DLA MNIE -SPOILER-
JAK FREDDYEGO GOŚĆ ZABIJA BEJSBOLEM, serio kur** najgorsza postać całego
serialu, no może prócz Cassie. Banalnie zagrana przez tego pseudo indianina i nie
potrafił stworzyć z Scodelario żadnej chemii na ekranie, nie to co Cook.
Właśnie jestem po tym odc gdzie freddy zginął i się cieszę zajebiście :D
Dla mnie ta scena była głupia, śmierć bezsensu, pokazuje też jak Freddie był zawsze bezradny. Aczkolwiek nie płakałam po nim, wkurzał mnie niemiłosiernie, a wątek Freffy to dla mnie największa porażka całego serialu. Nie musiało to się tak skończyć, bo oni przede wszystkim nigdy nie powinni być razem.
Dokładnie tak samo myślę. Effy w sumie była fajna ale z początku, potem jak się zakochała we Freddym - chociaż nie gadali ze sobą nigdy ani Freddy jakoś się nie starał zbytnio - zadałem sobie pytanie co jest ku***, ona nie wyglądała na taką dziewczynę co leci na wygląd (chociaż ten indianin nie był jakiś przystojny). Dziwnie scenarzyści to ułożyli ale cieszę się że Freddy zginął w jakiś właśnie przeebany sposób a nie bohatersko żeby go opłakiwać i gloryfikować... Całe te 2 sezony to jest tak na prawdę Cook, chce serialu z nim w roli głównej - Natychmiast !
moje największe marzenie to spin-off Skins pod tytułem 'Cook' :D To jest taka postać, której się nie zapomina. Druga generacja to dla mnie Cook, ratował każdy wątek.
A co do Effy, to dla mnie Effy się skończyła w odcinku Pandory, kiedy wyleciała za Freddiem i dała sobie wmówić jego pogardę. Dla mnie ta para od początku nie miała racji bytu, żadnego rozwoju uczuć, konkurs w gapieniu się na siebie, zero chemii między bohaterami. Nie rozumiem scenarzystów dlaczego poszli w tym kierunku(chyba tylko, żeby trafić w nowy target, a dokładniej fanki zmierzchu i innych gniotów), kiedy obok mieli materiał na parę, która naprawdę by się sprawdziła w realiach tego serialu. Gdyby nie starali się na siłę zrobić z Effy idolki nastolatek, która ma sweet chłopaka, to zrobiliby związek w skinsowym stylu. Cook i Effy mieli potencjał, podobne emocje, podobne ukrywanie siebie, uciekali w podobne rzeczy, bezmyślny seks, narkotyki, alkohol, a jednak było coś, co sprawiało, że obydwoje wydobywali w sobie nawzajem najlepsze cechy. Effy tylko przy Cooku przypominała mi Effy w najlepszej formie z pierwszej generacji, plus tylko przy nim wykazywała troskę o kogoś innego, niż ona sama. Podobną relację miała z Tonym. U Cooka i Effy uwielbiam to, że nie przypominało to w żadnym stopniu taniego romansidła przepełnionego patosem i pustymi obietnicami. Oni po prostu byli, Cook ją kochał za to kim była, nie wyobrażenie o niej, jak Freddie, Cook nie żałował tego, co między nimi było, bo to sprawiało, że byli tym, kim byli i nie chciał tego zmienić, Freddie się cieszył, kiedy się dowiedział, że złe wspomnienia o nim zostały wymazane, a takie życie złudzeniami jest dla mnie chore. Effy potrzebowała Cooka, żeby być sobą, takie jest moje zdanie.
Zgadzam się z Wami. Największy niewypał tego serialu to właśnie Freddie i Effy razem. Zero chemii, naciągane wątki i ten cały bezbarwny Freddie. Strasznie mnie wkurzał. Za to Cook ratował cały serial. Charyzmatyczny, nieprzewidywalny, szalony, zabawny i bardzo pasował do Effy. Tworzyli całość.
Co wy gadacie ? Freddy był naprawdę dobrą postacią i jego śmierć mnie przejęła. Najlepsza scena to z Tonym i jego "I love you" (spoiler) i traaaach autobus... I równie dobre zakończenie 2 sezonu Tony+Sid na lotnisku.
Freddy był taaaki nudny i mdły, że aż się niedobrze robiło, dobrze, że jest chociaż przystojny. Gdyby ta postać była w innym serialu to może by mi się spodobała, ale nie w Skins'ach, gdzie większość to ciekawe osobowości. A jego związek z Effy według mnie w ogóle nie pasował do koncepcji serialu.
Może i był mdły ale rozumiem, to że Effy nie chciała Cooka., potrzebowała kogoś "spokojnego" (mdłego) a już na pewno nie zgodzę się z tym, że między Effy a Freddym nie było chemii. Była od 1 odcinka i przez cały serial, większa niż miedzy nią a Cookiem.
To że potrzebowała kogoś mdłego to złudzenie, właśnie przez relację z freddym trafiła do J. Fostera... i tutaj znowu ratuje ją Cook... Zaczyna mi się wydawać, że scenariusz do tej generacji ma naprawdę drugie dno.. oglądając te dwa sezony ponownie analizowałem sceny z Cookiem i jego położenie w serialu - Tutaj definitywnie jest główną postacią, podobnie jak Tony w generacji pierwszej - oboje byli wstanie zrobić wszystko tylko dla jednej kobiety, Effy. Wiadomo że relacja brat - siostra (tonyeff) a kochanek (cook) nie co się różniła, ale tylko przy tych dwóch postaciach Effy była prawdziwa.
Ciekawa scena była także kiedy Effy świrowała na spacerze z Cookiem kiedy byli w miejscu gdzie autobus potracił Tony'ego. Effy chciała sobie to wybić z głowy za wszelką cenę, a Cook powiedział twardo, że to się wydarzyło. Jeśli powstanie film to chciałbym zobaczyć spotkanie Cooka i Tony'ego ;D
PS. jestem pewien że J. Foster przegrał pojedynek z Cookiem ale to mogło by też zwiastować odsiadkę (biorąc pod uwagę jego dotychczasową kartotekę i prawo w ang) ok 25letnią :P.
"ale tylko przy tych dwóch postaciach Effy była prawdziwa" - zgadzam się z zupełności, przy całej reszcie Effy grała, a przy Freddiem najbardziej - chciała być dla niego inna, lepsza, żeby "zasłużyć" na jego miłość. Przy Cooku nie musiała, bo byli bardzo podobni, on kochał ją taką, jaka była a nie jakąś jej wyidealizowaną wersję. A relacja z Tonym to już było mistrzostwo świata, była w sumie jedyną osobą, z której zdaniem się liczył, a to chyba mówi samo za siebie :)
Mam za złe scenarzystą scenę kiedy Cook rozmawia z Effy paląc w deszczu. Dialog ze strony Effy trochę nie pasował do sytuacji..
nie lubię ogólnie wątku z psychiatrą, ale dialog Effy pasował do tego, co zrobiła przed chwilą, miała wyprany mózg i chwilę przed spotkaniem z Cookiem powiedziała całej paczce, że ich zostawia, wśród nich byli także Freddie i Pandora, którzy byli jej bliscy. Z Cookiem postąpiła tak samo, bo jak wiemy o nim też opowiedziała wszystko Fosterowi. Wydaje mi się, że on czuł właśnie największe zagrożenie ze strony Cooka, co prawda doktorek był psychiczny, ale nie był głupi, wiedział, kto mu może najbardziej pokrzyżować plany, więc tym bardziej wmówił jej, że Cook nie jest dla niej dobry. To nie są jej słowa, po wyrazie jej twarzy widać, że kiedy Cook mówi, że zrobiłby wszystko jeszcze raz, widać, że jest jakby zahipnotyzowana, dopiero po chwili się ocknęła, że musi go odrzucić.
Jak tak teraz patrze to w sumie dobrze że nie stworzyła w tych 2 sezonach stałego związku z cookiem, przynajmniej się coś działo :)
http://www.youtube.com/watch?v=A3tyJBnAiPw&feature=related
Tutaj też dobra scena, można się przy okazji pośmiać z komentarzy w stylu - Cook ma głupi akcent, a Freddy jest sweet :DD
awww, how sweet. Ja zazwyczaj nie czytam komentarzy napalonych fanek Fredki, bo kończy się to u mnie wybuchem śmiechu, albo załamaniem nad ich głupotą :P
Lubię JJ'a w tej scenie :D Freddie ma bardzo odpowiednią minę w tej scenie. Wygląda, jakby się chciał zapaść pod ziemię i słusznie. Nie zrobił kompletnie nic, żeby zdobyć Effy, wcześniej nią pogardził, a to jej 'because i love you' to jest nie wiem z czego wzięte, ale jak się zacznę czepiać niedociągnięć w ich relacji, to nie skończę do rana.
Może faktycznie lepiej, że Cook i Effy nie byli cały czas razem, mogliśmy sobie popatrzeć, jak Freddie zawodzi, jako przyjaciel, jako chłopak. Poza tym, to tylko sprawiło, że Cook stał się ciekawszą postacią.
No cały wątek Effy i Freddy był by do 'zniesienia' gdyby ona w końcu przestała gadać bezmyślnie że go kocha bo to po prostu nie pasowało. Co do Cooka dokładnie jak piszesz, w 4 sezonie uwielbiamy go jeszcze bardziej za to jak dojrzał emocjonalnie i przerasta innych bohaterów, którzy z początku wydawali się tacy sweetaśni w porównaniu do niego - patrzmy Freddie.