Może to się wydaje niektórym nierealne, ale w XX wieku wciąż żyją na świecie osoby obdarzone różnymi magicznymi zdolnościami. Zwane są witchami, a ich moc - craftem. Niektórzy z nich żyją sobie
Może to się wydaje niektórym nierealne, ale w XX wieku wciąż żyją na świecie osoby obdarzone różnymi magicznymi zdolnościami. Zwane są witchami, a ich moc - craftem. Niektórzy z nich żyją sobie spokojnie, niczym zwykli szarzy obywatele, nikomu nie szkodząc i nie używając swoich mocy, ba, nawet nie zdając sobie sprawy z posiadanych zdolności. Ale bywają i tacy, którzy korzystają ze swojego daru dla własnych, niekoniecznie przyjaznych dla środowiska, celów. I ktoś musi z nimi zrobić porządek. Do tego celu została powołana specjalna organizacja, nosząca nazwę Solomon. Nas najbardziej interesuje oczywiście jej japoński oddział (a jakże by inaczej) STN-J. Po śmierci jednej z łowczyń w bardzo niejasnych okolicznościach, zostaje przysłane zastępstwo - piętnastoletnia Robin, która sama używa craftu. Po efektownym wejściu dziewczyna dołącza do drużyny i musi się zmierzyć nie tylko ze zgrają zdecydowanych na wszystko witchów, ale także z nieufnością innych łowców i własnymi problemami z mocą. To ostatnie jest oczywiście rzeczą standardową dla wszystkich super bohaterów, jednak Robin odróżnia od nich to, że akurat jej problem okazuje się zaskakująco łatwy i prosty do rozwiązania. No i ciężko nazwać ją super bohaterką. Przez pierwszą połowę serii mamy do czynienia z różnymi witchami, poznajemy głównych bohaterów i generalnie można by powiedzieć, że odcinki nie mają ze sobą większego związku, tworząc ileś osobnych historii. Ale od połowy, na początku bardzo powoli, to wszystko zaczyna się zmieniać. Potem nagle akcja gwałtownie skręca i możemy śmiało stwierdzić, że teraz to już jest jedna, niesamowicie wciągająca opowieść, wyraźnie zmierzająca ku finałowi. Animacja w "Witch Hunter Robin" jest dopracowana, postacie nie drażnią wielkimi oczami ani cukierkowymi zachowaniami. Nastrój serii można określić jako raczej ponury i mroczny, ale to wcale nie oznacza, że jest pozbawiony elementów humorystycznych, które są głównie spowodowane zabawnymi dialogami z udziałem Doujimy czy szefa, ale nie sprawiają też wciśniętych na siłę. Warto wspomnieć o muzyce; doskonale podkreśla klimat anime i przyjemnie się jej słucha. Największym jednak atutem tej serii są bohaterowie, z naprawdę głębokimi osobowościami, z całą masą wątpliwości, jak i własnych lęków. Fabuła może trochę przynudzać, ale tylko z początku, potem już nie można narzekać na brak akcji. Serię "Witch Hunter Robin" polecam każdemu, kto ma ochotę na trochę poważniejsze, dobre anime, najlepiej na kilka długich wieczorów.