PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=547035}
7,8 177 tys. ocen
7,8 10 1 176999
6,6 33 krytyków
The Walking Dead
powrót do forum serialu The Walking Dead

http://bezuzyteczna.pl/daryl-dixon-z-the-182598

Valdoraptor23

"Tak jak napisałem wyżej nie ma sensu kwestionować czyichś wyobrażeń dalszej akcji serialu, bo każdy widzi to inaczej :)"

hehe, czy masz już to miłe uczucie oczekiwania, które towarzyszy nam z każdym nowym sezonem? :) Chociaż znamiennym wydaje się fakt, że jakoś na forum panuje spokój, wręcz rezerwa, umiarkowanie w uczuciach. Czyżby to był efekt dotychczasowych rozczarowań? Pamiętasz, że zawsze przed każdym sezonem, czy półsezonem karmiono widzów obiecankami "że będzie się działo" "sombadi łil daaaaaaj" głosem Barry White'a, i ogólnie ohoho i ulala i o Lelum Polelum! Teraz jakoś tak jest spokojnie, trailer zdradził większość fabuły :D .......................... może tym razem będzie dobrze.
.......
O rany, dałam się zmanipulować - znowu! :D

Najbardziej się wkurzę, jak zaczną i skończą super, a w środku będzie maniana, jak w 4A :(

emo_waitress

To moje pierwsze oczekiwanie na nowy sezon. Osobiście jeśli mam być szczery, mam poczucie nadciągania ogromnej przystawki na zapchanie się przed daniem głównym jakim będzie kolejny ważniejszy wątek z komiksu czyli kolejna osada. Znów powtarza się sytuacja z więzieniem, o której pisałem w temacie o koparce - cokolwiek tam naświrują z Termitami i Garretem, w końcu dotrą do następnego elementu fabularnego narzuconego przez komiks. Może w mniejszym składzie, ale jednak.
Szkoda jednak, że trailer pokazał pewne osoby razem. Trochę dziwne to odarcie z tajemnic. To bardziej... wersja demo niż trailer. Takie jakby "Patrzcie, będzie to to i to, ci się spotkają, ci będą tu i tam. Jak wam się nie podoba to nie oglądajcie" xD

Valdoraptor23

Gdy nazywam coś faktem, absolutnie nie ma to związku z tym, że chcę narzucić komuś swoje zdanie - bo nie chcę. Chodzi wtedy o to, że tak zwyczajnie jest - dotyczy to oczywiście także rzeczy, które mi się nie podobają. Można nie lubić Daryla tak jak którejkolwiek innej postaci, ale mówienie, że nie jest on wielowymiarową postacią, a twórcy zrobili z niego nierozwijający się ozdobnik, jest po prostu niezgodne z prawdą. Nie mówiłem o sprawie opinii na temat tego, czy postać rozwija się we właściwym kierunku, tylko czy w ogóle się rozwija. Kiedyś pewna znana na tym forum osoba napisała, że w porównaniu do komiksu (podkreślam, bo to ważne) Maggie i Glenn w serialu nie mają żadnych wątków niezwiązanych ze swoją miłością i w dodatku za często okazują sobie uczucia - przecież to wierutna bzdura, niemająca wiele wspólnego z indywidualnym podejściem do komiksu/serialu.

Czasami miewam ton wypowiedzi, który może zostać odebrany jako agresywny, ale to przez to, że niektóre rzeczy wypisywane raz za razem na tym forum mnie zwyczajnie irytują. Niektóre osoby są bardzo kreatywne w wymyślaniu wad tego serialu na siłę, zwłaszcza jeśli chodzi o porównanie go z komiksem. A to się wypisuje, że Rick w serialu i w komiksie to dwie całkowicie różne postacie, a to że Rick, Dale, Andrea i Lori są w serialu znacznie bardziej irytujące (jakoś nie widziałem, by ta ostatnia w adaptacji miała turbo PMS, a Dale co chwilę chciał opuszczać grupę; gdy serialowa Lori zgadza się w większości przypadków z Rickiem, to źle, ale gdy komiksowa Andrea jest marionetkę Dale'a, to wszystko ok), a to że Shane'a za wcześnie zabili (lol), a to jeszcze coś innego.

"Już Ci tłumaczę, czemu to "cudowne ocalenie" bardziej mi się podobało w komiksie - bo go NIE POKAZALI"
Jeśli dobrze pamiętam, w serialu nie pokazano walki Tyreese'a z otaczającymi go szwendaczami. Wydarzyła się ona "off-screen" i widać było tylko jej początek, zupełnie jak w komiksie. Powrót Tyreese'a do grupy był równie dużym zaskoczeniem.

Evangarden

"Kiedyś pewna znana na tym forum osoba napisała, że w porównaniu do komiksu (podkreślam, bo to ważne) Maggie i Glenn w serialu nie mają żadnych wątków niezwiązanych ze swoją miłością i w dodatku za często okazują sobie uczucia - przecież to wierutna bzdura, niemająca wiele wspólnego z indywidualnym podejściem do komiksu/serialu."
SPOILERY
- wymień sceny, motywy, rzeczy w wątku Glenna i Maggie w sezonie 4A, które nie dotyczą ich miłości wyłączając scenę, kiedy Maggie namawia ojca, żeby nie szedł do chorych, scenę śmierci ojca, scenę, kiedy Maggie wpada do autobusu i woła Beth
- wymień jedną scenę, jeden motyw, jedną rzecz w wątku Glenna i Maggie w sezonie 4B, która nie dotyczy ich miłości. Wymień jedna ścianę, na której Maggie pisze wiadomość do Beth :D

Ktokolwiek to napisał, miał rację. To nie jest kreatywność w wymyślaniu wad serialu, bo przecież chyba każdy chce oglądać dobry serial, a nie go krytykować.
Poza tym - uczepiłeś się tego porównywania komiksu i serialu. Wbrew pozorom aż tak dużo krytyki na tej podstawie nie ma na forum. Dominuje raczej krytyka po prostu - serialu. No i temat jest o Darylu, którego nie ma w komiksie.

Szczerze mówią, jak czytam twoje posty, to jakbym już gdzieś widziała ten styl, nawet motyw z "takie są fakty" jest mi niemile znajomy :D Nie jesteś czasem czyimś miltikontem? :>

emo_waitress

Maggie i Glenn po farmie w komiksie prawie nie istnieją, mają jakieś drobne epizody, typu próba samobójcza, ale ogólnie zostają zepchnięci na dalszy plan przez nowe osoby. W serialu musieli to jakoś załatać, bo nie da się kogoś ciągle nie pokazywać i moim zdaniem ich wątek został poprowadzony konsekwentnie w określonym celu. Kogoś może mdlić "nadmiar uczuć" i "rzyganie tęczą", ale mi to nie przeszkadzało. Jasne, może szkoda osobowości Glenna cwaniaczka z 1 sezonu ale czy miłość nie zmienia ludzi? Gdyby nie wątek uczuć, Glenn pewnie stałby się drugim Ineedyouto-em i tyle. Po drugie, w komiksie jest o wiele więcej par, luźnych związków, romansów, zaś w serialu mamy jedną stałą parę i kilka nieśmiało zerkających ku sobie osób. Dla mnie nie jest to przesadnym oblaniem widza miłością.
Jedyne rzeczy, do których mogę się przyczepić to drobiazg czyli brak zainteresowania sióstr losem tej drugiej. Ale to zwyczajne niedopatrzenie scenarzystów, chociaż te Greeny to wszystkie jakieś takie nie teges xD

Btw, osobiście nie sądzę, żeby komuś się chciało na multikoncie nabijać dwa łby ;P

Valdoraptor23

Uwaga, będzie odmienne zdanie!
A ja mam właśnie takie wrażenie, że w po drugim sezonie Glenn, Maggie i Daryl poszli w odstawkę.
Przypominam sobie charakter, zadziorność duetu GM w drugim sezonie, Maggie, która nie pozwalała sobie wchodzić na głowę, która miała własne zdanie i nie miała oporów z informowaniem całego świata o tym, która sama buntowała Glenna. Ta dwójka miała wpływ na fabułę (chociażby wątek ze stodołą), jakoś tak ta parka była do przodu, była aktywna itp.
Potem jednak przechodzą z Darylem gdzieś w tył - i nie mam wcale na myśli, że dostają mniej czasu antenowego. Chodzi mi bardziej o ich własne przeżycia, o interakcje z innymi, które zostają moim zdaniem ukrócone, a te, które zostały - spłycone. Nie mam nic przeciwko ich związkowi, ale osobiście wolałabym, żeby nie była to jedyna forma pokazania tej pary w serialu. Tak samo jak nie mam nic przeciwko Darylowemu trybu Master - o ile nie jest to jedyna forma projekcji tego gościa.

Moją aktualnie najulubieńszą postacią w TWD jest - surprise surprise - Carl. Jest to dla mnie jedyna postać, której rozwój jest prawidłowo pokazany od 1 sezonu (nawet z irytującym etapem 2 sezonu), która jako jedyna w mojej opinii wiarygodnie reaguje na świat i na zdarzenia, których doświadcza, który jako jedyny zachowuje się stosownie do wieku i okoliczności. I który mimo zamknięcia się w sobie i małomówności, potrafi mieć solidne interakcje z innymi bohaterami. To z nim właśnie fajne sceny ma Dziadzio, Rick, Miszą. Carl również kocha, również tęskni - ale nie tylko jedną osobę i oprócz tego przeżywa cała gamę innych uczuć.
W sezonie 4B Carl przechodzi wewnętrzną przemianę, katharsis, przeżywa strach, ból, współczuje Miszą, na nowo odkrywa swój związek z ojcem, staje się bliski Misz, przeżywa na nowo stare traumy, dochodzą nowe.. a także przechodzi żałobę po Judith. Tyle się dzieje! Niby 3 odcinki a jak na bogato! :)
Podoba mi się również, co się dzieje w Misz oraz Ricku - tu też buzuje.
A najśmieszniejsze jest to, że bez użycia dużej ilości słów.

No i mamy Glenna i Maggie. Oboje mają swoją wędrówkę z przypadkowymi towarzyszami, którzy są, ale równie dobrze mogłoby ich nie być - bo nie wpływają w znaczący sposób na GM. Sasza i Ten Drugi mają swoją relację, ekipa Abrahama ma swoje relację i prędzej dogadują się z Tarą, Glenn ma tylko Maggie w głowie, Maggie ma tylko Glenna. Dochodzi do tego, że ludzie doceniają fakt, że Glenn nie zostawił Tary, bo wszyscy oczekują, że ten w swojej obsesji ala Edward Zmierzch, porzuci ją bo Maggie czeka.

Maggie straciła ojca w strasznej scenie, straciła dom, straciła siostrę i Glenna. I nic tylko Glenn. Ten znowu stracił dom, swoją przyszywaną rodzinę i Maggie. I nic tylko Maggie.
Przecież cały sezon 4B to jest motyw wędrówki, który powinien się fabularnie przełożyć na motyw mentalnej podróży. Tak jak człowiek kończy realną podróż zmieniony, bo poznaje nowych ludzi, nowe miejsca, napotyka trudności, przygody, pomoc od obcych, co go zmienia, ubogaca, rozwija, tak właśnie fabularnie w książkach, czy kinematografii dzieje się bohaterami: podróż realna równa się podróży duchowej.
Nie widzę, żeby Glenn i Maggie ubogacili się wewnętrznie po tej podróży :D
Wystarczy porównać jak 4B kończy Sasza, a jak Maggie - a przecież idą razem i obie szukają kogoś im bliskiego! U Saszy następuje zmiana, coś się dzieje, jest konflikt, jest efekt, a Maggie jest Panią Glennową wzdłuż i w poprzek, bez miejsca na cokolwiek innego.
A w kwestii Daryla jest bardziej skomplikowanie - o ile Beth go uwsteczniła (w mojej opinii), o tyle Rick go postawił do pionu - czyli wychodzi na zero :)

Nawet w swoim poście piszesz o nich tylko w kontekście tego, że są parą :D No bo właśnie tak są prezentowani od dwóch sezonów: jako para i koniec :) Toż to nawet moja znienawidzona Andrea miała mimo wszystko bogatsze życie wewnętrzne, niż ta dwójka razem wzięta.

E, zaś nie posądzam go o to :D To był dżouk. A nie mów, że nie widzisz tego samego wzorca :D No dobra, nie musisz tego przyznawać, nie jesteś tak niegrzeczny jak ja - jesteś najmilszym użytkownikiem filmwebu, jakiego znam *serduszka w oczach*.

emo_waitress

O nie, muszę natychmiast poprawić swój wizerunek. No to zwyczajowo, nie znasz się na kinie, o, widzę, że X oceniłaś na X/10, no masakra, zanim się wypowiesz to o tym poczytaj, to jest tylko serial i fikcja, science-fiction, nie musi być realne, rany...
Lepiej? :D

Wracając do tematu, no wiem, wiem, że fajne postaci są spychane do roli tła przez nie zawsze tak fajne. Jak dla mnie cały wątek Woodbury, łagodnie mówiąc, nie błyszczał. Ciekawe były wypady i podstępy Filipa, który sam w sobie był bardzo ciekawą postacią (wyobrażasz sobie sytuację, gdzie nagle mu się odwidziało i przyłączył się do Ricków? Ale byłyby akcje :D), ciekawe były badania Miltona, ale te rozmowy rozanielonej Andrei ze swoim oblubieńcem były dla mnie niezbyt interesującym zapychaczem. Co poradzić, w innym temacie ktoś napisał, że serial warto oglądać dla momentów i nie zamierzam zaprzeczać, warto przeczekać te "paplaniny i dłużyzny" (termin zostaje opatentowany :D), które akurat nas nie interesują.

W przypadku niektórych postaci mam wrażenie jakby twórcy wkładali je do worka na pewien etap akcji. Mam na myśli, że nic się nie dzieje z nimi, gdzieś tam migną i potem nagle mają jakieś ciekawsze wydarzenie, mogące raz na zawsze zmienić ich światopogląd... by niestety znów wrócić do wora. Wątek uczuciowy G&M, jesli już go poruszyliśmy, to jeden z przykładów. Jest on jak najbardziej wiarygodny, wierzę w te uczucia, są one ukazane realnie, zaś czasem nawet nazbyt (jak to zapomnienie o Beth w trybie "Overly-Attached-Maggie"), ale to o czym piszesz, czyli niejako monotonność ich serialowej roli, może być prawdą. Gdyby rozrysować sobie taką tablicę z postaciami i ich rolami w serialu, Glenn i Maggie od końca 2 sezonu tkwili by na polu "związek" i może to mieć dwa znaczenia. Jedno to takie bezpieczne odłożenie postaci do wspomnianego wora - występują, nie robią jakichś wielkich głupot sprzecznych ze swoim charakterem, nie snują się bez celu, nie można zarzucić twórcom całkowitego wyeliminowania ich roli z akcji serialu, bo jeżdżą po zapasy, strzelają, mieli nawet epizod z Woodbury. Każdy powinien mieć w końcu jakiś motyw przewodni swojej roli, jak i życia w zombie apokalipsie, a czemu nie mogła by nim być niespodziewana miłość. Drugie znaczenie to podejrzewane przez wielu zmierzanie do nieuchronnej tragedii. Pokazujmy widzom, jak bardzo się kochają, ile dla siebie znaczą i na co są dla siebie gotowi, po czym nagle BUM! I nie ma Glenna albo Maggie. I druga osoba, o ile przeżyje, traci sens życia i zaczyna się trauma. Paradoksalnie o ile mogłoby to ożywić nieco ten wątek, to osobiście im tego nie życzę. Po prostu mi ich szkoda i mam nadzieję, że wydarzenia komiksowe zostaną zmienione. Choć pewnie z racji pozostawienia Judith przy życiu na razie nie doczekają się potomstwa.

Valdoraptor23

O rany, chyba wymieniłeś wszystko, czym można pocisnąć komuś na forum! :D
To było słodkie :3 <3
Oooo, zapomniałeś o jednym: jak ci się nie podoba, to nie oglądaj!

Miłość, związek i pokazanie ich w formie niepopapranej jak to było w przypadku Ricka, Lori i Szejna, czy Andrei i Filipa jest dla mnie dobrym pomysłem - te dramy są takie męczące!
I taki związek GM w czasie apokalipsy jest wg mnie polem do eksploatowania motywu miłości w czasie apokalipsy. A jest co poruszać: począwszy od nowego poziomu strachu o ukochaną osobę, po sens miłości w takich czasach, po wspólne przeżywanie traum, skończywszy na zwyczajnym życiu codziennym i problemach na jakie napotykają w w swojej adaptacji do Nowego Porządku.
Nawet wątek potencjalnej ciąży został właściwie ledwo liźnięty, a przecież jest to mega temat, bo każdy z nas postawiony w sytuacji ewentualnego sprowadzenia dziecka między zombi miałby w głowie co najmniej burzę, jak nie tornado :)

Powiedzmy, że GM dostaliby przydział pt. Miłość - ok, niech będzie - w takim razie proszę o solidne zajęcie się tematem, bo jest o czym. A jednak fajnie by było, jakby Glenn miał do tego jakieś sceny z resztą grupy, np. z Carlem (z którym przecież powinien mieć sporo wspólnego, jako ze sam niedawno był smarkaczem), żeby Maggie miała jakieś interakcje z Hershem i Beth - i to nawet niekoniecznie pozytywne.
I z Rickiem.
Co mnie np. niezmiernie dziwi, to że osoba zdecydowanie silna oraz o cechach przywódczych nie pełni ważniejszej roli w grupie, SZCZEGÓLNIE, że Rychu zdjął koronę i zapadł w pomidorowe tyczki. To był IDEALNY moment na wysforowanie Maggie do kierownictwa. Ona by temu podołała, bo ma do tego predyspozycje. Na dodatek jest lubiana i ma posłuch.
Szkoda, że nie wykorzystano potencjału tych postaci - z naciskiem na Maggie.
Tym samym tym, co większość widzów zapamiętała z ich wątku w 4 sezonie, to że ucięli komara na wieży, zamiast pilnować sklepiku :D

emo_waitress

No nie, starzeję się, żeby zapomnieć o tak podstawowym zwrocie... Rażące niedopatrzenie, obiecuję poprawę. Na przeprosiny dodam chociaż, że to nie jest film o zombie ;P

Prawdą jest, że gdybyśmy znów posiłkując się wspomnianą tablicą ról popatrzyli na niektóre interakcje, wyjdzie nam, że niektóre osoby praktycznie nie wchodzą ze sobą w żadne. Mimo kilkunastu odcinków i życia ze sobą w jednym miejscu, gdzie głównych postaci jest kilka, w porywach kilkanaście, a statystów mających jedną scenę nie liczymy. Nawet przywódca grupy prawie nie rozmawia z niektórymi osobami, zajmuje się ogródkiem i dziećmi. Jest wspomniana jakaś rada, ale czy choć raz pokazali jej obrady, podjęcie jakiejś decyzji typu "Parzymy świnię Wiolettę z knurem Zenobiuszem, czy już ubijamy?" albo "Czy zabezpieczenia są wystarczające?" ? Mówimy tu wielokrotnie, że serial to "paplanina i dłużyzny", ale są to paplaniny w swoich niszach, z których ktoś rzadko wyściubia nos. Ja rozumiem, że np taki Glenn nie gania za Michonne po lasach chcąc się zaprzyjaźnić, ale Rick mógłby pochodzić czasem między ludźmi. Wiem, że rola lidera nie zawsze mu odpowiada, bo nie każdy normalny człowiek bez zapędów psychopatycznych ma taką łatwość do przewodzenia grupą, ale mimo wszystko...

O ile Maggie w komiksie dużo później reprezentuje zdolności przywódcze, o tyle w serialu nie widzę jej w takiej roli. Wyobraź sobie sytuację, w której stała by za siatką, a Gubernator trzymałby w charakterze zakładnika Glenna lub jej ojca - najpewniej zgodziła by się opuścić więzienie, byle tylko ocalić bliską osobę.

Teraz pozostaje nam tylko odczekać niecały miesiąc i sprawdzić jak dalej rozwiną się wątki postaci i kogo np taki Gareth zepchnie do roli tła xD

Valdoraptor23

No jak nie o zombi, jak są tam zombi jak byk! :D

Maggie możliwe, że uczyniłaby tak jak mówisz. Z tym że to co my teraz wiemy, to że Filip zabiłby zakładników tak czy siak. Poza tym mimo jej potencjalnej przywódczej roli to z Rickiem by gadał Gubi, bo ma z nim personalnie na pieńku.
Nie widzę przeciwwskazań, żeby Maggie stała obok Ricka w trakcie pertraktacji i była w pierwszym rzędzie sceny zabójstwa ojca - a nie gdzieś tam z tyłu za siatką.
Powiem tak: dla mnie Maggie jest super mocarną babką. Oficjalnie tytuł silnej babki TWD nosiła Andrea, potem próbowano w tę rolę wbić Carol. A prawdziwie silna babka już jest i można ją na różne sposoby zagospodarować, że pozwolę sobie użyć takiego wyrażenia.
Glenn Atlanta Kamen Rider też nie jest w ciemię bity i szkoda, że dostał jedną fajną akcje na dwa sezony i rolę Pana Maggie.
Jakoś tak... nie wiem... ja tu jednak widzę marginalizowanie postaci.

Mimo wszystko Rick miał sporo różnych interakcji na różnych poziomach w przeciągu ostatnich 2 sezonów. Może nawet za dużo, ze szkodą dla siebie :)

Tak se myślę, jak na nich wszystkich patrzę :)

emo_waitress

Polecam Ci na kanał na youtube "Emergency Awesome". Autorem jest serialowiec robiący mnóstwo analiz, przewidywań i tego typu ciekawostek o różnych serialach. Dziś się np. dowiedziałem, że Rick w scenie zagryzania Joego miał do wyboru surowego kurczaka lub rybę i wybrał to pierwsze :D

emo_waitress

Poniżej spoilery z komiksu.

Zdaję sobie sprawę z tego, że tych wątków jest niewiele - dlatego właśnie podkreśliłem, że chodzi o porównanie do komiksu, gdzie Maggie i Glenn są rasowymi wypełniaczami przestrzeni, u których nie widać żadnych większych przemian emocjonalnych (w serialu takich wypełniaczy nie ma i jest to według mnie jedna z jego największych zalet). Nieliczne wyjątki w postaci próby samobójczej Maggie (to ten sam wątek, co z Beth w serialu, przeniesiono go na inną postać) nie zmieniają tego obrazu. Co nieco zmienia się dopiero po śmierci Glenna, gdy Maggie "obala" przywódcę Hilltop, publicznie wyrażając sprzeciw wobec jego polityki ws. Negana i Zbawców, po czym zaczyna przewodzić tej społeczności, a także wyraża poparcie dla Ricka, mimo że tuż po śmierci Glenna w przypływie frustracji go właściwie pobiła.

W pewnym momencie komiksu Maggie i Glenn uprawiają seks w co drugim zeszycie, a inne postacie desperacko poszukują miłości, jakby uważali ją za ważniejszą do przeżycia od tlenu - to tak apropos okazywania sobie uczuć. Potem są zwyczajną, niczym nie wyróżniającą się rodziną (po śmierci Carol adoptowali Sophię), zupełnie znikającą na tle innych postaci - chodzi tutaj zarówno o "czas antenowy", jak i rozwój ich charakterów. Glenn regularnie wyjeżdża po zapasy, a Maggie regularnie za nim płacze, bojąc się o niego. W międzyczasie 2 razy opuszczają grupę, gdy robi się gorąco: a to, bo chcą mieć dziecko (lol), dołączając do "ewakuacji" Dale'a i Andrei z więzienia, a to, bo w Hilltop są lepsze warunki na narodziny i wychowanie dziecka (w serialu jeszcze nie ma wątku ciąży Maggie). Nic specjalnego.

Na Filmwebie czytałem, że w komiksie Glenn z biegiem czasu - oczywiście w przeciwieństwie do serialu - staje się dbającym o rodzinę dojrzałym facetem, kiedy w adaptacji robi się z niego "wkurzający szczyl z kompleksem małego pyrdka". W trzecim sezonie zrobił się z Glenna właśnie ten dojrzały facet, który pod nieobecność Ricka i Daryla bierze na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo grupy i który chce chronić swoją partnerkę życiową, jej dobro przedkładając nawet nad własne (mówi to wprost Darylowi w rozmowie o Merle'u). Do podobnych, a przy tym dużo bardziej ekstremalnych wniosków dochodzi komiksowy Rick, gdy mówi Lori, że byłby w stanie zabić dowolnego członka grupy, jeśli miałby w ten sposób ochronić ją i Carla. Poza tym, relacje Glenna z Maggie nijak nie odbiegają od normalnych relacji dwojga zakochanych w sobie młodych ludzi. To źle, że raz na jakiś czas się pocałują albo padną sobie w ramiona, gdy zobaczą się po raz pierwszy po dość długiej rozłące? Glenn czasami przesadza z tą stanowczością, ale jest tego świadom, przyznaje się do tego i jest mu z tego powodu przykro. Napisanie, że "rzyga się tęczą" od czułości pomiędzy serialowymi Maggie i Glennem przy jednoczesnym niedostrzeganiu niczego przesadzonego w komiksie, gdzie pieprzą się oni przy każdej możliwej okazji jak para królików, kiedy w serialu całują się dosłownie 2 razy na sezon, po prostu nie ma ni krzty sensu.

Kolejnym zarzutem bywa napomknięcie o "miękkości" Glenna, zazwyczaj dlatego, że "mdlał co chwilę" (co oczywiście absolutnie nie jest normalne tuż po przejściu śmiertelnej dla wielu osób grypy). Biorąc pod uwagę 64 zeszyty komiksu (ich zakończenia łączą te same pamiętne słowa Ricka), Glenn nie ma ŻADNYCH wątków niezwiązanych z Maggie. Zawsze trzyma się na uboczu (ale nie tak jak Daryl, który trzyma się, bo jest introwertykiem, outsiderem), nigdy nie uczestniczy ożywionych dyskusjach między bohaterami, nie zmienia się na oczach czytelników, czasami tylko rusza z innymi po zapasy (w serialu też ruszał, ale czasami z Maggie). W ogóle nie jest wyrazisty, równie dobrze mogłoby go nie być. Nie mam pojęcia, co mieni się w "miękkości" serialowego Glenna. To, że czuje się odpowiedzialny za grupę pod nieobecność Daryla i Ricka? To, że troszcząc się o interes grupy, nie pozwolił byłemu żołnierzowi z nożem przytwierdzonym do prawej ręki opuścić więzienia, zastawiając mu wyjście własnym ciałem? To, że nie dał się złamać torturom, a przywiązany do krzesła zdołał przeżyć spotkanie ze szwendaczem? To, że przedkładał dobro swojej żony nad własne, a jej odnalezienie uważał za ważniejsze od "uratowania" świata? To, że przebił się przez dużą grupę zombie? To, że przeszedłszy śmiertelną dla wielu grypę, czasami mdlał? (i takie absurdalne zarzuty "dowodzące" jego słabości czytałem; to w sumie kolejny wątek niezwiązany z Maggie) To, że z frustracji zaatakował cięższego od siebie o jakieś 30 kg żołnierza, czy może to, że nie chcąc tracić czasu, wszedł do ciemnego tunelu pełnego szwendaczy?

Dla porównania, komiksowy Glenn w tym czasie został dwa razy postrzelony i popłakał się ze strachu w Woodbury. Jeśli zaś mowa o dojrzałości, schlał się przy pierwszej możliwej okazji (na imprezie w Alexandrii) na oczach dzieci.

Glenn w trzecim sezonie zmienił się, owszem - tak jak zmieniła się dosłownie każda postać, bo w końcu o tym opowiada ten serial. Czy zmienił się na gorsze? Być może, trudno oczekiwać, by w obliczu apokalipsy zombie i desperackiej walki o przetrwanie zakwitły w nim piękne cechy. W komiksie za to nie zmienia się właściwie wcale. Nie ma prawie żadnych rozterek, do czasu próby samobójczej Maggie właściwie nic go nie trapi (raz wspomina, że w przeszłości sytuacja życiowa zmusiła go do kradzieży samochodów - Rick przyjął to w stylu "a, ok"). Nadal jest dokładnie tą samą osobą, co wcześniej, ale to właśnie czyni go nijaką postacią, a nie to, że jego serialowy odpowiednik jest po uszy zakochany i że w obliczu nowej roli stara się być twardszy i bardziej charyzmatyczny niż zazwyczaj.

Sprawa zachowania Maggie po opuszczeniu więzienia faktycznie jest ciekawa, choć szczerze mówiąc oglądając serial nie zwróciłem na to uwagi. Być może twórcy wyszli z założenia, że nie ma sensu się powtarzać (Hershela wspomniał Glenn, całą resztę Beth), być może zwyczajnie popełnili dziwny błąd, być może nie chcieli wszystkiego powiedzieć wprost. Gołym okiem widać, że śmierć ojca wpłynęła na obie siostry. Wystarczy przypomnieć sobie, jak histeryzowała Maggie po opuszczeniu farmy, a jak zachowała się po opuszczeniu więzienia albo co mówiła do Hershela, gdy ten zdawał się umierać wskutek utraty krwi po amputacji stopy. Większość emocji prawdopodobnie tłumiła, w pewnym sensie zamknęła się w sobie. Inaczej zareagowała jej siostra - Beth myślała, że przyzwyczaiła się do śmierci (nie opłakiwała Zacha), ale gdy zobaczyła but prawdopodobnie należący do Carla, zupełnie się rozkleiła. Morał z tego taki, że nie można przyzwyczaić się do cierpienia i być na nie obojętnym - można to tylko udawać.

Poza tym, tę samą obojętność można zaobserwować w komiksie - po śmierci Billy'ego, który jest jego... szóstym zmarłym dzieckiem, Hershel daje się zabić, mimo że żyje jeszcze Maggie (wyjechała wcześniej z więzienia), którą spisał na straty, mówiąc wprost, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.

Rzecz jasna nie wszystkie zmiany względem komiksu wyszły na plus, usunięcie córki Tyreese'a i jej chłopaka, zabranie powiedzonka "You follow me?" Axelowi czy wprowadzenie Allena (totalnie zmieniony charakter, lepiej byłoby zupełnie inaczej nazwać tę postać), którego rodzinę świetnie zastąpiła rodzina Samuelsów (samego Allena też), to moim zdaniem ewidentne błędy.

Oczywiście nie kieruję tutaj zarzutów do ciebie, ale skoro poruszyłaś ten temat, to go rozwinąłem (spora część tekstu jest przekopiowana żywcem z moich poprzednich wypowiedzi).

-------------------------------------------------------------------------------- ------------

Wersja "too long, didn't read":

Zmierzam do tego, że absolutnie nie przeszkadza mi to, że ktoś nie lubi tego serialu albo go krytykuje - byle tylko potrafił rzeczowo uzasadnić swoją wypowiedź. Z tym często jest niestety problem, zwłaszcza że nierzadko ludzie powołują się właśnie na komiks, nie bacząc na to, czy ma to sens, czy nie. Pół biedy, jeżeli ktoś wskazuje np. na różnice fabularne w porównaniu z komiksem, ale większość napomknięć o różnicach w charakterze postaci zwyczajnie nie ma sensu i/lub jest sprzeczne z tamtejszymi wydarzeniami. Dla przykładu, ilekroć przywołuje się na tym forum postać Lori, ktoś pisze, że zgadza się ona w prawie wszystkim z Rickiem (w komiksie też się zgadza, ale dokłada do tego egocentryzm i turbo PMS) - ale gdy w komiksie Andrea (kolejna częsta bohaterka porównań) była marionetką Dale'a, to już wszystko było ok. Chodzi mi jedynie o to, a wspomnienie o Maggie i Glennie było zwykłą dygresją.

"Poza tym - uczepiłeś się tego porównywania komiksu i serialu. Wbrew pozorom aż tak dużo krytyki na tej podstawie nie ma na forum. Dominuje raczej krytyka po prostu - serialu."
Można wyróżnić 2 typy krytyki tego serialu i odpowiadam na oba. Rzecz w tym, że krytyka serialu jako serialu w dużej mierze jest zdeterminowana indywidualnym jego odbiorem. "Paplanina" i "dłużyzny" są istotą "The Walking Dead", ale jeśli kogoś nużą, to nic mi do tego. Tak samo moją sprawą nie jest, jeżeli ktoś traktuje ten serial jako rasowy horror i narzeka na to, że jest w nim niewiele scen akcji. Porównanie serialu do komiksu to całkowicie inny grunt, na którym można powołać się na konkretne wydarzenia i wątki albo wytknąć komuś hipokryzję (jak już wspomniałem wyżej, znajdzie się niejedna osoba, której te same rozwiązania przeszkadzają w serialu i nie przeszkadzają w komiksie). Zgadzam się, ostatnio dominuje ten pierwszy typ krytyki, ale to nie znaczy, że tego drugiego w ogóle nie ma. Bardzo możliwe, że wystarczy poczekać na premierę piątego sezonu, by powrócił.

"No i temat jest o Darylu, którego nie ma w komiksie"
Idąc typ tropem, to temat jest o seksualności Daryla, a nie o jego postaci. Nie przesadzaj.

Evangarden

Trafne podsumowanie Glenna, naprawdę. Mi on zaimponował przesłuchaniem w Woodbury i poradzeniem sobie z tym walkerem wpuszczonym do sali, co w zasadzie dla kogoś innego mogło by być wyrokiem śmierci. Nie wiem na co liczył Merl, że z wyżartą tchawicą będzie bardziej rozmowny? xD

"Na Filmwebie czytałem, że w komiksie Glenn z biegiem czasu - oczywiście w przeciwieństwie do serialu - staje się dbającym o rodzinę dojrzałym facetem, kiedy w adaptacji robi się z niego "wkurzający szczyl z kompleksem małego pyrdka" - to mnie naprawdę zdumiało, nie wiem skąd mogły by wynikać takie spostrzeżenia. Chociaż w sumie jak czytam coraz więcej Twoich komentarzy o porównywaniu postaci, wydaje mi się, że są to wypowiedzi osób, które od dawna czytały komiks i dla nich każda adaptacja nie będzie zbyt udaną, bo każda zmiana w treści komiksowej jest herezją i pogorszeniem oryginału.

Evangarden

Długi jest ten twój post (przeczytałam), ale w sumie nie wiem, czemu do mnie to wszystko piszesz. Nie odpowiadasz na moje pytania, a twoje potencjalne odpowiedzi na moje argumenty giną w tłumie.
Za to porównujesz GM co chwilę z ich wersja komiksową oraz z innymi, również komiksowymi postaciami, mimo tego, że wyżej wspomniałam, że komiksu nie znam. Ja się cały czas wypowiadam o GM serialowymi i kompletnie mnie NIE interesuje, co wyprawiają w komiksie. Tym bardziej nie przemawia do mnie argument "serialu się czepiacie, a w komiksie jest jeszcze gorzej" (sorry, tak to zrozumiałam).
Poza tym ciągle, ciągle prawie w każdym poście nawiązujesz do mitycznych użytkowników piszących mityczne posty o Darylu, o Glennie, o Maggie i jak cię to wszystko strasznie irytuje i jak się z tymi opiniami nie zgadzasz i jaką to u ciebie wywołuje agresję... stary, rozmawiasz ZE MNĄ, co oznacza dla mnie, że odpowiadasz na moje argumenty (czego nie widzę, np. nie odpowiedziałeś na zadane przeze mnie pytania odnośnie GM i ich scen nie dotyczących ich uczucia).
Dlatego nie wiem po co do mnie piszesz o "miękkości" Glenna, o "rzyganiu tęczą" i wciskasz komiks w co drugim zdaniu - skoro ja nigdzie o takich rzeczach nie piszę i nawet nie wspominam o komiksie, który mnie zwyczajnie NIE INTERESUJE. Tak samo jak nie interesuje mnie, że ktoś kiedyś źle powiedział o Darylu, czy Glennie i co cię tak zbulwersowało - jak dyskutujemy, to proszę odpowiadaj na to, co ja napisałam!

Więc uprzejma prośba z mojej strony na przyszłość: bardzo proszę w odpowiedzi na moje posty pisać odpowiadając na mój post, bez zupełnie niepotrzebnych dygresji, przywoływania komiksu oraz podpierania się innymi użytkownikami i ich wypowiedziami.
Jeżeli jednak taki masz styl, to ok, nie zmieniaj go, ale nie czuj się wtedy w obowiązku, żeby mi odpowiedzieć, bo mnie inni użytkownicy i ich opinie - za paroma chlubnymi wyjątkami - mało obchodzą, a komiks to już wcale ;)

Zapewniam cię, że gdybyś uważnie przeczytał MÓJ post, to odpowiedź zajęła by ci kilka minut i obyłoby się bez kopiowania innych postów :)

Evangarden

Poza indywidualnym podejściem do serialu/komiksu liczy się też doświadczenie pozaserialowe widza. Na ten przykład, ktoś się niedawno odkochał i nie może patrzeć na Glenna i Maggie (apropo), ktoś się pokłócił z kimś o coś co poruszono w serialu itp. itd. Nie wiem, ale wydaje mi się, że ciężko oglądać coś tak długiego jak serial bez emocji, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. A te zawsze mają wpływ na przekaz.

Nie przejmuję się tonem wypowiedzi, bo szkoda czasu na dyskusje o takich sprawach, gdy tyle ciekawych tematów dotyczących serialu wypływa. Ale wydaje mi się, że mówimy o dwóch różnych forach? :D Ty piszesz, że jakieś niezgodności z komiksem i różnice charakteru to wymyślanie wad na siłę? Jak dla mnie to normalna krytyka , zaś od wymyślonych wad są na forum rzesze psycho-antyfanów (na pewno się zetknąłeś z takimi przypadkami). Ja np nigdy nie wchodzę w tematy czysto krytyczne bo wiem, że nie mam tam czego szukać a między mną i autorem nie wywiązała by się żadna nić porozumienia, przekonywanie nie miałoby sensu. Są nawet tematy typowo prowokacyjne typu "Nie cierpię serialu bo jest głupi, przekonajcie mnie że się mylę". Natomiast gdy ktoś po prostu zwyczajnie jedno wychwala, drugie krytykuje to ciekawie jest poznać inny tok rozumowania i punkt widzenia, zamiast od razu je negować. Ile osób, tyle opinii i stylów ich wyrażania.

Z tym Tyreesem to może mi przeszkadza ta jego "miśkowatość". Jakoś tak mi trudniej jest sobie wyobrazić w wypadku serialu tą ucieczkę i tyle.

Valdoraptor23

Nie, piszę, że czepianiem się na siłę jest wskazywanie na różnice, których nie ma.

Madzik0_0

W ramach zaprawy:

https://www.youtube.com/watch?v=N520zIEwbHI

Wyobraźcie sobie, że to młody Daryl ;)

ocenił(a) serial na 4
_Renee_

Jak już to młody Norman.

Śmiałam się strasznie przy tej scenie. Cały film taki... Taki... Specyficzny, a potem to. Ubaw po pachy.

ocenił(a) serial na 4
Madzik0_0

Olaboga co się będzie działo! Jaki lament się podniesie! Zaraz zostanie założone 15 tematów przez tych oburzonych, zniesmaczonych, zawiedzionych i cierpiących na przemożny, lekooporny i nie nadający się do operacji ból dupy. Często zaglądam ostatnio na forum Penny Dreadful jeden z wątków poświęconych 5 – sekundowej scenie pocałunku między facetami liczy już 200 postów.

Swoją drogą, gdyby Daryl nie był gejem, to osławiony Odcinek Ze Spaleniem Chałupy i Piciem Bimbru byłby ciekawszy.

pegaz_filmweb

Byłby ciekawszy, w sensie że do czegoś by doszło?

ocenił(a) serial na 4
Valdoraptor23

Tak, dokładnie. Facet pije z atrakcyjną (jakby nie było) laską bimber i miałby nie czynić jakichś amorów? Będąc sam na sam?

pegaz_filmweb

On jest od tej laski na oko przynajmniej 20 lat starszy. Świat upadł, ale moralność nie u wszystkich.

pegaz_filmweb

Ciężko mi nie spojrzeć na taką sytuację jak na generalizowanie - w zasadzie był to jeden przypadek, na który mogło mieć wpływ multum czynników:
- zwykła sympatia do Beth i obawa że może uciec przy takiej próbie
- zbytnie upojenie alkoholowe do takich myśli
- obawa przed zaciążeniem
- impotencja (?)

Valdoraptor23

Dla mnie Daryl jest aseksualny i tak mi najbardziej pasi :)
Jak już z kim ma być, to z.... no... Rickiem. Bo tylko z nim ma dobre sceny (najlepsze ma z Merlem, ale nie idźmy tą drogą^^ ).

emo_waitress

Po takiej żonie jak Lori to nie zdziwiłbym się gdyby Rick zmienił orientację xD

Valdoraptor23

Jutro idę do kina na Epicentrum, to obczaję, czy kobita jak-jej-tam gra wszędzie tak samo :)
Rooker zagrała Merla w Strażnikach Galaktyki :D

emo_waitress

A weź, przed serialem widziałem kiedyś film klasy Z gdzie komandosi walczyli z potworem jeżdżącym na koniu o wyglądzie faceta w gumowej masce ala czaszka i w foliowym worku na śmieci. Potem odkryłem, że Merl grał głównego bohatera dowódcę xD xD xD Film o oryginalnym tytule "Skeleton Man".

Madzik0_0

zawsze mi się wydawało podejrzane to jego zamiłowanie do buddyzmu i szukanie kwiatków na łące
ale i tak będę go kochała jak brata

ocenił(a) serial na 9
Madzik0_0

Jeśli nie będzie nigdy z Carol to niech go zrobią już gejem xD Przynajmniej nie będę zazdrosna o inną babkę, a toleruję tylko Carol ;P

ocenił(a) serial na 4
Haoska

Jakby miałby być z jakąś babką i wypadłoby na Carol to cóż... Mam nadzieję, że utopiliby go w łyżce wody.

Badly

Na necie z tego co widzę, to wielbiciele związków DarylxCarol i DarylxBecia nie umarli i co jakiś czas potykam się o romantyczne fotomontaże :)

emo_waitress

Gdyby Beth trafiła na Tyreesa z bachorzątkiem, a Carol na Daryla to byłaby popijawa, płacze i wyznania a potem orgia, z pewnością xD

Valdoraptor23

Ugh, słabo mi...

emo_waitress

<Carol sięga po miotacz ognia>

Valdoraptor23

Ajajaj.. jestem jak Rick, nie wyciągam wniosków z dramatycznych wydarzeń i popełniam cały czas te same błędy :D

ocenił(a) serial na 8
Madzik0_0

Powiem tak. Daryl to nijaka postać, wprowadzona aby ktoś ratował dupę Ricka. Niech będzie sobie nawet i metro, mi go szkoda nie będzie. Gdzie ten Daryl z pierwszego sezonu....

FanHobbita

Nie znam komiksów więc osobiście cały czas mam nadzieję że Beth pojawiła się w ostatnich scenach sezonu 4, mianowicie jako to mięsko co na ruszcie dochodziło. Bo jeśli ona powróci i nie daj Bóg znowu będzie się szwendać z Darylem po opuszczonych domostwach to ja zwariuję... Kolejnej dawki "psychologiczno-społecznych arcy-głębokich rozmyślań i rozmów" ni ch*** nie wytrzymam :P

ocenił(a) serial na 8
darkowski93m_2

Beth też nie ma w komiksie. Fajne by było pozbyć sie Dixona :)

FanHobbita

W sumie to nie miałbym nic przeciwko :D

FanHobbita

"Gdzie ten Daryl z pierwszego sezonu...."
W innym serialu, ewentualnie w pierwszym lepszym filmie akcji klasy B.

Madzik0_0

a kogo to obchodzi i tak jest brzydki. i się nie myje.

Madzik0_0

I to jest przedziwny dla mnie problem, którego nie potrafię rozgryźć. Poznajemy człowieka, w tym przypadku takiego Daryla, do którego na pierwszy rzut oka możemy nie pałać sympatią. Poznając go bliżej dostrzegamy jednak pozytywne cechy, obserwujemy zmiany na plus, facet wielokrotnie ratuje innym tyłki, dba o grupę (i jest lubiany przez widzów). I teraz powiedzmy, że dochodzi do jego ekranowego coming outu i w tej oto jednej chwili nie ma już dla nas znaczenia za co go lubiliśmy, że ratował tyłki, bo jest on strasznym, obleśnym gejem. Czy taka informacja naprawdę zmienia diametralnie jego postać? Facet będzie dalej robił swoje, w czym jest dobry, a zawiedzione mogą być kobiety, które liczyły na jakiś związek :)

Inna sprawa, gdyby Daryl od początku paradował w kolorowych ciuszkach, urządzał parady równości z zombiakami i podkreślał na każdym kroku, że jest gejem, wtedy wiele osób miałoby obiekcje i to jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Jednak, gdyby taki Daryl pokazał się z dobrej strony i zrobił to co zrobił dla grupy, czy jego seksualność całkowicie przekreśla pozytywny odbiór jego postaci?

maciowski

Jasne, że przekreśla. Najwidoczniej słabo znasz użytkowników Filmwebu.

Evangarden

Nawet nie staram się poznawać. Problem, który opisałem nie dotyczy tylko użytkowników Filmwebu, ale skoro lubię tu przebywać to czasem podzielę się swoją opinią. Przykre jest to, że orientacja bohatera może przekreślać pozytywny odbiór jego postaci. Chyba każdy chciałby być postrzegany przez innych w ramach swoich doświadczeń, sukcesów, czynów, cech charakteru. Orientacja inna od tej powszechnej dominuje w odbiorze danej osoby i sporej grupie osób nie pozwala dostrzec tych ważniejszych argumentów.

maciowski

Wiesz, jeżeli ktoś skupia się tylko i wyłącznie na tym aspekcie, to tylko to świadczy o tej osobie. I o ewentualnych ukrytych seksualnych problemach. Tak to sobie tłumaczę, bo widziałam już takie teksty na filmwebie odnośnie homoseksualnych bohaterów i homo - scen, że nic innego mi nie przychodzi do głowy :)

Powiedzmy, że Daryl jest gejem.
Da jednych będzie Darylem Dixonem, bad assem kusznikiem z TWD. (tu można wstawić, że jest gejem, lub to pominąć, w zależności wpływu jego orientacji seksualnej na fabułę).
Dla innych będzie Darylem gejem Dixonem gejem bad ASSEM LOL łapiecie dżołka ludzie ? gejem kusznikiem gejem z homopropagandowego TWD (tu wstaw jeszcze jakiś prymitywny dowcip gejowski).

I tak to niestety wygląda. Mnie to nie dziwi, bo po tym, jak tu paru użytkowników życzyło gwałtu Carlowi, to naprawdę bardzo mało rzeczy jest w stanie mnie zadziwić. Gdyby faktycznie Daryl przeszedł coming out, to forum (nie tylko to) dostanie tak totalnego bólu dupy, że.. aż się nie mogę doczekać. Okaże się wtedy, kto tak naprawdę lubił Daryla :)

emo_waitress

Też widziałem różne teksty i wiem, że nie warto czasem się odzywać, bo nic to nie da i jeszcze zostanie się obrzuconym błotem, a to jest tylko Filmweb :)
O życzeniu gwałtu też kiedyś czytałem i to się w głowie nie mieści... Rozumiem, gdy ktoś powie, że to tylko postać fikcyjna, że to tylko serial, ale mimo wszystko przedstawia losy ludzi i nikt o zdrowych zmysłach nie życzy takich rzeczy. Nawet podczas wczorajszego meczu siatkowego Polski z Brazylią o tytuł mistrzów świata życzy się wygranej naszej drużynie, a nie przegranej przeciwnikom ;)

Jeśli dojdzie do wspomnianego przez Ciebie coming outu to faktycznie będzie ciężko znaleźć sensowną wypowiedź w zalewie ściskających dupę dennych komentarzy. Nie zamierzam nikogo nawracać, umoralniać, bo to nie miejsce na takie rzeczy. Poza tym każdy ma prawo do swojego zdania. Wdając się w dyskusję na poruszany tu przez nas temat, jestem po prostu ciekaw argumentów, pobudek do takiego myślenia, jakie zaprezentował założyciel tematu, ale jak widać ciężko wyegzekwować jakiekolwiek.

maciowski

Jeżeli dojdzie do Darylowego coming outu to przewiduję dwie reakcje:
a) homopropaganda - jest to ulubiony tekst na forum każdego serialu, w którym pojawia się choćby i 1 (słownie jedna) postać homoseksualna męska lub zaistnieje 1 (słownie jedna) scena homoseksualna pomiędzy przedstawicielami płci męskiej. Pozostała obsada serialu może być stuprocentowo heteroseksualna, reszta romansów może być hetero, sceny seksu w absolutnej większości będą hetero, ale ten 1 (słownie jeden) wątek sprawi, że fora zawyją o homopropagandzie i wciskaniu "gejozy" na siłę :D
(powyższy punkt nie odnosi się do związków homoseksualnych zaistniałych miedzy atrakcyjnymi przedstawicielkami płci żeńskiej)

b) obraza męskiego majestatu, czyli prawdziwy menszczyzna: mhoczny, menski, bitny, honorny, co się kulom nie kłania, pijący wutkie NIE MOŻE być homo. Gdyby Daryl od zawsze chodził w różu, albo przynajmniej błyszczącej zielonej koszuli, dobierał odpowiednie wino do potrawki z wiewiórki i dekorował swoją celę w zdobyczne antyki - no to moooże by przeszedł jako gej :)

Tak więc jeżeli to okaże się prawdą, to założę się o śmiejżelki, że taka będzie linia oporu na forum :D

maciowski

Jak już wcześniej mówiłem, w komiksie istnieje postać (jeszcze nie ma jej w serialu, ale będzie), która również jest bardzo lubiana, przebojowa i bardzo dobrze walczy (głównie wręcz). Okazało się, że jest homoseksualistą - czytelnikom raczej nie bardzo to przeszkadza (a przynajmniej nie zauważyłem), choć teoretycznie rzecz biorąc powinni mieć ogromny ból dupy także z powodu charakterystycznego pseudonimu tego bohatera. Z poprzednich postów wynika, że w serialu z Darylem byłoby zupełnie inaczej.

Zresztą w komiksie jest też para gejów, w grze również. W serialu mamy już jedną lesbijkę.