Recenzja filmu

The Creeping Terror (1964)
Vic Savage
Connie Valoie
Mary Price

Horror w każdym calu

"Creeping Terror" to jeden z najgorszych filmów świata. Pod każdym względem. Jeśli można popełnić jakiekolwiek błędy przy realizacji filmu, to w nim popełniono je wszystkie. Dzięki temu przy
"Creeping Terror" to jeden z najgorszych filmów świata. Pod każdym względem. Jeśli można popełnić jakiekolwiek błędy przy realizacji filmu, to w nim popełniono je wszystkie. Dzięki temu przy oglądaniu jest kupa śmiechu. Ale zacznijmy od tego, co się dzieje na ekranie.

W Angel County w Kalifornii rozbija się statek kosmiczny. Wychodzi z niego wielki kosmita i pełznie siać terror. W pojeździe znajduje się jednak jeszcze jeden potwór. I to by było na tyle? Oczywiście! Fabuły, jak widać, praktycznie nie ma. Tytułowy terror pełza przez cały film i morduje każdego, kogo spotka na swej drodze: pożera, a raczej połyka ludzi w całości. Wygląda to przezabawnie, tak samo jak sam potwór. Podobny jest do krzyżówki wielkiej ameby i korzenia imbiru z wielkim workowatym dywanem, który za sobą ciągnie oraz z młotopodobnym łbem, z którego wystają przezabawne dżdżownico podobne oczka. Sceny, w których potwór morduje potrafią się dłużyć. Trwają, trwają i trwają… Nikt z mordowanych nie ucieka, wręcz sami podkładają się do połknięcia. Wszelkie granice przekroczono jednak w scenie ataku na salę taneczną. Zagrożenie pełznie, pełznie i pełznie… Ludzie tańczą, tańczą i tańczą… A zagrożenie pełznie. I nagle znajduje się w sali pełnej ludzi. Ci oczywiście nie uciekają, wydają się bardziej zaskoczeni, że coś przeszkodziło im zabawę niż przerażeni. Tłoczą się w jednym rogu sali. Mężczyźni zaczynają w iście amerykańskim stylu okładać się po pyskach, podczas gdy potwór… zjada ich partnerki! W końcu wszyscy zostają pożarci. Bez wahania można tę scenę zaliczyć do najgorszych, najśmieszniejszych i najbardziej bezsensownych w dziejach kina. Podobnie końcowa scena, gdzie oddział żołnierzy pakujący w stwora kilogramy ołowiu (z pistoletów i strzelb!) zostaje zjedzony i jeden z ocalałych wpada na pomysł, by zabić go granatem. Dzielny ochotnik skrada się i granat wypada mu z ręki. Logiki brakuje tu co chwilę, ale pamiętajmy, że to kino exploitation, zatem można "Creeping Terror" to wybaczyć.

A co z techniczną formą filmu? Tu jest równie źle. Niski budżet wymógł także kiepską realizację. Scenariusz kosztował całe 200 dolarów, został napisany w trzy dni i miał dziewięć stron objętości. Aby nie zmarnować za dużo taśmy, przez cały film przewija się irytujący narrator tłumaczący swym nosowym głosem to, co się dzieje lub działo poza kadrem. Może dzięki temu "Creeping Terror" trwa 76 minut zamiast trzech godzin. Uwagę przykuwają również inne cięcia budżetowe, jak na przykład kilkukrotnie wykorzystane ujęcia. Tania taśma wymusiła także zabiegi, które stosują filmowcy, jednak tutaj widoczne są one aż za bardzo. Chodzi mianowicie o doświetlenie planu. Widać je najbardziej w scenach pod drzewami. Ewidentnie widać snop światła latarki. Równie kiepsko wygląda doświetlanie postaci – albo coś jest prześwietlone, albo światło nie pada tam, gdzie trzeba. Oczywiście na aktorstwie i ekranowych postaciach też trzeba powiesić jakiegoś psa. Plastikowe, bez wyrazu, nijakie. Ot, typowe dla popcornowego kina tamtego okresu. Bohaterów praktycznie nie ma, postacie są jakby naszkicowane ołówkiem, i to raptem paroma kreskami. Są bezbarwne, nie da się utożsamić z żadną z nich, nie pamięta się też żadnej z nich. I na koniec muzyka. Idealnie pasuje do filmu. Niesamowicie głupia, sprawia psychodeliczne wrażenie. Jakby ktoś posadził pijanego organistę, by grał na weselu dla głuchych gości. Idealnie pasują tu określenia monotonna, bez polotu, głupia. Ale na pewno nie można powiedzieć, że jest straszna. Pojawia się znienacka i męczy uszy. A najgorsze, że nijak pasuje do tego, co dzieje się na ekranie.

Amerykanie słyną z kiepskich filmów. Kiedyś kiepskie były głównie te tanie, dziś dołączyły te z wielomilionowym budżetem. "Creeping Terror" jest i tani i niebywale głupi. Ma wszystko, czego nie powinien mieć dobry film. Będzie niejadalny dla konesera kina lub zwykłego widza. Fan starego kina SF powinien go jednak mieć w swojej kolekcji. Jest antydziełem najwyższych (lub najniższych, jak kto woli) lotów. Ten film jest przerażający pod każdym względem: ma przerażająco tępy scenariusz, przerażająco złe aktorstwo, przerażająco niepasującą muzykę, przerażająco niekompetentne realizatorstwo, przerażająco ubogie efekty specjalne. Tylko jako horror nie jest przerażający. Śmieszy z każdą sekundą, ot kolejny film "do piwa". O wielkości "Creeping Terror" niech świadczy fakt, że na 2010 rok przewidziano premierę dokumentu "Creep!". Będzie to swoisty "making of", a znajdziemy w nim wywiady z twórcami i aktorami, a także obszerny materiał z samego filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?