Czuję nieodparty sentyment do tego serialu, ale z perspektywy czasu dostrzegam jak wiele niedorzeczności nam zaserwowano. Zwłaszcza od 5. sezonu. Ogólnie im dalej w las, tym mniej się scenarzyści starali, niestety.
1) Pierwszy absurd to Solejukowa jako całość. Prosta kobieta bez szkoły okazuje się człowiekiem renesansu ze szczególnym darem do języków. Lol, przecież jej to nawet polski sprawiał trudność, więc jakim cudem znikąd zaczęła płynnie mówić po angielsku i niemiecku? Nie wspominając o tym, że francuskiego i włoskiego nauczyła się od ręki w kilka dni. Kurczę, skoro jest tak zdolna to jak to możliwe, że jej talenta nie objawiła się jak chodziła do szkoły kiedy umysł jest najbardziej chłonny? Poza tym, skoro jej dzieci były równie genialne co ona to dlaczego potrzebowały tyle pomocy w lekcjach, że ich matka nauczyła się podręczników na pamięć? XD
Chociaż w jej przypadku nie mówiłbym tyle o geniuszu, co zespole sawanta. Jeśli nauczyła się francuskiego w kilka dni to musi mieć niesamowitą pamięć. Acz jest ewidentnie upośledzona na innych polach. Taka oczytana, mądra i światowa a mimo to oczywiste rzeczy sprawiają jej trudność. Na przykład uczyć w szkole w przetłuszczonych włosach i zajechanych klapkach nie rozumiejąc, że w ten sposób nie wzbudzi autorytetu. No i wiele rzeczy błędnie interpretuje wprost. Jak Kusy jej powiedział, że dostanie X zł od książki to myślała, że dostanie jednorazowo X zł a nie za każdy sprzedany egzemplarz. No i jak koleżanki z pracy kazały jej się lepiej ubrać to zrobiła overkill i przyszła w Versace i nie rozumiała o co im chodzi. I pal sześć, że jak miała jechać ze Szymkiem to nie robiła takich cyrków. Tak to jest jak w trakcie zmieniają się założenia, ale mniejsza, bo w późniejszych sezonach była typowym sawantą.
No, ale Kazia to nie nie tylko genialny autyzm, ale i pierogi. Sprzedawała je po 5 zł za 10 sztuk, więc nie wiem ile musiała ich nalepić, że kupiła działkę i pobudowała na niej wielki dom. A dodajmy, że robiła je samemu i tylko od czasu do czasu Kaśka jej pomagała. Także nie chcę się czepiać, ale ona fizycznie nie byłaby w stanie nalepić tyle pierogów, by zarobić na ten dom. A nawet jeśli to by ich nie sprzedała. Wszak jej rynek zbytu zdaje się ograniczać do gminy Wilkowyje. Ludzie musieliby jeść ruskie na śniadanie, obiad i kolację XD Poza tym jak Lucy się wyprowadzała i ludzie ostrzyli sobie ząbki na dworek to Hadziukowa ją wyśmiała, że musiałaby z milion pierogów nalepić, by go kupić. Bo duży dom jest wielce tańszy?
2) No, ale szczerze powiedziawszy to wszystkie kariery w Ranczu były na maksa przedobrzone i o tym będzie kolejny punkt. Zabita dechami dziura pozbawiona jakichkolwiek perspektyw w kilka sezonów zmieniła się w polski Singapur. Hadziukowa, która nigdy wcześniej nie miała kóz, dostaje we Francji puchary za najlepsze sery. Kusy, który spędzał dnie na chlaniu wyrasta na światowej sławy malarza. Książka Witebskiego, prostego polonisty, zostaje ogólnokrajowym bestsellerem. Biskupem zostaje prosty proboszcz ze wsi, który ma gorsze kompetencje od swojego wikarego a prezydent i połowa rządu mieszka w jednej gminie XD
3) Osobną sprawą jest kompaktyzacja gminy. Na początku była jedna parafia, jeden sklep, jeden lekarz i jeden policjant. Przez to postaci, którymi można operować jest tak mało, że te często pojawiają się w różnych kontekstach. Moim ulubionym przykładem jest Więcławski. Wicepremier, budowlaniec, właściciel apteki, prezes spółdzielni kobiet, członek rady parafialnej a także mąż właścicielki jedynego sklepu a później także kierowniczki hurtowni alkoholi, współzałożycielki holdingu z Kazią i Celiną oraz wójciny Wilkowyj XD Mają monopol na połowę gminy i tylko pytanie jak znajdują na to wszystko czas?
4) To teraz innej mańki. Pamiętacie jak Solejukowa z Hadziukową zmusiły mężów do terapii małżeńskiej a Klaudia w jej ramach wymyśliła im wymianę jednopłciową? I jak się ta historia potoczyła? Ano tak, że żony od początku nie chciały przestrzegać zasad eksperymentu, w którym uczestniczą ze swojej inicjatywy a jak zobaczyli, że ich mężowie nabałaganili to uznały, że to zbrodnia niesłychana i pogoniły ich z siekierami. Jaka była reakcja kobiet i to nie byle jakich, bo reprezentujących lokalną inteligencję? Ano pogratulowały im... zabicia mężów :( Bo jak pili i byli nierobotni to można. Nie, żadne rozwody czy chociaż separacja, tylko morderstwo. I pal sześć, że u Hadziuków to Tadek był ofiarą a nie Celina.
Oczywiście małżonkowie potem odnaleźli się cali i zdrowi. Po prostu chcieli przeczekać nieuzasadnioną furię żon. Jak ksiądz na to zareagował? Ano uznał ich za winnych i w ramach pokuty kazał leżeć całą noc na posadzce w kościele. Jeszcze po wszystkim dostali wpieprz. Bo żony uznały, że to za mała nauczka. I teraz pytanie za sto punktów, czym oni do ciężkiej anieli zawinili? Zostali zmuszeni do uczestnictwa w terapii, ale w przeciwieństwie do Kazi i Celiny trzymali się zaleceń, co się skończyło szturmem z siekierami w ręku. Bo trochę nabałaganili. Przecież jakby wtedy nie uciekli i się zaszyli to by jeszcze na serio ich pozabijały. Także gdzie tu ich wina? Całą odpowiedzialność za tą hecę ponoszą żony i to one powinny leżeć do rana na posadzce. A w ramach przeprosin za atak z siekierą w ręku powinny przepraszać mężów i przez miesiąc przynosić im zimne piwo a nie ich bić pod kościołem.
To chyba tyle z mojej strony. Z czymś się nie zgadzacie, albo macie coś do dodania? Zapraszam do dyskusji.
Zgadzam się z Tobą. Któregoś dnia, żona mi zwróciła mi uwagę, iż to jest serial feministyczny. Koziołowa siedziała w domu na początku jako gospodyni, w pełni na utrzymaniu męża, i fochy. Jola, to już siebie przerosła. Lucy? Obrażona, że Kusy miał rację. Współpracownice olały Ją całkowicie, a ona kwiaty na przywitanie. Bez urazy, lecz takiego szefa nigdy nie chciałbym mieć....
Od piątego sezonu na pewno. Nie wiem co się wtedy zadziało za kulisami, ale serial zmienił się nie do poznania. I jasne, od samego początku komentował sprawy społeczne (przemoc domowa, ciąże nastolatków), ale z wyczuciem i nie tak jednostronnie. Wszak feministkę Werkę przedstawiono w niezbyt przychylnym świetle. A od S05 co? Fabian biegał od gospodarstwa do gospodarstwa tłumaczyć chłopom jak cudowną instytucją jest Unia Europejska XD O sposobie przedstawienia mężczyzn nawet nie wspominam, bo albo byli nieudacznikami (Solejuk, Myćko, Wargacz), albo cwaniakami (Kozioł, Czerepach) albo pantoflami (Kusy, Wezół, Pietrek), innej opcji nie było.
A najgorzej było z Kusym. Żona w ogóle go nie szanuje, kompletnie nie liczy się nie liczy z jego zdaniem i wyładowuje na nim swoje frustracje a on? Jest zagorzałym feministą i twierdzi, że kobiety są zdecydowanie lepsze od mężczyzn i bez nich dalej siedzielibyśmy na drzewach. No nie wiem. Normalny człowiek na jego miejscu miałby inne przemyślenia.
Jako że już od dość długiego czasu w ogóle nie udzielałem się na tym, z miłą chęcią przyłączę się do tej dyskusji, tym bardziej, że naprawdę lubię czytać Twoje ,,eseje'' i spostrzeżenia na temat ,,Rancza''. ; )
A więc po kolei:
1) Fakt, kontrast między Solejukową z sezonów I-IV, a tą z sezonów V-X jest niestety dość rażący. Trudno mieć za złe scenarzystom, że chcieli pokazać pozytywną przemianę bohaterki i jej drogę w takim klasycznym stylu ,,od zera do bohatera'', ale nieco przedobrzyli. Mnie później też trochę ciężko się oglądało tę świetnie oczytaną, ambitną Kazimierę, która prowadząc własną firmę ma czas, by zrobić zaocznie licencjat z filozofii i hobbystycznie podejmuje się pracy w szkole, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że kilka serii wstecz nie rozumiała wielu prostych rzeczy i myślała, że Maryja była Polką. Niemniej jednak mnie akurat jej zdolności językowe aż tak nie rażą, ponieważ niektórym ludziom po prostu zwyczajnie łatwo wchodzą języki obce, tym bardziej, iż później było jej to potrzebne w pracy. Poza tym nie wiemy, czy faktycznie nauczyła się francuskiego w kilka dni, ponieważ zrobiła to de facto poza ekranem, więc mógł to też być jakiś bardziej długotrwały proces. A czemu nie objawiło się to w szkole - być może, podobnie jak Wargaczowa, nie poszła to szkoły średniej, kończąc swoją edukację jedynie na szkolę podstawowej i podstawach rosyjskiego. Nie razi mnie też aż tak bardzo fakt jej pomagania w lekcjach dzieciom - nawet najbystrzejsi uczniowie mają wszakże swoje słabszte strony, w których potrzebują drobnej motywacji czy wsparcia rodziców. Jednakże ogółem rzecz biorąc zgadzam się z Tobą, że jej przemiana w intelektualistkę była nieco zbyt drastyczna i według mnie lepiej by było, gdyby twórcy starali się wyeksponować inne zalety Solejukowej, jak np. zaradność, przedsiębiorczość, pracowitość czy też po prostu taka zwykła, swojska inteligencja życiowa, nawet niezwiązana szczególnie z jakąś szeroką wiedzą. Być może wtedy metamorfoza w silną, niezależną wypadłaby bardziej wiarygodnie.
2) Tu zgadzam się tak połowicznie. Na pewno masz rację w kwestii Hadziukowej, biskupa Kozioła oraz członków partii PPU - tutaj faktycznie mamy zbyt duży skok klasowy w zbyt krótkim czasie. Nie zgodzę się jednak co do karier Kusego i Witebskiego. Ten pierwszy wszakże był utalentowanym malarzem jeszcze przed wpadnięciem w nałóg i rozpoczęciem właściwej akcji serialu, więc w jego przypadku rozwój zawodowy nie jest standardowym motywem ,,od pucybuta do milionera'', a raczej powrotem do stanu sprzed uzależnienia się, co według mnie wypada nawet przekonująco. Także sukces Witebskiego nie wydaje mi się czymś aż nadto nierealnym - wszyscy sławni pisarze kiedyś byli nieznani, nikt nie rodzi się autorem bestsellerów. O Rafale Kosiku też nikt nie słyszał, dopóki nie napisał serii ,,Felix, Net i Nika''. A skoro nieposiadająca żadnego wyższego wykształcenia Katarzyna Grochola mogła swego czasu stać się ulubioną powieściopisarką polskich kobiet, to i polonista Witebski, znany z dobrego rozumienia kobiecej duszy, mógł napisać całkiem poczytny romans.
3) Tutaj obstawiam, że była to pragmatyczna decyzja twórców w celu zaoszczędzenia pieniędzy na statystów i powierzeniu wszelkich akurat potrzebnych ról postaciom, które już funkcjonują na stałe w serialu. Zwłaszcza, że niektóre z przytoczonych przez Ciebie funkcji, to były sprawy czysto epizodyczne. Tylko raz w całym serialu widzimy Więcławskiego jako członka rady parafialnej, a i jego stanowisko prezesa spółdzielni kobiet po szóstej serii zostało całkowicie zapomniane, jak i zresztą sama spółdzielnia.
4) Tutaj raczej się zgadzam. Zresztą w ogóle wszelkie wątki oparte na relacjach damsko-męskich po pewnym czasie stały się trochę... męczące do oglądania. W zasadzie niemal wszystkie związki straciły gdzieś swoje pozytywne cechy z pierwszych sezonów, a zaczęły bazować na nieustannych kłótniach, zdradach małżeńskich, braku szacunku, i tego typu sprawach. Oczywiście rozumiem, że scenarzyści chcieli pokazać życie rodzinne ,,bez upiększania'' i w humorystycznym świetle, ale dla mnie to w pewnym momencie przestało być śmieszne, a stało się naprawdę ciężkie. Nawet Tomasz i Francesca, którzy wydawali się najbardziej zgraną i pozytywną parą, dostali w ostatniej serii swój własny wątek kryzysu, wymyślony zresztą (według mnie ) trochę na siłę. Ale i tak nikt nie przebije pod tym względem Więcławskich, którzy w drugim sezonie planowali wziąć fikcyjny rozwód w ramach zabezpieczenia się, a stanęło na prawdziwym kryzysie i zbliżeniu się sklepowej do policjanta Staśka.
To chyba na razie tyle ode mnie. Jak coś mi jeszcze przyjdzie do głowy, to dopiszę później. : )
1) Możliwe, że mylę języki, ale na pewno Solejukowa dostała od koleżanek słownik i pytanie ile potrzebuje czasu, by się go nauczyć. Może to był włoski? W każdym razie nie pamiętam odpowiedzi, ale to było coś krótkiego. Może tydzień, może dwa. I wiem, że są ludzie, którym języki wchodzą łatwo. Sam do takich należę, ale tutaj przesadzili.
I możesz mieć rację, że może Solejukowa zwyczajnie nie miała szans się rozwinąć i była zmuszona zakończyć edukację na poziomie podstawówki. Acz nawet w niej można wykazać pewne predyspozycje czy talenty a tymczasem ją nikt nawet nie podejrzewał, że może mieć jakikolwiek potencjał. Nie dziwota skoro myślała, że Matka Boska jest Polską. A że to nieprawda powinien wiedzieć każdy kto jakkolwiek uważał w podstawówce na historii czy religii.
Trafna uwaga na końcu. Zamiast robić z Kazi omnibusa mogli pójść w drugą stronę i pokazać, że nie trzeba mieć szóstek od chemii, przez angielski, na WoS-ie kończąc, by odnieść sukces i lepiej można wyjść będąc przedsiębiorczym i zaradnym życiowo. Co jest świętą prawdą i świetnie współgrałoby z traktowanym po macoszemu wątkiem reformy edukacyjnej. Przecież on byłby o wiele lepszy jakby zamiast Kusego prawiącego kołczowe morały, że życie można lepiej, fajniej przeżyć z dzieciakami rozmawiałyby Kazia, Celina i Krysia, którym przeładowanym program do niczego nie był potrzebny i sukces odniosły dzięki robieniu tego co lubią i w czym są dobre.
Może wtedy Solejukowa poczułaby, że ona to spełniłaby się jako nauczyciel? A żeby móc pracować w szkole musi mieć maturę i pedagogikę. Miałoby to więcej sensu niż spontaniczne stwierdzenie, że między lepieniem pierogów, tłumaczeniem papierów dla Hadziukowej i pomaganiem potomstwu w nauce będzie studiować filozofię. Naturalny rozwój postaci z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem jest zawsze lepszy od zapchajdziury, która nie wynikała z niczego.
A jakby nie szli na skróty i Kazia poszłaby do liceum dla dorosłych zamiast załatwiać sobie maturę instant bez wykształcenia średniego "wielkimi znajomościami dyrektorki" to mieliby wątek na kilka sezonów. Mógłby nawet skończyć się tym, że Solejukowa za namową Kusego czy Lucy otworzyłaby we Wilkowyjach własnego Cosinusa i pomagałaby kobietom takim jak Wargaczowa, które podobnie jak ona nie miały szansy zdobyć wykształcenia. Jak dla mnie dużo fajniejsze niż wymuszanie nauki filozofii na pół etatu w podstawówce, bo jej się nudzi w domu.
Szkoda, że scenarzyści nie zagospodarowali potencjału jaki jeszcze drzemał we wielu postaciach i poszli na łatwiznę. Zamiast wymyślić jakiś fajny story arc to jechali na autopilocie i wymyślali losowe sytuacje jak wygrana w totka. W ostatnich sezonach tylko polityka się liczyła a cała reszta to już naprawdę po macoszemu. A szkoda, bo było tyle fajnych rzeczy do opowiedzenia. A jak już przestali czuć Ranczo to naprawdę powinni zrobić spinoff o PPU i dać spokój biednej Lucy, którą same nieszczęścia dotykały odkąd tylko została wójciną Wilkowyj.
2) Zgadzam się, że sukcesy Witebskiego i Kusego są dużo bardziej prawdopodobne niż te Koziołów czy Hadziukowej, ale nie wymieniłem ich, bo nie wierzyłem w ich kariery. Tylko żeby pokazać skalę. Bo serial doszedł do momentu kiedy w każdej rodzinie była co najmniej jedna osoba, która odniosła co najmniej ogólnokrajowy sukces. Chociaż w niektórych jest ich dużo więcej. Wszak wiceminister Więcławski jest mężem wójciny i wujkiem gwiazdy disco polo a prezydent Kozioł bratem-bliźniakiem biskupa Kozioła.
3) Statystom płaci się tyle, że za jeden dzień Grzegorza Wonsa na planie mniej mógłbyś zatrudnić kilku. I ja rozumiem, że ważne funkcje takie jak pomoc w założeniu spółdzielni nie mogą sprawować randomy, których pierwsze na oczy widzimy, ale już w radzie parafialnej uważam, że nie był potrzebny. Poza tym mieli dobrą sposobność żeby wprowadzić do serialu nowe postacie. Wszak Myćko z Wargaczem pojawili się w Ranczu w podobnych okolicznościach.
No i jeszcze jedna sprawa odnośnie kompaktyzacji. Nie można łączyć mandatu posła (a tym bardziej wiceministra edukacji) ze stanowiskiem dyrektora szkoły a dyrektora szkoły z funkcją radnej gminnej (a tym bardziej przewodniczącej). I to nie jest już do wybronienia pragmatyzmem, bo chyba każdego zdziwiło co ona jeszcze robi w szkole? Przecież to nie ma sensu. Więcławski musiał oddać firmę Pietrkowi a ta co? Kieruje szkołą z ministerstwa czy na odwrót? Poza tym wybory nowego dyrektora to zmarnowana szansa na sensowny wątek, których w ostatnich sezonach brakowało. I jak już pisałem w innym temacie, tutaj widziałbym Klaudię. Ewidentnie nie mieli co z nią zrobić i wylądowała w ciasnym biurze Fabiana a potem na waleta wcisnęła pomoc psychologiczną najpierw do domu rodziców a potem knajpy Kingi.
4) No cóż, jeśli naprawdę życie rodzinne "bez upiększania" wygląda tak, że rolą żony jest mieć ustawiczne pretensje do męża to mu szczerze współczuję :P Tylko jeśli mam być szczery to wolałbym żeby taka fajna para jak Jola i Pietrek zniknęła z serialu niż żeby zmieniła się w kolejny przypadek Bogu ducha winnego męża gnębionego przez antypatyczną żonę, której odbiło po zmianie statusu matrymonialnego.
5) No i kolejny punkt, nie wiem jak mogłem o nim nie wspomnieć. Może uznałem to za zbyt oczywiste? Już się pewnie domyślasz o co chodzi, PPU. Co prawda trochę zdążyłem o nich wspomnieć przy kompaktyzacji gminy, ale tutaj jest jeszcze sporo do przegadania. Zacznijmy od powrotu Kozioła do polityki. Wątek apteki był przekombinowany. Ciężko mi uwierzyć, że nie było ani jednej w gminie, ale OK. Tylko po co robić z tego tajemnicę i, że się utrzymała? Samo zostanie radnym a potem przewodniczącym miało sens. Wygranie wyborów uzupełniających do senatu fajnie wyjaśnili, ale potem to już przestali się jakkolwiek starać. Spił się? Sondaże w górę. Naćpał się? Sondaże w górę. Wymyślił sobie przaśną kampanię piwno-winną? Sondaże w górę. Pietrek zamiast spotu wyborczego nagrał mu piosenkę o grillowaniu? Sondaże w górę. Ktoś kupił złe flagi? Sondaże w górę. Brat błagał go na wizji, by nie startował we wyborach? Sondaże w górę. Co by nie zrobił to sukces instant, normalnie jak Rey Palpa... Skywalker XD
1) A, dobra, zwracam honor - faktycznie w trzeciej serii, gdy Więcławska i Hadziukowa poprosiły Solejukową o nauczenie się włoskiego, ta początkowo stwierdziła, że moje jej to zająć miesiąc, zaś po pierwszym zapoznaniu się z podstawowymi zwrotami stwierdziła, że ,,z tak ładnym językiem, to może nawet szybciej pójdzie''.
Podoba mi się twój pomysł, co do zaangażowania Kazimiery w wątek reformy edukacji. Faktycznie, poprawa oświaty mogłaby przynieść jeszcze lepszy skutek, gdyby zaangażowano w nią innych bohaterów poza Kusym, Kingą i Klaudią, jak np. trzy wymienione przez ciebie bohaterki. A wątek samokształcenia się Solejukowej i pójścia na studia, w celu wzięcia się za przyszłość młodzieży również bardzo ładnie wkomponowałby się w jej pozytywną metamorfozę. Jeszcze tylko jedno - jeśli nie na filozofii, to w roli nauczycielki jakiego przedmiotu byś ją widział? Bo według mnie, szczerze mówiąc, najbardziej sprawdziłaby się jako wychowawczyni klas I-III, czyli tzw. edukacji wczesnoszkolnej. Jako matka siódemki dzieci z pewnością miałaby odpowiednie podejście do maluchów dopiero rozpoczynających swoją szkolną przygodę.
A z tym, że w późniejszych seriach inni bohaterowie zeszli na dalszy plan, to też niestety prawda. Taki Stasiek w ostatnim dwóch seriach niemal całkowicie zniknął z serialu po wyjeździe do Szczytna (chociaż wpływ na to miał też konflikt aktora z Magdą Waligórską, której rola nota bene też po urodzeniu dziecka została dość mocno okrojona), a i inni niegdyś znaczący bohaterowie otrzymali zaledwie symboliczny wpływ na rozwój akcji (jak np. Fabian w sezonie dziesiątym).
3) No tak, dyrektorka szkoły rzeczywiście w pewnym momencie zaczęła być trochę nadużywana przez scenarzystów, być może dlatego, że spośród lokalnych nauczycieli tylko ona i Witebski są wyróżniającymi się postaciami. Pewnie też z tego właśnie powodu nie zmusili jej do rezygnacji z kierowania szkołą, mimo że łączenie przez nią tych dwóch stanowisk niewątpliwie tworzyło dziwny efekt. Przyznaję jednak, że wątek zmiany dyrektora w wilkowyjskim zespole szkół mógłby ciekawie ożywić akcję, chociaż ja akurat nie widziałbym w tej roli Klaudii (z tego, co wiem, do kierowania szkołą trzeba mieć wykształcenie pedagogiczne, a nie psychologiczne, nie wspominając już o je młodym wieku), ale właśnie Witebskiego lub ewentualnie wprowadzonego w dziewiątym sezonie Marka Karata. Aczkolwiek zgodzę się, że od szóstego sezonu wzwyż postać Klaudii straciła cały swój urok. Co prawda już w pierwszych seriach była nieco zakręcona i temperamentna, ale miała też sporo sympatycznych momentów (to przecież głównie dzięki niej mieszkańcy Wilkowyj okazali Lucy swoje wsparcie, kiedy ta została publicznie pomówiona o kradzież pieniędzy za komputery), a im dalej w las, tym stawała się coraz bardziej krzykliwa, przewrażliwiona i ogólnie mało sympatyczna. Przykre trochę, że nie ona jedna.
5) Tutaj też zgadzam się całkowicie. Nikt nie lubi postaci, którym wszystko bez wyjątku się udaje i nigdy nie popełniają błędne, nawet jeśli same w sobie są pozytywne, a były Kozioł z Czerepachem do takich zdecydowanie nie należeli. Nie mówiąc już o tym, że znając nasze społeczeństwo, ludzie prędzej zaczęliby wyśmiewać polityka, który się upił lub wyszedł ze studia na żywo, niż zachwycać się, jaki to ,,prawdziwy'' i ,,normalny''. Swoją drogą ciekawe, jak potoczyłyby się późniejsze sezony, gdyby w finale szóstej serii obaj panowie zamiast zakładać własną partię, wstąpiliby do innego, większego ugrupowania. Albo nawet więcej - zakończyliby polityczną współpracę i stanęli po stronach dwóch przeciwnych bloków partyjnych. Rzecz jasna, poprowadzenie ich wątku w ten sposób byłoby o wiele trudniejsze, ale... według mnie miałoby potencjał. No i skutecznie rozwiązałoby wspomniany już przez ciebie problem z kompaktyzacją.
1) Czyli to był włoski w miesiąc. Nierealnie szybko. Zwłaszcza, że ona miała pierogi do ulepienia, dom do ogarnięcia i dzieci do poduczenia. I jasne, mogła ćwiczyć włoski rozmawiając z Kaśką siedząc przy robieniu farszu do ruskich, ale po jedno córka pewnie nie zawsze miała na to czas a po drugie obie musiałby najpierw dojść do pewnego poziomu. A czytania słownika w takich okolicznościach sobie nie wyobrażam, przecież byłby cały w mące i cieście. A inne obowiązki to już w ogóle nie da się pogodzić. Nie da się zamiatać trzymając miotłę w jednej ręce. No i raczej nie uczy się chemii z dziećmi po włosku :P Poza tym one kupiły jej słownik a tam nie ma gramatyki, tylko słowa ułożone w bezsensownej kolejności dla kogoś kto się dopiero uczy. Lepsze byłyby rozmówki.
Cieszę się, że mój pomysł się spodobał. I jeszcze jedna sprawa odnośnie tej całej "reformy oświatowej", na czym ona tak właściwie polegała? Bo OK, widzieliśmy kołczowe pogadanki z Kusym i Witebskim, ale przecież wiemy, że to był dopiero początek. Wszak zorganizowali spotkanie z nauczycielami, którzy niechętnie, ale dołączyli do sprawy a po czasie jeden to tak się wkręcił, że już inaczej uczyć nie chce. Także pytanie brzmi, jak wyglądała chemia 2.0? Mam nadzieję, że nie polegała na tym, że belfer omijał co mniej praktyczne tematy, bo może i miał rację, ale na egzaminach dalej obowiązywał ogólnokrajowy zakres materiał. No to może typ się bardziej angażował? Lol, przecież do tego nie trzeba rantu Kingi, wystarczy zdrowy rozsądek.
A na jakim stanowisku widziałbym Solejukową? Na pewno nadawałaby się do edukacji wszesnoszkolnej, tak jak pisałeś. Chociaż to mogłoby nie być tak atrakcyjne dla scenariusza. Bo o czym by rozmawiałaby z dziećmi? O alfabecie? To może języki obce? Lucy raczej już nie uczy i nigdzie nie było powiedziane czy znaleziono dla niej zastępstwo a nawet jeśli to jest jeszcze niemiecki i francuski, które są często w szkołach. Poza tym chętnie bym widział ją z wychowawstwem.
I jak tak teraz myślę to dużo więcej sensu miałoby jakby poszła na lingwistykę albo filologię. Wszak od tego zaczął się jej geniusz a filozofia? Przecież nigdy nie wykazywała jakichkolwiek skłonności do refleksji nad otaczającą ją rzeczywistością a wręcz przeciwnie, była skończoną ignorantką mającą Matkę Boską za Polkę, nie wiedzącą co to IQ a bank wybierała oceniając jak się właścicielowi z oczu patrzy. Jak można uczyć dzieci umiłowania mądrości, którego samemu się nie ma? Przecież ona była słownikowym przypadkiem kujona. Co jej dali to się nauczyła, bez zrozumienia czy głębszego zainteresowania się tematem. Poza tym po co filozofia? Ani to do niej nie pasuje, ani nie miało większego oddziaływania na fabułę. Jedyne co to ksiądz Maciej miał z kim poprowadzić ontologiczne dysputy w lesie. Jak o to chodziło to dużo lepszym kompanem byłby Witebski. Inteligentny, oczytany literat z dużą wrażliwością. Poza tym po upadku Radia miał kryzys, siedział u babki i rozmyślał nad sensem tego wszystkiego. Jak dla mnie oni są wręcz naturalnymi partnerami do dyskusji i aż dziw, że chyba ani razu ze sobą nie rozmawiali.
Dalej, w przypadku Staśka i Wioletki mamy wytłumaczenie dlaczego ich rola uległa uszczupleniu, ale co do reszty to sprawa sprowadza się do braku pomysłów na daną postać. I tak jak wygrana Krysi we wyborach na wójta miała sens, tak ceną za to był brak wątków dla Fabiana, który nie wiadomo czym teraz tak właściwie się zajmuje. Wszak powiedział radnemu z Dopiewa, że gmina poniżej 10 tysięcy i nie może być dwóch wice a Więcławska obiecała te stanowisko zarówno mu jak i Koziołowej. Także pytanie co tu się zadziało? Bo albo zmieniło się prawo, albo Wilkowyjom przybyło kilkuset mieszkańców, albo nowa wójcina zaczęła kadencję od złamania jednej z obietnic. Osobiście odnoszę wrażenie, że pewnym momencie ten serial dostał dużej bezwładności. Wątki zaczęły sunąć do przodu bez wyznaczonego celu a potem budzimy się z tym, że wyrzuciło je na fabularną mieliznę. Jak nie mieli pomysłu co dalej z Fabianem to może nie warto było odkręcać sprawę z wpisaniem go na listy PPU? Albo zamiast Więcławskiego to mu dać wątek spółdzielni. Studiował zarządzanie, miał silne poczucie misji i w pewnym momencie zabrakło pomysłów na niego, więc może zamiast dawać kolejną fuchę jednej osobie to on zostałby oddelegowany z ramienia gminy? A potem by się tak rozkręciło, że przeniósłby się tam na cały etat? I jeszcze jedna uwaga, odfeminizować ten biznes. Bo to była żenująca szopka, że wszystkie chłopy wyszły jak usłyszały, że tu nie zasiłek a pracę dają i zostały same kobiety. Które nigdy nie pracowały. I były do tej pory na utrzymaniu mężów.
Ja rozumiem, że chcieli w ten sposób pokazać prostym kobietom z prowincji, że nie są gorsze i też mogą się rozwijać czy zabezpieczyć swoją przyszłość. Tylko szkoda, że zrobili to kosztem mężczyzn, których przedstawiono jako roszczeniowych debili. Ciekawe jak to możliwe, że do tej pory to oni utrzymywali swoje rodziny? Pamiętasz jak Kazia błagała Lucy, by nie donosiła na Solejuka, że ją porwał dla okupu bo to pijak i recydywa, ale bez niego nie będą mieli co do garnka włożyć? No właśnie, coś się ewidentnie twórcom poprzestawiało w głowie i pewnym momencie Ranczo przestało być próbą odzwierciedlenia prowincjonalnych realiów (a przynajmniej miastowych wyobrażeń o nich) i stało się feministyczną laurką. Co zabawne, jak Lucy z księdzem Robertem załatwiali zatrudnienie za granicą to przyszli sami mężczyźni :P
A wracając do spółdzielni to był to kolejny wątek donikąd. Kobiety się usamodzielniły i słuch o nich zaginął. No dobra, tamta jedna została wice-Wioletką... z jakiegoś powodu. No, ale serial w ostatnich sezonach cierpiał na przesyt historii do opowiedzenia, więc nic straconego XD A tak na serio to nawet na Lucy nie mieli pomysłu. I po tym jak została wójtem to miała przypał co sezon. A to pijaki zaczęły domagać się jej dymisji, bo ich żony znalazły sobie pracę. A to agentnką Kusego zostaje seksowna laska chcąca rozbić ich małżeństwo. A to jej podwładne/przyjaciółki się spiły w godzinach pracy i jej naubliżały. Na serio nikomu nie zebrało się na refleksje, że jak któryś raz z rzędu fabularnie gnębią Wislką to coś tu mocno nie halo? A może zebrało, ale nie byli w stanie wymyślić dla niej nic innego? Nie wiem jak było, ale ja im się dziwiłem, że nigdy nie sięgneli po odwiedziny amerykańskiej rodziny. Nietuzinkowe postacie zza wielkiej wody byłyby powiewem świeżości jakiego potrzebowało Ranczo. No i chyba miałoby to więcej sensu i potencjału niż policyjny Erasmus.
3) Gwoli ścisłości to wystarczy podyplomówka z pedagogiki żeby uczyć i/lub być dyrektorem, ale masz rację, Klaudia nie byłaby najlepszym wyborem. No, ale rozmawiamy o jedynej na świecie wsi z biskupem. Także nie takie rzeczy tu przechodziły. Acz jeśli chcemy dla odmiany kogoś kompetentnego a nie kolejnego Kozioła na eksponowanym stanowisku to Witebski byłby idealny. Albo Marek Karat, jedna z niewielu sensownych postaci wprowadzonych w ostatnich sezonach. Chociaż to żadne osiągnięcie, bo ten Gajowy Gugała piszący powieści w lesie czy drugi chłopak Kingi od kawiarni artystycznej to jakieś nieporozumienie bez osobowości. Nie wierzyłem, że to powiem, ale najbardziej wiarygodny był ten skin. Acz on też nie był postacią, tylko narzędziem. Miał pokazać jaka mądra, oczytana i racjonalna jest nasza anarcho-weganka poprzez kontrast z wtórnym analfabetą.
5) Po jedno nikt nie lubi postaci, którym wszystko się udaje. Po drugie zwłaszcza jeśli to wszystko jest naciągane i osiągane przy minimum wysiłku. Przecież to wygląda jak wątki cudownych kobiet z czwartej fazy MCU. I zabawne, że gmina potrafiła się poznać na Wójcie, ale cała Polska już nie. I pal sześć, ze wystarczyłby jeden dziennikarz w odwiedzinach we Wilkowyjach. W parę chwil zebraliby tyle anegdot o Koziole i Czerepachu, że starczyłoby na zakończeniu ich kariery kilka razy. No, ale woleli z jakiegoś powodu dotrzeć do niego przez Lucy, która zamknęli w areszcie wydobywczym, po co? Ja wiem, że to bardziej widowiskowe i nagle serial odżył, ale z logicznego punktu widzenia zbytnio nie miało to sensu. Zwłaszcza, że Wilska raczej nie miałaby problemu opowiedzieć prawdy o człowieku, którego nie lubi i który wielokrotnie działał na jej szkodę.
Jeśli chodzi o mieszanie alkoholu i polityki to wydaje mi się, że żadne społeczeństwo nie zaakceptowałoby czegoś takiego. Finowie to nawet mają pretensje do Sanny Marin o to, że mocniej zaimprezowała w czasie wolnym. A co do polskich realiów to przecież mieliśmy przypadek parlamentarzysty, który upił się pod Sejmem. Śmiechom nie było końca i był to dla niego koniec kariery. Przynajmniej w Sejmie, bo wylądował na cztery łapy i potem został prezesem zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Kielcach, co się skończyło... postawieniem mu zarzutów korupcyjnych przez CBA XD
https://www.youtube.com/watch?v=6vk4j2kFzPU
Oczywiście alkoholowych wpadek było więcej, chociażby Elżbieta Kruk, Ludwik Dorn czy Aleksander Kwaśniewski i im co prawda aż tak to nie zaszkodziło, ale też nie pomogło. I trzeba pamiętać, że to politycy znani i mający silne plecy a Kozioł co? Random bez zaplecza, który pierwszego dnia się spija. To nie miało prawa się udać. Zwłaszcza, że narrację narzucają media jawnie sprzyjające największym ugrupowaniom. Także dziennikarze nie mieliby dla niego litości. A nawet jeśli to drugi incydent kiedy całą debatę przesiedział zamulony nie odzywając się ani razu a na koniec wychodzi ze studia, bo go boli głowa byłby gwoździem do trumny. Jeszcze ta kampania piwno-winna. Przecież on żadnym prezydentem by nie został, tylko memem, jeszcze większym niż Kwaśniewski i jedyna kariera jaką mógłby zrobić to nagrywanie filmików po pijaku, że "a nie mówiłem" niczym Stonoga.
https://www.youtube.com/watch?v=KO8ghcArQjk
Swoją drogą ja chyba już w 8-9 sezonie zgadłem jakie będzie zakończenie. Że Kozioł zostanie prezydentem i poczucie odpowiedzialności za całą ojczyznę sprawi, że zacznie się nawracać na przyzwoitość (a może nawet teizm). I chociaż jest to mocno przesadzone to nawet mi się to podobało. Zwłaszcza, że był potencjał na powtórkę wojny postu z karnawałem (tą piosenką Jacek Kaczmarski komentował spór prezydenta Wałęsy z premierem Mazowieckim), ale to już chyba wolałbym oglądać w spin-offie. Bo pomimo absurdu wątek polityczny im wychodził. No z pominięciem nieudanego puczu. W zakończeniu S08 Ola tłumaczyła Czerepachowi o co chodziło z rozwiązaniem rządu a ten w S09 o tym wszystkim zapomniał i stwierdził, że Kozioł działa na szkodę partii... i jego prywatnej kariery XD
A skoro już o zakończeniu mowa to byłem rozczarowany Wigilią w dworku. Myślałem, że będzie podniosła atmosfera i zjadą się wszyscy w tym prezydent Kozioł, który podziękuje Lucy za to, że dzięki niej stał się lepszym człowiekiem a serial pożegna nas przebiciem czwartej ściany w świątecznej scenerii, ale nic z tego. Strasznie zmarnowany potencjał.
6) Co do karier to jeszcze nie pasował mi biskup. No sorry, ale prosty proboszcz ze wsi bez jakichkolwiek osiągnięć nie ma szans na takie wywyższenie. Zwłaszcza, że udzielać to on się zaczął dopiero po przywdzianiu purpury. I nawet nie wspominam o tym, że jest wymóg doktoratu lub chociażby głębokiej wiedzy a on co? Jak ksiądz Maciej zaczynał tematy teologiczne to ten nawet nie wiedział o czym do niego mówi i koniec końców Wikary musiał sobie w Solejukowej znaleźć kompana do rozmów. Także z czym do ludu? Godność honorowa prałata lub kanonika to maks na co mógł liczyć. Ewentualnie mogliby powiedzieć, że w diecezji zaszły zmiany administracyjne i stworzono nowy dekanat wilkowyjski z księdzem Koziołem na czele. Rzadko się to zdarza, ale zdarza. Tylko pewnie stwierdzili, że widz nie ogarnia tego szczebla i zrobili go biskupem pomocniczym.
7) Pisząc ten post uświadomiłem sobie, że Ranczo (zwłaszcza Ranczo II) ma jeszcze jeden mankament, o którym chyba nigdy nie pisałem, wątki donikąd. W pewnym momencie scenariusz został wręcz zawalony historiami, które ucinano bez po kilku odcinkach bez jakiejkolwiek pointy. Na przykład Akademia Disco Polo. Pietrek siedzi na koncertowej emeryturze (która nie ma sensu, ale mniejsza) i kmini skądby tu wziąć pieniądze na utrzymanie rodziny i wymyśla ten oto biznes okołomuzyczny. Z jakiegoś powodu na lekcje zgłaszają się same siksy w miniówkach, które ledwo im tyłko zasłaniają. Jola najpierw jest sceptyczna, ale po tym jak Patryk wkręca ją do interesu to zmienia zdanie (bo jej chyba nigdy nie chodziło o to, że nie ma dla niej czasu, ale o zwykłą zazdrość), ale znowu zmienia zdanie i nakazuje zamknięcie szkoły, koniec. Kurka wodna, co to ma być? Zapychacz? Jaki jest sens wymyślanie tak wysublimowanego wątku tylko po to, by zapełnić czas ekranowy kilku wątków? Nie lepiej dać coś mniej ambitnego, co nie trzeba ucinać w połowie? Na przykład niech, nie wiem, zorganizują we wsi OSP. Nigdy nie była mowa o strażakach a kilka pożarów w gminie było, więc uważam, że sensownie byłoby ich wprowadzić. A jak już wymyślili Akademię Disco Polo to grzech ją rozwiązywać kilka odcinków po założeniu. Ten wątek miał potencjał, który oni wyrzucili do kosza, bo mieli tyyyyle innych historii do opowiedzenia. Na przykład never ending story miłosne Haliny i Aptekarza. Ja już tym rzygałem, ileż można? Myślałem, że kiedyś w końcu dadzą Polakowskiemu znaleźć sobie partię dla siebie i się ustatkować zamiast trwać w stanie zawieszenia nie wiadomo jak długo, ale nie.
Innym wątkiem donikąd był chłop Kingi, Leśnik. Pojawił się znikąd i rozstali się off-screen bez słowa wyjaśnienia. Równie dobrze mogłoby go nie być. Zwłaszcza, że nie wprowadził do fabuły nic poza wspieraniem pomysłów anarcho-weganki. No dobra, raz wpędził Witebskiego w kompleksy, ale cała sprawa okazała się nieporozumieniem i tyle. Co jeszcze? O spółdzielni kobiet już mówiłem. To może dobroczynność księdza Roberta (który wrócił do Wilkowyj w bardzo dziwacznych okolicznościach, ale mniejsza). Przesadził i wyzerował budżet parafialny, Czerepach pomógł go podreperować i koniec. Dlaczego tu nie było oczywistego wniosku, że pomagać trzeba z głową. Zwłaszcza, że jak sama Michałowa zauważyła, we wsi jest pełno wyłudzaczy. Jak dla mnie mogli pociągnąć temat i założyć chociażby lokalną komórkę Caritasu albo jakąś własną fundację. To mogłoby wracać co jakiś czas w razie potrzeb, ale nie. Lepiej porzucić temat. Swoją drogą widziałbym tutaj miejsce dla Michałowej. Ona zna ludzi jak nikt i ma silny charakter, mogłaby pomagać w zarządzaniu. Poza tym lepsze to niż afera z tyłka o forum dla gospodyń parafialnych. Naprawdę nie wiem czego się księża tak bali i z czym proboszcze tak wydzwaniali do biskupa. Bo wielce mi halo, że kobiety się dzielą tym czym sprać plamy z malin? Absurdalny wątek donikąd. O dziennikarzu chcącym "pikantnych szczegółów" nawet nie wspominam, bo to było głupie jak nie wiem co.
1) Trafiłeś w sedno sprawy - wątek podjęcia przez Solejukową studiów filozoficznych kuleje najbardziej właśnie dlatego, że nie pasuje kompletnie do obrazu tej postaci z pierwszych czterech sezonów i faktycznie byłoby o wiele logiczniej, gdyby zaczęła studiować coś związanego z językami. Wszak miała ku temu zdolności i widać, że lubiła się ich uczyć, więc dobrym posunięciem byłoby wykorzystanie tego talentu do jej rozwoju postaci. A co do Witebskiego to owszem, ja również nie przypominam sobie zbyt wielu jego interakcji z księdzem Maciejem (poza jednym epizodem w dziewiątej serii, jak pisali Pietrkowi piosenkę) , ale możliwe, że po prostu nie było okazji, by dać sensownie połączyć tych dwóch bohaterów. W końcu nowy wikary przez długi czas nie radził sobie za dobrze z kontaktami międzyludzki i rozważał nawet wstąpienie do odseparowanego zakonu, a Witebskiemu z kolei scenarzyści przeznaczyli wiele innych wątków - romans i małżeństwo z Francescą, praca nad nową książką, angaż w reformę oświaty, problemy ze sprzedażą radia, wyjazd do Włoch czy później problemy w związku spowodowane konfliktem między życiem rodzinnym a prawdziwą sztuką. Ja również jestem ciekaw, jak wyglądało wprowadzenie reformy w wydaniu innych nauczycieli, ale pewnie nie pokazali nam tego, by ów motyw nie zdominował całkowicie szóstego sezonu - wszak trzeba było jeszcze znaleźć czas na rozwijającą się karierę Kozioła czy demonstrację lokalnych wandali przed Urzędem Gminy. ; )
2) Oj tak, mnie również bardzo brakowało Fabiana w dziesiątym sezonie. Po tym, jak zaledwie jedną serię wcześniej miał sporę szansę na objęcie stanowiska wójta i nawet sama Więcławska na koniec zaproponowała mu współpracę można było się spodziewać, że po wyborach również odegra znaczącą rolę, ale niestety stał się postacią tła. To samo nawiasem mówiąc da się też powiedzieć o całym Urzędzie Gminy w Wilkowyjach, który chyba po raz pierwszy w historii serialu przestał odgrywać jedne z pierwszych skrzypiec w fabule. Widocznie całą uwagę widzów zdecydowano się skupić na wątku wyborów prezydenckich i w mniejszym stopniu także depresji Kusego przy zaniedbaniu innych postaci, a szkoda.
3) Fakt, zarówno leśnik Paweł, jak i Kuba, właściciel kawiarenki, okazali się dość nijakimi postaciami, zwłaszcza w porównaniu z główną obsadą. A szkoda, bo moim zdaniem obaj mieli dość duży potencjał na stanie się pozytywnymi wzorcami męskości, którzy bez wątpienia przydaliby się Wilkowyjom. Pierwszy z jednej strony łączył w sobie wrażliwość literacką z dość stanowczym i konkretnym charakterem (w końcu nie raz umiał postawić się Kindze i nawet wchodzić z nią w dyskusje), drugi natomiast odniósł samodzielnie pewien sukces w biznesie, a zarazem nie był obojętny na krzywdę bezdomnego Marka Karata. Niestety, po drodze jakoś się to trochę rozmyło i naprawdę szkoda, że potencjału tych młodych bohaterów nie wykorzystano lepiej. Rozstanie Pawła z Kingą również było dość dziwne - tak jak mówisz, miało miejsce poza ekranem i obyło się bez żadnych zapowiedzi we wcześniejszych odcinkach. No cóż, jak widać twórcy niestety nie mieli na niego pomysłu.
4) No dobra, może i historia z aresztowaniem Lucy była nieco naciągana, ale i tak uważam ją za jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, aspekt siódmej serii. Wprowadziła mnóstwo ożywienia do akcji, dała mieszkańcom Wilkowyj solidny powód do ogólnego zjednoczenia w słusznej sprawie i przyczyniła się do zażegnania kryzysu w małżeństwie Wilskiej i Kusego po pojawieniu się Moniki. Także ten motyw, mimo jego przerysowania, zaliczam na plus.
5) Fakt, wątki donikąd to chyba największa wada tego serialu, aczkolwiek uczciwie trzeba przyznać, że motywy jednoodcinkowe zdarzały się już wcześniej (zjawiska paranormalne u Solejuków, najazd mafii na Wilkowyje, wszyscy ukochani Klaudii, itd.), jednak wówczas olbrzymim atutem scenarzystów było to, jak potrafili łączyć ze sobą pojedyncze historie w łańcuch przyczynowo-skutkowy. Weźmy na przykład taką trzecią serię - przez powrót Czerepacha do Wilkowyj powstało lokalne radio, z powodu którego ujawniono nieślubny związek Lucy i Kusego, co z kolei zaowocowało najpierw ich konfliktem z księdzem proboszczem, a później jego planami wyjazdu na misję do Afryki, a to natomiast spowodowało debiut księdza Roberta, który również sporo namieszał w serialu i dzięki któremu część mieszkańców znalazła intratną pracę za granicą. Tam także były motywy na jeden, dwa odcinki, ale widać było ogromną spójność wątków, które ,,zazębiając'' się i przechodząc zgrabnie od jednego do drugiego przeprowadzały dany sezon od początku przez środek do końca. I tego faktycznie ciut zabrakło w tzw. ,,Ranczu II'', choć moim zdaniem do ósmej serii jeszcze było całkiem dobrze. Prawdziwe braki pomysłów stały się za to widoczne gołym okiem w ostatnich dwóch seriach, które osobiście najmniej lubię z całego serialu. Dla mnie ostatni odcinek óśmego sezonu był znacznie lepszym zwieńczeniem całego serialu. Ale ,,Cuda, cuda ogłaszają'' też jeszcze nie był znowuż aż taki tragiczny. ; )
1) Faktycznie, Witebski współpracował z księdzem Maciejem przy wymyślaniu hitów disco polo. Kompletnie o tym zapomniałem. Pewnie dlatego, że to kolejny wątek, który wziął się znikąd i nic z niego nie wynikło. Ot Pietrek sobie wymyślił, że literat z wikarym mają mu napisać kilka tekstów o cimcirimci na sianie a po wszystkim stwierdził, że mogli się bardziej postarać i tyle. Nawet nie usłyszeliśmy ich propozycji. Ech, czasem scenarzyście ewidentnie się nie chciało i dawał z siebie absolutne minimum. Ty i ty, macie zrobić to i to. No i cyk, wątek gotowy, pora na CS-a. Jasne, czasem nie potrzeba wielce wprowadzenia (na przykład Kozioł wymyślający, że Witebski napisze mu spoty), ale tutaj? Trzy praktycznie obce dla siebie osoby spotykają się, bo jeden z nich potrzebuje dużej przysługi. Makes sense...
Co do księdza Macieja to mógł się przecież spotkać z Witebskim w radiu. Mógł sobie wymyślić, że za jego pośrednictwem będzie docierał do wiernych. Organizowanie spotkań mających odpowiadać na teologiczne wątpliwości (nawet pojawiło się jednorazowo coś takiego z proboszczem w roli głównej) jest relatywnie popularne, więc zorganizowanie tego w formie audycji jak najbardziej pasowałoby. Poza tym w ten sposób jakkolwiek zagospodarowaliby potencjał księdza Macieja. No bo sorry, ale jaki jest sens wprowadzania mega ogarniętego wikarego i dawania mu wątków wymyślania tekstów disco polo? Jak dla mnie jeśli ktoś powinien prowadzić lekcje filozofii to nie Kazia, tylko on.
A wracając do niej to kilka postów temu zasugerowałem, że mogłaby założyć liceum dla dorosłych a przecież coś takiego istniało we Wilkowyjach, Uniwersytet Ludowy. Kolejny kompletnie zapomniany wątek a przecież dawał pewne pole do manewru. Mogli zaangażować w prowadzenie go Fabiana, Klaudię czy Kingę, czyli osoby, z którymi w pewnym momencie nie mieli już co zrobić. Poza tym w nim nie wymagali matury, więc nie musieli robić fikołków z Kazią nadrabiającą wykształcenie formalne i mogli od razu zrobić z niej nauczycielkę języków czy coś.
4) Oczywiście, aresztowanie Lucy poskutkowało najlepszym storylinem jaki ten serial miało od dawna. Cała wieś się zmobilizowała, wszyscy mieli co robić i kolejne zwroty akcji wynikały naturalnie jedne z drugich. Na pół sezonu wróciło do nas stare, dobre Ranczo. A to wynagradza z nawiązką wszelkie niedociągnięcia sceanariusza.
5) Gwoli ścisłości w Ranczu pojawiały się także jednorazowe wątki nie będące przyczynowo-skutkową częścią większej całości (westernowa obrona wsi czy Wezół diagnozujący wójta w stylu House MD czy Szymek i Wargaczówna jako Romeo i Julia), ale to wszystko było kreatywną zabawą konwencją i dlatego w ogóle z nimi nie miałem problemu. Tak samo nie mam problemu z hecami pokroju terapii małżeńskiej czy księdza Roberta bawiącego się w inkwizycję. Ale akcje takie jak Pietrki zakładające Akademię Disco Polo tylko po to, by ją zamknąć odcinek-dwa później to już ni mniej, ni więcej jak leniwe zapychacze.
Co do oceny serii to sezony 1-4 są genialne i mają tylko pomniejsze mankamenty. Sezony 5-6 to już we wielu miejscach inny klimat, ale mieli dalej mnóstwo fajnych pomysłów i z czasem zaczęłm je doceniach. Potem S07, która do połowy była strasznie męcząca a od połowy świetna. S08 to jak dla mnie średniak, S09 to nieporozumienie lecące na oparach a S10 dzięki jednemu wątkowi (politycznemu), który ciągnął całość był powrotem do poziomu ósemki, ale jako zakończenie mocno rozczarowywał, bo brakowało mu takiego pełnoprawnego pożegnania.
1) Zgodzę się, że dla tak mądrego, elokwentnego bohatera jakim był ksiądz Maciej scenarzysta mógł wymyśleć lepsze wątki niż pisanie tekstów do piosenek disco polo. Pomysł z wykładami na temat teologii i filozofii faktycznie byłby dobry, ale raczej powiązałbym ten wątek z Uniwersytetem Ludowym, a nie z radiem Witebskiego. Tam przez długi czas dominowały inne tematy (na czele z reformą szkolnictwa według Kingi), a po wyjeździe Tomasza i Franceski do Włoch lokalny koncern medialny przejęli Pietrek i Jola, którzy bez wątpienia mieli w końcu zupełnie inną, bardziej swojską wizję audycji radiowych. Zatem zdecydowanie lepiej byłoby tego typu sprawy powiązać z wyżej wspomnianym Uniwersytetem, który po czwartej serii został całkowicie zapomniany przez twórców, tak jak gdyby nigdy nawet nie powstał, a szkoda, bo miał jeszcze w sobie sporo potencjału. : )
2) Moja ocena sezonów jest bardzo zbliżona do Twojej, z tym że ja chyba mimo wszystko ciut wyżej umieściłbym serię ósmą, ponieważ w moim odczuciu dała bardzo satysfakcjonujące zakończenie dla większości bohaterów: Lucy i Kusy zdecydowali się pozostać w Wilkowyjach i dalej iść razem przez życie; ksiądz Kozioł został awansowany na biskupa, a jego miejsce jako proboszcza zajął ksiądz Robert; Polska Partia Uczciwości odniosła sukces wyborczy, a przed jej członkami (z prezesem Koziołem i Czerepachem na czele) otwarły się perspektywy na naprawdę świetlaną przyszłość; Fabian i Klaudia wrócili do siebie, a młody Duda otrzymał szansę zostania nowym wójtem Wilkowyj; Monika i Jerry zostali parą, po czym wyjechali razem do Stanów; a na koniec kumple z ławeczki pięknie podsumowali wszystko kolejną sceną łamiącą czwartą ścianę - ,,Bo tylko głupi ludzie czas na kłótnie tracą, jak życie takie krótkie jest''. Chyba właśnie z tego powodu tak bardzo nie lubię dziewiątego sezonu, ponieważ on - w myśl utrzymania statusu quo - wypacza większość wątków z tego świetnego finału (biskup Kozioł wraca do Wilkowyj, Lucy ostatecznie wyjeżdża do Ameryki, itd.). Z dziesiątą serią było trochę lepiej, chociaż i tak nie wykorzystała w pełni swojego potencjału.
3) Podsumowując już pomału nasze wspólne rozważania, ,,Ranczo'' miało swoje wady - w szczególności w późniejszych seriach - ale wiele z tych uchybień da się wybronić brakiem czasu antenowego lub po prostu wypaleniem scenarzystów, które prędzej czy później musiało ich dopaść. Przyznam szczerze, że jeszcze parę lat temu miałem dość sporą fazę na ten serial, kiedy oglądałem go dosłownie dzień w dzień na TVP Seriale i innych kanałach Telewizji Polskiej, i wówczas stanowił dla mnie produkcję praktycznie bez wad. Później zacząłem patrzeć na niego bardziej krytycznym okiem i dostrzegać wiele błędów, które stopniowo zaczynały się wkradać do scenariusza. A teraz ostatnimi czasy jakoś przestałem go oglądać, czy to w telewizji, czy w internecie. Chyba po prostu muszę odpocząć od sagi o mieszkańcach Wilkowyj. Jednak w dalszym ciągu, podobnie jak ty, darzę ten serial ogromną sympatią w szczególności za aktorstwo i humor) i kiedy za jakiś czas trochę zatęsknię, to z pewnością do niego wrócę. ; )
4) Swoją drogą, szkoda że TVP nie udało się później stworzyć serialu, który stałby się następcą ,,Rancza'' - takiej komedii obyczajowej o zwyczajnych ludziach, traktującej z przymrużeniem oka polską codziennością, a jednak niosącą za sobą kilka pozytywnych przesłań. Niby próbowali co jakiś czas poprzez takie produkcje jak np. ,,Siła wyższa'' czy ,,Dziewczyny z Lwowa'', ale jednak żadnej z nich nie udało się powtórzyć sukcesu ,,Rancza''. Kto wie, może kiedyś się doczekamy? : )
1) Jeśli zostawiamy wątek przekazania radia Patrykowi i Joli to jasne, lepiej byłoby zaangażować księdza Macieja w Uniwersytecie Ludowym, który, jak słusznie zapomniałeś, w pewnym momencie został całkowicie zapomniany jakby nigdy nie istniał a szkoda, bo po jedno miał jakiś potencjał a po drugie późniejszym seriom brakowało wątków przewodnich i wszystko działo się z doskoku. A to Solejuki wygrały milion. A to Pietrek wymyślił znikąd Akademię Disco Polo. Brakowało mi struktury pierwszych sezonów gdzie było mało miejsca na przypadek i niemal wszystko wynikało naturalnie z siebie. Wioletka jest kochliwa, Wójt żadnej okazji do romansu nie przepuści, ale Halina ma na niego oko i nie pozwoli sobie przyprawiać rogów i jedynym ratunkiem przed skandalem było wydanie polecenia służbowego uległemu Posterunkowemu, by krył Kozioła i tak oto sparowaliśmy te dwie osobistości, które z pozoru nic nie łączyło. A w Ranczu II co? Kinga nie mająca nic wspólnego ze sztuką (a wręcz przeciwnie nie rozumiała twórczości Kusego czy Leśnika i traktowała ich z pobłażliwością) z nudów wymyśla sobie, że założy "kawiarnię artystyczną" (cokolwiek to znaczy) i jedzie do Radzynia podpatrzeć jak ma to wyglądać i na miejscu spotyka swojego przyszłego chłopaka oraz solidarnościowca, który rozrusza kilka zastałych wątków. Ależ to losowe a przecież jeśli Twoja fabuła jest popychana przez serię zbiegów okoliczności to coś w niej chyba nie tak. Myślałem, że to oczywiste, ale jak widać nie.
2) Tutaj pełna zgoda, S08 było dużo lepsza jako zakończenie. Lucy i Kusy decydują się zostać po odśpiewaniu im Roty (jedna z najlepszych scen w serialu), Fabian z Klaudią schodzą się z powrotem, PPU odnosi sukces wyborczy a proboszcz zostaje awansowany na biskupa a ksiądz Robert wchodzi na jego miejsce. Za to S10, tutaj chyba tylko kampania prezydencka doczekała się satysfakcjonującej pointy. I co gorsza, wynika to z tego, że w pozostałych wątkach nie było za bardzo co konkludować. No bo co? Kinga wymyśliła sobie kawiarnię artystyczną i ona już funkcjonuje, co dalej? Jak napisać do tego satysfakcjonujące zakończenie? Może jakby walczyli z formalnościami przez cały sezon (co byłoby dziwne kiedy połowa rządu mieszka w Twojej gminie) i dopiero we finałowym odcinku jej biznes ruszyłby, ale i tak nie byłoby to zwięczenie drogi jaką przeszła ta postać. Wręcz przeciwnie, ten wątek wziął się znikąd i kompletnie do niej nie pasował. Ze sztuką to ona nie miała nic wspólnego a o tym, że studiowała prawo i wiązała z nim przyszłość to chyba sama zapomniała XD
Niemniej pozostaję przy swojej opinii, że S08 i S10 są w zasadzie na równi, dlaczego? Bo notę tego pierwszego obniża zatrzęsienie irytujących decyzji fabularnych. Dlaczego proboszcz został biskupem? Bo Michałowa zaczęła naciskać, bo uznała, że jego ciężkie przeziębienie to żadne przeziębienie, tylko efekt chadry wynikającej z niedostrzegania przez zwierzchność XD Dlaczego Lucy chciała wyjechać z Wilkowyj? Bo gmina się wściekła i życzliwi do tej pory ludzie uwzięli się na nią bez jakiegokolwiek sensownego powodu. A ona z kolei zaczęła cisnąć po Fabianie na podstawie matactw Czerepacha. Co to miało być? Jak Halina z Lodzią same z siebie wystartowały we wyborach to nie miała z tym problemów, ale jak Duda został wpisany na listy wbrew własnej woli to foch do końca sezonu. I w ogóle nie chciała go słuchać, ale za to zaciągnęła języka u najmniej prawdomównej osoby w całej gminie, no ludzie! Jeszcze te przemyślenia, że ona "ma dosyć Polska" a archetyp Polaka to archetyp pijaka-awanturnika i "jak trzeba to się zmobilizuje, ale potem staje się nieznośny". Normalnie jakbym Wyborczą czytał. S10 jest bardziej równe i ostatecznie remisuje, chociaż nie miał tak mocnych momentów jak Rota. Ale też tak słabych jak foch na Fabiana. I tym nadrabia.
I tak strasznie mnie wkurzyło to wypaczenie konkluzji w imię zachowania status quo. Jak zobaczyłem, że biskup Kozioł postanowić pozostać na plebanii to zaliczyłem siarczystego facepalma. To jest głupie na tylu płaszczyznach. Po pierwsze bycie księdzem, niezależnie od szczebla, to powołanie a nie praca od 8:00 do 16:00 tak jak on zaczął to traktować. Odbębnia swoje w kurii a jak skończy to zostawia wszystko za sobą i wraca do siebie. No nie, nie tak to powinno wyglądać. Poza tym biskup mieszkający na plebanii to prosta droga do konfliktu kompetencyjnego. Bo już widzę jak wierni załatwiają cokolwiek z proboszczem Robertem jak mają na miejscu biskupa. Poza tym S09 miał bardzo słaby wątek przewodni i jechał dosłownie na oparach.
Jeszcze kilka słów w kontekście zachowywania status quo na siłę. Ile razy ławeczka nawracała się na przyzwoitość? Już nie mieli czasu na picie i musieli się umawiać na spotkanie z kilkudniowym wyprzedzeniem a od następnego sezonu znowu campienie pod sklepem XD A Solejuk to już w ogóle rekordzista. Bodaj już w trzeciej serii zaczął szanować żonę, rodzinę i pieniądze jak zaczęli zarabiać na pierogach. Pomagał w rozwożeniu towaru i odmówił przyjęcia "premii" na piwo, bo trzeba oszczędzać jak się ma co. A potem i tak wracał do bycia pijackim burakiem. Nawet protestował pod urzędem, bo się obraził na żonę. Ostateczne samo-ogarnięcie nastąpiło jak wygrali w Totka i nawet kolecy z ławeczki mówili, że w końcu zmądrzał jakby tamtych sytuacji nie było. Ba, jakby nagrali jeszcze kilka serii to wróciłby do swojego dawnego "ja". Tak samo bezsensownym zachowaniem status quo było to, że wszyscy wiceministrowie PPU dalej prowadzili swoje biznesy we Wilkowyjach jakby nigdy nic. Będąc politykiem jest tyle rzeczy do ogarnięcia, ale co tam, Polakowski dalej stoi za ladą w aptece XD No i to robienie z Joli muzycznego beztalencia. Pomijam, że Ela Romanowska dobrze śpiewa i nigdy nie fałszowała występując w duecie z serialowym mężem, ale tyle serii minęło i dalej Pietrek musi robić karierę solową? Przecież po drodze nawet był wątek nauki śpiewu.
3) Powiem tak, serie 1-4 obejrzałem po czasie i skradły moje serce. Teraz już widzę pomniejsze mankamenty, ale wtedy były dla mnie bez wad. Od 5-tej oglądałem na bieżąco i już widziałem, że to już nie do końca to samo, ale dalej bawiłem się przednio. Potem, podobnie jak Ty, miałem fazę na ten serial i oglądałem go dzień w dzień. No, ale ile można oglądać w kółko to samo? Ja nie wiem jak można mieć w archiwach kilkadziesiąt lat kinematografii i puszczać w kółko cztery seriale na krzyż?
4) A to prawda, brakuje w Telewizji sympatycznego serialu o zwykłych ludziach i ich codzienności z przymrużeniem oka. Telewizja Polska próbowała, ale nic się na dłużej nie utrzymało. Brakowało tego swojskiego klimatu i nietuzinkowego scenariusza. Na chwilę obecną, nie licząc oper mydlanych, jedynie Ojciec Mateusz jest dłuższym serialem. I tak jak po latach nauczyłem się go szanować, tak to nie ten klimat.
Często tutaj zaglądałem w poszukiwaniu nowego ciekawego wątku no i jest. Zgadzam się z Wami, w dwóch ostatnich transzach było wiele absurdalnych wątków i chyba jedyny ciekawy to wątek polityczny Kozioła.
Mnie irytowało najbardziej chyba "wątek" miłosny między Moniką i Jerrym, wszystko było tam jakieś takie sztuczne, zresztą Komarnicka w tej roli była dobra tylko na początku. Dziesiąty sezon bez Ostrowskiej był chyba najsłabszy.
Wątek disco-polo Pietrka faktycznie był takim zapychaczem i jeszcze ta scena przy ławeczce i monolog Stacha "one we cztery mają tyle, co ja jeden". Zakończenie Rancza akurat moim zdaniem dobre i myślę, że nie będą już do tego wracać i odcinać kuponów.
Tak, wątek miłosny między Moniką a Jerrym był strasznie na siłę. Przypadkiem spotkały się dwie osoby z różnych światów i wielka love jak w komediach romantycznych. Acz mnie bardziej drażnił romans Haliny z Aptekarzem. Litości, ileż można to ciągnąć?
Co do odcinania kuponów to oni chcieli wrócić do Wilkowyj i tylko problemy kadrowe sprawiły, że tego nie zrobili.
Ośmielę się nie zgodzić co do gry aktorskiej Emillii Komarnickiej, bo moim zdaniem w roli Moniki trzymała ona poziom od początku do końca i nadała wrednej agentce sztuki sporo charyzmy. Prawdziwym problemem było to, że po siódmej serii jej rola straciła rację bytu - jako antagonistka i źródło kryzysu w małżeństwie Kusego była dość ciekawym powiewem świeżości w serialu, natomiast już zdecydowanie nie nadawała się na postać pozytywną/neutralną, którą miała się chyba stać w zamierzeniu twórców. I fakt, że jej wątek miłosny z Jerry'm został wprowadzony do fabuły trochę zbyt pospiesznie, ale widocznie po prostu chcieli jej też dać szczęśliwe zakończenie, a nikt inny w Wilkowyjach nie został już wolny, więc dlatego odkurzyli z powrotem postać Jerry'ego. Musieli wyjść z założenia, że skoro i tak już przeszła w jakimś stopniu na ,,jasną stronę mocy", to co będziemy dziewczynie żałować. ; )
W kwestii odcinania kuponów podobnie jak Kwarc uważam, że po śmierci głównego scenarzysty i pana Królikowskiego nie podejmą się już próby jakiejkolwiek reaktywacji. Nawet część aktorów z głównej obsady (jak np. Cezary Żak czy ostatnio także Marta Lipińska) mówią otwarcie, że nie mieliby ochoty brać udziału w takim projekcie.
Oprócz Bruttera (scenariusz) i Królikowskiego (Kusy) zmarli Butcher (Jerry) i Hanusek (radny z Dopiewa) a kilka dni temu do tego grona dołączył Pieczka (Stach). Z roku na rok coraz ciężej wrócić do Wilkowyj. Jedyne co miałoby jakąkolwiek szansę powodzenia to polityczny spinoff.
A co do zagospodarowania niszy po Ranczu to faktycznie, brakuje swojskiego serialu, który dałoby się oglądać dla samej atmosfery. Znaczit, jest Ojciec Mateusz, ale to trochę inna konwencja. Szkoda, naprawdę szkoda.
8) Kolejny absurd jaki znalazłem to napięcia na linii biskup-PPU. Przecież Kozioły się pogodziły a Czerepach nawet został przewodniczącym rady parafialnej, więc skąd te oburzenie jak chcieli poparcia kurii? Ja rozumiem, że ks. Paweł nie chciał się mieszać do polityki i odmówił, ale nagle z powrotem przestał lubić swojego brata i zaczął leżeć krzyżem w intencji tego, by nie wygrał? Jeszcze w międzyczasie był wątek nieudanego tchnięcia we Wilkowyje ducha antyklerykalizmu przez... przewodniczącego rady parafialnej XD
Cóż, napięte relacje między braćmi Koziołami mogą z jednej strony być kolejnym przykładem uporczywego trzymania się statusu quo przez scenarzystów, jednakże... można też spojrzeć na to w inny sposób: ksiądz Piotr wprawdzie pogodził się z bratem, ale w dalszym ciągu postrzegał go jako nieuczciwego i skorumpowanego polityka, który już na szczeblu gminnym dał się poznać od najgorszej strony, więc dlatego nie chciał przyczyniać się do jego zwycięstwa w wyborach. Sam nawet powiedział wówczas do Czerepacha, że ,,tylko przez wzgląd na swojego brata zachowuje neutralność, by się z nim nie skłócić''. Poza tym obaj panowie nadal potrafili okazjonalnie współpracować dla wyższego dobra, np. podczas aresztowania Lucy, więc ich wątek akurat mimo wszystko też oceniam pozytywnie. Racja, późniejsze sprawiają, że ich pojednanie z finałowego odcinka czwartej serii staje się nieco mniej epickie, ale bądź co bądź w ostatecznym zakończeniu serii po raz kolejny zakopali topór wojenny. Zresztą, może po tylu latach sprzeczanie się ze sobą po prostu weszło im w nawyk? ; )
Tu też się częściowo zgadzam, kontrast między postawą Czerepacha w piątej serii, a w serii siódmej może budzić uczucie niesmaku. Moim zdaniem jednak najprościej wytłumaczyć to tak, że po wyborach uzupełniających do senatu i powrocie do polityki Arkadiusz najzwyczajniej w świecie zrezygnował z funkcji przewodniczącego rady parafialnej. Wszak i tak zapisał się do niej głównie za prośbą Lodzi, a tak na co dzień z Kościołem było mu raczej nie po drodze, więc nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że rzucił tę robotę tak nagle i niespodziewanie, jak się jej podjął. Wtedy jego próby ,,tchnięcia'' w mieszkańców Wilkowyj już nie są aż tak rażące. : )
Matko boska za przeproszeniem dyskusja analfabetów. Wy chyba nie macie pojęcia co to są zabiegi stylistyczne, takie jak wyolbrzymienie, przenośnia, agregacja, czy chociażby takie rzeczy jak archetyp i symbol. Wszystkimi tymi i wieloma innymi Ranczo operuje na poziomie geniuszu. Nie wolno też zapominać, że jest to serial częściowo satyryczny, komediowy, ale także analityczny i obrazoburczy.
I tak odpowiadając w punktach, jak to uczynił autor posta:
1. Solejukowa bez dwóch zdań jest sawantką z ogromnymi możliwościami, szczególnie językowymi, a takie połączenie daje niewyobrażalne możliwości. Są ludzie znający kilkadziesiąt języków będąc w średnim wieku. Jest dokument TV o jednym z sawantów, który nie miał autyzmu i wytłumaczył jak on to robi, dali mu wtedy wyzwania aby nauczył się podstaw islandzkiego, który to jest jednym z najtrudniejszych na świecie i zrobił to w stopniu komunikatywnym w 2 tygodnie właśnie. Co do jej ubioru, tacy ludzie mimo zdolności pojmowania najtrudniejszych konceptów w 95% przypadków są mocno zacofani w zwyczajnych aspektach życia, więc wcale nie jest dziwnym, że Solejukowa nie rozumiała w czym przeszkadza innym jej ubiór czy sposób wysławiania i pokazała, że jak trzeba to może inaczej, tylko oczywiście nie rozumiała po co, bo takich ludzi takie sprawy nie obchodzą. Podsumowując wszelkie cechy sawanta zostały dobrze ukazane, w tym i to, że bez odpowiedniego ukierunkowania często oni nie zdają sobie sprawy ze swoich możliwości. Co do jej roli w serialu to pokazuje ona, że w każdym, nawet najmniej rokującym człowieku mogą ukrywać się niezbadane pokłady umiejętności, które trzeba tylko wydobyć na światło dzienne. Owszem, każdy zgodził by się, że z tym jej dorobieniem się na pierogach to ciężka sprawa, ale taka już jest konwencja serialu, aby ukazać rozwój postaci, a przez to i rozwój całej społeczności. Jak sobie szanowny wyobraża, że w serialu musieli by ukazać, że minęło 20 lat, zanim się wszyscy dorobili? Taki zabieg nazywa się uproszczeniem. Innymi słowy chodzi o to, że jak ludzie biorą się za siebie i za pracę to wszystko idzie ku lepszemu.
2. Co do "przedobrzonych karier", to jest to wyraźny przykład wyolbrzymienia, agregacji, oraz przeniesienia - zobrazowania w krzywym zwierciadle szerszej perspektywy, czyli przeniesienie realiów całego kraju na małą liczbę osób i miejsc, tak aby można się było z nimi utożsamiać, a ich role mają na celu ukazywanie poszczególnych elementów większej całości i przekazania myśli przewodnich autora. Właściwie to każdemu słowu z punktu 2. autora można łatwo zaprzeczyć. Hadziukowa miała wcześniej kozy i robiła sery, ale tylko na własny użytek, a dopiero potem usłyszała o dofinansowaniach i sprowadziła ich dużo więcej. Też nie o to tu chodzi, bo jak mówiłem serial operuje wyolbrzymieniem, ale ok. Kusy był wcześniej malarzem, ale nie rozpoznanym, miał dom, żonę i pewnie dobrze mu się wiodło, ale po ich utracie stoczył się. To się w życiu bardzo często wydarza. Podniósł się dzięki miłości i determinacji, serial ukazuje, że to w życiu bardzo potrzebne rzeczy. Był też dobrym obrazem tego, że człowiek jest pełen sprzeczności, wątpliwości, strachu. Witebski to kolejne wyolbrzymienie, podobnie do solejukowej odkrył w sobie talent itd. Myślę że tu twórcy chcieli zachować jego znaczenie jako postaci w serialu, aby nie odstawał od reszty. Co do niego zgadzam się z użytkownikiem Rafiki_07. Natomiast dochodząc do Wójta i Proboszcza można by pisać i pisać, jak dobrze obrazują oni pewne rzeczy, a odwołując się do przedmówcy, to właśnie najlepsze ukazanie było, że nie ten co najbardziej zasługuje na tym świecie dostaje najwięcej, tylko ten, co się najlepiej zakręci, albo jest w dobrym miejscu i czasie z dobrymi znajomościami. PPU, kariery Czerepacha i Kozioła idealnie obrazują jak wygląda polityka od środka - układy, haki, rozdzielanie stanowisk, EMOCJE, kupowanie głosów, rozdzielanie majątków i funkcji, ręka która karmi. Polecam książkę Rules for Rulers, autora nie pamiętam, ale każdy kto chce wiedzieć jak ten świat działa obowiązkowo musi ją przeczytać. Jak tylko oglądałem w ranczu Kozioła z Czerepachem to uśmiech mi z facjaty nie schodził, jako że tyle odniesień do wiedzy z tej książki przelatywało mi w myślach i tylko się zastanawiałem, jak autorzy serialu tak mistrzowsko to ukazali. No ale jak ktoś patrzy tylko powierzchownie na nich jako postaci robiące zawrotne kariery w zbyt szybkim czasie zbyt łatwo bla bla, no to nie dziwota, że potem takie komentarze.
3. Trzeciego punktu w ogóle nie rozumiem. Czy to jest takie dziwne, że jedna osoba ma kilka ról w społeczeństwie? kilka biznesów, zajęć, jakąś ścieżkę życiową - kariery, zmiany? Poza tym serial rządzi się swoimi prawami, każda postać musi być uzasadniona, dobrze zbudowana i rozwinięta, a to większa strata czasu niż to warto. Poza tym jedną z najważniejszych zasad tworzenia postaci jest to, aby NIE były one jednowątkowe. Na marginesie znałem człowieka, który zarządzał około setką firm i jakoś nie miał na to 48godzin na dobę. A jakby komuś dalej się to wydawało dziwne, to istnieją takie osoby jak Elon musk, które oczywiście mają tysiące ludzi pod sobą, ale i sami robią tyle, co piątka ludzi na raz by rady nie dała. A i chociażby muzycy estradowi też mają życie podzielone na wiele wymagających ról - kariera, rodzina, jakieś akcje charytatywne, wywiady, programy. Po prostu ten punkt trzeci tutaj jest no, ten tego....
4. Historia terapii jest czysto satyryczna, wątek śledztwa trochę dla zmiany dynamiki, wątek winy i kary, który tak na prawdę trudno rozsądzić, a koniec końców ukarane zostało pijaństwo. Nie chodziło tu bynajmniej o wojnę damsko-męską. Wypaczone mają teraz ludzie spojrzenie na świat przez te wszystkie ideologie, bo mi to nawet do głowy nie przyszło. W tym serialu trzeba patrzeć szerzej i głębiej, a nie tylko takie powierzchowne "baby z chłopami się pokłóciły". Aha no i tej terapii, to one tak bez powodu sobie nie wymyśliły, więc czyja jest wina na przedzie? Często w związkach jest tak, że się własnej winy nie dostrzega, a jak druga strona coś chcę zmienić, to ta pierwsza ją obwinia i kółko się zamyka.
Co do innych przytyków ze strony innych użytkowników, to widzę wyraźnie, że wynikają one z nieznajomości serialu, lub też niezrozumienia, czy niewiedzy o pewnych aspektach naszej rzeczywistości. Tak jak na przykład w sprawie dyrektorki szkoły, to nawet było powiedziane, że jest nią do czasu oficjalnego objęcia stanowiska w ministerstwie, lub chociażby taki Pietrek z Jolą, mieli kryzysy, ale zostali w zgodzie bo poszli na kompromis. Oboje w porę zauważyli, że trzeba się poświęcić dla drugiej połówki. To też uważam jedna z wartościowych lekcji płynących z serialu.
Jeśli ktoś chce ten serial oglądać sobie powierzchownie, to nie polecam, bo w nim trzeba rozumieć ukryte sensy, zabiegi stylistyczne, przenośnie, sarkazm i wszystko to, co się czyta między wierszami. Natomiast w polskiej kinematografii serialowej nic tak dobrego nigdy nie było i sądzę, że każdy kto ma choć odrobinę oleju w głowie powinien ten serial obejrzeć ze zrozumieniem.
Zabawne, że argumentujesz zabiegami stylistycznymi akurat na Filmwebie. Wszak jego obecny redaktor naczelny, Michał Walkiewicz jest najbardziej znany z dyskusji z Barbarą Białowąs, gdzie m.in. zwrócił jej uwagę, że ww. nie stanowią wartości samej w sobie. I nie sposób nie przyznać mu racji. Dlatego wymaganie od rozmówcy, że nazwie je wszystkie jest zwyczajnie bezcelowe. A zarzucanie mu analfabetyzmu, bo tego nie zrobił nawet nie skomentuję. Recenzja to nie zajęcia na kulturoznawstwie czy matura z języka polskiego. Nikt Cię nie pochwali za środek stylistyczny ani nie przyzna za niego punktu jeśli była to sztuka dla sztuki. Zresztą, nawet jeśli robiłyby robotę to i tak nie mam obowiązku je listować. Mnie nie obowiązuje klucz, mam prawo do własnej interpretacji i tak dalej. Przecież o to właśnie chodzi twórcom :P
I skądinąd ten wątek w rozmowie z reżyserką "Big Love" zaczął się właśnie od tego. Od zarzucenia dziennikarzowi, że jak mógł nie zauważyć trawestacji i czego tam jeszcze użyła. Co według mnie jest nadinterpretacją. Bo być może zauważył, tylko owe środki stylistyczne nie wybrzmiewały dla niego dostatecznie mocno, by o nich pisać? Albo wręcz przeciwnie i wolał je nie komentować? Także sorry, ale to, że jest głupi i się nie zna wcale nie jest jedyną interpretacją. Ani nawet najbardziej prawdopodobną. I wspomnę jeszcze o tym, że dalej Białowąs to już pojechała na całego i zaczęła twierdzić, że powinien przeanalizować soundtrack, bo jak tak można? Um, co? Skoro my mamy dowolność formy to dlaczego oczekujemy od kogoś kto z nami polemizuje wpasowania się w pewne ramy? Życie to naprawdę nie jest egzamin na studiach... Każdy zwraca uwagę na to co dla niego ważne i wyraża to w taki sposób jaki uważa za słuszny. A wrażliwość inna od Twojej naprawdę nie świadczy o niekompetencji.
Niemniej jasne, Adamczyk, Brutter i Niemczuk są ileś lig wyżej i większość ich decyzji kreatywnych (zwłaszcza w ramach tzw. Ranczo I) miało ręce i nogi, ale nadal nie rozumiem co do dyskusji o tym co przestało działać w scenariuszu miałoby wnieść zauważenie, że, nie wiem, opowiedziana przez nich historia była jawnie inspirowana "Krótką rozprawą między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem" Mikołaja Reja? A satyrą ten serial jest tak oczywistą, że nie widziałem potrzeby mówienia tego na głos. Zresztą, nie tego dotyczył mój wpis. Jak ktoś mówi o motywie ojczyzny w Panu Tadeuszu to chyba nie oczekujesz dygresji na temat sposobu przedstawienia miłości niespełnionej, co?
A teraz odniosę się do poszczególnych punktów, ale zanim to zrobię to taka uwaga na przyszłość. Nawet jak się z kimś nie zgadzasz to nie sugeruj mu niewiedzy i powierzchowności. Zwłaszcza w niezbyt uprzejmych słowach. Bo zawsze może się okazać, że to jednak on miał rację a Ty czegoś nie zrozumiałeś. Bowtedy może Cię czekać podwójny fail... czego uniknąć. Zwłaszcza, że nie każdy rozmówca będzie tak stonowany jak ja ;)
1) Tutaj na dobrą sprawę mógłbym przekleić to co miałem do powiedzenia o Kazi w OP, bo w tamtym tekście znajdują się odpowiedzi na większość Twoich uwag. Nie doczytałaś? A może nie zauważyłaś? Heh, a to niby ja jestem analfabetą XD
Wiem co to sawanta i nawet poświęciłem cały akapit rozważaniu czy można Solejukową tak zinterpretować. Według mnie tylko nie. Bo to nie jest coś co się objawia po 40-tce, z tym się rodzisz a wiemy, że w czasach szkolnych Solejukowa niczym się nie wyróżniała a będąc dorosłą już kobietą nie miała problemu z rozumieniem jak należy wyglądać by nie było wstydu. Zresztą, sawanci raczej byliby beznadziejnymi nauczycielami, bo mają tzw. pamięć bez pojmowania. Czyli potrafią coś opanować w bardzo krótkim czasie, ale nie mają w to wglądu analitycznego potrzebnego do przekazania wiedzy dalej a Kazia, poza jedną sceną z Koziołem, radziła sobie jako belfer nad wyraz dobrze. Oczywiście mógłbym analizować jak wpisuje się w inne mechanizmy sawantyzmu, ale nie o to chodzi, by rozkładać wątek na czynniki pierwsze. To co pokazałem chyba już nam wystarczy, by zauważyć, że ciężko ją tak zdiagnozować. Zwłaszcza w ciągłości z sezonami 1-4.
I jasne, możemy tłumaczyć się tym, że przecież to komedia z pozytywnym przesłaniem, więc nie ma co od niej oczekiwać takiej dokładności w zagadnieniach medycznych. Zwłaszcza, że nawet seriale branżowe pozwalają sobie na odstępstwa. Tylko jeśli chodziło o pokazanie, że w każdym, nawet w prostej babie z prowincji, drzemie jakiś potencjał to nie wiem czy historia kobiety będącej przez całe swoje życie niezdiagnozowanym geniuszem z doskonałą pamięcią i zdolnością do przekazywania wiedzy, która postanawia zdać maturę na krzywy ryj i wykładać filozofię w podstawówce dobrze to oddaje. Bo według mnie jest to tak przesadzone, że ciężko, by ktokolwiek dostrzegł w nim samego siebie. Zresztą, czy my to potrzebowaliśmy? Bo wydawało mi się, że ten morał już przekazano w znacznie subtelniejszym i o wiele łatwiejszym do zestawienia z realnym życiem wątku nauki języków. Także po co opowiedzieli jeszcze raz to samo, tylko gorzej?
Może jednak nie chodziło o uniwersalne przesłanie, tylko zagospodarowanie czasu antenowego a to czy wynikał z tego jakiś przekaz było już wtórne? Jakby nie patrzeć to Ranczo było pierwotnie przemyślane na 4 sezony a to co kręcili później było afterthoughtem a do serialu wrócili tylko dlatego, że był cały czas popularny i producenci nie chcieli pozwolić na to, by to był koniec, bo chcieli jeszcze na nim zarobić. Stąd zauważalna zmiana w stylistyce. Bo ten serial nie był tworzony jako jeden, spójny obraz stworzony pod zamysł przemyślany od początku do końca.
I widać to chociażby w wątku z pierogami. Pytasz mnie jak to sobie wyobrażam i czy naprawdę oczekuję, że dadzą 20-letni timeskip, by urealnić to, że wszyscy się dorobili? Odpowiadam: Nie, po co? Byłem zadowolony z tego jak to wszystko zostało przedstawione w tzw. Ranczu I. Tam pokazali, że wszystko idzie ku lepszemu bez popadania w skrajność. I fajnie, że ten zabieg nazywa się uproszczeniem, ale co z tego? To, że ma fachową nazwę czyni go niekrytykowalnym czy co? Nie, to tak nie działa. Zwłaszcza jeśli serial miał początkowo inną, lepszą konwencję.
2) Jak wyżej. To, że jesteśmy w stanie coś nazwać nie czyni to mniej absurdalnym. Inaczej nie istniałby podział na artystów i grafomanów a każdy tekst zawierający trawestację czy hiperbolizację byłby z definicji dziełem sztuki. A tak nie jest :P
Dalej, argument z "wyolbrzymieniem, przeniesieniem i agregacją" uważam za nietrafiony. Bo co innego wójt obrazujący przywary urzędników i osób u władzy, w którym faktycznie można dostrzec znanych nam ludzi a co innego Hadziukowa, która z eks-kosmetyczki stała się królową koziego imperium o zasięgu międzynarodowym. Z nią ciężko kogokolwiek utożsamiać. Niemniej dostrzegam myśl autora i nie miałbym z nią problemu. Gdyby nie to, że nagle cała wieś zaroiła się od jej podobnych ludzi sukcesu.
I tego właśnie dotyczył mój drugi punkt a Ty w ogóle się do tego nie odniosłeś. Zamiast tego, z jakiegoś powodu, rozkładałeś poszczególne kariery na czynniki pierwsze. Po co? Przecież nie polemizowałem z nimi. No, ale jak ktoś czyta analizę powierzchownie i widzi w niej tylko bla, bla no to nie dziwota, że potem pisze takie nietrafione komentarze :P Przepraszam za przytyk, ale musiałem. Zarzucasz mi coś a potem okazuje się, że to Ty tak robisz. Twoje odpowiedzi kompletnie mija się z clu moich uwag. A jeśli chcesz wiedzieć to uważam za prawdopodobne to, że Kusy z racji życia na prowincji, mógł tworzyć obrazy, na których nikt się nie poznał.
Tylko mi chodziło o to, że takie przypadki są z definicji jednostkowe. A tutaj mamy sytuację kiedy połowa wioskowej obsady okazuje się wybitna. Co jest absurdem. Tylko tyle i aż tyle. A Ty zamiast się do tego odnieść to biłeś kompletnie obok, w chochoła. I jeszcze raz. Możesz uważać, że czemuś to wszystko służy, ale nie sprawia to, że decyzje kreatywne przestają być absurdem. Bo ze środkami stylistycznymi można przesadzić i przerobienie Wilkowyj na polski Singapur jest tego doskonałym przykładem. Jeśli chcemy odnosić się do rzeczywistości czy przekazywać jakieś przesłanie to nie możemy przedobrzy. Inaczej stworzymy coś z czym ciężko się utożsamiać.
I naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak czytając "przesadzili z karierami" wywnioskowałeś, że nie rozpoznaję środków stylistycznych i nie dostrzegam zamysłu artystycznego. Przecież to są dwie rozbieżne sprawy. Można mieć jakąś wizję i źle ją przedstawić, jedno drugiemu nie zaprzecza. A jeśli uważasz inaczej to może jednak wcale nie jesteś tak obyty jak Ci się wydaje.
I tak na marginesie, z tymi kozami to jest jedna z nieścisłości we fabule. Bo było powiedziane, że Hadziukowa kiedyś miała, bo babka jej podpowiedziała, bo mleko dla chorowitego syna czy jakoś tak, ale w dalszych sezonach dowiadujemy się, że Celina i Tadek są bezdzietnym małżeństwem.
3) Nie tylko trzeciego punktu nie rozumiesz, ale mniejsza :P Niemniej oczywiście, nie ma nic dziwnego, że kilka osób spełnia ileś ról w społeczeństwie. Sam mam sąsiada, który jest w radzie mieszkaniowej i parafialnej a poza tym ma rodzinę i pracę. Tylko to są cztery zajęcia, z czego dwa niekoniecznie czasochłonne a Więcławscy mają ich z tuzin, z czego każde jest na cały etat. Czasem konwencja na to pozwala, na przykład w Śwince Peppie, gdzie Pani Królik intencjonalnie zajmuje wszystkie możliwe stanowiska w sektorze usług, ale tutaj? Serial nie może się zdecydować czy chce być realistyczny czy nie. Raz Więcławski oddaje firmę budowlaną Pietrkowi, bo nie daje rady ją godzić z teką wiceministra, ale minister Wiesia dalej jest dyrektorką szkoły. Także argument z tym, że serial rządzi się swoimi prawami jest nietrafiony, bo serial sam nie wie jakimi rządzi się prawami.
A co do jednej z najważniejszych reguł tworzenia postaci, by nie były jednowątkowe to sorry, ale Ranczo kilka razy nie podołało. Weronka na ten przykład została wprowadzona tylko po to by być przechodnią sklepikarką. Ten nowy posterunkowy nawet tyle nie dostał. I rozumiem, że dali z powodu konfliktu wewnątrz obsady, ale bardziej bezpłciowo się nie dało. I na serio, wprowadzić do fabuły dwie kompletnie nowe postacie znikąd i ich ze sobą nie powiązać, by wyszło z tego cokolwiek sensownego? Całkowicie niezrozumiałe...
Acz wracając do zarzutu to jestem w stanie zrozumieć, że chodziło o względy praktyczne. Bo po co zatrudniać nowego aktora tylko po to, by pojawił się w dwóch scenach jako członek rady parafialnej, ale dlaczego takie epizodyczne role dostawały się niemal zawsze Grzegorzowi Wonsowi i Dorocie Choteckiej? Wioletka nie mogłaby być prezesem spółdzielni kobiet? A Wezół zasiadać w radzie parafialnej? Tu nie chodzi o sam fakt ograniczania obsady i realistyczne wypełnianie kilku ról w społeczeństwie przez jedną osobę, ale o monopol na połowę gminy, jak to nazwałem w OP. Mówisz, że zasadą tworzenia postaci jest to, by nie były jednowątkowe. A co do roboty miała taka Hadziukowa oprócz bycia kozią bizneswoman? Po tym jak się skończyły problemy małżeńskie? Nic. Dlaczego więc nie dać jej nowego wyzwania? Więcławscy nie muszą zajmować się wszystkim od hurtowej sprzedaży alkoholi, przez budowlankę i farmaceutykę na polityce kończąc. Jakby oddać którykolwiek z ich wątków jakiejkolwiek innej postaci to według mnie byłoby lepiej. I tego dotyczył ten punkt.
4) Jeszcze raz i mam nadzieję, że po raz ostatni. To, że coś było satyrą nie oznacza, że dany wątek nie był głupi. A takim gadaniem można usprawiedliwić wszystko. Velma od HBO jest niesmacznym atakiem na całe grupy społeczne? Ale to to satyra! Co prawda nieśmieszna i nachalna, ale dalej, więc co? Nie możemy mieć obiekcji? No chyba nie.
Lećmy dalej. Winę i karę w tym wątku naprawdę trudno rozsądzić? Um... co? To co takie zrobił Hadziuk, że nie umiesz rozsądzić czy więcej za uszami ma on czy Celina? I nawet nie musisz się ograniczać do wątku terapii małżeńskiej. Bo jak dla mnie to on był ofiarą w ich związku. Ona go biła, poniżała, zdradzała, wysługiwała się nim i doprowadziła do próby samobójczej. On co prawda był trunkowy, ale nie wiem czy ławka pod sklepem nie była w jego przypadku formą ucieczki przed domowym terrorem. Zresztą, po kryzysie małżeńskim spowodowanym przez nią, postanowił się zmienić, dla niej. Także pomimo swoich wad to on jest stroną starającą się dla ich dobra a ona tyranem, który potrafi biec na Ciebie z siekierą, bo narobiłeś bałaganu.
I to był powód szturmu, nie pijaństwo. Więcławska po zwiadach naskarżyła Hadziukowej, że narobili strasznego syfu a tak stwierdziła, że warunki terapii zerwane, bo nie da robić chlewu ze swojego salonu. O piciu nie było w ogóle mowy. Zresztą, oni zdaje się, że byli trzeźwi jak się to wszystko działo. I Ty nam zarzucasz nieznajomość serialu? Lol... To jest to o czym pisałem na samym początku. Zawsze lepiej być stonowanym. Chociażby po to, by się przypadkiem nie ośmieszyć zarzutami, które są prawdziwe, ale wobec Ciebie :P
Ale dosyć o Tobie, wróćmy do terapii. Gdzie napisałem, że chodzi o wojnę damsko-męską? Bo nie widzę a wytknąłeś mi to. No, ale mniejsza, bo w sumie to się zgadzam. Ten wątek był przesiąknięty toksycznym feminizmem. I według mnie to nie ludzie, którzy to zauważają są przesiąknięci przez te wszystkie ideologie, tylko twórcy. A że Tobie to nawet nie przyszło do głowy? Według mnie to nie świadczy źle o nas, tylko o Tobie. Poświęć teraz chwilę, by zastanowić się nad tym serialem z perspektywy damsko-męskiej. Żony robią kariery a mężowie gniją na ławeczce. Jak Lucy zrobiła spotkanie dla bezrobotnych to zostały się tylko kobiety, bo faceci myśleli, że będą zasiłki rozdawać. Ba, nawet protest był przez to, że żonom się poprawiło co wzbudziło zazdrość mężów. A jak małżonka ruszyła z siekierą na swojego chłopa to i tak on został uznany za winnego. Jeszcze był Kusy co wprost powtarzał, że gdyby nie kobiety to dalej byśmy siedzieli na drzewach. Także jeśli według Ciebie ten serial nie ma odchyłu światopoglądowego to wbrew powtarzaniu swojej mantry to Ty jesteś tym, któremu należałoby zarzucić nieznajomość serialu czy oglądanie go powierzchownie.
Bo Celinę ciężko nawet bronić w kontekście tego jednego wątku a co dopiero całokształtu ich małżeństwa. A argumentu, że tej terapii nie wymyśliły sobie bez powodu, więc czyja jest wina na przedzie zwyczajnie nie rozumiem. Przecież zanim doszło do tej wymiany to śledziliśmy ich związek przez bite osiem sezonów, więc wiemy jak to wszystko wyglądało. A dopowiadanie sobie, że "skoro chciały terapii to musiało być coś nie tak, tylko nam nie pokazano" jest antytezą patrzenia szerzej i głębiej. To stawianie własnych i niczym nie popartych domysłów ponad to co zostało nam pokazane. Bo tak się akurat składa, że wiemy dlaczego chciały terapii. Bo koleżanka na nią poszła i przyniosła zaskakujące efekty a one też chciałyby romantyzmu jak naście lat temu kiedy dopiero się poznawali z mężami. I kolejny raz kiedy wykazujesz się brakiem znajomości serialu, który znasz...
Co do dyrektorki to nikt nie neguje, że wyjaśnienie zostało nam przedstawione. Nam chodzi o to, że było kiepskie. Powiedzenie czegokolwiek nie znosi bezsensu danego rozwiązania fabularnego. To jest coś co zawsze mnie bawiło u fanbojów. Ja mówię, że wskrzeszenie Imperatora wzięło się znikąd a oni mi zwracają uwagę, że przecież Dameron powiedział "somehow Palpatine returned". E... OK? To sprawia, że nie ma już dziury fabularnej? No chyba nie. Co do Joli i Pietrka to nie wiem czy można nazwać zdrowym kompromisem zostanie bez środków do życia, bo żona była niesłusznie i bezpodstawnie zazdrosna.
5) Na podsumowanie pozwoliłem sobie zostawić osobny punkt. Jak moja odpowiedź będzie wyglądać pewnie się domyślasz, bo sygnalizowałem to w toku polemiki, ale skoro poświęciłeś na wnioski osobny akapit to zrobię to samo. Jeśli ktoś tu ogląda ten serial powierzchownie to jesteś nim Ty. Nie patrzysz na nowe wątki przez pryzmat ciągłości character developmentu. Nie zauważasz oczywistych wstawek światopoglądowych. Nie pamiętasz rzeczy, które zostały powiedziane wprost i w ich miejsce sobie dopowiadasz coś własnego. A na krytyczne przemyślenia reagujesz jakąś mantrą typu "ale to satyra". Jeśli na tym ma polegać patrzenie szerzej i głębiej, że odrzucasz wszelkie wady zasłanianiem się środkami stylistycznymi to ja nie wiem.
Co do Solejukowej, to pewnie jak napisałeś ma coś w rodzaju zespołu swanta, do tego dochodzi chłopskie wychowania i dlatego zachowuje się jak zachowuje.
Jej talentu do nauki w młodym wieku nikt nie zauważył, bo trzeba zrozumieć że urodziła się w zapadłej wsi w biednej chłopskiej rodzinie. Solejukowa chodziła do szkoły w czasach głębokiej komuny, możliwie że opuszczała wiele lekcji aby pomóc rodzinie w pracy na roli. Do tego matka Solejukowej była analfabetką więc możliwe że jej rodzina nie uważała kształcenia się jako istotne.
Gdyby Solejukowa urodziła się w mieście, to pewnie jej talent do szybkiej nauki zostałby szybybiej dostrzeżony.