Jak myślicie w związku Kurta i Blaine kto jest stroną dominującą, a kto stroną bierną ? Chodzi mi o to kto jest na górze, albo na dole.
Moim zdaniem to było na zmianę :).
Zgadzam się - na początku zdecydowanie stroną dominującą, odważniejszą był Blaine. A np. w Nowym Jorku Kurt. Ale wolałam układ z początku ich związku, Blaine nie pasował mi jako strona bardziej pasywna, był wtedy taki nijaki, a do Kurta to pasowało - był taki delikatny i wrażliwy.
Można spróbować to wywnioskować z ich zachowania ;). Chciałam poznać waszą opinię hehe.
Och, niestety nie jestem w stanie rozpatrywać w romantyczny sposób pary, której chyba najbardziej nie cierpię w Glee :P Chociaż nie... Sama z Brittany bardziej nie znoszę ;D Ale i tak - kto był na górze, a kto na dole na zawsze pozostanie tajemnicą :P
Nie lubiłaś Kurta i Blaine ? Czemu ? :p W sumie zawsze spotykam osoby, które ich uwielbiają, dlatego mnie to ciekawi.
Mi właśnie Sam z Brittany się podobali, bo pasowali do siebie dzięki swoim zabawnym charakterom, ale każdy woli co innego ;).
Łee nikt nie chce sobie tego wyobrazić haha :p.
Nie lubiłam ich oddzielnie, nie lubiłam ich razem. Reprezentowali najbardziej toksyczny związek w tym serialu, stworzony na siłę i ciągnięty bez sensu na życzenie Ryana, który zrobił z nich dysfunkcyjne postaci, nie potrafiące żyć własnym życiem. Mimo że nienawidziłam postaci Kurta od pierwszego odcinka serialu, życzyłam mu lepiej niż cukierkowego do porzygania absurdalnego małżeństwa z Blainem bez własnej osobowości.
A co do Sama i Brittany... cóż, Brtittany była stworzona z myślą "ma bawić widzów swoją głupotą... czy raczej naiwnością". Sam pojawił się w serialu i był debilem i męską dziwką serialową, i tak naprawdę do żadnego związku, w którym był, nie wnosił nic. To tak jakby mieć za chłopaka amebę. Trochę ostro na niego reaguję, wybacz XD Jest po prostu jednym z powodów, dla których przestałam oglądać Glee regularnie.
Rozumiem każdy ma swoje zdanie :).
Ja za to mam całkowicie na odwrót jeżeli chodzi o Kurta i Blaine. Uwielbiałam ich razem, a oddzielnie sprawiali wrażenie przybitych i smutnych. Podobał mi się ich związek i to jak Kurt odżył dzięki Blaine'owi. Co do Kurta to zauroczył mnie od pierwszego odcinka i od początku uważam, że jest słodki. Jedynie co mnie dobiło to rozdzielenie ich na początku 6 sezonu, które nawet moim zdaniem było bezsensowne. Od początku uważałam, że są dla siebie stworzeni.
Jeżeli chodzi o Sama to jedynie do czego mogę się przyczepić to to, że Sama łączyli ze wszystkimi, nawet Kurt i Blaine się w nim kochali.
Brittany za to była urocza przez tą swoją naiwność.
Ja też polubiłam Kurta od pierwszego odcinka i czekałam kto będzie jego chłopakiem. Gdy pojawił się Blaine, to on został moją ulubioną męską postacią i czekałam aż będą razem, chociaż z perspektywy czasu cieszę się, że nie byli razem tak od razu, tylko długo się przyjaźnili (chociaż było widać tą chemię) i zdążyli się fajnie poznać, a potem tworzyli fajny trwały (aż do 4 odcinka 4 sezonu) związek. :)
Brittany rzeczywiście była urocza z tą swoją głupotą i naiwnością. :)
A Sama lubiłam tak ogólnie, ale nie pasował mi do żadnego związku. Nie wiem dlaczego. :(
Też mi się podobało to, że nie zrobili z nich od razu pary, tylko jakiś czas to trwało i tak fajne się rozwijało :).
Mi właśnie trudno wybrać kogo bardziej wolę Kurta czy Blaine, dlatego kocham ich obu i w połączeniu jako Klaine :p.
I fajnie, że znalazł się w końcu ktoś kto odpowiedział na moje pytanie ;).
Co do przykładowych scen z serialu to rzeczywiście Blaine zawsze leżał na Kurcie i przez to można by było stwierdzić, że był osobą bardziej dominującą. Jednak tak jak piszesz, mogło to wynikać z "wygodności" sytuacji, albo przypadków.
Moją uwagę przykuło też to, że Blaine przeważnie zawsze pierwszy całował Kurta. Może to nie mieć z tym związku, ale może też w tym coś być ;).
Na początku też stawiałabym na Blaine, ale po tym jak Kurt zmienił się w Nowym Jorku myślę, że było na zmianę. Chociaż dla mnie Kurt zawsze będzie tym słodkim i uroczym, a Blaine seksownym i odważniejszym :p.
Pewnie się nie dowiemy, ale powyobrażać sobie można :p. No chyba, że udałoby się zapytać Chrisa, albo Darrena, choć pewnie nigdy się nad tym nie zastanawiali (chyba) :p.
Też myślę, że Chris i Darren nigdy się nad tym nie zastanawiali. :D
Dla mnie też Kurt zawsze będzie tym słodkim uroczym chłopcem, a Blaine tym seksownym i odważniejszym. ;)
Oprócz nich dwóch jeszcze bardzo lubię Jesse'ego z chłopaków i trudno mi wybrać z nich 1 najlepszego, ale tak bardzo minimalnie to chyba jednak będzie ten Blaine. Ale już między tą 3, a Puckiem, który jest u mnie na 4. miejscu, jest dużo większa różnica.
A z tym całowaniem to nawet nigdy nie zwróciłam uwagi...
Na koniec proszę o odpowiedzi pod tym pytaniem: http://www.filmweb.pl/serial/Glee-2009-494916/discussion/Najlepsze+piosenki+w+ka tegoriach...,2732793
Jesse jest oki, chociaż na początku głupio się zachowywał. Ja nie robię takiej listy, bo mam z tym problem :p.
Mi to całowanie jakoś rzuciło się w oczy :).
Oki odpowiem za chwilę, albo jutro (w sumie dzisiaj, bo jest 3 w nocy :p). Też z tym będzie ciężko, bo uwielbiam większość piosenek.
No tak, Jesse na początku był zły, ale urocze było jak na zawodach poszedł do tej kobiety z Nyady, żeby wstawić się za Rachel. Poza tym całe Vocal Adrenaline było złe, ale śpiewali niesamowicie, tak jak Jesse. Uwielbiałam później te piosenki jego i Rachel, kiedy on pojawiał się znikąd i śpiewali razem. <3 I jak obejrzałam Glee, a potem jeszcze jeden film z tym aktorem, to już pokochałam samego aktora.
Ja z bardziej rozbudowaną listą też bym miała problem, bo z chłopaków mam tylko te 4 miejsca (i nie potrafię zdecydować kolejności 2 i 3), a z dziewczyn 3 i też nie potrafię zdecydować kolejności. Dalej to już nie wiem kto jest najlepszy.
Z tym całowaniem to może jeszcze zwrócę uwagę, bo właśnie oglądam Glee jeszcze raz i jestem na 3 sezonie, a to 5 sezon należał do Klaine ;)
Też bardzo lubię piosenki w jego wykonaniu, ma świetny głos :). Duety z Rachel były świetne.
Lepiej nie rozpatrywać kto jest najlepszy, bo wszyscy są super :D.
Oki hehe ;). Który raz już oglądasz Glee ?
Na razie oglądałam 2 razy, ale z polskimi napisami, więc teraz trzeci raz oglądam po angielsku.
Szkoda, że odkryłam ten serial tak późno, bo gdy zaczęłam go oglądać pierwszy raz, to do końca zostały jakieś 3 czy 4 odcinki i w ogóle nie było takiego oczekiwania kiedy będzie następny. Ale właściwie nie wiem czy to dobrze czy źle... Na pewno źle, że już skończyli i że 6. sezon miał tak mało odcinków. :(
Też oglądałam już 2 razy :). Może kolejny raz też po angielsku obejrzę ;).
Ja odkryłam ten serial jeszcze później, jak był już skończony. W sumie to zaczęłam go oglądać dzięki Adamowi Lambertowi :). Z jednej strony dobrze, bo nie trzeba było długo czekać tylko oglądać jeden po drugim, ale z drugiej strony wielka szkoda, że 6 sezon miał tak mało odcinków.
Każdy serial kiedyś się kończy i w sumie do borze, bo jak ciągnąć coś na siłę to wychodzi kiepsko.
Adam Lambert też był świetny, ale moim zdaniem powinni albo bardziej rozwinąć cały wątek zespołu Kurta, albo go sobie podarować. Chociaż lepsza ta pierwsza opcja, bo przy drugiej nie byłoby Adama.
Ja słyszałam o tym serialu już wcześniej, ale jakoś mnie nie zachęcał. Ani fabułą, ani tym, że to musical, ale w końcu się przełamałam i bardzo się cieszę, bo teraz to mój ulubiony serial. :)
Rzeczywiście trzeba skończyć serial w odpowiednim momencie. Znam serial, który był fajny do 4. sezonu, a teraz robią już 11 i ciągną na siłę. W ten sposób zniechęcili mnie do niego i już nie oglądam. Ale w przypadku Glee, myślę, że można by to jeszcze trochę rozwinąć. Moim zdaniem mieli mały kryzys w 4 sezonie, a 5 poświęcili Blaine'owi i Kurtowi, co nie wszystkim się podobało. W 6 wrócili w fajnym, starym stylu, a nowe dzieciaki nie były kopią pierwotnego składu jak te z 4 sezonu, więc można by to pociągnąć i myślę, że ludziom by się spodobało, ale pewnie za bardzo stracili oglądalność na 4 i 5. :(
Tak powinni to rozwinąć, ale najważniejsze, że w ogóle taki wątek był, bo uwielbiam Adasia ;). W sumie to nie wiadomo co się stało z Dani, a o Elliocie było tylko to, że pojechał gdzieś do spa czy coś (Kurt o tym mówił) :p.
Rzeczywiście opis serialu nie jest zbytnio zachęcający.
Tak myślę, że spokojnie mogli rozwinąć ten serial dalej. Dla mnie każdy skład był inny. Tak samo lubiłam ten pierwszy skład, jak i drugi i trzeci. Jednak rzeczywiście jeśli ktoś nie lubił Klaine to dla niego przebrnąć przez 5 sezon to była masakra.
Ja Adama już wcześniej lubiłam, ale właśnie po jego występie w Glee polubiłam jeszcze bardziej. Też śpiewa niesamowicie, ale to jak większość postaci Glee. Dani to ja za bardzo nie lubiłam. Mogła sobie być w tym zespole Kurta, ale jej wątek z Santaną mi nie pasował. Ona musiała być z Brittany! :(
Ja się przekonałam do tego serialu tylko dzięki siostrze. :)
Dla mnie 1. skład zawsze będzie najlepszy. Nawet jak tam kogoś nie lubiłam (Rachel, Tina...) to jednak z nimi była najlepsza atmosfera. Ci z 4 sezonu byli fajni, ale byli kopią tamtych. I śmiesznie było jak łączyli stary skład (ci co kończyli jeszcze 4. klasę, np. Blaine, Tina, Artie) z nowym. :D Moim zdaniem głupio zrobili, że dali ich tylko na 4 i pół 5 sezonu, a w 6 nagle już nikogo nie było. Nie zdążyliśmy ich do końca poznać. Skład z 6. sezonu był czymś zupełnie innym, ciekawym i świeżym, ale skończyli serial i nie mieli okazji rozwinąć tych postaci. A szkoda. :(
Na szczęście z tego co słyszę to większość lubiła Klaine, chociaż wiadomo nie wszyscy. Znalazłam kiedyś coś na jakiejś zagranicznej stronie i okazało się, że oni tam w Ameryce wszyscy wielbią Rachel (a u nas niekoniecznie), do Kurta są podzielone zdania, a Blaine'a niby lubią, ale bardzo czepiają się jego ubioru (muszki do wszystkiego co się da i brak skarpetek :D ). Myślę, że poświęcili ten sezon Klaine ze względu na śmierć Cory'ego, bo od tamtego czasu Rachel przestała tak zmieniać chłopaków i skupiła się na Broadwayu, więc jako główny wątek miłosny wybrali właśnie Klaine, a oni byli dość kontrowersyjną parą. Ja 5. sezon lubiłam, bo to moja ulubiona para, ale i tak nic nie przebije 3. sezonu. Jedyny, gdy Kurt i Blaine byli cały czas w tej samej szkole i byli cały czas razem bez poważniejszych kłótni i zrywania, poza tym wszystko było jeszcze po staremu i postacie były jeszcze stare, ale już zdążyli je rozwinąć, więc było fajnie. A tak wracając do 5. sezonu, to podobno Klaine całowali się tam częściej niż we wszystkich innych razem (tak słyszałam, nie liczyłam :P )
No, ale się rozpisałam... Chyba tak mam, gdy zaczynam pisać o Klaine. Są po prostu uroczy. Razem i osobno. <3
Też lubiłam go wcześniej i cieszę się, że dzięki niemu w końcu zabrałam się za oglądanie Glee :).
Głupio, że nie pokazali jak one się rozstają czy coś, tylko były razem, a nagle Santana jest z Brittany. Oczywiście chciałam żeby z nią była, ale mogli to wyjaśnić ;).
Ja właśnie nie widzę w nich kopii starego składu, bo każdy jakoś się różnił :p. Dokładnie szkoda, że nie rozwinęli wątku ze składem z 4 i 6 sezonu.
Spoczko też czasami potrafię się nieźle rozpisać :p.
Ja chyba nie mam ulubionego sezonu. 5 sezonu nie mogłam się doczekać ze względu na Adama, a jak dodatkowo było tam tyle Klaine to jeszcze lepiej :D.
Ja Rachel lubię, ale nigdy nie miałam na niej tak zwanej fazy. Za to Kurta i Blaine ubóstwiam ;).
Ej muszki Blaine były najlepsze i takie urocze :D.
I to prawda też słyszałam, że całowali się tam najwięcej razy :).
Mnie Rachel na początku bardzo denerwowała, ale z każdym odcinkiem było lepiej i chyba przyjaźń z Kurtem jej dobrze zrobiła. Gdy oglądałam za 2. razem i teraz 3. to już mnie w ogóle nie denerwowała. Ogólnie w tym serialu było tyle postaci, że to aż dziwne, ale nie było żadnej, która by na mnie działała jakoś bardzo źle. Wszyscy mieli lepsze i gorsze chwile, ale ogólnie byli fajni. Nawet Blaine mnie kilka razy zdenerwował, a przecież go uwielbiam!
I masz rację co do tych muszek! Były urocze. Blaine miał specyficzny styl, ale ja go ubóstwiałam już od samego początku. To po prostu bardzo do niego pasowało. Ale w odcinku jak zamienili się rolami i Puck był Blaine'em to nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. :D Ogólnie to był zabawny odcinek, szczególnie Finn i Puck jako Kurt i Blaine. Chociaż Quinn też fajnie wcielała się w swoją postać. :)
Mi bardzo się podoba przyjaźń między Rachel a Kurtem :). Widać, że jest taka prawdziwa i prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że akurat oni się zaprzyjaźnią.
Miałam podobnie, chociaż do Kitty strasznie długo nie mogłam się przekonać. Strasznie mnie denerwowała i to jak traktowała Marley okropnie mnie irytowało.
Też uwielbiam Blaine od początku, tak samo zresztą Kurta :D. No i jest jeszcze Artie, który też jest bardzo fajną postacią. I na prawdę był takim spoiwem New Directions tak jak to było w tej jego czarno - białej wizji, co chodził.
O tak ten odcinek był bardzo zabawny ;). Wszyscy fajnie się dopasowali i wyglądali po prostu świetnie.
Też się nie spodziewałam, że akurat oni się zaprzyjaźnią, ale bardzo fajnie, że tak się stało. Ogólnie te dziewczyny w tym serialu jakoś tak się ze sobą nie przyjaźniły, tzn. niby były przyjaciółkami, ale tak nie do końca. Chłopakom wychodziło to lepiej. A jak dziewczyny przyjaźniły się z chłopakami, to w końcu przeradzało się to w jakiś romans i kolejne zdrady, więc taka para przyjaciół jak Rachel i Kurt bardzo mi się podobała. Może to też mała zasługa Blaine'a...? Bo zaczęli się przyjaźnić jak Kurt przeniósł się do Dalton i wtedy przestali tak walczyć o solówki i o Finna (no bo Kurt miał już wreszcie swojego Blaine'a). :)
Ja najpierw widziałam Kitty jak śpiewali "Cool Kids" zanim jeszcze zaczęłam oglądać Glee i tam mi się spodobała, więc później już ją lubiłam od początku. ;) To znaczy nie jakoś bardzo, ale już byłam do niej pozytywnie nastawiona.
Dla mnie Artie miał kilka naprawdę fajnych momentów, ale czasem mnie denerwował, więc tak jak większość postaci - lubiłam go, ale nie jakoś bardzo. Wolałam np. Mike'a, który był fajną postacią, a ciągle był tylko gdzieś w tle. :( No, ale i tak żaden z nich nie dorównuje Blaine'owi i Kurtowi. Przynajmniej według mnie. :)
Ostatnio oglądałam na youtube "behind the scenes" niektórych odcinków Glee i właśnie ten odcinek był bardzo fajny i może nawet fajniejszy niż prawdziwy odcinek, bo w prawdziwym odcinku niestety ta zamiana trwała bardzo krótko. Fajnie jeszcze było jak w jakimś odcinku wszyscy byli tacy mali (mini-Finn był boski), ale w prawdziwym odcinku też niestety niewiele pokazali :(
Prawda nie miały jakiś szczególnych relacji ze sobą. Często też się kłóciły. Bardziej było widać te przyjaźnie między chłopcami. Dokładnie i Rachel i Kurt byli prawdziwymi przyjaciółmi i nie było między nimi jakiś dziwnych akcji. Podobała mi się też relacja Kurta z Finnem (szczególnie na i po weselu ich rodziców). Mimo, że na początku Kurt kochał się w Finnie to tworzyli sympatyczną relację. Tak samo przyjaźń Blaine z Samem.
Może to dużo dało, bo ja na początku nie lubiłam jej za bardzo ;). Potem jako jedyna z 2 składu pojawiła się w 6 sezonie i lubiłam ją tak samo jak resztę.
Racja szkoda, że Mike był tak jakby z tyłu, bo też go lubiłam. Co prawda miał ten wątek z ojcem i tańcem, ale w dalszych sezonach było mało o nim.
Oj tak Kurt i Blaine są najlepsi i nie da się ich nie kochać ;D.
Będę musiała kiedyś to obejrzeć, zresztą mam masę rzeczy do obejrzenia, ale trzeba znaleźć na to czas :).
Tak, relacja Kurta i Finna też była ok. Chociaż mi się podobała cała ta akcja z wspólnym pokojem, co Kurt był taki zakochany i podekscytowany, a Finn nie bardzo. :D Ale rzeczywiście po ślubie było fajnie.
Mi się podobała jeszcze przyjaźń Finna i Pucka, chociaż też mieli swoje kłótnie (np. o dziecko), ale nawet Kurt i Rachel raz mieli, co on poparł Santanę, więc Rachel znalazła sobie nowego przyjaciela-geja (Adama Lamberta ;) ).
Mi Sam tam jakoś nie pasował. :( Lubiłam go jako postać, ale nie pasował mi do żadnego związku (z Rachel, Mercedes, Brittany - chociaż z nią chyba było najlepiej) i tak samo nie pasował mi w przyjaźni z Blaine'em. Nie wiem dlaczego. :(
Ale ogólnie mi się podobało jak wszyscy chłopcy (oprócz Kurta) przesiadywali razem na siłowni i potem pomagali Puckowi zdać egzamin, bo to też tworzyło takie fajne relacje. Wolałam to niż spotkania dziewczyn i Kurta. Poza tym uwielbiałam wszystkie sceny, gdzie Blaine z tą swoją idealną fryzurką i ogólnie taki... No wiesz... trenował boks. :D
Co do Mike'a, to on potem gdzieś zniknął w 4 sezonie i zerwał z Tiną i to mi się nie podobało. :( Tiny za bardzo nie lubiłam, a Mike'a tak, ale tworzyli naprawdę fajną parę i chyba taką jedną z najbardziej zgranych, nie zdradzających się co chwilę i nie kłócących się o wszystko (podobnie jak Emma i Will, albo Klaine - do czasów Nowego Jorku :( )
O tak, ja bardzo polecam obejrzeć. Ja mogłabym to oglądać cały czas, ale już wolę tam więcej nie wchodzić, bo potem zaczynam oglądać wszystko z Glee i z Darrenem lub Chrisem i nawet nie zauważam, że już minął cały dzień. :D
Też mi się ten wątek podobał. Kurt był taki uroczy starając się, aby pokój wyglądał jak najlepiej i pasował Finnowi itd. :).
Tak ich przyjaźń też była fajna i mimo wszystko silna. Jak Finn umarł to Puck bardzo to przeżywał. Chociaż najbardziej mnie zdziwiło jak zaginęła bluza Finna i okazało się, że ma ją Will. Tego się nie spodziewałam w sumie.
Ta akacja jak Rachel wprowadziła się do Eliotta mnie rozwaliła haha. Po prostu nie mogłam jak wygryzła go z łóżka :p.
Mi właśnie pasował, ale każdy ma swoje zdanie i upodobania :).
Mi podobały się spotkanie chłopców i dziewczyn, chociaż najprzyjemniejsza była chyba właśnie ta sytuacja jak wszyscy pomagali Puckowi z geografią. Jednak tekstu Kurta o okresie na spotkaniu dziewczyn też nie można zapomnieć haha.
Też podobał mi się związek Tiny i Mike, byli naturalni i normalni. Poza tym Mike był jedną z nielicznych osób, która całowała się tylko z jedną osobą - Tiną. Reszta to miała różnie :p.
Można się nieźle zasiedzieć na oglądaniu takich rzeczy ;).
Chciałabym też bardzo żeby przetłumaczyli książki Chrisa, ale nie wiadomo czy kiedykolwiek się to wydarzy :(.
Jak Finn umarł to mnie najbardziej zdziwiła reakcja Santany, bo wydawało mi się, że była jedną z tych, które najbardziej przeżywały, a wcale nie miała najlepszych relacji z Finnem, ale dobrze, że jednak było widać te emocje. Myślę, że wiele aktorów naprawdę bardzo przeżywało jego śmierć podczas tego odcinka, więc to były prawdziwe uczucia, a nie tylko zagrane. Bo np. gdy Kurt i ich rodzice pakowali rzeczy Finna, to u Kurta i jego ojca bardzo było widać to cierpienie, a u mamy Finna wydaje mi się, że trochę mniej. Na pewno było jej smutno, ale prawdziwa ona na pewno była mniej związana z Corym i niestety to było widać. :(
Tak, to z Rachel i Eliottem było super. ;) Ta Rachel potrafi denerwować, ale czasami ma naprawdę świetne akcje i jest zabawna. :D
Co?! Co było z tym okresem?! Przepraszam, ale chyba zapomniałam... :( Jednak z dobrych tekstów to mi się podobało jeszcze jak Puck dziękował chłopakom po tym egzaminie i mówił, że nauczyli go być prawdziwym mężczyzną i zwrócił się do Blaine'a: "Nawet Ty Blaine".
No tak, z tym całowaniem też to zauważyłam. Ogólnie była tam straszna wymiana śliny i to nawet przeszło na nauczycieli przez pocałunek Finna i Emmy. No i nawet geje całujący się z dziewczynami (Kurt-Brittany, Blaine-Rachel) i Quinn-hetero z Santaną. Jak Emma powiedziała kiedyś Kurtowi i Rachel - w Glee już był prawie każdy z każdym. :P
Też czekałam na tłumaczenie książki Chrisa, ale już 4 części, a jeszcze nie przetłumaczyli, więc kilka dni temu zaczęłam czytać po angielsku. Co prawda mój angielski jest raczej średni, ale chcę go poprawić, więc to chyba dobry sposób, bo to dla dzieci, więc jest łatwe słownictwo. Czyta się naprawdę bardzo lekko i jasne nie rozumiem każdego słówka, ale rozumiem o co chodzi i muszę przyznać, że zdolny ten Chris. ;)
Też mnie Santana zdziwiła, ale tak jak piszesz fajnie, że pokazali te emocje u wszystkich. Podejrzewam, że w realnym życiu wszyscy bardzo to przeżyli. Też mi się tak wydaje, albo po prostu tak to zagrała.
Dokładnie :). Rachel jest bardzo fajna, chociaż to kompletnie nie mój typ osobowości. No na pewno jakieś cechy podobne by się znalazły, ale mimo wszystko trochę się od niej różnię. Co nie zmienia faktu, że sympatycznie się ją ogląda.
Nie pamiętam dokładnie, w którym to było odcinku, ale na pewno był Kurt, Rachel i Mercedes. Siedzieli na łóżku i chyba coś oglądali i Kurt walnął takim tekstem o okresie :p.
A tak pamiętam to haha :D. Co do Blaine to strasznie mi go było szkoda jak chciał zacząć śpiewać kolędę, a wszyscy go uciszyli :p.
Myślę, że w większości seriali tak jest, że każdy jest z każdym :p. Niektóre wątki było śmieszne i fajnie, że się pojawiły, a inne mogli pominąć - np. pocałunek Finna z Rachel.
Gdzie czytasz to po angielsku ? :)
Dla Chrisa jestem w stanie przesiedzieć nad książką i nawet ją tłumaczyć :).
Rachel to też nie mój typ osobowości, ale tak mi się wydaje, że jej charakter bardzo pasuje właśnie tam w Ameryce. Po prostu po trupach do celu. Dla mnie jest to postać, z którą trzeba się trochę oswoić, by ją polubić, dlatego ja potrzebowałam trochę czasu i było ok, ale gdy np. próbowali przekładać jej cechy na innych bohaterów, to już mi się mniej podobało. Każdy z nich wyrobił sobie własny styl i byli bardzo różni i tacy mieli być i było fajnie. :) No i Rachel to przede wszystkim wspaniały głos! :)
Cóż... Glee oglądam już 3. raz, więc nie wiem ile jeszcze obejrzę, więc może jeszcze kiedyś trafię na to o okresie. ;)
Tak, mi tego Blaine'a też czasami było szkoda. To tylko jedna z wielu takich sytuacji. On po prostu był taki uroczy i tak się zawsze starał... Ale bez Kurta w 4. sezonie, gdy został "nową Rachel", to czasami aż za bardzo chciał być tą "Rachel" i wtedy nawet on przeginał, ale i tak nie dało się go nie kochać. <3
No tak, to że każdy z każdym to często się zdarza, ale w Glee było bardzo dużo postaci i jeszcze właśnie takie specyficzne jak geje, lesbijki, więc to każdy z każdym jeszcze bardziej rzucało się w oczy :P
Ja jego książkę ściągnęłam z chomik uj. Są wszystkie 4 części. :)
Racja, Rachel idealnie pasuje do Ameryki, a szczególnie do życia w Nowym Jorku ;). Pasowała tam i chyba najlepiej się czuła, dlatego byłam zdziwiona jak wróciła do liceum. Zresztą wszyscy wrócili co mnie trochę rozbawiło :p. Dobrze, że każdy miał inny charakter, bo dzięki temu ten serial był tak urozmaicony jeżeli chodzi o osobowości. O tak jej głos jest bardzo fajny :).
Pewnie tak :). Poza tym za każdym razem jak się coś ogląda to zauważa się coś nowego i na co innego zwraca się uwagę.
Blaine jest cudowny, więc nie można go nie kochać :). Moim zdaniem bez Kurta był smutny i cierpiał.
Niektórym strasznie to przeszkadzało, że tyle homoseksualizmu było w Glee, ale moim zdaniem dzięki temu ten serial jest taki inny niż reszta.
O fajnie, może kiedyś ściągnę :). Jednak mimo wszystko wolałabym mieć jego książkę na półce :).
No tak, mało prawdopodobne, żeby wszyscy nagle wrócili do liceum, gdyby to było w prawdziwym życiu, no ale w serialach czasem trzeba tak zrobić. ;)
Tak, z tymi charakterami fajnie i dlatego tak nie lubiłam jak zaczynali je mieszać. :( Każdy był fajny i wyjątkowy taki jaki był i to było świetne! :)
Tak, moim zdaniem też bardzo cierpiał, a Kurt jak zaczął sobie układać życie w Nowym Jorku to może trochę go zaniedbał, ale i tak to nie jest wytłumaczenie dlaczego Blaine go zdradził. :( W 4. sezonie potworzyło się bardzo dużo związków na odległość i niestety większość z nich nie przetrwała. :(
Ja bym nie potrafiła sobie wyobrazić Glee bez postaci Kurta, a przecież początkowo miało go nie być i jestem ciekawa jak by wyglądały te gejowskie wątki bez niego. Pewnie wprowadziliby w końcu jakiegoś geja, ale nie wiem czy to by było tak dobre. Bo mielibyśmy Brittany i Santanę, ale Blaine był dzięki Kurtowi, Dave też, Sebastian dzięki Blaine'owi, którego nie byłoby bez Kurta... Elliot też był związany z wątkiem Kurta... Mi tyle homoseksualizmu w ogóle nie przeszkadzało, bo te postacie, o których tu napisałam to były jednymi z fajniejszych postaci. ;) I tak najbardziej mnie bawi to, że wielu aktorów z Glee, którzy są homo, grają hetero i odwrotnie. :P Właściwie Kurt/Chris jest jedynym z tych główniejszych, który jest gejem i w serialu i na żywo. :D
Poza tym masz rację, że dzięki temu serial był inny niż reszta. Ogólnie filmy i seriale Ryana, które widziałam mają taki niesamowity klimat, a postacie są cudowne i bardzo różne, więc jest to chyba jedyny serial, który znam, w którym główne postacie są... Nie wiem jak to napisać... Chodzi o to, że to czego ludzie najbardziej w sobie nie lubią i czego się wstydzą i chcieliby to zmienić, to oni robią z tego największą zaletę swojej postaci. Szczególnie było to widać w 18. odcinku 2. sezonu, kiedy to było ich zadaniem i to jest fajne, więc muszą mieć jakiś homoseksualistów i nie mogłoby ich być mniej, bo to czyni Glee pięknym, że mają tam wszystko i wszystkich... Gruby, chudy, gej, lesbijka, bi, trans, żyd, ateista, biały, czarny, czy w jakikolwiek inny sposób "dziwny". To jest piękne, bo dzięki temu słowo "dziwny" może być interpretowane jako coś pozytywnego. ;) Oj, napisałam chyba trochę zbyt chaotycznie... Przepraszam...
Ja może będę mieć to kiedyś jak będzie w polskiej wersji. Teraz wiem, że są w empiku, ale jeszcze po angielsku, więc na razie mam tylko w komputerze. :)
W serialach życie toczy się innym torem ;). Co nie zmienia faktu, że mogłoby się tak zdarzyć, bo różnie to w życiu bywa.
Myślę, że ta zdrada była zaplanowana specjalnie, żeby wszyscy fani Klaine cierpieli i martwili się czy chłopcy będą razem. Przecież zarówno Blaine i Kurt bardzo się kochali, więc wydaje mi się, że w rzeczywistości by go nie zdradził. W serialu było to zrobione dla dramatyzmu. W realnym życiu Kurt mógłby mu też tego nie wybaczyć, jednak cieszę się, że nie wpadli na taki pomysł i ich nie rozdzielili. W efekcie wszystko skończyło się pozytywnie i między innymi ja jestem bardzo szczęśliwa :).
Racja większość osób homoseksulanych, a głównie gejów było powiązanych z Kurtem. Oprócz wymienionego przez Ciebie Blaine, Dave, Sebastiana i Elliotta był też Adam (ten od Jabłek Adama), Chandler (ten co pisał smsy z Kurtem) i Cody (ten Mikołaj :p), którzy też pewnie by się nie pojawili bez postaci Kurta. Też mi wcale taka ilość tych osób nie przeszkadzała, ponieważ większość z nich bardzo lubię :).
Tak z pierwszego składu tylko Kurt/Chris jest gejem w realnym życiu. Oprócz niego chyba Unique/Alex również. Nio i na pewno Adam Lambert oraz Ricky Martin. Poza tym sporo osób z Glee udziela się na rzecz praw LGBT. między innymi Darren. Z tego co udało mi się wyczytać.
Rozumiem o co Ci chodzi, po myślę bardzo podobnie :). W Glee pojawia się wiele różnych ludzi, którzy mimo swojej... nazwijmy to "inności" są wyjątkowi.
Trzeba się nauczyć angielskiego dobrze i wtedy nie będzie problemu :p.
Między Blaine'em a Kurtem to już od początku było widać tą chemię, nawet gdy długo jeszcze nie byli razem. Bardzo się cieszę, że ostatecznie byli razem, ale to, że tak długo wytrwali bez żadnych zdrad (jako jedna z niewielu par w tym serialu) czyniło ich jeszcze fajniejszą parą. Rozumiem jednak, że twórcy musieli wprowadzić trochę dramatyzmu. Dzięki temu też 5 sezon skupiał się głównie na nich, bo jakby było cały czas tak pięknie i kolorowo, to aż tak dużo, by o nich nie było. Oglądając to, byłam gotowa na to, że kiedyś coś zrobią z tą parą, bo w serialu nie mogło być tak idealnie, ale jednak to, że przez zdradę to mnie zaskoczyło. To po prostu nie pasowało do Blaine'a. :(
Jeszcze ten, z którym Blaine go zdradził, bo gdyby nie było Kurta, to nie byłoby Blaine'a i nie byłoby jego. ;) Co prawda był pokazany tylko gdzieś w tle za Blaine'em i był trochę rozmazany, ale był. ;) Ale to wszystko już są mniej istotne postacie.
Zapomniałam o Unique! Rzeczywiście on też jest gejem i potem był jedną z główniejszych postaci w drugim składzie. Ale Adama i Ricky'ego niestety było mało. :( Właściwie to z takimi postaciami jak Chandler, Cody, Alistair, Spencer i kilka innych to nawet nie wiem czy są gejami czy hetero na żywo, ale to tacy mniej istotni. Wiem tylko że Jesse, Sue, trener Beiste, brat Blaine'a (Matt Bomer), ten grany przez Neila Patricka Harrisa, Sunshine, trener Vocal Adrenaline są homoseksualni, a grają hetero, natomiast Blaine, Brittany, Santana, Sebastian, Dave i pewnie kilka innych są hetero, a grają homo. Dużo ich w jednej i drugiej grupie i to mnie trochę bawi, ale to dobrze, że potrafią zagrać postacie o innej orientacji niż ich własna. Aktorzy powinni być gotowi na coś takiego. Po prostu po niektórych w ogóle bym się nie spodziewała, że w prawdziwym życiu mogą być homo, albo hetero.
Też gdzieś czytałam, że Darren podobno bardzo się angażuje w te sprawy LGBT, ale widziałam, że tam ogólnie dużo aktorów z Glee, nawet ci co nie są gejami czy lesbijkami. Chyba o Lei też coś kiedyś czytałam i o innych też, ale Darrena zapamiętałam, bo go uwielbiam. Poza tym jak on jeszcze coś tam tworzył z grupą Starkid, to też mieli w swoich występach trochę nawiązań do LGBT. :)
Ja właśnie liczę na to, że przez czytanie się trochę nauczę tego angielskiego, więc teraz czytam książki Chrisa po angielsku i oglądam Glee po angielsku i zobaczymy co z tego wyjdzie. ;)
Tak to prawda, byli dobrą parą. Mieli swoje małe sprzeczki jak to w każdym związku bywa, ale mimo wszystko mogli na sobie polegać. To było wspaniałe :). Też mi właśnie ta zdrada nie pasowała. Wolałabym już żeby stwierdzili, że związek na odległość nie ma sensu i pokłócili się o to. Potem mogliby stwierdzić, że nie mogą bez siebie żyć i wróciliby do siebie. Zdrada była chyba czymś najgorszym, poza tym ta myśl Blaine, o tym, że nie pasują do siebie czy coś podobnego też była okropna. Sama uważam, że zdrada jest wstrętna i ciężka do wybaczenia, dlatego tak mnie to ruszyło. Na szczęście nie zmieniłam zdania o Blaine. Pewnie dlatego, że było widać to jak bardzo żałuje tej zdrady i uważał to za wielką pomyłkę.
O wszystkich wiedziałam, że są homoseksualistami oprócz brata Blaine i Sunshine, no i podejrzewałam trenera Vocal Adrenaline ;). A i nie zapominajmy, że Ryan jest gejem :). Podejrzewam, że w dużym stopniu to dzięki niemu było tyle homoseksualnych osób w serialu :). Tak to świetna sprawa, że wszyscy potrafili tak to fajnie zagrać, że nie dali po sobie poznać jakiej są orientacji w rzeczywistości.
Tak chyba większość jest po stronie obrony praw homoseksualistów, co jest super. Szkoda, że u nas w Polsce niektóre osoby nie są tak tolerancyjne.
Na pewno coś da, zawsze będzie zapamiętywało się słówka itd. Chociaż moim zdaniem i tak najlepiej nauczyłoby się języka jadąc do danego kraju :). Wtedy człowiek uczy się takiego języka praktycznego.
Właśnie u nich też było fajne to, że jakoś sobie radzili z tymi sprzeczkami. Czasem to były głupoty, ale np. o Sebastiana czy tego od sms-ów to bardziej się pokłócili, a jednak jakoś to sobie wyjaśnili i byli razem. Inne pary to często nawet przy jakiś głupotach się rozstawali, albo zdradzali (ale u innych już się można było spodziewać, u Klaine nie). Dlatego myślę, że żeby ich rozdzielić to musiało być coś wielkiego, z czym nawet oni by sobie nie poradzili. Po prostu byli tak idealni, że musiało to być coś szokującego. I to rozumiem, ale i tak mi nie pasowało.
Ja o bracie Blaine'a wiedziałam już wcześniej, bo oglądałam z nim inny serial i wtedy się trochę interesowałam i po roli, którą grał w tamtym serialu to nie mogłam uwierzyć, że naprawdę jest gejem. :) A o reszcie dowiedziałam się dopiero przy Glee. :)
Też myślę, że te wątki są zasługą Ryana, zwłaszcza, że w innym jego serialu i jednym filmie też są takie wątki.
W Polsce jeszcze trochę i pewnie też się to zmieni. Dużo rzeczy przejmujemy w końcu od Amerykanów, a oni też nie zawsze byli tacy tolerancyjni. Poza tym w Polsce mamy głównie amerykańską telewizję, a homoseksualne wątki często się tam pojawiają, więc prędzej czy później, ale myślę, że z każdym rokiem będzie lepiej w tej sprawie, chociaż zawsze się znajdzie jakiś homofob. W Ameryce też. :(
Tak, wyjazd do innego kraju na pewno jest najlepszą opcją, ale gdy nie jest to możliwe, to trzeba sobie jakoś inaczej radzić. ;)
Dobra i porządna para powinna sobie radzić z kłótniami, dlatego uważałam, że oni muszą być razem i nie można ich rozdzielać :).
Myślę, że Finn i Rachel też byli fajną parą. Z pewnością lepiej mi do siebie pasowali niż Finn i Quinn. Tylko czasami miałam wrażenie, że sami nie wiedzą czy chcą być w końcu razem czy nie, np. dobiło mnie jak na balu Finn był z Quinn, a Rachel z Jesse'm i Finn był o to zazdrosny. Przez co obaj zostali wyrzuceni przez Sue. Albo to jak Finn poszedł do wojska i tyle się do niej nie odzywał.
Muszę kiedyś z nim obejrzeć jeszcze jakiś inny serial :). Na pewno zabiorę się za American Horror Story :).
Zmieni się, albo i nie. W końcu Polacy mają zupełnie inną mentalność i nie wiem czy kiedykolwiek zalegalizują u nas np. małżeństwa homoseksualne. Rozmawiam z różnymi ludźmi i każdy ma inne zdanie, więc zobaczymy jak to kiedyś będzie :). Niestety homofobia będzie zawsze, co jest smutne, bo moim zdaniem nie powinno się nikogo tępić bez względu na orientację, religię, kolor skóry itd.
Zresztą uważam, że w ludziach jest zdecydowanie za mało empatii i dlatego jest tyle nienawiści na świecie :(.
Pewnie jakoś sobie trzeba radzić :). Uczyłaś/uczysz się jeszcze jakiegoś języka oprócz angielskiego ?
Też uważałam, że powinni być razem, ale niestety w telewizji to mało prawdopodobne by jakaś para cały czas była razem. :(
Mi przy Finnie i Rachel właśnie nie podobało się to ich niezdecydowanie i ciągłe zmienianie partnerów. Finn to już był z Rachel, Quinn, Santaną, nawet całował Emmę. A Rachel była z Finnem, Jessem, Puckiem, Samem, Brodym i całowała się z Blaine'em. Byli tacy niestali. Ale dla mnie idealne pary (oprócz Klaine) to zawsze byli Finn z Rachel, a Quinn z Puckiem. No i kilka innych par, ale inni aż tak bardzo się nie wymieniali jak ta czwórka.
Ja się zabrałam za American Horror Story ze względu na Ryana, ale potem pojawił się inny serial do oglądania, a AHS jednak nie był w moim stylu. Chociaż trzeba przyznać, że też był fajny klimat, więc to Ryanowi dobrze wychodzi. Potem wróciłam do AHS dopiero w 5. sezonie, bo i tak każdy sezon to inna historia, a w 5. byli Darren Criss i Matt Bomer. <3
Myślę, że w końcu w Polsce zalegalizują, ale na pewno nie z obecnym rządem, więc pewnie jeszcze trochę poczekamy. Moi koledzy mają ciekawe podejście, bo akceptują lesbijki, ale gejów nie, a koleżanki albo ogólnie tak, albo ogólnie nie. Ale moi znajomi nawet jak nie akceptują, to przynajmniej nie okazują tego poprzez jakieś ataki czy nawet słowne obrażanie, bo to tacy są tak naprawdę najgorsi.
Zgadzam się, że brakuje ludziom empatii, ale niestety niewiele można z tym zrobić. Co do homoseksualizmu to zauważyłam, że młodsi reagują dużo lepiej niż starsi, bo teraz ten temat jest bliższy niż był kilkanaście/kilkadziesiąt lat temu, więc może gdy dzisiejsze dzieci dorosną i zaczną rządzić, to ogólne nastawienie się zmieni. Nie wiem, ale mam nadzieję. Zobaczymy.
Uczę się niemieckiego, ale tylko w szkole i oceny niby mam dobre, ale szczerze to niewiele rozumiem. Ogólnie uważam, że aby nauczyć się języka, to trzeba tego naprawdę chcieć i robić coś poza tym co w szkole. Tyle lat uczyłam się angielskiego i nienawidziłam tego języka, a dopiero teraz bardzo polubiłam i nabrałam motywacji, by się uczyć. Więc nastawienie ma ogromne znaczenie. ;)
I tak się dobrze skończyło dla ich związku, bo pozostali razem. W serialach często jest tak, że na początku są z kimś innym, a kończą z zupełnie inną osobą.
Dokładnie te ich niezdecydowanie było okropne. Za dużo zmieniania partnerów i zachowywanie się czasami jakby wcale nie chcieli być ze sobą.
Mnie American Horror Story zainteresował ze względu na gatunek. Kocham horrory i widząc wysoką ocenę serialu zachęciłam się. Dopiero później zobaczyłam, że Ryan jest jego twórcą, a dodatkowym plusem jest właśnie grający Darren w 5 sezonie :).
Często tak jest, że dla facetów dwie kobiety razem to w porządku, ale już dwóch mężczyzn to obleśne, okropne itd.
Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby było tylu otwartych homoseksualistów. Każdy był przeważnie tępiony i uważany za nienormalnego. Uważam, że to nie było dobre, ponieważ ukrywanie się i udawanie kogoś kim się nie jest jest najgorsze chyba.
To prawda motywacja jest bardzo ważna :). Ja w podstawówce oraz gimnazjum uczyłam się niemieckiego. W liceum doszedł mi angielski i wybrałam francuski zamiast niemieckiego, ponieważ to wspaniały i piękny język. Zawsze chciałam poznać przynajmniej podstawy. Na studiach miałam angielski, ale tylko przez półtora roku i teraz męczę się z egzaminem, który muszę w końcu zdać ;/.
Ogólnie moim zdaniem to dla większości par się dobrze skończyło. Wiadomo, że Rachel nie mogła być z Finnem, ale Jesse też był ok, a moje trzy ulubione pary (do których dochodzi czwarta Jesse-Rachel) w końcu były razem. Tylko szkoda, że Tina i Mike nie byli razem. :(
Szkoda, że w tym AHS Darren był tylko w jednym odcinku, ale i tak warto. Jak kiedyś nie będę miała co oglądać, to właśnie myślałam, by kiedyś do tego wrócić.
Na szczęście świat się zmienia i chcę wierzyć, że teraz będzie już tylko lepiej. Rzeczywiście nie powinni się ukrywać i może jeszcze tworzyć jakieś związki z ludźmi, których nie kochają, by udawać hetero. Ludzie powinni pozwolić innym żyć po swojemu, z ludźmi, których naprawdę kochają.
Ja angielski miałam od podstawówki, ale właśnie zawsze ten brak motywacji, więc niewiele umiałam. W gimnazjum doszedł niemiecki i w liceum też niemiecki, ale go nie umiem, a teraz jak już mam motywację to chcę się chociaż tego angielskiego dobrze nauczyć, a z niemieckim to chociaż podstawy.
Też mi szkoda, że Mike i Tina się rozstali. Połączenie Rachel z Jessym było najlepszym wyjściem po śmierci Finna.
Szkoda, że jest tylko w jednym odcinku, ale myślę, że cały serial będzie mi się podobać.
Jednak taka jest prawda, że większość ludzi nie lubi jak coś jest inne i uważają to za nienormalne.
Na pewno się nauczysz, wystarczy tylko chcieć :).
Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać, bo moim zdaniem to gdyby nie gatunek (który mi trochę nie odpowiada), to naprawdę po kilku odcinkach mogę stwierdzić, że fajnie to zrobili. Szczególnie właśnie ten niesamowity klimat, o którym pisałam, ale wszystko inne też ok.
No niestety dla niektórych inne to nadal znaczy "dziwne", "złe" i "nienormalne". :( Szkoda...
Mi gatunek jak najbardziej odpowiada :). Klimat filmu jest bardzo ważny.
Dokładnie, a dla mnie wszystko co inne jest fajne :D.
Oglądasz anime może (chyba o to nie pytałam)?
Dla mnie też :D
Nie oglądam, ale już trochę osób mnie do tego przekonywało, a że jestem otwarta na nowe rzeczy, to może kiedyś zacznę. :)
Ja kilka anime oglądałam, ale bardziej w mangach siedzę ;).
Z tematu Kurta i Blaine przeszłyśmy na zupełnie inne rzeczy :p.
Właśnie się zastanawiałam czy komukolwiek chciało się czytać tą naszą długą rozmowę, ale stwierdziłam, że chyba nie, bo pewnie ktoś by nas upomniał, że odeszłyśmy od tematu. :P
Może ktoś na początku czytał, a potem przestał :p.
W końcu to ja założyłam ten temat, więc możemy pisać o czym chcemy chyba :p.
Kojarzysz Tylera Oakley'a ? :)