"Córka prezydenta" to sympatyczna komedia romantyczna opowiadająca o dorastającej nastolatce, Anni Foster, jej niecodziennych problemach i życiu, obracającym się wokół wytwornych pałaców, prestiżowych bankietów, w obecności najważniejszych ludzi świata. Jak nietrudno się domyślić, taki żywot, chociaż pełen luksusów i bogactw, nie jest tym, czego pożąda młoda dziewczyna. Anna jest zmęczona ciągłymi uroczystościami i panującą tam atmosferą. Chce wolności, pragnie robić to, co inne dziewczyny w jej wieku, i nie być przy tym pod ciągłym nadzorem ochroniarzy. W tym celu udaje się na koncert, podczas którego dostrzega grupę kontrolujących ją agentów. Rozwścieczona na ojca, ucieka z imprezy z tajemniczym chłopakiem w długą, pełną przygód podróż, podczas której spełni wszystkie swoja marzenia, dowie się, co to wolność, a nawet po raz pierwszy się zakocha. Scenariusz to niewątpliwie jedna z zalet omawianej produkcji. Jest przemyślany i ciekawie przedstawiony. Główny wątek, którym oczywiście jest miłość, został doskonale poprowadzony. Od przypadkowego spotkania, poprzez pierwszy pocałunek i drobne spory, do gorącej, namiętnej, a co ważniejsze prawdziwej miłości. Nie przeczę, że rozwój wypadków przedstawiony przez scenarzystów w taki sposób bardzo mi się spodobał. Koniec z zakochaniem od pierwszego wejrzenia czy tłumaczeniem, "że połączyło nas przeznaczenie", co jest przecież tak często stosowanym chwytem przez producentów filmowych, tworzących komedie romantyczne. Wreszcie coś nowego! Przypadkowa, a nawet i początkowo niechciana miłość, pomiędzy córką prezydenta a jej ochroniarzem. Na dodatek mamy tu motyw ucieczki od nadopiekuńczych rodziców w nieznane... Taki scenariusz jest w moim mniemaniu przykładem idealnej komedii romantycznej. Bowiem "Córka prezydenta" to interesująca opowieść o miłości, wprowadzająca nas w romantyczny nastrój. Czego można chcieć więcej ?! W omawianym filmie nie zabrakło również miejsca na zabawne dialogi i udane gagi. Oczywiście nie możemy spodziewać się, że podczas seansu będziemy "tarzać się po podłodze ze śmiechu", ale z pewnością miło spędzimy czas z uśmiechem na twarzy. Muzyka to kolejny element, który przypadł mi do gustu. Soundtrack zawiera zarówno, te już nieco starsze piosenki jak i również kawałki pochodzące z ostatnich lat. Tak, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Za to od siebie dodam, że muzyka pasuje do filmu oraz dodaje mu uroku. Przejdźmy teraz do aktorstwa. Dwójka głównych bohaterów spisała się bardzo dobrze. Chociaż nigdy wcześniej nie miałem okazji podziwiać ani Matthew Goode, ani Mandy Moore i jest to mój pierwszy film z ich udział, to nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Mandy Moore bez problemów poradziła sobie z rolą rozkapryszonej nastolatki, buntującej się przeciwko rodzicom z byle powodu. To samo można powiedzieć o Matthew Goode grającego odpowiedzialnego ochroniarza, zakochującego się mimowolnie w Annie Foster. Według mnie równie pozytywnie wypadli rodzice Annie. Zarówno Caroline Goodall jak i Mark Harmon zagrali świetnie. Role nieustępliwego ojca, prezydenta, jak i łagodnej, ale powierzającej wychowanie dziecka mężu, matki, pierwszej damy, nie są dla nich czymś nowym, z czym mogliby sobie nie dać rady. Tak więc pora na podsumowanie. Obraz Andy Cadiffa pod tytułem "Chasing Liberty" to udana produkcja, warta uwagi. Film polecam zarówno młodszej części publiczności, która dopiero rozpoczyna swoje "filmowe podboje", jak i starszym, dorosłym już widzom, ponieważ każdy znajdzie w nim coś dla siebie i nie będzie żałował poświęconego na niego czasu.