Gdzieś w Niemczech, w śródleśnej willi, troje ludzi połączyła niezwykła więź. Przyjaźń? Kochanie? A może po prostu szalony konował, mentalny spadkobierca Mengelego, zszył ich odbyty z ustami,
Gdzieś w Niemczech, w śródleśnej willi, troje ludzi połączyła niezwykła więź. Przyjaźń? Kochanie? A może po prostu szalony konował, mentalny spadkobierca Mengelego, zszył ich odbyty z ustami, tworząc coś na kształt ludzkiej stonogi? Niestety (a może stety, filmwebowe zboczuszki?) właściwą odpowiedzią jest opcja trzecia.
W czyjej głowie i jak zrodził się ten skądinąd ekscentryczny koncept? Otóż, jak głosi wieść, Tom Six, reżyser obrazu, gawędząc ongiś z kolegami, zaproponował, by niegodziwców molestujących pacholęta karać równie okrutnie - przyszywając ich usta do tyłków tłustych kierowców ciężarówek. Filmowy pomysł stworzenia "syjamskich trojaczków" połączonych wspólnym układem pokarmowym zdał mi się tyleż kontrowersyjny, co zabawny i nowatorski. Po prostu fajny. Można było stworzyć oryginalne widowisko balansujące na granicy ohydy koprofagicznego "Salo", a soczystego perwersyjnego gore z kręgu "Guinea Pig". Niestety, Six ciekawą ideę spartaczył dokumentnie.
Wiadomo było, że "Ludzka stonoga" będzie filmem dla hermetycznej grupy widzów i odbiór filmu poza grupą miłośników tak zakręconych klimatów będzie jednoznaczny. Tymczasem otrzymujemy film, który także z perspektywy przeciętnego kinomana jest najzwyczajniej słaby. Scenariusz pozwolę sobie eufemistycznie nazwać cieniutkim - dwie młode Amerykanki przemierzają Europę (pamiętacie "Hostel"?). W środku niemieckiej kniei ich samochód odmawia posłuszeństwa. Białogłowy zamiast pieszo po apostolsku podążać wzdłuż drogi, przebijają się przez mroczny las aż dochodzą do eleganckiej posesji, w której to dogoni je przeznaczenie. Germański psychol stworzy z dziewcząt i schwytanego później Japończyka uroczy łańcuszek.
Kolejny zarzut dotyczy aktorstwa. O ile przerysowany (w założeniu zapewne demoniczny) styl gry doktora Heitera (Dieter Laser został nawet za tę rólkę nagrodzony) można wpisać w konwencję, o tyle postaci dziewczyn są po prostu bezbarwne i do przesady głupie.
Filmu nie polecam nawet tym, którzy zwrócili się ku niemu gnani erotycznymi fantazjami. Twórcy, tonąc w odmętach niemrawego rozpoczęcia filmidła, chwytają się brzytwy w postaci niezbyt finezyjnie wplecionego motywu starego niemieckiego zboczeńca - dla fanów blue movies zza zachodniej granicy jest to bohater niemalże archetypiczny. Zbereźny staruszek nie wpływa na akcję - jest odpychającym i naprawdę zbędnym wzbogaceniem lokalnego folkloru.
Wizualnie obraz nie powala. Byłam perwersyjnie wręcz ciekawa, jak rzeczona stonoga będzie się prezentować. Zawiodłam się srodze. Wszystkie miejsca newralgiczne ludzkiego bezkręgowca (czyli połączenia zadka z narządami mowy) skrzętnie ukryto pod bandażami. Kolejny krok do pogrzebania intrygującego pomysłu. I tak właśnie prezentuje się całość obrazu - konsekwentne partaczenie świeżej idei. Właściwie jedyną zaletą filmu jest dość intrygujące zakończenie.
Twórcy "Human Centipede" butnie zapowiadają kontynuację - tym razem w znajomym łańcuszku zobaczymy aż dwunastu nieszczęśników. Oj gewalt, wietrzę nosem kaszanę!