Jak to możliwe, że aktorka kończy filmowkę a bełkocze. Starsze pokolenie aktorów, jak np. Piotr Fronczewski, gdy mówiło to było słychać każdą literę. Teraz to na ekranie jeden wielki bełkot. Można pomyśleć, że wzięli ją z ulicy, gdy sprzedawała warzywa na straganie.
Anna Dymna to była najładniejsza panna na wschód od Odry, wszyscy się w niej kochali, było to bardzo wiarygodne, że jakiś przystojny szlachcic chciał dla niej wszystko porzucić...
a Maria Kowalska?
szara myszka o urodzie zakonnicy, za którą pies z kulawą nogą by się nie obejrzał na ulicy...
jak ona dostała tę...
Tak żeby dodać kolejną aktorkę do budującego się tu porównania, to mimika Kowalskiej przypomina mi młodą Laurę Dern w Blue Velvet.