W tym szpitalu psychiatrycznym na pewno cię nie wyleczą
Po półtoragodzinnym seansie można być zadowolonym; akcja-jest, hektolitry krwi-są, zombie-jest, chore eksperymenty-są, szpital psychiatryczny-też jest. Mamy więc do czynienia ze sprawnie
Trzeba przyznać, że Jeff Buhler kręci naprawdę krwiste horrory. Po "Nocnym pociągu z mięsem" zaserwował widzom inny, nie mniej krwawy film. Siadając do seansu nie spodziewałam się takiej jatki, a tym bardziej, że ujrzę na ekranie ludzi a’la zombie.
Historia zaczyna się niewinnie, Jack (Jesse Metcalfe) postanawia dostać się za wszelką cenę do szpitala psychiatrycznego, by móc wyciągnąć stamtąd swoją siostrę. Aby dowieść, że w rzeczywistości jest całkowicie zdrowy psychicznie, zostawia list w szufladzie, zdradzający dlaczego tak naprawdę znalazł się w klinice. Następnie wybiega na ulice pół nagi, zakrwawiony, krzycząc niezrozumiałe rzeczy, aż któryś z przechodniów wzywa policję i ambulans, który zawozi go do upragnionego szpitala. Tam, udając niespełna rozumu człowieka trafia wpierw na oddział pod nadzorem, a potem na obserwacje. Niestety okazuje się, że w szpitalu dr Gianetti (Peter Stormare) stosuje niekonwencjonalne środki leczenia. Podaje on bowiem dożylnie swoim pacjentom pewien lek, wywołujący agresję i, co najważniejsze, niepohamowany apetyt na zarówno ludzkie, jak i zwierzęce mięso. W jego rozumowaniu ów lek ma pomóc dotrzeć do źródła choroby pacjentów, a niepokojące objawy są jedynie mało znaczącymi drobiazgami, które da się poskromić. Niestety szybko okazuje się, że lek nie przenosi się wyłącznie poprzez zastrzyk, ale także poprzez ugryzienie, w ten sposób np. siostra Henderson (Molly Bryant) została nim zakażona. W tej sytuacji Jack nie tylko walczy o uwolnienie Lily (Kiele Sanchez), ale także, by nie została jedną z ofiar eksperymentu. Jednak kiedy dochodzi do momentu kulminacyjnego, wszystko wymyka się spod kontroli. Pacjenci poddawani nieludzkiemu eksperymentowi wybiegają na korytarze budynku, polując nie tylko na Jacka, Lily, Dave (Kevin Sussman) i Nancy Chen (Olivia Munn), ale zjadając siebie nawzajem.
Trzeba przyznać, że Jeff Buhler ani na moment nie zwalnia tempa akcji, wręcz przeciwnie, im bliżej finału tym coraz więcej jest biegania i zabijania. Niestety zatraca się w tym klimat filmu. Trochę za dużo krwi jest wylanej na ekran, aż momentami ma się wrażenie, że jest tylko czerwono. Na dodatek te biegające istoty, będące wciąż ludźmi, o zapędach kanibalistycznych, były zwyczajnie momentami przerysowane w swoim zachowaniu. Rozumiem cel owego zabiegu, który miał w pełnej krasie oddać skutek wstrzykiwania leku, nie mniej było tego zwyczajnie "za dużo".
Pomimo tego, po półtoragodzinnym seansie można być zadowolonym; akcja - jest, hektolitry krwi - są, zombie - jest, chore eksperymenty - są, szpital psychiatryczny - też jest. Mamy więc do czynienia ze sprawnie nakręconym filmem gore, które na pewno nie znudzi widza. Myślę, że mogę go polecić z czystym sumieniem wszystkim fanom horrorów, a tym bardziej tym osobom, którym do gustu przypadł także wyżej wspomniany "Nocny pociąg z mięsem".