Nie czytam spojlerów i nie oglądam trailerów kolejnych odcinków, więc bardzo zaskoczył mnie ten odcinek (05X03). To always i forever zawsze mnie bardzo pocieszało - trochę takie sztampowe i nierealne, ale piękne i trwałe. I miłość Elijah i Klausa, braterska lojalność, nawet jeśli nie zawsze czysta i często wystawiana na próby, zawsze bardzo mnie wzruszała. Więc ten odcinek poruszył mnie mocno. Najpierw bardzo polubiłam Antoinette, bo była taka spokojna, ułożona, uśmiechnięta. I sprawiła, że Elijah był szczęśliwy i się odnalazł (swoją drogą pod koniec 4 sezonu wcale nie pomyślałam o tym, że nie będzie wiedział, że jest wampirem...). Natomiast od początku czekałam, aż ktoś ją ukatrupi (Klaus, Marcel lub jakiś przypadkowy wampir), bo szczerze mówiąc, może trochę jak nastolatka, może trochę za sentymentalnie, widzę go bardziej z Heyley. I naprawdę mam nadzieję, że Antoinette będzie tą złą (skoro jest córką Grety) i Elijah ją zabije w obronie Hayley. Uważam, że Antoinette wspaniale ukształtowała Elijah i dała mu spokój, inne podejście i wszystko to, czego Hayley w nim odrobinę brakowało i że teraz on tego użyje, żeby ją ocalić.

A jak wy myślicie? Czy Antoinette działa z Gretą i jak-mu-tam-przystojnym-chłopakiem-Hope? I te siedem lat z Elijah należało do wielkiego planu zemsty?