Koreańczycy na co dzień w swoich serialach przesadzają z ekspresyjnymi zachowaniami – nie pozostawiają miejsca na domysły i karmią widzów scenami slow-mow z zetknięcia się dłoni jakiejś pary. I to jest właśnie tego typu drama. Cheesy, cheesy i jeszcze raz cheesy.
Żadna ckliwość jednak nie jest w stanie przyćmić humoru tej serii i w sumie nawet powiem, że to jedna z najzabawniejszych rzeczy, jakie obejrzałam w całym swoim życiu. Świetna komedia sytuacyjna, a jeszcze lepsza charakterów. Pojęcia nie mam, czy Joon Hwa Park chciał, żeby tak wyszło, czy może po prostu szczęśliwy przypadek i komiczna obsada zrobiły swoje. Salwy śmiechu leciały u mnie regularnie, czasami do tego stopnia, że musiałam niechętnie wcisnąć pauzę, skończyć płakać i z głębokim oddechem wrócić do kolejnej salwy śmiechu.
Nie mam doświadczenia z k-dramami, więc od razu powiem, że nie wiem, czy ta jest jakoś wyjątkowa pod tym względem – ale trochę poczytałam i chyba jednak coś w niej musi być przełomowego, bo osiągnęła niemały sukces (w Korei i poza nią) i zdobyła serca nie tylko świeżynek ją oglądających, ale też starych k-dramowych wyjadaczy.
Fajna sprawa jest taka, że w dobie, w której świat walczy ze stereotypami bez poczucia humoru, Korea świetnie nimi operuje – trochę wyśmiewa, trochę obnaża ich głupotę, a robi to puszczając oko do widzów i dając im przyzwolenie na zabawę powielanymi schematami. Bo w „What’s Wrong with Secretary Kim?” mamy kilka stereotypów i każdy z nich jest ostatecznie przełamany w ten czy inny sposób.
PS Dalej jestem zdania, że cera Koreańczyków jaśnieje bardziej niż moja przyszłość. Piękni ludzie temu serialowi raczej nie zaszkodzili.