychczasowe grzeszne życie.
Paradoksalnie ów odcinek nieco zabija sens całego serialu, w tym sensie, że tak jak powiedziałem, w końcowym rozrachunku i tak zetrze się ze sobą "dobro" i "zło".
Pojawi się fundamentalny wybór.... i on będzie kluczowy.
A gdy do owego "wyboru" dojdzie, wtedy zadźwięczą nam z tyłu głowy słowa Jacoba skierowane do Bena, zanim ten ostatni go zasztyletował.
acha.... i jeszcze jedno.
Patrząc na postaci Jacoba i jego brata, utwierdziłem się w przekonaniu, że z naszych obecnych kandydatów będą "nici".
Żadne z nich nie jest, ani odrobinę, czy to godne, czy choćby tylko gotowe przejąć - udźwignąć rolę Jacoba.
Najbliżej Jackowi z racji tego, że jako jedyny (pomijając "pustelników" Bernarda i Rose) nie chce opuszczać Wyspy.
I to nawet nie to, że nie chce, co po prostu przekonał się do Wyspy i pragnie zostać.
Dla niektórych osób Jack może wydawać się momentami "nijaki", czasem beztroski, jakby obok wielu z pozoru istotnych spraw, mało spektakularny w działaniu, czy mający problemy z podejmowaniem, niektórych decyzji.
Ja jednak uważam, że on jako jedyny mimo wszystko jest wierny sobie i podąża za głosem większego wewnętrznego przekonania, mówiącego mu co w danej chwili jest najlepsze - jak należy postąpić.
Oczywiście ktoś z Was pewnie zaraz przytoczy przykłady temu przeczące, jednak śmiem twierdzić, że całościowo wychodzi on przed szereg.
To, że to Jack będzie znaczącą postacią od której będzie wiele zależało, świadczyć powinna m.in scena gdy siedział zadumany na skarpie wpatrzony w morze, zaś Jacob jasno wtedy powiedział do Hugo (przy Latarni), że to właśnie Jack będzie musiał podjąć decyzję i samemu zrozumieć i dojść do tego, co musi zrobić.
Wracając do ewentualnego przejęcia schedy po Jacobie...
Co prawda nie znamy losów jego macochy, czyli tego od kiedy jest na Wyspie, czy może się nawet na niej urodziła(?), nie mniej wydaje się, że do roli strażnika może pretendować jedynie osoba, która cale życie wychowywała się na Wyspie, czy wręcz się na niej, tak jak Jacob, urodziła.
Oczywiście gdyby tak było, to Jacob nie zadawałby sobie trudu w poszukiwani odpowiedniego kandydata, spośród naszych bohaterów, tyle że zaczynam mieć wątpliwości co do tego, o co faktycznie Jacobowi może chodzić i czy, aby jednak nie upatruje on w osobie Jacka tego, który położy temu wszystkiemu kres.
Bardzo wymowne było to, gdy macocha odpowiedziała Jacobowi na pytanie "czy wszystko w porządku", że jest "zmęczona".
Bynajmniej nie chodziło o zmęczenie jako takie, ale o zmęczenie pełnieniem roli strażnika.
To samo o "zmęczeniu" powiedział przed śmiercią Jacob w posągu, gdy przybył Flock z Benem.
Jacob poczuł wtedy, że jego rola, jako strażnika dobiega końca i że jest on już tym zwyczajnie "zmęczony".
I jeszcze jedna wymowna rzecz...
Pamiętacie co Jacob wyszeptał przed tym, zanim Flock wepchnął go do ognia, po tym jak Ben go ugodził sztyletem?
Jacob powiedział: "nadchodzą"
Dokładnie to samo "nadchodzą", które wypowiedziała Claudia (matka), gdy poczuła,że zbliża się moment porodu... - i nie jest to tylko ot taka o sobie moja nadinterpretacja danego słowa.
Co konkretnie Jacob miał wtedy na myśli?
Pewnie wiele osób sadziło, że może chodzić o osoby zbliżające się do posagu.
Uważam jednak, że było to głębsze przesłanie i czy aby wtedy Jacob tuż przed śmiercią mówiąc o "nadejściu", nie miał na myśli ponownego odrodzenia się (narodzenia się) ...
To ze dym to brat Jacoba to pewne. I CK przed wypadkiem w strumyku i ten po mowi tylko ze chce wrocic do domu. Co prawda interesujace co on nazywa domem? Pamietacie jak mowil do Sawyera?
Czym jesteś?
Czymś uwięzionym.
Uwięzionym tak długo, że już nawet nie pamiętam, jak to jest być wolnym.
Może ty to zrozumiesz.
Zanim zostałem uwięziony, byłem człowiekiem, zupełnie jak ty.
Trudno mi w to uwierzyć.
Wierz sobie, w co chcesz, ale taka jest prawda.
Wiem, jak to jest odczuwać radość,
odczuwać ból, złość, strach...
doświadczyć zdrady.
Wiem, jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha.
A wiec, kiedy Jacob wrzucil CK do tego strumyka zostal on jakos zespolony z dymem i to wszystko.
Tez wydaje mi sie ze racje moga miec osoby, ktore mowia ze "Macocha" wie co to znaczy tam wejsc. Skad wie? Moze sama tam weszla? To mogloby tlumaczyc skad ma taka moc. Mam nadzieje ze zostanie to rozwiazane bo tak naprawde to jest chyba ostatnia czesc ukladanki.
Do zrodelka natomiast idealnie pasuje mi ta teoria z Axis mundi.
Interesujaca jest pewna rzecz: Jacob zajmuje miejsce macochy przy pilnowaniu zrodelka (i trzymaniu zla na wyspie?). Desmond zajmuje miejsce tego dziadka (zapomnialem jak sie nazywal :P) przy wciskaniu klawisza i trzymaniu tej energi w spokoju. Kiedy zapytal sie dziadka co robi - ten odpowiedzial mu "ratuje swiat". Tak samo jak Jacob ratuje swiat przed zlem z butelki? Jacob moglby zapytac Jacka co mowi jeden balwanek do drugiego :P.
Jeszcze jedno. Do ludzi, ktorzy albo ogladali ten serial wybiorczo (przez co nie moga sobie poskladac pewnych rzeczy i mowia ze serial idzie na dno) albo mysla ze to jest cos w stylu cast away. Naprawde mysleliscie ze oni rozbija sie na tej wyspie, odkryja kilka fascynujach rzeczy, wyjasnia to i ktos ich uratuje or smth? Tak byscie chceli zeby to wygladalo? Gdyby tworcy chceli tak zrobic to pierwszym odciniem bylby wlasnie 6x15, ale wtedy nie byloby tego wszystkiego co mamy. Na szczescie to zupelnie inny serial. Elementem lost jest rowniez rozkminianie faktow przez widza, ich kojarzenie, snucie wlasnych teori, odgadywanie ocb, dokladnie tak jak widz sam bylby jednym z robitkow. Jaki by to wszystko mialo sens gdyby zostalo to przedstawione jako chronologiczny film?
PS: A mowilem we wczesniejszych tematach ze CK i Jacob to bracia a posag moze miec cos wspolnego z ich matka :P
Faktycznie.
Idąc jakimś "logicznym" tokiem rozumowania, ważny powinien być Aron z uwagi na fakt, iż urodził się na Wyspie.
Póki co jego wątek praktycznie przestał istnieć i mam nadzieję, że nagle pod koniec serialu nie wyskoczy, jak "królik z kapelusza".
Nawiasem... cały czas mam w pamięci scenę, gdy został porzucony, zaś potem mieliśmy ni zowąd Claire z Christianem w chatce.
No nie mniej nie wyobrażam sobie, aby nagle w ekspresowym tempie odświeżono nam ów wątek, który rozpatruję jedynie z uwagi na wspomniane narodziny Arona (podobnie jak i Jacoba) na Wyspie.
Tak więc wątek zamknięty. Zapominamy.
Intryguje natomiast mimo wszystko fakt wyjątkowości małego CK, że tak był świadomy wszystkiego, widział zmarłą matkę, od razu znał zasady gry etc.
W tym miejscu powiem, że to że Hugo widzi duchy, czy Walt jest również jakiś wyjątkowy, jest raczej podpuchą ze strony scenarzystów, aby naszą uwagę skierować na mylne tory. (na koniec pewnie okaże się, że nie ma to nic do rzeczy)
Koniec końców myślę, że nasza uwaga zostanie bardzo mocno skupiona na jakiejś pojedynczej osobie - ew. dwóch, góra trzech.
I to już nie dlatego, że uszczupliła nam się ostatnio ilość postaci (Sayid "sublimował", Kwonowie "zamknęli oczy"), co po prostu wszystko zmierza do bardzo indywidualnej rozgrywki. i na dobrą sprawę tak powinno być, aby finał maksymalnie przykuł uwagę widza - co nie miałoby aż tak miejsca, gdyby akcja była jakaś rozłożona w miejscu na wiele osób.
Charles Widmore okaże się takim samym pionkiem, co nie przymierzając Ben. Podobnie nie widzę większej roli dla Sawyera i Kate.
Na dobrą sprawę na placu boju pozostaje Jack, Flock, zapomniany przez nas w tym odcinku Desmond oraz postać Jacoba, czy to odrodzonego, czy w jakimś innym wydaniu.
Spodziewam się wielkiego przełomu.
Zbyt długo już nam ładują do głowy symbolikę koegzystencji "dobra i zła", "białego i czarnego", "życia i śmierci", "Jacoba i CK", aby sądzić, że coś z "tego" wygra.
Będzie musiało dojść do podjęcia wspólnego wyboru, gdyż aby równanie okazało się prawdziwe, obydwa elementy muszą takimi być.
Wygra jedność, a na nią składają się połączone siły dobra i zła - choć gdy podejdziemy do tego czysto filozoficznie, to nic takiego jak "dobro" czy "zło" nie istnieje albowiem wszystko zależy od indywidualnego punktu widzenia i przyjęcia swoistych "zasad gry".
Może nam się wydawać, że ktoś z bohaterów postępuje źle, kto inny dobrze.
Wszystko jednak zależy od wspomnianych "zasad gry", które jak mniemam pewnie na koniec poznamy i dopiero wtedy na tej podstawie będzie można komuś przypisać takie lub inne cechy - stwierdzić, że był lepszym "graczem", że "grał" fair, że wykazał się największą zdolnością poznawczą, która pozwoliła mu wyjść niejako zwycięsko z tej swoistej batalii.
Myślę, że wygranym będzie ten, kto się poświęci dla dobra innych.
Na takiego rysuje się ... (?) ;)
A po co na początku tego sezonu poświęcili tyle czasu na tą całą świątynie, tego ich przywódce (nie pamiętam imienia) skoro nie miało to większego znaczenia tak naprawdę.
Zastanawia mnie jeszcze ta rozmowa Jacoba z bratem pod koniec 5 sezonu gdy widzą przypływający statek. Kiedy ona miała miejsce? Po śmierci matki? Chyba raczej nie bo Jacob go od razu (?) wrzucił brata do źródła i widzimy jak ten potem nie żyje (jego ciało). A więc musi to być przez śmiercią matki, tylko czemu już wtedy miałby chcieć go zabić, za co? I jak już wtedy Jacob miałby sprowadzić ludzi na wyspę. Druga opcja jeszcze bardziej nie pasuje, więc jak to jest? Coś pominąłem?
Ja wam mówię że serial lubi zaskakiwać i może się okazać ze brat Jacoba jest po dobrej stronie a Jacob po złej, mimo że mogą oni sami myśleć na odwrót. ;]
Teoria co do chłopca się potwierdziła, więc mam nadzieję...
no dobra, ja tak podejrzewałam, że to będzie na odwót Jacob zły, jego brat dobry, ale zaś jeśli to jest ten brat teraz Lockiem to czemu chce wszystkich kandydatów pozabijać? Wtedy to się nie trzyma kupy, że dobry
W internecie (YouTube) można obejrzeć dwa promo 6x16 "What They Died For" od ABC, jeden z Jackiem i zdołowanym Sawyerem z wyrzutami sumienia i jeden z Kate i Hurleyem, który widzi w lesie młodego Jacoba a ten zabiera mu woreczek ze swoimi prochami i ucieka.
W necie też przeczytałem kawałek czasu temu, że ktoś zostawił w restauracji synopsis następnej sceny do nakręcenia a scena zaczyna się "Jack in Hell". Jack, Flocke i Desmond byli jako występujący, a Sawyer, Hurley i Ben byli na "standby".
leśnydziadek
możesz nie spojlerować? to nie jest temat do tego, nie każdy chce czytać
co będzie w następnym odcinku, następnym razem jak ci znów przyjdzie do
głowy spojlerować to chociaż napisz SPOJLER przed postem
Myślę, że powinniście sobie wrzucić na luz z tą "spoilerową awersją". To nie są spoilery w stylu "obejrzałem ostatni odcinek, Wy go obejrzycie dopiero za 15 godzin, to ja Wam opowiem jak się skończy". Jeden to mało prawdopodobne domysły/podsycanie emocji a drugi to oficjalnie puszczane w telewizji sneak peaki przez stację, które ogląda bardzo dużo osób w czasie przerw reklamowych/tuż po innych serialach. Także trochę się wyluzujcie, jakby to miało być coś druzgoczącego przyjemność z oglądania to by ich nie emitowali.
:-)
Poza tym teraz po obejrzeniu takich trailerów można sobie np. podebatować czy ten mały chłopiec to Jacob czy MiB, jeśli Jacob to czy jego własne prochy są mu potrzebne do stworzenia mikstury, którą napoi swojego następcę, żeby też mógł być długowieczny (MiB stłukł butelkę z winem) i tak dalej i tak dalej...
wiosna_fw, bardzo poniosła cię wyobraźnia. CK nie może być Aaronem z jednego zasadniczego powodu.
Przecież wyraźnie jest pokazane kto go urodził? Tak? Bynajmniej kobieta ta nie wyglądała jak Clair.
Tak mi przyszło dziś do głowy.. co jeśli źródełko to kolejny element planu MiB by zabić kandydatów? Jacobowi udało się zabić swojego brata tylko poprzez wrzucenie go do światła.. przecież z zasady nie powinien móc tego zrobić. Źródło może być więc kolejnym sposobem na obejście zasad i czuję, że MiB będzie chciał tam teraz wrzucić resztę kandydatów.
A skąd się wzięła ta ich niby "matka" na wyspie? Żeby wyjaśnić skąd się wszyscy na niej wzięli, chyba twórcy serialu, powinni stworzyć kolejny sezon i przedstawić wszystko od powstawania wyspy... Choć nie wiem czy jeden sezon by starczył.
O to bym się nie martwił.. tam gdzie Lost tam duża kasa, więc czuję, że po zakończeniu serialu dostaniemy coś co przedstawi dokładnie mitologię wyspy. Książki, grę komputerową? Kto wie...
Ab Aeterno i Across the Sea w zupełności wystarczą w tym sezonie, i tak oglądałem je trochę z poczuciem, że oglądam fillery bo bardziej mnie interesują bohaterowie, których znamy od 1 sezonu, a nie dwóch gości, których poznaliśmy w ostatnim odcinku sezonu piątego :/
Zostanie wydana Lostpedia w wersji książkowej napisana we współpracy z głownymi scenarzystami (ktorzy dodatkowo napiszą do niej wstęp). Ma mieć około 400 stron, niestety póki co nie wiadomo, w których krajach poza anglojęzycznymi zostanie ona przetłumaczona. Na szczęście jest ebay :)
a nie masz jakiś bliższych informacji kiedy i jak? Z ang wersją ni ma problemu, empik sprowadza:) Dużo ang książek tak kupiłam
Teraz już wiemy skąd się wziął "Czarny Dym". Czy takiej odpowiedzi szukaliśmy? W internecie krąży imię tego "Czarnego Dymu". Czy myślicie, że dowiemy się, jak na prawdę nazwali go?
Ja myślę, że mimo zdradzenia wielu rzeczy, które zastanawiały od początku serialu, część zostanie tajemnicą. Dla mnie to miałoby sens - robiąc w ostatnich odcinkach wademekum co, kto, gdzie i jak spowodowałoby, że serial straciłby klimat. Niektórych odpowiedzi widz nie powinien poznać, powinny zostać w sferze jego wyobraźni i własnej interpretacji. W ten sposób serial do końca nie straci swojej tajemniczości.
Jestem tego samego zdania.
Wszystkiego pewnie się nie dowiemy, bo i pewnie mamy do czynienia z materią, której pochodzenie nie mieści się w ramach ludzkiego pojmowania, bo i np. czy wiemy wszystko o naszym wszechświecie...?
(nawet o tym ułamku, który wydaje nam się, że wiemy można powiedzieć, że to jedynie nasze najbardziej prawdopodobne założenia, często oparte jedynie na płaszczyźnie rozważań czysto teoretycznych)
Tak więc wymaganie zawsze pełnej jasności i zrozumienia, jest niestety naszą ludzką wadą opartą na przekonaniu o naszej mądrości i zdolności pojmowania rzeczy, które wydaje nam się, że jesteśmy wstanie ogarnąć, ująć w ramy naszego świata i opisać stosując prawa znane nam z takich lub innych dziedzin nauki - paradoksalnie często opartych na ogólnie i umownie przyjętych założeniach.
_____
Które wydarzenia najbardziej nie dają mi spokoju przed zbliżającym się wielkimi krokami finałem?
Ano na pewno scena z pierwszego odcinka 6. sezonu, gdzie widzimy zatopioną Wyspę.
Wizja takiego zakończenia jest po prostu smutna :( , gdyż myślę, że wielu z nas na tyle pokochało naszą Wyspę, że pewnie w głębi duszy chcielibyśmy, aby gdzieś tam takowa faktycznie istniała - tym bardziej w obecnym "zglobalizowanym" świecie, który wręcz kurczy się w naszych umysłach i trudno już o takie dziewicze - przepełnione magią miejsca.
Czy potrzebny byłby nam taki sezon "Lost - 0 (Zero)", który to ujawniłbym całą historię Wyspy?
Myślę, że nie, gdyż zawsze dochodząc do pewnego punktu poznania, pojawiają się za nim kolejne..., i kolejne..., i kolejne...
Pewne rzeczy trzeba po prostu uznać za "stałe" i na nich właśnie opierać swoje założenia i pojmowanie wszechrzeczy.
Po raz kolejny scenarzyści idą tą samą drogą, którą wytyczyli widzom na początku serialu.
Pamiętacie, jak tajemniczy byli dla nas "inni"?
Jakiż to wyobrażeń nie mieliśmy o ich przywódcy, Benie....
A bunkry, kolejne stacje, aż wreszcie Dharma...?
Jakaż temu wszystkiemu towarzyszyła magia....
... o Jacobie, czy czarnym dymie nawet nie wspominając, gdyż to już zupełnie wykraczało poza nasze domysły.
A dziś?
Dziś jest to wszystko dla nas takie oczywiste.
Ale my i tak chcemy więcej...., i więcej...., i więcej... ;)
Uważam, że doszliśmy właśnie do momentu, gdzie nasze pytania powinny się skończyć, przybierając formę wiary i tego co każdy z nas chciałby dostrzegać, czy to w świetlistym źródle, czy w czarnym dymie, czy samej istocie i celowości istnienia takiej magicznej Wyspy.
Jest to bowiem ważniejsze, niźli podanie na tacy gotowych odpowiedzi, które i tak pociągałyby za sobą kolejne pytania, na które to odpowiedzi byłby po stokroć trudniejsze, bo i niemożliwe do logicznego i zrozumiałego sformułowania.