Niezależnie, czy to wasza pierwsza styczność z uniwersum Fallouta, czy znacie je od dawna - poniższa opinia jest bezspoilerowa.
Jest taki mem z Leonardo DiCaprio z "Wilka z Wall Street", gdzie ten siedzi na kanapie i podekscytowany wskazuje na coś palcem. Dokładnie tak się czułem przez wszystkie osiem odcinków tego serialu. Odniesień do uniwersum Fallouta, skojarzeń z grami, zawartych w nich przedmiotów, nazw, stworzeń, efektów dźwiękowych i wszechobecnego motywu Vault-Boya unoszącego kciuk jest tutaj od groma i fani serii na pewno niejeden raz się na ich widok uśmiechną. Nie wszystko jednak poszło idealnie. Niektóre elementy wypadły słabo. Jeszcze inne totalnie zaniedbano. Wbrew temu co mówili dziennikarze po pokazach przedpremierowych, nie do wszystkich fanów Fallouta ten serial przemówi - szczególnie do starych wyjadaczy którzy expili rozwalając mrówki w Świątyni Prób. Pierwsze wrażenie również u mnie pozostawiło delikatny niesmak. Ale muszę też powiedzieć, że nie pamiętam kiedy ostatnim razem zdarzyło mi się przebingować (binge-watch?) przez jakiś serial w jednym rzucie. Nie wiem, czy "Fallout" Amazonu to po prostu niezłe widowisko, czy może obejrzałem całość dlatego, że jestem związany z tym uniwersum od 2005 roku, kiedy to do kwietniowego wydania magazynu "Click!" dołączono dwie płyty z grami: jedną z Falloutem 1 (1997) i drugą z Falloutem 2 (1998). Zainstalowałem, stworzyłem pobieżnie jakąś postać a potem poszedłem rozwalać szczury w jaskini - i wsiąknąłem na amen. Przeszedłem wszystkie części serii głównej po kilka razy, poznałem też modyfikacje jak Nevada, Fallout 1.5. oraz Sonora. Nie grałem jedynie w F76 i BOS. Swego czasu czytywałem też Biblię Fallouta, słuchałem wywiadów z twórcami etc. Spędziłem w grach z tego uniwersum spokojnie pół tysiąca godzin, ale nie uważam siebie za psychofana serii - z jednej strony zadowalam się nią, kojarzę lore i ważniejsze wydarzenia, ale też z drugiej nie kłócę się po redditach, nie faworyzuję konkretnych frakcji i nie besztam Todda Howarda (tell me lies) na każdym kroku, gdy mam okazję. Jeśli takie przedstawienie mojej osoby jesteście w stanie zaakceptować, to niżej bezspoilerowo opisuję swoje wrażenia z serialem i jak się to wszystko ma do gier. TL;DR - nie ma sprawy, nie trzymam tu nikogo.
Zostawmy mnie jednak. Jak ktoś sięga po Fallouta po raz pierwszy i patrzy na to wszystko, to zaczyna się zastanawiać: o co tutaj w ogóle chodzi? Jak to jest rok 2077 (podobieństwo z cyberpunkiem przypadkowe) i o co kaman z tą starą technologią, muzyką, całym tym retrofuturyzmem? Tłumacząc na szybko: wszelkie zbieżności uniwersum Fallouta z historią jaką znamy z książek kończą się wraz z zakończeniem II Wojny Światowej. Po niej wszystko dzieje się inaczej: Amerykanie lądują na księżycu w 1961, ich głównym rywalem stają się Chiny, ZSRR nie upadło, w drugiej połowie XXI wieku na świecie zaczyna brakować surowców i ropy naftowej, technologia nadal tkwi w fazie analogów i grubych kineskopów, jako paliwo zaczęto stosować ogniwa termojądrowe, rozpoczęto produkcję broni laserowej i pancerzy wspomaganych... Świat Fallouta wygląda tak, jakby mentalność i technologia ludzkości - mimo jej wysokiego stopnia zaawansowania - bazowała na latach 50 XX wieku, a nad wszystkim wisi widmo zagłady nuklearnej. Traktując to zagrożenie poważnie, rząd USA zaczyna realizować Projekt Safehouse, który zakłada zbudowanie schronów przeciwatomowych (tzw. Krypt), mających zapewnić przetrwanie gatunku ludzkiego. W 2077 roku spełnia się najgorszy scenariusz ze wszystkich - dochodzi do tzw. Wielkiej Wojny z użyciem bomb atomowych między światowymi mocarstwami, w wyniku czego większość życia na planecie ginie. Nie wszystko jednak przepada, a schronieni pod ziemią ludzie czekają na właściwy moment, by opuścić Krypty i zasiedlić świat na nowo.
Właściwa akcja serialu zostaje osadzona w roku 2296, a więc 9 lat po wydarzeniach z Fallout 4 i 15 lat po wydarzeniach z Fallouta: New Vegas. Dla ludzi obeznanych z grami to będą dwa najważniejsze punkty odniesienia, co rozwinę potem. Jako setting wybrano zachodnie wybrzeże USA, które jest najbardziej bogatym w lore regionem w całym uniwersum Fallouta. Zanim jednak serial nabiera jakiegokolwiek tempa, widz najpierw doświadcza prologu, co do którego mam stosunek silnie ambiwalentny. Z jednej strony mamy genialną dbałość o szczegóły w przedstawieniu przedwojennego świata, charakterystyczną ścieżkę muzyczną, dobrze dobrane kostiumy i świetną scenografię włącznie z ładną panoramą na retrofuturystyczne miasto, z drugiej jednak zamknięcie prologu już zasiało ziarno wątpliwości w moim umyśle i nieco zepsuło pierwsze wrażenie. Omijając spoilery, chodzi mi o reakcję dziewczynki w kulminacji całej sceny i wszystko co się dzieje potem. Kto obejrzał, ten wie, a kto dopiero ma zamiar obejrzeć - bardzo chętnie usłyszę opinie. Generalnie prolog nie jest jedynym momentem w serialu, gdzie uświadczymy widoku świata przed apokalipsą, bo będziemy go oglądać w późniejszych epizodach na bazie retrospekcji. Za każdym razem będą to sceny przybliżające widzom rzeczywistość, która w grach nie była mocno wyeksponowana, więc powinny to być momenty wzbudzające pewną dozę ciekawości na temat tego w jakich okolicznościach sprawy przybrały tak drastyczny obrót. U mnie się to sprawdziło, ale zabrakło mi czegoś na styl intra z pierwszego Fallouta, gdzie na ekranie starego telewizora jeden ze sloganów patriotycznych głosił wielkimi białymi literami: "nasi chłopcy pilnują porządku w nowo zaanektowanej Kanadzie" po czym obraz przeskakuje na ujęcie amerykańskich żołnierzy w pancerzach wspomaganych jak przy użyciu pistoletu pakują kulę w łeb bezbronnemu i klęczącemu człowiekowi. Po egzekucji jest rechot i wesołe machanie do ekranu na tle flagi USA stylizowanej na wariant Betsy Ross. To był moment, który w połączeniu z sympatyczną, starą muzyką szokował surrealizmem i przemocą, czym bezbłędnie portretował jak zepsuty już przed Wielką Wojną był ten świat i idealnie definiował tym mantrę powtarzaną na początku każdej gry: "wojna nigdy się nie zmienia". W pierwszym sezonie nie posłużono się takim elementem szoku, za to mocniej skoncentrowano się na napiętych nastrojach politycznych w dychotomicznym ujęciu kapitalizmu ścierającego się z komunizmem, oraz na tle kapitalizujących na terminie "końca świata" wielkich korporacjach. Bez obawy o przesadę muszę powiedzieć, że retrospekcje to jedna z najlepiej napisanych części scenariusza i nie stanowią one surowego wypełniacza, ale faktycznie wnoszą coś wartościowego do opowieści. Odcinek ósmy wypadł pod tym względem najlepiej.
Jak ma się z kolei generalny obraz postapokalipsy? Mam złe i dobre wieści. Lwia część graczy Fallouta, która nie zaakceptowała odsłon Bethesdy prawdopodobnie się od tego serialu odbije. Jeśli jednak jesteś wśród grona graczy, którzy polubili się z trójką, New Vegas i czwórką, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że Fallout Amazonu przypadnie ci do gustu. To jak odbierzemy ten serial zależy od już ucementowanych wyobrażeń jakie sobie wyrobiliśmy od naszego pierwszego zetknięcia z tą serią. Inaczej widzi ją ktoś, kto grał w Fallouty w latach dziewięćdziesiątych. Inaczej widzi ją ktoś, kto poznał ją w wymiarze trójwymiarowym. Jeszcze inaczej Fallouta odbierze się, jeśli stykamy się z nim po raz pierwszy poprzez serial. Trzy pierwsze części gier miały niezwykle obskurny klimat i bardzo mocno zaakcentowany stopień brutalności (w szczególności Fallout Tactics). W trójwymiarowych Falloutach postawionych na silniku gamebryo i Creation Engine możemy co prawda doświadczyć latających kończyn, odpadających głów i lejącej się krwi etc. ale - mówię to czysto subiektywnie - mają one mocno plastikowy charakter, a w połączeniu z przestarzałym ragdollem owa brutalność wygląda bardziej groteskowo niż szokująco. Pod względem scenografii, kostiumów i replik broni osobiście jestem zachwycony. Gra barw, mgła, operowanie skalą, pejzaże, panoramy, widok na pustynię, wnętrza Krypt - to wszystko naprawdę cieszy oko i momentami myślałem sobie: "cholera, mamy niezły debiut Fallouta w popkulturze". Miasteczko "Filly" przypominało mi w jakimś stopniu Megatonę i szczerze mówiąc, to nie mogę wręcz doczekać się drugiego sezonu by zobaczyć jak daleko będą w stanie posunąć się twórcy. Poczułem delikatny niedosyt odnośnie środowiska Bractwa Stali i jego klasztornego charakteru (nawet jeśli wzorowano się na Kantyczce dla Leibowitza). Pancerze wspomagane wyglądają "tylko" dobrze i zaprezentowano je jako humanoidalny czołg, ale fanatycy serii na pewno wściekną się na myśl o odchylanej przyłbicy. Mi to aż tak nie przeszkadzało, a przynajmniej z punktu widzenia reżyserii zapobiegło konieczności zdejmowania hełmu tylko po to, by dany bohater mógł pokazać twarz. Przyczepiłbym się też co do możliwości mobilnych jakie taki pancerz oferuje, bo źle on wygląda w powietrzu, ale po Falloucie 4 - gdzie mogliśmy założyć plecak odrzutowy - nie ma już odwrotu. Nawiasem mówiąc, jedna z najgorszych scen w serialu niestety ma miejsce właśnie z udziałem uszkodzonego pancerza wspomaganego i ma miejsce dokładnie w 52 minucie drugiego epizodu. Ta scena była tak tragiczna, że zadecydowała u mnie o odjęciu jednego oczka od oceny. Drugi epizod generalnie uważam za najsłabszy z całego serialu, włącznie ze sceną z wieżyczką. Co do reszty? Ubiory mieszkańców pustkowi, bandytów czy członków gangów bardzo mocno przypominały mi te znane z Mad Maxa bądź Wodnego Świata i idealnie komponują się z uniwersum Fallouta. Ubrania mieszkańców Krypty również uważam jako bez zarzutu. Broń? Zdarzało mi się przewijać pewne sceny do tyłu tylko po to, by popatrzeć jak pracuje dobrze znany z gier pistolet 10mm. Zabrakło mi nieco broni laserowej, ale ten serial - jeśli przyniesie sukces - ma potencjał na rozwój i jeszcze niejednym nas zaskoczy.
Scenariusz - niezależnie czy mówimy tu o wątku głównym, czy o tych pobocznych - trzyma dobry poziom, ale mam tutaj zbyt poważne zastrzeżenia odnośnie zgodności z kanonem by powiedzieć, że udał się celująco - rozwinę to potem. Fabułę serialu poznajemy z trzech różnych perspektyw, która z odcinka na odcinek co raz mocniej się zazębia: mamy postać mieszkanki Krypty, Lucy (świetnie odegrana rola!), żołnierza Bractwa Stali, Maximusa (kiepski warsztat aktorski) oraz łowcy nagród, Coopera Howarda (kawał bardzo dobrze napisanego i umiejętnie zagranego protagonisty). Najbardziej spodobała mi się postać tego ostatniego przez wzgląd na cięte dialogi i dobry potencjał do stwarzania czarnego humoru, ale muszę powiedzieć, że największym zaskoczeniem okazała się dla mnie Krypciara. Słuchając jej dialogu z materiałów promocyjnych totalnie tego nie kupowałem i nawet zniechęcało mnie to by obejrzeć ten serial, ale gdy już zacząłem, to z epizodu na epizod co raz bardziej uświadamiałem sobie że sposób w jaki ją napisano ma idealny sens. Jej Krypta na pierwszy rzut oka przypomina klosz, gdzie społeczeństwo rozwija się w sterylnym i pozornie pozbawionym niebezpieczeństw środowisku. Polecam Państwu zapoznać się z Eksperymentem Calhouna i jego rezultatach. Lucy może nie radzi sobie z bronią, ale jest biegła w naprawach, naukach ścisłych i retoryce. Myślę, że z odcinka na odcinek wielu z was się do niej przekona. Maximusa z Bractwa Stali uważam za postać nijaką - nie wiem czy wynika to z kiepskiego potencjału aktorskiego, jego postaci samej w sobie czy decyzji jakie podejmował, ale na jego los byłem najbardziej obojętny. Proszę się teraz na mnie nie obrazić za te słowa, ale orientacja seksualna bohaterów, ich etniczność czy poglądy nie stoją na piedestale priorytetów scenariuszowych i w świecie strawionym przez apokalipsę nie otrzymujemy zaskakującego, wysuwającego się na pierwszy plan nowoczesnego typu historii miłosnej if u know what I mean. W serialu pojawiają się wątki inkluzywne (czyli takie, które poświęcają pewien czas ekranowy na ukazanie niedoreprezentowanych grup społecznych) ale nie jest to alfa i omega Fallouta i jako widz nie czułem się tutaj pouczany. Poruszam tę kwestię, bo pamiętam jaka afera wybuchła w internetach po trzecim epizodzie The Last of Us. W Falloucie Amazonu nie ma wysokiego stopnia natężenia melodramatycznego, przez co ci bardziej wrażliwi widzowie nie powinni czuć przesłodzenia. Ten serial opowiada określoną historię i z odcinka na odcinek atmosfera bardzo się zagęszcza. Tak jak pierwsze cztery epizody oglądałem na luzie po prostu ciesząc oko i śledząc swobodnie losy bohaterów, tak przy piątym już byłem zainwestowany w to, co się stanie dalej. Nie mówiąc za dużo, jeden z najlepszych scenariuszy dotyczy samych Krypt i mniej więcej od trzeciego lub czwartego odcinka zaczniecie wnikać "co tu się do cholery dzieje?!". Nie doświadczyłem wielu cliffhangerów z wyjątkiem bodajże przedostatniego epizodu, więc serial można spokojnie sobie rozłożyć na kilka sesji, ale na dwa lub trzy ostatnie odcinki polecam przysiąść na jeden raz a dobrze.
Wspominałem o problemach z kanonicznością. Starzy fani serii dostrzegą kilka, a przynajmniej jeden z nich dotyczy dwóch bardzo istotnych frakcji w uniwersum. Obiecałem że nie będę spoilerował i mam zamiar dotrzymać słowa. By nie powiedzieć za dużo - po obejrzeniu piątego epizodu zachęcam przede wszystkim fanów New Vegas do zapoznania się z linią czasu Fallouta. W tej chwili jak to piszę w internetach już jest gorąco na temat możliwego retconu i przetasowania kanonu, co byłoby bardzo słabym zagraniem ze strony Bethesdy, bo Obsidian wykonał kawał fantastycznej roboty. Nie jestem pewny czy scenarzyści postąpili tutaj z premedytacją, ale miejmy nadzieję, że w sezonie drugim uda się znaleźć takie wytłumaczenie, które uspokoiłoby wszystkich fanów serii. Kto grał w New Vegas i obejrzał serial zajarzy o co mi chodzi, więc nie ma sensu drążyć tematu, ale musiałem tutaj odjąć kolejne oczko od ceny. Odnośnie reszty kanonu, to wprowadzono również pewne nowości, w tym jeden dotyczący ghuli. Obejrzycie, to zobaczycie.
Szybko o dialogach - tutaj serial jest trochę nierówny. Momentami brzmią one bardzo naturalnie, jak chociażby w retrospekcjach (rozmowa z Codsworthem albo Coopera z żoną), a momentami Fallout wpada w schematy typowej amerykańskiej produkcji, gdzie jedna postać cały czas mówi, a druga stara się stworzyć sztuczny nimb tajemniczości pozostając w milczeniu. Cliche. Przy pierwszym epizodzie szokowały mnie linie dialogowe mieszkańców Krypty, ale na szczęście były one skrojone konkretnie pod sterylną i odklejoną społeczność. Jest tutaj też sporo komedii i naprawdę błyskotliwego pióra. Na OGROMNY plus zasługuje również prawidłowość tłumaczeniowa, która jest zgodna z nomenklaturą funkcjonującą w uniwersum Fallouta od lat: Krypty (Vaults), Ochłap (Dogmeat), Przybysze z Krypty (Vault Dwellers), Cieniste Piaski (Shady Sands), Republika Nowej Kalifornii (New California Republic). Warto przyklasnąć wszystkim odpowiedzialnym za przełożenie serialu na rodzimy język, bo nie zrobili tego po łebkach. Brawo.
Podsumowując: jestem pozytywnie zaskoczony i bez obawy o przesadę mówię, że na tle innych serialowych adaptacji gier komputerowych Fallout od Amazonu spokojnie plasuje się w pierwszej piątce razem z netflixowym Arcane, Cyberpunkiem i Castlevanią (tylko że to animacje). Twórcy potrafili uchwycić najlepsze części składowe tego świata i przy ich pomocy napisać historię, która naprawdę jest angażująca dla widza. Tajemnica jaką owiane są Krypty i gęstniejąca wokół nich atmosfera z epizodu na epizod, kulisy machinacji na poziomie korporacyjnym i napięte nastroje polityczne przed Wielką Wojną, wysoka dbałość o szczegóły i masa odniesień do gier które skojarzy każdy szanujący się fan uniwersum, fajnie napisane postacie (Lucy i Cooper), świetna scenografia, prawidłowo zrealizowane kostiumy, piękne repliki... Niestety, niezgodność kanoniczna (linia czasu i New Vegas) budzi we mnie duże wątpliwości a reżyseria mogłaby być odrobinę lepsza. Serial momentami traktuje widza jak idiotę i to przy scenach, które w swoim założeniu miały być efektowne, a wypadły kiepsko (patrz: epizod 2). Generalnie nie jest to jednak słabe widowisko i spędziłem przy nim czas o niebo lepiej niż przy The Last of Us od HBO. Nie wiem kiedy doczekamy się sezonu drugiego, ale mam nadzieję, że ten serial odniesie sukces i powiększy rzeszę fanów Fallouta. Jestem niezmiernie ciekaw opinii nie tylko fanów serii, ale przede wszystkim ludzi, dla których dzieło Amazonu stanowi pierwsze zetknięcie z tym uniwersum, bo to oni podchodząc do niego z jasnym i nieskażonym nostalgią rozumem ocenią go najlepiej.
Polecam,
Deakon Black
Zajebiście by było je zobaczyć, ale nie wiem jak by je skontrastowano z New Vegas. Te dwa miasta są do siebie bardzo podobne - kasyna, mafie, gangi, przestępczość, prostytucja, prochy. Gdyby pokazano obie te metropolie, to możliwe, że zbytnio by ze sobą kolidowały.
Bardzo dobrze się czytało, masz lekkie pióro. Nie grałem w grę, ale serial uważam za coś wspaniałego, przede wszystkim Goggins (genialny również w genialnym Justified) skrada show.
Dzięki. Również uważam że Goggins pozamiatał. To już jest któraś rola z kolei, którą zwraca na siebie uwagę.
Wysłałem zaproszenie, żebym mógł cie obserwować bo jesteś wartościową osobą w świecie nie kina lekkie pióro i inteligencja.