Jednakże nie koniecznie pasowała do roli Dony Noble w Doctorze Who...Grała ją bardzo
dobrze, ale chyba reżyser trochę się pomylił tworząc jej osobowość, jednakże w duecie z
Tennat'em wyglądało to całkiem ciekawie.
Co rozumiesz przez "pomylił się tworząc jej osobowość"? Jestem ciekawa, bo mi nic tam nie zgrzytało.
Ja miałam wręcz odwrotne wrażenie - była tam rewelacyjna. Najlepsza ze wszystkich towarzyszek nowych serii. Billie Piper trochę za bardzo się wdzięczyła, a Freema była sztywna. Obie dziewczyny były trochę sztuczne, za to Catherine była wyjątkowo charyzmatyczna i mnie ujęła tą rolą. Była prawdziwa. Nie specjalnie piękna, ale też nie brzydka, wystraszona, niezdecydowana, kiedy było trzeba konkretna, zabawna, czasem głupia, czasem zadziwiająco mądra. Jak to w życiu. I dobrze to zagrała, bo jej uwierzyłam.
(Nie chcę obrażać fanów, bardzo lubię Rose i Marthę, uroniłam przy serialu niejedną łzę oglądając odcinki z nimi :) )
Och, żeby to była tylko jedna łza [a nie potoki]:) Jestem w trakcie oglądania 5 serii, więc nie wyrobiłam sobie jeszcze do końca zdania o Amy, ale Donna jest dla mnie jednym z najlepszych towarzyszy nowego Doktora i Catherine jest moim zdaniem perfekcyjna w tej roli, tym bardziej że scenarzyści trochę ją złagodzili w 4 serii w stosunku do tej Donny z Runaway Bride
Amy mi się mniej podoba niestety. Jest mało charyzmatyczna i ciągle robi tą samą minę. Dużo bardziej podoba mi się "the pretty one" Rory :D Choć Amy, jak każda z towarzyszek doktora ma swój urok i historię poprowadzoną tak, że nie da się nie odczuwać sympatii do tej postaci :). Szczególnie po odcinku "the girl who waited"
no właśnie internet jest pełen zachwytów nt. Rory'ego, a dla mnie wciąż jest trochę odmianą Micky'ego. Ale ciągle ma u mnie duży kredyt zaufania, więc zobaczymy.
Ciekawe, że obydwa rudzielce, które się pojawiły [Donna i Amy] mają w sobie coś takiego, że przyciągają równoległe wszechświaty i inne dziwne zjawiska związane z czasem [timey-wimey]
Co by to było gdyby doktor (w końcu) był rudy? :D
Nie patrzyłam na Rory'ego nigdy pod kątem Micky'ego. Może dlatego, że Micky od początku był takim przydupasem Rose, oni się niby spotykali, ale to nie było tak poważne, był zawsze na drugim planie. O Rorym od pierwszego odcinka wiemy, że biorą ślub, to zupełnie inna sytuacja. Jest co prawda trochę ofermą, ale od początku odgrywa dużą rolę w fabule i bez niego wszystkie przyszłe wydarzenia też nie miałyby sensu. Rory i Amy to parka podróżująca z doktorem i między innymi dlatego Amy nie pasuje mi na towarzyszkę doktora. Jako małżeństwo są za to rewelacyjni :). Podoba mi się taka zmiana koncepcji.
ha, rudy Doktor przyciągający [jeszcze więcej] różnych dziwnych wydarzeń, to by było combo:)
a w sprawie A&R-to trochę (trochę) tak jak z naszym trio z Harry'ego Pottera: mamy głównego (czy bardziej tytułowego) bohatera i parę [dosłownie] przyjaciół, którzy mają z nim różne przygody, zamiast Głównej Pary i zabawnego przyjaciela.
Ach, no nic, będę obserwować Rory'ego w poszukiwaniu zmian:)