Z jednej strony zakończenie mi się podobało, bo pasażerowie odzyskali te 5 lat, które stracili i zmieniły ich życie. Między innymi Ben odzyskał żonę i mamę, Saanvi swoją ukochaną, a Michaela Zeke'a (mimo, że on jej nie pamięta), a Cal swoje dzieciństwo i czas i relacje z siostrą. Ale z drugiej strony jak sobie tak pomyśleć. Ben i Grace mieli córkę Eden i nagle tak jakby jej po prostu nie było. Tak samo jak jedna z pasażerek, która urodziła dziecko w więzieniu. O ile Grace nic nie wie i nie pamięta, tak pasażerowie pamiętają co się działo przez te 5 lat.
W sumie mimo, iż kibicowałam aż do połowy 4. sezonu parze Jared-Michaela. Cieszę się, że tak się potoczył ich wątek. Ona ma Zeke'a, a Jared z Dreą tworzą fajną parę.
O tym samym myślałam .. co z osobami, które już ułożyły sobie życie. Czy aby napewno było to szczęśliwe zakończenie ?
I jakoś wszyscy zapomnieli o tym drugim pilocie Dailym i tej kobiecie od mozgow ktorzy zostali zabici przez Angeline ale co tam, tylko 11 pasażerow zniknęło( w scenie, w ktorej pokazują że wrocili nawet Ci pasażerowie co umarli nie było tej dwojki).
A no tak racja, nawet nie zwróciłam na to uwagi. Może tamci "nie zasłużyli", ale nikt nie zauważył ich obecności.
Kapitan nie zasłużył. Fiona nie była pasażerką 828, najpewniej żyje tak jak Grace niczego nieświadoma.
Na pewno nie była pasażerką? Pamiętam jak chyba Michaela jakoś pod koniec pierwszego sezonu zastanawiała się na głos, jakie były szanse, żeby osoba badająca ten temat znalazła się z nimi na pokładzie.
Oczywiście, że była pasażerką tylko nie miała wizji. Jest nawet kilka scen retrospekcji z samolotu. Inaczej nie mogłaby być "prorokiem" w późniejszych odcinkach.
Była pasażerką i wróciła jak Violet i inni co zginęli nie wrócili tylko ci co wybuchli w samolocie Angelina Randall ten co bił żonę Otten itp.
Ale przeciez Fiona wrocila wyszla z samolotu razem z innymi co zgineli w ciagu 5 lat Ben ich wymienil mowil Violet Finn Fiona
Brak pomyslu tworcow na niepowtarzalne zakończenie.
Moim zdaniem zakończenie było podobne do zakończenia innego serialu "Lost-zagubieni". Między innymi wtedy gdy Ben mówi do Angeliny że na pokładzie samolotu muszą być wszyscy ( podobne słówka padały w chyba 7 sezonie LOST) a na koniec pasażerowie z Turbulencji najpierw wlecieli w blask, a jak wysiadali z samolotu to też ogarnęło ich światło jak w ostatnim odcinku LOST gdy wszyscy zagubieni którzy "wrócili" spotkali się w kościele i na koniec (chyba też ta postać nazywała się Ben) otwarł drzwi do świątyni.
Moim zdaniem serial od czasu przejęcia przez Netflix - ewoluował negatywnie. Zbyt dużo tam nawrzucali bzdur typu szafiry, Arka Noego, boska świadomość i apokalipsa. Wątek Angeliny kompletnie zbędny i nic nie wnoszący do serialu. Samo zakończenie bardzo przewidywalne - powrót do pierwszego odcinka. Małego Cala chyba nagrali 5 lat temu, żeby teraz wykorzystać w finalnej scenie ? Czy pozostałych aktorów też ? Dziwne, że nikt się nie dziwił, gdzie podział się pierwszy pilot samolotu ? Śmieszne było jak pasażerowie zagonili czarnego anioła śmierci do budy... a kysz ! Generalnie mało logiki w tym wszystkim.
Moim zdaniem to małego Cala zrobili komputerowo, jak się przyjrzysz tej kilku sekundowej scenie z jego twarzą to zobaczysz że jest jakiś dziwny a potem widać go tylko od tyłu.
Tak ostatni odcinek bardziej zabawny niż trzymający w napięciu. Scena z aniołem śmierci mnie rozwaliła. Tak samo jak scena z samolotem, który cudownie wyrósł z pod ziemi. Do tej pory wszystkie sytuacje cudów wyglądały jak niesamowite zbiegi okoliczności, a tu nagle samolot wyrasta spod ziemi??? Nie wysilili się.
Totalna bzdura LOST MIAŁ BARDZO DURNE ZAKOŃCZENIE A tu zakończenie było bardzo fajne uratowali świat i wrócili dostali 2 szansę Eden jak i inne dzieci mają szansę się narodzić a w LOST SIE OKAZALO CHYBA ZE ONI NIE ŻYJĄ
Edyta, obejrzyj sobie jeszcze raz ostatni odcinek Zagubionych, scenę w kościele. Ojciec Jacka wszystko dokładnie wytłumaczył, co , jak i dlaczego. Powiedział m.in. : "Każdy musi kiedyś umrzeć". Poza tym nie było wszystkich pasażerów, tylko "nasi" główni bohaterowie, którzy stali się sobie bliscy, zostali rodziną. Moim zdaniem przyzwoite zakończenie.
Zakończenie Lost nie było urwane, natomiast wszystkie te zagadki i konspiracje z wyspy zostały jednak kiepsko wyjaśnione.
Powiedzcie mi że tylko ta popieprzona Angelina zdechła , bo przecież nie zdzierżę...
Tak zginęła i się nie pojawiła nawet po przeskoku czasowym sprzed kilku lat. Była 1 z 11 zaginionych osób.
Czy odzyskali to nie wiem - przecież FBI czy coś w tym stylu zaraz wszystkich zgarnie do kupy jako świadków, albo podejrzanych, bo ludzi z lotu, z którego nie wróciło 11 osób tak łatwo w spokoju nie zostawią. I zacznie się od nowa...
To już w sferze domysłów. Pewnie się nie dowiemy, co dalej, bo piątego sezonu podobno na pewno nie będzie.
Skończyło by się, że wszystkich zamkną- bo zaczną ich przesłuchiwać- co stało się z zaginionymi w czasie lotu. Gadali by podobne rzeczy wiec jeszcze by ich badali i robili eksperymenty;) Ben by klepał pasażerów i mówił, że uratowali szalupę.
Ja też przez cały serial, ale Mick i Drea też tworzą świetną parę. Ale szkoda, że te lata tak naprawdę nigdy się nie wydarzyły. Oni się nie znali, a ich dziecko nie istnieje. No i mimo, że nie przepadałam za Zekiem to był dobrym człowiekiem i 2 razy poświęcił swoje życie dla Calla. Zasługiwał na miłość Mick.
Smutne trochę szczerze powiem Przecież tam kobieta urodziła dziecko ta ciemna i później jak wrócili to je straciła, tak samo iden :( Michaela odzyskała zakea ale nie do końca, juz nie to samo bo on jej nie zna smutno trochę, lubiłam jareda z nia też ale jednak zake to jest to coś z kim powinna byc