Szczerze mówiąc, to obaj nie prezentują/owali niczego nadzwyczajnego. Ot takie tam drugoplanowe postacie.
Jeśli miałbym koniecznie wybrać, to Tyreese, bo T-Dog ocalił Carol.
Jak przeczytałam Twoją argumentacje, to aż się poplułam.
Jeden stoi i jest (Czarny), a drugi tylko się pląta gdzieś tam stroi fochy i w ogóle robi sceny. Jw - obaj nie prezentują niczego nadzwyczajnego. A nawet bym powiedziała, że obaj byli/są mierni i zbędni. Tyle że T-Dog, to przynajmniej w 1 sezonie był jakiś.
Z tego co pamiętam , to było kilku czarnych Panów i z tych kilku najbardziej brak Mi Oscara , chociaż T-dog też się udzielał fizycznie :)
Zadnego jakos szczegolnie nie polubilam, ale jak juz mialabym wybierac to t-doga (chociaz po wypowiedzi NexaT to jestem sklonna zmienic zdanie ;D )
To będzie moja osobista opinia/odczucie. Jakieś 100 razy lepszy jest T-Dog, który aktorsko gniecie Tyreesa. Niestety w TWD trafiają się słabsi i sztucznie grający aktorzy jak odtwórca Tyreese.
Darabont dobrał dobrych aktorów jak Bernthal, Lincoln, Holden, Singleton. I nic, że T-Dog jest postacią drugoplanową a Tyreese z założenia główną. T-Dog- poświęcenie dla grupy, religijność, wartości życiowe mimo, że jak inni dostaje po tyłku. Tyreese- cudowne uniknięcie śmierci i nieudana rozpacz po Karen...
Powiem Ci że po przeczytaniu Twojego posta, to stwierdzam że T-Dog miał potencjał. Zresztą w 1 sezonie zapowiadał się na jakąś ciekawszą niż się finalnie okazało, postać. Później go już zmarginalizowali.
Wiem, bo lubiłem tą postać, nie ukrywam :) Dobrze się wywiązywał w grupie, ale był wyobcowany bo nie miał już rodziny. Dobrze grający aktor w filmie akcji, no i wzbudzał sympatie widzów, był jakiś. Dobrotliwy, uczynny człowiek, pełnoprawny członek grupy Ricka. Dlatego właśnie szkoda mi, że zmarginalizowali tą postać. No i miał swoje zdanie, cechy. Twórcy serialu coraz bardziej podbierali wszystko co można zabrać. Jeszcze więzienie odbił i zginął w poświęceniu dla Carol.
Ciekawostka: miała zginąć wtedy Carol, ale odtwórczyni roli przekonała twórców, że jej postać może jeszcze dużo zaoferować i nominowali T-Doga do śmierci ;/.
Przypomniało mi się. T-Dog nie miał żadnej rodziny bo nikt nie przeżył, jego relacje z grupą były bardzo ubogie. Wszystkim pomagał ale właściwie można powiedzieć, że dobre relacje miał z Dale'em i Glenn'em oraz ....Daryl'em. Jedyny wątek postaci w serialu dotyczył tego, że upuścił kluczyk do kajdanek Merle'a. Brat Daryl zamiast mścić się wielokrotnie ratował tyłek T-Dog'owi, współpracowali. Ta relacja wyglądała ciekawie.
T-Dog a nie jakiś młotkowiec o psychice 6 -latka, płaczka i chodzącej ciamajdy. Sorry jak widzę tego z młotkiem to mnie szlag trafia.
T-Dog przynajmniej nie chodził i nie stroił fochów, że tego nie będzie robił bo mu się nie podoba, to jakieś emo-stany pt "nikt mnie nie rozumie i cały Świat jest zły". To tak apropos Tyresse'a, a właściwie Pączka, jak go tu nazywamy.
T-Doga miał ciekawszy zarys - pomocny, wierzący gość, któremu została tylko grupa. Jakby Darabont dalej siedział na stołku, to pewnie by go bardziej rozwinął. 1000 bym wolała jego niż Carol.