Są zieloni, kochają rock'n'rolla i horrory klasy B. Tak kosmitów wyobrażają sobie twórcy animacji
"Planeta 51". Chociaż nie, to wcale nie są kosmici. W tym filmie obcym przybyszem jest bowiem człowiek. Przybywa na planetę, by przejąć ją w imieniu Ziemian. Nie wiedział, że jest zamieszkana. Zorientował się jednak za późno i wpadł w poważne tarapaty.
Animacja
Jorge Blanco przywołuje stare dobre czas, kiedy ludzie kochali oglądać filmy w kinach samochodowych, furorę robiły opowieści o porwaniach przez Obcych, a Obszar 51 dopiero zaczynał przenikać do zbiorowej wyobraźni. Starsi widzowie będą mogli z łezką w oku przypomnieć sobie młodość, a dzieciaki przejdą przyspieszony kurs kultury masowej. Całość podana została w lekkostrawnym sosie komediowym z przewrotną zamianą miejsc. Nie jest to film wyrafinowany fabularnie czy formalnie. To prosta rozrywka w sam raz na odsapnięcie po całym dniu.
Wydanie Blu-ray zapewni dodatkową rozrywkę. Obok filmu otrzymujemy bowiem trzy gry, których bohaterem jest Chuck. Podobnie jak film tak i one utrzymane są w stylu retro. Przypominają gry z automatów. Są łatwe w obsłudze i mają bardzo proste zasady. Jedyną ich wadą jest to, że nie są zbyt długie, ale młodszym odbiorcom i tak powinny się spodobać.
W wydaniu mamy jeszcze drugą płytę z całą masą dodatków. Wśród nich jest materiał o tym, jak powstał film, zestaw scen usuniętych oraz relacja z premiery. Zaprezentowano też proces tworzenia wybranych scen i odkryto kulisy życia na Planecie 51. Mnie spodobało się to, że w materiałach dodatkowych znalazł się akcent polski. Możemy mianowicie poznać od kuchni proces tworzenia polskiego dubbingu. Bardzo rzadko dystrybutorzy decydują się na dodawania polskich dodatków, a szkoda.
Sam film oczywiście można obejrzeć w kilku wersjach językowych. W przypadku animacji to zawsze jest dodatkowa frajda. Pozwala to porównać, jak polski dubbing wypada na tle innych. W tym przypadku nasi twórcy nie mają powodu do wstydu. Polski dubbing miejscami wypada lepiej niż wersja angielska, pełna gwiazd światowego formatu. Może tylko w kilku miejscach tłumaczenie nie do końca się sprawdziło, ale są to tylko drobne uchybienia.
"Planeta 51" zdecydowanie nie jest obrazem wybitnym. W dobie prawdziwej eksplozji animacji ta europejska produkcja szybko ulegnie zapomnieniu. Cieszy jednak fakt, że polskie wydanie do domowej filmoteki nie ograniczyło się tylko do samego filmu.