Uwielbiam filmy takie jak "Bitwa o Anglię", "Bitwa o Midway" czy "Tora! Tora! Tora!". W porównaniu do tandetnego, pseudo-wojennego amerykańskiego kiczu filmowego o tytule "Pearl Harbor", te
Uwielbiam filmy takie jak "Bitwa o Anglię", "Bitwa o Midway" czy "Tora! Tora! Tora!". W porównaniu do tandetnego, pseudo-wojennego amerykańskiego kiczu filmowego o tytule "Pearl Harbor", te wcześniej wymienione filmy to rewelacyjne kino wojenne, kładące duży nacisk na walki powietrzne. Podobnie jest z muzyką - w przeciwieństwie do "Pearl Harbor" (gdyby nie świetny utwór "Tennesse", to byłby to soundtrack zwyczajnie... słaby - niestety Hans Zimmer nie podołał zadaniu stworzenia dobrej muzyki do tego rodzaju filmu) wszystkie charakteryzują się też świetną, klimatyczną wojenną muzyką, która od razu wprowadza w odpowiedni klimat wojennej zawieruchy. Muzykę do "Tora! Tora! Tora!" skomponował Jerry Goldsmith, do "Bitwy o Midway" – John Williams, zaś muzykę do "Bitwy o Anglię" stworzyli Ron Goodwin i William Walton. Tej ostatniej poświęcona będzie poniższa recenzja. Soundtrack składa się łącznie z 28 utworów, z których można wyróżnić trzy najważniejsze, przewijające się przez cały film melodie. Pierwsza i najważniejsza to "Battle Of Britain Theme" - świetna, dynamiczna, w pełni orkiestralna muzyka, która sprawi, że każdy chłopiec od razu zapragnie siąść za sterami Spitfire'a (IMO najpiękniejsza maszyna, jaką człowiek kiedykolwiek stworzył!) i rzucić się w wir powietrznej walki. Muzyka idealnie pasuje do dzikich powietrznych pojedynków, na których wzorował się George Lucas, kręcąc "Gwiezdne Wojny", i ogólnie – do klimatu podniebnych walk o Anglię. "Ace High March" to już zupełnie inna bajka, gdyż melodia ta towarzyszy… Niemcom. Na szczęście to prawdziwy film wojenny, a nie propagandowa gierka polityków, i Niemcy przedstawiani są tu normalnie. W współczesnym amerykańskim filmie ukazano by ich jako pozbawionych litości i uczuć zbrodniarzy, zaślepionych szaleńczą wizją panowania nad światem. W "Battle of Britain" to normalnie ludzie, tacy jak Anglicy, którzy podobnie jak oni chcą wygrać, mają swoje rodzinny i cele w życiu, do których dążą. "Ace High March" dobrze to podkreśla - to marsz, który idealnie pasuje do drugiej wojny światowej i do niemieckiej Luftwaffe, jednocześnie będąc melodią pozytywną, sympatyczną, której ciężko nie lubić. Taki marsz-marszyk. Trzecia z kluczowych melodii to "The Lull Before The Storm". Jest to muzyka miła, spokojna, wręcz sielankowa, jakby przecząca temu, że jest to film wojenny. Zresztą, jej tytuł mówi sam za siebie. "Work And Play" zaczyna się militarnymi, niepokojącymi brzmieniami, a potem przechodzi w sielankowa melodię, trochę podobną do tej w "The Lull Before The Storm". Wydźwięk tego jest oczywisty – niemiecka machina wojenna ruszyła, Luftwaffe szykuje się do inwazji, a w Anglii nikt tego nie spodziewa. Wszystkie pozostałe utwory to typowa wojenna muzyka, przez którą nieustannie przewijają się trzy najważniejsze motywy. Bez dobrze współpracuje z obrazem, idealnie dostosowując się do dynamiki i nastroju scen. Jednocześnie nie uświadczymy w niej nic z patosu, który wywoływał odruchy wymiotne w "Pearl Harbor". I Bogu dzięki! Dzięki temu nie jest to nieudolna próba oddania klimatu wojny, jak w owym filmowym wytworze Michaela Baya, lecz prawdziwa muzyka wojenna - i to pełną gębą! Jeśli lubicie klimaty drugiej wojny światowej, kręcą was tego typu filmy, lub gdy widzicie Spitfire'a, to kręci Wam się łezka w oku - już pewnie znacie tę muzykę i nie muszę jej polecać, bo popukalibyście się w czoło. A ci, którzy nie należą do tej grupy, a owej muzyki jeszcze nie słyszeli – również powinni się nią zainteresować. Warto. A jeśli podczas słuchania jednak złapie Was znużenie (niestety, płyta niejednokrotnie przynudza), to warto wrócić do dwóch pierwszych utworów. Mylicie się jednak, jeżeli po przeczytaniu tej recenzji pomyśleliście, że jest to najlepsza muzyka w tym filmie. Błąd. Najpiękniejszą muzyką w tym filmie jest ryk silników Spitfire'a... Mission completed, good work boys. We return to base. Over.