Film <b>"<a href="fbinfo.xml?aa=4770" class="text">Buffalo Soldiers</a>"</b> mimo, iż został nakręcony 2 lata temu, dopiero w lipcu tego roku doczekał się oficjalnej premiery. Powód? Oficjalnie
Film "Buffalo Soldiers" mimo, iż został nakręcony 2 lata temu, dopiero w lipcu tego roku doczekał się oficjalnej premiery. Powód? Oficjalnie mówi się, iż dystrybutor - firma Miramax, bo zamachach z 11 września nie chciała wprowadzać do kin obrazu, który w sposób bardzo krytyczny pokazuje amerykańskich żołnierzy. Akcja filmu rozgrywa się w roku 1989 w amerykańskiej bazie wojskowej zlokalizowanej w Berlinie Zachodnim. Komunizm chyli się ku upadkowi, rządy upadają, ale żołnierze zajęci grą w piłkę, narkotykami i imprezkami nie zdają sobie z tego sprawy (część z nich nie nawet, gdzie jest Berlin). W tym chaosie jak ryba w wodzie czuje się zaopatrzeniowiec Ray Elwood, który za plecami przełożonych sprzedaje wyposażenie armii na czarnym rynku. Niestety, dobre czasu Elwooda kończą się z chwilą przybycia do bazy sierżanta Lee, którego zadaniem jest zaprowadzenie porządku w jednostce. Ray jednak nie zamierza podać się bez walki. Chcąc zemścić się na przełożonym uwodzi jego córkę... "Buffalo Soldiers" to film, który ma potencjał i gdyby jego twórcom nie zabrakło pomysłów mógłby stać się współczesną odpowiedzią na "M*A*S*H", czy "Paragraf 22". Niestety, tak się nie stało. Zaczyna się nieźle. Przez pierwszych 30 minut film ogląda się z autentycznym zainteresowaniem. Cyniczny, ale jednocześnie zabawny wizerunek amerykańskiej armii to rzecz, której w naszym kinie od dawna nie widzieliśmy. To wszystko jednak kończy się wraz z rewelacyjną sceną manewrów czołgowych. Później film zaczyna się rwać i sprawia wrażenie, jakby reżyser sam nie wiedział, jaki obraz ma zamiar nakręcić. Wątek kryminalny przeplata się z romansem, komedia z dramatem, a całość pogrąża patetyczna końcówka, która pasuje do reszty jak przysłowiowa pięść do oka. Sytuację ratują aktorzy i to głównie dzięki nim "Buffalo Soldiers" ogląda się w sumie nieźle. Ray Elwood w wykonaniu Joaquina Phoenixa jest taki, jak być powinien: cyniczny, bezczelny, ale nie sposób go nie lubić. Broni się także Ed Harris, który wcielił się w postać przełożonego głównego bohatera - pułkownika Bermana. Bezradny, zdominowany przez ambitną żonę wiarus, który nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w jego bazie wywoła uśmiech na twarzy każdego z widzów. "Buffalo Soldiers" to kolejny z filmów "straconej szansy". Mogło być dobrze, ale coś nie wyszło. Można obejrzeć, ale niekoniecznie w kinie.