Recenzja filmu

Predators (2010)
Nimród Antal
Adrien Brody
Topher Grace

Decydujące starcie?

Predator to jeden z tych bohaterów (jeśli mogę w tym przypadku posłużyć się takim określeniem), którzy na trwale zapisali się w masowej wyobraźni. Jednocześnie jest to postać, która w życiu na
Predator to jeden z tych bohaterów (jeśli mogę w tym przypadku posłużyć się takim określeniem), którzy na trwale zapisali się w masowej wyobraźni. Jednocześnie jest to postać, która w życiu na dużym ekranie nie miała wielkiego szczęścia. Stworzona na potrzeby kultowego filmu Johna McTiernana, przedłużenie swego bytu znalazła głównie na kartach komiksów i w grach komputerowych. Próby jej dalszego eksploatowania przez X muzę w sposób delikatny można określić jako nieudane. Po średnio udanym sequelu spod ręki Stephena Hopkinsa przyszły dwa pokraczne crossovery, w których kosmiczny łowca stawał w szranki z innym sławetnym przedstawicielem obcej cywilizacji, zrodzonym z kolei w klasycznym horrorze sci-fi Ridleya Scotta. Wreszcie po latach, rehabilitacji na celuloidowej taśmie myśliwego z innej galaktyki podjął się nie kto inny jak Robert Rodriguez. Pod jego producenckim okiem do reżyserii nowej odsłony sagi o Predatorze wytypowano Nimróda Antala, twórcę docenionych zarówno przez widownię, jak i krytyków "Kontrolerów". Efekty tej obiecująco zapowiadającej się współpracy wciąż budzą pewne kontrowersje pośród miłośników filmowej fantastyki naukowej, trzeba jednak przyznać, że próba była... hmm, nazwijmy to, ambitna.

Co istotne, w przypadku "Predators", to fakt, że już w swych założeniach ma on w jak najbardziej wyraźny sposób nawiązywać zarówno do pierwszego filmu ze Schwarzeneggerem w roli głównej, jak i do nieco szerzej pojętej klasyki gatunku. Już sam tytuł przecież to oczywista aluzja do cyklu o Obcym, a ściślej - do kontynuacji "8 pasażera Nostromo" spod ręki Jamesa Camerona. Tym samym Rodriguez wraz ze swym podopiecznym daje tu niejako do zrozumienia że jego projekt to właściwy, "pełnoprawny" spadkobierca spuścizny dzieła McTiernana. Ponadto sam punkt wyjściowy fabuły to jawna i zamierzona kalka zawiązania akcji znanego z pierwowzoru z 1987 roku. Znów mamy tu grupkę najemników w tropikalnej dżungli, której przyjdzie zmierzyć się z uzbrojonym po zęby myśliwym. Różnica polega jedynie na tym że myśliwych jest tu tym razem wielu, żołdacy nie znajdują się już w nieprzyjaznej głuszy z własnego wyboru, a sama głusza okazuje się nie być już swojskim piekiełkiem gdzieś w Ameryce Południowej, a obcą planetą o klimacie zastanawiająco przypominającym ten panujący na Ziemi. Reguły jednak wciąż te same: nie dać się zabić i ewentualnie próbować unicestwić bezwzględnego napastnika...

Opinie co do tego, czy reboot Rodrigueza i Antala uznać można za udany i satysfakcjonujący, czy też jest to kolejna porażka, są podzielone. Twórcy zrobili w zasadzie co się dało, aby wskrzesić ducha oryginału, ale nie udało im się uniknąć pewnych potknięć. Najbardziej w "Predators" rażą te momenty, gdy w grę wchodzi użycie najnowszych technik. W końcu nie tego chyba oczekuje szanujący się miłośnik science-fiction, aby po ekranie biegała zgraja komputerowo wykreowanych i nieznośnie sztucznych stworów, podczas gdy jeszcze kilkanaście lat temu znacznie bardziej naturalne i zadowalające efekty można było uzyskać tradycyjnymi drogami. Na pochwałę zasługuje jednak fakt że współczesne triki wykorzystywane są tu dość rzadko i raczej oszczędnie. Na pierwszym planie wciąż pozostaje mocne męskie kino akcji w kosmicznym kostiumie.

Odrodzenie Predatora A.D. 2010 zbiera również plusy w kategorii: różnorodność i dobór bohaterów. Zadbano aby galeria wojowników, którzy stawią czoła tytułowym drapieżcom była odpowiednio barwna i bogata. Są tu więc zarówno przedstawiciel japońskiej yakuzy, jak członkini izraelskich sił specjalnych czy żołnierz meksykańskiego kartelu (tu nie kto inny jak krewniak Rodrigueza, Danny Trejo). Mile również zaskoczył mnie występ Adriena Brody'ego, który wbrew wszelkim przewidywaniom udowadnia tu że świetnie może sprawdzać się również jako bohater kina akcji.

Główny problem "Predators" polega na tym, iż jest dosyć nierówny. Całościowo - przyjemna, odprężająca rozrywka, w której nie zabraknie mięsa i flaków oraz ostrej rozwałki w starym, dobrym stylu. Niejednokrotnie jednak twórców ponosi wyobraźnia, rozhulana widać na skutek zbyt dużych możliwości budżetowych. Wtedy też film Antala zbacza w kierunku efekciarskiego chaosu, niebezpiecznie podobnego do tego, czym od dawna karmi nas w swym najbardziej mainstreamowym wydaniu Hollywood. Trochę żal, bo są tu zadatki na naprawdę odlotową jazdę w klimatach złotej dekady gatunku, z której pochodzi pierwszy występ Predatora. Jeśli jednak porównywać omawianą pozycję choćby z dwiema odsłonami "Alien vs. Predator", to jest to jak niebo a Ziemia. Tudzież jakakolwiek inna planeta, niekoniecznie nawet w tym układzie słonecznym...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Nareszcie"! Pewnie takie słowo wypowiedziała większość fanów kultowego "Predatora" z 1987 roku i jego... czytaj więcej
Był rok 1987. Nikt nie przypuszczał, że powołany wówczas do życia kosmita na stałe zapisze się w historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones