Wiem jedno, jeśli któryś z policjantów przeżyje, to będzie lekko naciągane, ale z drugiej strony
Hank to zbyt ważna postać, by teraz zginąć.
To podobno ulubiony odcinek Gilligana, a poza tym, jaki team nad nim pracował! Moira Walley-
Beckett (Gliding Over All) jako scenarzystka i Rian Johnson (reżyser genialnego Bricka) za
kamerą.
Wasze propozycje?
Można prościej policzyć (mam nadzieję, że czegoś nie pokręciłem): serial zaczyna się 8 IX, jakiś czas potem (raczej kilka tygodni niż miesięcy) rodzi się Holly, która pod koniec 05x14 ma 18 miesięcy. Czyli, plus minus jest kwiecień-maj, nie później niż czerwiec. Scena z początku sezonu 5 ma miejsce 7 IX, dwa lata po początku serialu.
No właśnie, czyli kilkanaście tygodni, nie szukałem dokładnej daty urodzin Walta, ale wygląda na to, że na chwilę się gdzieś przyczai, w tym czasie pewnie dojdzie do jakichś dużych zmian w życiu Skyler i dzieciaków. Kto wie, może Walt już ich nigdy nie zobaczy - Skyler zezna przeciw Waltowi, może to zrobić pod naciskiem Marie, która dopiero straciła Hanka, dostaną nową tożsamość i się gdzieś wyniosą.
Swoją drogą trochę nie kupuję domysłów jakoby naziole mieli kropnąć jeszcze kogoś z rodziny Walta. Jak Walt by się też w ogóle tego dowiedział skoro wygląda na to, że będzie odcięty od kogokolwiek (tak wiem, zawsze zostaje Saul), a do Albequerque wróci już po M60. Pewnie scenarzyści znowu zaskoczą.
Jeszcze przy zadnym odcinku żadnego serialu nie siedziałem tak na szpilkach (no... moze przy Dexterze gdy sierżant Doakes dorwał Dextera na pomoście) jak teraz. Były momenty kiedy miałem łzy w oczach, absolutnie genialny epizod. Gilligan mówił w ostatnim Talking Bad, że odcinek jest zatytułowany "Ozymandias" i podając cytat z tego wiersza : "Look on my works, ye mighty, and despair!'" właśnie to będzie przedstawial odcinek... no i cóż, to własnie przedstawiał. Odcinek był tragiczny pod względem wydarzeń, wszystko się sypie, u White'ów patologia, Hank i Gomie zakopani jak psy, brudne pieniądze zabrane przez neonazistów, Jesse na łancuchu jak kundel pod groźbą skrzywdzenia mu bliskich, jak patrzyłem co sie dzieje to dosłownie byłem w szoku i niemal we łzach. Gdyby tylko Walt nie pojechał na tą akcję zgarnięcia Emilio... nic z tych tragedii by się nie stało. Okropne, naprawdę okropne gdy myślę do czego doprowadziły czyny Walta. Chylę czoła przed twórcami.
OJP OJP OJP
Prawie cały (z przerwą na turlanie beczułki) odcinek obejrzałam ze ściśniętym żołądkiem i trzęsącymi rękami. To była emocjonalna jazda bez trzymanki, wyczerpująca jak Bieg Rzeźnika.
Nie wiem nawet od czego zacząć.. Gomie, Hank - badass do końca, złamany Jesse, Skyler i Marie, Junior w zaprzeczeniu... no i Walt, szuja nad szujami, obciążający swoimi winami najwygodniejszą osobę, czyli Jesse, potem jeszcze Skyler. Działający w amoku, na gigancie, nie rozumiejący oporu, w którym wreszcie górę biorą naturalne instynkty, dotychczas tłumione udawanym, podwójnym życiem. Absolutny popis aktorski Bryana.
Chociaż tak naprawdę w tym odcinku zarządziła Skyler, cielna krowa, żyjąca w lekkiej uczuciowej katatonii, rozpaczliwie próbująca żyć jak gdyby nigdy nic, wreszcie się przebudziła. Wreszcie usłyszeliśmy jej mocny głos - jak Jesse w poprzednim odcinku. Nawet jej ręka z nożem nie drgnęła i tłukła się twardo! Te ostatnie minuty w domu White'ów, ich bitwę na noże - wow, i do tego Junior stojący na wysokości zadania! Omujborze moje nerwy...
W temacie dotyczącym Jesse pisałam, że sprowadzenie przez Walta nazistów na Andreę i Brocka nazistów było sku*wysyństwem i naraża ich na niebezpieczeństwo. Dowodzi tylko tego, ze Jesse miał rację, a Walt nie ma oporów przed przedmiotowym traktowaniem ludzi i wykorzystywaniu do własnych celów, nie bacząc na konsekwencje. Obrońcy Walta twierdzili, że jezuu przecież nic się nie stało, nawet do domu nie weszli, a Walt powiedział wyraźnie, że tylko chodzi o Jesse. Poza tym co, Jesse i tak miał zginąć, nie? No i kto miał rację bitches?
Mam tylko jedną zagwozdkę: płaczący na końcu Walt. Nie wiem, jak mam interpretować jego pożegnalną mowę końcową do Skyler: czy on rzeczywiście tak o niej myśli i tradycyjnie obwinia za swoje niepowodzenia, czy specjalnie tak się zachował, żeby ją nastraszyć i shut her mouth na polis? Hmm, sama nie wiem. Skłaniam się ku pierwszej opcji, ale te łzy i oddanie córki nie dają mi spokoju.... No i nawet, jeżeli tylko ją straszył, coś za bardzo wiarygodnie to zabrzmiało, coś za bardzo szczegółowa była lista gróźb, skarg i zażaleń.
Co ja będę oglądać po BB?
nie nie nie
on oczyszcza żonę przed policją - że niby współudziału nie było.
łatwe to takie ale cóż...
i odjechał w stronę zachodzącego słońca - ciekawe co się stanie że wróci.
Hank, och Hank :(
Jessie - biedny Jessie :(
Wydaje mi się, że Naziole podczas szukania jeszcze nagrania tego o którym wyśpiewał dla nich Jessie zabiją jeszcze kogoś z Walta rodzinki dlatego wróci aby ich pomścić bo na pewno nie pojedzie dla samego Jessiego.
O tym nagraniu które Hank nagrał z Gomezem , Gdzie Walt opowiada całą historię. Przecież byłą tam opowieść również o tym jak ten gang rozwala 10 osób w wiezieniach. Muszą je zakoś zdobyć z mieszkania Hanka.
no takie....
1) motyw dosyć częsty i zwykle policjanci się na to nie łapią.
2) no własnie niezbyt wyrafinowane
3) takie męczennicze - mi się to wydało.
zobaczymy za tydzień, czy moje jak najgorsze zdanie o Walcie się zmieni. myślicie, że wreszcie do niego dotarło?
Muszę przyznać ci rację.
Moje najgorsze zdanie o Walcie zostało przypieczętowane najbardziej wypaśną pieczątką, jaką może stworzyć dyrektor zus, zalane betonem i zakopane pod Mt. Everest. Stało się to w momencie wydania kryjówki Jesse, powiedzenia mu o Jane i ostatecznie w momencie najazdu kamery na zdjęcie Andrei.
To co się działo w domu White'ów, bieg Skyler za Holly i późniejsza rozmowa tel. (udawana czy nie) , były tylko nabieraniem mocy urzędowej Najgorszego Zdania.
Przedtem tylko go nienawidziłam. Teraz go NIENAWIDZĘ.
Nareszcie, tyle trzeba było czekać, by biedny Jesse naprawdę dostał kopa w dupę. Chyba dopiero do niego dotarło co się właśnie wydarzyło i jakie niebezpieczeństwo ściągnął na swoich bliskich, a wszystko przez to, że chciał zgrywać wielkiego bohatera i ukarać Walta. A mógł mieć 5mln i do niczego by nie doszło.
z jednej strony tak, ale z drugiej czy zostawienie tego wszystkiego byłoby w porządku? udawanie że nic się nie wie i odjechanie w stronę zachodzącego słońca?
Nieee.... moim zdaniem pierwszą dorosłą jego decyzją, było niewsiadanie do tego busa.
No dlatego teraz jest w lepszej sytuacji. :) Ma gotować za wszelką cenę, inaczej zabiją Andreę i Brocka, a potem i tak sam dostanie czapę. Pinkman ciągle myślał, jak to Walt go skrzywdził. Krzywdę to on dopiero teraz poznał.
Szkoda tylko, że Walt go uratuje, bo będzie chciał odbić kasę i zemścić się na gangu. Dlatego mam nadzieję, że rycyna jest dla niego.
2 tygodnie temu mnie wyśmiałeś jak napisałem że gang porwie Jessiego i zmusi do gotowania mety , a w Finale Walt go uwolni , a teraz sam widze zmieniłeś zdanie
jeśli ktoś zasługuje na dostanie po dupie to już prędzej skur**syn Walt a nie Jesse
Jesse jest niesamowitym imbecylem, który nie widzi ile razu Walter mu uratował dupę i nie widzi, że to wszystko jego wina. Walter nie chciał już więcej gotować, to Jesse go do tego ponownie namówił w 1 sezonie.
To może i dobrze że serial się kończy skoro tak emocjonalnie podchodzisz do fikcji.
Dyskutować o pewnych absurdach nie będę bo widzę że to równie sensowne jak przekonywanie Skyler do wyjazdu a ja pojedynków na noże na forum nie uprawiam:)
nie za bardzo zrozumiałeś chyba to o co twórcom chodziło. Walt działał pod wpływem impulsu - walczył o Hanka, ten zginął więc Walt w szoku. I w tym szoku, od razu obwinił za tę śmierć Jessego - bo przez niego tu przyjechali. Więc go wydał wujkom. Fragment z Jane - owszem, chce dobić Jessego, ale wg mnie nie jest on tak jednoznaczny jak mogłoby się wydawać. Ja odbieram to też trochę jak zrzucenie z siebie pewnego ciężaru, który Walt nosił od śmierci Jane. Winił siebie za tę śmierć, ukrywał to przed Jessem. Na pustyni zakłada, że już więcej Jessego nie zobaczy - wujkowie to wprost zapowiadają, że wyciągną od niego informacje jakie udzielił DEA a potem "we will take care". I Walt w tym momencie decyduje się na to wyznanie - i dla pogrążenia Jessego i dla wyrzucenia tego z siebie, takiego postawienia kropki nad i w ich relacji. Było nie było szczerość.
No a już za rozmowę ze Skyler to powinieneś Walta docenić - on tu wyraźnie chce wybielić Skyler, bierze wszystko na siebie i daje jej niezbite alibi że o niczym nie wiedziała choć było inaczej. Więc robi to z troski o rodzinę. Udaje - ale przed policją a Skyler szybko się w tym orientuje i wchodzi w tę grę przez telefon Zauważ jak trudne dla Walta jest kłamstwo, że to on zabił Hanka - dławi się od płaczu przy tym bo przecież on gotów był oddać cały zarobek za jego życie.
No i odjeżdża sam, przegrany, z pieniędzmi ale przecież nie o to kompletnie chodziło jak zaczynał - i to nam pokazuje świetny początek tego odcinka, powrót do początku gdy zaczynał gotowanie dla zabezpieczenia rodziny.
Pozostanę jednak pełna pokory i nie będę sobie uzurpowała w tej kwestii wiedzy, o co im chodziło :) Być może ty załapałeś o co im chodziło, ja być może nie, nie wiem, nie pisałam scenariusza.
Wiem, że Walt jest w szoku. Wiem, że najłatwiej jest obwinić osobę, która go ściągnęła na pustynię, czyli Jesse. To jest naturalna reakcja osób w traumie. Tylko że idąc tym tokiem rozumowania: tak samo winny jest Hank i Gomie, że wciągnęli w to Jesse, Hank bo się "uwziął" na Walta, chociaż ten go prosił i groził, żeby odpuścił, winna jest Marie, bo naciskała na Hanka, winny jest znowu Jesse, że się związał z Andreą.... no i w tym tłumie winnych śmierci Hanka osób ginie nasz główny winowajca.
Ty odbierasz wyznanie o Jane jako zrzucenie ciężaru. Ja odbieram to jako kolejną formę ukarania Jesse. Skazał go na śmierć, dlaczego by nie okazać jeszcze okrucieństwa na pożegnanie?
Które z nas ma rację? Nie wiem. Ja tylko opisuje swoje odczucia.
Co do końcówki - tak, teraz wiem, że Walt udawał. Dla mnie jego gra była bardzo przekonywująca, tak samo beczał na nagraniu dla Hanka. Poza tym dla mnie wszystko co mówi Walt jest teraz kłamstwem, albo potencjalnym kłamstwem.
Nie wiem na ile zabezpieczył Skyler, bo jakby się uprzeć ,łatwo jest jej udowodnić winę, w końcu mają tą myjnię, nowe samochody, a żadne nie miało pracy, do tego Walt był chory, co generowało dodatkowe koszty.
Nie doceniam Walta za tą rozmowę. Teraz to wygląda, jak zamiatanie podwórka po wywołanym przez siebie pożarze. Jego rodzina jest już zniszczona. I w sumie tylko to się liczy.
Ale Hank i Gomie nie żyją więc jak ma ich winić ? zresztą, nigdy by nie dotarli do tego momentu gdyby nie "wściekły pies" Pinkman który zaczął szaleć...
Tak, odbieram fragment o Jane jako taką spowiedź na koniec ich znajomości bo Walt zakłada, że Jesse niebawem zginie. I oprócz tego że chce go dobić, to jednak chce się wyzwolić z tej tajemnicy. Walt jest zbyt skomplikowaną postacią by tylko dla czystej złośliwostki rzucił Pinkmanowi coś takiego.
Rozmowa ? jasny cel - oczyszczenie Skyler, wzięcie wszystkiego na siebie.
Pozwolicie, że się wtrącę. Wg mnie Walt, kiedy palnął o Jane, wcale nie myślał o zrzucaniu z siebie ciężaru. Być może winił Jesse'ego za śmierć Hanka (to, że osobiście zadzwonił po nazioli to inna historia, wszyscy winni tylko nie pan "dla rodziny Heisenberg"), może chciał kogoś ukarać. Cholera nie wiem skąd się to wzięło. Wydanie Pinkmana to jedna sprawa, ale przyznanie się do zabicia Jane to moim zdaniem, wielki błąd. Walt zrobił to, bo myślał "jedziesz na śmierć, śmierć, którą ja Ci zgotowałem. Mało? To patrz! Chciałeś dopaść Heisenberga? Chciałeś uderzyć tam gdzie boli? Oj robaczku, ucz się od mistrza, bo Ci do niego daleko."
On chciał, żeby Jesse w momencie śmierci go nienawidził. Tylko, że Jesse nie umarł. Walt tego nie wie. I tu upatruję wielkiego WTF w finale.
Tak samo myślę.
Walt w tym stanie jakim był musiał znaleźć sobie kogoś, kogo mógłby obdarzyć nagromadzoną czystą nienawiścią. No bo kogo miałby znienawidzić, chyba nie SPRAWCÓW, wujków nazistów (za silni) i na pewno nie siebie, INICJATORA! No i Jesse, ofiara losu, był jak znalazł. Tacy zawsze są wygodni do wyżycia się, nie? Ta wiadomość o Jane była dla mnie takim kopnięciem leżącego, dającym sadystyczną przyjemność kopiącemu.
Liczę na WTF moment. Ale nie wierzę za bardzo w pomysł współpracy Walta i Jesse na koniec, albo jakiegoś pojednania. A przynajmniej nie ze strony Jesse. W krótkim czasie dowiedział się o Walcie stojącym za Brockiem, Jane, zobaczył śmierć Hanka i sam został wydany na tortury i śmierć. Nie wiem, czy jakiekolwiek przebaczenie wchodzi w tym momencie w grę.
Też nie wierzę w powtórną współpracę. Bardziej chodzi mi po głowie WTF w wykonaniu Walta. Ochroni rodzinę, pokona nazistów, będzie już gotów na odejście w pokoju a tu Pinkman strzeli mu między oczy. Ten sam Pinkman, z którego strony zagrożenia Walt nigdy nie traktował poważnie. Ten Piknman, który miał nie żyć. Zaczął to z Jesse'im - skończy to z ręki Jesse'ego. Takie kółeczko.
(Po czym Pinkman sam siebie zastrzeli, a Gilligan uraczy nas sceną jak obaj wesoło gotują w kamperze/Walt opieprza młodego Pinkmana za brak pracy domowej/Walt, Hank i żoneczki grillują radośnie nad basenem. Wyciemnienie, napisy.)
Się nie śmiej :) Ostatni odcinek jedynego słusznego serialu, wątek pana tytułowego przewidziałam wymyślając takie głupoty, także Ty pacz! :D
Ok, nie śmieję się :o
Nie wiem jak u ciebie z wymarzonym zakończeniem, ale moje skryte marzenia odnośnie BB częściowo się spełniły w tym odcinku. Więc raduję się!
Ale kurde zostały jeszcze 2 odcinki i normalnie strach się bać.
Trudne pytanie, bo sama nie wiem, czego bym chciała. W przypadku BB to jest fantastyczne. Bo mogę przez 1,5 sezonu życzyć Waltowi zostania złapanym a jak go Hank w końcu zakuwa w kajdany to mi tego Walta szkoda. Teraz siedzę i chcę zobaczyć jak Jesse strzela Waltowi między oczy, ale jak to się stanie to nie będę zadowolona, bo nie takiemu Jesse'emu kibicuję.
Temu czekam na finał. I po nim stwierdzę czy usatysfakcjonowana jestem czy nie.
Ja na szczęście nie mam oczekiwań wobec reszty ekipy, a oczekiwania wobec Walta miałam zbliżone do tego, co się teraz stało :)
Ano właśnie i w związku z tym ja mam takie pytanie. W jakimś innym temacie, doszłyśmy z jedną z użytkowniczek do wniosku, że Jesse został już ukarany za wszystkie swoje złe czyny i teraz kolej na Walta. I po ostatnim odcinku tak się zastanawiam, czy Walt w końcu dostał za swoje? "Imperium kłamstw" poszło w gruzy, rodzinę stracił na zawsze, patrzył na śmierć Hanka, szuka go policja, większość forsy zakosili mu naziole. Jest znienawidzony i samotny. Myślicie, że to jest to, tyle wystarczy i teraz czas na odrobinę dobra?
No i nie zapominajmy, że nowotwór znów powrócił. Mimo wszystko on sobie tak bardzo z tego nie zdaje sprawy do czego doprowadziła ta jego kuchenna awangarda. I to jest właśnie to o czym wspominał twórca, Walt to największy kłamca, a osobą którą okłamuje najbardziej jest właśnie on sam.
Może i stracił rodzinę, ale tak naprawdę to jej nie STRACIŁ. Nie tak, jak Marie Hanka, nie tak jak ojciec Jane. Walt został ukarany, ale na upartego można powiedzieć, że o ile kara jest bolesna i dotkliwa, to nie jest jeszcze najwyższy wymiar kary, jaki mógłby go spotkać (nie żebym mu tego życzyła).
I jak porównam jego los z Jesse'm muszę to powiedzieć: Walt się wymigał ;( Jesse teraz nie ma dosłownie NIC, nawet nadziei.
Jesse jest jedyną osobą na świecie, która może oczyścić Walta z oskarżenia o morderstwo Hanka, do czego w zasadzie sam się przyznał. Więc nadzieje jakieś ma, tylko czy twórcy pozwolą odegrać mu taki mocny akcent?
Śmierć rodziny byłaby dla Walta najgorszą rzeczą, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przede wszystkim dlatego, ze nie życzę śmierci Skyler ani dzieciakom, co one winne. Walt nie jest jeszcze na takim dnie, na jakim mógłby być, ale mocno oberwał i żal mi drania.
Co do Jesse'ego, to jestem ciekawa jak na niego ostatecznie podziała zdjęcie Andrei, czy zdoła znaleźć w sobie siłę do stoczenia jeszcze jednej walki. No i ciekawe, jak to w ogóle rozwiążą: wydarzenia z nowego odcinka będą się przecież toczyć w rok po "Ozymandiasie'. Todd Jesse'ego ocalił chyba tylko po to, żeby go podszkolił w gotowaniu, a nie żeby był stałym kucharzem. Do tego długiego czasu nie potrzeba, wątpliwe żeby go trzymał na łańcuchu przez rok. Jesse jest zbyt ważną postacią żeby zginął "za kulisami", więc chyba należy spodziewać się jakiejś ucieczki i spektakularnego come backu w najmniej spodziewanym momencie.
Ja również nie życzę i takiego końca. Pisząc, ze jemu nie życzę tego, miałam na myśli to co ty, że Skyler i dzieci dość mają już przesrane w życiu. No i nikomu nie życzę czegoś takiego, nawet Waltowi. Natomiast wciąż się o nich obawiam bo :a) to byłaby ostateczna kara dla Walta b) Skyler też nie jest już niewinną ofiarą Walta.
Oooo, skąd wiesz, że w następnym odcinku akcja będzie przyspieszona o rok?
Tak mi się wydaje. Bo w sumie, co mieliby teraz pokazywać? Walt wybył w nieznanym kierunku, chyba na wygnaniu nie będzie robił rzeczy, które musieliby pokazywać przez cały odcinek. Nie sądzę też, żeby go w odcinku w ogóle nie było, a akcja koncentrowała się na tych którzy zostali. (Chociaż...) Wydało mi się, że to już czas na skok w czasie. Z drugiej strony, kto tam wie, co Gilligan i spółka wykombinowali ;)
Aaa, myślałam ze masz jakieś oficjalne info :)
Kto to wie, możliwe, że faktycznie przeskoczą w czasie. jakby nie było twórcy nie idą zgodnie z naszymi oczekiwaniami, choćby w tym odcinku - zasiadłam z nerwem, że wskoczymy w sam środek strzelaniny a tu zonk.
Z drugiej strony jest dużo do zagospodarowania w czasie rzeczywistym: jest Jesse, jest żałoba Marie, jest szok Juniora, któremu w parę godzin zawalił się świat i jest Skyler i jej mega poczucie winy i strach o przyszłość.
Z trzeciej strony możemy zobaczyć "jakiś tam czas later" i poznać tylko rezultaty tego pamiętnego dnia i sami będziemy się musieli domyślić ogromu zniszczeń w życiu naszych bohaterów...
bo na początku sezonu widzimy Walta z włosami...wiec minie przynajmniej tyle czasu by zdążyły mu odrosnąć
Myślałam, myślałam i wymyśliłam. Chcę, żeby Jesse jako wyszedł z tego wszystkiego oraz, żeby Marie i rodzina Gomeza mogli pochować swoich bliskich jak się należy. Reszta - zobaczymy.
Kasiek_haz ja dokładnie mam podobną wizję ostatniego odcinka:) czuję, że Walt wykończy gang, będzie myślał, że uporał się z tym i nagle bach! Jesse go zabije a na koniec siebie. Zastanawia mnie tylko ta trucizna...w sumie to jest jedyna rysa na szkle w moich rozmyślaniach:)
Teraz już sama nie wiem, bo podobno Gilligan twierdzi, że fani Jesse'ego będą zadowoleni po finale, a on sam podobno do tych fanów należy. Nie wiem, czy po samobójstwie Pinkmana byłabym zadowolona :) Chociaż w przypadku BB tu nie chodzi o to co się stanie, tylko jak się stanie. Więc wniosek wciąż jeden i ten sam - trzeba czekać :)
Jak dotąd Walt był pokazany "w kwestii morderstw" raczej jako racjonalny umysł, chłodno kalkulujący ewentualne zagrożenia, eliminujący je jak chemik czyszczący probówki. W jego charakterze nie było czegoś takiego jak pojęcie zemsty. Aby się mścić Walt potrzebuje czegoś ekstra, co przebije się przez pancerz jego ego i myślę że coś takiego jeszcze nie nastąpiło. To się może zrodzić na dnie rozpaczy, czyli na końcu odcinka, kiedy straci rodzinę i Holly także odrzuci go mówiąc "Mama".
W To'hajiilee wygląda to tak, że Walt oszukany, sponiewierany, opluty, wzgardzony nawet przez szajkę, którą wynajął, chce podbudować swoje ego i odegrać rolę wielkiego Heisenberga. Chce odegrać pana "życia i śmierci" a jedyną osobą na pustyni wobec której może to zrobić jest Jesse. Dlatego wyciąga go spod samochodu i mówi mu o Jane. Jesse to jedyny widz, w tej scenie, który w ostatnich sekundach swego życia ma ujrzeć w nim wielkiego Heisenberga, który zawsze postawi na swoim. Ego Walta potrzebowało takiego kopa jak wygłodniały ćpun nowej działki.
PS. A jednak twórcy tego odcinka widzieli to inaczej: wyznanie Walta na temat Jane miało pokazać jego wyrafinowane, czyste okrucieństwo. Ponieważ egzekucja Jessego oddalała się w czasie, Walt chciał go zabić natychmiast, przynajmniej emocjonalnie.
http://www.vulture.com/2013/09/rian-johnson-moira-walley-beckett-breaking-bad-oz ymandius-interview.html
Ja go NIENAWIDZIŁAM. Teraz mi go żal... Obwiniał Jessego o śmierć Hanka. Wydaje mi się też teraz, że szczerze go Jesse zranił, zdradzając i wydając Hankowi. Walt złamany zemścił się... A potem wziął na siebie całą winę i próbował oczyścić Skylar z podejrzeń policji. Płacząc... No i przewinął dziecko, gaworząc. Kurde nienawidzę twórców tego łamiącego serce serialu... Mieszają w głowie. Geniusze.
Jestem zachwycona faktem, że przywrócono i zamknięto wątek Jane. Cudo. W gupim Dexterze gupia Debra nadal nie spytała o Rudy'ego.
Ryczę. Biedny biedny Jesse. Skur*****ki Todd, pieprzony słodki rudy niewinny morderca dzieci...
co Wy tak nienawidzicie tego Walta.
robi to co ma robić,
powiedział gdzie jest pinkman i dobrze skoro ten najpierw wygadał się hankowi, a wcześniej chciał podpalić mu dom czy też go zabić. Powinien zginąć wcześniej to hank by nie zginął.
A swoją drogą hank zginął przez swój upór nic więcej.
Pozatym Walter gotuje mete, niech sobie gotuję skoro ma z tego kasę żeby zapewnić byt swojej rodzinie po odejściu. Co ma płakać że ma raka i umrzeć biedny nie zostawiając rodzinie żadnych środków do życia. A to że po drodze przyczynił się do zlikwidowania kilku osób które przeszkadzały zapewnić bezpieczeństwo i stabilizację finansową jego rodzinie to nie uważam za problem. Sam bym zrobił to samo. Walter to moja ulubiona postać i mam nadzieję że nie zginie.