Który odcinek z serii waszym zdaniem jest najciekawszy i dlaczego??
Ja stawiam na <Ostatnią Zagadkę> , pojedynek Holmesa z prof Moriartym to moim zdaniem jeden z bardziej interesujących tematów serii o detektywie, genialnie zagrany i ciekawe zdjęcia.
www.polski-bux.pl/?r=1988michalm link dla zainteresowanych dobrym zarobkiem
Ja głosuję za Samotną Cyklistką, Nakrapianą przepaską i Błękitnym Karbunkułem. Wczoraj skończyłam oglądać The Adventures of SH, teraz zabieram się za The Return... Na forum następnej części też trzeba otworzyć taki wątek :)
moim zdaniem to nakrapiana przepaska, tańczące sylwetki. samotna cyklistka i przygoda w copper beeches :).
ostatnia zagadka też może być. fajnie się ona zaczyna no i Holmes jest na początku fajnie rozczochrany ;)
Ciężko wybrać, ale też "Ostatnia zagadka". Poza tym "Skandal w Bohemii" ze względu na fantastyczne przebrania Sherlocka, no i oczywiście frapujący wątek niejakiej Ireny Adler ;) Poza tym lubię "Ligę Rudowłosych" i "Błękitny karbunkuł".
Moim zdaniem 'Liga Rudowłosych', ponieważ było to dla mnie najbardziej skomplikowane i niespodziewane wyjaśnienie zagadki, no i Moriarty pokazał swój geniusz ;)
Blue Carbuncle - Holmes fajnie wygląda z rowmierzwioną grzywą. No i świetny pokaz sztuki dedukji.
Solitary Cyclist - scena walki i zadowolenie Holmesa po..
Trudno mi teraz powiedzieć, bo dawno nie oglądałem, ale na pewno 'Liga Rudowłosych' była znakomita. Na końcu autorzy serialu pozwolili sobie na drobną zmianę. Otóż zasugerowano, że za Ligą stał profesor Moriarty, co oczywiście jest nieprawdą. W opowiadaniu Doyle'a nie ma o profesorze nawet słowa, nie mogło być, bo wymyślił on profesora później, przy okazji opowiadania 'Ostatnia zagadka'.
nie wiem czemu to komentarz do mojego postu ale to nic.
Rzeczywiście pomimo że ta adaptacja jest najbliższa opowiadaniom zmieniono kilka wątków. Myślę że to po to żeby był jakiś wstęp do "final problem".Według opowiadań pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami jest spory odstęp czasu.
Co do Moriartiego to mam wrażenie że wcześniej pojawił się w "the valey of fear" ale głowy sobie za o nie dam uciąć.
Przepraszam za zamieszanie. To oczywiście był komentarz do wypowiedzi De Niro Fan 500, ale twoja wypowiedź była ostatnia, więc się podczepiłem ;-)
'The Valey Of Fear' ('Dolina Strachu') to książka, która ukazała się później niż 'Ostatnia zagadka'. I tutaj jest mały zgrzyt. Mogę się mylić, bo dokładnie nie pamiętam, ale w 'Dolinie Strachu', która chronologicznie rozgrywa się przed wydarzeniami opisanymi w 'Ostatniej zagadce' Holmes opowiada Watsonowi o profesorze Moriartym. Natomiast w wydanej wcześniej, ale rozgrywającej się później 'Ostatniej zagadce' Watson nigdy o profesorze nie słyszał. Zdaje się, że Doyle trochę się pogubił pisząc później 'Dolinę....'.
Doyle przede wszystkim ngdy nie zwracał większej uwagi na inne sprawy niż zagadki, jakich podejmowali się Holmes i Watson. Wskutek czego wyniknęło sporo błędów, choćby wyżej wspomniany wątek, że w DOLINIE STRACHU Holmes opowiada Watsonowi o Moriartym i Sebastianie Moranie - a ci pojawiają się jako wrogowie kolejno w OSTATNIEJ ZAGADCE oraz PUSTYM DOMU, lecz Watson nic o nich nie wie. Doyle nie przejmował się takimi sprawami nawet jeśli wiedział. Niestety, to zaniedbanie dotyczy również życia osobistego Watsona. Zauważyliście? Żoną Watsona zostaje Mary Morstan ze ZNAKU CZTERECH i jest to kilka razy w opowiadaniach następujących po sobie chronologicznie wyjaśnione (Watson nazywa żonę skarbem ze sprawy Znaku Czterech). Potem jednak jakby tego zaniechał. A w innym opowiadaniu podaje zupełnie inną datę ślubu, jaką podał w SKANDALU W BOHEMII. Więc albo sam nie wiedział, kiedy się żenił, albo po prostu żona mu umarła, a on się ożenił ponownie, o czym jednak Doyle nie pisze ani słowa. Potem pada stwierdzenie, że Watson po iluś tam latach na jakiś czas znowu wprowadził się na Baker Strett do Holmesa. Ciekawe, skoro był żonaty, czemu wprowadził się do kawalerki na jedną osobę? Musiał ponownie owdowieć, czego Doyle nie podaje. I dalej - Watson ostatecznie wyprowadza się, a Holmes odchodzi na emeryturę na wieś. I znowu podejrzenie pada, że Watson ponownie się ożenił i nie miał czasu dla przyjaciela, wskutek czego Holmes zasmucony, gdyż wbrew temu, co nieraz by się mogło wydawać, bez Watsona czuł się zagubiony. Stąd decyzja o emeryturze Holmesa. Ale tego Doyle również nie podaje.
I najciekawsze - w STUDIUM W SZKARŁACIE Watson wspomina, że na II wojnie burskiej otrzymał postrzał w ramię. Zaś w ZNAKU CZTERECH wspomina, że był to postrzał w nogę.
A jeśli chodzi o ulubione odcinki, to ja najbardziej lubię "Samotną cyklistkę", "Królewski skandal", "Tańczące sylwetki", "Garbusa", "Przygodę w Coperr Beches" oraz "Greckiego tłumacza".
Słuszne prawisz. Conan-Doyle olewał takie szczegóły. Jeszcze warto wspomnieć, że w którymś tam opowiadaniu żona Watsona wyjeżdża do matki, a ze "Znaku Czterech" wiemy przecież, że jest sierotą, która matkę straciła w dzieciństwie, ojca natomiast, mogę się mylić o rok lub dwa, w wieku siedemnastu lat.
Kolejna słuszna uwaga. Conan Doyle niestety był kompletnym ignorantem jeśli chodzi o pilnowanie ścisłości pomiędzy wiadomościami na temat prywatnego życia Holmesa i Watsona. Wskutek tego mamy takie, a nie inne, anomalie faktowe. Podobnie jest np. ze sprawą Sebastiana Morana. Za zabójstwa na pewno został powieszony. A jednak w opowiadaniu ZNAKOMITY KLIENT Holmes wspomina swoich największych wrogów i mówi "nieżyjący profesor Moriarty oraz żyjący Sebastian Moran". A jak to możliwe, by taki morderca mógł żyć po tym wszystkim, co zrobił? Za mniejsze przewinienia wieszano.
Przy okazji inna uwaga - w OSTATNIEJ ZAGADCE nie pada imię Moriarty'ego, ale mówi się o jego bracie, pułkowniku Jamesie Moriartym. Natomiast w PUSTYM DOMU mówią o profesorze, że ma na imię James, zaś jego brat jest dróżnikiem. Choć to jeszcze można wyjaśnić jeszcze tym, że profesor mógł mieć dwóch braci - jeden pułkownik też o imieniu James i drugi dróżnik o niewymienionym imieniu. Choć to nieco naciągane. Najpewniej to kolejny błąd Doyle'a.
I osobiście żałuję, że brat Sherlocka, Mycroft Holmes, tak rzadko się pojawia. Tylko w trzech opowiadaniach (GRECKI TŁUMACZ, OSTATNIA ZAGADKA oraz PLANY ŁODZI PODWODNEJ BRUCE PARTINGTON) oraz jest wspominany w PUSTYM DOMU.
Jakby przysiąść nad tym to pewno znajdzie się całą masę takich nieścisłości. Potrafi to być czasem lekko irytujące. Co do Watsona wprowadził się na kilka dni do Holmesa, kiedy jego żona wyjechała na kilka dni do rodziny ;)
Dobrze, że Granada pominęła wątek z żonami Watsona (nie wiem po co w ogóle Doyle go wprowadził), bo nie jest to istotny motyw, a wprowadza wiele zamieszania :)
Ech, nie mogę edytować postu :/ przypomniało mi się jeszcze coś - pomiędzy "Ostatnią zagadką" i "Pustym domem" wyżej wspomniana żona umiera i Watson znów wraca na Baker Street [sprzedaje swoją przychodnię krewnemu SH (o nazwisku Verner, a babka Homesa była siostrą Verneta... Kolejny błąd Doyle'a, czy Holmes miał więcej francuskich krewnych?). Jak sie Watson później dowiedział, tak na prawdę zapłacił za to Holmes - po co ten zabieg?]. W "Szlachetnie urodzonym kawalerze" i "Żołnierzu o bladym obliczu" wspomniana jest druga żona - znów mieszkają osobno.
To rzeczywiście również ciekawa nieścisłość, moja droga. Masz naprawdę bystre oko, że to wszystko dostrzegłaś. Ja tego akurat nie zauważyłem, ale to kolejne nieścisłości, jakich Doyle pełno pozostawił w swoich dziełach. No cóż... to chyba dowód na to, że Doyle podobnie jak sam Holmes był niesamowicie roztargniony, skoro na zagadkach skupić się umiał, a na prywatnych sprawach bohaterów już nie plącząc je ile wlezie :) Sam Holmes przecież był wielkim bałaganiarzem - w serialu GRANADA pokazano to wyraźnie choćby w odcinku "Lekarz i jego pacjent", kiedy zdemolował mieszkanie w poszukiwaniu jednego artykułu, który sam Watson znalazł bardzo szybko. Najlepszy jest szok pani Hudson na widok salonu w takim stanie xD. Albo w odcinku "Traktat morski", gdzie pokazano wspomniany w powieści "Studium w szkarłacie", że Holmes wystrzelał na ścianie salonu dwie litery xD.
Szkoda tylko, że GRANADA nie zrealizowała wszystkich opowieści o Holmesie. Brakuje mi bardzo STUDIUM W SZKARŁACIE oraz DOLINY STRACHU. I szkoda, że nie zeekranizowali wielu opowiadań, a w kilku odcinkach zmieszano parę opowiadań - jak np. w odcinku SZLACHETNIE URODZONY KAWALER dodali wątki z opowiadania "Dama w woalce". Po co to, to naprawdę nie rozumiem. Albo zupełnie zmienili opowiadanie "Wampir z Sussex", w odcinku OSTATNI WAMPIR fabuła przypomina horror i z opowiadaniem ma niewiele wspólnego, co może razić.
Pomimo tego serial jest genialny, a Doyle wspaniałym pisarzem. Szkoda tylko, że nieco chaotycznym.
Prawdopodobnie nie zekranizowano 'Studium w szkarłacie' i 'Doliny Strachu' ze względu na rozbudowane retrospekcje, które w filmie mogłyby stanowić niemal osobną fabułę. Ale racja - szkoda, że nie sfilmowano tych powieści z Brettem w roli Holmesa.
Aśka, niesamowitą masz zdolność do wyłapywania takich drobiazgów. W ogóle nie zwróciłem na to uwagi.
Dokładnie tak, Wojtaczek. Naprawdę chyba właśnie dlatego nie zekranizowano wcale STUDIUM W SZKARŁACIE oraz DOLINY STRACHU. Choć i tak wielka szkoda, osobiście bym wolał, by zekranizowano wszystkie dzieła o Holmesie bez wyjątku. Brett i Hardwicke to moim zdaniem idealni Holmes i Watson. Lepszych chyba nie ma i nie będzie. Mimo wszystko jakby się postarali, na pewno by im się udało porządnie nakręcić te filmy. Ewentualnie by pewne fakty pominęli. Ostatecznie nie musieliby wszystkiego pokazywać. W odcinku ZNAK CZTERECH mamy także dość spory udział retrospekcji, a jednak im się udało to nakręcić. Bo jak to mówią "Dla chcącego nic trudnego".
A może oni po prostu na początku chcieli zrobić tylko serial i dlatego zabrali się za opowiadania? potem, kiedy odnieśli sukces postanowili się wziąć za filmy, a tych dwóch nie zrobili pewnie z tego powodu, który podajesz. "Studium w szkarłacie" mogli pominąć również dlatego, że musieliby się bawić w odmładzanie aktorów ;)
Z Vernetem to akurat był czysty przypadek, coś mi nie pasowało i po prostu sprawdziłam, normalnie takich rzeczy nie widzę ;)
Również żałuję, że nie zrobili wszystkiego, tym bardziej, że mieli taki zamiar.
Co do zmiany fabuły też się zgadzam, ze czasami zanadto ponosiła ich wyobraźnia. W niektórych odcinkach drobne zmiany, czy wstawki były nawet dobre (w opowiadaniu "Traktat Morski" Holmes nie rozmawiał z Gorotem, ale mina Bretta, kiedy Burke powiedział, że babka Holmesa pochodziła z Francji była bezcenna xD w ogóle bardzo lubię ten odcinek, również ze względu na ten bałagan ^^). Szlachetnie urodzony kawaler chyba najmniej mi się podobał z całej serii idea z koszmarami może i byłaby dobra, ale prorocze sny to już trochę za wiele. Uważam natomiast, że ciekawie zrobili "Mistrza szantażu", choć scena pocałunku budzi we mnie mieszane uczucia - z jednej strony da się to uzasadnić - w końcu zdecydowana większość filmów, których akcja dzieje się w XIX w. tak właśnie przedstawia zaręczyny, a z drugiej... po prostu mi to nie pasuje do Holmesa, twórcy chyba starali się to zrobić pod publikę. Co do "Ostatniego Wampira", sama się sobie dziwie, ale nawet mi się podobał, mogli się trochę bardziej postarać, ale w miarę się to trzyma kupy. Choć masz rację - bardziej przypomina horror niż typowego Holmesa.
Jeśli chodzi o granadę, to boli mnie jeszcze jedna rzecz - ogromne nieogarnięcie jeśli chodzi o charakteryzację. Kiedy Brettowy Holmes się przebiera to stroje, peruki, itd, wszystko jest na prawdę świetne! ale jeśli chodzi o Holmesa na co dzień - raz ma czarne włosy, raz brązowe (dobra, to jeszcze można przeboleć), ale raz kładą na Bretta tyle pudru, że widać to na kilometr i wygląda to po prostu źle, a innym razem wygląda jakby w ogóle o tym zapomnieli, nie mam pojęcia z czego to wynikało, ale czasem to razi.
A Doyle się chyba w ogóle zbytnio Holmesem nie przejmował - gdzieś czytałam, że jeszcze za jego życia w Ameryce chciano wystawić sztukę i zapytano Doyle'a, czy można Holmesa ożenić, a Doyle na to, że mu to obojętne, mogą go ożenić, zabić, zrobić co chcą. ;)
Ten puder to chyba dlatego, bo Brett był wtedy po jakichś problem zdrowotnych. Oczywiście zgaduję, bo nie znajduję powiązania między zdrowiem psychicznym a pudrem :-)
Natomiast delikatną zmianę wprowadzono w 'Lidze rudowłosych', gdzie mózgiem operacji okazał się profesor Moriarty, a w opowiadaniu nie ma o nim ani słowa.
Dokładnie tak, Wojtaczku. Chociaż muszę nieco przyznać, że w odcinku ZWIĄZEK RUDOWŁOSYCH pokazanie Moriarty'ego było na swój sposób ekscytujące. Mistrzowska jest moim zdaniem scena, jak Moriarty odbiera raport od swoich ludzi i wyraża swoją irytację działalnością Holmesa. Genialna moim zdaniem.
A przy okazji w "Lidze Rudowłosych" w opowiadaniu pojawia się inspektor Althenay Jones, czyli ten sam, którego znamy ze "Znaku Czterech". Holmes mówi o nim coś dziwnego. Mianowicie mówi, że on i Watson znają go z dwóch spraw: sprawy Znaku Czterech oraz skarbu z Andamanów. A to przecież była jedna i ta sama sprawa. Kolejny błąd Doyle dowodzący, że nie czytał w ogóle tego, co napisał. Nawiasem mówiąc zresztą wielu podziwianych dzisiaj pisarzy takich jak np. Aleksander Dumas, autor TRZECH MUSZKIETERÓW, HRABIEGO MONTE CHRISTO, KRÓLOWEJ MARGOT oraz serii PAMIĘTNIKI LEKARZA, a także wielu innych genialnych powieści. Można zauważyć te błędy np. w kontynuacjach jego dzieł, ale nie tylko. W samych TRZECH MUSZKIETERACH mamy kilka błędów. Dlatego to chyba cecha wielkich pisarzy. Roztargnienie.
Rzeczywiście, Doyle ponoć bardzo nie lubił Holmesa, chyba dlatego, że, w jego odczuciu, to nie Holmes powinien stać się ikoną jego twórczości i nie powinien być tak popularny :)
Ale, np. w "Lidze rudowłosych", czy w "Copper Beeches" w też widać, że nieźle go przypudrowali, tylko być może mniej się to rzuca w oczy, bo jeszcze nie jest tak wyniszczony przez leki i choroby ;) Gdzieś czytałam/słyszałam, że oni właśnie chcieli żeby Holmes był bardzo blady, w celu podkreślenia tej jego 'mrocznej strony', czy jakoś tak ;)
Co do Moriartego, to, w serialu, pojawia się też na początku "Ostatniej zagadki", gdzie stoi za sprawą zniknięcia Mona Lisy [czego w książce nie było - może zrobili to dlatego, że w jednym z opowiadań jest mowa, o tym, że Holmes otrzymał Legię Honorową (za pomoc w schwytaniu mordercy), ale jest to tylko wspomniane. Tu, za odnalezienie obrazu też dostał jakieś odznaczenie (chyba właśnie Legię Honorową), może chcieli do tego jakoś nawiązać?].
Generalnie twórcy różnych wersji Holmesa najchętniej wetknęliby Moriartego do każdej sprawy, najlepiej jeszcze w powiązaniu z Ireną Adler – bo są oni chyba najbardziej rozpoznawalnymi przeciwnikami SH.
Jesteś naprawdę genialnie i przyjemnie mi się z tobą pisze. Naprawdę aż zaszczytem jest dla mnie rozmawiać z tobą. Faktycznie, z charakteryzacją to mogliby się bardziej postarać. Holmes jak się przebiera to niekiedy mnie samemu trudno go było poznać. Ale jednak jako prawdziwy Holmes w swoim codziennym stroju jest naprawdę dziwny. Czasami wydaje się być strasznie tłusty na szyi, czasem znowu kościsty chudy. Innym razem znowu ma zmarszczki, w innych odcinkach znowu ich nie ma. Dziwne, naprawdę dziwne. I osobiście nie rozumiem, czemu zmienili aktora grającego Watsona. Burke był genialny w swojej roli. Choć Hardwicke także jest super, niczego mu nie mogę zarzucić. Ale jednak nie rozumiem po co ta zmiana?
Zgadzam się, SZLACHETNIE URODZONY KAWALER oraz OSTATNI WAMPIR mi się nawet podobają, ale jednak zrobiono z nich horrory jakże nietypowe dla przygód Holmesa. Jak powiedział Holmes "Trafiliśmy do świata baśni braci Grimm". I widzowie mogą powiedzieć to samo. Choć scena, kiedy Holmes za pomocą kłów wampira straszny Watsona jest mistrzowska moim zdaniem xD. Co do MISTRZA SZANTAŻU tutaj rozszerzenie fabuły z jednego krótkiego opowiadania na długi film pełnometrażowy jest moim zdaniem genialne. Pokazano powody samobójstwa pułkownika Dorkinga (w opowiadaniu mówią o tym tylko sporadycznie) oraz czemu prześladowano lady Elizabeth, klientkę Holmesa. A także pokazano morderczynię Milvertone'a - za co go tak nienawidziła, że aż go zabiła. No i pokazano uwodzenie przez Holmesa służącej Agaty. Tutaj rozszerzenie fabuły pomogło. Nie wprowadzono praktycznie żadnych zmian. Jedynie lepiej ukazano sprawę. Niestety tylko w tym odcinku się to udało. Choć właściwie to udało się też w UMIERAJĄCYM DETEKTYWIE. Genialnie tam pokazano całą sprawę.
Wiesz, chyba wszyscy wielcy pisarze nie lubili swoich detektywów, jakich stworzyli. Sama Agatha Christie, którą chyba można by nazwać uczennicą Doyle'a i jego następczynią stworzyła Herkulesa Poirot i panna Marple, których nie cierpiała i przy pierwszej okazji ich uśmierciła.
A co do zmian zauważyłaś ich więcej? Bo ja tak. Chętnie je wyliczę:
- w odcinku KLEJNOT MAZARINA wymieszali akcję opowiadań "Klejnot kardynała Mazarina" oraz "Trzech panów Garrideb". Oraz w tym odcinku pokazali Mycrofta, który nie pokazał się w opowiadaniu Doyle'a
- w odcinku ZŁOTE BINOKLE Sherlockowi towarzyszy Mycroft, zaś w opowiadaniu Watson. I w filmie pokazali zabicie profesora Corana na końcu filmu. Jednakże w opowiadaniu nie ma o tym ani słowa. Przy okazji w filmie pokazali również wątek z narzeczoną zabitego sekretarza, która była sufrażystką. W opowiadaniu też o tym nie mówią. Chyba to dodali tylko po to, żeby akcja odcinka miała 50 minut jak wszystkie
- w odcinku ZWIĄZEK RUDOWŁOSYCH pokazali, że akcję przewodził Moriarty, jednak w opowiadaniu nie miał on z tym nic wspólnego
- w odcinku ZNIKNIĘCIE MŁODEGO LORDA pokazali, że porywacz lorda jego przyrodni brat ginie. W opowiadaniu przerażony swoimi czynami poddaje się i zostaje odesłany przez ojca
- w OSTATNIEJ ZAGADCE nie pokazano Mycrofta, który tam przecież występował. Pokazano również przygodę Holmesa w Paryżu, jak szukał Mona Lizy, o czym w dziele Doyle'a nie ma mowy
- ZNAKOMITYM KLIENCIE pokazano, że panna Kitty Winter została oszpecona witrioliem przez Grunera, a potem tak samo oszpeciła jego. Ale w opowiadaniu nie mówią nic o tym, by została ona oszpecona. Tylko, że Gruner ośmieszył ją każąc jej czytać ową listę kobiet
- w PRZYGODZIE W BOSCOM VALLEY zastąpiono występującego w opowiadaniu Lestreade'a innym inspektorem
- w ZNIKNIĘCIU LADY FRANCES CARFAX pokazano pochwycenie sprawców. W opowiadaniu nie ma o tym ani słowa, prawdopodobnie oni uciekli
- w GRECKIM TŁUMACZU pokazano fenomenalną akcję pochwycenia przestępców przez Holmesa, Watsona i Mycrfota. W opowiadaniu nie ma o tym ani słowa. Tam przestępcy z panną Kratides uciekają, ale jednak ona sama ich zabija w zemście za śmierć brata
- w ZABÓJSTWIE W WISTERIA LODGE podły książę i jego sekretarz ginie zabity przez wspólników Garcii w pociągu. W opowiadaniu dzieje się to w hotelu.
- w WILLI O TRZECH DASZKACH pokazano, że młody Douglas zmarł na wskutek pęknięcia śledzony, jakie wywołało pobicie go przez bokserów tej jego kochanki. W opowiadaniu o pobiciu jest mowa, ale nie o pobiciu na śmierć. I nie ma w opowiadaniu sceny, że Watson został z babcią Douglasa w domu jako jej ochroniarz i został pobity przez boksera Stilla Dixi. I w opowiadaniu klientką Holmesa była nie babcia, ale matka Douglasa.
- w CZERWONYM KRĘGU nieco również rozszerzono akcję opowiadania, która w samym opowiadaniu ma raczej mało fabuły
- w TEKTUROWYM PUDEŁKU był inspektor Lestreade, a w filmie zastąpiono go Hawkinsem, do tego jeszcze pozmieniano szczegóły pochwycenia zabójcy jak i również okoliczności, w jakich on zabił swoją żonę i jej kochanka.
Jeśli zauważyłaś więcej zmian, napisz. Bo naprawdę przyjemnie mi się z tobą pisze. Jesteś bardzo spostrzegawcza.
O tak, zmarszczki Bretta i ich brak, to rzeczywiście ciekawy temat (nie mówię oczywiście o zmianach spowodowanych lekami i chorobami). Zobacz jak bardzo młodo wygląda we "Wzorzystej wstędze" kiedy śmieje się z tego co mówi Stoke Moran. Albo jak wygląda Brett na początku "Pustego domu", kiedy stoi w gabinecie Watsona, a jak kiedy rozmawia z pułkownikiem Moranem.
W ogóle Brett w Holmesie wygląda jak nie on, ale to bardzo dobrze - w '84 Brett wyglądał jeszcze na prawdę nieźle, a przecież nigdzie nie było napisane, ze Holmes był przystojny, więc ten blady makijaż, włosy zaczesane do tyłu na pomadę (zauważ, że gdy ma je rozczochrane, albo zaczesane bardziej na bok niż do tyłu, albo gdy nie są one tak ulizane, wygląda młodziej i sympatyczniej), czarno biały strój oraz oczywiście gesty i mimika - to wszystko razem idealnie współgrało i całkowicie zmieniło oblicze Bretta i zrobiło z niego chłodnego, nieprzystępnego Holmesa. (Jeśli chodzi o tłustą szyję, to za bardzo nie wiem co masz na myśli, chyba, że chodzi Ci o późniejsze serie, gdzie zmiany w wyglądzie spowodowane były lekami ;) )
Motyw z kłami wampira był kapitalny (tylko czemu miał je na wysokości siekaczy? oO). W ogóle dość często Granada dawała takie drobne wstawki z subtelnym humorem - "Samotna Cyklistka" i rozmowa Holmesa z Watsonem o pubie, do którego Watson powinien był pójść, a nie poszedł, więc stwierdził, że pójdzie następnego dnia, a Holmes powiedział, by nie robił tego w akcie desperacji; "Człowiek z wywiniętą wargą" i rozmowa w dorożce - uwielbiam, kiedy Brett mówi 'Watsonie, wyczuwam nutkę sceptycyzmu w Twoim głosie. (…) Watsonie, o co chodzi?'; Watson mówiący 'To elementarne, mój drogi Holmesie' w "Garbusie". No i scena kiedy Holmes w "Sześciu Napoleonach" budzi Watsona i Lestrade'a, albo to ich wyłanianie sie zza krzaków - kapitalne :D i tak dalej ;)
Co do "Szlachetnie urodzonego kawalera" - najbardziej podoba mi się reakcja Holmesa na to, że St. Simon miał kilka żon, a Watson mu o tym nie powiedział. ^^
"Umierający detektyw" to jeden z moich ulubionych odcinków - gra aktorska Bretta jest kapitalna! Jak zwykle dawał z siebie wszystko, choć był już bardzo schorowany. Tylko znowu… ten makijaż, kiedy 'umierał' - chodzi mi głownie o okolice oczu.
Jeśli chodzi o "Klejnot Mazzariniego" - Brett nie był w stanie grać, był w szpitalu, dlatego całą sprawę rozwiązuje Mycroft ;) Muszę dodać, że ubolewam nad tym, że nie nakręcili"Trzech Garridebów" (dokładnie, tak jak w opowiadaniu) - Watson zostaje tam postrzelony i Holmes niemalże wpada w furię, w końcu widać jak wiele dla niego znaczy przyjaciel, Brett zagrałby to genialnie, niestety nie udało im się tego nakręcić.
Co do "Złotych binokli" - może Hardwicke z jakiegoś powodu nie mógł zagrać w odcinku, z tego samego powodu pewno w Boscomb Valley zastąpili Lestrade'a innym inspektorem (gdzie indziej z kolei był chyba Lestrade zamiast kogoś innego). No i na początku odcinka pani Hudson zgasiła Holmesa, mówiąc, że brakuje mu Watsona :D
"Ostatnia zagadka" i Paryż - napiszę to, tak jak napisałam wyżej do Wojteczka - może zrobili to dlatego, że w jednym z opowiadań jest mowa, o tym, że Holmes otrzymał Legię Honorową (za pomoc w schwytaniu mordercy), ale jest to tylko wspomniane. Tu, za odnalezienie obrazu też dostał jakieś odznaczenie (chyba właśnie Legię Honorową), może chcieli do tego jakoś nawiązać. I jeszcze jedno - z tego co pamiętam Moran nie strzelał w górach do Holmesa, po prostu zrzucał kamienie.
W "Zniknięciu lady Frances Carfax" Watson nikogo nie postrzelił, a Holmes nie powiedział 'Zawiodłem' - choć to drugie, to bardzo dobra wstawka, moim zdaniem.
"Grecki tłumacz" tak jak napisałeś również był fenomenalny - uwielbiam Charlesa Gray’a jako Mycrofta (scena kiedy siedzą przy oknie i rozmawiają o byłym żołnierzu kupującym prezenty dla dzieci - po prostu świetna! - dialog żywcem z książki), no i Watson mówiący wcześniej, że z przyjemnością pozna Mycrofta 'choćby tylko po to, żeby przekonać się, że naprawdę istnieje'. Jeśli chodzi o zakończenie zrobili to wszystko bardzo zręcznie. I zwróć uwagę na miny Bretta - kiedy ten przestępca wypada z pociągu i zatrzaskują się drzwi wszyscy są w szoku, łącznie z Holmesem, ale kiedy tylko wymienili spojrzenia z Watsonem znów Brett przyjął kamienny wyraz twarzy (podobnie zresztą jest pod koniec "Sześciu Napoleonów" - z tym, że w tym przypadku sytuacja zaczerpnięta jest z opowiadania).
No tak, "W willi o trzech daszkach" z tą kobietą został kto inny i na początku Dixie nie zaatakował Holmesa, chciał, ale się powstrzymał. Ale najlepsza w tym odcinku była reakcja pani Hudson ^^
Akcja "Tekturowego pudełka" dzieje się, latem, tu mamy zimę (ale wydaje mi się, że to dlatego, że musieli po prostu skończyć serię). Dodali tu też trochę humoru - pani Hudson zabierająca aspidistrę Holmesa i jego oburzenie, reakcja Holmesa na choinkę i przyozdabianie przyrządów chemicznych :D
W "Traktacie morskim" Holmes chyba ukrywał się w krzakach, a nie w stajni przykryty sianem :D No i nie dał kwiatka pani Hudson, z tego co mówiła Rosalie Williams był to pomysł Bretta (choć trzeba przyznać, że w niektórych odcinkach Holmes był dla niej naprawdę bardzo nieuprzejmy) :) I niektóre wydarzenia miały miejsce w trochę innej kolejności. Zdaje się też, że pod koniec, gdy mieli jechać do Londynu Holmes zostawia ich na stacji kolejowej, tu wysiada z dorożki. Ale to szczegóły. Bardzo lubię ten odcinek… tylko ten śmiech Bretta na końcu (kiedy pani Hudson przyniosła ciepłą wodę), nie za bardzo mi się podoba.
W "Przedsiębiorcy budowlanym z Norwood" w książce Holmes był sam u matki McFarlane’a i w domu Oldacrem, tu bierze ze sobą Watsona (ale, znów, to szczegół; tego typu zmiany były częste, ale moim było to nawet dobre). Ponadto, tu matka jest w żałobie, w książce ojciec pojechał odwiedzić syna. No i przede wszystkim w opowiadaniu nie było mowy o zabiciu włóczęgi.
"Rytuał Musgrave’ów" - uwielbiam tę wymianę spojrzeń pomiędzy naćpanym Holmesem i niezadowolonym z tego Watsonem. W ogóle bardzo lubię ten odcinek, w prawdzie przerobili opowiadanie - w ogóle nie było tam przecież Watsona, to wszystko działo się zanim się poznali, ale zrobili to na prawdę fajnie (liczenie kroków i to ujęcie, kiedy płyną łódką - zawsze mnie śmieszą :D). Ponadto wszystko dzieje się kiedy już tam są, a z tego co pamiętam to Brunton zniknął zanim Holmes tam przyjechał.
"Czarcia stopa" - Holmes rzuca nałóg, o czym nie było mowy w opowiadaniach. To wszystko jest bardzo symboliczne, ale, moim zdaniem, lepiej by było gdyby zakopał strzykawkę po tym 'eksperymencie'. I a propos eksperymentu - Hardwicke drący się na Holmesa, że mogli zginąć jakoś mnie nie przekonuje, wydaje mi się lekko sztuczny. Ale z kolei bardzo podoba mi się jak zagrał Brett.
"Sześciu Napoleonów" - w książce nie było powiedziane, o tym, że Holmes zdobył drugą połowę zdjęcia, chyba, w ogóle nie było mowy o tym, że było ono przedarte na pół. No i dodali trik ze ściąganiem obrusu :D generalnie, naprawdę dobry odcinek :)
Oczywiście jest jeszcze "Skandal w Bohemii" - na początku to co mówi Watson o sobie wzięte jest ze "Studium w szkarłacie", a dialog o kokainie ze "Znaku czterech", no ale przecież musieli to jakoś logicznie zacząć, potrzebny był wstęp. ;)
Jeśli chodzi o zmianę Burke’a na Hardwicke’a -David miał małego synka, chciał spędzić z rodziną więcej czasu, dlatego odszedł. Co ciekawe to jego żona zaproponowała, by zastąpił go Edward ;) Swoją drogą Burke był tylko 2 lata młodszy od Hardwicke'a, a jak się na nich patrzy to różnica w wieku wydaje się 5 razy większa, no i Hardwicke był dużo niższy. Burke miał kapitalne miny (np. kiedy próbuje się powstrzymać od śmiechu w "Lidze rudowłosych"), a Edward z kolei świetnie strzelał focha :D jakby ich skrzyżować, to wyszedłby, chyba, idealny Watson :)
Dokładnie tak, mimika Bretta oraz Burke'a jest genialna. Hardwicke też daje z siebie bardzo wiele, stara się. Ale jednak muszę z całym szacunkiem do do Edwarda powiedzieć, że jednak jest nieco takim... jakby to powiedzieć, typowym angielskim gentelmanem epoki wiktoriańskiej. I jeśli tworzyć Watsona takiego miłego, sympatycznego pana w średnim wieku, który dba o wszystkich i jest niesamowicie ujmująco uprzejmy wobec kobiet to Hardwicke nadaje się do tego fenomenalnie. Burke pasuje bardziej na miłego dżentelmena, lecz jednak ma w sobie więcej z romantycznego kochanka niż jego następca. Poza tym masz rację, jego mimika jest o wiele genialniejsza. Jak np. w GRECKIM TŁUMACZU śmieje się z wniosków, jakie wyciągają obaj bracie Holmes na temat obserwowanego człowieka. Albo jeszcze jego reakcja na wnioski Sherlocka w odcinku TAŃCZĄCE SYLWETKI. Uwielbiam ten odcinek oraz scenę, jak Holmes dowodzi Watsonowi, jak wywnioskował, że Watson nie chce zainwestować w pola złotonośne. Mimika tak genialna, że chyba Oskara powinien Burke za nią dostać. Do tego genialne jest, jak zaskakuje Holmesa mówiąc, jak wygląda pan Cubbit (dostrzegł Cubbita przez okno) xD.
Charles Gray też mi się podobał. Widział go niedawno w ekranizacji BBC sztuki Szekspira "Komedia omyłek". Nosił na sobie rzymską zbroję i grał księcia, władcę miasta. Naprawdę genialna rola, Gray dał z siebie wszystko. Pamiętam go też z dwóch filmów o Bondzie - "Żyje się tylko dwa razy" (rola człowieka, który dawał Bondowi informacje, ale ginie zabity, nim zdążył mu wszystko powiedzieć) oraz "Diamenty są wieczne" (rola Blofelda, wroga numer 1 Bonda. Choć przyznam się, że dobroduszny i słodki Mycroft nie pasował mi do roli takiego bydlaka). Uwielbiam odcinki, gdzie są obaj bracia Holmes. Podoba mi się bardzo np. w "Złotych binoklach" ich mała sprzeczka - jak Sherlock jest zazdrosny, kiedy Mycroft wyjmuje pewne szkło powiększające, które należało do ich ojca. I do tego te słowa Holmesa "Ojciec dał je tobie?". Ale jednak w "Greckim tłumaczu" był najlepszy. Jak świetnie rozbroił jednego z bandytów, a potem przyłożył mu zabrany mu pistolet i zapytał niewinnym tonem "Zakładam, że to pańska broń, sir". Albo w "Klejnocie Mazarina" podobała mi się walka Mycrofta z jego przeciwnikiem. I jak się Mycroft przebrał za dorożkarza, a potem znowu za jakiegoś generała z piersią pełną medali. Zawsze się na tym śmieję :)
Brett jako Holmes jest genialny. Podoba mi się, kiedy Holmes pokazuje swoją kpinę i ironię. Jedna z moich ulubionych scen jest w "Znaku czterech", kiedy Watson mówi "Jesteś automatem, Holmesie. Maszyną do liczenia pozbawioną uczuć". A ten dowodzi mi, że pozory mylą i ujmujące osoby mogą być podłe, a osoby pozornie złe są filantropami. Lubię też jak np. Holmes wybucha głośnym śmiechem choćby w odcinku "Królewski skandal" w sprawie króla Bohemii albo w "Związku rudowłosych" (choć tam i on i Watson zaczynają ryczeć ze śmiechu). W ogóle szczery śmiech Holmesa jest tak rzadki, że to wielki skarb :) Genialna jest scena w "Błękitnym karbunkule", kiedy Watson i Holmes udają przed sprzedawcą gęsi, że założyli się o piątaka. I Watson szybko podłapuje, o co chodzi i gra mistrzowsko swoją rolę. Brakuje mi tego w opowiadaniu. Burke i jego mimika są tu niezastąpione. Albo świetna jest scena z "Przygody w Boscomb Valley", kiedy Watson łowi ryby i nagle słyszy, jak ktoś woła "Biorą?". Odwraca się i widzi śmiejącego się Holmesa. Lekki humor, ale jakże przyjemny.
W ogóle podoba mi się w wielu odcinkach serialu typowy angielski humor, który sprawia, że odcinki są przyjemne i można się nieco pośmiać. Choćby scena poboboksowania przez Holmesa pana Wodleya i jak opowiadał o tym Watsonowi "Boks przeciwko prostakowi' :) Albo dowcipne walki słowne Holmes-Watson. Lub też mistrzowskie zakończenie odcinka "Samotna cyklistka", w którym na wskutek eksperymentu Holmesa robi się w mieszkaniu wielki dym i musi przyjechać straż pożarna. Genialna scena. Albo zakończenie odcinka "Lekarz i jego pacjent", kiedy to Holmes rzępoli na skrzypcach, a Watson próbuje napisać relację z ich ostatniej przygody i zastanawia się nad tytułem do swej relacji. Albo propos tego odcinka początek, jak Watson i Holmes są u fryzjera i Holmes stuka palcem w poręcz fotela, zaś Watson próbuje (jak zwykle źle) wydedukować, co jest tego powodem :) Podoba mi się też, jak Holmes woła panią Hudson. Najpierw woła głośno, a potem woła ponownie w sposób wręcz śpiewający, jakby śpiewał arię operową :) Brett jest mistrzowski w tej dziedzinie. Podoba mi się też scena z "Przypadku szalonego profesora", kiedy Holmes wzywa Watsona liścikiem "Watsonie, przybądź jeśli możesz. Jeśli nie możesz, też przybądź. Holmes". A Watson przychodzi zaznaczając, że przyjście nie jest mu na rękę. Albo reakcja pani Hudson na odkrycie, że Holmes tylko udawał ciężko chorego na gorączkę sumatrzańską w odcinku "Umierający detektyw". Pani Hudson mówi, że Holmes jest najgorszym lokatorem, jakiego kiedykolwiek miała, zaś Sherlock robi taką minę, jakby nie wiedział, o co tej biednej kobiecinie chodzi. :)
Niestety nie wszystkie aspekty serialu mi się podobają. W "Lekarzu i jego pacjencie" nie podoba mi się sen Suttona na początku odcinka. Nie ma on najmniejszego sensu i niepotrzebnie straszy widzów. Podobnie również kilka scen z odcinka "Szlachetnie urodzony kawaler", kiedy Holmes chodzi bez celu po Londynie, widzi bijące się prostytutki na ulicy, tonie w kałużach błota, zostawia klucze do mieszkania w zamku. Jakieś naprawdę dziwne to jest. Nie rozumiem tych scen. Czy Holmes zachowywał się tak przez dręczące go sny, czy z braku narkotyku czy z czegoś zupełnie innego? Moim zdaniem bez sensu. Podobnie nie podoba mi się zakończenie "Mistrza szantażu", jak Holmes kupuje popiersie Ateny należące do Milvertona i rozbija je na kawałki sądząc, że coś w nim jest. Scena bez sensu, nic nie wnosi. Poza tym moim zdaniem powinna zakończyć się jak w opowiadaniu. Czyli, że Lestreade przybywa prosić detektywów o pomoc w znalezieniu rzekomych sprawców zabójstwa Milvertona i podaje ich rysopisy, zaś Holmes odmawia podając za powód osobę zabitego oraz to, że rysopisy są kiepskie i takim zabójcą mógłby być nawet doktor Watson. Brakuje mi tej sceny :) Albo nie wiem czemu w "Klejnocie Mazarina" Mycroft ściga swego wroga lorda Sylviusa czy jak mu tam. Ten strzela do niego kilka razy, ale Mycroft znika za każdym razem jakby za sprawą czarów. Dziwna scena.
Oboje jesteście niesamowici. Ja chyba w najbliższym czasie będę musiał sobie przypomnieć ten serial w wersji z Brettem. A wydawało mi się, że dobrze znam opowiadania (parę razy je czytałem), ale jednak widzę, że pamięć moja jest słaba :-)
No cóż, jesteś naprawdę niezwykle miły. Co do pamięci, to mamy ją dobrą, bo oglądaliśmy ten serial wiele razy. A opowiadania także wiele razy czytaliśmy. Za każdym razem, jak czytasz, to zapamiętujesz inne szczegóły i na tym polega m.in. urok czytania książek. Mówię poważnie :) Poza tym Holmes to osobny dział literatury. To nie zwykłe kryminały. To klasyka przez duże K :) Serial z Brettem także samo :)
Co do serialu, to obejrzałam go, chyba, 2 razy. Jeśli chodzi o opowiadania, to jestem na bieżąco, bo właśnie kończę czytać kanon (dopiero po raz drugi ;) ), a po każdym przeczytanym opowiadaniu oglądam odcinek :D więc więcej zapamiętuję, bo (siłą rzeczy) zwracam większą uwagę na zmiany i podobieństwa, ale wystarczy, że zrobię sobie roczną przerwę i już nic nie będę pamiętać ;)
Wojteczku – czytaj, oglądaj i podziel się swoimi spostrzeżeniami, bo na pewno wiele przeoczyliśmy ;)
Masz rację, rzeczywiście Burke bardziej pasuje na romantycznego kochanka niż na dżentelmena w średnim wieku. No i będę się przez Ciebie śmiać przez najbliższe kilka dni z tej sceny z Cubbitem i eksperymentem! :D to rzeczywiście było świetne! W ogóle jest tutaj cała masa takich smaczków, które nie wiadomo czemu ale bawią :)
A potem w "Złotych binoklach" Holmes dodał "Cóż za ironia" i odwrócił się jakby go to bardzo zabolało. Oj tak, to było dobre, w ogóle można powiedzieć, że w tym odcinku to Holmes był Watsonem - ciekawa koncepcja.
Pamiętam, że przeczytałam kilka opowiadań (skupiając się głównie na zagadkach), jakieś półtora roku później z nudów nadziałam się na tą serię i co mnie uderzyło, to właśnie to, że Holmes się śmiał. Nie wydawało mi się, żeby Holmes kiedykolwiek się śmiał,a już na pewno nie tak bardzo i nie tak często. Zakupiłam więc cały kanon i zaczęłam wszystko czytać od początku - i to wszystko tam było - Holmes śmieje się właściwie w każdym opowiadaniu, a przynajmniej uśmiecha, nie wiem dlaczego mi to umknęło.
Również uwielbiam jego śmiech, no i nie zapominajmy o "Rytuale Musgrave'ów" (zwróć uwagę na Hardwicke'a, który już nie wytrzymuje i też zaczyna się uśmiechać).
Jeśli chodzi o "Skandal w Bohemii", to bawią mnie zawsze 2 sceny - żywcem wzięte z opowiadania, ale kapitalnie zrobione - moment kiedy Holmes mówi o suwenirze, którego dostał od Ireny Adler i sposób w jaki wypowiada słowa 'Będę go nosił na łańcuszku' i mina Burke'a (który jak zwykle je xD) oraz kiedy Holmes ignoruje wyciągniętą do niego rękę króla i wychodzi z domu Ireny Adler i Watson, który jak zwykle czuje się zobowiązany do jak najbardziej poprawnego zachowania :) i co mnie zawsze uderza, zarówno w opowiadaniu, jak i w odcinku - król, który nie wyczuwa ironii, kiedy Holmes mówi, że z tego co zauważył „rzeczywiście, Irena Adler prezentuje zupełnie inny poziom”. Swoją drogą - świetna aktorka, naprawdę rewelacyjnie zagrała.
Co do "Boscombe Valley", to lubię jeszcze, jak Holmes mówi, że to świeże powietrze go zabije, a potem jak jadą dorożką "o, patrz! Bażant!" :D
Hahaha, tak, "Samotna cyklistka", to też dobry odcinek. Na przykład jak ta kobieta do nich przychodzi, siedzi biedna na tym krzesełku, z jednej strony Watson z wielkim skupieniem przygląda się jej dłoni, z drugiej Holmes delikatnie dotyka jej podbródka :D Watson czający się na tego rowerzystę, albo reakcja ludzi w pubie jak Holmes wymachuje rękoma, a potem jego słowa do Woodley'a 'Nie, nie, tylko prostak uderza wierzchem dłoni, dżentelmen stosuje lewy prosty *pach*, a ja jestem dżentelmenem!', i oczywiście wspomniana przez Ciebie scena (kiedy Watson opatruje ranę) i chichot Holmesa; oprócz tego sposób w jaki Watson zatrzymuje tego konia na drodze i, kiedy na końcu siedzą już w domu Carruthersa i ten mówi, że cieszył go sam fakt, że Panna Smith przebywała w jego domu - Watson odpowiada z widocznym oburzeniem, że dla niego to nie miłość, tylko egoizm, podczas gdy Holmes siedzi w całkowitym bezruchu z miną jakby w ogóle nie wiedział co się dzieje ^^ (odwrotna sytuacja ma z kolei miejsce w "Garbusie", kiedy Holmes przesłuchuje służącą i pyta, czy jej chlebodawcy wcześniej się kłócili - mimika Burke'a prawie w ogóle się nie zmienia, za to na twarzy Bretta zachodzi wiele przemian).
Oczywiście, mi też nie wszystko się podoba. Tak jak piszesz, ten koszmar na początku "Lekarza i jego pacjenta" - na wet nie wiem o co w nim chodziło, a już tym bardziej nie wiem po co on.
Tak samo z koszmarami i z tym włóczeniem się po ulicach w "Szlachetnie urodzonym kawalerze", siedzenie na krawężniku w strugach deszczu i darcie się "cholera!" to też 'bardzo twórcza' scena. Ten film najmniej podoba mi się z całej serii, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wręcz mi się nie podoba (z wyjątkiem wybuchów Holmesa - Brett grał takie sceny genialnie… ale świetna gra aktorska nie nadrobi lichej fabuły). Może scenarzyści chcieli za wszelką cenę dać coś od siebie… nie mieli dobrego pomysłu, a prawie całkowicie przerobili opowiadanie… nie rozumiem czemu się potem dziwili i oburzali, że córka Doyle’a ich krytykowała. (no chyba, że my po prostu nie rozumiemy przesłania filmu? ^^)
Jeśli chodzi o "Mistrza szantażu" również mam ogromny żal za wycięcie tego dialogu i tego, kiedy Holmes oznajmia, że zamierza się włamać, a Watson nie chce go puścić samego. Natomiast podoba mi się lekka zmiana w rozmowie, kiedy Holmes oznajmia, że się zaręczył - w opowiadaniu Watson zaczyna mu gratulować, tu natomiast jego reakcja jest na zasadzie"ta, jasne" :D Nie wiem też po co scena, w której Holmes się kąpie oO jak już pisałam, mam mieszane uczucia co do przedstawienia tej całej sytuacji z Agatą, a szczególnie jeśli chodzi o pocałunek. Dobrym akcentem jest jednak fakt, że kiedy Holmes (już bez przebrania) odwiedza Milvertona, przechodzi obok niej obojętnie, lecz ona go rozpoznaje. Ale… Watson i Holmes mieli móc spokojnie wejść w nocy do domu Milvertona, bo pies miał być uwiązany, ponieważ Holmes spotykał się wieczorami z Agatą… ale skoro ona zorientowała się, że ją oszukał… czy pies w dalszym ciągu byłby uwiązany?
Odnoszę wrażenie, że im dalej w las coraz bardziej scenarzystów ponosiła wyobraźnia i chęć dodawania coraz to większych zmian, a szkoda.
Ja przyznam z żalem, że najpierw obejrzałem serial, a potem dopiero przeczytałem wszystkie dzieła o Holmesie. Ale nie była to moja wina, albowiem dopiero od kilku lat wydaje się w polskich księgarniach wszystkie dzieła o Holmesie i to dokładnie tak podzielone, jak je podzielił w zbiory sam Doyle. Przedtem można było kupić dwie książki: "Zagadki Sherlocka Holmesa" oraz "Przygody Sherlocka Holmesa" oraz wielce popularnego "Psa Baskervile'ów". Dlatego czytałem tylko te, potem kupowałem wydawany na DVD serial o Holmesie z Brettem i byłem (i wciąż jestem) pod jego wielkim wrażeniem. Choć muszę przyznać, że z niektórymi odcinkami jest tak jak powiedziałaś: że im dalej w las, tym bardziej scenarzystów ponosiła wyobraźnia. Nie mówiąc już o tym, że niestety późniejsze odcinki były już niekiedy zbyt groźne i nie zawsze udało im się zachować atmosferę i urok, jaki miały te pierwsze. Choćby OSTATNI WAMPIR czy SZLACHETNIE URODZONY KAWALER są zbyt mroczne. Choć sama intryga tego ostatniego mnie ciekawi, ale razi mnie odstępstwo od Doyle i dodania do tego wątków z DAMY W WOALCE. I zasmuciło mnie, że nie zekranizowali wielu opowiadań. Porównałem wszystkie dzieła o Holmesie z odcinkami serialu i oto opowiadania, które nie doczekały się wersji z Brettem i Hardwickiem (lub Burkiem):
1. Żołnierz o bladym obliczu
2. Zaginiony skrzydłowy
3. Dziedzice z Reagete
4. Lwia grzywa
5. Gloria Scott
6. Żółta twarz
7. Urzędnik maklerskiego biura
8. Kciuk inżyniera
9. Zaginiony narzeczony
10. Pięć pestek pomarańczy
11. Korona z beryli
12. Czarny Piotr
13. Trzej studenci
14. Emerytowany sprzedawca farb
15. Ostatni ukłon
Dodajmy do tego jeszcze dwa odcinki, których akcję wpleciono w zupełnie inne opowiadania czyli TRZEJ PANOWIE GARRIDEB oraz DAMA W WOALCE. Że nie wspomnę o powieściach STUDIUM W SZKARŁACIE oraz DOLINA STRACHU. Czyli mamy więc 19 odcinków o Holmesie, jakich zabrakło w całym serialu. Moim zdaniem to poważny brak. Poza tym dziwi mnie, że nie podzielono wszystkich odcinków do odpowiednich serii np. "Samotna Cyklistka" dzieje się w PRZYGODACH, podczas gdy powinna dziać się w POWROCIE, zaś "Człowiek z blizną" dzieje się w POWROCIE, a powinien w PRZYGODACH. Takich pomyłek serii mamy sporo. Na pewno je zauważyłaś. Ja sam zauważyłem te braki dopiero później. Albowiem od dwóch lat dopiero posiadam książkę KSIĘGA WSZYSTKICH DOKONAŃ SHERLOCKA HOLMESA, która zawiera w sobie wszystkie dzieła o Holmesie: 4 powieści i 56 opowiadań i w takim podziale, jak je podzieli Doyle. I jak je czytałem i porównałem z serialem byłem chwilami nieco zawiedziony serialem, ale nie przestałem go lubić. Uważam, że niektóre zmiany w serialu wyszły na korzyść jak choćby ukazany w GRECKIM TŁUMACZU pościg za przestępcami, w którym dużą rolę odegrał Mycroft. Albo np. opowiadanie GARBUS jest nieco nudne - Holmes sam rozwiązuje całą sprawę, zabiera Watsona jedynie na rozwiązanie, po drodze mu wszystko opowiadając. O wiele lepiej jest to ukazane w serialu. Podobnie jest w PRZEDSIĘBIORCY BUDOWLANYM Z NORWOOD, gdzie Holmes i Watson oboje odkrywają wiele spraw np. Watson dowiaduje się, że Oldacre złożył dotacje na niejakiego Corneliusa (którym był on sam) - godna uwagi jest mimika Burke'a, kiedy oznajmia o tym Holmesowi. Nie mówiąc o tym, że w opowiadaniu Oldacre'a użył jako rzekomego swego ciała mięsa królików, natomiast w filmie zabija włóczęgę, dlatego zostaje za to powieszony - nawiasem mówiąc zasłużył bydlak na to. Takie zmiany są moim zdaniem lepsze. W sumie to nawet w RYTUALE MUSGRAVE'ÓW lepiej wypada takie ukazanie akcji jak w filmie, a nie w opowiadaniu. Również różne komentarze bohaterów Holmesa, Watsona i innych w serialu, które w opowiadaniach niestety nie padają jak wspomniana przez ciebie uwaga Watsona, kiedy Holmes mu mówi, że się zaręczył. Watson mówi "Bardzo śmieszne". Albo np. kiedy Holmes w odcinku SAMOTNA CYKLISTKA jedzie na wieś, by dowiedzieć się czegoś o swoich przeciwnikach. Watson chce z nim jechać, Holmes odmawia. Watson więc mówi "Zajrzyj do karczmy, to centrum plotek". A Holmes "Doskonale, Watsonie. Świetny pomysł". Genialna rozmowa moim zdaniem. Albo boks Holmesa z Woodleyem z wymianą zdań, o której mówiłaś. Genialna. Brakuje mi jej bardzo w opowiadaniu.
Co do snu Suttona w odcinku LEKARZ I JEGO PACJENT wydaje mi się, że twórcy chcieli pokazać strach bohatera o swoje życie i jakoś naprowadzić na trop jego przeszłości. Bo w końcu w tym śnie Sutton widzi siebie w trumnie leżącego na stosie złotych monet (symbol sprzedania kompanów). Ale jednak sam sen jest moim zdaniem, użyję tego słowa, psychiczny i straszny. Zresztą taki motyw snu jest dość typowy dla seriali BBC. Zauważyłaś? Nie wiem, czy widziałaś serial o Herkulesie Poirot. W jednym odcinku ZERWANE ZARĘCZYNY ukazano sen Poirota - scena straszna, nie mająca sensu i nieźle strasząca. Podobnie w odcinku A.B.C. który sam jest zrobiony dość strasznie jakby horror. Albo serial DYNASTIA TUDORÓW, gdzie w jednym odcinku podczas zarazy pokazano wyobraźnię króla Henryka VIII, która budziła strach nawet w ludziach o mocnych nerwach. Albo sen Anny Boleyn, w której widzi ona, jak jest złapana przez swoich wrogów, wsadzona do żelaznej klatki i spalona. Takich scen jest więcej. Widocznie BBC specjalizuje się w takich obrazach. Moim zdaniem nie powinni się bawić w takie coś. Bo ludzi tylko straszą.
No faktycznie w MISTRZU SZANTAŻU motyw z owym psem jest moim zdaniem poważną nieścisłością. Poza tym jeszcze ja zwróciłem uwagę na odcinek LEKARZ I JEGO PACJENT. Holmes mówi, że Sutton był najgorszy z całej bandy, tak jakby hersztem. Zdaje się być to potwierdzone w opowiadaniu. A tymczasem w retrospekcji odcinka pokazano Suttona jako członka bandy, ale nie zwyrodniałego mordercę (jak powieszony za zabójstwo Cartwright). Naprawdę najgorszym wydawał mi się właśnie ten, który zabił strażnika, za co notabene go powieszono (zauważ jednak, że w opowiadaniu Doyle nie mówią o zabójstwie strażnika i pana Cartwrighta wieszają nie podając jednak ku temu powodów. Dziwne, co nie?). A tymczasem Sutton wydaje się, że zdradził kompanów dlatego, że przestraszył się zabójstwa strażnika i dlatego by uniknąć ponoszenia losu tych zwyrodnialców został policyjnym informatorem. Czyli więc Sutton zdaje się być kimś pozytywnym. Natomiast w opowiadaniu Doyle'a Holmes mówi o nim tak, jakby był najgorszym bydlakiem z nich wszystkich i poszedł na współpracę z policją z pobudek czysto egoistycznych. Holmes niestety nie wdaje się w szczegóły tej sprawy, ale jednak to kolejna poważna zmiana w serialu. Poza tym podejrzewam (choć w opowiadaniu o tym nie mówią), że to Sutton zabił strażnika i chcąc uniknąć odpowiedzialności poszedł na współpracę i obciążył winą za to jednego z kompanów. W takim świetle Sutton to bydlak, który dostał to, na co zasłużył. Niestety Doyle pozostawił sporo niedomówień w tej kwestii więc względem tej postaci mam dość mocne wątpliwości. Ale wracając do tematu naprawdę zauważyłaś pewnie, że Holmes mówi o Suttonie "najgorszy z całej bandy", a tymczasem retrospekcja pokazuje go bardziej jako ofiarę podłości swoich kompanów, nie największego łajdaka. Zauważyłaś?
'Kciuk inżyniera' nie został sfilmowany? Hmmmm...byłem niemal pewien, że był zrealizowany. No ale może mi się wydaje. Może mi się myli z 'Greckim tłumaczem'.
Wiem o czym mówisz! Jak czytałam ostatnio to, też byłam święcie przekonana, że to nakręcili, nawet miałam przed oczami jakby to mogło wyglądać w ich wykonaniu :D
No tak, niestety jeśli chodzi o dostępność filmów i książek to w Polsce jest z tym dość duży problem. Mam wrażenie, że ta "Księga wszystkich dokonań SH", którą z resztą sama posiadam (bo na kupowaniu oddzielnie można by zbankrutować), została wydana tylko dzięki temu, że zaczyna się nowa fala Holmesów (wersja kinowa + 2 seriale). Miejmy nadzieję, że się to kiedyś zmieni i łatwiej będzie można znaleźć to, czego się szuka ;)
Starałam się oglądać i Poirota i Dynastę Tutorów, ale jakoś mnie nie zafascynowały, może byłam zbyt mało cierpliwa ;) Co do koszmarów sennych - może wymyślili sobie taki sposób na przyciąganie widza? Bo innego powodu nie widzę. Mówisz, że te odcinki były groźne i mogły przerażać widza, to prawda. A co miał powiedzieć biedny Brett, który borykał się z chorobą psychiczną (o którą wiele osób podejrzewa też Holmesa), a oni jeszcze na siłę podkręcali dramatyczność i niekiedy mroczny klimat, a on w tym wszystkim musiał siedzieć (od samego oglądania "Szlachetnie urodzonego kawalera" można ze świrować)? Wiem, że na początku Jeremy bardzo walczył o Doyle'a, co się więc stało? dał sobie spokój? nie miał już siły na dalsze jałowe dyskusje? twórcy przestali się przejmować tym, co Brett miał do powiedzenia, a on tak po prostu odpuścił? Po co ciągnęli te zmiany dalej, skoro spotykali się z krytyką? To wszystko jest trochę dziwne... Też uważam, że dobrze by było, gdyby dokończyli kanon. Dlaczego w ogóle powstawało tak mało odcinków w ciągu roku?
Co do "Rytuału Musgrave'ów" zgadzam się w 100%. Udało im się parę razy zrobić coś takiego, że aż pomyślałam 'Szkoda, że Doyle tego nie opisał". ;)
Generalnie z Holmesem jest ten problem, że przeważnie sprawy opowiadane są z perspektywy Watsona, 1/3 opowiadania, to cytowanie tego co powiedział klient, jakaś 1/5 to wyjaśnianie przez Holmesa jak doszedł do rozwiązania zagadki, a 1/5 z tego co pozostało to opisy domów, widoków i ludzi, więc na jakąkolwiek akcję zostaje niewiele. Tak to mniejwięcej wygląda. Dlatego też nie mam pretensji do Granady, wręcz jestem wdzięczna, za to, że Watson tam wszędzie był, bo inaczej serial byłby strasznie przegadany.
Jeśli chodzi o odcinki i ich umiejscowienie w seriach - też mnie to zastanawia. Może wybrali na początek to, co ich zdaniem wydawało się najprostsze do zrobienia i najciekawsze, żeby zobaczyć jaka będzie reakcja publiczności, a potem to juz wybierali na chybił trafił? Nie mam pojęcia. Jeśli chodzi o Suttona, może chodzi właśnie o to, że był najgorszy bo ich zdradził? a może własnie daltego, że był najgorszy ich zdradził, żeby uniknąć kary? Widać Granada tak samo dbała o szczegóły jak i Doyle ;)
Napisałeś o Watsonie, który czasem coś odkrył - ogromny plus dla Granady za ten pomysł! Praktycznie zawsze, Watson przedstawiany jest, po prostu jako idiota. Wiadomo, że nie był tak bystry jak Holmes, że sam bywał często zaskoczony dedukcją, itd. Ale ludzie zbyt często skupiają się na tej różnicy pomiędzy Holmesem a Watsonem, a zapominają o różnicach w podejściu do ludzi, w postrzeganiu świata, itd. Jak czytasz książkę, to widzisz, że Watson pisze, że wie co Holmes ma na myśli, albo wie na podstawie czego coś wydedukował, zdecydowanie trudniej jest to przedstawić w filmie. Dlatego właśnie Granada zastosowała drobny zabieg – czasem jakiś książkowy monolog Holmesa zamieniony został w dialog pomiędzy przyjaciółmi, czasem Watson na coś wpadł, czasem zadał jakieś pytanie (co zaskakiwało Brettowego Holmesa), czasem nawet wykazał się jakąś inicjatywą - i to wszystko w bardzo subtelny sposób (bo nie brakowało też momentów, kiedy Watson nie błyszczał intelektem) pozwoliło spojrzeć na Watsona z nieco innej strony.
(Przypomniało mi się jeszcze jak w "Nakrapianej przepasce" Watson chodził na kolanach starając się stosować metody Holmesa :D).
W ogóle nie wiem czy widzieliście, ale powstał jeszcze taki krótki odcinek http://www.youtube.com/watch?v=qIN5_NgUbOQ ;)
Mnie się pod względem edytorskim ten zbiór wszystkich opowiadań i powieści o Holmesie nie specjalnie podoba. Nie wiem jak to wygląda w wersji anglojęzycznej, ale u nas, takie odniosłem wrażenie, naćkano tekst i ciężko odseparować opisy od dialogów. Poza tym nie jestem w pełnie przekonany co do tłumaczeń.
Chyba niedoścignionym mistrzem przekładów Conan Doyl'a pozostanie Tadeusz Evert. Ja mam zbiór opowiadań z 1967 roku, gdzie połączono w całość pochodzące z 1960 roku dwa tomy - Sherlock Holmes niepokonany i Doktor Watson opowiada, i bardzo tę wersję sobie chwalę. Kiedyś tłumaczyli ludzie, teraz, mam czasem takie uczucie, tłumaczą translatory.
Jedyna wada jest taka, że nie ma tam wszystkich opowiadań, no ale inne mam w innych wydaniach, choćby w 'Ostatniej zagadce Sherlocka Holmesa' oraz kilku zbiorach, które ukazały się w latach 90. Ogromnym plusem tej ostatniej zbiorczej wersji jest to, że są tam opowiadania, których wcześniej nie znałem.
Z tego co wiem, to było kilka wydań, nawet po angielsku i czasem to samo opowiadanie znajduje się w różnych zbiorach. Jeśli chodzi o oryginalną wersję, to tam równie trudno odróżnić dialogi od narracji. Jeśli chodzi o tłumaczenie, to zgadzam się w 100%. Miałam szalony pomysł spróbowania przeczytania tego w oryginale, czasem zaglądałam do polskiej wersji - jak nie wiedzieli jak coś przetłumaczyć, to to pomijali, jak nie byli pewni, to wstawiali coś na chybił trafił, a czasem zdarzało się nawet, że z oryginalnego tekstu wynikało, że SH powiedział coś serdecznym tonem, a z polskiego tłumaczenia wynikało, że odezwał się chłodno. Na prawdę przeciętny człowiek, nawet nieznający języka, gdyby dostał dobry słownik i zasady gramatyki dałby radę przetłumaczyć to lepiej. A mistrzostwem już było, kiedy SH powiedział do Watsona “Wedlock suits you” i słowa 'wedlock' w ogóle nie przetłumaczono. Na prawdę nie wiem za co im płacą...
"Skandal w Bohemii" zaraz na początku, jak Watson przychodzi do SH ;) (przynajmniej w mojej wersji tego nie przetłumaczono)
Aż sprawdzę jak to przetłumaczono w książce :-) A co do ebooka...hmmm...chyba milion lat upłynie nim będzie można ten rodzaj czytania traktować całkiem serio skoro idą na taką łatwiznę.
W mojej książce jest normalnie, nie mniej jednak ebooki też powinny być należycie tłumaczone... Generalnie, jeśli chodzi o ebooki to są one praktyczne tylko pod jednym względem - kiedy czegoś szukasz i nie chcesz wertować całej książki, poza tym ani one wygodne, ani zdrowe dla oczu.Ponadto zdecydowanie bardziej wolę trzymać w ręce książkę, niż jakieś urządzenie. W ogóle muszę powiedzieć, że udało mi się kupić świetnie wydaną angielską wersję kanonu - format trochę większy niż A5, więc nie za duży i zdaje się, że jest przedrukiem ze "Strand Magazine" - są piękne inicjały, nagłówki, kolumny i oryginalne ilustracje Pageta (i nie tylko, jak się okazuje), natomiast polska wersja stanowi idealny kontrast - wielkie tomiszcze, formatu niemalże A4, w twardej oprawie (z której ścierają się litery oO a nie ma nawet 2 lat) i z tłumaczeniem, które mogłoby być lepsze. ;)
Szkoda, że nie można edytować, więc muszę dopisać osobnego posta.
"Napisałeś o Watsonie, który czasem coś odkrył - ogromny plus dla Granady za ten pomysł! Praktycznie zawsze, Watson przedstawiany jest, po prostu jako idiota."
Otóż ja mam wrażenie, że jako idiotę Watsona przedstawiano w ekranizacjach, za co winę ponosi wersja z lat 40 z Nigelem Brucem, który tak właśnie zagrał Watsona - jako sympatycznego, dobrodusznego, prostolinijnego, fajtłapę. W książkach, taka jest moja opinia, Watson jest zupełnie inny. Nie ma przenikliwego umysłu jak Holmes, ale jednocześnie jest bystrym obserwatorem jego poczynań. Nie widzę w nim jakiegoś idioty czy fajtłapy. To filmy i seriale przeważnie tak go prezentują.
Prawdę mówiąc to masz rację. Zwykle pokazują Watsona jako osobę bardzo ograniczoną umysłowo czy niekiedy wręcz romantycznego idiotę, który ulega urokowi kobiet i który choć dokładnie obserwuje starania Sherlocka nigdy nie umie go w żaden sposób naśladować. A szkoda, bo moim zdaniem jest to dość mocno krzywdzący obraz doktora Watsona. A skoro o nim mowa polecam ci film, w którym sparodiowano przygody Holmesa. Nie pamiętam tytułu, ale w tym filmie pokazali, że to właśnie Watson rozwiązywał te wszystkie zagadki, a Holmes był aktorem wynajętym przez niego. I po jakimś czasie Watson chciał zerwać umowę z Holmesem, bo ten się za bardzo wynosił. Ale zmienił to powrót Moriarty'ego, który porwał Watsona i gamoniowaty Holmes musiał główkować i cudem udało mu się rozwiązać zagadkę, uwolnić Watsona, pokonać zło i naprawdę stał się geniuszem, a do tego zaprzyjaźnił się z Watsonem i oboje zaczęli kontynuować działalność detektywistyczną. Świetny film moim zdaniem. Polecam.
A tak, to jest film z Benem Kingsleyem i Michaelem Cainem. Ale tytułu nie pamiętam. Zdaje się, że pojawia się tam profesor Moriarty.
Tak, owszem. Pojawia się tam Moriarty. Ponieważ zasugerowali, że to Watson, a nie Holmes, rozwiązuje zagadki kryminalne, zasugerowali również, iż Moriarty przeżył walkę nad wodospadem Reinchenbach i próbował się mścić na naszych bohaterach. Nawiasem mówiąc bezskutecznie.
A propos znasz może film LIGA NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW? Tam pojawia się wiele znanych postaci z literatury XIX w, w tym Moriarty. A w komiksie, na podstawie którego powstał film, pojawił się również i Mycroft Holmes.
No tak, wersja o której piszesz miała moim zdaniem ogromny wpływ na postrzeganie SH. Rathbone był chyba pierwszym aktorem, który znany był na całym świecie z roli Holmesa, i który był z nim utożsamiany. Rathbone też jako pierwszy zaczął chyba nosić czapkę, określaną mianem 'deerstalker' - w prawdzie nie nosił jej w kółko, całe szczęście, ale to też pewnie nie pozostało bez wpływu na dalszy wizerunek Holmesa. :)
Czapkę, o której mówisz narysował po raz pierwszy Sydney Paget do opowiadania Conan Doyl'a 'THE COPPER BEECHES'. Tu załączam link.
http://168.144.50.205/221bcollection/images/copp-23.jpg