Hej, własnie padł mi net - serial jest mega, ale możecie mi pokrótce wyjaśnić na czym dokładnie polega wątek z Russo? Francis chciał go mieć na stołku gubernatora, aby móc nim później kierować? Skończyłem oglądać, jak upili go na wywiad radiowy - i tego nie do końca rozumiem. Zrobili mu ten numer bo zaczął nadskakiwać i grozić Francisowi? Ale co oni teraz będą z niego mieć, przecież już jest skończony? Mają kogoś na jego miejsce? Ktos tu pisał, że dziwi się jak łatwo underwoodowi udawalo sie na początku wszystko załatwiać. No i trochę mu się jednak posypało, ustawa nie przeszła, Claire śpi u Adama i jeszcze ten Russo. Az jestem ciekawy, gdzie on uciekł z tego pokoju hotelowego.
Czekam na wyjasnienia, Pozdr!
postaram się troszkę pomóc..:)..otóż peter jest figuratem. Został wybrany przez underwooda gdyż jest z pensylwani skąd pochodzi pan mathews czyli vice prezydent. Stał się zupełnie zależy od underwooda kiedy został wyratowany z akcji z drinking and driving (wyczyścili mu konto, jakby nie był notowany), w tym momencie był już marionetką w rękach francisa. Underwood wie, że viceprezydent nie jest zbyt szczęśliwy na swoim stołeczku obecnym, ponieważ nie ma wpływu na nic. Wysłali go by popierał russo (co miało zwiększyć jego szanse na fotel guberatora), co go rozruszało (widać to na wiecach, nie dopuszcza russo do głosu, chce zgarnąć całą uwagę dla siebie, jest w swoim żywiole, po prostu chłop odżywa!:)..nie wiem czy mam zdradzać ciąg dalszy bo zasadzę Ci spojlera przypadkiem, co nie byłoby miłe ;PP...
aha upicie go było w planach..a co się stało po wyjściu z hotelu nie zdradzę..oglądnij sam :)
To wszystko jest jasne, mnie zastanawia to o co pytałem, czym kierował się Francis chcąc upić Petera?
ok..russo był pionkiem do skompromitowania, co było w planach underwooda od początku..prawdziwym kandydatem na gubernatora miał być viceprezydent. (wtedy nasz bohater wskoczyłby na jego miejsce).
No dobra, to teraz tak - po co była intryga w sekretarzem stanu skoro i tak francis już wiedział, że tego stołka nie dostanie? - jak się domyślam chodziło o to, by posadzić przyjaznego sobie człowieka, który ewentualnie odwdzieczy mu się poparciem dla jego kandydatury na VP? ale sekretarz stanu akurat nie miał tu nic do gadania jak widzieliśmy, czy też może chodziło o to, by mieć kogoś po swojej stronie gdy nadejdzie 'walka' o prezydenta.
Druga rzecz - w większości recenzji o tym serialu, przewija się główny watek - Francis chce zostać prezydentem w akcie zemsty - rzeczywiście o to chodzi? Chce byc VP aby startować na prezydenta?
Trzecia zagwostka - jak sadzicie, czy wpadnie we własne sidła, które zakłada na niego ta trojka dziennikarzy?
Underwood chce startowac na prezydenta w 2020 (2012 + 4 +4), co do sekretarza stanu co jak sam kiedys powiedzial jesli zrobisz kogos sekretarzem stanu to jest Ci dozgodnie wdzieczny.
Ja już obejrzalam 13 odcinków. Przespałam w sensie doslownym jedynie wątek z tym Kaperniakiem, czy jak mu tam było, a okazał się bardzo ważny, bo Russo zaczął szantażować Underwooda tym Kaperniakiem. czy chodziło o to, że ten Kaperniak odwalił za Underwooda kawał roboty, który Underwood przypisał sobie?
Ja już obejrzalam 13 odcinków. Przespałam w sensie doslownym jedynie wątek z tym Kaperniakiem, czy jak mu tam było, a okazał się bardzo ważny, bo Russo zaczął szantażować Underwooda tym Kaperniakiem. czy chodziło o to, że ten Kaperniak odwalił za Underwooda kawał roboty, który Underwood przypisał sobie?
Frank Underwood,a dokładniej Doug Stamper jego najbliższy współpracownik kazał Russo odwiedzić Kapeniaka,by zmusić go do powiedzenia,że sekreterz stanu Michael Kern(ten który na samym początku serialu zostaje wybrany na to stanowisko zamiast Underwooda) w latach60/70tych napisał artykuł o tym,że Izrael okupował strefę Gazy nielegalnie.Tak naprawdę Kern nie napisał żadnego artykułu,a jedynie był redaktorem w gazecie,tak czy inaczej wszystko zostało obrócone tak,że Kern stał się pośmiewiskiem.Wyszło na to,że obecnie ma inne poglądy niż za czasów młodości,został posądzony o rasizm i w efekcie stracił stanowisko sekreterza stanu. Co do "samobójstwa" Russo,to wszystko były z góry ustawione.Peter od początku był marionetką w rękach Underwooda.Specjalnie wysłali go na odwyk,napompowali jego ego,by potem podsunąć mu prostytutkę i skompromitować.Mniemam,że Russo pewnie i tak sam popełniłby samobójstwo,był skończony.Natomiast Underwood nie mógł mieć pewności,że sprawa z Kapeniakiem nie ujrzy śwatła dziennego,więc się go pozbył.
Samobójstwa Russo wcale nie planowali, Frank podjął taką decyzję po tym jak Russo zagroził, że ujawni wszystko, prawdę z Kapeniakiem i inne machloje.
Tak,Tak,generalnie chodziło mi o całą kandydaturę Russo na gubernatora.Od początku był pionkiem w grze Underwooda.
Raptem tydzień temu skończyłam oglądać serial,a już niektóre wątki mi się mieszają,ba ,o niektórych nawet zapomniałam.
Szczerze mówiąc ja podobnie. Właśnie co do wątku z Russo, o którym piszemy - wszystko się układa, Russo grozi, że ujawni prawdę po porażce ustawy, Frank więc decyduje, że trzeba go odsunąć poprzez przygotowaną porażkę w radiu, na stanowisko gubernatora szykuje wiceprezydenta, który ma poparcie w Pennsylvani, co da Frankowi możliwość objęci wolnego wtedy stanowiska. Wygląda to tak, jakby Frank wszystko to ustawił, ale przecież ustawę odrzucili nie po jego myśli, gdyby ona przeszła, to Russo miałby poparcie w stanie i szanse na fotel gubernatora. Tylko jak wtedy odsunąłby wiceprezydenta? Tego nie ogarniam.
Przyjęcie ustawy niewiele by zmieniło, gdyż uzyskane w jej wyniku poparcie przechodzi na kandydata demokratów bez względu czy będzie nim Russo czy Matthews. Jeśli ustawa by przeszła, "alkoholowa prostytutka" i tak została by podłożona tylko prawdopodobnie w trochę późniejszym czasie. Zauważcie rozmowę Franka z Stamper'em, Frank powiedział tylko "przyspieszamy zmianę" co oznacza że cały plan podmiany Matthews'a za Russo i objęcie stołka wice-prezydenta było planowane prawdopodobnie jeszcze nim Russo zrzekł się prawa do obrony stoczni. Frank chciał przejścia ustawy bo dawała większe szanse na zwycięstwo Matthews'a w wyborach a tym samym jego promocji na fotel vice, gdyż trzeba zauważyć że jeśli Matthews nie wygra to pozostanie vice-prezydentem.
Faktycznie, te słowa Franka przeoczyłem. Dzięki za wytłumaczenie. Nie zgodzę się tylko co do tego, że taki właśnie plan ustalili jeszcze zanim Russo oddał stocznię. Frank go do tego zmusił, bo chcieli uzyskać tymczasowe poparcie Womacka i czarnej kliki. To, że wykorzystali później Russo wyszło raczej w praniu, gdy okazało się, że Frank ma nad nim kontrolę, a Russo będzie tańczył jak mu zagra. No chyba, że Frank od początku planował, że znajdą coś na niego, wystawią do wyborów, później skompromitują i wystawią wiceprezydenta, a przy okazji uwzględnił wszystkie zmienne w swoim makiawelicznym planie, ale w takim razie serial jest dla mnie totalnie przekombinowany.
Russo byl marionetka, ktora miala byc "odstrzelona" (ale oczywiscie nie zabita) w odpowiednim czasie, tak by wiceprezydent zajal jego miejsce jako kandydata na gubernatora. Underwood nie mial w planach usmiercenia Russo (chyba, ze jako jeden z wariantow), to po prostu stalo sie pod wplywem okolicznosci, gdy kompletnie rozklejony psychicznie Russo zaczal grozic, ze wyjawi cala prawde m.in. o pograzeniu Kerna. Tak wiec od poczatku nie wchodzilo w gre by Russo zostal gubernatorem, bo jaki to bylby zysk dla Underwooda, ktorego plan dotyczyl przejecia stolka wiceprezydenta?
Uwazam, ze caly watek ma wiele wad, nie do konca jest wiarygodny. Postacie sa "splaszczone", inaczej niz to bylo w Bossie. Przy Underwoodzie najtezsze glowy w kongresie a nawet sam prezydent i jego kancelaria wydaja sie byc niemal polglowkami. O slabym i podatnym na manipulacje Russo nawet nie wspominajac. Krotko mowiac scenariusz to nie jest ten format, ktory moglismy podziwiac w Bossie.
sama zabójstwo było tak przypałowa biorąc pod uwagę obecność kamer w dzisiejszych czasach, że obraża inteligencje widza. Tak to już jest gdy rozwiązania fabularne wplywają na realizm i logike zdarzeń.
"Wytre chusteczko i mnie nie wykryjo"... żałosne. Russo był jednym z większych plusów tego serialu, nie mam zamiaru już go oglądać. Durne romanse Claire i przyszły prezydent - morderca. Eh... zero realizmu.
Piszesz jakbyś uważał, że wszyscy politycy to sami mądrzy ludzie. Włącz tv obejrzyj pierwsze lepsze wiadomości a przekonasz się, że tak nie jest:)
Sami mieliśmy swego czasu niezbyt bystrego prezydenta:D Teraz też mamy marionetkę.
Dojrzale,uksztaltowane demokracje rzadza sie swoimi prawami. W USA polityka to sport zespolowy. Tam aby zajsc wysoko w hierarchii partyjnej, w skali stanu, trzeba miec szczescie, znajomosci, promotorow, zdolnosc do zdobywania kasy od sponsorow oraz jakas smykalke do tego zawodu. Konkurencja jest ogromna. Po drodze, w prawyborach lokalnych, trzeba pokonac wielu konkurentow oraz przekonac do siebie elity partyjne w regionie. Slabsi odpadaja w przedbiegach. Oczywiscie miernoty tez sie czasem przecisna, ale generalnie jesli jestes skonczonym glabem to nie masz tam czego szukac. Przydaje sie bogata i wplywowa rodzina, ale wazne sa tez dobre studia, dobre referencje i rekomendacje, oraz ewentualnie jakies wczesniejsze osiagniecia zawodowe. Inaczej partia ciebie dalej nie pusci, bo tez dba o swoja reputacje.
W polityce polskiej rzadzi i dzieli lider partyjny. System wodzowski w pelnej krasie. W USA jest kompletnie inaczej. Tam sa rozmaite stronnictwa w obu partiach i kazde ma ugruntowana przez dziesieciolecia pozycje oraz swoj wplyw na podejmowane decyzje. Decyzje podejmowane sa kolektywnie a nie jednoosobowo.
Trzeba pamietac, ze sa rozne rodzaje inteligencji, a do polityki potrzebna jest jej szczegolna odmiana. Bush junior byl glabiasty w temacie np. geografii, ale w srodowisku partyjnym calkiem sprawnie sie poruszal i nie dawal sobie w kasze dmuchac. Wbrew pozorom cieszyl sie jakims respektem i umial zawiadywac wiekszym zespolem ludzi. Byle glab tego nie potrafi.
W zadnym razie nie da sie porownywac demokracji amerykanskiej, w pelni uksztaltowanej, do tego co mamy w Europie Srodkowo-Wschodniej czy nawet w Europie Zachodniej.
Tutaj, w tym serialu, atutem jest aktorstwo i strona techniczna, ale scenariusz momentami jest zenujacy, szczegolnie w zakresie konstrukcji postaci. Sa one plaskie, niewiarygodne psychologicznie, schematyczne i niekiedy infantylne. Brakuje blysku, za pomoca ktorego moznaby opisac srodowisko polityczne, jego szwindle, przekrety, korupcje polityczna, manipulacje, intrygi etc. Scenarzysci tego serialu kompletnie nie podolali wyzwaniu. Uderzajace jest porownanie z Bossem, serialem wybitnym, acz bez zakonczenia. Tam bohaterowie to ludzie z krwi i kosci, z zestawem wad i zalet, ale zadna postac nie jest jakims niewydarzonym kretynem. Po prostu normalni, dosc inteligentni ludzie. Tutaj natomiast mamy caly szereg postaci wzietych z komiksu dla dzieci. Ta plycizna i banalnosc razi. Dodatkowo HoC ma tego pecha, ze poprzedzal go znakomity Boss. Tematyka bardzo podobna, w gruncie rzeczy, ale Boss to rzecz swieza i blyskotliwa, zas HoC to produkcja wtorna i w najlepszym razie zaledwie przyzwoita, ktorej ocene podnosze tylko i wylacznie za sprawa obecnosci Kevina Spacey'a, jednego z 4-5 najlepszych wspolczesnych amerykanskich aktorow
Mój komentarz był raczej z przymrużeniem oka.
Trudno mi polemizować z twoim zdaniem. Masz rację co do złożoności amerykańskiej polityki. Jest z dla nas pewnością bardziej skomplikowana (choćby same wybory prez) jak i również trudniejsza do zrozumienia.
Myślę jednak, że ta polityka nie jest też taką jak się ją przedstawia w tv. Np postać samego prezydenta - niby najpotężniejszego człowieka na Ziemi - a przeciez to człowiek, który jest w kieszeni tych, dzięki którym wybrał wybory. Spójrz choćby na Obemę - człowieka praktycznie szerzej nieznanego przed wyborami. Śmiało można założyć, że i on pełni rolę swego rodzaju figury kierowanej przez innych, bardziej doświadczonych ale chcących pozostać w cieniu.
Wydaje mi się, że ten serial nieźle pokazuje jak jeden wpływowy człowiek może manipulować "stadem" osób aby osiągnąć zakładane cele. Zgodzę się, że prezydent w tym serialu pokazany jest dziwnie - jakby niczego się nie domyślał. Pokazany jest jako naiwniak, który wierzy, że Frank nie ma mu za złe Sekretarza Stanu. Mimo to pokazane, że tak na prawdę prezydent jest tylko zabawką w rękach Tuska, który steruje jego wieloma decyzjami. Inna sprawa, że widzimy tylko ułamek tego co prezydent soba reprezentuje.
Nie widziałem Bossa (słyszałem jedynie) - więc nie mogę się wypowiadać, porównywać
Europa to inna kultura polityczna a Europa Wschodnia to raczkujaca demokracja. W USA prosty populista w rodzaju Hitlera nie moglby dojsc do wladzy. Tam roznej masci awanturnicy to folklor polityczny, prawie bez znaczenia. Polityka w USA to gesta siec rozmaitych zaleznosci i naprawde "przypadkiem" tam sie na szczyt nie trafi. Skrajnosci, ekstremisci polityczni, momentalnie przez partie wyrzucani sa na margines albo wrecz poza margines. Wychylisz sie z jakims postulatem z kosmosu, to nie ma przebacz, stajesz sie posmiewiskiem i twoja kariera jest skonczona.
Postac Russo jest w tym serialu groteskowa, ale takich postaci jest niestety wiecej.
Obama nie jest jednoosobowym gremium decyzyjnym. Jako prezydent ma oczywiscie ogromna wladze na okres swojej kadencji, ale pozniej jego wplyw na biezaca polityke bedzie znikomy. Ta kadencyjnosc to rzecz w USA swieta na zasadzie, ze kazdy moze miec swoje 5 minut, ale nie dluzej. Nawet weterani polityczni w kongresie zwykle powoli sa odsuwani od wladzy i pozniej piastuja co najwyzej ceremonialne funkcje. Z biegiem czasu ich rola coraz bardziej polega na mediacji pomiedzy frakcjami. Nie wychylaja sie juz przed szereg, bo musza zwolnic miejsce dla mlodych. To jest prawidlowosc w polityce amerykanskiej. Oczywiscie zasluzeni politycy otoczeni sa szacunkiem, to sie rozumie samo przez sie, ale wladzy juz nie sprawuja. Jezdza z wykladami, sa doradcami, pisza wspomnienia, przygotowuja jakies analizy, czasem wypowiedza sie publicznie na jakis temat, ale to wszystko. Wszystko musi miec swoj czas i miejsce. W Europie w jakims kraju ministrem moze zostac dwudziestoparolatek. W USA to jest nie do pomyslenia, bo zaburzyloby to cykl i obyczaj polityczny. Pniesz sie po szczeblach kariery, ale musisz wykazac sie cierpliwoscia i rozumiec jakie jest twoje miejsce w szeregu. Roznice miedzy Europa a USA sa pod tym wzgledem kolosalne.
Wlasnie w Austrii szefem dyplomacji zostal 27-letni mlokos. Jestem pewien, ze w Ameryce patrza na to z niedowierzaniem i mysla sobie, ze ta Europa to jednak jest bardziej egzotyczna od Azji (politycznie) ;)
Francis nie zamierza startować w żadnych wyborach prezydenckich w 2020r. Ustrój polityczny Stanów Zjednoczonych jest tak skonstruowany, że w razie trwałej niezdolności do pełnienia obowiązków, śmierci prezydenta, albo ustąpienia ze stanowiska (jak to było w przypadku Nixona) obowiązki głowy państwa przejmuje wiceprezydent do końca kadencji. Tak było, np. w przypadku prezydenta Nixona oskarżonego w czasie afery Watergate. Wniosek jest prosty. Garreth jest, w opinii Francisa, tak ciapowatym prezydentem, że łatwo będzie go wmieszać w jakąś aferę, która zmusi go do ustąpienia z urzędu a wtedy hop! FU nową głową państwa.
Sprawa samobójstwa Petera o tyle mi się nie podobała, że jakoś nikogo nie zastanowiło dlaczego siedział na miejscu pasażera. Logicznym jest, że jeżeli samochodem jeździ się samodzilnie to siada się na fotelu kierowcy, ot przyzwyczajenie istotne nawet w momencie popełniania samobójstwa. Francis chciał go zamordować go tylko z jednego powodu, Peter zaczął mu się przeciwstawiać, a jak wiadomo on nie lubi jak się nim rządzi. Błędy, które poczynił w trakcie dokonywania zabójstwa pewnie będą tematem sezonu drugiego. Wstrzymajcie się więc Sherlocki ;)
(Bardzo proszę skończcie porównywać ten serial z 'Bossem'. Może klimat jest taki sam, fabuła podobna (walka o władzę), ale HoC to serial wybitnie polityczny. Ma pokazać jak jedna, zdeterminowana osoba jest w stanie namieszać by sięgnąć po to co, jak sądzi, jej się należy. Jest przerysowany, czasem nierealny, ale bez tego nie można przedstawić zepsucia klasy politycznej USA. Mistrzowską sceną jest ta z Wiceprezydentem, który upomina się u Lindy o długopis z podpisania ustawy. Próżność nad próżności.)