Derek nie żyje - miał wypadek, a nieudolność i brak komunikacji lekarzy w innym ośrodku niż Sloan/Grey Memorial Hospital spowodowała, że nastąpiła śmierć mózgu. Meredith wydała zgodę na pobranie narządów i odłączono Dereka od sprzętu medycznego.
Nie wydała zgody na pobranie narządów bo o taką zgodę jej nie proszono - lekarz powiedział że nie ma nic sprawnego...
Autorom tego serialu odbiło już do reszty. Ile można mieć wypadków, tragedii i katastrof w jednym życiu? Od mniej więcej 6 sezonu ten serial polega na tym by przeczekać cały sezon oglądając zwykłe życie bohaterów i na koniec zobaczyć strzelaninę, samolot, drugi samolot, wypadki autobusów, samochodów, z elektryką, rozstąpienie się ziemi, zawalenie czegoś...
Dziwne jest to co się stało, bo jakiś czas temu była informacja że Derek i Meredith podpisali kontrakty na dwa kolejne sezony (do 13.) zaś Cristina nie.
wymiotowała, można podejrzewać, że ciąża, lub po prostu stres. Ale pewnie ciąża xd
Retrospekcja w poprzednim odcinku, gdzie Mer odtwarza sobie ich ostatnia rozmowę w lozku i Derek mowi ze chciałby powiększenia rodziny, jeszcze jedno dziecko i ewidentnie przystępują do czynów ;-) Później po smierci Dereka wymiotuje - jest to dwuznaczne - emocje/stres + objaw ciązy.
tego samego dnia rano uprawiali seks, a wieczorem ona juz wymiotuje,bo jest w ciąży? Jeśli już,to musiałąby zajsć w ciąże wcześniej. Wymiotuje, bo zmarł jej mąż, cały czas była dośc spokojna, ale wiadomo, że w środku przeżywała piekło, większośc ludzi puścilaby pawia od razu
Jestem bardziej niż pewny, że obejrzałeś co najmniej kilka sezonów :)
Jesteś zwykłym trolem jakich wielu.
no chyba musiałbym na głowę upaść, żeby marnować swój czas przy takiej telenoweli.
Ostry Dyżur (S01-08) to rzeczywiście widziałem i to nawet parę razy, ale to jest zupełnie inna klasa.
Nie inna klasa, tylko inny rodzaj. Po dwóch odcinkach nie da się ocenić serialu.
Derek pewnie będzie się pojawiał w kolejnych sezonach co chwilę. W ramach retrospekcji, aż zupełnie nie będziemy mieli ochoty na niego patrzeć. Mnie bardziej martwi, że w poprzednich odcinkach Mer i Derek starali się o kolejne dziecko, więc obawiam się, że pogrobowiec może się wydać scenarzystom super pomysłem.
W tym odcinku najbardziej wkurzyła mnie nie idiotyczna śmierć Dereka, ale to, że Mer tak łatwo się pogodziła z opinią tych nie najlepszych lekarzy. Jej mąż był wybitnym neurochirurgiem, jego siostra też więc na pewno mer zna paru dobrych specjalistów. Czemu do nich nie wydzwaniała prosząc o dodatkową opinie? Ja rozumiem, że aktor prawdopodobnie chciał zrezygnować z roli i dlatego uśmiercili postać i nie było szans na odratowanie Dereka, ale chyba Mer mogła trochę po podważać decyzję małomiasteczkowych lekarzy. Dlaczego nie zadzwoniła do Amelii w końcu to jej brat miała prawo tam być. 12 sezon zapowiada się jako jedna wielka zbieranina wspomnień i rozpaczy co nie napawa mnie optymizmem co do jego jakości.
Nie dzwoniła, bo jest lekarzem i widziała, że nic nie da się zrobić. Zaniedbania tamtych lekarzy doprowadziły do uszkodzeń mózgu.
Naprawdę oglądałam ten odcinek i wiem, co się stało. Mer też wiedziała, że ci lekarze nie byli najlepsi, więc tym bardziej miała podstawy do podważania ich diagnozy. Gdyby chorował od dawna byłaby z jego odejściem pogodzona, ale ona umarł nagle. W takich momentach nie myśli się racjonalnie. Lekarze też są ludźmi i mają w takich sytuacjach momenty paniki. Wystarczy spojrzeć jak Arizona bezsensownie wścieka się od 3 sezonów o odcięcie nogi, a przecież jest lekarzem, mogła obejrzeć swoją kartę i wie, że noga była nie do odratowania. Scenarzyści starają się coraz bardziej upodobnić Mer do matki co niezbyt wychodzi serialowi na zdrowie. Mogę się mylić, ale nawet Ellis Grey dostała by szału nad łożem śmierci Webbera, więc ta postawa "zimnej ryby" Mer mnie nie przekonuje.
Śmierci mózgu przecież nie wyleczysz. A na okres żałoby będą przecież kolejne odcinki. Więc na kolejne fazy żałoby przyjdzie jeszcze czas. Z resztą ten serial nigdy nie miał zbyt dużego z realizmem :P Ciekawe czy ostatnia siostra Dereka się pojawi na pogrzebie.
"Mer też wiedziała, że ci lekarze nie byli najlepsi, więc tym bardziej miała podstawy do podważania ich diagnozy."
Ale jakiej diagnozy? Dla lekarza śmierć mózgu to śmierć mózgu, nieistotne czy lekarz jest kiepski, czy nie. Meredith zajrzała w kartę i dla niej wszystko było jasne. Przypominam, że ona jest lekarką. Laicy mogą wierzyć w cuda w kwestiach zdrowotnych. Dla lekarza sprawa jest jasna.
Po przejrzeniu kary nie da się stwierdzić jednoznacznie stanu wegetatywnego. Świat medycyny wiele razy pokazywał, że się mylił co do takich osób. Były przypadki, że kilku lekarzy orzekało śmierć mózgową a po kilku tygodniach pacjent wychodził całkiem zdrowy...
Niedopracowany wątek, Meredith powinna chociaż skonsultować się z Amelią...
Cały sezon przyjemny ale ten odcinek zasługuje na ocenę 1.
Bez Cristiny szło to jakoś przeboleć, ale bez Derka to koniec serialu! Już dawno powinni go jakoś sensownie zakończyć, a nie ciągnąć w nieskończoność, mnożyć tragedie i po kolei "eliminować" pierwotną obsadę serialu i postacie dla których człowiek w ogóle zaczął oglądać ten świetny (bo takie kiedyś właśnie było GA) serial... :(
Ten serial to już totalne dno. Wczorajszy odcinek był tak żałosny, że nawet nie umiem tego dobrze skomentować. Shonda zapowiadała kiedyś, że koniec smutków Dla Dereka i Meredith, a teraz co? No zabiła go. Jestem w takim szoku, że naprawdę - koniec z tym serialem.
To przynajmniej już koniec smutków dla Dereka :D
A tak na poważnie to mam dokładnie takie same odczucia. Jego śmierć była tak absurdalna, że aż nawet za bardzo się nią nie przejąłem... No ale cóż. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść ;) Chirurdzy niestety nie wiedzieli.
Prawdą jest, że Pompeo i Dempsey podpisali kontrakty na sezon 12, ale o ile w przypadku Ellen padła informacja iż na pewno wystąpi w nadchodzącej serii, o tyle Patrick już w listopadzie zeszłego roku podał, że jednak będzie odchodził z "Chirurgów". Powiedział ponadto, że nastąpi to bardzo szybko co jak widać po dzisiejszym odcinku okazało się prawdą. Aktor po prostu rusza ze swoją karierą i innymi zobowiązaniami do przodu, co dla mnie jest czymś w pełni naturalnym. Po 11 latach grania tej samej roli, człowiek może się zmęczyć. W przeszłości tego serialu były zresztą dwa podobne przypadki. W zeszłym roku odeszła Sandra Oh, a jeszcze wcześniej (choć to tyczy się Prywatnej Praktyki) Kate Walsh.
Jeżeli chodzi o sam odcinek to ciekawy, ale bez większych ochów i achów. Nie powiem, na sam koniec oczy się człowiekowi zaszkliły bo jednak żegnaliśmy postać, która była z nami od samego początku, ale generalnie poczułem ulgę iż nie będę musiał dalej oglądać Dereka. Bohater ten w tym sezonie miał najsłabszy wątek, który w generalnej większości opierał się na lataniu z kąta w kąt ze względu na trud określenia czego się od życia oczekuje. Raz ma pretensje, raz wielce zakochany, raz ociera się o zdradę, raz wyznaje skruchę. No ileż można? Ewidentnie widać, że brakowało dla niego materiału, który to na domiar wszystkiego kroczył prostą drogą do tragicznego końca. Prawdą jest, że Shonda lekko zadrwiła z widzów uśmiercając go w tak ironiczny sposób ( zwykły błąd lekarza wydaje się istną komedią bo serii różnorakich katastrof z których Shepherd wyszedł bez szwanku) ale osobiście traktuję to jako plus bo pokazuje to, że wszystko w tym serialu może się zdarzyć. To co mnie cieszy najbardziej to brak patetyczności jego śmierci i urobienia jej do bóg wie jak wielkiej rangi. Kogoś tam uratował, później został potrącony i bach, koniec chłopa. Moim zdaniem śmierć Dereka otworzy nowe drogi rozwojowe dla tego serialu, podobnie zresztą jak to miało miejsce po odejściu Christiny.
Druga sprawa ma się tak, że śmierć Dereka umotywowała w ten sposób ściągnięcie Amelii na stałe do "Chirurgów" i przedstawienie jej drogi do wybitnego neurochirurga. Shonda kończąc jeden obszar, zbudowała sobie jednocześnie drugi, który świetnie wypełni lukę po Shepherdzie. Jak dla mnie zagranie dość ciekawe.
Po trzecie, zastanawiam się czy w przyszłym odcinku zobaczymy na ekranie Addison i samą Chrisitnę. Jakby nie patrzeć, również były dość blisko z Derekiem więc ich ściągnięcie chociażby na ten jeden odcinek wydaje mi się po prostu wymagane.
Tu chyba bardziej chodzi o bardzo brzydki i niszczący rozwód Patrica a nie chęci robienia kariery, bo tą już zrobił. Przecież występuje w filmach co jakiś czas, nawet główne role potrafił pogodzić z praca na planie ;) Podejrzewam, że musiał odpocząć od tego wszystkiego i ochłonąć po tym co się dzieje w jego życiu prywatnym.
Pytanie tylko, czy karierę Dempseya można uznać za udaną? Moim zdaniem niekoniecznie. Oczywiście ma kilka przyjemnych produkcji na koncie, ale generalnie kojarzony jest z "Chirurgami" i rolą Dereka "McDreamy" Shepherda, co można akurat uznać za lekką porażkę, nie sądzisz? Oczywiście nie wiem jak on tam się zapatruje na swoją pozycję w kinie czy telewizji, ale wartość aktora mierzy się przez pryzmat jego filmografii, a tą akurat ma niezbyt imponującą. Moim zdaniem odejście z GA daje mu wolną rękę w wybieraniu potencjalnych produkcji, w których może wziąć udział. Na chwilę obecną pojawia się ich tak wiele, że nic tylko czytać scenariusze i łapać okazję do kolejnej złożonej roli, która hipotetycznie może go wynieść na piedestał i ponownie ustawić w wyścigi po kluczowe nagrody. O ile się nie mylę ostatnią nominację do Złotego Globu zyskał w 2007 roku.
A czy rozwód przyczynił się do odejścia? Możliwe, że tak ale osobiście wolę wierzyć, że Patrick nie mieszał swoich spraw prywatnych z obszarem zobowiązań zawodowych.
Facet ma 50 lat i pasuje do roli romantyka, raczej nie spodziewałabym się go w filmie sensacyjnym. Więc na wielką karierę już chyba za późno ;) Zawsze już będzie McDreamy. Tylko nieliczne przypadki zrobiły karierę po serialu, w którym spędziły tyle lat ;)
Zgadzam się, nie liczę na jego karierę filmową a i przypuszczam, że on też nie. Widziałam go w dwóch filmach w roli romantyka i grał dość średnio. Rola w Chirurgach była napisana pod niego a może to kwestia Pompeo z którą mu się dobrze grało i potrafiła z niego wyciągnąć więcej. Wielokrotnie, szczególnie w pierwszych seriach, zastanawiałam się czy Dempsey nie podkochuje się w Pompeo czy to jednak światło, w jego oczach zawsze był blask, czego nie było w wyżej wspomnianych filmach. Jeśli wierzyć plotkom to konflikt z producentką wymusił jego odejście z produkcji.
w momencie gdy Amelia wkroczyła do serialu wiaodmo było, ze nie bedzie miejsca dla 2 Shepardów, ale myslalalm, ze pociagna wątek Waszyngtonu. a tu smierc....
zgadzam się. Przeciągane.. moim zdaniem powinni to skończyć jak (kiedyś tam) Christina zmieniła szpital po tej traumie. Ale i tak chyba nie będzie nic gorszego od strzelaniny. Aż 13 sezonów? Bez Sloana, Lexie, Burka, Christiny, Addison i teraz Dereka? To o czym to będzie? Jeszcze jakaś siostra się znajdzie? Najlepszy moment na zakończenie chociaż serial kocham
Już tak nie przesadzajmy. Choć strata Addison była naprawdę dość bolesna biorąc pod uwagę to jak świetną była postacią, to cała reszta nie była nieodzowna dla tego serialu. Sloan wprowadzał trochę humoru ale nic ponad to. Przynajmniej nie przypominam sobie niczego co miałoby mi się kołatać w pamięci. Nie przypominam sobie również aby Lexie dokonała czegoś niesamowitego na przestrzeni odcinków w których występowała, pomijając jakieś perturbacje w związku pomiędzy nią, Sloanem i w pewnym momencie Alexem. Co zaś się tyczy Chrisiny i Dereka to ich materiał całkowicie się wypalił o czym niech świadczy stałe krążenie wokół tych samych tematów. Rola Yang w pewnym momencie dotyczyła tylko burzliwych relacji z Owenem, a Shepherd calutki czas pokazywał swoje ambicje i stłamszenie ze względu na sprzeciw Meredith wobec pracy dla prezydenta. Co zaś się tyczy Burka to nigdy nie traktowałem go jako super postać więc akurat jego strata nie była bóg wie jak wielka.
Obecny skład bohaterów jest naprawdę dobry więc osobiście nie rozumiem lamentów, które podniosły się po wczorajszym epizodzie. Wróciła świetna Amelia, dobre wrażenie robią Maggie, Joe oraz Edwards (przynajmniej ja je lubię), na dobrą drogę wyszły w końcu Callie oraz Arizona, na tapecie ciągle są Bailey oraz Webber którzy mimo upływu lat zachowali swoją świeżość. Dodatkowo Webber od czasu do czasu kręci z dr Avery. Nie możemy również zapominać o Owenie, April i Jacksonie. A, no i jeszcze są Warren wraz z Karevem.
Mam kompletnie na odwrót... Ta "nowa" obsada to dla mnie jakaś ściema. Cieszyłam się, że Derek wrócił, bo w końcu wątek Meredith (głównej postaci!) byłby znowu na świeczniku, a nie pięć minut w całym odcinku. Jeżeli likwiduje się główną obsadę, to powinno się ją zastąpić świetnymi postaciami, które nie tyle przyćmią blask poprzednich, a zaczną świecić nowym światłem. W moim odczuciu tutaj nie ma to miejsca. Amelia jest bez wyrazu, za jej cały charakter ma służyć to, że kiedyś ćpała, jej brat był lepszym chirurgiem, a ona boi się zobowiązań... faktycznie głębia. Owen bez Christiny nie istnieje, jest nijaki, miałki i nudny. Ta ciemno skóra rezydentka, której imienia nie pamiętam, zmienia specjalizacje wedle tego jaka akurat jest obsada i po aferze z Jacksonem nic kompletnie się u niej nie wydarzyło. Alex i Joe może i fajny wątek, ale w ogóle nie pokazywany. Tak jak i Mer, Alex pojawia się na 5 minut w odcinkach. Callie i Arizona utknęły w martwym punkcie i nawet już ich prawie nie pokazują. Bailey straciła charakter już dawno, dawno temu i nic kompletnie nie wnosi. O Jacksonie i Kepner już się nie wypowiem bo szkoda słów...
Już od dłuższego czasu oglądam ten serial tylko z sentymentu. W tym momencie sentymenty zostały dwa: Alex i Mer. Jeżeli dalej będą się pojawiać w odcinkach "na chwile" to nie ma już dla mnie nic do oglądania.
Pozdrawiam :)
mam dokładnie te same odczucia :) Najbardziej szkod ami Kareva,bo to fajna postać, wieele przeszedl, w koncu zaczął sobie układać życie z tą rezydentką i zasługuje na porządne pociągniecie tego wątku, tj ślub, dzieci. Od odejścia Christiny mam wrażenie, że Karev chodzi po szpitalu sam jak palec i najwyżej odezwie się do niego Meredith ze swoimi problemami,mając jego życie i uczucia totalnie gdzieś albo ostatnio Pierce. Karev sam rozmawa tylko z Robbins i to są tylko zawodowe albo smętne gadki. Nie pamiętam żadnej wyrazistej sceny z tą postacią od dawien dawna. Amelia to dla mnie najgorsza postać, a Owen to samiec, który rzuca się na co chwila na nową zdobycz.
Ja rozumiem, że jest to serial dramatyczny, ale dlaczego staje się idiotyczny? Ani jedno dziecko w tym serialu nie urodziło się normalnie (o ile w ogóle się urodziło), pacjenci z ciężkimi urazami są ratowani przez bogów z GSM, za to ci sami bogowie padają jak muchy w co dziesiątym odcinku! A teraz jeszcze to. Czy teraz scenariusze do GA piszą gimnazjaliści? (z całym szacunkiem do gimnazjalistów). Żenada
rozumiem ze aktor chciał odejść z serialu, ale serio?!? czy w GA nie da się tego inaczej zakończyć poza zabijaniem postaci (poza małymi wyjątkami)? Nie mógł po prostu zostać w tym DC, stracić pamięci w wypadku i przez to nie móc wrócić do domu, zostać porwanym przez jakiś terrorystów czy cokolwiek innego? Każde rozwiązanie byłoby lepsze niż uśmiercenie postaci. Naprawdę tylko kiepski scenarzysta może mieć tak mało rozwiniętą wyobraźnię jeśli jedynym sposobem na zniknięcie postaci z serialu jest zabicie jej.
I jeszcze to tanie granie na emocjach gdzie przez chwile widzimy jak Meredith rozmawia z Derekiem w szpitalu, żeby za chwile okazało się że to tylko jej wyobraźnia.
Nie obchodzi mnie czy będzie kolejny sezon, dla mnie to jest ostatni sezon. Poziom serialu leciał ostatnio w dol na łeb na szyję jednak dno zostało już osiągnięte. RIP GA
A ja powiem, że mimo, że jestem w szoku, że uśmiercili jednego z głównych bohaterów, to uważam, że lepsze to niż ciągłe przeżywanie przez nich katastrof. Swoją drogą nigdy za Derekiem nie przepadałam.
Sezon 11. uważam za najsłabszy ze wszystkich. Ciągłe retrospekcje, wspomnienia, zapychanie 40 minut serialu 15-minutowymi wyrywkami z pozostałych sezonów. No i właśnie, beznadziejne marnowanie serialu na dr Hartman, która po takim zajmowaniu czasu odeszła w stronę zachodzącego słońca na zawsze. W tym sezonie jedyny odcinek, który zrobił na mnie wrażenie to ten, w którym Callie i Arizona się rozstały, po 30-dniowej przerwie.
Tak czy inaczej uważam, że serial się robi... nudny. Zobaczymy co wymyślą do końca sezonu.
w sumie to się z Toba zgadzam, że lepsze uśmiercenie postaci niż ciągniecie na siłe, ale mogli to zrobić lepiej, bo to jak umarł to jest kompletna porażka. Już Lexie i Sloan mieli lepszy finał niż Derek :/
na fanpagu na fejsie już udostępniono filmik ze wspomnieniem dereka, więc oni informacje o jego śmierci wypuścili prędzej niż odcinek?
Shonda pokazała że ma naprawdę naje..... uśmiercenie bohaterów w dziwnych okolicznościach to jej sposób na wszystko...
Na amerykańskich stronach piszą o jego konflikcie z producentką, nie wiem o co chodzi, Dempsey miał niby podpisany kontrakt, a nie dotrwał nawet do końca sezonu.
strasznie zakpili z widzów. dobrze, że cały 11 sezon był bardzo kiepski, trudniej byłoby mi to przyjąć kilka sezonów temu, a teraz? w sumie goowno mnie to obchodzi, bo już nie zamierzam oglądać tego "everybody's die". shondalanda chyba postradała zmysły!