jaaacie Bones jest w ciazy... ciekawe czy zdazy powiedziec Boothowi przed jego wyjazdem... a prpo ciekawe gdzie go Cullen "wysle"... xD interesujace... czekam na cd :)
Ciekawe dokąd wyjedzie Booth. Mam nadzieje, ze przynajmniej się pożegna z Bones i dowie się o tym, że będzie ojcem. Czekam na cd.
Kolejna część:)
Spoglądał jeszcze chwilę, w stronę, gdzie udała się przed chwilą Bones. Był szczęśliwy, że teraz ma ją dla siebie, kocha ją i nikt już tego nie zmieni. Cieszyło go to, że nie ucieka przed uczuciem,a nawet mu się poddała. Nic nie stoi na przeszkodzie, by mogli stworzyć stały związek, oparty na miłości, przyjaźni i szacunku, trzech rzeczach, które dla obojga stanowiły o tym, co łączy dwoje ludzi.
Miłość – to nie tylko ta fizyczność, absolutna symbioza, dwa ciała, ale wspólny duch. Dwa charaktery, ale jednakie myśli. To także patrzenie – nie na siebie, ale w tym samym kierunku. Wspólne cele, zainteresowania., pewność, że ta druga osoba zawsze Cię wesprze, pomoże, kiedy tego potrzebujesz, pomilczy z Tobą, kiedy zbędne będą słowa.
Przyjaźń - duchowa, emocjonalna i platoniczna więź łącząca dwoje lub więcej ludzi, oparta na wzajemnym zrozumieniu, wspólnych doświadczeniach, bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na szczerości, zaufaniu, możliwości liczenia na kogoś w każdej sytuacji Przyjaciel to „drugie ja.”
Cechami idealnej przyjaźni są: zaufanie i wierność, życzliwość i szczerość.
Szacunek, to całkowita tolerancja drugiej osoby, zaakceptowanie z jej wadami i zaletami.
Te rzeczy znalazł w niej, osobie, która na pierwszy rzut oka pozbawiona jest najmniejszych ludzkich uczuć, ale to nie prawda. Trzeba było się tylko do niej zbliżyć, zburzyć mur, który zbudowała wokół siebie, poznać lepiej i pokochać, bo nie wyobrażał sobie, że jej nie można kochać. To było wprost niemożliwe.
Po chwili dojechał na miejsce. Wysiadł z samochodu, z mina niezadowolenia i tak udał się na górę, gdzie od ponad pół godziny czekał na niego Cullen. To było dość dziwne, że jego podwładny, do tej pory pracujący bez zarzutu. Spóźnia się nie tylko do pracy, ale i na spotkanie z szefem, któremu chcąc nie chcąc trochę szacunku się należy.
Szedł długim korytarzem. Była bardzo zamyślony, jego myśli nadal krążyły wokół jego Bones.
P{o chwili podszedł do ostatnich drzwi z napisem Director FBI. Otworzył je nie pewnie. Jego oczom ukazała się srogą twarz szefa. Po minie widział, że ma przechlapane...
- Mogę wejść – spytał niepewnie
- Tak, proszę agencie, czekam tu na pana – oznajmił Cullen
- Przepraszam za spóźnienie, ale tak jakoś wyszło. - rzekł. To moje pierwsze w pracy, więc może przymknie pan na to oko – spytał po chwili
- Proszę usiąść – rzekł. Ma pan racje, to pierwszy raz, więc panu daruję – dodał
- Co się stało, czemu miałem zjawić się w biurze – spytał agent
- Więc- rzekł. Nie wiem od czego zacząć – oznajmił Cullen
- Najlepiej od początku, tak będzie najlepiej – udzielił mu przyjacielskiej rady Booth
- Tak najłatwiej, ale to, co chcę powiedzieć, nie jest takie łatwe, jak się wydaje agencie - wyznał
- Dobrze,a le nie jesteśmy już dziećmi, może pan przejść do sedna sprawy – poprosił lekko zdenerwowany Booth
- Dobrze, ma pan rację...
Rozmowę panów przerwało nagłe pojawienie się młodego aspiranta. Cullen przeprosił na chwilę agenta, i opuścił gabinet, zostawiając w nim nieświadomego niczego agenta. Booth był coraz bardziej zdenerwowany. Nie lubił zagadek, a teraz sam brał w niej udział. Katem oka zerkał na zieloną teczkę, która leżała na biurku dyrektora, a kilka minut przed miał ją w rękach Cullen. Był bardzo ciekawy, co w niej jest, jednak nie miał odwagi do niej zajrzeć, choć wiedział, że szefa nie będzie około pół godziny, znał przecież cała procedurę z młodym aspirantami. Kiedyś i on nim był, ale to już prehistoria, jak powtarza Bones. Na samą myśl o niej na twarzy pojawił się uśmiech. Usiadł wygodniej w fotelu i oczekiwał powrotu szefa...
Tymczasem w Instytucie...
Bones stała nad stołem, przyglądając się szczątkom z wojny secesyjnej, którym od kilku dni, miała się przyjrzeć. Jednak praca w terenie jej to znacznie utrudniała. Teraz nie mieli żadnej nowej sprawy, więc znalazła trochę czasu, by się im baczniej przyjrzeć.
Jednak coś nie dawało jej spokoju. Ciągle myślami była przy partnerze, który właśnie przeprowadza poważną rozmowę z dyrektorem. Obawiała się najgorszego. Wiedziała, że Cullen nie za bardzo za nią przepada. W głowie krążyły miliony myśli, w tym ta najgorsza On pewnie chce nas rozdzielić, tyle razy naraziłam go, swymi występkami, w sumie to miałby powód, ale...
Z rozmyślań wyrwał ją głos Camille, która od kilku minut przyglądała się zapracowanej, a raczej zamyślonej Brennan.
- Dr Brenna – rzekła
- O Cam, przepraszam, zamyśliłam się – rzekła. Czy coś się stało – spytała
- Właśnie widzę, że jesteś myślami daleko, pewnie o swoim nowym partnerze – spytała
- Cam, o kim ty mówisz – spytała. Booth jest moim partnerem, nie mam i nie chcę nowego – rzuciła lekko zdenerwowana
- To Booth Ci nie powiedział – zapytała Cam
- Nie, a o czym miał mi powiedzieć – spytała
- A gdzie on teraz jest – odpowiedziała pytaniem na pytanie Cam
- W siedzibie FBI, Cullen go wezwał na rozmowę – wyjaśniła
- A, to pewnie teraz się o tym dowiaduję – szepnęła
- Cam, o czym Ty mówisz – spytała lekko zdenerwowana Bones
- Lepiej, jak on Ci sam to powie, ja nie mam odwagi – rzekła opuszczając platformę
- Cam, Cam – krzyczała
Jadnak jej szefowa jej nie słyszała...
- Muszę się tego sama dowiedzieć – szepnęła
Po chwili zdjęła fartuch i udała się do budynku FBI, w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ją pytania, na które nikt nie chciał udzielić jej odpowiedzi. Musiała kolejny raz wziąć sprawy w swoje ręce...
bardzo mi sie podobaly definicje słow: MIŁOŚĆ I PRZYJAZN :) bardzo fachowo... ;) ciekawa jestem gdzie Cullen chce wyslac Bootha...-biedna Tempe... czekam na cd :)
Interesująco zdefiniowałaś słowa przyjaźń i miłość. Ciekawe co Cullen powie Boothowi. Wygląda na to że Cam wie co się dzieje. Czekam na kolejną część:)
Teraz sie wszystko wyjaśni...
Nie miała innego wyjścia, chodziło przecież o jej partnera, przyjaciela, jak i ojca jej nienarodzonego dziecka.
Wybiegła szybko z Instytutu, nie mówiąc o tym fakcie nikomu, w sumie nie myślała o tym. Teraz miała inny problem na głowie. Jechała ulicami Waszyngtonu w ogóle nie zwracając uwagi na znaki. Nie miała czasu do stracenia. Teraz liczył się tylko on.
Po chwili była na miejscu. Wbiegła do środka kierując się wprost do biura partnera, jednak tam go nie zastałą. Zaczęła się martwić jego nieobecnością. Wyszła na korytarz, by tam poszukać partnera.
Jednak nie znalazła nikogo żywego, jakby każdy zapadł się pod ziemie. Szła przed siebie, i jedyną osobą, na która choć nie chciała wpaść, był sam dyrektor FBI Cullen we własnej osobie.
- Dr Brennan – rzekł
- Przepraszam, że na pana wpadłam, nie zauważyłam pana – rzekła tłumacząc się
- Nic się nie stało, widzę, że jest pani zmartwiona, czy coś się stało - spytał lekko zdziwiony
- Chyba nic, znaczy nie wiem, czy coś się stało – rzekła. Szukam Bootha – dodała po chwili
- Siedzi u mnie w gabinecie i czeka – oznajmił
- Wiem, że miał się u pana zgłosić, ale już tak długo się nie odzywa, zaczęłam się martwić – wyjaśniła
- W sumie dobrze się składa, że i pani się pojawiła – rzekł
- Tak – spytała zdziwiona. Przecież miał pan rozmawiać z Boothem, nie ze mną – dodała zdezorientowana
- Tak, ale to, co chciałem mu powiedzieć, dotyczy też pośrednio pani. - oznajmił
- Mnie, a czemu – pytała
- Zapraszam do gabinetu, tam się pani wszystkiego dowie – rzekł zapraszając ją w tamtym kierunku
- Dobrze, raz osłowi śmierć – szepnęła
- Kozie, dr Brennan kozie – poprawił ją
- Co kozie, bo nie rozumiem – rzekła cicho
- Raz kozie śmierć, tak brzmi poprawnie – wyjaśnił
- A, dziękuję, postaram się zapamiętać – oznajmiła, a na policzku pojawił się rumieniec
Po chwili dotarli do pokoju, gdzie od kilku chwil siedział zamyślony Booth. Drzwi się otworzyły i zaskoczony Booth zobaczył w nich swego przełożonego w towarzystwie Bones. Od razu się podniósł. Powoli zaczął się coraz bardziej denerwować.
- Bones, co ty tutaj robisz, przecież zawiozłem Cie do Instytutu i tam zostawiłem – spytał
- To ta pilna sprawa, dla której się pan spóźnił – spytał Cullen
- To nie jego wina, tylko moja i wyłącznie moja – rzekła broniąc partnera
- Bones nie pomagasz – szepnął spoglądając na minę Cullena
- Ok, co było, a nie jest nie pisze się w rejestr, tym razem zapomnę o sprawie, mam nadzieje, że następny raz to się nie powtórzy – spytał
- Nie – przytaknęli oboje
- Dr Brennan, proszę usiąść obok agenta Bootha
Zrobiła to, o co ją poprosił. Nie chciała bardziej denerwować dyrektora, który chyba już i tak był lekko poddenerwowany.
- Dobrze, przejdźmy do sedna sprawy. - rzekł. Agencie Booth, jest pan najlepszym agentem, jak ma FBI w całym DC, co ja mówię, w całej Ameryce – poprawił się
- Dziękuję – szepnął
- Mówiłam Ci, że jesteś najlepszy rzekła cicho spoglądając na partnera
- Dziękuję Ci Bones – szepnął uśmiechając się do niej lekko
- Prezydent wybrał pana na konsultanta w Korei Północnej. - wyjaśnił
- O to miło z jego strony, ale ja się nigdzie nie wybieram – rzekł. Proszę mu podziękować, ale
- Agencie, to nie jest propozycja, którą może pan przyjąć lub nie, to jest rozkaz wydany przez głowę państwa, czy pan zdaje sobie sprawę z tego – spytał
- Zdaję sobie sprawę, ale
- Żadne ale, to pański obowiązek, nie tylko, jako obywatela, lecz agenta federalnego – wtrącił
Bones przyglądała się w milczeniu tej dwójce, która powoli traciła cierpliwość. Widać było, że dla obojga była to trudne. Cullen nie miał łatwego zadania, by przekazać mu tą informację, Booth nie bardzo chciał się podporządkować rozkazowi innej osoby...
Booth spojrzał na partnerkę, która miała łzy w oczach. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. W głowie myśli galopowały jej bardzo szybko.
- A na jak długo – spytał po chwili
- Dwa lata – odpowiedział Cullen
- Dwa lata – szepnęła Bones
- Nie to chyba jakiś żart, to nie może się dziać naprawdę – mówił zdenerwowany Booth
- To prawda, dwa lata – powtórzył Cullen szeptem
- Kiedy wyjazd – spytał mając w oczach łzy
- Dziś, za trzy godziny masz zjawić się na lotnisku, tu masz bilet i przepustkę – rzekł dyrektor
- Booth, jedziemy – rzekła
- Bones dokąd – spytał
- Musisz się spakować – wyjaśniła
- Ale ja nie chcę – rzucił
- Booth, to Twój obowiązek – rzekła opuszczając gabinet, by nie zauważyli łzy, która spłynęła jej po policzku
- Niech pan za nią biegnie – rzekł Cullen. Przepraszam – szepnął
Po chwili dogonił partnerkę.
- Bones, ja - próbował coś powiedzieć, jednak nie potafił
- Booth, to nie Twoja wina – szepnęła. Jedzmy stąd – dodała
W ciągu 5 minut wyruszyli w drogę. Jechali w milczeniu, nie wiedzieli o czym mają rozmawiać.
Po pół godzinie zjawili się na miejscu. Razem nadal w milczeniu udali się górę. Booth zaproponowała jej coś do picia, jednak odmówiła. Nie była w stanie nic przełknąć.
Pomogła mu się spakować i byli gotowi do drogi. Przed wyjściem, przypomniała sobie, że miała powiedzieć mu o ciąży, jednak teraz nie miało to żadnego znaczenia. Nie mogła, wiedząc, że dla niej i dziecka zrezygnowałby z wyjazdu, a do tego nie mogła się przyczynić. Smutni opuścili jego mieszkanie, udając się na lotnisko, gdzie za godzinę miał lot.
Jechali w milczeniu. Obojgu łzy spływały po policzkach. Bones położyła dłoń na dłoni partnera, spoglądając mu głęboko w jego czekoladowe oczy, z których zawsze biło ciepło, teraz widziała tylko smutek.
Po chwili dojechali na miejsce. Booth trzymał kurczowo dłoń Bones, drugą ciągnął za sobą walizkę.
Do lotu było jakieś 15 minut, więc nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie. Przed udaniem się do odprawy zdążył jeszcze szepnąć jej dwa słowa, które zawsze chciał powiedzieć, choć nie w takich okolicznościach.
- Kocham Cię Bones – szepnął a z oczu spłynęła mu łza
- Kocham Cie Booth – rzekła przytulając się do niego
- Bones to tylko dwa lata, wiem cholernie długo, ale przetrwamy, razem damy radę – mówił
- Wiem Booth, wrócisz do mnie, czekam – rzekła spoglądając mu w oczy
Teraz zauważyła w nich radość. Wiedzieli, że to rozstanie nie zmieni ich uczuć, a tylko je umocni.
- Pozdrów zezulców ode mnie, nie miałem okazji sam się pożegnać – poprosił
- Dobrze, zrobię to – potwierdziła
Jeszcze raz złożył jej na ustach pocałunek...
Po chwili Booth opuścił partnerkę i udał się przed siebie. Spoglądała w dal, gdzie przed chwilą zniknął jej partner. Patrzyła na pas startowy, widząc, jak pasażerowie wchodzą na pokład, potem samolot kołuję, a następnie wznosi się... To był straszny widok.
- Tata do nas wróci – szepnęła kładąc rękę na brzuchu
Po chwili płakała, jak mała dziewczynka
Smutne to, że Booth wyjechał, mam nadzieję, że wróci cały i zdrowy. Czekam na nexta.
Bardzo smutna czesc... :( booth wyjechal a to ich pozegnanie... bardzo mi sie podobalo... szkoda ze mu nie powiedziala o ciazy... wroci po 2 latach a tu taka niespodzianka... :)xD czekam na cd :)
A teraz mały cedek:)
Stałą nieruchomo wpatrzona w punkt na niebie, gdzie po raz ostatni widziała samolot, na pokładzie którego siedział teraz jej ukochany.
Próbowała powstrzymać łzy, które płynęły jej po policzkach od dobrych kilkunastu minut. Jednak bezskutecznie.
To był pierwszy raz kiedy płakała od momentu kiedy zostawili ją rodzice, potem jej brat i obiecała sobie, że od tej chwili będzie silna i nikt jej w życiu nie zrani. Tak też się stało.
Teraz nie był to ten sam płacz, spowodowany rozpacza po porzuceniu, jednak smutek pozostał.
Po jakimś czasie udałą się do samochodu.
Usiadła chwile, by wytrzeć łzy, które nadal płynęły, nawet ze zdwojoną siłą. Jednak musiała się uspokoić, bo teraz chodzi nie tylko o nią, lecz także o małą istotkę, którą nosi pod sercem.
Po chwili ruszyła do swojego mieszkania, gdzie dojechała dość szybko, gdyż ulice Waszyngtonu o tej porze dnia były prawie opustoszałe.
Otworzyła drzwi po czym udała się na sofę siadając i chowając twarz w dłoniach.
W trakcie jazdy opanowała płacz, jednak teraz to było nie możliwe. Teraz dała kolejny upust emocjom. Płakała jak małe bezbronne dziecko. Około północy usnęła ze zmęczenia.
Ranek nastał niespodziewanie szybko. Choć była już pora do pracy, ona nadal smacznie spała na sofie. Obudził ją telefon od Camille..
- Brennan słucham – rzekła zaspana
- Dzień dobry Dr Brennan. Dzwonię, by poinformować, ze ma pani dziś dzień wolny – oznajmiła
- Cam, ale ja nie jestem chora, mogę pracować – odparła
- Wiem, ale musisz odpocząć – tłumaczyła Camille
- Nie muszę, sama wiem, co dla mnie najlepsze – rzuciła
- Widzę, ze się nie rozumiemy – oznajmiła Cam
- Nie – stwierdziła Bones
- Dobrze to jest polecenie służbowe dr Brennan – odparła. Dziś ma pani dzień wolny – dodała
- Cam nie rób mi tego – prosiła
- Przepraszam, ale tak będzie najlepiej. Musisz odpocząć, a w pracy nie będziesz mogła – wyjaśniła
- Ale – wtrąciła Brenn
- Żadne ale, Seeley chyba by mnie zabił, jakbyś przyszła do pracy – odparła Cam
- Cam on nie zabija ludzi od tak – wtrąciła
- Wiem, to była przenośnia dr Brennan – wyjaśniła
- Przepraszam, nie zrozumiałam – oznajmiła. W naszej pracy to Booth jest dobry w te puzzle – dodała
- Dobry w te klocki – poprawiła ją Camille
- Przepraszam zamyśliłam się – rzekła Bones
- Nie nic, proszę odpoczywać – odparła Cam
- Dobrze, obiecuję – rzekła Brennan. Do zobaczenia jutro, Cam – dodała na pożegnanie
- Do zobaczenia jutro – powiedziała Cam rozłączając się
Siedziała chwile wspominając Bootha. Rozmyślała co u niego, czy już bierze udział w jakiejś akcji, co robi.
Po chwili udała się do łazienki, by wziąć poranny prysznic.
Po pół godziny była już wykąpana. Powróciła do salonu i usiadła na sofie, spoglądając na telefon. Bardzo chciała do niego zadzwonić, porozmawiać, usłyszeć jego głos. Tylko tyle teraz pragnęła. Wiedziała, że o przytuleniu nie ma nawet mowy. Wzięła go do ręki wybierając jego numer. Chwilowo był zajęty. Położyła go obok na szafce, a sama położyła się i przykryła kocem,
z nadzieją , że uśnie choć na chwile zapomni o tej odległości, która ich dzieli.
Po chwili...
Cedek wieczorkiem, teraz w międzyczasie takie małe OP, epilog do "Ja Cię kocham, a Ty śpisz"
Tym razem z dedykacją dla mara625, bo Ty o nią prosiłaś:)
Wreszcie się odnaleźliśmy...
To był piękny moment w życiu obojga. Pierwszy raz w życiu wyznali sobie miłość. To był pierwszy krok do ich wspólnej przyszłości.
Dni mijały, Bones czuła się coraz lepiej, Booth nie odstępował ukochanej nawet na krok. Zaraz po pracy przybywał do niej do szpitala, a wychodził z niego, jak Bones zasypiała.
O mało, co Bones nie umarła, to był dla nich znak, że nie mogą dłużej udawać, że między nimi jest tylko przyjaźń i nic więcej. Los dał im kolejną szansę, a oni postanowili z niej skorzystać. W końcu żyje się raz, a życie krótką chwilę trwa.
Po około 5 dniach Bones mogła opuścić szpital, gdyż wszystko zagoiło się, a jej życiu nie zagrażało żadne nie bezpieczeństwo. Oczywiście Booth zaproponował., że przyjedzie po nią, jednak Bones nie chciała go odrywać od pracy, gdyż wypisy są zazwyczaj z rana, wtedy kiedy Booth jest w pracy. Nie chciała, by miał z jej powodu problemy z szefem. Jednak Booth w tej sprawie był nieugięty, wziął sobie urlop, a Cullen nie robił mu z tego powodu żadnych wyrzutów. Cieszył się ich szczęściem, na które oboje zasługiwali. Choć trwało trochę, zanim dotarło do nich, że nie mogą bez siebie żyć, ze są sobie potrzebni, jak tlen do życia.
Przyjechał z samego rana, robią niespodziankę partnerce, która była zaskoczona jego obecnością, w końcu wczoraj niby zgodził się, by powróciła do domu taksówką. To był podstęp.
- Cześć – rzekł
- Cześć – odparła. Booth, co ty tutaj robisz – spytała
- Przyjechałem do Ciebie, nie cieszysz się – zapytał
- Cieszę się, bardzo się cieszę, ale...
- Żadne ale, tu masz telefon, zadzwoń i odmów taksówkę, ja zawiozę Ci do mieszkania – rzekł
- Jesteś niemożliwy – rzekła wybierając numer
Po chwili...
- Już – oznajmiła
- Widzisz, to nie było takie trudne – stwierdził
- Nie nie było – szepnęła posyłając mu uśmiech
- Ja się czuję moje kochanie – zapytał z troską w głosie
- Kochanie – szepnęła. Nikt się do mnie nigdy tak nie zwracał – rzekła, a z oczu popłynęła jej łza
- A ja będę Ci codziennie to powtarzał kochanie – rzekł wycierając łzę. Już nigdy Cie nie skrzywdzi, ja na to nie pozwolę – dodał
- Kocham Cie Booth, jak nigdy nikogo nie kochałam.- oznajmiła. Zanim Cie poznałam, nie wiedziałam, co to miłość, sadziłam, ze na nią nie zasługuję, Ty mi ją pokazałeś – rzekła
- Zasługujesz na wszystko co najlepsze, nie mogę dać Ci wszystkiego, jedyne co mogę Ci ofiarować to moje serce i szczere uczucie – rzekł. Kocham Cie Temperance od pierwszego dnia, kiedy Cię spotkałem – oznajmił
- Seeley dajesz mi więcej niż się spodziewasz – rzekła. Wiesz, że rzeczy materialne się dla mnie nie liczą. Przyjaciele i rodzina to coś, co życiu nadaje sens – wyznała.
- Tempi, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi – odparł wzruszony
- Jesteśmy kochany, jesteśmy – poprawiła
- Tak – odparł zbliżając się do niej składając jej czuły i namiętny pocałunek na ustach
Tą czułą scenę przerwał lekarz prowadzący panią antropolog.
- Dzień dobry – rzekł na przywitanie
- Dzień dobry – odparli odrywając się od siebie
- Widzę, że mąż przyjechał po panią – rzucił
- Mąż – szepnęła spoglądając na Bootha, który uśmiechnął się do niej szczerze
- Proszę tu jest wypis, wszystko się zagoiło, nie ma żadnych wskazań, by trzymać tutaj panią dłużej, w domu się panią zajmą – oznajmił
- Tego może być pan pewien – stwierdził Booth spoglądając na ukochaną
- Wszystkiego dobrego – rzekł opuszczając zakochanych
- Dziękujemy – szepnęli
- To jak mężu idziemy – spytała żartobliwie
- Tak żono – odparł zabierając walizkę i chwytając ją za rękę
Dni mijały, a oni nie mogli nacieszyć się swym szczęściem, jak i sobą. Oboje wzięli dwutygodniowy urlop i wyjechali do ciepłych krajów, gdzie mieli odpocząć. Całe dnie spędzali w swym towarzystwie, nie mogąc się nacieszyć swą bliskością, choć jeszcze nie spędzili ze sobą wspólnej nocy, wiedzieli, że nastąpi ten czas, kiedy oboje będą na nią gotowi.
Pewnej nocy w hotelowym pokoju...
- Kochanie – szepnęła zabierając mu kieliszek z winem
- Tak kochanie – odparł
- To nasza ostatnia noc w tym pięknym miejscu, chcę ją zapamiętać – rzekła
- Zapamiętać – spytał figlarnie
- Tak – szepnęła, po czym pocałowała go namiętnie
- Tempi jesteś gotowa, nie chcę Cie do niczego zmuszać – spytał
- Tak, jestem gotowa. - odparła. Seeley, jesteś jedynym mężczyzną, który pokarze mi różnicę, między kochaniem, a zwykłym seksem, pamiętasz, jak mówiłeś, że taka istnieje – spytała
- Pamiętam – rzekł po czym wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
Położył delikatnie na łóżku, spoglądając w jej oczy, w których zobaczył tą miłość, której zawsze pragnął. Teraz miał przed sobą kobietę życia, którą kochał, jak nikogo na świecie uczuciem szczerym i czystym, jak łza. Mógł w nie patrzeć godzinami...
- Booth - szepnęła
- Tempi jesteś taka śliczna – rzekł drżącym głosem
Nagle przyciągnął ją do siebie. Jego wargi miażdżyły jej usta, palce wbijały się w ciało. Jo kręciło się w głowie ze zdumienia, bólu i podniecenia. Miała wrażenie, że minęły już wieki od czasu, kiedy ostatni raz czuła jego usta na swoich.
- Jestem cały Twój i tylko Twój Bones – rzekł
- A ja tylko Twoja – odparła
Pocałował ją namiętnie, a jej ciało przeszedł kolejny dreszcz.
- Całe życie będę Cię kochać - zaznaczył
- To za mało - szepnęła, gdy ich usta znów się zetknęły.
- Kochanie Ty drżysz - rzekł
- Booth chce byś się ze mną kochał – odparła
Z rosnącym pożądaniem ręce Bootha błądziły po jej ciele, pozbywając się zbędnej garderoby. Bones nie pozostawała mu dłużna. Po chwili całkowicie nadzy poznawali każdy zakątek swego ciała, centymetr po centymetrze, milimetr po milimetrze. To był początek do złączenia dwóch ciał w jedno w magicznym tańcu spragnionych siebie dusz. U obojga każdy dotyk wywoływał dreszcz na ciele, które płonęło. To było przedpole rozkoszy, na którym rozgrywała się bitwa o spełnienie.
Po chwili osiągnęli rozkosz, której pragnęli. Po stosunku oboje opadli na łóżko. Teraz dokonali cudu, o którym kiedyś rozmawiali. Zrozumieli też tą różnicę, między prawdziwym kochaniem się, a zwykłym seksem. Kochali się i to właśnie sobie udowodnili. Nie potrzebowali już żadnej definicji miłości, aby stwierdzić, że prawdziwie się kochają i nic tego nie zmieni. Leżeli wtuleni w siebie w ciszy, gdyż słowa były zbyteczne. Po chwili...
- Booth pragnę, żebyś się mnie kochał, chcę mieszkać z Tobą, jeśli mi na to pozwolisz, albo przynajmniej gdzieś w pobliżu – rzekła
Nie mógł uwierzyć, w to, co usłyszał. Zbliżył swe usta do jej i znów całował ją, tuląc ją mocno do siebie. Nie chciał wypuścić jej ze swych ramion, Od dawna pragnął, by się w nich znalazła.
- Tak długo pragnąłem być z tobą, trzymać cię w ramionach. Po prostu przytulić się do ciebie. Nie pamiętam już, żebym kiedykolwiek o tym nie marzył – rzekł po chwili
Bones wtuliła się w niego, wzdychając ze szczęścia, które znalazła przy nim. Dziękowała, że ktoś, nie mogła zidentyfikować kto lub co, postawił go na jej drodze i spotkała kogoś, komu nie przeszkadzają jej dziwactwa, który kocha ją za to jaka jest i nie próbuje na siłę jej zmienić. Leżeli wtuleni w siebie szeptając słowa pełne miłości.
- Booth - szepnęła
- Hm?
- Nie odpowiedziałeś mi jeszcze na pytanie - rzekła
- Na jakie kochanie? - spytał nie rozumiejąc
- Ożenisz się ze mną? - zapytała bez ogródek
Roześmiał się głośno, obrócił ją na plecy i złożył na jej ustach gorący pocałunek.
- To wystarczyło za odpowiedź - spytał
- Tak – rzekła całując go namiętnie, ta noc jeszcze się nie skończyła
Następnego dnia powrócili szczęśliwi do Waszyngtonu, gdzie po miesiącu związali się węzłem małżeńskim, ku zaskoczeniu, ale i zadowoleniu przyjaciół, którzy od dawna im kibicowali i trzymali za nich kciuki. W ich pierwsze Święta Bożego Narodzenia na świat przyszedł owoc ich miłość. Śliczny chłopczyk, któremu wybrali imię David. Byli szczęśliwi. Malec rozwijał się dobrze, dając obojgu wiele radości. Każdy dzień z nim obfitował w niespodzianki.
W 1 rocznicę urodzin Davidka, Bones podarowała partnerowi różowe małe buciki.
- Jestem w ciąży – szepnęła
- Będziemy mieć córeczkę- rzekł uradowany przyszły tata
Po 7 miesiącach od tamtej chwili na świecie pojawiła się mała dziewczynka, której nadali imię Emily. Więcej do szczęścia im nie trzeba było...
dziekuje bardzo za dedykacje ;) to dla mnie zaszczyt... :) jesli chodzi o opowiadanie rewelacyjne... te slowa pelne milosci... zachowania itp. masz talent do takich opowiadan... ;) no i oczywiscie Happy End xD czekam na wiecej opok i rowniez na cd poprzedniego...:) Pozdrawiam :)
Mara nmzc:)
Oto obiecany cedek:)
Usłyszała melodyjkę, która ustawiła dla niego. To on – pomyślała i nerwowo podniosła dłoń w poszukiwaniu telefonu. Nie myliłam się – szepnęła spoglądając na wyświetlacz. Pierwszy raz na jej twarzy pojawił się od wczoraj uśmiech.
- Słucham – rzekła
- Kochanie, jak dobrze słyszeć Twój głos – szepnął
- Booth – szepnęła powstrzymując się od płaczu
- Kocham Cie – oznajmił. Jak nikogo nigdy jeszcze nie kochałem – dodał
- Ja Ciebie też – odparła. Co u Ciebie, jak podróż – spytała
- Wszystko w porządku, powoli się tu odnajduje – oznajmił. Bones ten czas, te dwa lata, one szybko miną, wierzysz mi – spytał
- Wierzę Booth, wyjechałeś wczoraj, a ja już za Tobą tęsknie – szepnęła
- Kochanie ja też bardzo mi Ciebie brakuje, obiecuję Ci, że to jest ostatnia misja, na którą mnie wysłali, kiedy wrócę nigdzie nie ruszę się bez Ciebie, rozumiesz – rzekł
- Ale to jest twoja praca, Twój obowiązek, Booth musisz go wykonać do końca – odparła
- Wiem, ale nigdy więcej nie poświecę swego czasu dla pracy, teraz mam z kim go - spędzać i tą osobą jesteś Ty Temperance – oznajmił
- Booth – szepnęła chcąc wspomnieć mu o ciąży, jednak powstrzymała się, wiedziała, że on na wiadomość o niej, gotowy jest rzucić wszystko i być przy niej, a na to nie mogła pozwolić
- Kochanie jesteś tam – spytał
- Jestem – szepnęła a w głosie wyczuć dało się, ze płacze
- Kochanie nie płacz, proszę Cie, nie chcę byś przeze mnie płakała – poprosił
- Booth nie płacze, tylko...
- Znam Cie nie od dziś i wiem, że teraz kłamiesz – wtrącił
- Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać – odparła. Obiecuję, że to ostatnie łzy – zaznaczyła
- I dobrze kochanie, nie płacz,bo tego nie zniosę – rzekł
- Obiecuje Booth – szepnęła wycierając łzę, która spływała jej po policzku
- A teraz mów co u Ciebie, jak w Instytucie – rzekł zmieniając temat, by choć na chwile się uśmiechnęła
- Wszystko w porządku chyba, tak mi się wydaje, ale nie wiem, bo siedzę w domu, bo Cam zabroniła mi przychodzić dziś do pracy, twierdząc, że mam odpoczywać – rzekła
- I ma rację – oznajmił. Kochanie nie możesz się przemęczać – rzekł z uśmiechem
- Ale wiesz, że ja tak nie umiem, siedzieć i nic nie robić – odparła
- Musisz się tego nauczyć Tempi, nie samą pracą człowiek żyje – zaznaczył. Wyjdź do parku na spacer, przewietrzysz się pooddychasz świeżym powietrzem, to Ci dobrze zrobi – poinformował
- Może masz racje – szepnęła
- Może, w tym względzie mam maleńka – rzucił, czym wywołał kolejny raz uśmiech na jej twarzy
- Maleńka – rzekła. Booth ja już jestem duża - dodała
- Tak moja kochana maleńka Bones – szepnął
- Twoja kochana maleńka Bones – powtórzyła
- I nikt, ani nic tego nie zmieni, obiecuję – powiedział w taki sposób, że nie mogła nie uwierzyć
- Wiem – odparła. Nikt, ani nic nie zmieni tego, co w sobie odkryliśmy – potwierdziła słowa ukochanego
- Dzięki Tobie jestem szczęśliwa, kocham Cie – rzekła
- Bones ja też, Kocham Cie, jak nigdy nie kochałem – rzekł. Pamiętaj, że nigdy nie przestanę do końca mych ziemskich dni – dodał
- Ja też składam Ci tą obietnicę, nigdy w Ciebie nie zwątpię, nie pokocham nigdy nikogo, gdyż moje serce wybrało Ciebie, Tobie będę wierna do końca - rzekła
- Kochana – szepnął
- Kochany – szepnęła
Zapanowała cisza. Oboje bardzo przeżywali swą rozłąkę. Każde próbowało pocieszyć tą drugą osobę, wiedząc, że to dość trudne, ale taki rozkaz, a jego trzeba wykonać, powtarzali sobie, by nie zwariować. Zarówno dla Bootha była to ciężka sytuacja, jednak dla Bones jeszcze bardziej, w końcu była w ciąży, a każde zdenerwowanie, smutek może mieć zły wpływ na dzieciątko, które się w niej rozwija.
Była silna, to życie jej tego nauczyło. Teraz musiała być cierpliwa, czekać na ukochanego, w sobie znalazła siłę, by jakoś przeżyć tą rozłąkę. Ma teraz dla kogo żyć. Ma ukochanego mężczyznę, któremu niedługo urodzi dziecko, co połączy ich jeszcze bardziej.
- Temperance – szepnął po chwili
- Seeley – powiedziała drżącym głosem
- Kochanie muszę już kończyć, przysługiwał mi tylko jeden telefon, prawie wybłagałem drugi na kolanach – rzekł. Muszę jeszcze zadzwonić do Parkera, nie zdążyłem się z nim nawet pożegnać – szepnął, a teraz ona wyczuła, że płacze
- Kochanie – szepnęła. Masz wspaniałego syna, on zrozumie, kocha Cie, nie będzie miał wyrzutów, to mądry chłopiec – zachwalała malca
- Wiem, ma nadzieję, że z Tobą będę też mieć dzieci, choć znam Twoje zdanie na ten temat – powiedział smutny
- Dla Ciebie zrobię wszystko rozumiesz, wierzysz mi – spytała
- Wierzę Ci – odparł. najukochańsze serce moje – dodał i Bones po tych słowach nie wytrzymała, wybuchnęła płaczem, jednak nie dała po sobie znać, że i ona teraz płacze
- Zadzwonię, jak tylko będę mógł, choć dali mi do zrozumienia, że nie będę tego mógł robić często – rzekł zasmucony
- Booth pisz smsy – poprosiła
- Obiecuję każdego dnia – zaznaczył. Muszę kończyć – rzekł. Kocham Cię, nie zapominaj – poprosił
- Kocham Cię, nie zapomnę – rzekła
Po chwili usłyszała w słuchawce dźwięk rozłączonego połączenia. Teraz wybuchła kolejny raz płaczem. Miała być silna, próbowała, obiecała, jedna sytuacja przerosła ją. Również Booth uronił łzę. Schowała twarz w dłoniach i pozwoliła, by łzy spłynęły jej ostatni raz po policzku, dając tym upust emocjom, których doznała przed chwilą. Booth też zanim zadzwonił do syna, płakał w samotności...
Ekstra opowiadanie. Szkoda, że oboje tak ciężko przeżywają rozłąkę ze sobą. Czekam na kolejną część:)
super czesc :) ta ich rozmowa, pelna milosci, uczucia ktore ich laczy az prawie plakalam razem z nimi... brak mi slow... czekam na cd :)
O tak urodzinki,pamiętamy iżyczonka wysyłamy:* Zakrencona 100 latek:*
Wiesz na co, czekam, więc...Tam sie proszę nie obijać, heh:)))
Pozdrawiam:*
Wszystkiego najlepszego. I żeby twoje opowiadanka umilały nam dni:) 100 lat!!!
Kolejna część:)
Obawiał się, że rozmawiając z Bones nie będzie miał już sił na rozmowę z ukochanym synkiem, przecież jego ukochana, tak, jak on cierpi z powodu rozłąki, a on choć jest dorosłym i silnym facetem, w głębi jest romantykiem, a usłyszany głos Bones rozczulił go tak, że nie był w stanie powiedzieć żadnego słowa., a chciał tyle rzec małemu smykowi, z którym nie zdążył się nawet pożegnać. Jednak przecież błagał o ten drugi telefon. Musiał go wykonać, bo następnej szansy może nie dostać. Nie mam czasu do stracenia – pomyślał spoglądając na strażnika, który co chwila krążył wokół małej salki, gdzie przebywał. Wziął do ręki telefon i wykręcił numer do Rebecci.
- Słucham – usłyszał w słuchawce
- Cześć Rebecca tu Booth – szepnął
- Booth czy coś się stało – spytała. Słabo Cię słyszę - dodała
- Jestem teraz w Korei, wysłali mnie na jakieś szkolenia wczoraj, nie zdążyłem się nawet pożegnać z synem – wyjaśnił. Jest w domu – spytał
- Tak, a kiedy wracasz – spytała
- Za dwa lata – szepnął, a po policzku spłynęła mu gorzka łza
- Booth za ile, bo coś przerywa i nie usłyszałam – rzekła
- Za dwa lata – powtórzył, a jego serce rozpadało się z każdym tym słowem na kawałki
- Booth – szepnęła. Przykro mi, ale praca to praca – dodała jakby na pocieszenie. Szybko minie – zaznaczyła
- Tak myślę, i tylko ta myśl mnie tu trzyma – szepnął
- Poczekaj zawołam Parkera, bo pewnie masz jakieś limity na telefony – rzekła
- Tak, dostałem jeden, o drugi musiałem prawie błagać na kolanach – oznajmił. Nie wolni mi się za bardzo kontaktować z bliskimi, by nikt nie dowiedział się, że tu jestem, bo to może się nie udać – wyjaśnił
- Rozumiem, trzymaj się i wracaj – rzekła. Już daję Ci Parkera – dodała
- Słucham – szepnął cichutko malec
- Cześć smyku – rzekł. Jak się czujesz – spytał
- Cześć tato, dobrze właśnie bawię się kolejką, którą dostałem od Ciebie – odparł
- Jak wrócę kupię Ci kolejną – szepnął
- A gdzie jesteś – spytał zdziwiony malec
- W Korei – odparł
- A gdzie to jest – spytał Parker
- Daleko synku, bardzo daleko – rzekł Booth, którego ściskało za serce
- To jak w bajce o dinozaurku, co mi ciocia Bones opowiadała u siebie w gabinecie, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, to znaczy daleko - spytał
- Tak synku to znaczy daleko – rzekł prawie plącząc
- Tata, a kiedy wrócisz - spytał
- Synku tata musi tu załatwić dużo spraw i nie będzie mnie dość długo
- Długo – szepnął smutny malec
- Tak, ale obiecuje Ci, że jak tylko wrócę zabiorę Cię na wycieczkę tylko we dwoje ja i ty, zgadzasz się – spytał
- Tak tato, już się nie mogę doczekać – krzyknął malec
- Obiecuję – szepnął Booth
- Tato, a jak tam jest ładnie – pytał Parker
- Ładnie – odparł Booth, którego serce bolało z tęsknoty
- To może ja do Ciebie przyjadę, by się z Tobą pobawić – spytał. Nie będzie Ci wtedy nudno – dodał
- Synku ale to nie jest miejsce dla dzieci – odparł agent
- Szkoda – szepnął malec. Dobrze to ja czekam tatusiu na Ciebie – rzekł malec
- Kocham Cie synku, bardzo tęsknie – powiedział Booth wycierając łzę
- Ja Ciebie też – odparł malec. Tato – spytał
- Tak synku – odparł agent
- A ciocia Bones też jest z Tobą – spytał
- Nie, a czemu – zapytał zaciekawiony
- Bo tak to miałbyś kogoś bliskiego obok – rzekł. Ale zabrałeś moje zdjęcie – spytał
- Tak mam je i teraz na nie patrze, jak z Tobą rozmawiam – zaznaczył Booth
- To ono będzie Ci mnie przypominać – oznajmił malec
- Tak synku, będę mieć je zawsze przy sobie – odparł Booth. Parker posłuchaj, co Ci teraz powiem – rzekł do syna
- Tak tatusiu – odparł malec
- Bądź grzeczny, słuchaj mamy i pamiętaj, że tatuś niedługo wróci, i że Cię bardzo kocha – powiedział
- Dobrze obiecuję, że będę grzeczny, byś był ze mnie dumny, jak ja jestem z Ciebie – rzekł. Ja Ciebie też bardzo kocham i czekam, aż wrócisz i pojedziemy gdzieś razem – dodał
- Synku ja już muszę kończyć – oznajmił. Pozdrów mamę i pamiętaj, że Cię bardzo kocham – dodał
- Dobrze pozdrowię a ciocię Bones też – spytał
- Tak ciocię Bones też i ucałuj ode mnie dobrze -m spytał
- Dobrze – przytaknął malec
- Kocham Cię synku do zobaczenia – szepnął
- Do zobaczenia tato – szepnął malec po czym rozłączył się
Ta rozmowa była dla agenta bardzo trudna. Nie wiedział, jak ma wytłumaczyć swemu synowi, że opuszcza go na tak długo. Siedział chwile w małym pokoiku, a z oczu spływały mu gorzkie łzy...
Spóżnione ale serdeczne życzenia z okazji urodzin ...Opko jak zwykle ciekawe ...fantastyczne dialogi ...tylko ja chyba nie przeżyję tej ich rozłąki:( serce mi się kraje ...sprowadz Bootha z powrotem do kraju...
Wróci niedługo:)
Kolejna część:)
Tymczasem Bones nadal nie mogła dojść do siebie po rozmowie z Boothem. Teraz jeszcze bardziej płakała, mogła sobie na to pozwolić, nikt jej nie słyszał. Złamała obietnice, ale nie mogła powstrzymać, była silna, ale ta sytuacja, była silniejsza do niej. Siedziała smutna na kanapie, rozmyślała. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się żadnych gości, tym bardziej nie wiedziała, kogo niesie o tej porze. Nie miała nawet siły, by zejść z kanapy i otworzyć drzwi. Myślała, jak się nie będzie odzywać gość pójdzie, myśląc sobie, ze nikogo nie ma. Jednak myliła się, ktoś coraz bardziej dobijał się do niej.
- Sweety, wiem, że tam jesteś otwórz mi, zanim sąsiedzie wezwą policje – odezwała się artystka
- Ange – szepnęła Bones, po czym z trudem zwlokła się z kanapy, by otworzyć przyjaciółce, która była jedyną osobą, która mogła ją w tym momencie pocieszyć.
- Ange – rzekła i wpadła je w ramiona, znów wybuchając płaczem
- Kochanie, wejdźmy do środka, uspokój się,. Nie płacz, bo mi się serce kraje – szepnęła artystka
Po chwili siedziały na sofie...
- Angela on wyjechał i zostawił mnie samą – szepnęła Bones
- Brenn, on wróci, nie martw się, nie wyjechał na wojnę, wszystko będzie dobrze - próbowała ją pocieszyć, ale jej się to nie udawało
- Ale Angela, jak ja sobie dam sama rade – spytała
- Jak sama, masz mnie – rzekła posyłając jej uśmiech. Dwa lata miną, zanim się obejrysz kochanie – dodała
- Angela, ale jest coś o czym nie wiesz, nikt o tym nie wie, tylko ja – szepnęła
- Brenn, nie strasz mnie, o czym nie wiem – spytała
- Bo ja, ja – jąkała się
- Bo Ty, wydusisz w końcu to z siebie, czy mam zastosować jakieś tortury- zażartowała
- Angela ja jestem w ciąży – szepnęła tak cicho, że nawet Ange, która siedziała tuż obok, nie usłyszała
- Kochanie, ale możesz trochę głośniej, wiesz, trudno cokolwiek usłyszeć, jak mówisz szeptem – odparła
- Jestem w ciąży – rzekła
- Co – spytała lekko zdziwiona artystka
- To, co słyszałaś, jestem w ciąży – powtórzyła
- Kochanie, to cudownie, a kto jest ojcem – spytała
- Jak to kto, Booth – wyjaśniła
- Pięknie, to dziecko będzie prześliczne, mając takich rodziców – oznajmiła
- Dzięki Ange, umiesz pocieszyć – odparła Bones, na twarzy której pojawił się lekki uśmiech
- Słonko, ale tak na marginesie – wtrąciła Ange
- Na czym – spytała. Nie wiem, co to znaczy – dodała Brenn
- Nieważne kochanie, jak to się stało, że jesteś w ciąży z Boothem, a ja o tym nie wiem – spytała
- Już wiesz – odparła Boens
- Dobrze, ale wiesz o co mi chodzi, kiedy Wy
- Ale my nie spaliśmy ze sobą Ange – wtrąciła Bones
- Wiesz w bociana to ja już dawno nie wierze, pszczółki przerabiałam w podstawówce, to już trochę czasu minęło – rzekła
- Angela
- Żadna Angela, powiesz mi wreszcie – spytała
- Próbuję, ale co chwilę mi przerywasz – wyjaśniła Bones
- Już się zamykam, milczę, jak grób- rzekła Angela
- Pamiętasz, jak poprosiłam Bootha, by został ojcem mojego dziecka – spytała, na co Ange pokiwała twierdząco głową, Przed operacją złożył nasienie, gdyby coś miało pójść nie tak, i poprosił, bym go użyła – wyjaśniła
- I Ty to zrobiłaś – spytała nie dowierzając
- Tak – przytaknęła Brennan
- Kochanie jesteś wielka, teraz mały Baby Booth jest w drodze – oznajmiła. Ciocia Angela będzie go rozpieszczać, jak nikt – szepnęła. Gratulacje kochana – rzekła ściskając przyjaciółkę
- Dziękuje – odparła uśmiechnięta Bones
- A co na to sam tatuś – spytała
- On nie wie, jeszcze mu nie powiedziałam – oznajmiła Bones
- Ale czemu, pewnie skakałby ze szczęścia – wyjaśniła
- Wiem, ale nie mogłam tego zrobić, bo pewnie by odmówił i nie pojechał, a ja nie mogłam stawiać go w niezręcznej sytuacji, rozumiesz? - spytała
- Jasne, rozumiem, będzie miał miłą niespodziankę, jak wróci, to się ucieszy – rzekła
- Pewnie tak – odparła Bones
- Pewna to ja jestem, że jesteś ciąży, Booth oszaleje z radości, będzie Cie nosił na rekach kochana – pisnęła Angela
- Mam nadzieje, ze się ucieszy – rzekła Bones
- Uwierz mi, będzie szczęśliwy – odparła. Kochanie zrobiło mi się bardzo gorąco – rzekła Ange. Co powiesz na spacer, on dobrze zrobi nam obu – oznajmiła Ange
- Jasne, czemu nie, Booth powiedział mi to samo – szepnęła
- Widzisz mądry facet – rzekła Ange
- Tak – przytaknęła Bones i udała się po płaszcz
Po chwili obie opuściły mieszkanie i udały się do pobliskiego parku.
Dobrze, że Temp ma taką przyjaciółkę jak Ang, na którą może zawsze liczyć:) Czekam na kolejne części:)
W międzyczasie takie małe OP:)
Takie smutne opko, ale dziś nie jestem w stanie napisać nic wesołego :-(
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...
Zaczęło się od sesji u Sweetsa, na której Bones zapragnęła mieć dziecko, a na ojca wybrała mnie, swojego partnera z pracy, przyjaciela, człowieka, który według niej byłby idealnym dawcą nasienia, gdyż tylko w taki sposób chciała począć ich dziecko.
Obawiałam się, że spędzając z nim noc, i zachodząc w ciąże w naturalny sposób, zburzę to, co budowaliśmy tyle lat, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Cierpiałabym...
Byłem dumny z tego mianowania na ojca, jednak nie do końca popierałem jej pomysł, jakoby to dziecko byłoby tylko jej, bo przecież do tego potrzebne są dwie osoby tłumaczyłem, jednak tylko ją denerwowałem.
Bones wyjaśniała mi, że nie chce ode mnie nic po tym jak urodzi się dziecko, co bardzo mnie uraziło. Nie tego się po niej spodziewałem. Po chwili zastanowienia, stwierdziłem, że zrobi dla niej wszystko, jednak tak, jak należy, co bardzo ją zaskoczyło, bynajmniej tak wyglądała, kiedy jej to mówiłem.
Od tamtego dnia minęło już kilka miesięcy, a między nami zmieniło się. Z dnia na dzień coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie. Powoli akceptowaliśmy zmiany w naszej relacji, częstsze spojrzenia pełne czułości, przypadkowe dotknięcie dłoni, które u nas obojga wywoływało przyjemny dreszcz, który przechodził nasze ciała.
Aż tu nagle trach, wykryto u mnie guza mózgu. Ta wiadomość spadła na nas jak piorun z jasnego nieba. Zanim doszło do nas, co tak naprawdę czujemy, los sprawił, że lekarze musieli walczyć o moje życie. Przed operacją poprosiłem moją Bones, by skorzystała z mojego nasienia, choć byłem wcześniej temu przeciwny. Tak na wszelki wypadek, gdybym ni przeżył tłumaczyłem, na co ona wybuchała płaczem. Jednak zgodziła się i obiecała, że tuż po mojej operacji podda się zabiegowi. Tuż przed pójściem na sale operacyjną pożegnaliśmy się, a ona szepnęła cicho: Kochanie wszystko będzie dobrze i pocałowała mnie lekko w usta. Byłem wniebowzięty, wiedziałem, że teraz już nic nie zniszczy tego, co nas połączyło. Bez żadnych obaw udałem się na sale, ona była przy mnie, nic nie mogło się złego wydarzyć. Ale na wszelki wypadek pisze do Ciebie: Temperance, jeśli się nie uda, gdybym nie przeżył wiedz, że zawsze Cię kochałem, od pierwszego dnia, kiedy Cię spotkałem, moje serce pokochało Ciebie całą, jak nigdy i nikogo na świecie. Nie miałem szansy, nie miałem odwagi wyznać Ci miłości, obawiając się, że nie jestem godzien takiej osoby, jak Ty. Przepraszam za to, ale pamiętaj, gdziekolwiek będziesz, ja będę z Tobą, na dobre i złe, nigdy Cię nie opuszczę...
A jednak myliłeś się najdroższy. Operacja udała się, jednak Ty zapadłeś w śpiączkę, z której nie mogli Cię wybudzić, niczym żadne leki, nic nie było w stanie przywrócić Cię do życia. Wtedy skończył się dla mnie pewien rozdział w życiu, który tak naprawdę rozpoczął się w momencie, kiedy lekarz potwierdził, iż zabieg się udał, a ja nosze w sobie naszą małą istotkę, która choć nie zrodziła się w sposób naturalny, wiem, że była skutkiem naszej wielkiej miłości, którą nie zdążyliśmy się w pełni nacieszyć. Dzisiaj siedzę na bujanym fotelu, czytam kartkę, którą mi pozostawiłeś w szpitalu i trzymam na ręce naszą małą córeczkę, która tak bardzo jest do Ciebie podobna. Ma śliczny uśmiech, czekoladowe oczy i pełne ciepła i spojrzenia oczy, w których widzę Ciebie, takiego, jakiego poznałam i choć ukrywałam, choć nigdy nie powiedziałam na głos pokochałam, choć obiecałam sobie, że nigdy przenigdy nikt nie zajmie miejsca w mym sercu. A jednak spotkałam Ciebie, i jestem Bogu za to wdzięczna, bo to chyba On postawił Cię na mej drodze, tak bynajmniej mi szepnąłeś tuż przed operacją, i muszę w to uwierzyć. Jednak to bardzo trudne, nie można stawiać kogoś, a potem go zabierać to nie logiczne, próbuję wierzyć, ale nie daję rady.
Dziś mija pierwsza rocznica, kiedy Cie nie ma przy mnie, przy nas. Nie umiem sobie poradzić z tym wszystkim zostałam sama. Jednak nie poddaję się, gdyż mam dla kogo żyć, ona jest przy mnie, nie mogę jej zawieść.
Za chwilę przyjedzie Angela i razem pojedziemy na cmentarz do Ciebie ukochany. Zabiorę ze sobą naszą małą Hope, wiem, że to nie możliwe byś ją widział, ale ona musi poznać ojca, pokocha Cie, tak, jak ja. Wiedz, że jest całym moim życiem, piękną pamiątką po Tobie, która jest i będzie dla mnie wszystkim.
Stoję teraz nad Twym grobem ukochany, nie ronię już łez, bo chyba już ich nie mam. Tyle wypłakałam ich przez ten czas, kiedy Cię nie ma. Widać, ze są osoby, które o Tobie pamiętają, na grobie leżą świeże kwiaty, zapalone znicze, które całym swym blaskiem oświetlają Twoje zdjęcie na mogile.
Podchodzi do nas jakiś mężczyzna, nie wiem skąd się wziął, byłyśmy same. Przedstawia się jako David Smith, Twój przyjaciel jeszcze z czasów Rangersów. To miły i ciepły człowiek bardzo podobny do Ciebie, nie tylko z wyglądu, lecz i z charakteru. Poznajemy się lepiej, więcej czasu spędzamy w swoim towarzystwie, widzę, że mała go lubi, ja też. Nie wiem, ale mam wrażenie, że to Ty go sprowadziłeś w ten dzień na cmentarz, bym go poznała, a on zaopiekował się mną i naszą Hopę.
Już mijają dwa lata, jak Cie nie ma. Jesteśmy teraz razem w trójkę na cmentarzu. Jesteśmy razem, lecz to nie jestem tak, ja nie zdradziłam naszej miłości. Pokochałam go tylko małą częścią mego serca, gdyż ono należy tylko do Ciebie, ale w życiu nie można iść ciągle samej, i wiem, że to zrozumiesz. Nikt mi Ciebie nie zastąpi, ani Hope taty, która chodzi z Twoim zdjęciem i całuje rano i wieczorem, szepcąc Tata. Wiem, że teraz na nas patrzysz i jesteś obok każdego dnia, czuję Twą obecność i dziękuję Ci za nią. Kocham Cię Temperance Brennan Booth. Tak Booth przyjęłam Twoje nazwisko Caroline pomogła mi w formalnościach. Nie było problemów.
Teraz idę do domu, jednak zawsze będę tu wracać z małą, byś nie czuł się samotny, jak ja po Twoim odejściu. Choć jest David, ja zawsze będę tęsknic za tym, co utracone.
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą – szeptam, kładę żonkila na grobie, i odwracam się z małą na ręku i odchodzę, ale wrócę, to Ci mogę obiecać...
Wiem, jak to jest, kiedy nic cię nie cieszy ;( Ale opko wyciska łzy... Nie daj się cierpieniu, życie jest za krótkie, by cierpieć.
Dzięki za miłe słowa:) Dziś nie będzie mnie w domciu, wstawię więc OP:)
Mam nadzieje, że się Wam spodoba, chyba jeszcze go tu nie było;)
Mam nadzieje, że przypadnie do gustu ;-)
KARTKA Z PAMIĘTNIKA
wspomnienia Angeli:)
Drogi pamiętniku.
Sama zastanawiam się, co mnie podkusiło, by zacząć coś takiego, co zazwyczaj piszą nastolatki, a ja te czasy mam już dawno za sobą.
Może odezwała się we mnie mała dziewczynka, która chce zapisać coś, co się jej przydarzyło, by móc ciągle i ciągle wracać do kartek i czytać, a nawet pokazać je dzieciom, a jeśli dożyje, to i wnukom. Taka chyba drzemie we mnie romantyczka, ale to chyba dobrze.
Może na pierwszej stronie przedstawię się, tak dla zasady. To ja, Angela Montenegro, artysta-plastyk, pracująca na co dzień w najlepszym Instytucie Jeffersona. Zanim podjęłam tu pracę, wiele o nim słyszałam.
Największy zarówno w Ameryce, jak na świecie kompleks muzeów i ośrodków edukacyjno-badawczych – mówił mój profesor na rozdaniu dyplomów.
Ale w życiu nie spodziewałam się, że wyśle mnie tam, bym tworzyła trójwymiarowe hologramy miejsc zbrodni i hipotetycznych jej przebiegów, a także prowadząca rekonstrukcje wyglądu ofiary na bazie czaszki. To był dla mnie wielki szok, niestety nie pierwszy, jakiego doznałam.
Choć pracuję tu już tyle lat, prawie piaty rok się zbliża, często wracam wspomnieniami do mojego pierwszego dnia tutaj. To był chyba najgorszy dzień w pracy, nie, co ja mówię, w całym moim życiu.
Na zakończenie kursu plastycznego, w nagrodę za bardzo dobre wyniki w nauce, dostałam stypendium naukowe. Nic w tym dziwnego, w końcu miałam najlepsze oceny na całym roku, a może i nie tylko. Nie ważne, to nie w tym rzecz.
Pamiętam, ja dziś mury Instytutu, które samym swym wyglądem mogły odstraszyć każdego, a mnie chyba pierwszą. Ściany puste bez żadnych dekoracji, pomalowane na biało, by rozjaśnić panującą ciemność. Chłód, który panował wewnątrz, dał mi o sobie znać, w ciągu pierwszej minuty, jak tylko przekroczyłam próg. To, co zobaczyłam tam w oddali na stole, zmroziło mi krew w żyłach. Na sam widok trupa, bo on tam leżał, zrobiło mi się niedobrze, a moja twarz mogła konkurować z kolorem ścian, na tym polu na pewno bym wygrała podium. Byłam od nich bielsza. Stałam w jednym miejscu przyglądając się kobiecie, która patrzyła, ja w obrazem w kości przyglądając się im bacznie, podnosząc każdą do góry, pod światło, by tam zobaczyć każde uszkodzenie. Na sam widok, przypomniałam sobie śniadanie sprzed miesiąca. Już chciałam się odwrócić i uciec stamtąd, gdzie pieprz rośnie, ale w tym samym momencie ona, pani od kości spojrzała na mnie. Pamiętam ten jej przeszywający wzrok, sama się dziwię, że nie padłam tam wtedy trupem, miała by dodatkowe zajęcie i mnie na sumieniu. Byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się odezwać słowem, co było do mnie dość niepodobne, gdyż mnie się buzia nigdy nie zamyka, muszę wszystkie wiedzieć, jak i powiedzieć, co mi ślina na język przyniesie. To moje dwie wady, z którymi nauczyłam się już żyć i każdy musi, gdyż ja się już nie zmienię.
- Zgubiłaś się – spytała chłodno
- Nie, ja tylko – próbowałam wytłumaczyć, jednak ona mnie ubiegła
- Wybieg dla modelek, jest tuż za rogiem – rzekła powracając do oglądania kości
- Fajnie, tyle, że ja się tam nie wybieram – szepnęłam
- Słucham – rzekła znów spoglądając na mnie
- Nazywam się Angela Montenegro – przedstawiam się
- Nic mi to nie mówi – rzuciła
Sytuacja była naprawdę dość dziwna, jak i krępująca. Na szczęście w dobrym momencie pojawił się on. Przystojny, męski, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o niebieskich oczach, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
- Możesz powtórzyć jeszcze raz nazwisko – poprosił łagodnym głosem
- Angela Montenegro – rzekłam nie odrywając moich oczu od jego, w których zobaczyłam dosłownie ocean.
- To Ty zostałaś skierowana do nas na staż – spytał
- Tak, to ja – odpowiedziałam z trudnością
- Przepraszam nie przedstawiłem się. Nazywam się Jack Hodgins. Jestem tutaj entomologiem, zajmuję się larwami i takimi innymi – rzekł
- Miło mi, Angela Montenegro – rzekłam cicho, to chyba ze strachu, a zamiast jego pięknych oczu zobaczyłam ogromną larwę, która wpatruję się we mnie wyłupiastymi oczami.
- Dr Goodman mówił mi, że się dziś pojawisz. - oznajmił. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci, że zwracam się do Cienie na Ty, ale będziemy częściej się widywać, a to znacznie ułatwia pracę – dodał
- Jasne, że mi nie przeszkadza – rzekłam nieco pewniej. Dla Ciebie wszystko złociutki - pomyślałam
- To świetnie – odpowiedział, a na twarzy pojawił mu się lekki uśmiech, a w kąciku usta mały dołeczek.
Angela ładnie przepadłaś – pomyślałam
By choć na chwile przestać wpatrywać się w niego jak w jakiś obrazek, lub sroka w gnat, spojrzałam znów na stół i na kobietę, która w ogóle nie zwracała na mnie uwagi.
- Choć przedstawię Cie Brennan – rzekł wskazując na ów osobę, która nie zapałała do mnie niczym, a nawet mnie olała.
Posłusznie udałam się za nim, z duszą na jednym, a z drugą na drugim ramieniu.
- Dr Brennan, to nasza nowa stażystka – rzekł przedstawiając mnie
- Angela Montenegro – szepnęłam
- Temperance Brennan – rzuciła. A czym ona się ma zajmować? – spytała spoglądając na mężczyznę
- Ona ma się zająć rekonstrukcją twarzy – wyjaśnił
- Dobrze, proszę oto czaszka, niech pani pokaże, co umie – powiedziała podając mi ją do ręki
O nie pomyślałam, chcąc stamtąd uciec, jak najszybciej, jednak na ten krok było już za późno...
Posłusznie wzięłam ją i udałam się za Jackiem, który wskazał mi mój gabinet, który o dziwo był całkiem fajnie urządzony.
- Pierwsze koty za płoty – rzekła na pocieszenie
- O tak – zruciła spoglądając znów w jego błękitne oczy
- Dr Brennan nie jest taka straszna na jaką wygląda – oznajmił
- Dobrze wiedzieć – szepnęłam
- Trzeba ją tylko dobrze poznać – dodał
- Nie wiem, czy będę mieć taką okazję – stwierdziłam
- Polubicie się, jestem pewnie – odparł. Mam nadzieję, że my też – dodał posyłając mi uśmiech, który o mało nie zwalił mnie z nóg, które stały się w sekundzie miękkie, jakby były z waty.
Od tamtego czasu minęło już parę lat. Ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział były prorocze. Pierwszą reakcją na ten cały Instyutut, który mi tak zachwalano, była ucieczka, jednak nie mogłam zawieść mojego profesora, który mi zaufał, w sumie sama też musiałam się postawić strachowi, który mnie ogarnął.
I cieszę się, że nie wycofałam się, że nie zwiałam i nie uciekła.
W tym ponurym jak na pierwszy rzut oka miejscu, znalazłam prawdziwą przyjaciółkę, a nawet siostrę, której nigdy nie miałam, a wiesz kochany pamiętniku w kim???
W osobie strasznej pani antropolog, która na samym początku postawiła na mnie krzyżyk. Jednak ja ją rozgryzłam, a raczej poznałam, zauważając, ze pod tą maską twardej, oschłej i zimnej, jak lód kobiecie, kryję się moja bratnia dusza.
Spotkałam też miłość życia, a raczej to on mnie wybrał. Jack Hogdins ten pan, o cudownych jak lazur oczach, jest teraz moim mężem, a wkrótce zostanie ojcem naszego małego szczęścia, o którym istnieniu powiedział mi dziś ginekolog.
Boże nie spodziewałam się, że ten budynek ofiaruje mi tyle radości. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują.
super kartka z pamietnika :) ... teraz przyszla kolej na angele... xD bardzo ciekawie opisanie :) pozdrawiam :)
Witam wszystkich:* dziewczyny jak zawsze super!! Mam nadzieję, że to forum nie umrze dlatego wrzucam początek mojego opowiadania... Mam nadzieję, że się spodoba... Miłego czytania:)
Czy to koniec?
Część 1
Było późne popołudnie. Słońce powoli zbliżało się coraz bliżej horyzontu. Ulice dziwnym zbiegiem okoliczności nie były aż tak zatłoczone jak zawsze o tej porze. Booth jechał swoim ukochanym suvem dobrze znaną sobie drogą. Już nie długo tędy pojeżdżę, myślał. Przed chwilą opuścił gabinet Cullena, dyrektora FBI. Teraz zmierzał w stronę instytutu do swojej partnerki. Zastanawiał się jak zareaguje… w końcu rok to długo… mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi. Dlaczego akurat teraz, pytał sam siebie. To najbardziej nieodpowiednia chwila, już byłem tak blisko… Tak, jeszcze trochę czasu i wszystko by się ułożyło po mojej myśli… Ten wyjazd wszystko zniszczy. Tyle czasu zajęło mi zburzenie tego muru, który wzniosła wokół siebie, a teraz pewnie znowu to zrobi… Nie mogę na to pozwolić!! Ale też nie mogę jej powiedzieć, co do niej czuję… to nie jest dobry moment. Że też to musi być akurat teraz!!
Wjechał na parking, zaparkował Suva i skierował się w stronę wejścia. Ruszył prosto do gabinetu swojej partnerki. Stanął w progu i przyglądał jej się chwilę. Siedziała przy biurku i pisała coś na laptopie. Pewnie pisze kolejny rozdział swojej nowej powieści…
- Cześć Bones!!- zawołał i z wielkim uśmiechem ruszył w stronę Tempe.
- Booth. Nie wiedziałam, że jesteś…
- Zauważyłem… Co powiesz na wczesną kolację?- zapytał z czarującym uśmiechem na ustach, uśmiechem, od którego miękły kolana nie jednej kobiecie. Tempe również, chociaż nigdy się do tego nie przyznała. Musiała by być z kamienia, żeby nie zauważyć, jakim atrakcyjnym mężczyzną był jej partner.
- Kolacja…? O tej porze? Nie uważasz, że jeszcze za wcześnie?- zaczęła Bones
- Dlatego użyłem słowa wczesna kolacja Bones. Może wolisz późny lunch…? Zresztą nie ważne. Nie jedliśmy dzisiaj lunchu, a ja jestem głodny…
- Zawsze jesteś- wyparowała Tempe
- A Ty nie! Założę się, że nic jeszcze dzisiaj nie jadłaś, poza kawą, którą wypiłaś na śniadanie…- dalej nalegał Booth i posłał w jej stronę kolejny zniewalający uśmiech…
- A skąd Ty to możesz wiedzieć?- zapytała i odwróciła wzrok w stronę laptopa. Nie mogę przecież aż tak się na niego gapić, myślała… Chociaż to widok miły dla oka… taki przystojny facet i Ty się jeszcze do niego nie dobrałaś… Jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku? Pytała sama siebie…
- Bo Cię znam lepiej niż Ty samą…- spojrzał głęboko w jej oczy
- Tak?- zapytała z błyskiem w oczach. O tak, zdecydowanie miły widok… ciekawe czy bez tej koszuli i krawata, który znakomicie podkreśla ciepło jego oczu, też by tak na mnie działał….
- Wszystko w porządku Bones?- zapytał zatroskany Booth, gdy na twarzy Tempe pojawił się dziwny wyraz… Przybliżył się do niej i dalej lustrował swoim wzrokiem…..
- Jak najbardziej!- odpowiedziała szybko- To co idziemy?- i szybko wyszła z gabinetu, żeby nie zauważył zmiesznia i rumieńca na jej policzkach.
Od pewnego czasu do obojga z nich docierała prawda… To, co było nieuniknione. To, czego od dawna oboje pragnęli, ale przed czym uciekali. Teraz już wiedzieli, że się kochają. Każde z nich zdało sobie z tego sprawę, lecz nie powiedziało temu drugiemu. Dlaczego? Ponieważ bali się stracić to, co mieli. A co mieli? Niezwykłą i rzadko spotykaną przyjaźń, więź tak silną, że nic nie było w stanie ich rozdzielić. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko…
Dojechali do swojej ulubionej knajpki, usiedli przy swoim stoliku przy oknie i zamówili swoje ulubione dania. Czas upływał im na luźnej rozmowie o wszystkim i o niczym, nie zabrakło również dogryzania sobie, jak to mieli w zwyczaju. Po skończonym posiłku zamówili po kawie, a Booth dodatkowo zamówił swoją ulubioną szarlotkę. Teraz siedzieli w ciszy, delektując się kawą i swoim towarzystwem. Milczenie przerwał Booth….
- Bones, muszę wyjechać…- zaczął niepewnie
- Dokąd jedziesz? Bierzesz urlop?- zapytała niczego nie świadoma Tempe
- Nie- agent spuścił wzrok i utkwił go w swojej kawie
- To gdzie jedziesz?
- Do Argentyny. Na rok- powiedział i dopiero teraz spojrzał w jej oczy. To co w nich zobaczył, przepełniło go smutkiem
- Do Argentyny? Ale po co? Na rok?- pytała zszokowana Bones, nic z tego nie rozumiała- Booth?
- Rozmawiałem dzisiaj z Cullenem. Mam jechać na wymianę. Jadą najlepsi agenci. Mamy zapoznać się z metodami pracy tamtejszej policji w walce z bosami narkotykowymi i handlarzami broni- odparł
- Ale dlaczego Ty?- zapytała Bones. Oczy jej się zaszkliły od łez napływających do oczu. Będą musieli się rozstać na rok. Rok bez Bootha… myślała, jak ja wytrzymam tak długo bez niego…
- Jestem jednym z najlepszych Bones. Cullen twierdzi, że dzięki temu będziemy szybciej i łatwiej rozbijać nasze gangi… To dla nas szansa…
- Wiem- odparła smutna Bren- będzie mi Ciebie brakować…- dodała ze smutkiem
- Hej.. nie smuć się, czas szybko zleci. Będziemy do siebie dzwonić. Przecież nie jadę na drugi koniec świata!!- Booth uśmiechną się szeroko i chwycił Tempe za rękę dodając jej otuchy.
- Ale rok to długo…- odpowiedziała i spojrzała mu głęboko w oczy
- Bones, nie smuć się. Będziemy się odwiedzać, to tylko kilka godzin samolotem…
- Wiem… ale… nie będzie Cię tutaj. Z kim będę jadać lunch? Kto będzie mnie uczył życia, powiedzeń… kto mnie będzie poprawiał? Z kim będę pracować? Kto przyjdzie do mnie późno w nocy z tajskim i piwem? Kto….
- Bones…- przerwał jej Seeley. Widział jak zaczęła wpadać w panikę, że znowu zostanie sama…- to tylko rok Bones. Ani się nie obejrzysz i znowu tu przyjadę i skopię Ci tyłek, jak będziesz znowu tylko o kawie, i będziesz do późna pracować… To tylko rok…- dodał- jeszcze się okaże, że przyjedziesz na wykopaliska do Argentyny… albo będziesz musiała przyjechać i nam pomóc jak znajdziemy jakiś kości…
- Booth… tam są miejscowi antropolodzy i to bardzo uzdolnieni…
- Ale nie tak mądrzy jak Ty, Bones…- przerwał jej i dodał z uśmiechem- pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, o każdej porze dnia i nocy, i gdyby coś się działo, przylecę…. Pamiętaj…
- Wiem Booth, wiem…
- Obiecaj mi coś…- powiedział Booth
- Wszystko…
- Jesteś pewna? Jeszcze nie wiesz o co mi chodzi…- odparł Seeley z łobuzerskim uśmiechem…
- Ufam Ci…- powiedziała patrząc mu głęboko w oczy
- Obiecaj mi, że gdyby coś się działo i będziesz mnie potrzebować to mi o tym powiesz. Zadzwonisz i mi powiesz o wszystkim, nie będziesz tego ukrywać i radzić sobie sama… Obiecaj mi to, Bones….- spojrzał jej głęboko w oczy, musiał wiedzieć, musiał mieć pewność, że ona będzie mieć świadomość, że on jej nie zostawi w potrzebie. Że w razie czego poprosi go o pomoc, że nic jej się nie stanie… w końcu nie raz pakowała się w kłopoty, z których potem musiał ją ratować… Nie musiał… Chciał.
- Obiecuję- odparła i lekko się uśmiechnęła…- To kiedy wyjeżdżasz?- zapytała
- Za tydzień- doparł Booth
- Więc mamy jeszcze tydzień…- powiedziała ze smutkiem na twarzy
- Bones, głowa do góry. Zapewniam Cię, że po tym tygodniu będziesz mnie mieć dość na bardzo długo…- Seeley uśmiechał się łobuzersko
- Co masz na myśli..?- zapytała zdziwiona Tempe
- Bo przez ten tydzień mam zamiar wpoić Ci pewne nawyki….
- Jakie nawyki…?- spytała podejrzliwie
- Takie, od których trzymasz się z daleka…- i śmiał się w najlepsze- zdecydowanie będziesz mieć mnie dość… i na koniec sama mnie zapakujesz do samolotu….
- Booth to jest nie możliwe, człowieka nie można….- zaczęła swój wywód Tempe.
c.d.n.
Zapowiada się nieźle, czekam na cdk:)
A teraz mój, nie żebym zapomniała, ale niestety cierpię na brak czasu, buu
Dalsza część opka: Dwa długie lata:)
Spacerowały uliczkami, przyglądając się ludziom siedzącym na ławeczkach, dzieciom biegającym i krzyczącym. Te widoki u obu pań wywoływały uśmiech na twarzach. Nawet Bones, która cierpiała z rozłąki z Boothem, lekko się uśmiechała. Po chwili usiadły przy karuzeli, spoglądając na dzieci i ich matki.
Bones była bardzo wzruszona tym widokiem. Widziała oczyma wyobraźni moment, kiedy ona jej nienarodzone jeszcze dziecko i Booth będą chodzić tu, razem z Parkerem.
- Parker – szepnęła
- Brennan, gdzie Ty go widzisz – spytała zdziwiona Angela
- Nigdzie tylko o nim pomyślałam – rzekła. To, jak wracamy – spytała po chwili
- Tak – przytaknęła artystka i obie podniosły się, by udać się do wyjścia z parku, gdzie spotkały...
- Dr Bones – krzyknął radośnie malec, puszczając dłoń matki i biegnąc w stronę zauważonej antropolog
- Parker – szepnęła kucając przy malcu
- Witam – rzekła Rebecca podchodząc do trójki
- Dzień dobry – odpowiedziały jednocześnie
- Dr Bones tata prosił, bym coś dla Ciebie zrobił – wtrącił chłopiec
- Tak – spytała zdziwiona, spoglądając na matkę malca
- Mnie proszę nie pytać, aj nic nie wiem - odparła
- Tak – przytaknął malec
- To, co miałeś dla mnie zrobić – spytała po chwili
- To – szepnął całując ją w policzek
- Dziękuję – szepnęła wzruszona
- Nie ma za co, tata, jak wróci, pewnie zrobi to samo – dodał z łobuzerskim uśmiechem
Nie odpowiedziała, a jej twarz zlał rumienić. Postały chwile z malcem, a następnie udały się do mieszkania Brenn. Posiedziały chwilę, wypiły kawę , porozmawiały, a wieczorem rozstały się, gdyż następnego dnia obie czekała praca.
Noc minęła szybko, jednak bardzo spokojnie Brennan obudziła się wypoczęta i wyspana, pomimo, ze spała zaledwie 5 godzin. Około 7.30 była gotowa i udałą się do Instytutu, gdzie czekała na nią niespodzianka.
Było dość wcześnie. W Instytucie było dość spokojnie, w sumie to jeszcze ranek, Wszyscy gromadzili się zazwyczaj około 8. Tak było i tym razem. Bones pierwsze swe kroki skierowała do swojego gabinetu, który przywołał tyle wspomnień. Na samo wspomnienie o nim, po policzku spłynęła jej łza. Usiadła z kubkiem gorącej czekolady na sofie, rozmyślając. Po około 15 minutach zrobiło się gwarno. Cały Instytut zaludnił się pracownikami. Bones siedziała nada na sofie.
Po wyjeździe jej partnera, pewnie nie będzie wychodzić w teren, tylko zajmie się szczątkami w Instytucie. Tak bynajmniej jej się wydawało.
Około 8.15 w jej gabinecie pojawiła się Camille. Jednak nie byłą sama, towarzyszył jej...
- Dr Brennan - szepnęła, by nie wystraszyć zamyślonej antropolog.
- O Cam, przepraszam, zamyśliłam sie - odparła wstając
- Zauważyłam - szepnęła Cam lekko się uśmiechając. To jest Andrew Smith. zastąpi on agenta Bootha, na czas jego nieobecności - powiedziała
- Agent specjalny Andrew Smith - rzekł podając jej dłoń
- Dr Temperance Brennan - szepnęła ściskając jego dłoń
- To zostawiam Was samych, poznajcie się - rzekła Cam. Mam nadzieje, że współpraca będzie się Wam układać - dodała i po chwili opuściła nowych współpracowników
W gabinecie antropolog zapanowała cisza. Nie takiego obrotu spraw spodziewała się Brennan, ale to polecenie, które trzeba wykonać. Przecież sama to powtarzała do Bootha, który miał wątpliwości ze swym wyjazdem. Teraz ona znalazła się w podobnej sytuacji.
Po chwili...
Oj moja droga będziesz mnie miała na sumieniu i to długo. Po chwili... i co dalej??? dawaj szybko cd
Zapraszam na dalszy ciąg...:)
Część 2
Tydzień dzielący ich od wyjazdu Bootha minął im bardzo szybko i tak jak Seeley uprzedził Tempe, miała go już serdecznie dość. Przez cały tydzień Booth przyjeżdżał po Tempe rano i zmuszał ją, żeby zrobiła sobie śniadanie przed wyjściem, oczywiście dla niego też. Punktualnie o 14 przyjeżdżał po nią i zabierał na lunch w ich ulubionej knajpce. Nalegał nawet, żeby spróbowała jego szarlotki… o dziwo udało mu się. Zabierał ją z pracy o normalnej godzinie. To znaczy takiej, o której wszyscy pracownicy kończyli pracę. Odwoził ją do domu, nieraz po drodze zaliczyli jeszcze sklep, bo oczywiście Bones musiała zjeść coś na kolację, czego osobiście dopilnował. Wciąż głosił jej kazania na temat regularnego odżywiania, przepracowywania się, nie zamykania drzwi od mieszkania na klucz… itd. Czepiał się wszystkiego, czego tylko mógł i od czego powstrzymywał się przez ponad 4 lata znajomości.
Tempe natomiast wychodziła cała z siebie. Nie była przyzwyczajona, że ktoś się o nią tak troszczy i poucza i zmusza do pewnych zachowań. Przez cały tydzień słuchała kazań Bootha na temat swojego nieodpowiedniego zachowania, nie dbania o siebie. Nieraz się pokłócili i krzyki słychać było chyba w całym instytucie. Przyjaciele tylko kiwali głowami i próbowali się nie roześmiać, jednak było to nie możliwe. Przez ponad 4 lata ich współpracy nie było aż tak ciekawie jak przez ten tydzień. I tak głośno… krzykliwie… wesoło… wszyscy zapomnieli na chwile o wyjeździe agenta. Każdy śledził kolejne sprzeczki partnerów. Dzień przed wyjazdem Bootha, agent dostał to, czego chciał… Kolejna sprzeczka wywołana nadopiekuńczością Seeleya…
- Nie możesz tak robić, Bones. Musisz bardziej dbać o siebie…- dalej stał przy swoim agent
- Wiesz co Booth, mam Cię już dość!! Nie jestem małym dzieckiem, umiem o siebie zadbać. I masz rację… osobiście Cię jutro zawiozę na lotnisko i zapakuję do tego samolotu i zadbam, żebyś nim odleciał!!!- krzyczała Tempe w furii- a potem udam się od instytutu i skończę wreszcie to, czego nie pozwoliłeś mi skończyć przez cały tydzień, twierdząc, że za dużo pracuję!!
- Naprawdę masz mnie dość..?- pytał Seeley z dziwnym uśmiechem na twarzy
- I to jeszcze jak!!
- Czyli nie będziesz za mną tęsknić…?
- Wreszcie będę robić, co tylko będę chciała!! I nikt nie będzie nade mną stał i marudził!!
- Czyli cel osiągnięty- na twarzy agenta zagościł wielki uśmiech tryumfu
- Jaki cel?- zapytała zdziwiona.
Przyjaciele, którzy cały tydzień śledzili potyczki partnerów, próbując zrozumieć o co chodzi Boothowi z tą nadopiekuńczością, teraz nie wytrzymali i wybuchnęli śmiechem.
- A Wy z czego tak się śmiejecie?- zapytała Tempe patrząc na nich ze złością i zaciekawieniem w oczach
- Gratuluję pomysłu Booth…- odezwała się Ange i posłała w stronę agenta uśmiech
- Dziękuję- odparł Booth
- Zaserwowaliście nam tu niezły ubaw przez cały tydzień- odpowiedział Hodgins wciąż śmiejąc się
- O tak… było wesoło…- stwierdziła Cam
- O czym Wy wszyscy mówicie?- zapytała zdezorientowana Bones. Booth?- zwróciła się do partnera
- Bo przez cały tydzień byłaś tak zajęta dogryzaniem mi i złoszczeniem się na mnie za moją nadopiekuńczość, że nawet przez chwilę nie byłaś smutna i przejęta moim wyjazdem… A co więcej…-i tu się znowu łobuzersko uśmiechnął- mam jutro darmowy transport na lotnisko…
- Co?! Ty… o Ty…!! Robiłeś to specjalnie!!?
- Przecież powiedziałem Ci tydzień temu, że będziesz mieć mnie dość…- Booth nie skończył już mówić, gdyż Tempi rzuciła się na niego…
- Jak tylko Cię złapię do dostaniesz za swoje… Tak Ci skopie tyłek, że nie będziesz mógł się doczekać, kiedy wreszcie wstaniesz z fotela w samolocie…
Jak mówili tak zrobili. Następnego dnia Bren zawiozła Bootha na lotnisko. Oboje byli smutni. W końcu musieli się rozstać na dłuższy czas. Siedzieli w poczekalni i czekali aż zostanie wywołany jego lot. Siedzieli w ciszy, każde wpatrzone w jakiś inny kąt… Ciszę przerwał Booth.
- Bones, pamiętasz co mi obiecałaś tydzień temu?- zapytał
- Pamiętam- odpowiedziała Tempe i spojrzała w czekoladowe oczy partnera. Teraz nie było w nich radości, tylko smutek i troska.
- Obiecaj mi to jeszcze raz… że w razie czego będziesz dzwonić…- patrzył jej głęboko w oczy
- Obiecuję- przyrzekła. Ścisnęła jego dłoń, żeby dodać mu siły…- Booth dam sobie rade, nie musisz się o mnie martwić. Zawsze byłam sama i jakoś sobie radziłam…
- Ale teraz nie jesteś sama, masz mnie…
- Wiem.
c.d.n.
Nie wiem jeszcze dokładnie jaki będzie dalszy rozwój wypadków, ale mam już pewien pomysł... Chciałabym trochę odejść od wizji szczęśliwej rodzinki i skupić się raczej na jakiejś akcji... Jednak nie martwcie się, uczuć nie zabraknie:) Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Pozdrawiam wszystkich:*
No jasne, że się podoba... mi na pewno... bardzo fajnie piszesz... czekam na cedeka:)
Wrzucam następną część. Kolejna jutro. Miłego czytania:)
Część 3
Kolejne dni mijały Tempe bardzo wolno. Brakowało jej Bootha. Jego uśmiechu, ciągłego docinania jej, tych ciepłych czekoladowych oczu, wszystkiego… Żeby jakoś dać sobie z tym radę i nie popaść w jakąś depresję, zajęła się pracą, czymś gdzie zawsze uciekała, gdy było jej źle. Przyjaciele widzieli jej smutek, była jakaś inna, wyciszona, mało mówiła, nie uśmiechała się… Widać było, że tęskni. Ange postanowiła porozmawiać z przyjaciółką, pocieszyć ją. Poszła do niej do gabinetu…
- Sweety, porozmawiaj ze mną, proszę…
- O czym, Ange mam z Tobą porozmawiać?
- Bren nie udawaj, że nic się nie stało. Powiedz to. Zobaczysz, że Ci ulży…- artystka próbowała przekonać przyjaciółkę
- No dobrze…- Tempe wiedziała, że nie wygra z Ange- tęsknię za nim. Brakuje mi go, tak bardzo mi go brakuje, Ange. Nie wiedziałam, że będę za nim tak bardzo tęsknić… Chciałabym, żeby wszedł do mojego gabinetu z tym swoim uśmiechem na ustach, cały wypachniony tymi perfumami, które doprowadzają mnie do szału i powiedział „ Bones zbieraj się, mamy sprawę!! ”.
- Wiesz co Sweety. Jestem z Ciebie dumna!- stwierdziła nagle Ange. Na początku była w szoku po tym co usłyszała, ale teraz już myślała logicznie…
- Dlaczego? Przecież nic nie zrobiłam- spytała zdezorientowana Bones
- Bo wyrzuciłaś co Ci leżało na sercu i wreszcie się przyznałaś, że Booth nie jest Ci obojętny!- podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła- zadzwoń do niego.
- I co mam mu powiedzieć?
- Nie wiem, po prostu z nim porozmawiaj. Zobaczysz, że się lepiej poczujesz. Usłyszysz jego seksowny głos…- dodała znacząco Ange- on też się ucieszy, zobaczysz!- podała jej komórkę i wyszła.
Booth właśnie wszedł do swojego małego mieszkanka, które dostał i ruszył prosto w stronę łóżka. Runął na nie jak długi. Był potwornie zmęczony. Najpierw lot samolotem, potem zapoznanie się ze wszystkimi, powitania itd… Gdy mieli się wreszcie udać do mieszkań na odpoczynek, nagle okazało się, że będzie akcja i uznali, że to idealny chwila na wprowadzenie gości w sprawę. I tym sposobem od prawie 3 dni Booth prawie w ogóle nie spał, nie licząc kilku krótkich drzemek. Leżał tak chwilę, próbując zmusić się do wstania i pójścia do łazienki pod prysznic. Jego myśli zaczęły krążyć wokół jednej osoby. Przez ostatnie dni nie miał za wiele czasu by o niej myśleć. Może to nawet lepiej… Ale w tej chwili pragnął ją zobaczyć, usłyszeć jej głos… Ciekawe co robiła przez ten czas… zastanawiał się. Pewnie to co zawsze, czyli zajmowała się kośćmi. Pewnie się przepracowuje i znowu nie zjadła za wiele… Jego rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Nawet się nie podnosząc sięgnął do kieszeni po komórkę i nie patrząc kto dzwoni odebrał…
- Booth- powiedział
- Hej, tu Bones- usłyszał po drugiej stronie
- Bones, hej, co tam słychać?- wielki uśmiech zagościł na jego twarzy
- Nic, dzwonie, żeby się dowiedzieć jak Ci tam jest… Ale jeśli przeszkadzam to zadzwonię później…
- Nie Bones, Ty nigdy nie przeszkadzasz…
Rozmowa zrobiła dobrze obojgu. Od tego czasu regularnie do siebie dzwonili, przynajmniej kilka razy w tygodniu. Każde z nich zajęło się swoimi obowiązkami. Tęsknili za sobą bardzo, jednak wiedzieli, że jakoś muszą wytrzymać. Boothowi dodatkowo doskwierał brak syna.
Tempe przydzielono nowego partnera w zastępstwie za Bootha. Początkowo nie chciała się zgodzić na współpracę z innym agentem ale w końcu po naleganiach Bootha zgodziła się. Seeley był o wiele spokojniejszy, gdy jakiś agent był z nią. Chodziło mu o jej bezpieczeństwo, tamten nie był co prawda nim ale zawsze to ktoś. Obawiał się tylko jednego…. że Tempe może go na niego zamienić… A tego by nie zniósł. Wiedział jednak, że jego Bones lubi pakować się w tarapaty i wolał, żeby miała partnera, tak w razie czego… nie zniósłby gdyby coś jej się stało.
Tak więc Bones robiła to co do tej pory, tylko że z nowym partnerem, a Booth rozpracowywał argentyńskie gangi. I tak mijały kolejne tygodnie.
Bren jakoś dogadała się z nowym gentem, nie było to oczywiście to co łączy ją z Boothem… Brian Dennby, bo tak się nazwał, starał się jak mógł sprostać wymaganiom pani antropolog. Wiele słyszał o słynnym duecie i zazdrościł temu agentowi takiej partnerki… Jednak okazała się ona dość trudna… Była jakaś dziwna, zamknięta w sobie, nie rozumiała powiedzeń i wszystko traktowała dosłownie. Jednak to mu nie przeszkadzało, chciał ją zdobyć. Taki postawił sobie cel… Pociągała go, zresztą nie jego jednego z czego zdawał sobie sprawę… Wiedział o więzi jaka łączyła partnerów i nie mógł tego znieść. Ona nie zwracała na niego uwagi, często dzwoniła do partnera, rozmawiała z nim nawet na miejscu zbrodni, często opowiadając mu o sprawie. To bardzo denerwowało Briana ale zaciskał pięści i udawał, że wszystko jest w porządku i mu to nie przeszkadza.
Tempe z kolei bardzo tęskniła za Boothem. Brakowało jej jego ciągłych uwag na temat jej zachowań i jego poczucia humoru… Tylko on potrafił ją pocieszyć, gdy było jej źle, sprawić, że na chwilę zapominała o troskach. Był przy niej kiedy go potrzebowała.
Teraz pracowała z Brianem. Na początku ją denerwował ale z czasem przyzwyczaiła się do jego obecności w instytucie. Zaczęła z nim jeździć w teren i chodzić na przesłuchania, ale to nie było to samo co z Boothem. Nikt jej go nie zastąpi. Często do niego dzwoniła. Teraz już nie miała oporów, by tak po prostu do niego zadzwonić, bez żadnego powodu. Nawet w drodze na miejsce zbrodni jechała z komórką przy uchu. Często też opowiadała mu o aktualnej sprawie i to nie dlatego, że nie chciała rozmawiać z nowym partnerem, ale dlatego, że po prostu lubiła analizować dowody z Boothem.
Teraz gdy Seeley wyjechał większość wieczorów spędzała samotnie. Tylko czasem dała się namówić Ange na babski wieczór lub jakieś wyjście do baru po skończonej sprawie. Bez Bootha to już nie było to samo.
Powoli zaczął ją denerwować jej nowy partner, który najwyraźniej miał co do niej jakieś plany… Często był nachalny i nie miły dla niej. Ange podejrzewała, że Brian liczy na jakąś przygodę z jej przyjaciółką. Widać było po jego spojrzeniu, że miał na nią ochotę. W jego spojrzeniu nie było tej fascynacji i pożądania, ale zarazem czułości i troski jaką było widać w oczach Bootha, gdy patrzył na Tempi, gdy myślał, że nikt go nie widzi. Zamiast tego było pożądanie, zazdrość i zawiść, kiedy Bones rozmawiała przez telefon z byłym partnerem. Ange powoli zaczynała się martwić o przyjaciółkę. Bała się, że Dennby może ją wykorzystać albo zrobić coś głupiego. Od samego początku jej się nie podobał… Zdawała sobie sprawę z tego, że tak jak Booth znała się na ludziach, a on jej się nie podobał, chociaż nawet nie wiedziała dlaczego.
Próbowała ostrzec przyjaciółkę, ale Tempe ciągle powtarzała, że da sobie z nim radę, a jak nie to poprosi o zmianę partnera. Nawet nie spodziewała się, że będzie potem żałować, że bardziej nie nalegała…
c.d.n.
strasznie ciekawie się robi... ale rozbudziłaś moją wyobraźnię...się nie doczekam do jutra:)
Joy ciekawie:) Czekam na cdk:)
Kolejna część mojego opka:)
- To zostaliśmy sami – szepnęła zaskoczona Brenn
- Trochę niezręczna sytuacja, nieprawdaż – spytał nieśmiało.
- Tak, ale to tylko praca, Booth niedługo wróci, więc
- Tak, za dwa lata – wtrącił
- Wiem za ile, nie musi mi pan tego powtarzać – fuknęła
- Przepraszam, nie chciałem Cię urazić, powiedziałem coś niestosownego – zapytał
- Nie, mamy jakąś sprawę, czy tylko przyjechałeś się przedstawić – rzuciła podchodząc do biurka
- Tak, znaleziono ciało za starą cementownią – odparł
- To jedziemy, nie ma czasu na rozmowę – rzuciła
- To tak pracujecie – zapytał
- Tak, czy coś nie po pana myśli – spytała opuszczając gabinet
- Nie – szepnął. Poczekaj Temperance – krzyknął, jednak ona już go nie usłyszała
- Zeszła na dół, gdzie znajdował się parking. Czekała na nowego partnera, a raczej agenta, który nie przypadł jej do gustu. Booth to jedyna osoba, z którą chce pracować, a ten pan to tylko jakiś uzurpator. Po chwili dobiegł do niej.
- Myślałam, że zapuszczę tu gałęzie – fuknęła
- Zapuszczę korzenie – odparł
- Jedziemy – spytała trzaskając drzwiami
- Tak, tylko trochę delikatniej z tym samochodem, proszę – rzekł i włączył silnik
Jechali w ciszy, żadne nie chciało się odzywać, w końcu to ich pierwsze spotkanie, ale oboje wiedzieli, że ich współpraca nie będzie miła. Po chwili dojechali na miejsce. Brennan dokonała szybkiej ekspertyzy, wysyłając, jak to miała w zwyczaju ciało do Instytutu, by tam się lepiej mu przyjrzeć. Droga powrotna do Instytutu również przebiegła w milczeniu. Bones niecierpliwiła się. Jak najszybciej chciała zając się ciałem, by choć na chwile przestać myśleć o Boothie i zapomnieć o agencie, którego jej przydzielono. Szybkim krokiem wbiegła na platformę, gdzie czekało na nią już ciało. Po chwili dobiegł agent
- Sweety, a to kto – spytała ciekawa Angela
- To Andrew, agent FBI – oznajmiła
- Angela Montenegro – przywitała się. Miło mi – szepnęła
- Andrew Smith, mnie również – odparł. To, co teraz robiłby Booth – spytał niepewnie
- To, co robi każdy agent – fuknęła
- Sweety, powinnaś być trochę milsza dla Andrew - szepnęła
- Booth jest jedynym agentem, z którym chce pracować – oznajmiła. To dla niego jestem miła – dodała
- Andrew, Booth teraz pojechałby poszukać czegoś w aktach, podobnego zabójstwa – wyjaśniła. To terytorium Brenn i nikt nie powinien jej przeszkadzać, mam nadzieję, że rozumiesz – spytała
- Jasne, jak się czegoś dowiedz Temperance dzwoń, to moja wizytówka – rzekł kładąc ja na stole
- Zadzwonimy – odparła za Bones Angela
- Cześć – rzekł i opuścił platformę
- Sweety, chyba przesadziłaś – powiedziała artystka spoglądając na antropolog
- Nie lubię go, i nie będę na siłę miła – oznajmiła
- Rozumiem, że tęsknisz za Boothem, ale z tym agentem będziesz trochę pracować, więc radziłabym, być milsza – rzekła. Będę u siebie, jak oczyścicie czaszkę, zrobię jej rekonstrukcję – odparła i opuściła Bones, która zamyśliła się po tym, co usłyszała z ust przyjaciółki.
- Ale ja nie umiem pracować z kimś innym, tylko z nim – szepnęła.
W tym samym czasie dostała wiadomość tekstową...
A ten agent trochę podobny do Bootha jest... co ty z nim kombinujesz??? fajna część... czekam na cedeka:)
Bardzo mi się podoba Twoje opko:) czekam na cd...
Mam jednak mały problem ze swoim... dopiero teraz nadrobiłam zaległości w czytaniu fików i nie wiem co dalej pisać, bo kilka z moich pomysłów pojawiło się już w jakichś opowiadaniach, a nie chciałabym się powtarzać... Może dzisiaj spróbuję jeszcze coś napisać, ale nie obiecuję, że jeszcze dziś będzie kolejna część... Chyba, że dostanę nagłej weny;)
Kolejna część:) Joy, nie martw wena wróci:)
Sięgnęła do kieszeni swojego fartucha z logo Instytutu i wyciągnęła małą rzecz, która przed chwilą piknęła. NA wyświetlaczu pojawiła się informacja: „Masz nową wiadomość”. Weszła szybko, by ją przeczytać. To co było w niej napisane, bardzo ją rozczuliło.
Kochana Bones, jestem tu zaledwie dwa dni, a już tęsknię za Tobą, za Twym uśmiechem, Twoim aksamitnym głosem, oczyma, w które mógłbym spoglądać w noc i w dzień. Wiem, że przed wyjazdem odważyłem się wyjawić Ci mój mały sekret, to, że Cię kocham, ale wiem, że kiedy wrócę, a wierz mi, że wrócę, będę Ci to powtarzał o każdej porze dnia i nocy. Ta rozłąka nie mieni moich uczuć do Ciebie, a nawet je pogłębi. Teraz wyruszam na tajną akcję, nie wiem, kiedy będę mógł zadzwonić, by choć na chwilę usłyszeć Twój głos. Pozostaję nam jedynie na razie taki kontakt, ale to zawsze coś. Nie ma chwili, bym o Tobie nie myślał. Kocham Cię i nic, ani nikt tego nie zmieni. Przepraszam, że tak się otworzyłem, jestem twardy, ale...
Proszę Cię tylko o jedno, i chcę byś mi to obiecała. Nie płacz przeze mnie, nawet w ukryciu, bo tego nie przeżyję. Muszę już kończyć, gdyż mnie wzywają. Powtórzę Ci jeszcze raz najdroższa, Kocham Cię. Do usłyszenia wkrótce, Twój wierny Booth.”
Przeczytała to jednym tchem. W jej oczach zaszkliła się łza. Jednak nie płakała, tak, jka poprosił. Oderwała się od pracy, to chyba pierwszy raz w życiu i pobiegła do siebie.
- Wendell, zaraz wrócę – krzyknęła i zniknęła za rogiem.
- Dobrze, dr Brennan – szepnął oglądając kolejną kość
Weszła do środka. Usiadła wygodnie na kanapie i zaczęła pisać:
Booth, nie wiem, co mam powiedzieć, a raczej napisać. Los jest okrutny. Zanim zdążyłam się Tobą nacieszyć, wyznać Ci, co i ja czuję od dawna, choć sama przed sobą to ukrywałam, to on mi Cie zabrał. Ale jestem w stanie mu wybaczyć, bo wiem, że do mnie wrócisz, tak, jak obiecałeś, a Ty zawsze dotrzymujesz słowa. Te dwa dni bez Ciebie, były okropne, ale najgorsze mam już za sobą. Obiecuję Ci, że nie uronię już żadnej łzy, ale kiedy powrócisz, nie broń mi płakać. Nie będą to łzy smutku, lecz radości z odzyskania Ciebie, osoby, którą mogłam stracić, ukrywając miłość do Ciebie. Ale ten sam los, w który powoli zaczynam wierzyć, nie pozwolił mi na to, i za ten gest w moją stronę, jestem mu wdzięczna. Nie umiem pięknie mówić o uczuciach, to Twoja domena i Angeli, ale przy Was nauczyłam się, ze nie słowa, lecz czyny mówią o nas. Wiedz, że jak powrócisz, a wiem, że to nastąpi, pokaże Ci, czym jest miłość, ta, o której mi tak opowiadałeś, że ja ateistka, osoba nie wierząca w nic, uwierzyłam. Teraz dotarło do mnie, ze nie można być samemu w życiu, gdyż ono nie ma sensu, kiedy nie masz przy sobie tej drugiej osoby, połówki jabłka, pomarańczy, czy czegoś tam, życie jest nic nie warte, dzięki Tobie najukochańszy to wiem. Liczę dni do Twego powrotu, czekam z utęsknieniem, by znów spojrzeć w Twe czekoladowe oczy, w których zawsze odnajdywałam spokój, zrozumienie, szacunek. Od nich biło ciepło, które pozwalało mi uwierzyć w ludzi, w których przestałam wierzyć. Nie wiem, co jeszcze napisać, ale wiedz, ze Kocham Cię nad życie, i nikt tego nie zmieni, nikt nie zniszczyć tego, co odkryliśmy w nas, tej szczerej i czystej miłości, która nas połączyła. Kończę, gdyż praca wzywa. Na koniec powtórzę Ci, byś nie zapomniał: Kocham Cię...”
Następnie wysłała tą wiadomość do niego. Siedziała chwilę na kanapie. Pierwszy raz w życiu dotknęła swojego brzucha, gdzie rozwijało się nowe życie.
- Kochanie, bardzo Cię kocham równie mocno, jak Twojego tatę – szepnęła. To wspaniały człowiek, i niedługo go poznasz. Jak powróci z Korei, i dowie się o Twoim istnieniu, ucieszy się, tak, jak ja – dodała. A teraz rośnij sobie we mnie, mam nadzieje, ze się na mnie nie zawiedziesz, jak się urodzisz i pokochasz mnie, jak ja Ciebie – rzekła. Po chwili podniosła się i powróciła na platformę, gdzie czekał na nią Wendell.