Dacie wiarę, że Nintendo potrzebowało aż pięciu lat od premiery Switcha, aby wreszcie wydać na niego kolekcje sportowych minigier, będącą kontynuacją legendarnego "
Wii Sports"? Fakt, na premierę konsoli dostaliśmy mocno kontrowersyjne "
1-2-Switch", w którym doiliśmy krowy i chodziliśmy po wybiegu dla modelek, jednak nie tego chcieli gracze. Teraz, po spędzeniu kilku godzin przy "Nintendo Switch Sports" mam wrażenie, że to też nie do końca to, czego chcieliśmy.
"
Nintendo Switch Sports" to zbiór sześciu gier sportowych, do których obsługi wykorzystujemy Joy-Cony, a konsolę najlepiej mieć w trybie TV (posiadacze Switcha Lite’a mogą zagrać, ale w bardzo ograniczony sposób). Stajemy przed telewizorem, wybieramy jedną z gier, ustalamy, ile osób będzie grało i zaznaczamy, czy jesteśmy prawo czy lewo ręczni. Nie ma miejsca na zbyt wiele gmerania w menusach, po prostu szybki wybór i do akcji. Zanim jednak przejdziemy do poszczególnych gier, warto wspomnieć o tym, jak możemy się bawić. Standardowy tryb to zabawa w maksymalnie cztery osoby przed jednym telewizorem z wykorzystaniem kilku Joy-Conów. Następna jest opcja grania po sieci ze znajomymi, a na koniec możliwość grania po sieci z przypadkowymi osobami losowanymi przez grę. Nintendo jednak widzi to inaczej, bo ich zdaniem głównym trybem powinien być online z randomami. Czemu? Bo tylko w tym trybie możemy zdobywać punkty i odblokowywać za nie nowe ubranka i fryzury dla naszych bohaterów. Zupełnie nie rozumiem tej decyzji, bo punkty powinny zbierać się na każdym kroku, a nie sztucznie zmuszać nas do zabawy po sieci z obcymi ludźmi. Po paru nieudanych rozgrywkach (usługa sieciowa Nintendo dalej sprawia wrażenie postawionej na serwerze z szyszek i napędzanej przez leniwe chomiki z nadwagą) odpuściłem ten tryb i pogodziłem się z faktem, że mój ludek będzie już zawsze wyglądał tak samo.
Przechodząc jednak do gier – jest ich sześć, w każdą można grać samemu lub we dwójkę, a w wybrane – we czwórkę. Najgorzej z całego pakietu wypada siatkówka, w której w sumie większość czasu stoimy i w odpowiednich momentach wykonujemy konkretne gesty. Zupełnie nie przypomina to prawdziwej siatkówki, zaś sama rozgrywka jest strasznie powolna i już po dwóch meczach można się tym poczuć diabelsko znudzonym. Piłka nożna, będąca czymś na wzór "
Rocket League", to również ogromne rozczarowanie; kontrola ruchowa ogranicza się do machnięcia Joy-Conem w celu kopnięcia piłki, a dołączona do zestawu opaska na nogę wykorzystywana jest jedynie w dodatkowej minigrze polegającej na strzelaniu do bramki z podania. Dużo lepiej wypadają na szczęście kolejne minigry. Badminton, znany też jako "babington", jest szybki, dynamiczny, a ruchy Joy-Cona są idealnie przekładane na ruchy rakietki. To samo tyczy się tenisa, jednak o ile w badmintonie możemy grać 1 kontra 1, o tyle w tenisie jest opcja wyłącznie debla. Kręgle to praktycznie kopia kręgli znanych z "
Wii Sports" i tak jak tam działały idealnie, tak nie inaczej jest tutaj. Ustawiamy kierunek rzutu, bierzemy zamach i rzucamy. Ostatnia z gier to pojedynki na miecze, w których musimy zrzucić przeciwnika z zawieszonej nad wodą areny. Sterowanie jest naprawdę przyjemne, bo konsola idealnie odczytuje ruchy Joy-Cona, jednak same pojedynki trwają czasami po kilkanaście sekund i brakuje w nich jakiejś głębi.
Gra zaliczyła bardzo duży postęp w kwestii oprawy graficznej w stosunku do swoich poprzedników. Oprócz możliwość korzystania ze znanych z Wii ludków Mii, mamy też kreator nowego typu postaci, dużo bardziej szczegółowych i pozwalających na więcej modyfikacji. Areny, na których się bawimy, są szczegółowe, w tle zawsze coś się dzieje i jest kolorowo. Samo sterowanie Joy-Conami zostało też świetnie przygotowane, o czym wspominałem wyżej, co nie było tak oczywiste ze względu na brak paska z diodami (taki miało Wii) pozwalającego kontrolerom na określanie swojej pozycji w stosunku do telewizora. Tu rozwiązano to w taki sposób, że gra prosi nas o wycelowanie Joy-Conem w środek telewizora i wciśnięcie przycisku – na bazie tego oblicza sobie ruchy i pozycję kontrolera.
Zaoferowana przez Nintendo zawartość byłaby akceptowalna, gdyby "
Nintendo Switch Sports", tak jak "
Wii Sports", było dokładane za darmo do konsoli. To nie jest gra na długie posiedzenia, trybów rozgrywki jest mało, a na domiar złego mamy ten dziwny ruch ze zdobywaniem ubranek i fryzur jedynie podczas zabawy online. Nawet udostępnienie jej w ramach tego nowego, droższego abonamentu Nintendo Switch Online byłbym w stanie zaakceptować. Wycenienie tej gry na prawie 200 złotych to jednak smutny żart i kolejny pokaz oderwania Nintendo od rzeczywistości. Cztery z sześciu gier są naprawdę ok, jednak nie aż tak, aby tyle żądać za tę grę. Jeśli chcecie poruszać się przed telewizorem, to którakolwiek z odsłon serii "Just Dance" będzie dużo lepszym wyborem i zapewni więcej zabawy.