Kilka przemyśleń tuż po obejrzeniu...
1. Koreańczycy są naprawdę beznadziejnymi kierowcami. Parkują, gdzie chcą i potem jeszcze mają pretensje, że im samochód ktoś odholuje :P
2. Wielka gwiazda tenisa ćwiczy z wielkimi kołami w uszach. To znaczy, kolczykami wielkości koła. Brak słów. Choć bardziej mnie dziwował fakt, że główni bohaterowie wpadali na siebie tak często, jakby Seul był jakąś wioską, a nie stolicą :PPP
3. Dong Wook Lee jest boski i oficjalnie ląduje w moim prywatnym rankingu ciach z Azji. I to na wysokiej pozycji :D
4. Główna bohaterka to prawdziwy szoszon, już dawno żadna z kobiecych głównych postaci tak mnie nie ubawiła. WIELKIE BRAWA :p
5. Gdzieś w komentarzach przeczytałam, że pod koniec robi się ckliwie aż do przesady. Owszem, ale nie było tak źle. Przynajmniej ja się nie wzruszyłam, co zdarza mi się nagminnie na każdej dramie, jaką oglądam. Ta była pierwsza, gdzie chusteczki pozostały nieużywane.
6. MUZYKA...Coś fantastycznego. Przeróbka muzyki klasycznej i ten piękny kawałek Stinga z "Leona zawodowca" przebijający się od czasu do czasu - naprawdę idealnie.
7. Szczęśliwa siódemka, więc powinna być ocena końcowa. No cóż, byłoby mocne 9, ale ostatnia scena w windzie troszkę zazgrzytała. No dobrze, po prostu ją zmaścili. Więc tylko 8, ale z plusem :) Ktoś zna podobne perełki?