Recenzja filmu

Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu (2022)
Ryan Coogler
Waldemar Modestowicz
Letitia Wright
Lupita Nyong'o

Wakandyjski danse macabre

O tym jak niespodziewana śmierć świetnego Chadwicka Bosemana wstrząsnęła fikcyjnym  światem uniwersum Marvela. 
Śmierć najbliżej osoby potrafi zmienić wiele w życiu każdego człowieka. Często ludzie, w swoim zaciszu domowym, pogrążają się w smutku, unikając kontaktu ze światem zewnętrznym. A co gdy nie można sobie na to pozwolić? Co jeżeli ta najbliższa osoba nie tylko jest ważna dla Ciebie, ale i też dla całego narodu? Co jeśli śmierć zabiera króla jednego z najpotężniejszych i najbardziej tajemniczych mocarstw świata?



Pogrążona w żałobie Wakanda staje naprzeciw wielu problemom. Nowa władczyni jednego z najpotężniejszych państw filmowego uniwersum Marvela musi stawić czoła zazdrości oraz przemocy ze strony innych krajów. Królowa Ramonda (Angela BassettAngela Bassett) mimo niezmiernie ważnej roli w afrykańskim mocarstwie jest też kochającą matką, która po odejściu syna zrobi wszystko, by jej córka pogodziła się z utratą brata. Śmierć okazuje się być bezlitosna. Nie zwraca uwagi na status społeczny Czarnej Pantery. Nie patrzy na jego dokonania oraz czyny. Nie interesuje jej dobroć i troska, którymi przywódca obdarzał swoich poddanych. W tym przypadku czas nie leczy ran. Mija ponad rok, a Shuri (Letitia WrightLetitia Wright) wciąż nie potrafi pogodzić się z odejściem króla T'Challi

Namor (Tenoch HuertaTenoch Huerta) jest przywódcą założonego przez przodków Talokanu, miejsca położonego na dnie oceanu, znajdującego się z dala od konkwistadorów, nękających jego lud. Władca jest nazywany przez mieszkańców, uważających go za boga oraz obrońcę, K'uk'ulkanem. Mówiąc o Namorze trzeba podkreślić, że mamy do czynienia z postacią niestabilną, gotową do otwartej wojny z całym światem – a wszystko po to, aby jego poddani czuli się bezpiecznie.

Everett K. Ross (Martin FreemanMartin Freeman) jest zamieszany w śledztwo ataku na amerykański statek, którego załoga poszukiwała na dnie oceanu złóż cennego vibranium. Zlokalizowanie surowca było możliwe dzięki utalentowanej Riri Williams (Dominique ThorneDominique Thorne), która stała się przez to celem K'uk'ulkana. Okoye (Danai GuriraDanai Gurira) wraz z Shuri będą starały się uratować dziewczynę przed niebezpiecznymi łowcami z Talokanu.


"Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu (2022)Wakandę w moim sercu" zapamiętam na pewno na długo. Nie jest to kolejna z rzędu produkcja Marvela, lecz film, który przez cały czas wzbudza masę przeżyć – zarówno pozytywnych, jak i tych mniej przyjemnych. Emocjonalny rollercoaster jest udanym zabiegiem, ponieważ nie jest to pasożyt, żerujący na śmierci Chadwicka Bosemana oraz ludzkich uczuciach. Widowisko Ryana Cooglera zostało ozdobione klimatyczną muzyką, której najważniejszą rolą w produkcji jest budowanie nastroju.
Obok błyszczącej Angeli BassettWinston DukeWinstona Duke’a oraz Tenocha Huerty, jest też Letitia Wright, która nie do końca poradziła sobie z ciężarem głównej roli. Świetnie było po raz kolejny zobaczyć Martina Freemana na dużym ekranie, jednak jego postać została potraktowana po macoszemu.

Trzeba zwrócić uwagę na kostiumy, za które przecież "Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu" otrzymała Oscara. Kreacja Riri Williams jest wręcz odpychająca, w znacznym stopniu odbiegająca od komiksowego pierwowzoru. Na stroju nowej Czarnej Pantery rzucają się w oczy złote wstawki, które w porównaniu do kostiumu noszonego przez króla T’Challę, sprawiają wrażenie kiczu. Nowe stroje wojsk Wakandy totalnie nie wkomponowują się w klimat afrykańskiej potęgi. 

Wprowadzenie nowego państwa oraz cywilizacji wydaje się pozytywnym aspektem – tak też jest, jednak sposób w jaki podwodny świat został przedstawiony, pozostawia wiele do życzenia. Można było wziąć przykład z ostatniego dzieła Jamesa Camerona "Avatar: Istota wody", gdzie świat wyglądał wręcz zachwycająco - prawie jak z wakacyjnej pocztówki. W filmie Ryana Cooglera Talokan jest miejscem ciemnym oraz ponurym – mimo tętniącego tam życia. Skoro o tym mowa - nie mógłbym zapomnieć o Wakandzie. W sequelu „Czarnej Pantery” twórcy nie pokazali jak wygląda smutna codzienność w afrykańskiej potędze po śmierci króla. Jak na film, którego tytuł to „Wakanda w moim sercu” zaledwie kilka scen obrazujących pogrążone żałobą społeczeństwo to zdecydowanie za mało.


Uważam, że "Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu" jest produkcją ciekawą. Mimo iż potencjał nie został w pełni wykorzystany, Ryan Coogler pokazał po raz kolejny, że potrafi – tym razem mimo wyjątkowo trudnych okoliczności. Czy decyzja o braku recastu była właściwa? Tego już nikt się nie dowie. Przykro, że postać, którą stworzył Chadwick Boseman, zamieciono pod dywan, uśmiercając poza kamerami. Kontynuacja historii króla T’Challi byłaby ciekawszym sposobem na uszanowanie jego pracy oraz trudów włożonych w kreację charyzmatycznego władcy i autorytetu. Wątek obrońcy Wakandy wciąż pozostaje otwarty. Pozostało nam tylko czekać, aż… Czarna Pantera powróci.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

null

nullPrzejdź na startową naszego serwisu

(error-code: 20250623_SV5uiqL4tGqGXSuQ)