Recenzja wyd. DVD filmu

Reguła milczenia (2012)
Robert Redford
Robert Redford
Shia LaBeouf

W sieci schematyczności

W przeciągu ostatniej dekady Robert Redford, wzorem wielu innych kolegów po fachu, mocno przystopował z aktorstwem, racząc swą obecnością wielki ekran od równie wielkiego dzwonu. Ostatni występ
W przeciągu ostatniej dekady Robert Redford, wzorem wielu innych kolegów po fachu, mocno przystopował z aktorstwem, racząc swą obecnością wielki ekran od równie wielkiego dzwonu. Ostatni występ (zarówno na planie, jak i za kamerą) szanowany rudowłosy amant zaliczył dobre 5 lat temu w zaskakująco udanej, moim skromnym zdaniem, produkcji "Ukryta strategia" będącej kinem rozliczającym się z polityką bez ogródek. Świat grubych ryb Białego Domu ukazany "od kuchni", dobre dialogi i rewelacyjna obsada (na planie znalazło się również miejsce dla Cruise'a i Streep) stanowiły udane elementy wspomnianego filmu. Niedawno do wypożyczalni trafił jednak nowy tytuł z wiekowym (nie wypominając) aktorem, również mocno nacechowany politycznie, tym razem jednak utrzymany w klimacie typowego thrillera; ot, ktoś ukrywa tajemnicę, inni go ścigają. Czy i tym razem niestrudzonemu Redfordowi udało się dostarczyć wciągającą i zaskakującą produkcję czy jednak czuć, iż powoli nadchodzi czas zawieszenia przysłowiowych rękawic na kołku?

Jim Grant (Robert Redford) to cieszący się dobrą reputacją prawnik nie narzekający na brak zleceń. Owdowiały mężczyzna sam wychowuje swą córkę, zapewniając jej dach nad głową i rodzicielską miłość. Niestety, stateczny wydawałoby się Grant skrywa pewną tajemnicę mogącą zaważyć na przyszłości zarówno jego, jak i ukochanej córeczki. Gdy pewnego dnia Sharon Solarz (Susan Sarandon) zostaje aresztowana przez policję w związku z napadem na bank sprzed 30 lat, dokonanego przez studencką organizację Weather Underground, stara sprawa zostaje ponownie wyciągnięta na światło dzienne. Szczególne zainteresowanie budzi ona w Benie Shepardzie (Shia LaBeouf), nieopierzonym dziennikarzu chcącym dokopać się do sedna śledztwa. Jego opór w drążeniu tematu prowadzi do odkrycia powiązań wspomnianej grupy z samym Grantem, który przez wiele lat ukrywał się pod fałszywą tożsamością. By oczyścić się z zarzutów i rozliczyć raz na zawsze z przeszłością, Jim będzie zmuszony do ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości i odwiedzeniem paru znajomych z dawnych czasów...

"Reguła milczenia" to typowy thriller polityczny, odrysowany z tuzów gatunku niczym od liniału, pozbawiony jednak emocjonujących scen pościgów czy wrażenia nieuchronnie zaciskającej się na szyi protagonisty pętli śledztwa. W paru momentach potencjał niektórych sekwencji został zwyczajnie zduszony w zarodku, bez możliwości rozwinięcia skrzydeł (vide: śledczy wkraczający do pociągu którym podróżuje Grant czy pościg przez las). Zabrakło również postaci bezwzględnego i inteligentnego gliniarza pragnącego dorwać ściganego za wszelką cenę; w zamian otrzymaliśmy żółtodzioba rozwiązującego na własną rękę sprawę stulecia, nieustępliwie badającego kolejne wątki śledztwa. Z jednej strony ciekawie ogląda się stopniowe odkrywanie kolejnych kart enigmatycnej przeszłości Jima, z drugiej jednak brak "psów gończych” puszczonych za Grantem obniża napięcie do zera, niwecząc atmosferę desperackiej ucieczki.

Scenariusz produkcji mocno zahacza o tematy polityczne, rozprawiając się z niesławną historią grupy Weather Underground. Dziwi banalność niektórych wątków skryptu (młodzik odkrywający tożsamość Granta), zdumiewa również wspomniany brak dynamizmu w scenach aż proszących się o dosadniejsze uderzenie. Niezła scena ucieczki z hotelowego lobby to zbyt mało, nawet jak na możliwości blisko 80-letniego Redforda. Samo zakończenie, pomimo lekkiej przewrotności, bynajmniej nie wbija w grunt, nie wynagradzając należycie czasu spędzonego na oglądaniu mozolnie prowadzonego śledztwa.

Okładkę produkcji zalewa morze znanych i lubianych nazwisk. Poza wcześniej wymienionymi gwiazdami, na planie filmu zobaczyć możemy również Nicka Noltego, Stanley'a Tucci, Chrisa Coopera czy Terrence'a Howarda. Niestety, wspomniane sławy występują w rolach mocno epizodycznych, do tego scenarzysta nie pozwolił im na wykazanie się przed obiektywem kamery. Niemniej zniszczony używkami Nolte jak zwykle intryguje głosem mogącym służyć za antyreklamę papierosów i alkoholu (gardłowe charczenie), pozostali panowie zaś zwyczajnie cieszą swą obecnością na ekranie (doświadczenie w aktorskim rzemiośle robi swoje). Jakby nie było, cały film spoczywa głównie na barkach Redforda i LaBeoufa, co stanowić może broń obosieczną (młodszy aktor jest rozpoznawalny i daje sobie radę w głównej roli, jednak u wielu osób po prostu budzi awersję swą aparycją). Mimo wszystko obsada na plus.

Za przeciętność i schematyczność "Reguły milczenia" Redforda winić nie sposób, niemniej jako reżyser przedsięwzięcia nie przyłożył się jakoś szczególnie do uatrakcyjnienia seansu. Pod względem ujęć, montażu i prowadzenia kamery, wspomniany film to ledwie rzemiosło, nie dorastające do pięt filmom Eastwooda (który również udanie przekwalifikował się z aktorskiego zawodu). Głównym zarzutem wobec "Reguły milczenia" jest jednak schematyczny, choć tematycznie ambitny, skrypt pozbawiony krzty napięcia. Jak na kino oparte na odkrywaniu kolejnych stronic przeszłości, zabrakło wyciągania brudów, brakuje również charakterystycznych postaci i powodującego szczękopad zakończenia śledztwa. Finałowe rozwiązanie intrygi stanowi ledwie lekki pstryczek w nos, miast serwować potężnego plaskacza w gładki niczym pupa niemowlaka policzek. Szkoda.

Podsumowując, "Regułę milczenia" można obejrzeć ze względu na obsadę wypełnioną po brzegi nazwiskami, sam powrót Redforda przed i za kamerę oraz gatunek, w który wpisuje się ów film. A że wpisuje się ze wszech miar przeciętnie, zapominając o trzymaniu widza w napięciu poprzez wykastrowanie produkcji ze scen akcji? Cóż, przynajmniej zwieńczenie historii zaskakuje... odrobinkę, tracąc jednak swój wydźwięk przez słabo zarysowane postacie (skąd taka decyzja na końcu filmu?). Od Redforda oczekuje się czegoś lepszego niż przegadany pseudo-thriller o aspiracjach politycznych. Bywało (duuuużo) lepiej.

Ogółem: 5/10

W telegraficznym skrócie: powrót Redforda w gwiazdorskiej obsadzie... szkoda, że większość ze znanych twarzy zalicza tylko króciutkie epizody; przeciętny i schematyczny thriller z politycznym wydźwiękiem; znikoma ilość napięcia + powolna narracja mogą znużyć; oby za kolejne 5 lat Redford zmajstrował coś bardziej zajmującego...
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?