"W objęciach węża" – choć aspiracje reżysera sięgają znacznie wyżej – sprawdza się także jako wciągające kino przygodowe. Kontekst gatunkowy dostarcza atrakcyjnego kostiumu dla niezwykle
"W objęciach węża" rzuca na widza czar i wprowadza go w długotrwały trans. Film Ciro Guerry hipnotyzuje zwłaszcza pięknem czarno–białych kadrów. Portretowana na ekranie podróż w głąb amazońskiej dżungli nie będzie jednak ani komfortowa, ani bezpieczna. Guerra zaprasza nas na wędrówkę po piekle urządzonym tubylcom przez przedstawicieli zachodniej cywilizacji.
Centro Nacional Autónomo de Cinematografía (CNAC) (I)
MC Producciones
Dago García Producciones
Ciudad Lunar Producciones
Film kolumbijskiego reżysera zaczyna się jak jedno z dawnych dzieł Wernera Herzoga. Na jego bohaterów wyrastają naukowcy przybywający w egzotyczne rejony w poszukiwaniu yakruny – halucynogennej rośliny pełniącej funkcje lecznicze. "W objęciach węża" szybko porzuca jednak tę perspektywę i przestaje być romantyczną z ducha opowieścią o śmiałkach, którzy – przy pomocy sił natury – pragną pokonać tkwiące w sobie ograniczenia. Guerra w większym stopniu skupia się na postaci Karamakate – szamana i przewodnika po amazońskiej dżungli. Podczas tych wędrówek mężczyzna staje się świadkiem upadku swojego ludu, sprowokowanego przez działania białego człowieka.
Aby podkreślić ciągłość tego procesu, Guerra miesza dwa plany czasowe. Karamakate daje nam się poznać zarówno jako młodzieniec, jak i dojrzały mężczyzna. Na przestrzeni lat nie zmienia się jego rola – melancholijnego obserwatora świata, który zmierza ku końcowi. Organizowane z udziałem Karamakate podróże w nieznane mają w sobie element tajemniczości, chwilami nawet grozy. Dzięki temu "W objęciach węża" – choć aspiracje reżysera sięgają znacznie wyżej – sprawdza się także jako wciągające kino przygodowe.
Centro Nacional Autónomo de Cinematografía (CNAC) (I)
MC Producciones
Dago García Producciones
Ciudad Lunar Producciones
Kontekst gatunkowy dostarcza atrakcyjnego kostiumu dla niezwykle gorzkiego przesłania. Kolumbijski twórca przyznaje wprost, że "W objęciach…" zrodziło się ze zmęczenia zachodnim stylem życia i chęci skonfrontowania się z przeszłością ojczyzny. W swoim filmie Guerra pokazuje choćby dramat Indian zmuszonych do niewolniczej pracy na plantacji kauczuku. Największe wrażenie robi jednak wątek kultu praktykowanego w sercu dżungli przez zdegenerowanego misjonarza i jego popleczników. Reżyser wnikliwie portretuje obrzędy przypominające okrutną parodię katolickich rytuałów. Gdy się na nie spogląda, można odnieść wrażenie, że kinu dawno już nie udało się dotrzeć tak blisko dantejskiego "Piekła".
Sceny przedstawiające działanie kultu wydają się tak istotne również dlatego, że pokazują zgubne konsekwencje narzucania tubylcom zachodniego systemu wartości i wzorców zachowań. Staje się jasne, że biali, wkraczający na nowe terytoria z hasłami postępu, okazali się barbarzyńcami prowadzącymi do upadku innych kultur. Z tkwiącej w tym geście arogancji stopniowo zaczynają zdawać sobie sprawę przemierzający Amazonię naukowcy. Ekscytująca podróż w poszukiwaniu yakruny okazuje się zatem dla nich czymś w rodzaju narkotycznego bad tripu. Jednocześnie jednak stanowi pretekst dla lekcji pokory i pochwały ostatnich przejawów ginącej różnorodności. Sugestywność filmowej wizji sprawia, że podobnego oczyszczenia mogą doznać także widzowie "W objęciach węża".
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu