Recenzja filmu

Żużel (2020)
Dorota Kędzierzawska
Tomasz Ziętek
Jagoda Porębska

Ukryte lobby piłkarskie

Zazwyczaj nie recenzuję filmów, ale w tym wypadku poczucie troski o bliźniego zwyciężyło. Otóż w Polsce żyje ogromna rzesza fanów czarnego sportu, którzy poczują się w obowiązku obejrzeć
Zazwyczaj nie recenzuję filmów, ale w tym wypadku poczucie troski o bliźniego zwyciężyło. Otóż w Polsce żyje ogromna rzesza fanów czarnego sportu, którzy poczują się w obowiązku obejrzeć "Żużel" Doroty Kędzierzawskiej. Tym bardziej, że właśnie wjechał on, cały na szaro, na platformę Canal+ i jest tam dostępny bez dodatkowych opłat. Hmm... Ciekawe dlaczego? 

ZAKLINAM FANÓW SPEEDWAYA: NIE OGLĄDAJCIE TEGO POD ŻADNYM POZOREM! Nawet nie próbujcie zacząć, bo skończycie tak jak ja – miłośnik żużla, który po beznadziejnym początku filmu czekał z gasnącą z minuty na minutę nadzieją na cud. Nadzieją, że akcja się rozwinie, że może dotrą w końcu aktorzy, pojawią się jakieś emocje (inne niż wściekłość na siebie samego, że to oglądam), że jakaś historia wyskoczy znienacka zza żużlowej bandy. Oglądałem, czekałem i płakałem. A cud się nie zjawiał. Nie pojawił się żaden element, który nie pozwoliłby mi napisać tej recenzji. Przykro mi, bo twórcy "Żużla" pracowali nad tą produkcją aż kilka lat (!), ale jest to doskonały przykład antyfilmu, w którym położono chyba WSZYSTKO! A ponieważ dotrwałem do końca, po to żebyście Wy nie musieli, powiem Wam, co w tym filmie nie gra. Wiem, że łatwiej byłoby napisać co jest ok, ale skoro twórcy postanowili znęcać się nad widzami, wypuszczając swoje dzieło do dystrybucji, to trzeba sprawiedliwie im się odwdzięczyć.

Zacznijmy od tego, co w dobrym filmie powinno zaistnieć, czyli od opowiedzianej historii. Nie rozpisując się zbytnio, z czystym sumieniem można powiedzieć, że scenariusz w "Żużlu" po prostu odjechał. Pozostał jakiś zlepek historii luźno przyszytych do pięknego sportu. Nie wiadomo co jest osią wydarzeń i co do czego jest przyklejone, żeby uzupełnić resztę. Tak to jest jak się chce na siłę dopisać coś do popularnego tematu. 

Aktorzy? Najgłośniejsze nazwisko na liście płac to Wilczak. Paweł Wilczak. To chyba mówi wszystko. W jednej ze scen miał zapłakać. I zrobił to, tak mi się przynajmniej wydaje. I ja również natychmiast zapłakałem, chociaż to nie gra aktorska mnie wzruszyła. Reszta ekipy została chyba złapana w okolicy stadionu podczas pierwszych zdjęć. I nie mam tu na myśli statystów. Bo statyści, czyli kibice, czyli nieodłączny element budujący emocje na każdym meczu żużlowym, to w tym filmie szara papka wygenerowana komputerowo + kilka przebitek na te same, sztucznie zaangażowane twarze kilku aktorów z któregoś tam planu. No i oczywiście ksiądz. Bo przecież ksiądz jest obowiązkowym elementem wystroju w co drugim polskim filmie. A  zwłaszcza jak dzieło sponsoruje PISF.

Jedziemy dalej – wątek "romantyczny". No tak, rzeczywiście, jest coś na kształt historii miłosnej. Sprzątająca basen dziewczynka (oby była pełnoletnia) zadurzyła się w żużlowcu o jakże romantycznym imieniu Lowa. Przez litość nie będę opisywał ich miłosnych uniesień. Musicie mi uwierzyć na słowo, że jakość tego wątku jest na dokładnie tym samym poziomie, co cała reszta.

Teraz coś, co powinno być mocną stroną filmu o sporcie ekstremalnym, czyli zdjęcia. Miałem spore nadzieje, że chociaż tego elementu sztuki filmowej twórcy nie położą. Tym bardziej, że obserwowałem ich backstage ze studia Centrum Technologii Audiowizualnych i making of ze zdjęć na stadionie. Wyglądało to obiecująco. I to właśnie filmowy zapis kulisów pracy operatora kamery zawieszonej na quadzie i surowe ujęcia nagrane podczas zdjęć realizowanych w ten sposób, to NAJLEPSZE, co pozostanie po filmie "Żużel". Niestety, będzie to jedyny pozytyw, jaki wniesie do rozwoju polskiej kinematografii produkcja ekipy pod dowództwem Doroty Kędzierzawskiej i Artura Reinharta. Niestety, te jedyne w swoim rodzaju ujęcia zostały w postprodukcji skutecznie zarżnięte koszmarnymi efektami, kiepskim color gradingiem i słabym montażem. 

Nie wypada też nie wspomnieć o dźwięku, bo o tym również nie można napisać wiele dobrego. Jak to w polskim filmie bywa, spora część dialogów czy głosów z tła jest po prostu niezrozumiała. I nie ma tu znaczenia, czy są to rozmowy rajderów w parku maszyn, czy głos spikera na stadionie, czy tekst mówiony przez małego blondaska, który nie wiadomo po co puka w szybkę i coś tam sobie pokrzykuje i monologuje pod nosem. Słabizna bez względu na to, czym się tego słucha. Rozumiem natomiast, że przeniesienie symfonii dźwięków z ryczącego setkami koni toru i kipiącego od emocji stadionu czy parku maszyn po prostu przerosło dźwiękowców. I nie mam im tego za złe, bo to było zadanie z cyklu mission impossible. Natomiast cała reszta dźwięku i efektów jest po prostu słaba. Łącznie z żałosną pioseneczką "Czarny sport", za odśpiewanie której Janusz Panasewicz musiał dostać sowite odszkodowanie. Powinno być na tyle duże, aby wystarczyło mu na późniejsze sesje z terapeutą pomagającym leczyć zawodowe traumy.

Zastanawiam się, czy popełniający ten obraz byli choć raz na pełnym emocji wydarzeniu, jakim jest każde spotkanie żużlowe? Ponoć byli. Jeśli to prawda, to podejrzewam, że im ktoś bardzo wysoki z niższych rzędów zasłonił cały spektakl. Bo przecież każdy, kto miał okazję chociaż raz spojrzeć na ten sport z bliska, choćby nie był fanem żużla, to musi przyznać, że klimatu i emocji na stadionach żużlowych akurat nie brakuje. I że jest to temat na wspaniałe widowisko filmowe oparte na, często dramatycznych i jakże ciekawych, losach współczesnych gladiatorów, którzy w każdym biegu, ryzykując zdrowie, a nawet życie, dają z siebie wszystko.

Daleki jestem od głoszenie teorii spiskowych, ale po dotrwaniu do dziwnego końca słabego pod każdym względem filmu zaczynam podejrzewać, że autorzy tej klęski byli sponsorowani przez... lobby piłkarskie. Lobby, które rywalizując z popularnością speedwaya, zapragnęło zohydzić piękno speedwaya wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji poczuć na własnej skórze czym jest magia czarnego sportu. I chyba, o zgrozo, im się udało.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Żużel
Żebyście się nie poparzyli! Nawet jeśli mariaż autorskiego kina z gatunkiem wydaje Wam się frapującym... czytaj więcej