Twórcy czwartej odsłony
"Underworld" nie mogą doczekać się kąpieli w morzu ognia. Nie przejmują się ekspozycją i od razu przechodzą do rzeczy: pomijani przez scenarzystów poprzednich filmów homo sapiens dowiadują się o istnieniu ras wampirów oraz lykanów i chwytają za karabiny. Wiedzeni instynktem samozachowawczym, urządzają masowe czystki. Świat zamienia się w pole bitwy, ulice spływają krwią, a nieśmiertelna lady Selene (
Kate Beckinsale) zalicza "kolejny dzień w biurze", wysyłając na łono Abrahama uzbrojonych przeciwników. Kiedy seksowna wampirzyca zostaje schwytana, akcja wędruje w przyszłość. Po dwunastu latach Selene budzi się w ośrodku badawczym eksperymentującym na obcych rasach. Nie muszę dodawać, że nie jest w nastroju do żartów.
To, co następuje potem, nie powinno nikogo zaskoczyć: w ruch idzie broń palna, sieczna i obuchowa, a także kły, pazury i mordercze, opięte lateksem uda. Fruwająca na linkach i poddana komputerowemu liftingowi
Kate wbija się w masę przeciwników jak przecinak i odstawia istny balet śmierci. Posoka przyozdabia ściany, flaki walają się po podłodze, kości przebijają skórę, światło słoneczne zamienia wampiry w kupki popiołu, a srebro rozsadza owłosione klaty wilkołaków. Film nie otrzymał kategorii wiekowej dla pięciolatków, więc istnieje duża szansa, że zasmakujecie w tym krwistym befsztyku. Zwłaszcza, że
Beckinsale wciąż wypada nieźle jako filmowa maszyna do zabijania. Zastanawiam się wręcz, czy obraz nie powstał wyłącznie w hołdzie dla jej pośladków i z czego właściwie by się składał, gdyby wyrzucić zeń wszystkie ujęcia bohaterki podnoszącej się w zwolnionym tempie z klęczek.
Gdzieś na drugim, albo siódmym, planie, przewija się pretekstowa fabułka, w której znalazło się miejsce dla zaginionej córki Seleny, lykańskiego spisku oraz zdjętego z londyńskich wybiegów krwiopijcy-rewolucjonisty. Sensu w tym wszystkim niewiele, a poprzednie części wydają się przy
"Przebudzeniu" scenariopisarską awangardą. Szukająca bezskutecznie własnej tożsamości seria – rozdarta między chaotyczną rewizją wampirzej mitologii a bezwstydnie anachronicznym kinem akcji – być może właśnie ją odnalazła. Twórcy odważnie idą w kamp, jakby wiedzieli, że tylko ta ścieżka może zawieść cykl w zupełnie nowe rejony. Finał sugeruje, że starczy im zapału pewnie na kilkanaście kolejnych części. Byle tylko niepokojąca, "totalitarna" wręcz symetria i sterylność strony wizualnej, zapożyczona z serii
"Resident Evil", nie stała się ich znakiem rozpoznawczym. Z tym nie poradzi sobie nawet tak fajna babka jak Selene.