Polskie tłumaczenia telewizyjne czy filmowe już od sporego kawałka czasu kuleją z powodu braku jakiejkolwiek konsultacji (rozumiem, że tłumacz nie musi się znać), co robi się szczególnie bolesne zwłaszcza w obszarach kosmicznego SF w typie Star Treka, gdzie zawsze lata ten nieszczęsny Kapitan, Porucznicy i Mostek. I tak jest od zawsze i chyba na zawsze!
W Star Trek Voyager bardzo dobre jest tłumaczenie, ale tam był dubbing więc nie mogli skracać rozmów jak to jest w przypadku lektora.
Dubbing to wspaniała sprawa i w Voyagerze przypadł mi do gustu. Nie chodzi nawet o niepełne tłumaczenia, skracanie wypowiedzi. Po prostu w polskich tłumaczeniach leży terminologia wojskowo-okrętowa. Są to małe rzeczy, ale mnie osobiście denerwują :-(
A według mnie dubbing to zabójstwo dla serialu/filmu. Z tego powodu odrzucało mnie wcześniej od STVOY po kilku epizodach. Kiedy w końcu złapałem wersję z lektorem (i napisami) łyknąłem siedem sezonów Voyagera bez popijania.
Zrozumcie ludzie, ze nie wszystkie tytuły są tłumaczone, niektóre są po prostu wymyślone żeby przyciągnęły widza.
Nalezaloby raczej powiedziec, ze to jest polski tytul a nie tlumaczenie.
I nie zawsze nawet dosc poprawne tlumaczenie pasuje jako polski tytul.
A ludzie od lat wytykaja jak mozna tak a tak przetlumaczyc. Patrz niesmiertelny "Dirty Dancing" :-)
Nie sadzicie chyba ze ktos tlumaczy caly film a nie wie co zrobic z tytulem i jakos tak mu nie wychodzi :-)
To po prostu czasem jest marketing a ludzie tak to przezywaja.
Ale ja nie miałem pretensji do tytułów filmów. Stwierdziłem tylko, że w polskich tłumaczeniach na ogół leży terminologia fachowa, w tym konkretnie przypadku ST stopnie wojskowe i określenia części elementów konstrukcyjnych okrętów.
Niektóre rzeczy po prostu brzmią gorzej po Polsku np Plasma injectors = wtryski plazmy, warp coils = cewki warp?