Recenzja filmu

Ślepa furia (1989)
Phillip Noyce
Rutger Hauer
Brandon Call

Hauer, honor, rozrywka

Z uśmiechem obserwujemy, jak raz za razem Rutger Hauer jest wystawiany na próbę przez ignoranckich przeciwników, by za chwilę sprać im tyłki. Takie kino to coś, co tygrysy lubią najbardziej.
Jaki rodzaj kina jest najlepszy? Które filmy zasługują na takie miano? Na przestrzeni lat powstała cała masa różnorakich list zawierających najwybitniejsze tytuły w historii. Są one na ogół tworzone przez krytyków lub też samych filmowców. Czy jednak widzowie podzielają te wybory? Które produkcję są dla nich najważniejsze? Kino to forma rozrywki. Można zatem powiedzieć, że to powinno być kluczowe kryterium podczas wyboru topowych obrazów. Najlepsze są bowiem te filmy, które dostarczają najwięcej zabawy, angażują uwagę widza i sprawiają, że czuje on satysfakcję z oglądania. Takie, które można oglądać za każdym razem, gdy pojawia się w tv, nawet jeśli widzieliśmy jej już nieraz. Mimo to śledzimy akcję tak, jakbyśmy robili to pierwszy raz. Jednym z takich dzieł jest bez wątpienia "Ślepa furia" z 1989 roku.



Nick Parker (Rutger Hauer) jest weteranem wojny w Wietnamie. To tam właśnie stracił na skutek eksplozji wzrok. Trafił do jednej z wiosek, gdzie doszedł do siebie oraz został wytrenowany przez tubylców w sztuce posługiwania się mieczem. 20 lat później Nick próbuje odnaleźć swojego dawnego kompana z wojska. Trafia do jego domu, gdzie poznaje jego byłą żonę Lynn (Meg Foster) oraz syna Billy'ego (Brandon Call). Okazuje się, że dawny kolega zniknął, a na jego tropie są skorumpowani policjanci. Porywają oni Billy'ego i śmiertelnie ranią Lynn. Nick staje w ich obronie i ratuje chłopca. W ostatnich słowach jego matka zdradza Nickowi, że ojciec chłopaka przebywa obecnie w mieście Reno w Nevadzie.



Publika uwielbia kino akcji. Sensacja to jest to, co ją podnieca. I rzeczywiście dobry akcyjniak nie jest zły. Niestety większość z nich to generyczne obrazy, w których sceny bijatyk, strzelanin i pościgów są monotonne i służą niejako jako zapychacze dla fabuły. "Ślepa furia" wyróżnia się na tym tle, oferując zupełnie inne podejście. Mamy tu otóż do czynienia z niewidomym człowiekiem, którego orężem jest miecz. Już same te słowa brzmią epicko, będąc obietnicą nie lada atrakcji. Jest to jeden z bardziej ikonicznych pomysłów wyjściowych, jakie można napotkać w kinie sensacyjnym. Produkcja odwołuje się do pierwotnych męskich, a właściwie nastoletnich, instynktów. Dlatego tak dobrze przemawia do określonej grupy odbiorców. To w istocie film o super bohaterze, którego  moce są tak niesamowite, że wydają się nierealne. Z uśmiechem obserwujemy, jak raz za razem Rutger Hauer jest wystawiany na próbę przez ignoranckich przeciwników, by za chwilę sprać im tyłki. Takie kino to coś, co tygrysy lubią najbardziej.



Trudno wyobrazić sobie aktora, który lepiej nadawałby się do roli niewidomego samuraja niż Rutger Hauer. Ten holenderski aktor zasłynął z odtwarzania postaci, którym nikt nie mógł podskoczyć. W encyklopedii obok hasła bad-ass powinno widnieć zdjęcia właśnie tego aktora. W "Ślepej furii" to apogeum tego stanu. Idealnie wciela się on w rolę człowieka doświadczonego przez los, lecz opanowanego i emanującego spokojem oraz dobrocią. Siła jest niczym bez kontroli, a Hauer ma wszystko pod kontrolą w każdej sytuacji. Nie jest to jednak tylko film o wymachiwanie mieczem. Pod płaszczykiem akcji mamy tu prosty przekaz o lojalności, honorze, odpowiedzialność oraz braterstwie. Bohater jest też zwyczajnie dobry. Nie jest postacią niejednoznaczną, ale czystą jak łza. Jest przy tym jednak szorstki i niewymyślny co nadaje mu charyzmy. Dzieło reżysera Phillipa Noyce to kino sensacyjne najwyższej próby serwujące efektowne sekwencje walk, kultowe teksty i sceny oraz sporą dawkę humoru. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana kina nie do końca poważnego.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?