Muszę przyznać że śmierć Hanka mną wstrząsnęła, nigdy nie przypuszczałem że scenarzyści mogą zrobić coś takiego, pamiętam że po pierwszym odcinku BB nie przepadałem za nim, wydawał mi się gburowaty, naśmiewał się z Wolta itp, ale po kilku odcinkach zmieniłem zdanie i bardzo polubiłem tą postać dlatego nie mogłem uwierzyć gdy na tej pustyni dostał kulkę miedzy oczy.... a wy jak oceniacie tą postać lubiliście Hanka ? był wam obojętny ? wyraźcie swoją opinie :-)
Lubiłam Hanka, ale umiarkowanie, bo to zupełnie inna "drużyna" a ja jestem w tej z Walterem, zdecydowanie moja ulubiona serialowa postać kiedykolwiek. Za to moja przyjaciółka, która zaczęła oglądać Breaking Bad przeze mnie swoją drogą bardzo ubolewała nad Hankiem.
Rowniez ubolewalem nad jego smiercia, zdecydowanie chcialem zeby dopadl Walta. O ile jeszcze do 4 sezonu potrafilem zrozumiec motywacje Heisenberga, tak w 5 nastapilo tak zwane "przegiecie" i chcialem juz zobaczyc jego smierc. Jakby nie patrzec - zniszczyl zycia wszystkim dookola, i wcale nie z troski o rodzine, ale dlatego ze lubil ten zastrzyk adrenaliny jaki dawalo mu pichcenie mety.
Hank natomiast zaczal jako rubaszny, gruby wujaszek z przerosnietym ego, a z odcinka na odcinka robila sie z niego coraz ciekawsza postac. Zdecydowanie jedna z najlepszych postaci telewizji ever.
Przez 4,5 sezonów Hank był spoko. Uwielbiałem jego poczucie humoru, na przykład w odcinku "Fifty-One" podczas imprezy urodzinowej Walter Jr. mówił jak złamał dozwoloną prędkość i powiedział Hankowi, że jakby co to ma nadzieję, że mu pomoże, na co Hank: "Pewnie, załatwię ci pojedynczą celę". :)
Wszystko do czasu, czyli do odcinka "Blood Money" gdy Hank uwziął się na Walta. White był baronem narkotykowym i ściganie go było w pełni zrozumiałe, to był obowiązek agenta DEA. Ale powiedzmy sobie szczerze, ze strony Hanka była to bardziej zemsta niż obowiązek. Hank był tak zdeterminowany aby dopaść Walta, że zaczął działać bez skrupułów, między innymi chciał poświęcić życie Jessiego aby osiągnąć swój cel, właśnie dlatego przestałem go lubić. Był pochłonięty żądzą zemsty i nie skupił się na prawdziwym zagrożeniu którym byli neonaziści i Lydia Rodarte-Quayle. Hank wiedział jak się sprawy mają, Pinkman wszystko mu opowiedział (nagranie), więc on musiał wiedzieć, że Walt zawiesił już swoją działalność a na rynku działają neonaziści i Lydia. Po przesłuchaniu Jessiego rozmawiał z Gomezem i spytał go: "Może powinniśmy przesłuchać Lydię Rodarte-Quayle?". Chyba policja powinna bardziej skupić się na nich niż na starym, chorowitym człowieku który nie sprawia już żadnego zagrożenia. W ostateczności wyszło na to, że to Walt musiał się nimi zająć. Pozabijał ich wszystkich, dzięki niemu niebieska meta już nigdy nie pojawi się na rynku. Okazał się skuteczniejszy niż DEA.
W moim mniemaniu Hank nie zasłużył na śmierć, ale nie wstrząsnęła mną jakoś ponieważ go nie lubiłem.
Uwzial sie na Walta bo zdal sobie sprawe, ze ten robil go w wala przez tak dlugi czas. Pozatym wkur... go akcje Walta typu wypadek samochodowy oraz telefon z wypadkiem Marie.
Pozdro
To go nie upoważnia do tego aby zaczął łamać przepisy i narażać życie Jessiego dla osiągnięcia swoich celów.
oczywiscie, ze nie. Ale jego "ego" tak ucierpialo, ze chcial dopasc Walta za wszelka cene.
Dodatkowo jeszcze nagrali ta plyte "ze spowiedzia". No i wyszlo, ze Walt placil "brudnymi" pieniedzmi za jego rehabilitacje.
Na początku nie lubiłam Hanka, wydawał mi się niezbyt rozgarniętym (chociaż na wysokim odpowiedzialnym stanowisku) gburem.
ale z czasem polubiłam go. trudno sprecyzować, kiedy dokładnie , ale mniej więcej od chwili, gdy prawie zabili go "bliźniacy".
Bardzo mi go było żal. ale Walt go pomścił należycie.
Nie cierpiałem go. Żałuję, że tak późno się go pozbyto. I dla Walta i dla fabuły lepsze byłoby wcześniejsze "rozwiązanie problemów".