Pierwsza, druga, trzecia? Proszę o uzasadnienie.
Ja najbardziej pokochałam (tak, zdecydowanie mogę to tak nazwać) drugą generację. Co
zresztą jest dziwne, bo kiedy obejrzałam pierwsze dwa sezony skins, nie wyobrazałam
sobie, że nowa obsada może mi się spodobać. Obejrzałam trzeci sezon z niechęcią,
nastawiona negatywnie, nie przypadł mi do gustu, czwartego mi się nawet nie chciało. Kilka
miesięcy póżniej postanowiłam dać jeszcze jedną szansę drugiej generacji, tak o, z nudów. Po kilku
odcinkach wciągnęłam się o wieeele bardziej niż na początku. Trzeci i czwarty sezon
obejrzałam w dwa dni. Teraz ZDECYDOWANIE wolę drugą generację, która ma tę magię...
Obydwie są genialne, ale chyba bardziej podoba mi się generacja 2. Tak samo, obejrzałam w niecałe 3 dni te 2 sezony i jestem zachwycona. Napewno wrócę jeszcze do tych sezonów.
druga generacja jest moją ulubioną. owszem, pierwsza też miała w sobie dużo magii, jednak bohaterowie z drugiej serii bardziej do mnie przemawiają. ;)
Lubie tak samo 1 i 2 generacje, chociaż szczerze mówiąc gdyby nie było Effy to nawet nie dałabym szansy następnym sezonom. A 3 generacja to porażka.
Moją ulubioną generacją bez względu na wszystko pozostanie 2 generacja. Choć nie sądziłam, że polubię ją bardziej od pierwszej. A jednak ;) Natomiast 3 zupełnie mi nie podeszła. Jedyne postacie, które mnie nie denerwują to Rich i Grace. Zobaczymy co bd w 6 sezonie.
Zdecydowanie wybieram generację 2.
W zasadzie nigdy nie polubiłam pierwszej bo jakoś tak się zdarzyło że zaczęłam od drugiej i tak się wciągnęłam że obejrzałam w 2 dni i do tej pory wracam do sezonu 3 i 4 .
2 generacja miała klimat i wyraziste postacie a kiedy oglądałam gen 1 przyłapywałam się na tym że robię to z przymusu - tylko żeby obejrzeć i mieć z głowy.
Co do gen 3 to nie wiem jeszcze co powiedzieć na ten temat bo jeszcze czeka mnie 6 sezon i może mnie zaskoczą.
3 gen jest jak do tej pory najmniej zgranym składem i obawiam się że tak zostanie.
Trudno wybrac, jednak ja chyba najbardziej pokochalam generacje 1. Ma to cos, wciagnelam sie niesamowicie, wydaje mi sie ze paczka z 1 generacji byla bardziej zgrana i zzyta ze soba. Ale i 2 generacja nie pozostawiala wiele do zyczenia, bo jak myslalam ze to juz nie bedzie to samo, watki beda nieciekawe i nudne, teraz moge stwierdzic iz bardzo sie mylilam.. ; ) Genialna.
Natomiast generacje 3 pozostawie bez komentarza..
ja oglądałam obie z kilkumiesięczną przerwą, bo tak samo ja u was, szkoda mi było moich ulubionych bohaterów.
w sezonach 3 - 4 obserwowałam tylko trójkąt cook - freddie -effy, reszta moglaby dla mnie nie istniec. a w pierwszych sezonach lubilam wszystkich bohaterow, wiec bede za pierwzsa generacja.
nowych jeszcze nie widzialam :)
A u mnie właśnie trójkąt z Effy w roli głównej był wątkiem, który najbardziej w 2 generacji mnie denerwował i nudził.I przez ten wątek straciłam sporo sympatii do Effy, którą ogólnie uwielbiałam.
U mnie wygrywa zdecydowanie 1 generacja - dużo mniej naciągane wątki, prawdziwsze postaci, jakby lepiej poprowadzona historia i bohaterowie, którzy są prawdziwą paczką przyjaciół.Ale 2 generację też bardzo lubię, mieli kilka świetnych wątków.Co do 3 generacji - mają jeszcze sezon, żeby się wykazać, narazie jest kilka postaci, które lubię (Alo<3, Rich, Franky) i kilka których niecierpię (Liv! Mini, Matty), a w poprzednich lubiłam wszystkich.Poza tym, fabularnie jest narazie średnio, na odcinkach Grace czy Liv trochę się wynudziłam.
Ludzie, co z wami nie tak? 1 generacja - mistrzostwo świata. Nie było postaci, której nie lubiłam. Effy mnie czasami irytowała, ale jej nie zaliczam do 1 generacji, więc to nie o niej teraz powinnam pisać. W 1 i 2 serii uwielbiałam wszystkich i po prostu czułam z nimi tzw. więź. A gdy Chris umarł płakałam pierwszy raz tak szczerze podczas oglądania serialu/filmu. Po prostu majstersztyk.
2 generacja... O ile 3 sezon potrafiłam znieść, był jeszcze w miarę normalny. Uwielbiałam Cooka (i jego tatuaż). No, ale do Chrisa było mu jednak daleko. Effy bez Tony'ego mnie niemiłosiernie irytowała. Bo i ile w poprzednich sezonach ją lubiłam (pomimo tego, że mnie irytowała), bo widziałam, jak bardzo kocha Tony'ego i jak on ją kocha, to w 3 sezonie nie widziałam kompletnie nic. Freddy był strasznie nijaki i nie wywoływał u mnie żadnych emocji. Effy mnie również wkurzała w swoim trójkąciku. Bo przecież skoro kocha Freddy'ego, to niech da spokój Cookowi! No ale cóż... Podczas 4 serii polubiłam Katie. Ale cały 4 sezon wywoływał u mnie tylko i wyłącznie zażenowanie pomieszane z rozbawieniem. Wszystko było tak przerysowane, tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Gdy pan psycholog zabił Freddy'ego nie potrafiłam się bać ani nic w ten deseń. Oglądałam to ze spokojem. A gdy zobaczyłam tą "krew" na drzwiach po prostu zaczęłam się śmiać. No proszę was. Tych podobno zwyczajnych nastolatków spotkało tyle niezwykłych rzeczy i nagle morderstwo jednego z nich przez psychologa jego dziewczyny, w której się ten psycholog zakochał? Niczym scenariusz typowego odcinka Mody na Sukces, łamane na brazylijską telenowelę. Cook znowu udowodnił, że jest "wart" (to nie powinno brzmieć nieskromnie, po prostu nie wiem jak to inaczej ująć) mojej sympatii. Możecie mnie zjechać za nieścisłości, ale nie pamiętam prawie nic z tych dwóch serii.
3 generacja... Jak już ktoś wspomniał, są ze sobą najmniej zżyci. No, ale jak mus to mus. Wciąż nie mamy postaci homoseksualnej (chociaż stawiam na Mini), a Matty denerwuje wszystkich swoim niezdecydowaniem. Frankie lubię. Nie, żebym ją uwielbiała, ale ją lubię. Odcinek Richa był chyba moim ulubionym w całej serii. Nigdy nie widziałam w telewizji tak zatwardziałego metala. Alo jest przeuroczy, zgaduję, że to on umrze. Ale tak naprawdę nie mam pojęcia kto to będzie. Grace jest nijaka, podobnie jak Freddie. Liv jest prawdopodobnie postacią, której najbardziej chciałabym przyłożyć. Ze wszystkich serii. Nawet Sketch (ta od Maxxie'go) się do niej nie umywa. Nick był nudny, ale po ostatnim odcinku go ubóstwiam. Miał niesamowite teksty i zachowanie (jak przystało na pijanego). Ogólnie, generacja nijaka. Ojciec Grace jest uroczy, ale przerysowany i troszkę irytujący. Ten jego sposób na śledzenie Grace był żałosny. Ostatni odcinek był zdecydowanie najlepszy (nie mówię, że mój ulubiony, o tym wspomniałam już wcześniej). I chyba najbardziej zapadł mi w pamięć.
No cóż... Jestem wierna w uczuciach. Jeśli pokochałam 1 generację, 2 i 3 mogę co najwyżej polubić. Czekam ze zniecierpliwieniem na film. Ciekawe jak to wszystko połączą.
W większości chyba mogę się z Tobą zgodzić. Mnie też Effy denerwowała z tym że będąc już z Freddim nie dała sobie spokoju z Cookiem.
Tak jak Ty jestem wierna 1 generacji, po prostu mistrzostwo, aczkolwiek i do 2 generacji się przekonałam. Nie aż tak, ale jednak, oglądałam z ogromną ciekawością i w ogóle się nie nudziłam, natomiast 3 generacja to dla mnie totalne dno, nijak nie potrafię się przekonać. Jedynie Frankie zdobyła moją sympatię, reszta postaci wynudziła mnie niesamowicie i nie wiem czy zacznę oglądać 6 sezon gdy ruszy. Podejrzewam, że nie.
1 seria ma w sobie to coś, jedna wielka sielanka a paczka zgrana ze sobą, druga ekipa aż tak zżyta ze sobą nie była.
Film jak słyszałam z pogłosek ma być w szczególności kontynuacją 2 generacji. Oczywiście pojawi się i 1 i 3, ale najprawdopodobniej film oparty ma być w szczególności na 3 i 4 sezonie.
Wiem, też to słyszałam. Trzecia ma się pojawić tylko w jednej scenie. Ale pamiętam, że kilka tygodni temu przeczytałam na anglojęzycznej wersji wikipedii, że film ma się skupiać na pierwszej generacji. Oczywiście, już po kilku dniach nie było tej wiadomości, więc można z góry założyć, że to kłamstwo. Ale nie rozumiem jednej rzeczy. Skoro film ma się opierać na 2 generacji, to czemu aktorka odgrywająca rolę Effy nic nie wie/działa o filmie? Jeśli się nie mylę, zdjęcia wystartowały zeszłego września, a w marcu Kaya umieściła posta na swoim profilu, jakoby ona nic nie wiedziała o filmie. Więc już się sama pogubiłam...
Chyba sobie żartujesz. Film miał wejść do kin pod koniec zeszłych wakacji. Jest już nawet oficjalny plakat (z dziewczynami z drugiej generacji). Zdjęcia się opóźniają i film będziemy mogli oglądać najprawdopodobniej w styczniu przyszłego roku.
Plakat to fake, to tylko sesja zdjęciowa i fani przerobili to na plakat. Co do filmu, to absolutnie nic się nie dzieje, to że miał wejść nie znaczy, że teraz nagle ruszyli ze zdjęciami. Tak naprawdę nikt z obsady nie jest potwierdzony, nikt nic nie wie, a większość informacji w sieci to tylko przypuszczenia. Pojawił się wywiad z jednym z twórców Skins, ale to pół roku temu, mówił tam, że film 50/50 może powstanie, może nie. Ostatnia informacja jest z firmy producenckiej, która ma się zająć realizacją filmu, a ta informacja to zaledwie jeden tweet, w który było napisane, że film ciągle jest planowany i za jakiś czas może ruszą zdjęcia. I to tyle w temacie.
jak dla mnie 1 i 2 generacja są świetne. 3 też jest niezła, ale nie ma już tej magii.
Druga bez wątpienia. Pierwsza była bardziej oryginalna, ale bohaterowie drugiej są o wiele bardziej interesujący.
Druga generacja najbardziej przypadła mi do gustu. Pierwsza jest odrobinę gorsza, ale trzecia to porażka, nie jestem w stanie nawet obejrzeć odcinka bez przewijania...
4 i 5 NAJLEPSZE *.* wątek z Effy i Freddy'm jest moim ulubionym, to było piękne. Końcówka trochę bez sensu, chciałam się dowiedzieć co się stanie z Effy i innymi i rozpłakałam się w ostatnim odcinku. Ale ogólnie jestem bardzo zadowolona :)
1 generacja jest moją ulubioną, postaci były świetne, dające się z nimi utożsamiac i było więcej sytuacji śmiesznych, dramatycznych, 1 generacja była w ogóle 'bardziej' we wszystkim.
2 w ogóle mi się nie spodobała, jedyną w miarę ciekawą postacią był Cook, wątek Emily i Naomi też był fajny, ale cała reszta to dno. Nie rozumiem zachwytu ludzi nad tą generacją i nad postacią Effy, która była tak nierealna i przereklamowana, że aż przykro patrzec
3 generacja o dziwo spodobała mi się, zwłaszcza po 6 sezonie, kiedy to przekonałam się np. do Liv. Była o wiele mniej mroczna niż 2 i 1, ale też nie zabrakło w niej dramatyzmu. Ta generacja jest taka bardziej optymistyczna i słodka niż poprzednia, co jest fajne, bo to coś nowego.
Pierwsza generacja zawsze będzie moją ulubioną - to klasyk. Uwielbiam każdą postać, każdy odcinek i kocham wszystko co związane z pierwszą generacją.
Drugiej generacji nie cierpię. Jest zdecydowanie różna od pierwszej i trzeciej. Nie lubię postaci ani sytuacji. Wszystko jest tam psychiczne (szczególnie Effy). Żadna postać mnie nie wkręciła. Poza tym ta generacja jest taka smutna...
Trzecia generacja według mnie jest genialna! Bardzo się utożsamiam z bohaterami. Uwielbiam to, że tym razem serial pokazał nowe typy osobowości, jak np. dziwaczka (Franky), sportowiec (Nick), lalunia (Mini) czy rockowiec (Rich <3). Te dwa sezony pokazały coś więcej niż tylko narkotyki i imprezy. Narkotyków i seksu było zdecydowanie mniej niż w poprzednich seriach, za to było więcej miłości, relacji i osobowości. Kocham tą generację i nie rozumiem dlaczego tak niewielu osobom się ta gen. podoba...
dla mnie też najlepsza pierwsza generacja. Szczególnie podobały mi się role Chrissa Sida i Tonye'go. Druga też bardzo w porządku (fajnie zagrał Cook). Trzecią generacje zacząłem oglądać 3 dni temu i jakoś nie mam spoecjalnej ochoty oglądać (a 3 i 4 sezon obejrzałem w 3 dni :) )
Postanowiłam również się wypowiedzieć na ten temat, więc....
Ubóstwiam 1 generację. Każdy bohater miał jakąś swoją wyrazistą historię i był oryginalny. Nie było postaci, którą mogłabym określić słowem "nijaka". Tony, to zdecydowanie jeden z moich faworytów ze wszystkich 6 sezonów. Uwielbiam też Sida. Który jest według mnie zabawny. No i Maxxie. Najprzystojniejszy z całej generacji. ;) 1 i 2 sezon oglądałam jednym tchem. Wciągający, interesujący, zabawny i momentami wzruszający. Momenty łapiące za gardło to np. śmierć Chrisa, wypadek Tony'ego (to jak leżał na tej ulicy, no ruszyło mnie), śmierć taty Sida. No i ta piosenka z ostatniego odcinka 1 sezonu - strasznie mi się podoba to wykonanie.
Z 2 generacji bardzo podobała mi się postać Cook'a i Effy. Wielu osobom się postac Effy nie podoba. Ale ja uważam, że zagrała to naprawdę dobrze. Była interesująca i nieprzewidywalna. Osobiście 2 generacja nie przypadła mi za bardzo do gustu. Nie czułam aż tak dużego żalu z tego powodu że już się kończy i ze z tą generacją trzeba będzie się już pożegnać. Nie powiem, że nie była interesująca, ale nie było w niej nic wyjątkowego.
3 generacja. Na samym poczatku byłam zupełnie nastawiona negatywnie. Niczyja postać mnie nie fascynowała, nie interesowała. Jednak później się rozkręciło. I juz 6 sezon bardzo zyskał w moich oczach. Postać Richa, uważam za jedną z lepszych.Póżniej jeszcze spodobali mi się Alo, Mini i Nick. Denerwowała mnie Franky i Liv.
Jednak pozostaje wierna 1 generacji, która u mnie zajmuję zdecydowanie 1 miejsce. Później jest 3 generacja, a na trzecim miejscu 2 generacja.
W końcu znalazłam osobę, która myśli podobnie jak ja! :D
W 3 generacji też denerwowała mnie trochę Liv i na końcu 6 sezonu Franky odrobinkę (ale i tak je lubię). Ale bardziej od nich denerwował mnie Matty w 6 sezonie. Szczególnie ze względu na to, że zostawił Grace, a potem uciekł na prawie cały sezon...
U mnie wlasnie jest tak ze kocham 3 generacje , 1 i 2 Ma odrazu wielki minus bo byla w nich Effy chodz 2 generacje ogladalam tyle ze wzgledy na JJ ktorego ubóstwiam.
Aczkolwiek ustawie w kolejnosci
od najlepszej wedlug mnie - 3 1 2 ; P
dla mnie zdecydowanie 2 generacja, chociaż 1 też była dobra. pokochałam Effy i Cooka, zresztą Naomi, Freddiego, Katie i Emily też. 3 za to mi jakoś nie pasowała ;>
Po skończeniu 6 sezonu tak jakoś stwierdziłam, że obejrzę sobie jeszcze raz 1 i 2 serię i cieszę się, że to zrobiłam bo upewniłam się przekonaniu, że pierwsza generacja była zdecydowanie najlepsza, najbardziej wciągająca i wzruszająca... W pierwszych dwóch sezonach wszystko jest takie prawdziwe, nie przesadzone- w przeciwieństwie do 3 i 4 sezonu gdzie czegoś było za dużo. Piąty sezon jest jakoś utrzymany w innym stylu, chyba trochę spokojniejszy niż poprzednicy i chyba to mnie w nim urzekło, za to szósty już bardziej przypomina wcześniejsze generacje jednak jest jakoś inny, w dobrym tego słowa znaczeniu... Tak więc zgodzę się z Nanbett i karolaajn... :) 1,3,2
Ludzie, najlepsza jest bezkonkurencyjnie 1! Dwie pozostałe nawet nie powinny być porównywane.
Po pierwsze postaci. W 1 generacji były takie szczególne, każda inna. Pokochałam Tony'ego i Cassie. Denerwowała mnie Michelle, ale w taki dobry sposób (głupio to brzmi, ale chodzi mi o to, że jej postać została idealnie zrobiona i bardzo ciekawa. Jej zachowanie było moim zdaniem denerwujące, ale właśnie dlatego uwielbiałam oglądać jej wątki). Tony jest w ogóle najlepszym bohaterem Skinsów, a jego wypadek był bardzo wzruszający i jednocześnie idealnie dopełniał jego historię. Sid był po prostu uroczy. Taki niezdarny, ale jemu wszystko można było wybaczyć. I "Baby, it a wild world" było PIĘKNE. Ogólnie dwa pierwsze sezony doprowadzały mnie do skrajnych emocji - śmiałam się, a zaraz potem płakałam. Po prostu wątki, postaci i ich relacje między sobą były tak dopasowane, że pierwsze sezony były wręcz idealne. I taka niedokończona końcówka, też na plus!
2 generacja też była dobra. Uwielbiam Effy, była trochę Tonym 3 i 4 sezonu. Taka odważna, nieprzewidywalna, inteligentna. Co prawda wolałam ją w 1 generacji, ale nie zawiodłam się na jej postaci i w dalszych odcinkach. Jak dla mnie świetnie pasowało do niej to niezdecydowanie pomiędzy Freddiem, a Cookiem. Właśnie, Freddy. Najlepsza męska postać w 2 generacji, ale jego śmierć była strasznie nieprawdopodobna. Polubiłam też Pandorę, chociaż była najmniej możliwą (w naszym świecie) postacią. Ogólnie te dwa sezony nie wywoływały u mnie takich huśtawek emocji. Owszem, było mnóstwo wzruszających momentów, jak i zabawnych, ale to już nie to samo. Znowu niedokończona końcówka. Tutaj mniej mi to pasowało, ale jest ok.
3 generacja nie przypadła mi do gustu. Jak dla mnie - najgorsza. Lubię Richa i Grace, moim zdaniem byli idealną parą. Ale dwa ostatnie sezony to już nie jest Skins, bo jak sam tytuł wskazuje, serial ma opowiadać o paczce kumpli, a oni byli jakoś daleko od siebie. Oglądałam sobie ten 5 sezon bardzo niezadowolona, bo to było zwyczajnie nudne. Nie działo się tyle, co w poprzednich, nie było tych emocji. Włączając pierwszy odcinek 6 sezonu myślałam, że będzie podobnie. A po obejrzeniu dwóch następnych - szok! Zrobiło się całkiem ciekawie. Nie cierpię Matty'ego i Liv - miałam ochotę przewinąć, jak tylko kamera pokazywała ich twarze. Pozostałe osoby są całkiem porządne, ale żadna mnie specjalnie nie wciągnęło (no, może Rich). Tyle w tej kwestii. Jakbym miała numerować to po kolei: 1, 2, 3.
W jaki sposób tytuł wskazuje na to, że "serial ma opowiadać o paczce kumpli"(Skins - Bletki)?
jakie niezdecydowanie? gdzie? Effy dość szybko wiedziała doskonale, kogo naprawdę kocha, tylko uciekała przed tym uczuciem. tam nie było żadnego niezdecydowania, tylko strach i ucieczka, przynajmniej do pewnego momentu. poza tym były chwile, kiedy była pokłócona z Fredsem (przykładowo po tym, jak uderzyła Katie, a on nie chciał z nią gadać), to Cook się nią zajął, bo pewnie chciał wykorzystać sytuację. miał okazję się znowu do niej zbliżyć.
w odcinku, kiedy Cook uratował Effy wyznała, że zawsze to w nim podziwiała i kochała - jego odwagę.
no, ale kochać jakąś cechę w człowieku, to jeszcze nie znaczy, że kochamy całego człowieka.
każda generacja/sezon są niesamowite na swój sposób. rozumiem jak ktoś może nie polubić np. 3 gen. ale po co w kółko opowiadać że to nie SKINS ,cieszcie się że było tego tak dużo i macie do czego wracać ;)
ja osobiście zakochałam się w 1 generacji,miałam wtedy rewolucje w swoim życiu i bardzo mi to pomogło. 2 generacja to taki chillout zawsze mogę do tej serii sięgnąć jak się nudzę,3 generacja jest po prostu ciężka ale naprawdę fajna wszystko na tej samej zasadzie tylko inna ekipa. Nigdy nie mogę zdecydować która jest dla mnie najlepsza,ale jeśli muszę stanąć przed takim wyborem zawsze mówię 1 generacja :)
Widzę, że miałam bardzo podobnie do wielu z Was :) Też oczarowana 1 generacją nie sądziłam, że następna może jej dorównać i podchodziłam bardzo sceptycznie do 2 gen. Pierwsza była dla mnie majstersztykiem, zwłaszcza 1 sezon, postaci i historie świetne, wszystko idealnie dobrane, zbalansowany humor, dramaturgia i zabawa. Kompletnie nie kupiłam pierwszych odc. 2 gen, też zrobiłam sobie wtedy przerwę w oglądaniu, wydawała mi się beznadziejna i wymuszona. Parę miesięcy później dałam jej drugą szansę, bez uprzedzeń, lekko już ochłonięta po 1 i 2 sezonie zabrałam się za kolejne. I wciągnełam się!
Od samego początku 2 gen wydawała mi się dużo bardziej przesadzona, odważna, historie i zachowania bohaterów nieco wyolbrzymione, dużo więcej absurdu i patologii. Wątek miłosny Effy i Freddie'go, jak ktoś również już wspomniał, tak mocno zchizowy, że aż nierealny, podobnie jak śmierć Freddie'go - mało życiowe i realistyczne, dużo bardziej przekoloryzowane. 2 gen emanowała przesadą, ale bez wątpienia postaci były intrygujące i ciekawe, wzbudzały różnorodne, silne emocje, tylko mnie osobiście trudniej się było z nimi wszystkimi utożsamić. Chyba najcięższa z generacji.
Wreszcie 3 generacja - początkowo zapowiadała się na lekką wersję Skins. Najlżejszą jak do tej pory, taką słodką. Tutaj od samego początku zauważyłam dużo więcej realizmu w postępowaniu i w tych zwyczajnych, życiowych problemach. Postaci dały się lubić. Ogólnie generacja, w której moim zdaniem jest więcej miłości, mniej dramatyzmu (choć tego też nie brakuje ;). 6 sezon bardzo emocjonalny, zwłaszcza końcówka. W tej generacji każda postać, nawet ta od początku twarda czy bezwzględna pokazała na końcu serce i wrażliwość.
Każda generacja bez wątpienia wzrusza, każda jest inna, ciężko porównywać je ze sobą, bo w każdej było coś lepszego i coś gorszego. Jakby nie patrzeć scenarzyści spisali się, nie zawiedli w żadnym sezonie. Poróżnili je tylko, a zmiana ekip za każdym razem wprowadzała tą świeżość i zupełnie nowe wątki.
Skins ♥
Dla mnie pierwsza generacja najlepsza. Ma ten klimat, tę świeżość, ma Chrisa, ma Cassie, ma momenty, w których się śmiałam i w których beczałam jak dziecko.
Z kolei druga też mnie nie zawiodła. Była naprawdę fajna, chociaż nie tak, jak poprzednia. Może łatwiej ją zaakceptowałam dlatego, że było powiązanie z pierwszymi dwoma sezonami. Ale fakt faktem, że to już była patologia. Jak w pierwszej generacji bohaterowie mieli swoje życie poza imprezami, ćpaniem, czy piciem, tak w drugiej wydawałoby się, że to alkohol i narkotyki to ich główne zainteresowania.
A trzecia... Trzecia, to dla mnie zupełnie inny serial. Zero w nim ducha poprzednich generacji. To nawet nie byli "kumple", ja miałam wrażenie, że trzymają się ze sobą, bo nie mają z kim. Może dwa ostatnie sezony były znośne, ale oceniane przez pryzmat wcześniejszych, wypadają naprawdę słabo.
Tak, więc pierwsza generacja zdecydowanie najlepsza.
Pierwsza generacja jest mistrzostwem świata.
Wydaje mi się że jej fenomen polega na uniwersalności ich problemów.
Tony - wciąż mały chłopiec, bojący się i nieprzyjmujący miłości, bawiący się seksem. Musi się jej nauczyć. No i wypadek, bardzo poważny wypadek, który zabrał mu wszystko. Musiał odbudować siebie na nowo.
Sid - cień najlepszego przyjaciela, popularnego i pożądanego. Ma problemy z nauką i wiarą w siebie. Beznadziejnie zakochany w nieodpowiedniej dziewczynie, pakuje się w relację z jeszcze bardziej skomplikowaną. Musi walczyć, starać się, a anoreksja to coś, z czego nie wychodzi się nigdy. Później zdobywa wymarzoną dziewczynę... ale czy marzenie może go uszczęśliwić? No nie. I nie wiadomo czy znalazł Cassie czy stracił ją.
Anwar - ciężko być muzułmaninem, ale nie to jest chyba problemem. Anwar pokazuje problem z męskich kompleksów. Kwesta bycia prawiczkiem, trudność z doprowadzeniem kobiety, ze znalezieniem w ogóle partnerki. A jak ją znajduje? Pozwala sobie wejść na głowę i zmienić w Maxxiego.
Sketch - mama inwalidka, brak przyjaciół, chłopak, który jest nieosiągalny i nigdy się nią nie zainteresuje. Jest tak zdesperowana w potrzebie kontaktu z tymi ludźmi, że zmieniło się to w obsesję.
Cassie - ucieczka w krzywdzenie samej siebie, anoreksja. Bezpieczeństwo w 'głodzie', zwracanie na siebie uwagi, rozchwiane wartości. Pozwolenie sobie na miłość, która ją zawiodła. I ucieczka. Wieczna, nieustanna ucieczka.
Maxxie - problem z akceptacją orientacji seksualnej przez społeczeństwo i marzenie o sławie i tańcu, na co nie zgadzają się rodzice.
Michelle - popularna dziewczyna, pożądana. która nie ma tak naprawdę oparcia w swoich ukochanym mężczyźnie. To też budzi pewne kompleksy. Później jego wypadek i pogodzenie się z tym. I wyrzutami sumienia. Wyznał jej miłość i wpadł pod samochód... to może walnąć. I tak łatwo było oddać się komuś, kto ją kocha od dawna. O wiele bardziej niż ciągłe zdrady Tonego.
Jal - zapatrzona w muzykę, wręcz maszyna. Ma swój cel zapominając zupełnie o uczuciach, których dopiero musi ktoś ją nauczyć. I późniejsza ciąża w młodym wieku, śmierć ukochanego.
Chris - bawiący się, próbujący wszystkiego nastolatek. Olewa szkołę i korzysta z życia... dopiero później się okazuje że próbuje wszystkiego przed śmiercią, która szybko nadchodzi.
Z takimi problemami bardzo łatwo się utożsamić. Poza tym, kto nie chciałby przeżyć takich imprez jak oni, pomimo tej 'mrocznej' otoczki, mniej pachnącej? I kto nie chce mieć takich przyjaciół do robienia z nimi tego? To było coś nowego, co idealnie wpada w problemy młodzieży. Stąd miłość do nich. No i genialni aktorzy do postaci, to im się wyjątkowo udało!
I już wtedy polubiłam Effy.
I strasznie się cieszyłam że jest w drugiej generacji, która również zagarnęła moje serce.
Tu mieli trudniejsze zadanie. Kolejne trafienie w problemy młodzieży, które nie powtórzą się z pierwszego sezonu.
I tak mamy:
Effy - problemy rodzinne przerzucające się na spokojny świat narkotyków. Krótkie znajomości, świat seksu i narkotyków, balansowanie na granicy rzeczywistości i wytworów narkotycznych. Nie jest przyzwyczajona do miłości, jest to coś nowego. I po doświadczeniach z rodzicami boi się tego. Dlatego jej później odbija, próbuje się zabić. Wie że stanie sie coś złego i nie jest w stanie pohamować paranoi. Ląduje w szpitalu i trafia na psychola. A czy nas nie może zamordować ktoś bez powodu na ulicy? Wielu nienormalnych chodzi po świecie. Nie odbieram tego jako coś nierealnego. To straszny pech. Zobaczcie chociażby 'Tajemnice zbrodni' na blinku.
Pandora - kolejny cień 'popularnej i pięknej'. Z tym że jej to stanowisko odpowiada. Chce czuć się fajna przy Eff, nie tak jak Sid, którego przyjaźń z Tonym opiera się na nieco innych zasadach. Szuka miłości, a kiedy ją znajduje też trochę psuje sprawę śpiąc z Cookiem. Ale podejmuje dojrzałą decyzję zaczęcia od nowa. No i ma nadmiernie opiekuńczą matkę, kolejny problem młodzieży ; d
Freddy - to strasznie dobry chłopak. Nie jest nijaki... jest dobry. Jest czuły i opiekuńczy. Effy go przyciąga, później jest z Katie. Szuka po prostu miłości, ale ma problem z doborem kobiet. To chyba też kolejny problem. Nie uważam jego nijakości za coś negatywnego.
Emily - tu jest jak u Maxxiego, problem homoseksualistów i biseksualistów, ale od innej strony. Ona boi się ujawnić. A jak już to zrobi? Różne związkowe problemy nadchodzą, z którymi trzeba się uporać. Nieszczerość, inne niejasności... A no i początkowy syndrom 'młodszej siostry' i wszystkie problemy z Katie, pomimo bycia bliźniaczkami.
Katie - dążenie do popularności, miłości. Chce mieć wszystko, być pożądana i podziwiana. Tak bardzo że później kończy się to duszeniem Effy w lesie i oberwaniem kamieniem (ah, te grzybki). Później musi się zmierzyć z przedwczesną menopauzą. Niby w tym wieku aż tak bardzo się nie myśli o dzieciach....ALE. Zawsze pojawia się to ale.
Naomi - mama i jej 'dom dla wszystkich' problem osoby w związku z nieujawnionym homo. To zawsze jest trudna pozycja. I ta zmarła, była dziewczyna, ona też wpływa. Oprócz tego Naomi jest jedną z osób, które wiedzą że będą silniejsze bez okazywania uczuć. Jak sama mówi w jednej z ostatnich scen, 'jeśli kogoś kochasz, pozwalasz mu stać się jedyną osobą, która jest w stanie zrujnować Ci życie'. Tego się boi wiele osób, wiele kobiet.
Cook - Ah, pokochałam go, kiedy zrozumiałam. Ojciec, który ma go gdzieś. Pozory, brak opieki i twardej ręki. Matka, która też się nim nie przejmuje za bardzo. Wszyscy go lekceważą, więc on zwraca ich uwagę czym tylko sie da. Łamie zasady, pozwala żeby agresja brała nad nim kontrolę. I pojawia sie Effy. Marzenie. Widzi ją i Freddgo i sam chce zdobyć miłość, której na niej nie wymusi. Wierny jednak jej do końca. I poszukiwanie przyjaźni (uwielbiam jego i Naomi!)
Thomas - przyjezdny, szukający właściwie wszystkiego. Znajduje przyjaźń, miłość. Ale...czy na pewno potrafi wejść do 'tego świata' ? Ratuje później Cooka, musi poradzić sobie ze zdradą. Lojalność, zaufanie, wszystko musi budować od nowa.
Trzecią generacje lubię średnio.... najmniej.
Kocham jedynie:
Mini - problemy z ojcem, z popularnością. Jest suką, która uczy się empatii i wrażliwości na świat wokół niej. No i ciąża. Nie ma odwagi nikomu powiedzieć, a przecież musi. Jedynie jej związek z Alo jak dla mnie jest porażką. Pasują do siebie jak żakiet od Chanel do przerzucania gnoju.
Alex - w końcu wyzwolony homoseksualista! Jednak znamy jego relacje z ojcem i zmarłą babcią. I mimo wszystko nie miał ciągle wokół siebie przyjaciół, dopiero przy Liv ich znalazł. Uwielbiam ich przyjaźń i seria byłaby lepsza gdyby było więcej o nim.
Liv - kocham, kocham. Twarda babka, która musi poradzić sobie z trudną sytuacją w domu. Oprócz tego jej przyjaciółka nie zauważa jej problemów i wbrew sobie niezwykle potrzebuje miłości. I z nią Matty był fajny.
Lubiłam jeszcze Richa i Grace.
Chociaż byli uroczym... tłem.
Ot, po prostu ludzie z dwóch światów, których połączyła miłość. Ona delikatna, z nadopiekuńczym ojcem, on metalowiec niezrozumiany przez otoczenie. Płakałam ze śmiechu jak postanowili wziąć ślub. Cóż, młoda i głupiutka miłość. I późniejsza konieczność pogodzenia się z utratą ukochanej osoby </3
A teraz Ci, których lubiłam mniej.
Matty - jedynie jego przyjaźń z Liv była fajna. Generalnie był bardzo dziwny i sama nie wiem co on chce osiągnąć i po co. O.
A jego problemy? Bunt przed bogatymi rodzicami, szukanie czegoś nowego. A późniejsza ucieczka z miejsca wypadku... z tym też sobie musiał poradzić. A wątek miłości Matty-Franky-Nick był po prostu głupi.
Franky - nienawidzę tej postaci, drażni mnie. Na początku wzbudzała podziw, mimo krytyki otoczenia i prześladowania, Później tylko leciało w dół, Jeszcze w związku z tym blondynem było tak...niebezpiecznie (lubiłam go!) ale później? Klucha i nuda.
No i problemy z byciem adoptowaną, czego wcześniej w Skinsach nie było.
Nick - klucha, klucha, od początku do końca. Wrażliwiec aż do bólu. I ciągle coś traci. Taki... borok. A takim bardzo ciężko w życiu.
Alo - wsiok co się w mieście chce odnaleźć. Prawiczek, co chce cudownej dziewczyny. A później musi poradzić sobie z jej ciążą.
i chyba o nikim nie zapomniałam.
No więc, pierwsza generacja zawsze będzie dla mnie najlepsza.
Ale druga jest tuż, milimetr za nią.
Trzecia? Potknęła się na starcie i gdzieś się tam kula, nawet jeśli ma swoje perełki.
jak dla mnie 2 generacja jest najlepsza.moze to po czesci dlatego, ze bardzo przypadli mi do gustu Freddie i Cook :P nie no zartuje nie tylko dlatego:) odcinki pelne emocji...radosci, bolu, smutku.Czyli to co lubie najbardziej:)
Dla mnie pierwsza generacja była czymś niewyobrażalnie dobrym, wszystko tam pasowało, stwarzało atmosfere taką, że ja osobiście czułam, jakbym przeżywała wszystkie wzloty i upadki razem z bohaterami, mistrzostwo! Śmierć Chrisa, wypadek Tony'ego i wszystkie emocje jakie były z tym związane były tak dobrze pokazane, że czuje, jakbym sama to przeżyła, i jakby spotkało to kogoś mi bliskiego.
Więc generalnie, pierwsza generacja NAJ-LEP-SZA
Co do drugiej generacji, również była niesamowita. Wiadomo, na początku nie mogłam pogodzić sie z tym że stara generacja już odeszła i jakaś grupka dzieciaków próbuje mi ich zastąpić, ale to uczucie nie trwało długo, bo szybko dali sie pokochać:) Wciągnęłam sie znowu bez reszty, lecz mimo wszystko, pierwsze dwa sezony miały w sobie coś niewytłumaczalnego, co czyniło je bezkonkurencyjnymi.
Trzecia generacja najgorsza...chociaż nie twierdze że zła. Nadal poruszała ważne tematy, działo sie tam to, co miało sie dziać, utożsamiałam sie z bohaterami, przeżywałam ich problemy, ale wydaje mi sie, że to już po prostu była kwestia "wypalenia sie", a nie samego pomysłu i realizacji:)
Nie mam ulubionej generacji, ale wiem za to, która była według mnie najgorsza - druga. Nie zrozumcie mnie źle, oglądało się to nieźle, choć tu jest najwięcej nierealnych sytuacji, a niektóre wątki (na przykład problemy Thomasa z gangsterami) są tak prostacko rozwiązywane, że to obraza inteligencji dla widza, jednak jeśli porównać to z pierwszą lub trzecią... Kicha. Właściwie to oprócz tego, że druga generacja obracała się wokół trójkąta Freddie-Effy-Cook (gdzie Effy jak dla mnie dłuugo nie powinna nikogo mieć, bo ona zwyczajnie na związek nie była gotowa, co pokazała jej depresja), mam inny, jak dla mnie ważniejszy powód, dla którego uważam ich za najgorszą - to nie są przyjaciele.
I generacja - już od początku są paczką znajomych, którzy znają się ileś tam czasu i kumplują ze sobą, a gdy przyszło co do czego, to widać było, że oni są ze sobą naprawdę zżyci. III generacja - tych poznawaliśmy, podobnie jak II w rozsypce i choć nie pokazano, KIEDY dokładnie się zżyli do tego stopnia, to doskonale widać, że są paczką i wiele by dla siebie zrobili - choćby w ostatnim odcinku piątego sezonu to widać. I tu się właśnie zaczynają problemy II generacji, bo o ile ich też poznajemy w rozsypce, to nie dostajemy momentów, gdy są wszyscy razem tak zgrani. Jeśli to jest grupa, to w niej są same podgrupy, które łączą naprawdę luźne więzy i oglądając sceny, w których brali udział wszyscy, nie miałam wrażenia, że łączy ich jakaś szczególna więź. Nawet między postaciami, które się ponoć przyjaźniły od lat, trudno było zauważyć jakąś głębszą relację.
Poza tym to bohaterowie z drugiej generacji najczęściej mnie irytowali - Naomi, która się miotała w sprawie Emily i ogółem nie ogarniam tych wszystkich zachwytów tą parą, bo ich relacje były przez sporą część poświęconego im czasu zwyczajnie chore. Wspomniany trójkąt miłosny (Bogu dzięki, że JJ sobie odpuścił!), "zniszczenie" Effy, jaką wykreowano w sezonach 1&2 do tego stopnia, że przez cały trzeci modliłam się, aby ją ktoś uderzył i dopiero w czwartym odzyskałam sporo sympatii, bo mieliśmy chyba okazję zobaczyć wtedy więcej Effy, a nie "so fit & mysterious", co zalicza się na plus. Ogółem, najwięcej niepojętych fenomenów wywodzi się właśnie z tej generacji i to, zaraz po wspomnianym przeze mnie braku przyjaźni, najbardziej mnie zniechęca do dwójki.