Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................
LG, to było bardzo smutne wyznanie przygnębionej piegży, którą jeszcze dodatkowo przygnębia fakt, że komuś czegoś zazdrości
:((((
Ja też zaczynam zazdrościć:(((. Dziś próbowałam coś nabazgrać i wyszło z tego tyle, że gapię się głupawo w ekran... Oczy mnie rozbolały, a nie wymyśliłam nawet tytułu:((( Jeszcze raz szacuneczek dla kqadzinki i reszty piszących.
Rokitko ty i Marlen też piszecie świetne opowiadania więc nie masz czego zazdrościć:)Wasze opowiadania są bardzo ciekawe,trzymają w napięciu:)Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć bo po prostu brak mi słów:)
Mam nadzieję,że wkrótce pojawi się następna część:):)
świetne opowiadania :)
dawno mnie tu nie było ale zważywszy ze właśnie jestem chora to będę częściej tu zaglądać ;0
pozdrawiam
wm.mk- Cudnie... Romantycznie..... Słodko...wzruszająco...
Kqadzinka- WOW!!! Ja chce wiecej!!!!!!
- Kto przyczynił sie do zniknięcia Brennan??
- Czy ją odnajdą?
Kolejna częśc mojego opowiadanka powoli powstaje w głowie.... Kiedyś sie pojawi.... Kto jest mordercą?? A kogo podejrzewacie??
LG, Piegża i cała reszta- A wy co?? Pisac!!!! Chce przeczytac opowiadanka w waszym wykonaniu!!
Piegża, LG apel napiszcie coś:D wena przychodzi i odchodzi, wredna jest taka no ale co poradzić! mam nadzieję że wreszcie do was też przyjdzie!
A gdzie się reszta dziewczynek podziała, co???
(może bóg da, będę miała czas dzisiaj wieczorem:D)
przepraszam, że zapomniałam- WM.MK, PODNIOSŁAŚ MI CIŚNIENIE!!! SATURACJĘ TEŻ!!! AŻ MI SIĘ CIEPŁO ZROBIŁO!!
ja wykorzystam moją wenerkę:) póki jest i może coś was z tego natchnie (żeby tak!!!)
O ile Booth mógł z pewnością powiedzieć, że wie co znaczy wędrówka po pustyni, o tyle nie spodziewał się takiej wędrówki po górach. Bo góry które widział w całym życiu były niczym, w porównaniu z tymi górami.
Wspinali się, a ściślej- wzajemnie popędzali- przez cały dzień. Christie była cały czas na czele, Booth starał się doganiać córkę, lecz zawsze zostawał parę metrów za nią. Na dodatek musiał wciąż wołać Hodginsa, bo ten, choć już przestał się gapić na roślinki, nie był w najlepszej kondycji.
Kiedy słońce znikło za chmurami, byli w połowie drogi do doliny po drugiej stronie góry. Christie zatrzymała się nagle i zaczęła wpatrywać w niebo.
-Co jest?- zapytał Booth, kiedy ją wreszcie dogonił.
-Musimy się pospieszyć. Będzie padało- powiedziała, nie odrywając wzroku od chmur. Booth poszedł za jej przykładem- rzeczywiście, chmury robiły się coraz ciemniejsze, a słońce schowało się na dobre.
-Hej, Hodgins! Znikamy, zaraz będzie deszcz!- krzyknął Booth do Hodginsa, który wciąż był parę metrów nad nimi.
-Swoją drogą, mogłabyś nieco zwolnić- wysapał Booth, siadając na kamieniu. W tym samym momencie gdzieś zza góry usłyszeli stłumiony grzmot.
Christie roześmiała się.
-Wleczemy się niemiłosiernie! Sama już dawno byłabym w wiosce. Poza tym, myślałam, że żołnierze maszerują nieco szybciej.
-A kto ci to powiedział?- Booth uniósł brwi.
-Mama-odparła bez ogródek Christie, poprawiając ramiona plecaka- ruszajmy, inaczej złapie nas burza i będziemy się ślizgać do rana.
Poczekali chwilę za Hodginsem, i znów ruszyli. Zgodnie z przewidywaniami Christie, robiło się coraz ciemniej i -ku uldze całej trójki- zimniej.
Gdy tylko zeszli z góry i ruszyli wąską, zarośniętą ścieżką ku wiosce, spadły na nich pierwsze krople. Gdy przeszli parę metrów dalej, byli cali mokrzy, a burza dogoniła ich i błyski oświetlały dróżkę.
-Czy Córka Gór wie, dokąd iść?!- krzyknął Hodgins do Bootha, ślizgając się w błocie.
-A wątpisz w to?- odkrzyknął Booth, po chwili jednak odezwał się do Christie- gdzie tak w ogóle idziemy?!
-Do wioski! Dowiemy się, czy ktoś z Salvadoru się u nich nie zjawił!
-A nie możemy tam ruszyć od razu?
-Znam te góry jak nikt, ale nie włóczę się po nich w środku burzy! możemy przeczekać i ruszyć, jak przestanie padać!
Więcej pytań nie było.
Do wioski dotarli godzinę później. Burza rozszalała się na dobre.
Christie zaprowadziła ich do pierwszego baru, na jaki wpadli. Zamówiła coś u starego barmana i poprowadziła ich na koniec baru.
-Zaraz wam przyniesie coś do picia. Jeżeli mamy ruszyć w nocy, musimy się przebrać.
-A ty gdzie?- zapytał Booth, kiedy Christie ruszyła do drzwi.
-Popytać! Zaraz wracam.
Christie wyszła z baru, a Booth i Hodgins zaczęli grzebać w plecakach.
-Bystra- zauważył Hodgins, zdejmując mokrą bluzę i wkładając sweter.
-Myślisz?- odpowiedział Booth, robiąc to samo.
-Wykapana córka swojej mamy- mruknął, siadając na drewnianej ławie. Widząc wzrok Bootha, uniósł brwi- no co? Inteligencję na pewno ma po Brennan.
-Miejmy nadzieję, że charakter nie- powiedział Booth, siadając obok Hodginsa.
Christie wróciła, ociekając wodą, kiedy ci pili już gorącą zupę. Zniknęła za drzwiami zaplecza, a po chwili wróciła przebrana w sweter, kurtkę i suche spodnie.
-nikt ich tu nie widział od paru miesięcy. Zwykle pojawiają się co jakiś czas i szantażują niektórych sprzedawców. Pewna ich część jest od nich uzależniona. Jeden z nich mówił, że mają dużo bałaganu do sprzątnięcia i tak szybko tu nie wrócą.
-Jakiego bałaganu?
-Obawiam się, że znowu urządzili sobie jatkę w swojej knajpie. Zwykle potem zajęci się grzebaniem... ludzi- wyszeptała Christie.
Wyszli późno w nocy, po przespaniu niecałej godziny. Burzę nadal było słychać, deszcz pozostawił po sobie kałuże i wilgoć w zimnym powietrzu.
Boothowi zadawało się, że idą już wieki, podobnie jak Hodginsowi. Christie nie mówiła wiele.
Dotarli pod Salvador, kiedy zaczęło się robić szaro.
-Na razie koniec- powiedziała ich przewodniczka, zdejmując plecak i siadając na nim. Stali w gęstych krzakach, za którymi widać było ścieżkę prowadzącą do pierwszych domków.
-A to dlaczego?- zapytał Hodgins.
-Nie radzę tam wchodzić, zwłaszcza rankiem. możemy tu odpocząć, dopóki nie zjedzie słońce. Chłopaki z Salvadoru są znali z niechęci do obcych. możemy udać turystów, i tym samym wylądować obok nieznanych grobów. Proponuję przespać się teraz, a gdy zrobi się ciemno, ruszyć dookoła wioski.
-Tak w ogóle, to gdzie zmierzamy, Pani Przewodnik?- Booth usiadł naprzeciw, masując sobie ramiona.
Christie machnęła za siebie kciukiem.
-Na górę. Widzicie tą najbliższą? Mają tam swoje meliny. Możemy się czegoś dowiedzieć od tamtejszych ludzi.
-Dlaczego nie zapytamy tych tutaj?
-Ponieważ ci od razu rozpoznają, że nie jesteśmy stąd. Tamtych mogę przynajmniej nabrać, że przysłali nas dłużnicy. Poza tym, kiedy chłopaki kogoś porywają, nie rozgłaszają tego na cała wioskę. Porwanych widać tylko kiedy ich przenoszą do jaskiń.
Mieli już dosyć pytań.
Rozłożyli się na plecakach i każdy odpłynął w inną krainę.
Kiedy znów zapadł zmrok, zgodnie z planem Christie ruszyli naokoło wioski w stronę góry.
O ile góra, na którą wspinali się poprzedniego wieczoru była strona, o tyle ta była nie do pokonania.
Zasapani, wykończeni i bez sił do życia dotarli pod pierwszą osadę domków, kiedy ciemność opanowała ich do granic.
Christie i Booth ruszyli w stronę domków, chcąc wypytać o chłopaków, udając wysłanników dłużników. Hodgins został za skałami, pilnując plecaków.
Wrócili po paru minutach.
-Mieli balangę w barze na dole- poinformowała Christie Hodginsa- podobno byli tam też ludzie, których porwali.
-Jak wielu?
-Kilkoro. Mieli też kobiety- tu Christie umilkła i odwróciła się od nich.
Hodgins spojrzał pytająco na Bootha.
-Kilka białych- odpowiedział, i zamilkł.
Cała trójka nie odezwała się, dopóki nie spłoszył ich krzyk kobiety wołającej swoje dzieci do domu.
-Co teraz?
-Musimy zaczekać, aż się wyniosą ze swojej nory. Tylko wtedy możemy ją przeszukać.
-Gdzie to jest?
-Parę metrów nad nami, przed jaskinią- Christie wskazała ręką na ledwo widoczną w czerni jeszcze głębszą czerń.
Czekali więc, gotowi do marszu. Minęła godzina, dwie, kolejne pół.
Kiedy Booth miał ochotę wstać i sam tam ruszyć, z góry dosłyszał ryk odpalanego furgonu i męskie śmiechy.
Cała trojka zadrżała i przylgnęła do skały.
Furgon pełen mężczyzn zbliżał się nieuchronnie. Po kilku minutach minęli ich, tak zajęci wymachiwaniem bronią i żartami, że nawet nie zauważyli trójki intruzów ukrytych za kamieniem.
-Ruszamy- mruknął Booth.
Na górze było wietrzniej. Opuszczona chata, przypominająca norę, bardziej straszyła niż ostrzegała przed bandą kretynów ze strzelbami. W środku nie paliło się żadne światło, nikt też nie siedział na zewnątrz. O ścianę było oparte kilka łopat, kilofów i jedna taczka. Deski, koła od wozów i inne żelastwa walały się wokoło. Za chatą widać było dziurę prowadzącą do jaskini.
Booth, dotąd zdany na Christie, teraz wysunął się do przodu i wyciągnął broń z kieszeni. Rzucił drugą Hodginsowi.
-A ja?- szepnęła Christie.
-Chyba oszalałaś- mruknął Booth, odpychając ją za siebie- to nie dla dzieci.
-Ma coś po Brennan- Hodgins zajął jej miejsce i ruszyli do drzwi.
Nawet nie musieli ich wywarzać. Ledwo dotknęli klamki, ustąpiły i otworzyły się na oścież.
Booth i Hodgins zaczęli wolno posuwać się do przodu, Christie siedziała im na karkach.
Przeszukali cały dom, ale nie znaleźli nic i nikogo.
-A jaskinia?- zapytał Booth Christie.
-Raczej... au! Raczej nie- powiedziała, idąc w jego stronę i potykając się o coś na wytartym dywanie.
Zaraz odwróciła się i spojrzała w tamtą stronę. Hodgins poświecił latarką.
Pod dywanem była średniej wielkości dziura, jakby ktoś wkładał pod podłogę jakieś skarby.
Christie i Hodgins zeszli z dywanu, a Booth odsunął go jedną ręką.
Spod tumanu kurzu i brudu ich oczom ukazała się klapa. Owa dziura służyła za otwór.
Booth klęknął i pociągnął ją do siebie. Skrzypnęła tak hałaśliwie, że przestraszyli się, czy nie było tego słychać na dole.
Pod klapą była drabina.
Booth zaczął schodzić po schodkach. Christie ruszyła za nim.
Schody wydawało się nie mieć końca.
Aż w końcu Booth omal nie przewrócił się.
Latarki poszły w ruch.
Korytarz był pusty i otoczony pajęczynami. Jakieś trzy metry od nich były stare drzwi.
Skrzypiały jak klapa.
Kiedy je otworzyli, zapach śmierci omal nie wypalił im nosów.
Booth poświecił naokoło. Pod rozwalającym się stołem leżał trup starszego mężczyzny. Obok skrzyni przypominającej te, w których przewożona jest broń, leżał drugi.
Christie cofnęła się.
-Nie ma jej tu- powiedział Booth, i obejmując Christie, ruszył do schodków.
Wtedy coś w pokoju przesunęło się, jakaś belka upadła głucho na podłogę, aż w powietrzu uniósł się obłoczek kurzu.
Booth ruszył tam natychmiast, Christie i Hodgins za nim.
Dopiero teraz zauważyli starą, spleśniałą szafę stojącą pod ścianą.
Od jej prawego boku i ściany ciągnął się długi, pordzewiały łańcuch.
Znikał pod kłębkiem brązowej szmaty.
Booth klęknął i wyciągnął drżącą rękę, nie wiedząc, czego może się spodziewać.
Kolejne ciało?
Martwe zwierzę?
Cokolwiek???
Ale na pewno nie spodziewał się tego.
Pod szmatą leżała wychudzona postać.
Jej ciało świeciło bladością w otaczającej ich ciemności.
Kolana miała podgięte pod samą brodę.
Włosy zasłaniały jej twarz.
Ręce i nogi miała skute pordzewiałym łańcuchem.
Podarte spodnie i bluzka wyglądały jak wygrzebane z ziemi.
Booth, nie wiedząc, czy cieszyć się, czy nie, odgarnął delikatnie włosy z twarzy postaci, po czym cofnął się nieco do tyłu.
Wyglądająca jak trup, Bones zdołała tylko spojrzeć na niego nieprzytomnym wzrokiem, ale nie miała pojęcia, czy już na dobre zaczęła umierać i widzi duchy, czy naprawdę klęczy obok niej Booth.
Cos ty zrobila ;( na konicu .
Opowiadanie super, ale zakończenie syzbko pisz następne opowiadanie ja chcę wiedziec co sie stanie
kgadzinka... zachwyt pełny. Taki pełny, całkowity i kompletny. Ze trzy razy czytałam wszystkie części i ciągle nie mam dość!! To jest genialne!!
Czekam, CZEKAM na kolejne części :)
wm.mk- hm... piękne. Uwielbiam jak poznajemy sytuację z dwóch stron osób uczestniczących. A ta była wyjątkowo... interesująca :D
Wykorzystałaś swoją wenę... "do granic możliwości" :)
hm... będzie cedek?
Dawno tu nie byłam i od razu trafiłam na taka perełkę!!KAdzienko rewelacja!
*wartka akcja
*świetne portrety bohaterów i zgodne z serialowymi (szczególnie Hodgins)
*ładne obrazowanie
* i mocny akcent na finał
czekam na więcej:)
Co za tempo Kqadzinko. Ciekawa i wartka akcja. A nieprzytomny wzrok Teperance i ciemne pomieszczenie przypomina mi Danuśkę i jej słynne: "boję się";)))
Czekam na dalszy cięg. LG
Hej dziewczyny jak leci? Kqadzinka skąd ty wytrzasnęłaś takie opowiadanie??;) Po Prostu Jest Suuper!
Kgadzinka to jest zajebiaszcze :))). Pisz kobieto pisz, wykorzystaj wena bez skrupułów.
eSKa cedeka nie będzie, bo to minaturka była :D.
Kgadzinka co z Temp?!
{mam genialny pomysł i już sie wzięłam za realizacje, ale potrzebuje waszej pomocy... wymyślcie typowo polskie imię i nazwisko dla mężczyzny! proszę, bo ja nie moge sie zdecydować! ;>}
Nie wiem, czy i kiedy zdołam pociągnąć to co właśnie zaczęłam na życzenie Agn. Miłego czytania. Proszę o uwagi.
Oczyszczająca moc prawdy
I. Na pierwszym kłamstwie nigdy się nie kończy...
Gdy Temperance przymknęła powieki powracały do niej natarczywie obrazy ostatnich wydarzeń. Migawki wspomnień: uśmiechnięta twarz Bootha, smutek Michaela, zatroskana Elena, ale też groza unoszonej w górę broni, wykrzywiona bólem sylwetka kobiety i niemal namacalna świadomość upływu czasu, mierzonego rosnącą plamą krwi na jasnej koszuli mężczyzny. Jednakże, to nie retrospekcje przygnębiły Brennan najbardziej, lecz monotonna kakofonia odgłosów i rozmów dopominających się o poczesne miejsce w jej pamięci. Szum ten narastał i pulsował, aż przybrał formę pojedynczego nieustępliwego głosu.
- Doktor Brennan! Doktor Brennan! Dobrze się pani czuje!?!
Otworzyła oczy, odchrząknęła i poprawiła się na niewygodnym krześle.
- Naturalnie, dziękuję – powiedziała z udawaną swobodą.
Była przyzwyczajona do wystąpień publicznych na uczelniach i w sądzie, jednak zeznawanie przed komisją senacką zawsze negatywnie wpływało na stan jej nerwów. Drżącą dłonią sięgnęła po szklankę z wodą i ponownie przyjrzała się zasiadającemu naprzeciw niej gremium. Kongresmani siedzieli wzdłuż ustawionego na podwyższeniu dębowego pulpitu. Po bokach w niszach zajął miejsce personel pomocniczy i stenotypistki. Temperance czuła się jak Ellie Arroway z filmu „Kontakt”, która miała powiadomić komisję senacką i cały świat o istnieniu życia pozaziemskiego. Podobnie jak bohaterka, grana przez Jodie Foster, Brennan musiała podjąć kwestię, która mogła wzbudzić w członkach komisji i w całym narodzie wątpliwości w zasadność dotychczasowych działań administracji rządowej. Na tym analogie się kończyły. To gremium działało za zamkniętymi drzwiami, bez mediów oraz publiczności i nie interesował go kosmos, lecz sprawy ziemskie. Oczy dziewięciu senatorów wpatrywały się w antropolożkę z wyczekiwaniem. Zabrał głos najbardziej niecierpliwy z grona – John Warner – republikanin z Wirginii.
- Skoro wszystko jest w porządku, doktor Brennan, to przejdźmy do meritum i zajmijmy się pani odkryciem z roku... – jednak jedyna w komisji kobieta – Dianne Feinstein z Kalifornii – uniemożliwiła mu dokończenie.
- Panie Warner – zaintonowała Kalifornijka – przypominam, że to ja jestem tutaj przewodniczącą z ramienia demokratycznej większości i to ja, a nie kto inny – tu znacząco zawiesiła głos i spojrzała karcąco na przedstawiciela ze wschodniego wybrzeża – ustalam porządek obrad i prowadzę przesłuchania. Trzej senatorowie republikańscy na te słowa przybrali marsowy wyraz twarzy dając wyraz niechęci wobec chairmana* wywodzącego się z opozycji i będącego jednocześnie kobietą, a pięciu kongresmanów demokratycznych skrzywiło się nieznacznie, bo ich dezaprobata odnosiła się jedynie do płci przewodniczącej.
- Gdy już wyjaśniliśmy sobie sprawy proceduralne, proszę doktor Brennan o opowiedzenie wydarzeń ostatnich tygodni – powiedziała jowialnie kobieta. – Proszę nie pominąć takich szczegółów jak: przyczyny śmierci pani współpracownika oraz roli, jaką w całym zamieszaniu odegrał pani szwagier – tu Kalifornijka zawiesiła głos i zaczęła szukać czegoś w papierach, a znalazłszy poszukiwane nazwisko przeczytała je na głos – Booth!
- Dobrze... – odparła Temperance i w tej chwili ucieszyła się, że będzie mówić o swoim życiu osobistym bez obecności mediów i pozasenackich świadków.
- Czy to konieczne? – zapytał zniecierpliwiony przedstawiciel z Wirginii, i błagalnym wzrokiem zmierzył swoich partyjnych stronników z Nowego Meksyku i Idaho. Odnalazł jednak na ich twarzach jedynie rezygnację i pogodzenie się z losem.
- Proszę kontynuować – powiedziała pewna siebie Feinstein i zamieniła się w słuch.
- Kilka tygodni temu – podjęła wywód Temperance – doktor Saroyan została poproszona o identyfikację zwłok mężczyzny. Ciało znaleziono na terenie posesji należącej do władz federalnych. – Brennan mówiła powoli, starannie dobierając słowa i modulując głos.
Senatorowie przeglądali prezentowane przez nią dokumenty i czasami zadawali dodatkowe pytania. Zwykle jednak siedzieli pogrążeni w milczącym skupieniu. Świedek zaś snuł swą, głęboko zanurzoną w przeszłości, opowieść o nienawiści, miłości, zdradzie, zbrodni i kłamstwie. Tak, zdecydowanie, to była opowieść o kłamstwie i jego zdemaskowaniu.
Wszystko zaczęło się w dniu pierwszych sądowych przesłuchań w sprawie morderstwa Dylana Kelly’ego. Caroline zaraz po wygłoszeniu swojej mowy wstępnej wezwała na świadka agenta Bootha. Podczas gdy Booth zeznawał przeciwko swojemu „przyszywanemu bratu”, Cam pojechała z asystentem oraz Hodginsem na miejsce zbrodni. Zbliżało się południe. Temperance przeglądała swoje notatki ze sprawy Kelly’ego, gdy do jej gabinetu wszedł Booth.
- Cześć Bones! – Powiedział na przywitanie dziwnie przygaszony agent.
- Wejdź proszę. – Zaprosiła go kobieta odrywając wzrok od akt. – Może wyskoczymy na szybki lunch? Caroline powoła mnie najwcześniej za dwie, trzy godziny, więc mamy trochę czasu. – Anrtopolożka mówiła zakładając jednocześnie marynarkę.
Gdy kończyła zapinać guziki, zauważyła, że jej partner wcale nie szykował się do wyjścia. Przeciwnie, usiadł na kanapie, łokcie oparł na kolanach, a twarz ukrył w dłoniach. Rzadko zdarzało się, że Booth ulegał przygnębieniu, jednak proces Marca najwyraźniej go zasmucił. Temperance nie potrafiła pocieszać ludzi, nie wiedziała, co powinna powiedzieć w takiej chwili, jak reagować. Usiadła obok partnera i dotknęła jego ramienia.
- Booth... – Zaczęła niepewnie, ale mężczyzna nie poruszył się. Uścisnęła jego ramię i niezręcznie poklepała go po plecach. – Jak zeznawałam na procesie ojca, też bardzo to przeżyłam. – Powiedziała cichutko, a wtedy agent opuścił dłonie i ukazał zmęczoną twarz. Spoglądał tępo przed siebie, aż pokiwał głową jakby prowadził walkę z myślami.
- To nie to samo Bones. – Powiedział po chwili ciszy. – Ty robiłaś wszystko, co w twojej mocy, by uratować swojego „marnotrawnego” ojca, choć byłaś przekonana o jego winie, a ja... – tu przerwał jakby jakiś nieznośny ciężar nie pozwalał mu dokończyć – ...ja zeznaję przeciwko człowiekowi, którego przez całe życie traktowałem jak brata. Jestem jak Kain... wbijam Marcowi nóż w plecy! – Wypowiedziawszy te słowa agent ponownie odgrodził się od Bones zakrywając twarz.
- Booth, opowieść o Kainie i Ablu to tylko metafora walki pasterskiego stylu życia ludzkości z formą osiadłą, rolnictwem, starczy poczytać choćby... Mircea Eliade**. Nie ty zdradzasz Marca, to on dokonał zbrodni, zdradził cię pierwszy i próbował też nami manipulować. – Ciągnęła swój wywód Brennan ściskając jednocześnie przedramię pogrążonego w odrętwieniu mężczyzny. Booth westchnął, opuścił dłonie i spojrzał na siedzącą obok kobietę.
- Tak długo uciekałem przed swoją rodziną. Teraz, dzięki sprawie Kelly’ego zrozumiałem, że przyszedł czas na uporządkowanie tych niełatwych spraw. – Zaczął tłumaczyć agent.
- Wyjaśniłeś mi, co tobą kierowało, gdy zostawiłeś dom i zaciągnąłeś się do wojska – Brennan przypomniała sobie niedawną rozmowę, jaką odbyli w jej mieszkaniu.
- Tak, ale – kontynuował Booth – kiedy obrońca Marca poprosił mojego brata Jaroda, by zeznawał na korzyść Hamiltona wpadłem w panikę. Zachowałem się jak tchórz. Nie mało, że to nie ja, jako pierwszy, wyciągnąłem do swojej rodziny gałązkę oliwną, to jeszcze... Okłamałem Jaroda. – Wyznał wreszcie swój największy grzech Booth zdławionym szeptem. A gdy miał to już za sobą poczuł się znacznie lepiej.
- Zaraz, zaraz – zastanowiła się Brennan – rozmawiałeś z Bratem?
- Tak, przez telefon – stwierdził pogodniej agent.
- I? – Zapytała niecierpliwie Temperance.
- Jarod chciał na czas swego pobytu w Waszyngtonie zamieszkać u mnie, by naprawić stare więzi, ale spanikowałem i powiedziałem mu, że mieszkam u dziewczyny. – Powiedział mężczyzna i uśmiechnął się czarująco. W kobiecie zaś zakiełkowało złe przeczucie, ale zignorowała je i stwierdziła.
- No to masz problem, bo Rebeca ma już... współlokatora, a Cam nie przyjmie cię do siebie po zeszłorocznej awanturze z jej siostrą.
- Wiem o tym – potwierdził Booth i nadal czarował swoją partnerkę uśmiechem.
- O nie! – Zaprotestowała kobieta strząsając z siebie dłonie mężczyzny i zrywając się z kanapy. Pocieszała go, a on postanowił wykorzystać jej współczucie.
- Daj spokój Bones, nawet nie zauważysz mojej obecności – przekonywał, mniej pewny siebie niż przed chwilą, agent. – Jarod przyjedzie i pojedzie, a ja mu przed wyjazdem powiem, że zerwaliśmy zaręczyny...
- Jakie zaręczyny?!? – Brennan nie wierzyła własnym zmysłom. Najbardziej prawdomówny człowiek, jakiego znała naopowiadał bratu kłamstw i wciągnął ją w sam środek kuriozalnej farsy rodzinnej.
- Bones, przecież ja i Jarod jesteśmy katolikami. Nie mogłem mu powiedzieć, że mieszkamy razem i nie jesteśmy po słowie... no wiesz... mamy się pobrać. – Zakończył Booth niepewnie.
- Myślałam też, że katolicy nie kłamią! Że ty nie kłamiesz – Odgryzła się zawiedziona kobieta. Agent spoważniał. Skoro uciekł się do środków, którymi się brzydził, najwyraźniej zaistniała sytuacja go przerosła. Brennan zrozumiała to i spojrzała na niego łaskawiej. Wydał jej się nagle bardzo zagubiony i samotny.
- Dobrze. Pomogę ci – obiecała, ale zaraz potem dodała złowieszczo - pamiętaj jednak, że na pierwszym kłamstwie nigdy się nie kończy.
Lecz zadowolony z siebie Booth już jej nie słuchał. Wybiegł z gabinetu, jakby gnały go furie.
- Doktor Brennan! – Temperance przerwała swą opowieść, gdy usłyszała głos przewodniczącej komisji Dianne Feinstein – proszę mnie poprawić, jeśli źle zrozumiałam. Pani partner wprowadził się do pani, po tym jak okłamał swego brata, że jesteście zaręczeni?
- Tak, jedynie tymczasowo – przyznała antropolożka i poczuła się niezręcznie.
- Panowie – zaśmiała się Kalifornijka dostrzegając komizm sytuacji – życie pisze najlepsze scenariusze. – Po chwili zaś dodała poważniej – zarządzam dwadzieścia minut przerwy.
__________________________________________________________
Opowiadanie można czasowo ulokować w 4 sezonie Bones. Część postaci (Marc Hamilton (syn Andzi;) i rodzina Kellych) wystąpiła w moim wcześniejszym opowiadaniu – „The Man In The River”.
Zbieżność zdarzeń i nazwisk osób związanych z Kongresem USA jest niemal całkowicie przypadkowa.
* chairman – przewodniczący komisji senackiej rekrutowany spośród partii posiadającej w komisji większość. Przewodniczący jest najważniejszą osobą w komisji. Zwołuje zebrania, ustala porządek obrad, zatrudnia i zwalnia personel etatowy większości, organizuje przesłuchania, rekomenduje przedstawicieli większości do komisji uzgodnień, przydziela komisjom fundusze i pomieszczenia, przewodniczy obradom i zebraniom redakcyjnym oraz reguluje wewnętrzne sprawy i organizację komisji...
** Mircea Eliade – czyt. Mirczja – (1907-1986) rumuński religioznawca i filozof kultury. W Polsce znany m.in. dzięki trzytomowemu dziełu „Historia wierzeń i idei religijnych” wydanemu w 1997 przez Instytut Wydawniczy PAX. Tam właśnie tłumaczy genezę zdarzeń opisanych w Księdze Rodzaju.
– Proszę nie pominąć takich szczegółów jak: przyczyny śmierci pani współpracownika oraz roli, jaką w całym zamieszaniu odegrał pani SZWAGIER – tu Kalifornijka zawiesiła głos i zaczęła szukać czegoś w papierach, a znalazłszy poszukiwane nazwisko przeczytała je na głos – BOOTH!
czekaj, czekaj SZWAGIER?
Czyli co Bones wyszła za mąż za Bootha, a ten cały Jarod, jako szwagier Brennan jest powiązany z zabójstwem jakiegoś mężczyzny- współpracownika Bones.
Hmm... LG zaintrygowałaś mnie ;)).
O to właśnie chodziło;))) Który Booth będzie szwagrem? I który współpracownik zginie? Może Booth, który nie będzie szwagrem, a może ktoś inny;))???
NIE!!! Brennan nie może zostać szwagierką Seeley`a!!! A Seeley nie może zginąć!!!. LG czy Ty musisz się nad nami pastwić, nie dość że człowiek ma zszargane nerwy po szkole, to jeszcze musi się bać czy czasem ktoś nie uśmierci ulubionego bohatera i nie wyda ulubionej bohaterki za brata ulubionego bohatera :DDDD.
łał, powrót MegaLGilli ;)))
komisja senacka?
odkrycie roku???
szwagier Booth????
coś Ty wykoncypowała??????
czekam niecierpliwie na wyjaśnienia!
:)
małżeństwo?
może nareszcie tak rzadko używana latarka Bootha będzie miała jakieś zajęcie?
;D
Uczę się tworzyć komplikacje fabularne i trochę eksperymentuję nad narracją. W moim pierwszym opowiadaniu było z miejsca wiadomo, kto jest czarnym charakterem. Teraz próbuję zamieszać;)
Dzięki za dobre słowo lachony;)
Ty za dobre słowo nie dziękuj, tylko pisz! A jak już napiszesz to wrzuć i dalej pisz, bom my są głodne bestyje :)))).
LG, jesteś kolejnym mistrzem i tak potrafisz namieszać, że nie da się odejść od komputera! Szykuj herbatkę i proszę ciąg dalszy ;)
Bry.
Jestem tutaj nowa - tzn. zarejestrowałam się dzisiaj, ale odwiedzam to forum już od pewnego czasu.
Jestem bardzo zaskoczona poziomem jaki reprezentujecie od chyba dwu tematów. Oczywiście nie jestem tutaj osobą, która powinna krytykować Waszą Twórczość, jednak coś mnie ciągnie, żeby coś tutaj napisać.
Czytając wcześniejsze tematy: "Zakończenie 1".. (...), byłam jakoś tak sceptycznie nastawiona do czytania. Nie! Oczywiście, że to nie było fakt: "Nie podobają mi się te prace", tylko, jakoś tak... Co tu dużo kryć. Nastąpiła plaga opowiadań gdzie Brennan jest wciązy z Boothem itede. Podobne wątki, podobne scenariusze, myśli, teksty. Chciałam poszukać czegoś co mnie zaskoczy, zaciekawi. I znalazłam to gdzieś w połowie "Zakończenie 2". I od tamtego momentu byłam wprost zachwycona waszym stylem, pisaniem, pomysłami. Miałam dreszcze, czasami zapierało mi oddech, albo nie chciało mi się wykonać czegoś ponieważ "Muszę dokończyć czytać, dajcie mi spokój. Potem to zrobię!".
I tak zostało do tej chwili i mam nadzieję, że będzie dalej tak samo. :)
Szczególne pokłony chciałabym złożyć: "piegża", "kgadzinka", "aguŚ" oraz duetu M&R.
Może będzie to tak dziwnie wyglądało, ale postanowiłam pozostawić komenatrze, tylko do tego tematu, bo chyba sami rozumiecie (za dużo by wymieniać autorów i ich prac), prawda? :)
Bea-Alex:
Jak to nie wiesz, kiedy dasz cedeka? No proszę cię bardzo. Odpowiedź: 'kiedyś' mnie nie satysfakcjonuje!
Opowiadanie bardzo ciekawe, tajemnicze, wciągające. I te barbaryzmy są naprawdę interesujące. Podoba mi się łączysz język polski z hiszpańskim!
I będę domagała się cedeka z twojej strony! ;]
kgadzinka:
Z początku zagubiłam się w drugim wersie I częsci twojego nowego opowiadania, ale potem weszłam w trans tej fabuły i momentami śmiałam się pod nosem z tekstów, jakie napisałaś. Christie bardzo mnie zaskoczyła, zachwyciła(?), któreś z tych cech można opisać mój stan, kiedy przeczytałam te opowiadanie. I ostatnie zdania z ostatniej częsci... Mam nadzieje, że wszystko skończy się HE!
wm.mk
Oho. Chyba znajoma twarz mi się kłania z innego forum.
Jednorazówka pełna miłości, uczuć, taka Bosnowa. Rewelacyjna!
Kobieto... Napisz coś jeszcze dla nas!
LG
Ja. Jestem pełna podziwu. Słownictwo pierwsza klasa! rewelacyjne jest. Matko.. Te opowiadanie tak mi się spodobało, że czekam na jeszcze.
Trochę mi przypominasz nawet styl jednej z osób, ale to już inna bajka.
Czekam na następną część!
Kto pisze?
suave, bardzo mi miło:D
LG, mój mózg jest osłabiony po wycieczce do biskupina, ale co ja tam przeczytałam.... SZWAGIER????? OFIARA????? troszkę namieszane:) jak ochłonę to jeszcze raz to przeczytam:D
co do mnie, to dziewczyny kochane, zapowiada mi się zarąbisty weekend (czyt. wolna chata) co oznacza że stanę się totalnym dzieckiem neostrady:D obiecuję cedek będzie
suave93, kochana, mam jedno pytanko, a mianowicie jaki masz nick na forum i na którym konkretnie, bo na kilku piszę :)).
Kinga gdzie cedek? Chyba nie pozwolisz żeby Brennan tyle leżała w tej chałupie :DD.
eldżi, mistrzu mój, czekam na cedeka, może mnie natchniesz jak ta pani wisząca nad palmą.
Ooooo.... Nowa osoba, Suave93, witamy na naszym skromnym, kulturalnym forum!
Cedek mojego opowiadanka?? A co to takiego? Możliwe ze już za 9 dni.
Jeszcze tylko 9 dni, jeszcze tylko 9 dni! Huuuurrraaa!!! Nie mogę się doczekac!! To już za 9 dni!! Auuu!! Uderzyłam głową w sufit.....
Jeśli któreś z was liczy na gorące pocałunki zakończone w łóżku* w moim opowiadanku to niech przeczyta pierwszą częsc pare razy.
*- chyba że po pijaku xD
But that's not the worst of it. According to Hart, Booth's younger brother will also be joining the fray and will definitely become an obstacle to the Booth-Bones romance we all crave. He told me, "Jared Booth is also conceived as a multiepisode character. There are very real sparks between Brennan and Jared Booth. He is a very real complication for Brennan and Booth. We are very close to casting him, and we really hope the person we're pursuing works out."
Czy ktoś tu jest medium? ^^ Będzie się działo ;D
Aleś znalazła Andzia kawałek!!! Nowa młodsza od Bootha przeszkoda i koplikacja na wiele odcinków... Iskry będą się sypały. No, no.
O. Jak miło, że zostałam dobrze przyjęta.
Hm., tak sobie czytam te wasze opowiadania i chyba sama niedługo przeleję swoje myśli do Worda, bo mam pomysł. Tylko gorzej z wykonaniem xD
wm.mk
Z fstv.nmj.pl - vestito
Kto coś pisze?
Bo nie ukrywam, ale chciałabym coś dzisiaj poczytać :)
Witaj świeża krwi;) i witam Andzię, adoptowanych przez Neostradę;) oraz innych. Ja piszę, ale nie wiem, czy dziś skończę.
hejka wszystkim, dawno mnie tu nie było...
Kinga zatkało mnie z wrażenia jak przeczytałam pierwsza część i tak trzymało do samego końca 5 części... szczerze to nie wiem co orginalnego mam ci powiedzieć i jak pochwalić.. po prostu świetne. co będzie z Bones??? pisz! skorzystałam ze słownika Wikusi z z3 i znalazłam odpowiednie słowo: niebiańskie i jeszcze ponad 90 innych określeń których tu nie będę już pisać xD
wm.mk- pisz więcej takich "jednorazowych" opowiadanek :))
LG co to za SZWAGIER? czy ja muszę pisać jakie to świetne i cudowne, itp? chyba to wiesz i nie trzeba Ci o tym mówić.. zaintrygowałaś mnie tym szwagrem, czekam na więcej;]
Wybaczcie błędy, chciałam szybko skończyć. Czekam na uwagi i tradycyjnie życzę miłego czytania. LG
Oczyszczająca moc prawdy
II. Efekt Rashomon?*
Posiedzenie nadzwyczajnej komisji senackiej wznowiono po przerwie. Nie udało się jednak od razu odbudować podniosłego i nastroju powagi, gdyż uczulony na kocią sierść senator z Wisconsin – Herbert Kohl - raz po raz kichał skupiając na sobie zainteresowanie. Inni kongresmani wysyłali mu spojrzenia wyrażające karcącą dezaprobatę lub pobłażliwość. Prawdopodobnie podczas przerwy Kohl zetknął się nieopatrznie z alergenem. Dopiero, gdy jego sekretarz dostarczył mu lek powrócono do przerwanego przesłuchania.
- Resztę tamtego dnia pracy spędziłam w sądzie - podsumowała doktor Brennan. - Senatorom wystarczy ta informacja – pomyślała antropolożka. Nie muszą wiedzieć, jak niezręcznie się wówczas czuła. Zawsze, no może poza procesem Maxa, w sądzie występowała w roli antropologa i eksperta, teraz zaś wypowiadała się przede wszystkim jako świadek pewnych wydarzeń. Najtrudniej było jej wyjaśnić w jaki sposób Marc odciągał uwagę jej i Bootha od śledztwa. Nie chciała, by jej zawodowa reputacja ucierpiała przez Marca. Nie życzyła też sobie wyjść z tej awantury jako kobieta powierzchowna i spragniona uczuć. Podczas składania zeznań, siedzący obok swego prawnika, Marc przewiercał ją swym drapieżnym wzrokiem, a zaraz potem zerkał w stronę ławy przysięgłych i zmieniał się w kwintesencję łagodności i niewinności. Temperance nie dała się już oszukać tym jego niesamowitym niebiesko-chabrowym oczom i nienagannemu wyglądowi, ale żeńskiej części ławniczek najwyraźniej hipnotyzujące spojrzenie „nie przeszkadzało”. Mało tego, antropolożka miała wrażenie, że większość kobiet z ławy przysięgłych popełnia właśnie klasyczne błędy w postrzeganiu społecznym**. Pozostawało mieć nadzieję, że Caroline wykorzysta atrybuty Marca na jego niekorzyść.
Rankiem następnego dnia dr Brennan zbudziły hałasy w kuchni. Już miała chwycić za swojego colta, gdy przypomniała sobie, że wczoraj wieczorem dała Boothowi klucze do mieszkania. Będzie musiała zamówić kolejny komplet, bo ten, który miał teraz „jej narzeczony” był przeznaczony dla Maxa. Kuchenny intruz zachowywał się tak, jakby chciał zbudzić nie tylko właścicielkę tego lokum, ale i sąsiadów. Dlaczego mu pomagała? Zastanawiała się kobieta spoglądając na zegarek i usiłując przezwyciężyć irytację. Nie dlatego, lub może, nie tylko dlatego, że miała wobec niego liczne, niespłacone dotąd, długi wdzięczności i na pewno nie z chęci zamieszkania z kimś, nawet na próbę. Ostatnim razem, gdy próbowała wmieszać się w sprawy rodzinne Boothów znalazła się na linii frontu w samym środku teatru wojennego Seeley’a i Hamiltona. Nie powinna powielać raz popełnionych błędów. Przyznała w myślach rację swojemu profesorowi od historii, który zwykł mawiać, iż „z historii nauczyliśmy się tylko tyle, że niczego się z niej nie nauczyliśmy.” Łoskot w kuchni zelżał chwilowo i Temperance postanowiła jeszcze nie wstawać. Co jej kazało grać miłosierną Samarytankę? To, że tak wiele przeżyć i emocji związało ją z Boothem, odkąd zaczęli razem pracować? A może raczej to jego wczorajsze zagubione spojrzenie? Tak, zdecydowanie to ostatnie. Zrozumiała wówczas, że nie może go z tą sprawą zostawić samego, nawet jeśli do końca nie akceptowała zaistniałych okoliczności. Z salonu dał się nagle słyszeć odgłos tłuczonego szkła i zaraz po tym stłumione przekleństwo. „Nie zauważysz mojej obecności” – dobre sobie – pomyślała ze złością kobieta i spojrzała tęsknie na leżącego na szafce nocnej colta. Jeśli Booth zbił jej bezcenną chińską wazę, to posmakuje prochu! Uspokój się – mówiła do siebie w duchu. To „tylko” parę dni. I gdy już była prawie zupełnie spokojna z kuchni padło pytanie:
- Bones! Bones, dlaczego nie zrobiłaś miejsca w szafach i... w ogóle, gdzie mam umieścić moje rzeczy?
Laboratorium w Instytucie
- Co masz dla mnie Hodgins? – Zapytał Booth Jacka przekraczając podwoje jego królestwa, czyli po prostu wchodząc do laboratorium. Teraz, pod nieobecność Zacka panował tu tylko jeden władca – Jack - król pandemonium. Starczyło rozejrzeć się dookoła, choćby tylko pobieżnie, by stwierdzić, iż Hodgins spędza tu cały swój czas, łącznie z przerwami na posiłki i nocami. Nie trzeba być śledczym, by to rozszyfrować.
- Co jest stary? – zagadnął nowoprzybyły konfidencjonalnym tonem, tuż po dokonaniu pobieżnej inspekcji.
- Wczoraj z ciała pana Johna Doe Cam wyjęła dwa pociski kalibru 7,62 mm, prawdopodobnie wystrzelone z bliskiej odległości z...
- Tak wiem – przerwał naukowcowi były snajper – z automatycznego AK-47. Czyli mamy od 50 do 100 milionów możliwych właścicieli takiej broni na całym świecie, co znacznie ogranicza poszukiwania – ironizował agent. – Ale zostawmy to na chwilę. Co tu się dzieje Hodgins? Chyba tutaj nie sypiasz?
- Tak się jakoś złożyło – zbagatelizował sprawę doktor. – Tak pusto zrobiło się w domu, gdy Ange spakowała swoje... – tu przerwał, bo głos odmówił mu posłuszeństwa. – Tutaj przynajmniej mam złudzenie jej obecności – dokończył pewniej pytany.
- Daj spokój, nie może być aż tak źle! – powiedział dziarsko gość, klepiąc bark gospodarza, jakby chciał mu w jakiś tajemny sposób przekazać część swojej siły.
- Będzie dobrze – stwierdził Jack sztucznie ożywiony, głównie nadrabiając miną.
- Słuchaj, mam problem... – zaczął niepewnie Booth spoglądając w stronę drzwi. – Widzisz, hm... na skutek splotu okoliczności... – ale zaciekawiony doktor przerwał mu
- Stary wal śmiało! – To upewniło agenta o życzliwym przyjęciu jego zwierzeń, więc szybko wypalił: - Wprowadziłem się dziś do Bones, a ładnych parę lat mieszkałem sam.
W tym samym czasie w gabinecie Angeli
- Zaraz, zaraz! – Angela przerwała chaotyczny słowotok Brennan – jak to, wprowadził się? Stojąca, nieopodal biurka właścicielki gabinetu, kobieta zaczęła nerwowo przechadzać się, jednocześnie tłumacząc:
- Mówiłam ci już przed chwilą, że poprosił mnie o pomoc w zachowaniu twarzy, po tym jak okłamał swojego brata... - Siedząca przy komputerze Angela ciągle wyglądała na zaskoczoną, ale mężnie potwierdziła – tak, wspominałaś. Nie uważasz jednak, że ta przysługa odbiega od tego, co zwykliśmy nazywać „koleżeńską solidarnością”?
- Ange, ja i Booth jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie przetrwać trudne sytuacje – przeczyła słabo Temperance. – Nie powinien był jednak mówić bratu, że jesteśmy zaręczeni. Już samo to słowo stanowi przeżytek – dodała po chwili wahania.
- I jak to znosisz? – spytała plastyczka z troską.
- Sama nie wiem – wyznała Brennan przysiadając się na krawędzi biurka. – Jak tylko uzyskał moją zgodę, z miejsca przyjął taką – tu przerwała, szukając odpowiednich słów – arogancką postawę, a dziś od bladego świtu zaczął się panoszyć w moim mieszkaniu. Wszędzie pełno jego rzeczy. W dodatku przywlókł ze sobą ten piekielny telewizor – Angela nie przerywała przyjaciółce, ale spoglądała na nią współczująco, antropolożka zaś ciągnęła swój wywód. – I ten jego uśmieszek na „dzień dobry”... cały ranek liczyłam do dziecięciu i hamowałam się, by nie wszcząć awantury... On traktuje tę sytuację, jakby była zupełnie normalna. I na domiar złego stłukł mój nowy nabytek, cenny wazon w stylu empire. – Nazwanie problemu nie rozwiązywało go, ale przynajmniej została wysłuchana. Smutek zagościł na twarzach kobiet. Milczały.
- Żałujesz, że się zgodziłaś? – spytała w końcu młoda rozwódka. Pytanie, stanowiące esencję omawianego zagadnienia zawisło złowróżbnie w powietrzu.
- Nie – szepnęła ledwo słyszalnie siedząca na biurku kobieta – ale od lat z nikim nie dzieliłam własnej przestrzeni. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak trudno mi do tego przywyknąć. Aż do dzisiejszego poranka nie miałam o tym pojęcia – wyjaśniła półgłosem Brennan.
W tej samej chwili, kilka metrów dalej, w laboratorium Instytutu
- Żartujesz, doktor B była od rana zła i mamrotała coś pod nosem? – Taka wizja Brennan nie mieściła się w możliwościach percepcyjnych Jacka. Zaśmiał się z niedowierzaniem i spoglądał na skwaszonego Bootha jak na nowy, fascynujący obiekt badań. - Może ona jest zła tylko wówczas, gdy kładzie się spać sama? – zasugerował Hodgins dowcipnie. Lecz jego rozmówca zignorował ostatnią uwagę.
- Zła? Ona była wściekła, jakby miała za chwilę wybuchnąć i zupełnie nie mogła zapanować nad swoją złością – doprecyzował śledczy z namysłem masując podbródek. – A poza tym, nie widzę związku między moją przeprowadzką, a jej snem. – odparował pracownik FBI. Hodgins zamrugał nerwowo, bo sam widział jedynie korelację między obecnością Bootha w sypialni Brennan i brakiem jej snu, ale tę wiadomość zachował dla siebie. Gość zaś oparł się o stół, na którym doktor poustawiał pokaźną kolekcję próbek i dalej wylewał swój tłumiony od kilku godzin żal. – Przyszedłem do niej rano, najpóźniej jak to było możliwe, zachowywałem się najciszej jak potrafiłem i przyniosłem minimum swoich rzeczy, absolutny niezbędnik. W wojsku nauczyłem się przecież pakować i selekcjonować bagaż.
- Jasne bracie, nigdy w to nie wątpiłem - potakujący ochoczo Jack zachęcał śledczego do dalszych zwierzeń. Dzięki temu użytkownik laboratorium ożywił się wreszcie i wyrwał z melancholii wywołanej rozstaniem z Angelą.
- Jedynym większym sprzętem, jaki przyniosłem, był telewizor, a ona zamiast się ucieszyć, znowu zaczęła coś szeptać. Dziwna sytuacja. – Zastanawiał się Booth.
- Doktor Brennan ciągle jeszcze nie miała telewizora? – zapytał retorycznie entomolog – a po chwili pełny uznania dodał – nawet ja bym nie wytrzymał trzech lat bez telewizji.
- No i jeszcze pozostaje sprawa stłuczonego naczynia. – Przypomniał sobie gość.
- Było cenne? – zainteresował się Jack.
- Na pewno nie. To był jakiś stary wazon, brzydki zresztą. Powinno ją ucieszyć, że się go pozbyła, a ona tymczasem pieczołowicie zebrała wszystkie kawałki tego paskudztwa mamrocząc coś, jakby kalkulowała straty. – To ostatnie wywołało parsknięcie Hodginsa, który by stłumić wybuch śmiechu udawał, że kaszle.
- Słuchaj stary, ja chyba nie powinienem ci doradzać, bo sam ostatnio dostałem kosza – zaczął niepewnie, nadal rozbawiony Hodgins.
- Mów, każda rada się przyda – odparował Booth skłonny wybaczyć zezulcowi nawet to, że się przed chwilą śmiał.
- Dobrze więc. – Rozkręcał się naukowiec. – Po pierwsze, chodź wokół niej na palcach, bo może się rozmyślić i wydać cię w najmniej oczekiwanym momencie. Jak ją wkurzysz, to ucierpi twoja duma, a może nawet telewizor. Po drugie, nie przejmuj się jej porannym nastrojem, ale staraj się jak najmniej odzywać nim doktor B nie wypije pierwszej dawki kofeiny. I najważniejsze, kup jej nowy wazon. – Śledczy słuchał w skupieniu i doszedł do wniosku, że sytuacja nie jest aż tak beznadziejna, skoro można ją rozwiązać przy pomocy kawy i wazonu. Naukowiec zaś dodał.
- Małe przeprosiny też by nie zawadziły. Osoba, do której się wprowadzasz lubi mieć przeświadczenie, że szanujesz jej rzeczy. Żebyś wiedział jaki byłem zły, jak Ange zaraz po przeprowadzce do mnie wyrzuciła moją eksperymentalną hodowlę nowej odmiany Mucor mucedo – Jack napotkawszy pytające spojrzenie gościa wyjaśnił – a jak dla ciebie pleśniaka białego. – Hodgins wspomniał to bez złości, ale z rozrzewnieniem i tęsknotą za pleśnią białą lub Angelą, albo za każdą z nich.
A w gabinecie Angeli...
- Potraktuj te dni jako nowe doświadczenie Sweety. – Siedząca przed monitorem kobieta przemawiała łagodnie. - Spójrz na to z innej strony. I tak spędzaliście z Boothem większość czasu w pracy, a często nawet poza nią. Jedliście razem więcej niż połowę posiłków. To tylko częściowa zmiana, mała, kosmetyczna...
- Dobrze. – Odparła antropolożka i uśmiechnęła się ciepło do deprecjonującej jej milowy krok gospodyni – nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła Ange. – Mówiła to ściskając jednocześnie pomocną dłoń przyjaciółki. - Postaram się też lepiej radzić sobie z gniewem, a nawet przemilczę sprawę telewizora i wazonu.
- Kompromis ma swoje granice, ale jeśli się postarasz... – Angela nie dokończyła jednak, bo zobaczyła, jak pogodne oblicze Tempe zmieniło się, gdy kobieta spojrzała na ekran komputera.
- Co to, co teraz badasz? – Zapytała szybko Brennan, której nagle przestały doskwierać problemy ze współlokatorem.
- To nasza nowa, niezidentyfikowana ofiara morderstwa. W FBI przebudowują bazę danych z profilami dentystycznymi, więc chwilowo nie pomogą nam w identyfikacji. Zanim się zajmę czaszką, postanowiłam obejrzeć ten ślad pozostawiony na klatce piersiowej. – Wyjaśniała plastyczka, zaintrygowana zmianą nastroju towarzyszki. – Ciało zastrzelonego mężczyzny przed pogrzebaniem oblano kwasem, ale zapomniano zdjąć z ofiary biżuterię. Przeoczony wisior zabrano, ale przez uprzednie działanie kwasu, rysunek odcisnął się on na tkankach. – Angela powiększyła rysunek i poprawiła ostrość obrazu, a chwilę później odczytała.
- UNT? – jednak antropolożka nie zwracała na to uwagi, ale spoglądając na ekran niewidzącym wzrokiem wyrecytowała dawno zapadłe w pamięć słowa.
- Nie Ange, to TNU – skrót od Trinity of Northwestern University***. Takie, zrobione na zamówienie, srebrne zawieszki miały jedynie trzy osoby: ja, Chris Cater i Sean Nerry. Skoro to nie ja, ani Sean, bo rozmawiałam z nim przedwczoraj przez telefon, to musi to być Chris. Boże, co ja powiem jego żonie. – Myślała gorączkowo Temperance.
Antropolożka umilkła. Senatorowie słuchali jednak nadal zaciekawieni. Jedynym odgłosem wypełniającym nabrzmiałą ciszę, był senny stukot klawiszy komisyjnej stenotypistki. Nagle, odezwała się, poderwana z odrętwienia, przewodnicząca.
- Zatem, pani zidentyfikowała zwłoki ofiary, a agent Booth, dzięki pomocy dra Hodginsa, dowiedział się, z jakiej broni została zabita – podsumowała zdecydowanym głosem Kalifornijka i spoglądała z aprobatą na siedzącą poniżej doktor Brennan.
- W rzeczy samej – to udało nam się ustalić w tamto przedpołudnie. – Przyznała przesłuchiwana, a po chwili dodała. – Po południu ze zdwojoną siłą przystąpiliśmy w Instytucie do pracy. Spodziewaliśmy się też, że do D.C. przyjedzie Jared Booth, brat mojego partnera.
____________________________________________
*Błędy w postrzeganiu społecznym – to błędy poznawcze przejawiające się nieracjonalnym sposobem postrzegania rzeczywistości. Powstają one przez ograniczone informacje poznawcze, brak czasu, chęci do sformułowania poprawnych sądów oraz dzięki dążeniu jednostek do zachowania dobrego samopoczucia. Wpływają one na formułowanie poglądów, ocen oraz podejmowane decyzje. W przypadku Marca w grę mogą wchodzić:
- błąd pierwszego rzutu oka – to, co zauważamy najpierw wydaje nam się ważniejsze, mamy skłonność do oceniania ludzi na podstawie pierwszego wrażenia,
- błąd łagodności – skłonność do przeceniania zalet innych ludzi i niedoceniania oraz ignorowania ich wad,
- ale przede wszystkim efekt aureoli (inaczej efekt halo, Galatei, nimbu czy też Polyanny) – tendencja do automatycznego przypisywania pozytywnych cech i właściwości osobowościowych na podstawie pozytywnego wrażenia. Upraszczając, osobie atrakcyjnej fizycznie jesteśmy bardziej skłonni przypisywać dobroć i inteligencję niż zło czy głupotę. W sądzie efekt aureoli może decydować o wyniku rozprawy. Może on pomagać oskarżonemu lub pogrążyć podsądnego, zwłaszcza gdy zostanie udowodnione, że wykorzystywał on swą atrakcyjność do manipulacji.
** Efekt Rashomon – to prawidłowość subiektywizmu postrzegania i zapamiętywania. Każdy obserwator tego samego wydarzenia, może stworzyć w znacznym stopniu odmienną, ale równie prawdopodobnie brzmiącą relację, z przebiegu owego zajścia. Nazwa tego zjawiska pochodzi od tytułu filmu Akira Kurosawy z 1950 r. W filmie tym poszczególne postacie w odmienny sposób zrelacjonowały przebieg jednego wydarzenia. Efekt Rashomon daje duże możliwości fabularne, dlatego pojawia się też we współczesnych serialach, np. w moim ulubionym odcinku TXF „Bad Blood” (5x12), gdzie Mulder i Scully opowiadają, każde ze swojej perspektywy, wydarzenia jednego, brzemiennego w zajścia dnia.
*** Trinity of Northwestern University – Trójca z Uniwersytetu Northwestern. Uniwersytet Northwestern wg przekazów zawartych w sieci skończyła Brennan.
po głębokich przemyśleniach doszłam do głębokiego wniosku, LG, że Twój nick to po prostu skrót od: Lachon Genialny!!!! ;)))))))))))))))
niebanalne, choć przecież wątek wspólnego udawanego zamieszkania Bootha i Brennan już się pojawił, to jednak zawsze ciekawi czytelnika, jak do tego dojdzie, jak się rozwinie i jak zakończy. a tu nasza ciekawość jest rozpalona do czerwoności, bo wiemy, że będzie małżeństwo!!! ale czy to ta para się sparuje, czy jednak nic z tego nie wyjdzie??? i jak to nasz Genialny Lachon wykombinuje, żeby niebanalność zachować? ciekawa, "filmowa" narracja, chociaż stara piegżowata prosi o więcej bezpośredniej konfrontacji bohaterów, a nie tylko relacji o zdarzeniach. ;) cześć dydaktyczna, jak zwykle, robi na mnie kolosalne wrażenie :)
Do Piegżowatej. Niezwykle cenię sobie Twoje uwagi. Ja też osobiście wolę sceny konfrontacyjne;), a nie sprawozdawcze, ale zawsze taki męski i damski punkt widzenia męczył mnie. Skubany chciał być zastosowany. Jak zaczynam pisać, to zwykle nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi, więc sama jestem ciekawa, jak wybrnę z tego małżeństwa i kogo właściwie ożenię? Jak Wiesz, wiele już napisamo i trudno jest zachować oryginalność... Należę jednak do osób takich jak Hanson, nim u niego i u mnie B&B polatarkują, to wymyślimy 100 lub więcej innych przyczyn, dla których się znajdą w sypialni;D
Dziś dowiedziałam się, że Jared u Hansona jest żołnierzem (oficer), a mój będzie przedsiębiorcą...
LG, z tym "niewiadomym zakończeniem" to trzeba bradzo uważać, moim zdaniem. przykład "Mody na sukces" pokazuje najlepiej, czym się takie niezdecydowanie może skończyć... a właściwie nie-skończyć ;))))
zaprawdę, powiadam Ci, LG, nie narzekam na brak oryginalności, jeśli chodzi o pomysły fabularne. właśnie podobają mi się wariacje na jakiś temat, tak jak było w Zakończeniu 1, gdzie pojawiło się wiele fajnych opowiadanek o małżeństwie i dzieciakach B&B. niby to samo, ale każdy tworzył po swojemu. można się było dużo nauczyć.
ma wrócić grabarz i mieli nawet rozwiązać zagadkę z zupełnie innego serialu, który po 13. odcinkach przerwano, ale nie wiem w końcu, czy do tego dojdzie...
jak kania dżdżu oczekująca,
tak piegża wypatruje opowieści końca
(no, nie końca, tylko kolejnych odcinków, ale rymu takiego nie było. zabrakło na rynku ;)))
Kurcze Lg super, ale JA chcę Kqaadzinke no ! Napisz cos Kinia ja jestem w trakcie swojego moze dziś wieczorem lub jutro wkleję ;*.
Dzień dobry wszystkim- to znowu JA. Powróciłam po dość dłuuuuuuuugiej przerwie za co z góry serdecznie przepraszam;)
Nie wiem czy oczekiwana, ale na pewno zapowiadana wcześniej kolejna-III część etiudy mej zwanej "BB show" i zadedykowanej Piegży;) (Dla niewtajemniczonych kontynuacja z "Zakończenia 3"-str. 10 i 11).
Jakość najprawdopodobniej pozostawia wiele do życzenia, wiec z góry przepraszam za wszelkie rozczarowania, ale lepsze to niż nic....chyba;)
Mimo wszystko miłego czytania życzę;)
BB Show - Part III
Obudziło ją dziwne łaskotanie w okolicach szyi.
- Booth, przestań…Chce spać… - wystękała na wpół przytomna, przekręcając się na drugi bok.
Po chwili znów poczuła, że ktoś usilnie próbuje wyrwać ją ze snu, jednak tym razem nie było to już zwykłe łaskotanie… W jednej chwili dotarło do niej, że tym razem ktoś najzwyczajniej w świecie liże jej szyję (Booth?!). Zerwała się jak poparzona, zmieniając tym samym pozycję na siedzącą, a wtedy jej oczom ukazała się sylwetka uroczego szczeniaczka buszującego w pościeli.
- Wiesz Bones - usłyszała nagle dostrzegając stojącego w drzwiach i wyraźnie rozbawionego zaistniałą sytuacją Botha.- Nie przypuszczałbym nawet, że mogłabyś podejrzewać mnie o tego typu pobudkę… Choć gdyby nawet już do tego doszło- czysto teoretycznie rzecz jasna, myślę, że byłbym trochę bardziej…- tu przerwał udając głębokie zastanowienie wyrażone w wymownym geście drapania się w podbródek z głowa skierowaną przy tym ku sklepieniu, potocznie zwanym sufitem.-… Subtelny, że tak to ujmę- dodał wreszcie z typowa w tego typu sytuacjach intrygująco- dominująco-zadowoloną miną. – Ale zawsze możemy o tym porozmawiać i znaleźć jakieś dobre wyjście. Kwestia negocjacji i masz załatwioną pobudkę stu …- przerwał, gdyż w tej właśnie chwili otrzymał cios poduszką.
-…lecia. – dokończył z szerokim uśmiechem. - Ok. Wystarczy. Poddaję się. – dodał, widząc coraz większą irytację na twarzy swej partnerki, powoli wycofując się z sypialni. – Gdybyś jednak miała ochotę na kawę, bądź iście królewskie śniadanie w moim wykonaniu …Czekam w kuchni.- zawołał podążając do swego kulinarnego imperium. Na twarzy Bones pojawił się wreszcie zarys czegoś w rodzaju lekkiego uśmiechu.
Westchnęła głęboko, spoglądając na szalejącą obok niej Daisy.
- Twój ‘tatuś’ jest niesamowity , nie sądzisz? – powiedziała głaszcząc zadowolona psinę. – Znaczy niesamowity w sensie….nieprzewidywalny lub raczej szalony…- poprawiła się szybko, zdając sobie po chwili sprawę z bezcelowości swego sprostowania. W końcu Daisy to nie Angela, tylko zwykły pies, który nie wykazuje zdolności do nadinterpretacji jej wypowiedzi i nie doszukuje się w nich „drugiego dna” jak zwykła to robić jej przyjaciółka.
Katem oka zerknęła na zegarek wskazujący 10.30. W pierwszej chwili myślała, że wzrok ją zawodzi- w końcu nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się spać tak długo. Kiedy jednak dotarła do niej bolesna prawda, poirytowana faktem zmarnowania tylu godzin cennego czasu, szybkim krokiem udała się do łazienki. Daisy natomiast, zmartwiona brakiem towarzystwa do porannych harców, żwawo pobiegła do swego pana. Usiadła na środku kuchni i zaszczekała głośno, spoglądając swymi małymi ślepkami na krzątającego się po kuchni Booth’a.
- Hej, czyżby nasza mała dziewczynka miała ochotę na małe co nieco- wyśpiewał prawie że, biorąc pieska na ręce. W odpowiedzi Daisy zaczęła lizać go po twarzy.
- Ok. Rozumiem, że zgadłem.- odparł przypominając sobie jednocześnie , że nie ma w domu żadnego „psiego” jedzenia.- Co by ci tu zaserwować..- zastanowił się. Wygrzebał z szafki małą miseczkę, po czym rozpoczął „przegląd” zawartości lodówki. – Chińszczyzna, resztki pizzy, mrożone krewetki…O mleko!- zawołał wreszcie uradowany. – Każdy lubi mleko. Dzieci lubią mleko, koty lubią mleko, więc małe psie damy tez powinny.- wlał odrobinę do miski i usadowił koło niej Daisy. Ta powąchała tylko niechętnie, usiadła obok miski i zaszczekała patrząc na swego pana.
- Przykro mi moja droga, ale na razie to jedyne co mogę ci zaoferować, więc albo mleko, albo…-nie dokończył, gdyż Daisy, jakby rozumiejąc nachyliła się nad miska i zaczęła powoli pić.
- Grzeczna dziewczynka- dodał delikatnie głaszcząc ją po grzbiecie, po czym powrócił do swych prac nad śniadaniem.
Gdy dotarł do niego odgłos prysznica, dochodzący z łazienki nagle go olśniło i przypomniał sobie o kamerze w sypialni. O włączonej kamerze. Szybko pobiegł ją wyłączyć w nadziei, że nie zrobiła już tego wcześniej jego partnerka. W przeciwnym razie zapewne rozpętałaby się mała burza…
Na szczęście kamera, nadal włączona stała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją wieczorem. Szybko zabrał ją do salonu, wyłączył i już odkładał na stolik, gdy nagle usłyszał odgłos zamykanych drzwi łazienki.
- Dzień dobry Booth- rozległo się za jego plecami.- Co robisz?
Odwrócił się szybko, nadal trzymając kamerę w dłoniach.
- Chyba zapomniałaś wyłączyć…- spojrzał na nią wymownie.
Uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona z siebie.
- Sweets kazał zrobić z niej użytek, więc …- przerwała spostrzegając, że jej partner nie dość, że nie ma żadnego „ale”, to w dodatku w dziwny sposób jej się przygląda.
Mówiąc szczerza Booth’a przez chwilę zamurowało. W końcu nie co dzień ma się okazję oglądać swą partnerkę z pracy w obcisłej, białej koszulce i równie dobrze uwydatniających jej atuty ciemnych jeansach…W dodatku jej mokre włosy, swobodnie opadające na kształtne ramiona…
- Mam cos na twarzy, że tak mi się przyglądasz, czy coś…- zapytała w końcu z niemałym skrepowaniem.
- Nie, ja tylko…- wyraźnie nie wiedział co powiedzieć.- Śniadanie gotowe!- rzucił nagle wyszczerzając zęby w szczerym uśmiechu i gestem dłoni zapraszając ją do stołu.
- A gdzie Daisy?- zapytała.
- Jest zajęta konsumpcją- odpowiedział wskazując na pijącego mleko szczeniaka.
Potem nastała dłuższa chwila niezręcznej ciszy, kiedy to oboje skupili całą swa uwagę na spożywanym posiłku..
- To…- zaczął w końcu jako pierwszy – Jak się spało w nowym miejscu?
- W porządku. Masz całkiem wygodne łóżko. Choć nie aż tak wygodna jak moje- dodała z przekąsem.
- Doprawdy? Hmm…Musze to kiedyś sprawdzić i…
- Booth!
- Bones, spokojnie. To tylko taki żart….Nic Więcej...- szybko się poprawił, aby nie rozzłościć traktującej wszystko zbyt dosłownie Tempe.
- W porządku. To co dziś robimy?- skierowała rozmowę na bardziej neutralny grunt.
- Zależy co nasz doktorek nam zafunduje. Ale zważywszy na jego dziwaczne upodobania i pomysły zapewne czeka nas niezapomniany dzień pełen wrażeń!- powiedział popijając przy tym kawę.
- Nie strasz mnie…
- Takie są fakty. Nic poza tym…- i tu znów nastała chwila niewygodnej ciszy, ujawniająca coraz bardziej narastające napięcie miedzy dwojgiem partnerów.
- Ok. Dłużej nie wytrzymam. Sprawdzę pocztę i dowiemy się wreszcie co nas czeka- Bones szybko wstała od stołu i skierowała się w stronę swej j torby z laptopem. – A śniadanie było pyszne. – dodała.
- A jakże inaczej…- odparł z uśmiechem.
Tempe w pośpiechu włączyła komputer. Od razu zaczęła sprawdzać pocztę. Po chwili wśród kolejnych maili od fanów i kilku od wydawcy odnalazła wiadomość od Sweets’a. Serce mocniej jej zabiło.
- Ok. Czytam.- wzięła głęboki oddech po czym zaczęła:
„ Dr Brennan, Agencie Booth,
Dzis Wasz pierwszy, wielki dzień wspólnego życia…”- Zabrzmiało jak wstęp do życzeń dla nowożeńców- pomyślał w duchu Seeley uśmiechając się lekko. - …”Jak obiecałem oto dwa pierwsze zadania, jakie przed Wami stawiam.Będzie lepiej, jeśli przejdę do nich bez większego wstępu, gdyż nie chciałbym tym samym wywołać w Was negatywnych emocji, spowodowanych zbyt długim oczekiwaniem…”- przerwała uśmiechając się do Bootha.
- Pomiń ten wywód i dawaj zadanie- w głosie agenta dało się wyczuć wyraźne zniecierpliwienie.
- OK.”…Zadanie nr 1. Pojawił się nowy domownik, wiec należałoby zadbać o odpowiednie przygotowanie mieszkania na tą okazję. Mówiąc wprost- idziecie na zakupy i kupujecie wszystko, co jest potrzebne dla małego pieska, począwszy od legowiska i zabawek, a na jedzeniu kończąc. Jednym słowem Full zestaw;-)..”- Dodał uśmieszek na końcu- wtrąciła od siebie Tempe.- Nie sądzisz, że dodawanie tego typu znaków w służbowej korespondencji jest mało profesjonalne?
- Daj spokój Bones. Emotikony jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a poza tym Sweets ma 12 lat zapomniałaś?
- Emo….co?
- Nieważne. Czytaj dalej.
- „ Wspominał Pan Agencie Booth, iż ten weekend miał spędzić razem z synem, tak więc Parker na pewno będzie zadowolony towarzysząc Wam w zakupach i jak mniemam doskonale pomoże w wyborze odpowiednich akcesoriów. A teraz zadanie numer dwa, bardziej przyjemne. W ramach rekompensaty za dzień spędzony na meczącym maratonie po sklepach , pójdziecie wieczorem na kolację do najbardziej ekskluzywnej restauracji w mieście. Dokładnie o 21.00.Nie muszę chyba przypominać o odpowiednim stroju…A jeśli chodzi o Parkera- zjawię się wcześniej w Pana mieszkaniu i jak obiecałem zajmę się nim i zwierzakiem.
Powodzenia!
Dr Lance Sweets.”
- Wow…To sobie wymyślił…- spojrzała na swego partnera lekko wystraszona perspektywą pierwszej, wspólnej i tak oficjalnej kolacji…
- Nie jest tak źle. Pomyśl sama- zakupy, kolacja- nic wielkiego. Damy rade, co nie?- posłał jej swój rozbrajający uśmiech rozładowując tym samym nieco sytuację
- Pewnie…- odparła szybko, choć nadal bez przekonania.
- Ok. zajmij się teraz przez chwilę Daisy a ja pojadę po Parkera, bo zbliża się południe, a nie chce się spóźnić.
- W porządku- odpowiedziała nadal lekko oszołomiona.
W tym czasie Seeley sięgnął po kurtkę i skierował się do wyjścia.
- To na razie. Za chwilę będziemy z powrotem.
- Ok.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi Tempe westchnęła głęboko wpatrując się w ekran komputera…
- Angela będzie zachwycona- powiedziała do siebie…
...
Marlen, Marlen, Marlen...
tak dłuugo kazałaś czekaś na siebie, ale....(westchnięcie, głębokie westchnięcie)... się nareszcie zjawiłaś! Apollinowi niech będą dzięki! ;)))
powtórzę to, wiem, ale nic innego mi do głowy nie przychodzi.
"Czekajcie, a będzie wam dane..."- czy jak to tam leciało. Spoko gitara - będzie i czwóreczka. Niebawem. Przy dobrych wiatrach już........ bardzo niebawem;)
O ile w międzyczasie się nie przebranżowię;)))